18 maja 2018

Stypendium~cz.18 [Felix&Hyunjin]

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17



                  Leżałem w łóżku z Felixem, czując jak ten całuje mnie po nagich plecach. Właśnie skończyliśmy się kochać, jednak przez ostatnie wydarzenia, nie potrafiłem czerpać z tego przyjemności. W głowie miałem jedynie obraz Chana i Jikyo.
- Będę uciekał do domu. - westchnąłem, przekręcając się na plecy.
- Już? 
- Jest późno.
- Nie podobało ci się? - pocałowałem Felixa w czoło, wymuszając uśmiech.
- Byłeś świetny.
- Lubię takie komplementy. - mruknął, wbijając się w moje wargi - Wiesz co?
- Hm?
- Miałeś rację... potrzebowałem tego. Chociaż na chwilę zapomniałem o Jikyo. - westchnąłem, głaszcząc go po rozgrzanym policzku.
- To już trzeci tydzień.. 
- Myślisz, że się znajdzie?
- Oczywiście, że tak. Jestem pewien, że niedługo do nas wróci. - chłopak chwycił za moją dłoń, delikatnie ją całując.
- Zostań ze mną na noc. Nie chcę być sam. - jak mam być szczery, wcale mi się to nie uśmiecha. Nie potrafię normalnie funkcjonować przy moim chłopaku. Cały czas mam przed oczami to, co robiłem z Chanem, podczas gdy Felix odchodził od zmysłów, martwiąc się o Jikyo i o mnie..
- Powinienem wrócić do domu. 
- Hyunjinnie?
- Tak?
- Co się z tobą ostatnio dzieje?
- Nie rozumiem..
- Coś cię gryzie. Myślisz, że tego nie widzę? - przysunąłem się bliżej chłopaka, czując jak ten przywiera wargami do mojego czoła.
- Martwię się o Jikyo... to mi nie daje spokoju.
- Na pewno chodzi tylko o to? - zamyśliłem się, czując na ciele silne, męskie dłonie Chana - Hyunjin..
- Tak... tylko o to. - szepnąłem, głaszcząc go po klatce piersiowej - Chociaż... boję się też o twoje relacje z Chanem... o to, że ostatnio nie mamy kontaktu z Minho i Woojinem... Brakuje mi tego wszystkiego.
- Wiesz... odkąd Jikyo zaginął, bardzo dużo myślałem o nim i o Chanie.
- Tak? I jak?
- Obiecuję, że jak tylko Jikyo się odnajdzie, dam mu wolną rękę, jeśli chodzi o Chana. - Chan, Chan, Chan... nie mogę już tego słuchać. Na samą myśl o nim, mam ochotę się rozpłakać, dać mu w twarz i powiedzieć o wszystkim Felixowi. Chociaż... znowu zrzucam winę tylko i wyłącznie na niego, a tak naprawdę zawiniłem równie mocno, co on - Co o tym myślisz?
- Jikyo na pewno będzie bardzo go potrzebował.. - usiadłem przecierając twarz dłońmi. Felix zaczął drapać mnie po plecach, głęboko przy tym wzdychając.
- Jednak uciekasz?
- Nie, zostanę... pójdę się tylko przewietrzyć. - wstałem z łóżka, szukając swoich ubrań.
- Przewietrzyć?
- Tak. - nałożyłem bokserki oraz koszulkę, zerkając na chłopaka - Masz jeszcze papierosy, prawda? - Felix zmarszczył brwi, po czym usiadł, lekko się uśmiechając.
- Mówi się, że papieros najlepiej smakuje po seksie. 
- Przestań. - prychnąłem, nakładając spodnie.
- Nawet jakbym miał, to bym ci nie dał. Nie będziesz się truć. - Felix chwycił mnie za biodra, po czym przyciągnął mnie do siebie, całując mnie w brzuch - Miałeś się przewietrzyć, a nie wciągać jakieś gówno. 
- Dobrze już... nie pouczaj mnie. - pocałowałem go w głowę, ruszając w stronę drzwi - Za chwilę przyjdę.
- Tylko kurtkę weź. Znowu pada. 
- Dobrze. - ruszyłem pustym, ciemnym, potwornie cichym domem. Pan Lee siedzi w pracy od rana do nocy, a w nocy spotyka się z wynajętymi detektywami, z policją i rozmyśla, co zrobić, by znaleźć swojego syna. Ten dom, mimo że składał się jedynie z trzech osób, zawsze tętnił życiem. Jikyo wnosił tu najwięcej uśmiechu i pozytywnej energii, a teraz? Cisza... przerażająca cisza i pustka. Felix i jego ojciec totalnie się od siebie odsunęli. Pan Lee jest tak pochłonięty odnalezieniem 14-latka, że zupełnie zapomniał o tym, że ma jeszcze drugie dziecko. Rzeczywiście jedynym wsparciem Felixa jestem tylko ja... nie mogę go zawieść. Wyszedłem na podwórko, wbijając wzrok w ciemne, płaczące niebo. Czasem mam wrażenie, że niebo tęskni za Jikyo równie mocno, co my. Odkąd zaginął, non stop pada... dzień w dzień od rana do nocy, przez całą noc aż do poranka.. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach my młodzi, wbrew pozorom, mamy bardzo ciężko. Tyczy się to szkoły, przyszłej pracy, relacji z rówieśnikami, jakiejś takiej pogoni za marzeniami i niespełnionymi ambicjami. Co z tego, że żyjemy w dobie laptopów, super smartfonów i internetu, jak to wszystko między innymi, prowadzi nas do zguby. Na swoim przykładzie mogę śmiało powiedzieć, że nie potrzebuję tego wszystkiego. Chciałbym jedynie żyć w zgodzie z samym sobą i własnym sumieniem. Chciałbym powiedzieć o wszystkim Felixowi i ponieść wszelkie konsekwencje. Chciałbym znów zobaczyć uśmiechniętego Jikyo i widzieć, jak bardzo szczęśliwy jest z Chanem. Chciałbym znowu chodzić na obiady z Minho i wygłupiać się z Woojinem. Czy ja naprawdę pragnę od życia tak wiele?
Westchnąłem, wbijając wzrok w szumiący pod wpływem deszczu, ciemny ogród. Jedyne, towarzyszące mi światło dobiegało z ulicy, oświetlając mokry, uliczny beton. Przygryzłem wargę, słysząc jadące gdzieś w oddali auto. W sumie dość dziwne. Odkąd jestem z Felixem, jestem tutaj praktycznie codziennie i jeszcze ani razu nie widziałem i nie słyszałem tu samochodu. Dom mojego chłopaka schowany jest w dość wąskim paśmie uliczek i naprawdę ciężko szarżować tutaj autem. Ten samochód jechał wyjątkowo szybko. Słyszałem, że opony piszczały na każdym zakręcie, a uwierzcie mi.. bardzo łatwo tu o wypadek, jeszcze w taką pogodę. Narzuciłem kaptur na głowę, idąc w kierunku furtki, kiedy ujrzałem sportowe, czarne auto, jadące dosłownie z prędkością światła. Kiedy przejeżdżało obok domu Felixa, nawet nie zwolniło. W pewnym momencie jego drzwi otworzyły się, a z samochodu wytoczyło się na ulice drobne, ubrane w czarne rzeczy ciało. Zamurowało mnie. Przestraszyłem się, że to coś w rodzaju gangsterskich potyczek, których jestem świadkiem i teraz te kryminały będą nękać i zastraszać mnie. Tak samo szybko, jak samochód się pojawił, równie szybko zniknął między domami. Wziąłem głęboki oddech, nie odrywając wzroku od ciała, które nawet nie drgnęło. Nie potrafię nawet opisać ogromnego strachu, jaki mi wtedy towarzyszył. Wyjąłem z kurtki telefon, wybierając numer Felixa.
- No co tak długo?
- Wyjdź na dwór. - szepnąłem, z trudem łapiąc oddech.
- Po co?
- Felix, ktoś tu jest... 
- Gdzie? W ogrodzie?
- Nie... ktoś leży na ulicy..
- Co?
- Na ulicy... nie rusza się. On... Felix, on wypadł z samochodu.. 
- Poczekaj, nic nie rób. - po kilku sekundach ujrzałem światło odbijające się od ogrodowego chodnika. Nie mogłem oderwać wzroku od osoby leżącej na ulicy. Scena jak z horroru. Co jak do niego podejdziemy, a ktoś wyskoczy zza rogu i nas zastrzeli? Może to tylko pułapka? - Hyunjin, co ty..
- Tam. - szepnąłem, wskazując na ulicę.
- Co jest.. - Felix wyszedł zza ogromnego krzaka, wpatrując się w czarną postać.
- Ktoś go wyrzucił z samochodu.. - chwyciłem chłopaka za rękę, ukrywając go za rośliną - Boję się... wiesz, jak to wyglądało? 
- Jikyo..
- Co? - otworzyłem szerzej oczy, czując mocniejsze bicie serca.
- To może być Jikyo. - bez chwili namysłu, chłopak wybiegł na ulicę, podbiegając do nieznajomej osoby.
- Felix! - ruszyłem za nim, czując jak ze strachu nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Przewyższało to moje jakiekolwiek fantazje czy wyobrażenia.
- Boże.. - otworzyłem szeroko usta, widząc zanoszącego się płaczem Felixa. Miał rację...  Z samochodu został wyrzucony wychudzony, pobity 14-latek - Jikyo... boże, ty żyjesz.. - Felix nie wiedział co robi. Jego trzęsące się dłonie błądziły po jego twarzy i ciele, a z oczu toczyły się łzy, tak mocno, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miałem pojęcia, co robić. Nie wiem, co czułem.. To wszystko działo się tak nagle... za szybko. Twarz Jikyo była cała posiniaczona, a oczy tak szeroko otwarte, jakby był na silnych prochach. Klęknąłem obok Felixa, przyglądając się uważnie 14-latkowi. Żołądek podszedł mi do gardła. Wyglądał strasznie... nie jestem w stanie opisać tego widoku - Jikyo, poznajesz mnie? Hej, braciszku.. 
- Do domu.. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, biorąc go na ręce - Weź... zadzwoń do ojca.
- On się znalazł.. 
- Felix! Zadzwoń do ojca, coś jest nie tak! - popłakałem się. Przerosło mnie to. Nie mam pojęcia, czy Jikyo był w tak ogromnym szoku, czy rzeczywiście czegoś się nabrał. Jak go podniosłem, nie poczułem absolutnie niczego. Był leciutki jak piórko, mimo tego, że był totalnie bezwładny - Dzwoń do cholery! - ruszyłem z Jikyo do domu. Nogi co chwilę uginały się pode mną, odmawiając mi posłuszeństwa. Położyłem chłopaka w salonie, głaszcząc go po mokrej od deszczu twarzy - Jikyo, słyszysz mnie? - oczy nastolatka błądziły po pokoju bardzo szybko i bardzo nerwowo. Ten widok przyprawiał mnie o gęsią skórkę - To ja, Hyunjin, poznajesz? Jesteś bezpieczny, spokojnie. 
- Hyunjin!
- Tutaj. - mój chłopak kucnął obok kanapy, wtulając się w klatkę piersiową 14-latka - Dzwoniłeś po ojca?
- Co?
- Dzwoniłeś po waszego ojca? Obudź się do cholery.
- Nie. 
- Kurwa mać. - syknąłem, wybierając do niego numer. Gdy powiadomiłem go o tym, co się stało, zadzwoniłem na policję i po karetkę. Miałem złe przeczucia, co do stanu zdrowia Jikyo. Może to rzeczywiście efekt tego, że trzy tygodnie był Bóg wie gdzie, z nie wiadomo jakimi ludźmi, którzy ewidentnie go krzywdzili... może to szok i ogromny strach? - Felix, rękawy. 
- Co?
- Podwiń jego rękawy. 
- Po co? - westchnąłem, po czym kucnąłem obok 14-latka, podwijając rękawy jego przemoczonej, brudnej bluzy. To, co zobaczyłem, przyprawiło mnie o dreszcze i mdłości - O matko.. - ewidentnie ktoś chciał uciszyć go narkotykami. Jego ręce były całe pokłute, posiniaczone, miejscami napuchnięte... okropny widok - Kto ci to zrobił? - szepnął Felix, głaszcząc chłopaka po twarzy - Maluszku.. 
- On nie wie, co się dzieje. - pocałowałem Felixa w głowę, głaszcząc go po ramieniu. Co za bydle tak potraktowało Jikyo? Jak można tak potraktować bezbronnego, niezwykle uroczego i pałającego do wszystkich miłością, 14-latka? Czym on zawinił? Ewidentnie nie został porwany dla okupu... nikt nie odezwał się do ojca chłopaków z zażądaniem pieniędzy. O co tu kuźwa chodzi? Pewnie osoba kierująca naszymi wszystkimi nieszczęściami, bardzo dobrze bawi się, patrząc na nasze ciągłe zagubienie, strach i zwątpienie...


*

                       Jikyo został przewieziony do szpitala. Tak, jak mówiłem... Ktoś ładował w niego narkotyki i to w tak kolosalnej ilości, że to, że Jikyo żyje, zostało uznane przez lekarzy za cud. 
Dochodziła piąta rano. Całą noc siedziałem z Felixem na korytarzu, czuwając pod salą, w której leżał chłopak. Ich ojciec siedział przy łóżku Jikyo, głaszcząc go przez całą noc po głowie. Zmęczony do granic możliwości, przyniosłem kawę dla siebie i Felixa, wręczając mu jedną.
- Skarbie..
- Dzięki. - chłopak westchnął, upijając łyk napoju.
- Jak się czujesz?
- Dużo lepiej. - odetchnął, zerkając na mnie - Najważniejsze, że Jikyo jest już z nami. - usiadłem obok niego, łapiąc go za rękę.
- Jestem strasznie ciekawy, kto go porwał i dlaczego.
- Ja też. Przysięgam, że zabiję sukinsyna.. 
- Przestań. Zostaw to policji.
- Nie Hyunjin... ktoś porwał mojego małego braciszka... bił go, znęcał się nad nim i faszerował prochami jak jakąś świnię. Zabiję skurwiela..
- Uspokój się. - przytuliłem chłopaka, głaszcząc go po głowie - Nie denerwuj się, proszę cię. - Felix pocałował mnie w ucho, pociągając nosem.
- Dziękuję, że mnie ciągle wspierasz. 
- Od tego mnie masz Felix. - pocałowałem chłopaka, lekko się uśmiechając. Wtedy też usłyszałem za plecami czyjeś kroki.
- Chan.. 
- Cześć. - odwróciłem się, widząc zasapanego przyjaciela. Moje serce zaczęło tak mocno bić, a twarz pokryła się takim rumieńcem, że nie wiedziałem, jak powinienem się zachować - Gdzie on jest?
- Tutaj w sali... pewnie śpi. - Chan usiadł obok nas, głęboko oddychając.
- Wasz ojciec napisał mi sms'a. Sam wrócił do domu?
- Nie.. ktoś go wyrzucił pod domem.
- Co?
- Hyunjinnie, opowiedz. - przełknąłem z trudem ślinę, uciekając wzrokiem od Chana.
- Wyszedłem na dwór i.. wtedy pod dom podjechało jakieś czarne auto i.. ktoś go wyrzucił na ulicę.
- Jakie auto?
- Nie wiem... czarne, sportowe auto. Byłem w takim szoku, że nawet się nie przyglądałem.
- Nie zapamiętałeś rejestracji? Boże, Hyunjin..
- Nie miej do mnie pretensji, do cholery! Byłem w szoku, nie myślałem o takich rzeczach! - wydarłem się na Chana, odchodząc od chłopaków. Nie jestem w stanie przy nim przebywać i z nim rozmawiać. Krępuje mnie to i nie wiem, jak mam się zachować, by Felix nie nabrał żadnych podejrzeń. To dla mnie zbyt ciężkie..
- Hyunjin, co z tobą? - oparłem się o parapet, słysząc za sobą niski głos Chana. Nie mogłem nawet na niego spojrzeć - Chodzi o to, co zrobiliśmy?
- Zamknij się. - syknąłem, wyglądając zza ściany, czy aby na pewno nie usłyszy nas Felix.
- Nie usłyszy nas. - przyjaciel westchnął, podchodząc bliżej mnie - Będziesz mnie teraz unikać?
- Nie unikam cię.
- Zachowujesz się przy mnie jak głupek... wyluzuj. 
- Łatwo ci mówić. To nie ty zdradziłeś swojego chłopaka.
- Hyunjin, nie zdradziłeś go... do niczego między nami nie doszło. 
- Całowaliśmy się. - warknąłem, przecierając zmęczoną twarz - Poza tym chciałem się z tobą przespać.
- Ale tego nie zrobiłeś... Zapomnijmy o tym. 
- Nie mogę..
- Jak tak dalej pójdzie, to Felix się domyśli, że coś jest nie tak.
- Już pyta.
- Sam widzisz. - chłopak złapał mnie za ramiona, zmuszając mnie do spojrzenia na niego - Kochasz Felixa? - skinąłem jedynie głową, potwierdzając jego słowa - To zapomnij o tym, co się stało, bo w końcu się wygadasz i go stracisz... Felix brzydzi się zdradą.
- Wiem. - szepnąłem, spuszczając wzrok.
- Zapomnij o tym... Jikyo się znalazł i to jest teraz dla nas najważniejsze. Dajmy mu teraz sto procent swojej uwagi, okej? 
- W porządku. - westchnąłem, wracając do mojego chłopaka.
- Wszystko okej? - Felix objął mnie, całując mnie w policzek.
- Tak... przepraszam, to z nerwów. 
- Spokojnie skarbie. - wylądowałem w ramionach blondyna, czując się jak skończony śmieć. Nie wiem jak długo będę umiał tak kłamać. Czuję, że prędzej czy później się wygadam. Nie potrafię go okłamywać... obiecaliśmy przecież sobie, że będziemy ze sobą szczerzy.


*

                            Wszedłem do szpitalnej sali, widząc siedzącego przy łóżku Chana. Trzymał Jikyo za rękę, głaszcząc go po niej i opowiadając o sobie i chłopakach. 
- Ooo zobacz... Hyunjin do ciebie przyszedł.
- Cześć. - uśmiechnąłem się, widząc jak 14-latek uważnie mi się przygląda - Jak się czujesz? - pogłaskałem go po głowie, siadając obok łóżka. Chłopak jednak milczał. Westchnąłem, przenosząc niechętnie wzrok na Chana - Co jest?
- Nie martw się... ze mną też nie chce rozmawiać. 
- Nie zamienił z tobą ani jednego słowa? - Chan skinął głową, całując go w rękę.
- Zaraz ma tu przyjechać pan Lee i Felix. 
- W porządku. - spojrzałem na Jikyo, który leżał w łóżku, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Przyglądał nam się z lekkim zaciekawieniem, ale bał się cokolwiek powiedzieć czy też zrobić. Usiadłem bliżej niego, głaszcząc go bardzo ostrożnie po posiniaczonym policzku - Cieszysz się, że Chan do ciebie przyszedł? - chłopiec przeniósł na niego wzrok, uważnie mu się przyglądając. Po chwili skinął lekko głową, wywołując szeroki uśmiech na twarzy Chana. 
- Będę z tobą cały czas Jikyo. - szepnął, przykładając jego dłoń do swoich ust. Westchnąłem, przypominając sobie, jak sam wyszedł z propozycją, by zapomnieć o Jikyo i Felixie. Teraz już sam nie wiem, czy powinni być razem i czy Chan jest dla niego odpowiednim chłopakiem. Boję się, że mój chłopak miał rację i że Chan prędzej czy później skrzywdziłby 14-latka. 
- Wiesz co? Jak wyjdziesz ze szpitala, to pójdziemy na pizzę, co ty na to? - uśmiechnąłem się wpatrując się w jego przekrwione oczy. Chłopiec po kilku chwilach wpatrywania się we mnie, odwrócił wzrok, oblizując popękane wargi - No dobrze, już cię nie męczę. Odpoczywaj sobie. - westchnąłem, głaszcząc go po głowie. 
- Oo cześć chłopcy. - odwróciłem się, widząc pana Lee w towarzystwie mojego chłopaka.
- Dzień dobry. 
- Jak tam synku? - mężczyzna kucnął obok łóżka, lekko się uśmiechając - Felix ze mną przyjechał.
- Może my wyjdziemy. - Chan spojrzał na mnie, dając mi wyraźnie do zrozumienia, żebyśmy wyszli z sali - Nie będziemy tak wszyscy siedzieć nad Jikyo.
- W sumie racja. - Felix podszedł do mnie, delikatnie mnie całując.
- Poczekasz na mnie na korytarzu?
- Jasne. - uśmiechnąłem się, po czym opuściłem salę. Usiadłem na jednym z krzeseł, stojących na korytarzu, zerkając na Chana - Jak on okropnie wygląda.. 
- Co nie? Jak go zobaczyłem, mało się nie popłakałem... Do tego strasznie się w sobie zamknął.
- Dziwisz się? - chłopak usiadł obok mnie, wzdychając - Nikt z nas nie wie, przez co przeszedł. 
- Myślisz, że on... że go... wiesz..
- Wykorzystywali?
- Mhm.
- Mam nadzieję, że nie. - szepnąłem, wracając myślami do swojego ojca - Wszystko, tylko nie to.. - wtedy też usłyszałem nad nami głos jakiegoś lekarza. Uniosłem wzrok, widząc go w towarzystwie dwóch policjantów.
- Leży tutaj, tylko proszę nie naciskać.
- Wiemy co robimy proszę pana.
- To nie za szybko? Trafił tutaj trzy dni temu.
- Czym szybciej zajmiemy się tą sprawą, tym lepiej. - wymieniłem z Chanem spojrzenia, wstając dość gwałtownie z krzeseł - Możemy?
- Tak, proszę. - gdy policja weszła do sali, stanęliśmy pod drzwiami, starając się cokolwiek podsłuchać. Po chwili jednak na korytarz wyszedł Felix, wyproszony przez jednego z mężczyzn. 
- Hwang Hyunjin. - otworzyłem szerzej oczy, czując mocniejsze bicie serca. 
- To ja.
- Wejdź do sali.
- Ale.. 
- To ty widziałeś, jak Lee Jikyo wyrzucany jest z samochodu, tak?
- No tak, ale..
- No to proszę. - skinąłem głową, wchodząc niepewnie do środka. Przy łóżku siedział ojciec 14- latka, trzymając go mocno za rękę. Bałem się. Nie chciałem mówić o tym przy Jikyo i nie wiem, czy chciałem słyszeć, co tak naprawdę się stało - Proszę... możesz mówić. - wziąłem głęboki oddech, zerkając niepewnie na pana Lee.
- Ja... byłem tego dnia u Felixa. 
- Mojego, starszego syna. - wtrącił mężczyzna, nie odrywając wzroku od Jikyo.
- Właśnie i... wyszedłem w nocy przed dom, przewietrzyć się. I... słyszałem, jak ktoś jeździ po uliczkach bardzo szybko, a tam taka jazda jest bardzo niebezpieczna. Byłem ciekawy, kto to może być i podszedłem bliżej furtki i... - przełknąłem z trudem ślinę, zerkając na roztrzęsionego Jikyo - Zobaczyłem sportowe, czarne auto, ale nie mam pojęcia, co to za samochód i... on... nie zwalniając wyrzucił Jikyo na ulicę. 
- Tuż przed domem, tak?
- Tak... można powiedzieć, że tuż obok domu. 
- O której to było?
- Nie mam pojęcia... na pewno było już po 22. 
- Mhm... Lee Felix to twój przyjaciel?
- Tak. 
- Co robiłeś u niego tamtego wieczora? - co cię to obchodzi człowieku? Przecież nie powiem, że pojechałem do niego na seks... 
- Uczyliśmy się. 
- O tej porze?
- Tak... chłopcy są tuż przed egzaminami. - powiedział pan Lee, poprawiając Jikyo kołdrę. 
- Rozumiem. - drzwi do sali otworzyły się. Stanęła w nich pani psycholog, którą już doskonale znam. Rozmawiała ze mną i Felixem po wypadku - O, jest pani, to świetnie.
- Tobie Hyunjin już dziękujemy. Teraz musimy porozmawiać z Jikyo.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.. - szepnąłem, zerkając na ojca 14-latka.
- Sami to ocenimy.
- Nie martw się Hyunjin. - kobieta uśmiechnęła się, klepiąc mnie po ramieniu. Skinąłem jedynie głową, po czym ukłoniłem się, wychodząc. Gdy tylko wyszedłem na korytarz, wylądowałem w ramionach Felixa. 
- W porządku?
- Tak. - skinąłem głową, zerkając na niego - Chcą teraz przesłuchać Jikyo.
- Nic im nie powie. - wtrącił Chan, przygryzając nerwowo wargę.
- Też tak myślę. 
- A ciebie o co pytali Hyunjinnie?
- O to, co wtedy widziałem i o ciebie. Jakby co, jesteśmy przyjaciółmi i wtedy się uczyliśmy. 
- A co rzeczywiście robiliście? - Felix objął mnie, głaszcząc mnie po głowie.
- Domyśl się.
- Ahhh... dobra, nie wnikam w szczegóły. Pójdę po kawę, chcecie?
- Mhm... a ty?
- Ja dziękuję. - westchnąłem, zamykając oczy. Wtuliłem się mocniej w mojego chłopaka, starając się cieszyć tą chwilą - Myślisz, że wszystko jeszcze wróci do normy?
- Oczywiście, że tak. Dajmy tylko Jikyo trochę czasu.
- Felix.. - westchnąłem, głaszcząc go po plecach - Wiem, że teraz nie masz do tego głowy... ja.. chyba mam problem. - czułem, że mimo wszelkich okoliczności muszę z nim porozmawiać. Wiedziałem, że jak komuś o tym nie powiem, to zabije mnie to wewnętrznie.
- Co? - chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczami, głaszcząc mnie po twarzy - Mów, co się dzieje. Nie wyglądałeś dzisiaj na przybitego..
- Przepraszam, ja... byłem dzisiaj w szkole..
- I? Hyunjin, mów..
- Spadłem na 53 miejsce. - Felix otworzył szeroko usta, nie odrywając ode mnie wzroku - Jestem skreślony...




~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


4 komentarze:

  1. woah, nie jestem przyzwyczajony do tak długich serii u ciebie...ale no nie ma na co narzekać ;O
    coraz ciekawiej się robi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przeczytam to sobie jeszcze kilka razy, a potem wyjdę xD

      Usuń
  2. Z jednej strony nie chcę by tajemnica Hyunjina wyszła na jaw, bo to by się dobrze nie skończyło, ale z drugiej wiem że powinien powiedzieć... Biedny Jikyo, oby szybko doszedł do siebie! Do tego to 53 miejsce... zapowiadają się niezłe zwroty akcji

    OdpowiedzUsuń