4 maja 2018

Stypendium~cz.11 [Felix&Hyunjin]




- Mówię ci po raz setny, że to zły pomysł. - spojrzałem na mojego chłopaka, wzdychając.
- Sorki, ale nie widzę innej opcji. - minął tydzień odkąd Felix się wybudził. Powiedziałem mu o swoich planach rzucenia szkoły i właśnie zbierałem się, by jechać po swoje dokumenty. Chłopak ma niedowład lewej nogi i musi się podjąć długiej rehabilitacji. Chcę mu w tym wszystkim pomóc, a szkoła mi to jedynie uniemożliwia.
- Hyunjin, błagam cię. Spieprzysz sobie życie. 
- Mam najlepszego chłopaka na świecie... Jeśli ze mną nie zerwiesz albo znowu nie narazisz swojego życia, to będziesz mi pomagał, hm? - spojrzałem na niego, lekko się przy tym uśmiechając.
- To nie jest śmieszne. Wkurzę się, jak pojedziesz po te papiery. 
- Z czasem to docenisz. 
- Dupku... przesiedziałeś tutaj miesiąc. Cholernie to doceniam, naprawdę, ale pora wrócić do szkoły. Pomyśl o sobie. 
- Myślę. - westchnąłem, narzucając plecak na ramię - Patrz... mogę już dzisiaj wyjść bez kul. 
- Już cię nie boli?
- A tam... tylko troszkę. - nachyliłem się do Felixa, wbijając się w jego usta - Postaram się szybko wrócić. - dodałem, całując go w czoło.
- Hyunjin...
- A... i przywiozę ci jakieś rzeczy na zmianę. Może dzisiaj uda mi się zaciągnąć cię do łazienki. - zaśmiałem się, idąc w stronę drzwi.
- Proszę cię, nie rób tego. Masz za duży potencjał żeby to teraz spieprzyć.
- Paaa. - wyszedłem z sali, zamykając za sobą drzwi. Oparłem się o ścianę, zamykając przy tym oczy. Skręcało mnie na samą myśl, że przestanę się dalej uczyć i że wyląduję w jakimś barze albo sklepie na kasie, ale nie miałem innego wyjścia. Felix potrzebuje mojej pomocy, a nie pomogę mu będąc od rana do wieczora w szkole. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę przystanku. Chciałem jak najszybciej załatwić swoje sprawy, wstąpić do domu Felixa po jego rzeczy i wrócić do szpitala, ale ta cholerna noga nie pozwalała mi na szaleństwa. Wsiadając do autobusu, usłyszałem dźwięk sms'a.
-> Hyunjinnie, proszę cię. Mój ojciec jakoś usprawiedliwi twoją nieobecność i będziesz mógł wrócić do szkoły. Nie rezygnuj gnojku! 
Westchnąłem, chowając telefon. Teoretycznie nie zostałem wyrzucony ze szkoły. Dyrektor mnie uwielbia i jest bardzo wyrozumiały w stosunku do mnie, ale od wypadku Felixa moje priorytety naprawdę się pozmieniały. Owszem... może i chciałbym być kimś, może i lubię się uczyć... ale ten dupek, potocznie zwany - moim chłopakiem - jest dla mnie najważniejszy i to jemu chcę poświęcić sto procent swojej uwagi. W tym wszystkim jednak przez głowę przewijały mi się słowa mojego przeklętego brata, który niestety w większości przypadków ma rację. Co jeśli ze sobą zerwiemy? Felix sobie poradzi, bo ma pieniądze, a ja? Zostanę z niczym, będąc na dodatek nikim...
             Chodziłem wokół szkoły zastanawiając się nad tym, co powinienem zrobić. Biłem się z tysiącem myśli, nie wiedząc jaką opcję powinienem wybrać, by potem jej nie żałować. Usłyszałem dzwonek... nie powiem, ale cholernie się za tym stęskniłem. Z lekkim uśmiechem na twarzy, ruszyłem za szkołę, by móc tam w spokoju pomyśleć. Bałem się, że skoro zadeklarowałem się do rzucenia szkoły i zaopiekowania się Felixem, a teraz się z tego wykręcę, bardzo rozczaruję mojego chłopaka.
- Daj mi fajkę. - zatrzymałem się, słysząc za rogiem budynku męskie głosy.
- Masz.
- Dzięki. - zasłoniłem twarz ręką, czując jak mnie mdli. Nienawidzę zapachu papierosów i będę musiał też dopilnować Felixa, żeby rzucił to cholerstwo - Masz plan, co robić dalej? 
- O czym mówisz?
- No o Felixie i kujonie. - otworzyłem szerzej oczy, czując jak uginają się pode mną nogi.
- Właśnie... Felix się obudził, to pewnie kujon zaraz wróci do szkoły. 
- Nie wiem... słyszałem, że ma rzucić szkołę.
- Serio? - ktoś parsknął śmiechem, sprawiając, że się we mnie zagotowało. Nic z tego nie rozumiem - I co? Ma zamiar do końca życia podcierać dupę Felixowi? 
- Fu... jesteś obrzydliwy. - zacisnąłem pięści, słysząc ich śmiech.
- Skoro ten wyścig ich nie wykończył, to nie wiem, co mam robić. 
- Mmm spoko... wydaje mi się, że kujon zrezygnuje. W końcu będziesz pierwszy. 
- Prędzej czy później i tak bym był... moja mama chce przekupić dyra. Hyunjin niewiele może, bo to dziecko specjalnej troski nie ma kasy. 
- Miałeś jaja robiąc to wszystko.
- Nooo... i jeszcze wyszedłeś z tego bez szwanku. Przecież do tej pory nie złapano osoby, która spowodowała ten wypadek. - nie rozumiem... ktoś z mojej szkoły jest zamieszany w to, co stało się ponad miesiąc temu?
- I nikt mnie nie złapie. Matka mnie przed wszystkim wybroni. - rzuciłem plecak na ziemię, wychodząc zza rogu. Moim oczom ukazał się Jisung i jego dwóch przygłupich kolegów - Hyunjin...
- Zdziwiony? 
- Wooo... nieźle wyglądasz po tym wypadku. 
- Psy się szybko wylizują, nie wiedziałeś? - słysząc drwiący ton Jisunga nie wytrzymałem.
- Wypad stąd. - warknąłem, podchodząc bliżej chłopaka - Głusi jesteście?! 
- Ehh... powtórka z rozrywki. Zostawcie nas na moment. - chwyciłem chłopaka za mundurek, przyciskając go do muru.
- Ty jechałeś na tym motorze...
- Matka nie powiedziała ci, że nie wolno podsłuchiwać? 
- Co ty masz w głowie.. - zacisnąłem zęby, uderzając z całej siły jego ciałem o betonową ścianę - Prawie nas zabiłeś! Felix przez miesiąc walczył o życie, dociera to do ciebie?! 
- No i co? Cała szkoła jest pełna takich bogatych gnojków... jeden w tą czy w tamtą... - do moich oczu napłynęły łzy. Jak można być tak podłym człowiekiem? Podłym... on chciał nas zabić. Zabić z pełną premedytacją - Nie płacz... obudził się, także zabieraj papiery i wypierdalaj podcierać mu dupę.
- Ty sukinsynie. - warknąłem, powalając go na ziemię. Usiadłem na nim, okładając go na oślep pięściami. Chciałem go zabić... kierowała mną tak ogromna nienawiść i chęć zemsty, że nie myślałem o tym, co robię. Jedno uderzenie, drugie, siódme i kolejne... Twarz Jisunga była zmasakrowana i cała pokryta krwią - Chciałeś nas zabić! Tylko po to, żeby być na pierwszym miejscu?! Jesteś nienormalny! - wtedy też poczułem, jak ktoś szarpie mnie za włosy.
- Popieprzyło cię?! - jeden z jego kolegów zamachnął się, uderzając mnie w nos. Upadłem na ziemię, łapiąc się za krwawiącą twarz.
- Noga... jego noga... - wydusił Jisung, będąc podnoszonym przez kolegę.
- Nie..
- Stop! Wypad, ale już! 
- Zwijamy się. - odetchnąłem, starając się wstać.
- Hyunjin. - ktoś chwycił mnie w pasie, pomagając mi się podnieść - Coś ty zrobił? - Chan... głęboko oddychając, zdjąłem z siebie bluzę, przykładając ją do twarzy - Hej..
- To on. 
- Ale co?
- On jechał na tym motorze. - splunąłem krwią, spoglądając na zdziwionego chłopaka - Słyszałem ich rozmowę... Dupek chciał nas zabić. 
- Co ty pieprzysz...
- Mówię, co słyszałem! - Chan oparł się o ścianę, otwierając usta.
- Przez niego, Felix był miesiąc w śpiączce...
- Zabiję sukinsyna, przysięgam. 
- Nie... trzeba iść z tym na policję.
- Chan... on ma wysoko postawioną matkę. Twierdzi, że wyciągnie go z każdego bagna... a jak na niego doniosę, to jeszcze zaszkodzę sobie i Felixowi.
- Ojciec Felixa też może dużo zdziałać.
- Nie... chcę to załatwić sam. Skoro tak chce załatwiać sprawy, to zabawię się w jego grę. - Chan westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Trzeba ochłonąć i pomyśleć o tym na spokojnie.
- Pomożesz mi? - spojrzałem na chłopaka, wycierając twarz. Ten skinął pospiesznie głową, zamyślając się.
- Pogadam jeszcze z Woojinem i Minho. 
- Nie wciągajmy w to Minho.
- Dlaczego?
- Po prostu nie róbmy tego... 
- Może ma postawę i charakter jak panienka, ale poradzi sobie. 
- Mówisz o moim przyjacielu.
- Teraz też i moim. - zmarszczyłem brwi, słysząc dzwonek zapowiadający lekcje - Jak Felix był w śpiączce, stwierdziliśmy z Minho i Woojinem, że powinniśmy się trzymać razem. 
- To dobrze... trochę go zaniedbałem. - usiadłem na ławce, głęboko oddychając - Nie mówcie nic Felixowi... nie powinien się teraz denerwować. 
- Jasne, nie martw się o to. - Chan poklepał mnie po ramieniu - Przyszedłeś po papiery, co?
- Ta... ale nie dam Jisungowi tej satysfakcji... Powalczę znowu o pierwsze miejsce. 
- Dobrze gnojku... tak trzymać. 


*

- Jestem. - wszedłem do sali, widząc czytającego książkę Felixa. Chłopak odłożył ją na szafkę, otwierając szerzej oczy.
- Twój nos..
- A tam. - nachyliłem się do chłopaka, całując go w czoło - Jak się czujesz?
- Co ci się stało?
- Wszedłem w drzwi. - wymusiłem uśmiech, poprawiając chłopakowi poduszki - Wygodnie ci? Zaraz się pokrzywisz. 
- Zabrałeś papiery?
- Nie. - Felix złapał mnie za rękę, uśmiechając się.
- Serio?
- Mhm... ustaliłem z dyrektorem, że będę przychodził w wyznaczone przez niego dni. Nie muszę tam być codziennie. - westchnąłem, siadając na łóżku, po czym przytuliłem się ostrożnie do klatki piersiowej chłopaka - Był u ciebie lekarz?
- Tak... od jutra zaczynam rehabilitację. 
- Naprawdę? - uniosłem wzrok, czując jak ten całuje mnie w czoło - Dasz radę? To trochę za wcześnie. 
- Hyunjin, to lekarze... wiedzą, co robią.
- Skoro tak mówisz. - westchnąłem, pieszcząc palcem jego szyję - Widziałem się z Chanem w szkole. Niedługo pewnie do ciebie wpadnie. 
- Właśnie... powiedz mi, co z tą szkołą. 
- Ale że co?
- Czemu jednak nie zabrałeś papierów? - wtuliłem twarz w jego szyję, zamykając przy tym oczy - Hyunjinnie.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Zwariowałeś? Od samego początku mówiłem ci, że to chory pomysł. Czemu miałbym być na ciebie zły?
- Obiecałem ci, że wszystko rzucę i będę się tobą zajmował... - westchnąłem, całując go w szyję - No i nie dotrzymałem słowa. 
- Mam tu opiekę głupku... poza tym często przychodzi do mnie ojciec, Jikyo i chłopaki... Zajmij się teraz sobą, okej? - uniosłem leniwie głowę, spoglądając na Felixa.
- Nie chcesz mnie tutaj?
- Chcę... najchętniej bym cię stąd nie wypuszczał, ale musisz się teraz uczyć i walczyć o najlepszą uczelnię. Musisz, rozumiesz? - skinąłem głową, nachylając się do chłopaka - Jestem ogromnym szczęściarzem. 
- Czemu tak uważasz? 
- Bo mam bardzo fajnego chłopaka.
- Bardzo fajnego? - uniosłem brew, odgarniając grzywkę z jego czoła.
- No takiego opiekuńczego, wyrozumiałego i cholernie inteligentnego. 
- Ten chłopak cię zabije, jak tylko wyjdziesz ze szpitala, wiesz?
- Co? Dlaczego?
- Dlatego, że naraziłeś swoje życie, jechałeś jak głupi i do tego znęcałeś się nade mną przez miesiąc, będąc w śpiączce... myślałem, że umrę z nerwów kretynie. 
- Oj Hyunjinnie, rozmawialiśmy już o tym... Najważniejsze, że tobie się nic nie stało. 
- Nie wiesz, o czym mówisz. - cały czas miałem w głowie słowa Jisunga i całą swoją gorycz i złość wylewałem na nieświadomego niczego Felixa.
- Przepraszam. - chłopak złapał mnie za rękę, posyłając mi słodki uśmiech - Nie zadręczaj się już tym, co? 
- Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Po pierwsze, rzucisz fajki... będziesz musiał teraz o siebie dbać.
- Mmm... zgoda. A po drugie?
- Nigdy więcej nie wsiądziesz na motor.
- Co?
- Jak to zrobisz, to się rozstaniemy. - wstałem z łóżka, szykując Felixowi rzeczy pod prysznic.
- Hyunjin... no co ty... 
- Mało nie umarłeś, oprzytomnij wreszcie. - chłopak usiadł, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Coś się stało, tak? Warczysz na mnie odkąd wróciłeś. 
- Nic się nie stało... jestem tylko zmęczony. - włożyłem do płóciennej torby ręcznik oraz rzeczy na zmianę, po czym narzuciłem ją na ramię, podchodząc do Felixa - Dasz radę wstać? 
- Hyunjin... - pocałowałem go w czoło, łapiąc go w pasie.
- No chodź... Jak Chan poczuje ten odór, to od razu wyjdzie. 
- Ha ha ha... to nie moja wina.
- No wiem przecież. - podniosłem Felixa, przerzucając sobie jego rękę przez ramię - Chodź... tylko powoli. 
- Co ci przyszło do głowy z tym motorem? - otworzyłem drzwi, wyprowadzając chłopaka na korytarz.
- Nie mogę cię stracić, rozumiesz? Zachowujesz się na drodze jak skończony idiota. O czym ty wtedy myślałeś?
- Mówiłem ci już... nie myślałem.
- Cześć chłopcy. - zatrzymaliśmy się, widząc przed sobą jednego z lekarzy Felixa.
- Dobry wieczór. 
- Dokąd go porywasz? 
- Trzeba go w końcu wykąpać. - uśmiechnąłem się, wzmacniając uścisk, gdyż czułem, że noga Felixa zaczyna odmawiać mu posłuszeństwa.
- Pomogę ci może, co?
- Nie, dziękuję... powinienem sobie poradzić. 
- No dobrze, tylko nie chodźcie za długo, okej?
- W porządku. - ukłoniłem się, prowadząc Felixa do łazienki - Jak noga?
- Nie wiem, nie czuję jej. - westchnąłem, ustawiając stołek w jednej z kabin, po czym posadziłem na nim chłopaka.
- Nie jest to dla ciebie wystarczająca nauczka? - zacząłem go rozbierać. Felix złapał mnie za rękę, wpatrując mi się w oczy - Co tam?
- Hyunjin, nie naskakuj na mnie... mam ogromną nauczkę i odkąd się wybudziłem, obwiniam się za to, co zrobiłem... Mam świadomość tego, jakim jestem idiotą, nie dokładaj mi. - wziąłem głęboki oddech, wtulając Felixa w swój brzuch.
- Przepraszam. - szepnąłem, głaszcząc go po nagim, jeszcze lekko sinym ramieniu - Po prostu codziennie o tym myślę i nie daje mi to spokoju... nie wiesz, jaki horror tutaj przeżyłem. - nachyliłem się do niego, całując go w czoło - Przepraszam.
- Jak stąd wyjdę, to ci to wynagrodzę... obiecuję.
- Po prostu na siebie uważaj... nie chcę niczego innego. - chwyciłem go w klatce piersiowej, zdejmując z niego bokserki - W końcu możesz wziąć prysznic. 
- Nie widziałeś mnie jeszcze nago, nie?
- No nie.
- Teoretycznie powinienem być skrępowany. Ty z resztą chyba też. - uśmiechnąłem się, sięgając po prysznic.
- Przecież mamy to samo. - zerknąłem na jego członka, unosząc brew - No może ja mam większego.
- Ty dupku. - prychnął, szczypiąc mnie w brzuch.
- Au, au, au... żartuję, no. Nie szczyp. - po solidnym prysznicu, zaprowadziłem Felixa do sali, sadzając go na fotelu - Posiedzisz jeszcze pięć minut? Dasz radę?
- Tak, a co chcesz zrobić?
- Zmienię ci jeszcze pościel. - ziewnąłem, zabierając się do roboty. Czułem na sobie wzrok mojego chłopaka, jednak nie wypowiedział w moim kierunku ani jednego słowa. Gdy wszystko zrobiłem, otworzyłem okno, po czym podszedłem do Felixa, pomagając mu dojść do łóżka.
- Czemu to wszystko robisz? - przykryłem go kołdrą, poprawiając mu dodatkowo poduszki.
- Ale co?
- To wszystko... dlaczego? - odgarnąłem mu włosy, całując go przy tym w czoło.
- Bo cię kocham. - powiedziałem przez ściśnięte gardło, czując jak robi mi się gorąco. Felixowi aż zaświeciły się oczy. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy i z równie mocnymi wypiekami, jak moje. W ciszy pozbierałem wszystkie jego brudne rzeczy, pakując je do torby. Było mi tak potwornie wstyd, że chciałem się zapaść pod ziemię.
- Cześć! - odetchnąłem z ulgą, widząc wchodzącego do sali, zadowolonego Chana - Hej... co z waszymi twarzami? - zarzuciłem torbę na ramię, unikając za wszelką cenę spojrzenia mojego chłopaka.
- Pójdę do pralni... pogadajcie sobie. 
- Ale... przyszedłem nie w porę? - wyszedłem z sali, wypuszczając powietrze z płuc. Nie wierzę, że się do tego przyznałem... a jego reakcja? Uśmiechnąłem się do siebie, idąc w kierunku szpitalnej pralni. Wyglądał jakby tylko czekał, aż przyznam się do tego pierwszy... pieprzony tchórz. Po zejściu do pralni, nastawiłem pranie, siadając na jednym z krzeseł. Wpatrując się w pralkę, myślałem o Felixie, Jisungu i tym, czy aby na pewno Chan będzie umiał dotrzymać obietnicy i będzie siedział cicho.
- Hej. - podskoczyłem, łapiąc się za klatkę piersiową - Jeju, przepraszam. - ujrzałem siadającego obok mnie chłopaka - W porządku? - skinąłem jedynie głową, lekko się uśmiechając - Jestem Seungmin.
- Hyunjin. - podałem mu rękę, wpatrując się w zadowoloną twarz chłopaka.
- Zamieszkałeś w tym szpitalu, czy co?
- Można tak powiedzieć... czemu w zasadzie o to pytasz?
- Widzę cię tu od ponad miesiąca. 
- A.. przepraszam... ja cię nie kojarzę.
- Domyślam się. Non stop byłeś przy tym blondynie. - zmarszczyłem brwi, spoglądając ponownie na pralkę - To twój brat?
- Przyjaciel. 
- Wow... podziwiam cię. 
- To nic takiego. - westchnąłem, bawiąc się palcami - A ty co tutaj robisz?
- Odwiedzam codziennie mamę. 
- Ah... rozumiem. - skinąłem głową, będąc nieco skrępowanym obecnością chłopaka.
- Też ucierpiałeś w tym wypadku. 
- Śledzisz mnie?
- Nie. - zaśmiał się, po czym wstał, podchodząc do jednej z pralek - Po prostu widziałem, jak chodzisz o kulach. 
- No tak... tak wyszło. 
- Może gdzieś wyskoczymy, co?
- Przepraszam, nie mam czasu. - wstałem, zbierając się do wyjścia.
- Hyunjin... pranie.
- Ja... później po nie przyjdę. - odetchnąłem, wychodząc z pralni. Co to za koleś? Może gdzieś wyskoczymy? Pf... nie ma takiej opcji.
- Serio... i wtedy Minho tak się zaczął śmiać, że aż się zapluł. - wszedłem do sali, widząc śmiejących się w najlepsze chłopaków - Oo jesteś. - skinąłem jedynie głową, siadając na krześle.
- O czym rozmawiacie?
- O tym, co zrobił Woojin. - zerknąłem kątem oka na Felixa, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy - Kretyn odwalił taką akcję, że biedny Minho mało się nie posikał w gacie. 
- Ta... cały Minho. - wymusiłem uśmiech, czując jak Felix łapie mnie za rękę.
- Gdzieś ty był tyle czasu? - zapytał, całując mnie w nią.
- No... w pralni, mówiłem ci przecież. - odchrząknąłem, spoglądając na Chana - Felix jutro zaczyna rehabilitację, mówił ci?
- Nieee... czemu się nie chwalisz? 
- A tam.
- Szybko się za ciebie wzięli. 
- Ponoć im szybciej, tym lepiej. 
- No to super... teraz musi być tylko lepiej. - chłopak spojrzał na zegarek, wzdychając - Przejdę się po coś do barku. Chcecie coś?
- Ja dziękuję.
- Zjedz coś. - Felix ścisnął moją dłoń, chcąc zwrócić na siebie uwagę - Kup mu... cokolwiek.
- Okej... a ty Felix?
- Mmm... colę mi weź.
- Dobra, to za moment wrócę. - Chan wyszedł z sali, zostawiając nas samych. Felix podniósł się ostrożnie, po czym usiadł przodem do mnie, podnosząc powoli moją twarz.
- Co ty... - ten jedynie przywarł do moich warg, uśmiechając się - Nie szczerz się tak.
- Czemu? Mój chłopak mi dzisiaj powiedział, że mnie kocha... powinno mnie to chyba cieszyć, co? - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się.
- A ty kochasz tego swojego chłopaka?
- Hmm... sam nie wiem. - otworzyłem szerzej oczy, odsuwając się od Felixa.
- No Felix...
- Kocham cię kretynie. - blondyn złapał mnie za ręce, całując mnie w czoło - Kocham jak cholera. Ale pozwolisz mi czasami nazwać się dupkiem, co?
- Te odzywki to najlepszy punkt naszego związku. - zaśmiałem się, czując jak wariuję w środku. Moje serce biło jak szalone, a na usta cisnął się coraz większy uśmiech.
- Chodź tu. - usiadłem obok Felixa, czując jak ten delikatnie przywiera do moich warg - Kocham cię. - szepnął, muskając je.
- Bardzo?
- Najbardziej na świecie. - położyłem chłopaka, po czym nachyliłem się do niego, namiętnie go całując. Nie potrafiłem się od niego oderwać. Felix bawił się moimi włosami, cicho przy tym pomrukując - Chcę już stąd wyjść.
- Cierpliwości. - głęboko oddychając, wsunąłem dłoń pod jego koszulkę, pieszcząc jego talię.
- Szkoda, że nie zabrał pan Jikyo. - słysząc głos Chana, odskoczyłem pospiesznie od Felixa, przygryzając nerwowo wargę - Oho... przeszkodziliśmy.
- Tato? - Felix przeczesał włosy, biorąc głęboki oddech.
- Tato, tato... chyba przyjechałem nie w porę, co?
- Nie... nie, no co ty. - zszedłem z łóżka, czując jak się we mnie gotuje - Em... siadajcie.
- Ja... mam pranie na dole i... - podrapałem się nerwowo po głowie, widząc chichoczącego Chana - Lepiej po nie pójdę. 
- Hyunjin. - pan Lee spojrzał na mnie z uśmiechem, kręcąc przy tym głową.
- No, skiśnie... czy coś. 
- Czekaj, pójdę z tobą. - zaśmiał się Chan, po czym ruszył ze mną w stronę pralni - Ale romantiko.
- Przestań. - prychnąłem, uderzając go w ramię - Dużo widzieliście?
- Mmm... no troszkę. - chłopak westchnął, łapiąc mnie w pasie - Myślałeś już coś, co zrobimy z Jisungiem?
- Nie... nie mam póki co do tego głowy.
- Mniej buziaczków, więcej kombinowania.
- Wal się. Też mógłbyś o tym pomyśleć.
- Myślę cały czas. Mówiłem już o tym chłopakom... Minho tak się wkurzył, że mało nie wyszedł z siebie.
- Minho?
- Też się zdziwiłem. 
- Mówiłeś im żeby nie wygadali się przed Felixem?
- Tak. Serio nie musisz się o to martwić. 
- Ja już nie wiem o co powinienem się martwić, a o co nie. - westchnąłem, podchodząc do pralki, w której prałem rzeczy Felixa.
- Zostaw, ja to wezmę. - odsunąłem się, przyglądając się Chanowi i temu, co robi.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie, dawaj.
- Czemu tak ciągle mówisz o Jikyo? 
- Co? - kolega spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając - Co to za nagła zmiana tematu?
- A ja wiem... jestem ciekawy. 
- Lubię go... to wszystko. 
- Mhmmm. - uniosłem brew, starając się sprowokować go do mówienia.
- Serio... bardzo go lubię. Ale to młodszy brat mojego przyjaciela więc nie podniecaj się niepotrzebnie.
- Właśnie zasugerowałeś, że moglibyście...
- Nie! Nie, nie nie... cicho bądź. - zaśmiałem się, podszczypując chłopaka.
- Wiedziałem! 
- Pogrzało cię? On ma 14 lat.
- No i co z tego?
- Wiesz co... chyba za dużo amorków lata nad tobą i Felixem. - oparłem się o pralki, widząc jak ten bierze kosz z praniem, idąc do wyjścia. No ładnie. Wprawdzie nie do końca to rozgryzłem, ale jeszcze do tego dojdę. A dupek był tak bardzo przeciwny mojemu związkowi z Felixem... Ha! Mam teraz na niego haka.



~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------





--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powodzenia wszystkim maturzystom!!!! Dajcie z siebie wszystko!!!!

5 komentarzy:

  1. Cudeńko:-* Kocham to❤️❤️❤️ Jak ja się cieszę, że Hyunjin nie zabrał tych papierów. Jestem ciekaw co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo fajny byłby fanfik z 2 parami tak nagle xD

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie jest cudowne. Tak strasznie się cieszę że z Felixem jest w miarę dobrze i że Hyunjin nie wziął tych papierów.Chłopcy są tacy uroczy. I ten Chan... XD No ciekawe co z tego wyniknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej mam pytanie! Napiszesz może kiedyś jeszcze jakis lovehate cos jak napisałaś z Sungoh i Daeilem kiedyś? Brakuje mi takich A było naprawdę świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne,bardzo chętnie coś takiego napiszę:)

      Usuń