23 listopada 2023

KSIĄŻKA

 Moja długo zapowiadana książka jest już dostępna w serwisie Wattpad. Zapraszam!


24 października 2020

I am NOT...me~cz.3 [Chan&Felix]

 




- Masz. - uniosłem głowę, widząc jak klient wciska mi w dłoń 20 tysięcy wonów.

- Co to ma być? 

- Kasa za seks.

- Jaja sobie robisz? - byłem tak wściekły, zmęczony i rozgoryczony, że kompletnie nad sobą nie panowałem - Umawialiśmy się na 100 tysięcy.

- Mogłeś się bardziej postarać.

- Jakoś nigdy nie narzekałeś! Dawaj mi pieniądze! 

- Jesteś żałosny. - mężczyzna parsknął śmiechem, wychodząc na korytarz. 

- Stój! - wybiegłem za nim, czując jak uginają się pode mną nogi. Jak nisko upadłem, by upominać się o pieniądze od starszych mężczyzn... - Nie zapłaciłeś mi! No stój ty dupku! - uderzyłem plecami o ścianę, jednak po chwili osunąłem się po niej, szlochając. 

- Co tu się dzieje? - przeniosłem wzrok w kierunku schodów, widząc zbiegającego z nich Hyunjina - Lixie.. Co się dzieje?

- Nie zapłacił mi.

- Chodź. - blondyn pomógł mi wstać, prowadząc mnie do pokoju - Nie możesz krzyczeć na klientów.. jakby zobaczył to szef...

- Ale ten dupek mi nie zapłacił, a ja mam masę rachunków do opłacenia, rozumiesz? - pociągnąłem nosem, wchodząc do swojego pokoju. 

- Lixie, ale w takich sytuacjach przychodzisz do mnie albo do szefa... nie możesz robić awantur przy klientach.. - otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak wtedy po mojej sypialni rozległ się dźwięk telefonu Hyunjina - Szef... poczekaj chwilę. Tak szefie?... Tak, jestem z nim... Ale... tak, zrozumiałem... Tak, już idziemy. - chłopak rozłączył się, unosząc na mnie wzrok.

- Mam bardzo przechlapane?

- Nie, nie bój się... załatwię to. 

- Wszystko mi jedno, Hyunjinnie.. - narzuciłem na siebie bluzę, wskoczyłem w klapki, po czym wraz z Hyunjinem ruszyliśmy na najwyższe piętro do gabinetu szefa. Jest dla mnie dobry, ale skoro nakrzyczałem na klienta, to mogę za to słono zapłacić.. 

- Jesteśmy szefie. - weszliśmy do ciemnego, ogromnego pomieszczenia, w którym urzęduje szef naszego burdelu. Mężczyzna westchnął głęboko, wstając zza swojego biurka. 

- Dobrze... usiądź Hyunjin i odpocznij. A ciebie Felix zapraszam do siebie. - spojrzałem jedynie na przyjaciela, jednak widząc jego ciepły uśmiech, zebrałem się na odwagę, by podejść bliżej mężczyzny - Wiesz dlaczego cię tutaj zaprosiłem, prawda? - skinąłem jedynie głową, wbijając wzrok w podłogę pokrytą puchatym, czerwonym dywanem - Słucham... masz 10 sekund na porządne tłumaczenie.

- Szefie, on mi nie zapłacił... umawialiśmy się na 100 tysięcy, a dał mi tylko 20... ja mam masę rachunków do zapłacenia. - wytarłem pospiesznie spływającą po policzku łzę, unosząc niepewnie wzrok na szefa - Przepraszam. Przepraszam, nie powinienem był robić awantury.. - mężczyzna stanął bliżej mnie, łapiąc mnie gwałtownie, dość mocno za twarz. Jęknąłem jedynie, zaciskając przy tym powieki.

- Nie wiesz, co robi się w takich momentach?

- Ja.. - szef puścił mnie, wyjmując z portfela pieniądze.

- Trzymaj... 80 tysięcy, których ci nie dał. - przełknąłem z trudem ślinę, przyjmując od niego kilka banknotów.

- Dziękuję.. - szepnąłem czując jak po chwili dostaję z całej siły w twarz.

- I na drugi raz nie drzyj ryja na swojego klienta, dzięki któremu masz co do gara włożyć! Masz w takich sytuacjach przychodzić do mnie, zrozumiałeś?! 

- Szefie.. - Hyunjin poderwał się na równe nogi, jednak ten pospiesznie go zatrzymał.

- Stój, dobrze ci radzę... a ty na kanapę, ale już. - zacisnąłem ponownie powieki, czując jak wypływają spod nich łzy - No już! 

- Szefie, wystarczy. Felix zrozumiał swój błąd. 

- Hyunjin, nie wtrącaj się. - warknął, ciskając mną o skórzany mebel. Rozpinał spodnie będąc w absolutnym amoku.. co ja do cholery jasnej narobiłem.. 

- Błagam, niech pan tego nie robi! 

- Chcesz nadstawić dupę za niego?! - blondyn zamilkł, odwracając przy tym wzrok. Po chwili poczułem rwący ból i kolejną falę wstydu i upokorzenia. Do tego dochodził fakt, że zostałem wykorzystany i "ukarany" przez osobę, której ufałem i przy której czułem się bezpiecznie. Jak on mógł zrobić coś takiego.. do tego na oczach Hyunjina... 

                              Po całym zdarzeniu, które trwało dosłownie kilka minut, jednak to wystarczyło, bym zamknął się w sobie jeszcze bardziej, wyszedłem na parking ukryty za budynkiem agencji. Usiadłem na betonowych schodach, chowając w roztrzęsionych dłoniach zapuchniętą od płaczu twarz. Mam już dość. Dość swojego życia, dość ojca, mojej pracy, szkoły, konfliktu z Chanem... to wszystko jest ponad moje siły, ja mam dopiero 17-naście lat, a na głowie więcej problemów niż niejeden dorosły. 

- Felix.. - wytarłem pospiesznie policzki, widząc siadającego obok mnie Hyunjina - Nie wiem... nie wiem, jak mam cię przepraszać. - szepnął, oblizując nerwowo wargi - Nie miałem pojęcia, że szef kiedykolwiek zrobiłby coś takiego.. Lixie, spanikowałem.. Przepraszam. 

- Przecież to nie twoja wina. - spojrzałem na chłopaka, ponownie się rozklejając - Błagam, przytul mnie. - blondyn ukrył mnie w swoich ramionach, trzymając mnie jak swój największy skarb. Głaskał mnie po głowie i plecach, starając się mnie pocieszyć, ale ta sytuacja była dla mnie tak bolesna, że za nic w świecie nie mogłem się uspokoić. 

- Nie płacz... on w końcu zrozumie, że zrobił źle..

- A co to zmieni? - spojrzałem na przyjaciela, widząc malujący się na jego twarzy ból i strach - Uderzył mnie i wykorzystał... pokazał mi właśnie, że jestem szmatą... jestem nikim, rozumiesz?

- Nie pozwalam ci tak mówić.

- Felix.. - poderwałem się na równe nogi, słysząc nad sobą niski głos szefa - Proszę za mną. - burknął, idąc w kierunku swojej limuzyny. 

- A.. ale.. co pan chce zrobić? - zapytał Hyunjin - Gdzie pan chce go wywieźć? 

- Za dużo filmów się naoglądałeś, czy co? Nigdzie go nie wywiozę, chcę porozmawiać. 

- Nie przejmuj się mną. - szepnąłem, idąc za szefem. Bałem się. Bałem się do czego ten człowiek jest jeszcze zdolny. Jak się okazało, wcale go nie znałem... nie miałem pojęcia, że jest zdolny do tak okropnych rzeczy. 

- Wsiadaj. - skinąłem jedynie głową, zajmując miejsce z przodu auta. Zacisnąłem dłonie na spodniach, czekając w napięciu, co zrobi szef - Trzymaj. - spojrzałem nieśmiało na mężczyznę, widząc znajdującą się w jego dłoni kopertę.

- Co to?

- Zajrzyj do środka... jest twoja. - trzęsącymi się nadal dłońmi sięgnąłem po kopertę, zaglądając do środka. 

- Nie mogę tego przyjąć.

- 10 milionów wonów.. możesz przez kilka miesięcy żyć w absolutnym spokoju.

- To zapłata za seks? - spojrzeliśmy na siebie, jednak po chwili szef odetchnął głęboko, odwracając przy tym wzrok.

- Rekompensata za moje zachowanie.

- Wystarczy słowo "przepraszam". - szepnąłem, układając kopertę na udzie mężczyzny - Nie przyjmę tych pieniędzy. 

- Musisz je wziąć.

- Dlaczego pan to zrobił? - mężczyzna spojrzał na mnie, a ja znów poczułem to paskudne uczucie ściskające moją klatkę piersiową - Ufałem panu.. 

- Felix..

- Dlaczego pan to zrobił? Naprawdę zachowałem się tak karygodnie, że zasłużyłem na taką karę? 

- Nie mam ochoty się tłumaczyć... weź te pieniądze i posłuchaj mojej propozycji.

- Słucham... ale pieniędzy i tak nie przyjmę. - mężczyzna westchnął, zaciskając dłonie na kierownicy.

- Będziesz prowadzić dodatkowo transmisje w internecie, gdzie będziesz świecić tyłkiem.

- Słucham? - byłem święcie przekonany, że się przesłyszałem. Co w niego wstąpiło do cholery? 

- Kupię ci odpowiednie zabawki, nie musisz się o to martwić.

- Ale ja się nie zgadzam... Nie będę robić takich rzeczy, przecież każdy może to zobaczyć.

- O to właśnie chodzi.. przecież potrzebujesz kasy, prawda? 

- Tak, ale..

- A dostęp do transmisji nie będzie należeć do tanich. Nie każdy ma czas żeby przyjechać tutaj osobiście i w większości waszymi klientami są ludzie z Seoulu. Dzięki transmisjom cały świat będzie łożyć kasę, w tym również na ciebie.

- Ale..

- Wszystko będzie wykadrowane tak, by nie było widać twarzy. - spuściłem głowę, wbijając wzrok w swoje trzęsące się dłonie. Opcja zarobienia dodatkowych, większych pieniędzy była bardzo kusząca, ale nie takim kosztem. Wystarczająco już się poniżam.

- Nie, nie zrobię tego.

- Cóż.. - mężczyzna zamknął drzwi od środka, odpalając samochód - Czułem, że możesz się nie zgodzić.. w takim razie zapraszam na przejażdżkę. 

- Nie... dokąd jedziemy?

- Dać ci małą nauczkę. - przez całą drogę prosiłem go, by mnie wypuścił. Tłumaczyłem mu, że jestem już wystarczająco poniżony i że nie chcę, by tysiące ludzi oglądało moje internetowe transmisje. W końcu po około pół godziny drogi wyjechaliśmy za miasto do pobliskiego lasu. Byłem przerażony. Przez moją głowę przewinęły się wszystkie horrory, jakie obejrzałem. 

- Co.. gdzie my jesteśmy?

- Wysiadaj.

- Ale..

- Nie będę powtarzać dwa razy. - otworzyłem z trudem drzwi, wysiadając z auta. Wokół nas było niesamowicie ciemno i chłodno. W oddali słychać było jedynie pojedynczo przejeżdżające samochody. Szum drzew i trzask gałęzi doprowadzały mnie do obłędu. Byłem gotów zgodzić się w tym momencie na wszystko, byleby tylko mnie nie skrzywdził.

- Szefie.. - mężczyzna wyciągnął z bagażnika kij baseballowy, zadziornie się uśmiechając. 

- Może jak spuszczę ci porządny łomot, to w końcu się opamiętasz. 

- Nie, błagam.. 

- Na początku byłeś takim potulnym chłopaczkiem... co się z tobą stało? 

- Błagam szefie... proszę mnie nie bić. - pociągnąłem nosem, kuląc się odruchowo jak przerażone, bezbronne zwierzę - Błagam. - mężczyzna zamachnął się, uderzając mnie w plecy. Wrzasnąłem z bólu upadając na iglastą, wilgotną ziemię. Z trudem łapałem oddech... sam nie wiem czy ze strachu czy z bólu.

- Wiesz, że nienawidzę, jak ktoś mi się sprzeciwia, prawda? - kolejne uderzenie. Splunąłem krwią, widząc coraz bardziej zamazany obraz. Nie miałem nawet siły krzyczeć i prosić go o litość. Nie wiem co w niego wstąpiło.. zawsze stał po mojej stronie. Zawsze o mnie dbał, dawał dodatkowe pieniądze, opiekował się mną... co się z nim do cholery stało? - Jak coś ci mówię, to masz to wykonać, rozumiesz?! - lał mnie jak psa. Wypływające z moich oczu łzy mieszały się z krwią. Nie miałem już czucia w ciele... było tak bardzo obite, że kompletnie go nie czułem. Było mi już wszystko jedno... chciałem umrzeć. Błagałem w myślach o to, by w końcu uderzył mnie tak mocno, bym umarł. W końcu gdy wyładował na mnie całą swoją złość, kucnął łapiąc mnie za włosy. Otworzyłem zapuchnięte oczy, spoglądając nieprzytomnym wzrokiem na mężczyznę - Taka nauczka powinna ci wystarczyć... I wbij sobie wreszcie do tego ślicznego łebka, że póki dla mnie pracujesz, wykonujesz każde polecenie, które ci wydam, rozumiesz? - z moich oczu popłynęły łzy. Szef uniósł mnie do góry, jednak przez brak czucia w nogach, ponownie upadłem na wilgotną, zimną jak diabli ziemię - Mam z tobą same problemy.. - warknął, po czym wziął mnie na ręce, wrzucając mnie do bagażnika jak worek z ziemniakami - Musisz jechać tutaj, bo zabrudzisz mi całą tapicerkę... No ale chyba się nie pogniewasz, co? - uśmiechnął się drwiąco zamykając drzwi. Co ja takiego zrobiłem? Naprawdę nie rozumiem. Błagałem o śmierć... o to, by w końcu to wszystko już minęło. Co ja powiem ojcu? Co powiem w szkole? Jak zareaguje Chan? Jestem pewien, że mimo naszej kłótni i braku kontaktu, umrze ze strachu jak mnie zobaczy. Jaką bajkę mu wtedy wcisnę? A Hyunjin? Oszaleje jak mnie zobaczy. Nie mam pojęcia, jak wyglądam, ale domyślam się, że nie jest dobrze skoro z mojego ciała sączy się krew, a ja przez ból nie jestem w stanie nawet drgnąć. Chciałem już dojechać do agencji.. chciałem się umyć i położyć się do łóżka. Zasnąć i nie myśleć o tym, co się stało. Może rzeczywiście coś się we mnie zmieniło? Jakby nie patrzeć powinienem być wdzięczny szefowi za to, że dał mi pracę, masę pieniędzy, dach nad głową też... Powinienem schować dumę, podkulić ogon i go przeprosić... chyba. Gdy dojechaliśmy na miejsce poczułem gwałtowne szarpnięcie auta, przez które uderzyłem zapuchniętą twarzą w drzwi. Pisnąłem jedynie, widząc jak drzwi otwierają się, a w moje oczy uderza białe światło latarni - Koniec przejażdżki. - usiadłem z trudem, unosząc przekrwione oczy.

- Szef... szefie.. - szepnąłem czując jak z mojej wargi cieknie krew.

- Słucham... masz mi coś do powiedzenia?

- Prze... praszam. 

- Głośniej, nie słyszałem.

- Przepraszam... pana. 

- W porządku, przeprosiny przyjęte. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zmusisz mnie do tego bym wyrządzał ci krzywdę.

- Poprawię... się... obiecuję. 

- Ufam ci. - mężczyzna westchnął, pomagając mi wyjść z auta - Hyunjin! - hm? Nie wierzę... Hyunjin przez cały ten czas czekał na nas na parkingu.. Po chwili u boku mężczyzny pojawił się przerażony blondyn. Gdy mnie zobaczył zasłonił usta dłonią, a w jego oczach stanęły łzy... świetnie.. 

- Szef... szefie.. - wydusił, podczas gdy po jego bladych policzkach popłynęły strużki łez - Dlaczego?

- Nie maż się... Zabierz go do środka i się nim odpowiednio zajmij. Masz go trzymać tutaj tak długo, dopóki nie dojdzie do siebie... nikt nie może go zobaczyć w takim stanie.

- Ale..

- Zrozumiałeś?

- Dlaczego pan go pobił? Dlaczego właśnie jego? 

- Niech sam ci opowie.

- Ale... jego musi zobaczyć lekarz...

- Tak? I co mu powiesz? Że daje dupy i że za nieposłuszeństwo dostał lanie?

- Lanie? Pan widzi, jak on wygląda? 

- Widzę... dlatego dobrze ci radzę Hyunjinnie.. zamknij pysk i weź się w końcu do roboty. Zabaw się w lekarza i zajmij się kolegą. - po tych słowach oddalił się, znikając za drzwiami budynku. Przyjaciel chwycił mnie w pasie nie mogąc przestać płakać. Prowadził mnie do agencji w absolutnym milczeniu. Gdy doszliśmy do pokoju usadził mnie na brzegu wanny, pozbawiając mnie ostrożnie ubrań. 

- Hyunjinnie.. - przerwałem ciszę między nami, unosząc wzrok na absolutnie rozsypanego przyjaciela. 

- Tak?

- Nie.. nie płacz... wszystko jest okej. - szepnąłem wymuszając przy tym uśmiech. 

- Dlaczego... dlaczego on to zrobił? 

- Musimy o tym rozmawiać? - blondyn usadził mnie w wannie, płucząc moje ciało letnią wodą. 

- Nie... ale chciałbym wiedzieć, co się stało, że obudził się w nim taki potwór.. 

- Chce... chce prowadzić transmisje internetowe.. żebym.. żebym świecił tyłkiem przed tysiącami ludzi. 

- Co takiego?

- Chce żebym robił jakieś obleśne rzeczy na streamach... nie zgodziłem... nie zgodziłem się i mnie pobił. 

- Co za poroniony pomysł... wybiję mu to z głowy..

- Niby jak? Widzisz do czego jest zdolny.. - blondyn dotknął moich pleców, przez co z moich ust wydobył się stłumiony krzyk.

- Boże, przepraszam! Przepraszam, niechcący... nie chciałem Lixie..

- Wiem.. wiem, spokojnie... to nic. 

- Musisz tak strasznie cierpieć.. - szepnął, pociągając przy tym nosem.

- Cierpię... bo mój przyjaciel płacze. - uniosłem na niego wzrok, ponownie się uśmiechając - Wyliżę się... nie płacz, proszę. 

- Obiecuję, że się tobą dobrze zaopiekuję. Wyjdziesz z tego bardzo szybko. 

- Wiem Hyunjinnie. 

- Chodź.. tylko pomału. - chłopak pomógł mi wyjść z wanny. Cała woda, która w niej pozostała była czerwona od krwi. Przełknąłem z trudem ślinę, stając niepewnie przed lustrem. Na moim ciele nie było nawet skrawka skóry, która byłaby wolna od siniaków i krwiaków. Wszystko dałoby się ukryć, ale twarz... Miałem podbite, napuchnięte oczy, rozbity nos, wargę, łuk brwiowy... 

- Jak... jak ja będę pracować?

- Naprawdę myślisz o pracy w takiej chwili?  Lixie... masz co najmniej dwa tygodnie wolnego. Masz jeszcze pieniądze?

- Tak. 

- Poradzisz sobie. Jak ci zabraknie to dam ci swoje..

- Hyunjin..

- Bez dyskusji. Naprawdę to nie jest teraz najważniejsze. - zostałem położony do łóżka. Hyunjin podał mi leki przeciwbólowe i nasmarował moje ciało maścią, która miała mi pomóc. Spałem nago, bo ciało bolało mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie się w nic ubrać. Czułem, że przede mną ścieliły się naprawdę ciężkie dni.. 


*


                         Za mną naprawdę ciężki tydzień. Przez bite siedem dni nie ruszałem się z łóżka, głównie przez ból. Dzisiaj jednak gdy opuchlizna już zeszła, a ja czułem się znacznie lepiej, stwierdziłem, że muszę stąd wyjść ze względu na ojca. Od tygodnia nie miałem z nim kontaktu... z nim, z Chanem, ze szkołą... nie mam pojęcia, co działo się podczas lekcji, a że nie mam w klasie żadnej bliskiej osoby, nie miałem skąd wziąć notatek. Czuję, że ukończenie pierwszej klasy liceum będzie dla mnie nie lada wyzwaniem, a gdy pójdę dalej, to uznam to za absolutny cud.. 

- Dokąd ty się wybierasz? - zapytał Hyunjin, gdy szedłem korytarzem agencji. 

- Muszę odwiedzić ojca. 

- Rozumiem to, tylko... czujesz się na siłach?

- Tak, czuję się naprawdę dobrze. 

- Poczekaj na mnie 5 minut to cię zawiozę.

- Nie, poradzę sobie.

- Wiem, ale i tak cię zawiozę. - chłopak zapukał do jednego z pokoi - Poczekaj sekundkę, Lixie. - blondyn uchylił drzwi, zaglądając do środka - Cześć Minho... wszystko w porządku?

- Tak, jest okej.

- Potrzebujesz czegoś?

- Nie, dzięki... mógłbym tylko zrobić sobie przerwę i skoczyć na obiad?

- No jasne, nie pytaj o takie rzeczy... masz dwie godziny wolnego, zjedz porządnie.

- Dzięki Hyunjinnie. - blondyn zamknął drzwi, spoglądając w grafik.

- To co? Daj mi sekundkę, tylko pójdę po kluczyki. 

- Dobrze. - po chwili byliśmy już w drodze do mieszkania. Byłem przerażony. Trząsłem się jak jasna cholera, sam nie wiem dlaczego. Co ja powiem ojcu? Cóż... o ile w ogóle był choć odrobinę trzeźwy i zauważył, że mnie nie było. 

- W porządku? - skinąłem głową, zaciskając dłonie na plecaku - Denerwujesz się.. 

- Trochę. 

- Jeśli chcesz, wejdę z tobą na górę.

- Nie... nie, nie chcę żebyś oglądał tą melinę. - szepnąłem, przenosząc wzrok na przyjaciela - Ale dziękuję.. Dziękuję, że mi pomagasz.

- Jesteśmy przyjaciółmi, tak? - potwierdziłem jego słowa skinieniem głowy - To wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć... Jak w końcu zrezygnujesz i odejdziesz z tego gówna, nadal będę chciał utrzymywać z tobą kontakt. - uśmiechnąłem się, przytakując.

- Ja z tobą też. - westchnąłem, wyglądając przez okno - A... myślałeś kiedyś o tym, żeby odejść z agencji?

- Wiesz... dobrze zarabiam, pracuję głównie wieczorami, przez co mogę studiować dziennie. Taki tryb mi pasuje, ale jak widzę waszą krzywdę.. - blondyn westchnął zjeżdżając na osiedle, na którym mieszkam - Dla mnie to też nie jest łatwe Lixie. Chciałbym wam pomóc, ale nie wiem jak. 

- Robisz dla nas naprawdę bardzo dużo... Nie możesz mieć sobie nic do zarzucenia. 

- Tak mówisz?

- Oczywiście... jesteśmy ci niesamowicie wdzięczni. - nachyliłem się do chłopaka, całując go w policzek - Uciekam. 

- Uciekaj... tylko błagam cię, uważaj. 

- Ty też. Do zobaczenia. - gdy wszedłem do mieszkania, usłyszałem jedynie dźwięk telewizora. Położyłem plecak na pufie stojącej w przedpokoju, idąc w głąb mieszkania - Tato, jestem! 

- Przyjdź tu! - wszedłem do salonu, widząc siedzącego na kanapie, lekko podpitego ojca - Komu podpadłeś? - zapytał, wskazując na moją posiniaczoną twarz. 

- Miałem drobny wypadek w pracy.

- W pracy, tak? Zapłacili ci odszkodowanie? - no tak... tylko pieniądze i pieniądze. Wygodnie mu się żyje, leżąc całymi dniami na kanapie i pijąc, do tego za nie swoje pieniądze.

- Tak.. 

- To dobrze... a.. gdzie byłeś przez ostatni tydzień? 

- Wow... zauważyłeś, że mnie nie było?

- Uważaj co i do kogo mówisz.. 

- Przepraszam. - westchnąłem, oblizując nerwowo wargi - Byłem w pracy..

- W pracy, tak? A szkoła?

- No... chodziłem normalnie do szkoły.. - ojciec wstał z kanapy, po czym wręczył mi potężną teczkę wypełnioną papierami - Co to?

- Był tu ten twój kolega... jak on.. Chan? 

- Chan tu był?

- Mm.. powiedział, że nie chodzisz do szkoły i ci skombinował notatki od kolegów z klasy.

- Ale ja.. 

- Słuchaj... mnie to gówno obchodzi, naprawdę... ale zastanów się co robisz gnojku i przede wszystkim mnie nie okłamuj. - skinąłem głową, zaciskając dłonie na białej teczce. 

- Trochę.. trochę się ogarnę i posprzątam w domu. 

- Zakupy trzeba zrobić... nie ma co żreć.

- Dobrze, zajmę się tym. - udałem się do swojego pokoju, nie odrywając przy tym wzroku od teczki. Pięknie.. powinienem mu podziękować, ale wiem, że znów zacznie przesłuchanie, a tego bym nie zniósł. Mimo to gdy usiadłem na swoim łóżku, wyjąłem telefon, wybierając numer do starszego kolegi. 

- Słucham. - wziąłem głęboki oddech, przełykając z trudem ślinę - Halo..

- Cze.. cześć hyung.

- Cześć, miło, że dzwonisz. 

- Ja.. chciałbym ci podziękować za notatki. Nie musiałeś tego robić.

- Jesteś pewien? Bo z tego co wiem, nie było cię przez tydzień w szkole.. wypadałoby nadrobić stracone lekcje.

- Tak.. dziękuję. 

- Cóż.. szkoła to pikuś.. nadrobisz to, bo jesteś zdolnym dzieciakiem. Bardziej martwi mnie kwestia twojej ciągłej nieobecności w domu. Możesz mi powiedzieć, gdzie ty się szlajasz? 

- Nie mogę..

- No tak... nie możesz..  Może wpakowałeś się w jakieś kłopoty? Powiedz, wyciągnę cię z tego..

- Nie, to nie to. 

- No tak. - chłopak jedynie westchnął - Odezwij się, jak zdecydujesz się ze mną szczerze porozmawiać.

- Hyung..

- Na razie. - rozłączył się. Świetnie... nie zna prawdy o mnie, a już się od siebie odsunęliśmy. Co będzie, jak przyznam mu się do tego, co robię? 


*


                     Dałem sobie kolejne dwa dni wolnego na opiekę nad ojcem i porządne ogarnięcie mieszkania i zaległości. Poprosiłem też Hyunjina o to, by do końca tygodnia dał mi wolne, bym mógł zadbać o swoje ciało i pozbycie się siniaków. Muszę teraz skupić się na szkole, napisać zaległe sprawdziany i kartkówki, by znowu wyjść na prostą. Gdy wszedłem na dziedziniec szkoły, poczułem niesamowitą ulgę. W głębi duszy cieszyłem się, że znów tu jestem i że będę mógł się czegoś dowiedzieć i zaznać "normalnego" życia. Bardzo tego potrzebowałem po ostatnich wydarzeniach. Ruszyłem w kierunku budynku. Chciałem przed rozpoczęciem zajęć obejść nauczycieli i zapytać o możliwość napisania zaległych rzeczy. Przechodząc obok niewielkiego, ukrytego skweru usłyszałem znajomy głos.

- Yongbokie! - odwróciłem głowę, widząc palącego Changbina w towarzystwie Jisunga. Mimo że bardzo się za nimi stęskniłem, bałem się konfrontacji z nimi i wolałbym jej uniknąć. Moja twarz była purpurowo-fioletowa. Mimo że miałem na głowie kaptur, a buzię zakrytą maską, nie dało się nie zauważyć moich sinych oczu, których za nic w świecie nie byłem w stanie ukryć. 

- Cześć.

- No hej!

- W końcu się pojawiłeś.. co słychać?

- Em.. w porządku..

- Czemu cię nie było? Chan odchodził od zmysłów.

- Ja.. trochę się pochorowałem.. 

- Czekaj no. - Jisung zacisnął dłoń na moim kapturze, zrywając go z mojej głowy - O matko..

- Pochorowałeś się, tak? - Changbin rzucił papierosa na ziemię, pozbawiając mnie maseczki.

- Hyung, zostaw.

- Co to ma być do cholery jasnej? 

- Kto cię tak pobił?

- Ja... miałem drobny wypadek.

- Jaki wypadek? 

- Jechałem rowerem... dość szybko i... wiecie.. - wymusiłem uśmiech starając się grać - Jestem dość niezdarny.. władowałem się pod samochód. Na szczęście nie jechał szybko.

- Chcesz nam powiedzieć, że samochód nabił ci śliwy pod oczami?

- Dostałem z dużą siłą i przekoziołkowałem po betonie... Dlatego mnie nie było.

- Leżałeś w szpitalu?

- Nie... wolałem kurować się w domu. 

- W domu? - Changbin uniósł brew oddając mi maseczkę, którą pospiesznie nałożyłem, by zakryć twarz - Chan twierdzi, że był u ciebie wielokrotnie i nie zastał cię ani razu.

- Nie przesłuchuj go do cholery. - Jisung nałożył mi kaptur na głowę, wzdychając - Jakbyś czegoś potrzebował.. 

- Wiem, że zawsze mogę na was liczyć... dziękuję. - ukłoniłem się lekko, wzdychając - Proszę, nie mówcie o tym Chanowi.

- Przecież to twój najlepszy przyjaciel..

- Właśnie.. i dlatego, by oszczędzić mu zmartwień, o niczym mu nie mówcie... proszę. - naszą rozmowę przerwał dzwonek zwiastujący rozpoczęcie lekcji - Będę uciekać, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

- Leć dzieciaku.

- Miłego dnia. - rzuciłem oddalając się od nich najszybciej, jak to możliwe. Jestem pewien, że o wszystkim mu powiedzą, za dobrze ich znam i wiem jakimi gadułami są. Chan zwariuje ze złości. Aż boję się myśleć, co mnie czeka, gdy na niego wpadnę..

                        Podczas długiej przerwy obiadowej zostałem w klasie. Nie chciałem iść wraz z tłumem uczniów na stołówkę, czuć na sobie masy spojrzeń i wiedzieć, że jestem obgadywany. Rozłożyłem na swojej ławce chusteczkę, po czym zająłem się obieraniem mandarynek, na które miałem dziś niesamowitą ochotę. Po włożeniu do buzi pierwszego kęsa, uśmiechnąłem się pod nosem, czując jak przebiega mnie przyjemny dreszcz. 

- Tu jesteś. - otworzyłem szeroko oczy, widząc wchodzącego do sali Chana w towarzystwie Jisunga i Changbina - Jak ty wyglądasz..

- Hyung.. - chłopak chwycił mnie za twarz, uważnie mnie oglądając. 

- Wypadek, tak? - hyung złapał mnie za dłonie, po czym w szale zaczął dobierać się do mojego mundurka. 

- Przestań!

- Chan, to może go boleć, przestań.

 - Mnie boli to, że jestem non stop okłamywany. 

- Zostaw! Przestań, błagam! - wrzasnąłem widząc jak przyjaciel odpuszcza. Chłopak nabrał dużo powietrza do płuc, przytakując. 

- Przepraszam... Yongbok.. kto cię tak urządził? - trzęsącymi się dłońmi walczyłem z guzikami koszuli od mundurka. Chan podszedł bliżej mnie, wyręczając mnie w tym - Bokkie..

- Mówiłem.. miałem wypadek na rowerze.

- Dobrze.. byłeś z tym w szpitalu, prawda?

- No.. tak..

- Masz dokumentację ze szpitala? 

- T.. tak..

- Mhm... twój tydzień nieobecności w szkole... byłeś wtedy w szpitalu jak mniemam. 

- Nie.. w domu.. byłem w domu..

- Znowu ściemniasz. - chłopak parsknął śmiechem, przecierając twarz dłońmi - Gubisz się w swoich kłamstwach. Doskonale wiem, że nie byłeś ani w żadnym szpitalu ani w domu. 

- Hyung..

- Co się z tobą do cholery dzieje? Z kim zadarłeś, że tak cię pobił? 

- Z nikim.. 

- Może wplątałeś się w jakieś prochy? Yongbok, do cholery, ja muszę to wiedzieć..

- Nie musisz... uwierz mi hyung, że są pewne sprawy, o których naprawdę nie musisz wiedzieć.

- Jakie sprawy? Ty siebie słyszysz? Martwię się o ciebie, kurwa mać!

- Przestań się na mnie wydzierać.. - szepnąłem siadając z bezradności w swojej ławce. Ukryłem twarz w dłoniach, chcąc schować gromadzące się we mnie emocje, które lada moment mogły eksplodować. 

- Chan, wyluzuj. 

- Bokkie. - hyung kucnął obok mnie, głaszcząc mnie po udzie - Proszę cię... błagam, porozmawiaj ze mną. Złoszczę się i krzyczę, bo widzę, że dzieje ci się krzywda, a ja jestem w tym potwornie bezradny.. Nie wiem, jak mam pomóc swojemu przyjacielowi. 

- Doceniam to... ale zrozum, że nic mi nie jest.. przestań ciągle na mnie naskakiwać i doszukiwać się rzeczy, które nie istnieją. 

- Yongbok... nie chodzisz do szkoły... nie wracasz na noc do domu.. przychodzisz do szkoły ewidentnie pobity.. Nadal chcesz mi wmawiać, że nic się nie dzieje i że nie masz żadnego problemu? 

- Proszę... daj już z tym spokój.

- No tak... zastanów się proszę, czy aby na pewno uważasz mnie za swojego przyjaciela.. - chwyciłem go kurczowo za nadgarstek, wbijając w niego swoje wielkie, zaszklone już oczy - Zostawicie nas na moment? - Jisung i Changbin wymienili się spojrzeniami, przytakując.

- Jasne.. żaden problem. - gdy nasi przyjaciele wyszli z klasy, wstałem wbijając wzrok w oczy Chana.

- Słucham. 

- Hyung.. jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.. 

- Czyżby? 

- Tak... dlatego właśnie muszę trzymać cię z dala od prawdy.

- Nie rozumiem.. dlaczego? 

- Dlatego żebyś nadal był obecny w moim życiu.. - chłopak zmarszczył brwi stając ze mną twarzą w twarz.

- Yongbok.. coś ty nawywijał?

- Obiecuję, że kiedyś o wszystkim ci powiem... przysięgam... daj mi tylko trochę czasu, proszę.



~c.d.n.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




19 października 2020

I am NOT... me~cz.2 [Chan&Felix]

 




                Dostałem dwa dni wolnego... w końcu trochę odetchnę i się wyśpię. Była środa. Wróciłem po lekcjach do mieszkania, w którym nie byłem od dobrego tygodnia. Mam dużo swoich rzeczy w agencji.. ubrań na zmianę, książek, zeszytów.. sytuacja więc nie wymaga ode mnie codziennych powrotów do domu. Mimo wszystko dzisiaj poczułem, że muszę w końcu skontrolować ojca i się nim zająć. Z mocno bijącym sercem przekręciłem klucz w drzwiach, lekko je popychając. Od razu uderzył we mnie ohydny smród alkoholu i papierosów. Przełknąłem z trudem ślinę, wchodząc do środka. W sumie nie wiem czego się spodziewałem. Wszędzie rozrzucone były puste butelki i puszki po alkoholu, a całe mieszkanie było aż siwe od dymu papierosowego. Otworzyłem pospiesznie okna, szukając ojca.

- Tato.. - cisza. Mój żołądek zacisnął się w supeł, a głowę wypełniły najczarniejsze myśli - Tato! 

- Co się drzesz.. - odetchnąłem, widząc jak ledwo trzymający się na nogach ojciec wychodzi z łazienki - O... Yongbok. Gdzieś ty był tyle czasu?

- W szkole i w pracy. - szepnąłem, czując okropny zapach bijący od mojego ojca - Chodź, wykąpię cię.

- A co ja mam, dwa latka, że trzeba mnie kąpać? - warknął, odpychając mnie - Złaź mi z drogi. 

- Powiedziałem, że idziemy pod prysznic.. już. 

- Jaki ty jesteś upierdliwy... masz to po matce. - spuściłem głowę, czując kłujący ból w sercu. Nie lubię o niej rozmawiać. Każde wspomnienie mamy niesamowicie mnie boli. 

- Wracaj do łazienki... za moment do ciebie przyjdę.. - wrzuciłem plecak do swojego pokoju, który jako jedyny wyglądał jak cywilizowane pomieszczenie. Następnie wziąłem czyste rzeczy taty, wracając do łazienki. Stwierdziłem, że wykorzystam wolne popołudnie na doprowadzenie ojca do porządku, ogarnięcie mieszkania i przygotowanie posiłków temu imbecylowi na kolejny tydzień... Jeszcze dzisiaj wieczorem zamierzałem uciec do agencji i przespać się spokojnie tam - Kiedy się ostatnio kąpałeś?

- A bo ja wiem... jak ty byłeś. 

- Tydzień temu... nieźle. 

- To mnie nie zostawiaj gnoju! Co to ma być?! Kto to widział, żeby nieletni gnojek spał poza domem?!

- Nie krzycz. - szepnąłem przestraszony, sadzając go w wannie - Dzisiaj posprzątam mieszkanie, zmienię ci pościel, przygotuję ci jeść... przyszły jakieś nowe rachunki?

- Ta... coś przyszło.

- Rewelacja. - westchnąłem, kąpiąc cuchnącego alkoholem ojca - Rachunki też opłacę... nie masz się o co martwić. 

- No ja myślę. - tato uniósł głowę, wbijając we mnie przepity, zmęczony wzrok - Ty... a gdzie ty w zasadzie zarabiasz te pieniądze? 

- Mówiłem ci... pracuję w barze z jedzeniem na wynos.

- I tam dają ci tyle pieniędzy?

- Tak... biorę dużo godzin. 

- Dobrze... dobrze nam się żyje. 

- Ta... tobie na pewno. 

- Jeszcze słowo.

- Przepraszam. - po kąpieli usadziłem ojca przed telewizorem, po czym zająłem się sprzątaniem całego mieszkania. Nastawiłem pranie, porządnie wywietrzyłem, wyrzuciłem śmieci... w końcu to wygląda jak dom, a nie melina - Tata..

- Mmm.

- Co byś zjadł?

- Cokolwiek. 

- Cokolwiek. - powtórzyłem ciszej, przeglądając wszystkie szafki, które od mojej ostatniej obecności w domu, zdążyły już świecić pustkami - No tak... muszę iść do sklepu.

- Idź.. soju kup.

- Zapomnij. 

- Alkohol mi kup! 

- Powiedziałem, że tego nie zrobię! - wrzasnąłem, co zdarza mi się niesamowicie rzadko - Nie po to haruję jak wół, żebyś ty te pieniądze przepijał! - wyszedłem z mieszkania, czując jak trzęsę się z emocji. Boże, tak bardzo go kocham i nienawidzę jednocześnie. Miałem tak cudowne życie... dlaczego ten idiota to wszystko zniszczył? Dlaczego moją jedyną, bliską mi osobą jest alkoholik? Czemu nie mam wsparcia mamy i dlaczego, by przetrwać, muszę kochać się za pieniądze? Czym zawiniłem, że życie postanowiło mnie tak podle potraktować? Brzydzę się moim ojcem i samym sobą... rzygać mi się chce, jak patrzę na niego i na swoje lustrzane odbicie... oboje jesteśmy okropnymi ludźmi. 

Poszedłem na długi spacer. Stwierdziłem, że przed powrotem do mieszkania muszę chwilę pospacerować, by się uspokoić i pozbierać myśli. Chodziłem bez celu przez około dwie godziny. Po zrobieniu porządnych zakupów wróciłem do mieszkania z zamiarem ugotowania kilku dań i zmycia się stamtąd jak najszybciej. Gdy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem przepite głosy obcych mi mężczyzn. Zamarłem. Mimo to wszedłem do środka, by sprawdzić co z tatą. Cóż... widok jaki zastałem był wręcz oczywisty. Mój ojciec siedział przy kuchennym stole w towarzystwie czterech kolegów od picia. Cały stół pokryty był butelkami z alkoholem, a po pomieszczeniu unosił się znów szary dym papierosowy, który kilka godzin wcześniej usilnie starałem się wywietrzyć. Wszedłem do kuchni bez słowa, stawiając reklamówki na kuchennym blacie. 

- Jest i mój syn! 

- Oo.. a to słowa "dzień dobry" nie znamy? 

- Tato, kto to jest? 

- Moi przyjaciele!

- Przyjaciele, tak? - podszedłem do taty, wyrywając mu z ręki puszkę z piwem - Przyjaciele nie powinni cię ciągnąć na dno.. Jesteś przez nich na dnie.

- Ty... uważaj co i przy kim mówisz. - oburzył się jeden z mężczyzn, wstając od stołu. 

- Daj mi to piwo Yongbok.

- Zapomnij. - podszedłem do zlewu pospiesznie je wylewając. Wtedy jednak poczułem szarpnięcie za ramię i porządne uderzenie w twarz. Jęknąłem jedynie, osuwając się na ziemię.

- Ty! Nie bij mi syna! 

- Za bardzo się gnój panoszy! 

- Ale nie masz prawa go lać! - tego już za wiele. Wstałem lekko oszołomiony, idąc w kierunku swojego pokoju. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, zamknąłem sypialnię na klucz i bez słowa opuściłem mieszkanie. Dopiero gdy z niego wyszedłem, dałem upust emocjom.. Płakałem jak dziecko. Mam już dość takiego życia... dość. Usiadłem przed drzwiami klatki, wyjmując trzęsącymi się dłońmi telefon. Mimo późnej pory wybrałem numer Chana, czekając aż ten odbierze.

- Cześć Bokkie, co tam? - pociągnąłem nosem, nie mogąc złapać oddechu, by coś powiedzieć - Gdzie jesteś?

- Mog... mogę u ciebie spać?

- Powiedz mi gdzie jesteś, przyjadę po ciebie.

- Siedzę.. siedzę przed domem.

- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd. Już jadę. 

- Chan.. - słyszałem jedynie ciężki oddech przyjaciela i jego pospieszne zbieranie się do wyjścia.

- Jestem.. co się dzieje?

- Ja już nie mam siły. - szepnąłem, dotykając bolącego oka. 

- Bokkie, uspokój się. Za moment porozmawiamy, poczekaj proszę.

- Nie... nie sprawiam ci problemów?

- Co ty wygadujesz? Mówiłem ci setki razy, że masz do mnie dzwonić o każdej porze, tak? Zawsze ci pomogę. - skinąłem jedynie głową, pociągając przy tym nosem. 

- Jedź ostrożnie. 

- Będę uważać, a ty wejdź do sklepu i napij się czegoś ciepłego. - milczałem. Wsłuchiwałem się jedynie w ciężki oddech hyunga i dźwięk jego samochodu - Yongbok... idź proszę do sklepu, zaczyna padać.

- Dobrze.. - rozłączyłem się, wykonując jego polecenie. Po wejściu do sklepu zamówiłem dwie herbaty, po czym po zaparzeniu ich usiadłem przy stoliku, wpatrując się w pokrytą deszczem ulicę. Ulżyło mi. Bardzo cieszyłem się, że spędzę tę noc u Chana, w ciszy i spokoju. Boję się jedynie o tatę... Przyjaciele, też mi coś. Pieprzone menele, przez których mój ojciec stał się takim potworem. Jak ten człowiek śmiał podnieść na mnie rękę? Jak Chan mnie zobaczy to zwariuje, a agencja? Jak będę przyjmować klientów ze śliwą pod okiem? 

- Dobry wieczór. - uniosłem wzrok, widząc kłaniającego się w progu Chana. Gdy przyjaciel mnie zobaczył, pospiesznie podszedł do stolika, otwierając szerzej oczy - Co on ci zrobił? - syknął łapiąc moją twarz w obie dłonie. 

- Kupiłem ci herbatę.

- Ojciec cię uderzył? 

- Nie.. ojciec stanął w mojej obronie.

- Co? 

- Przyszli do niego znajomi... jeden się zdenerwował i mnie uderzył. 

- Kurwa mać... proszę cię, musisz mi pokazać kto to.

- Nie.

- Yongbok, masz fioletową śliwę pod okiem... widzisz dobrze na to oko?

- Tak.. nic mi nie jest.

- Dlaczego wpuściłeś ich do mieszkania? - spuściłem wzrok, czując jak do moich oczu napływają łzy.

- Naprawdę uważasz mnie za takiego idiotę? Myślisz, że to ja ich wpuściłem?

- Bokkie..

- Poszedłem zrobić tacie zakupy... a on w tym czasie przyprowadził do mieszkania jakiś meneli.

- Przepraszam.. przepraszam Yongbok. - chłopak objął mnie ramieniem, wtulając mnie w siebie - Przepraszam. - sięgnąłem po kubek z herbatą przyjaciela, wręczając mu go.

- Napij się, bo wystygnie. - przyjaciel wziął ode mnie kubek, wzdychając.

- Bardzo się o ciebie martwię.

- Niepotrzebnie... przepraszam, że po ciebie zadzwoniłem, ale nie wiedziałem, co zrobić.

- Bardzo dobrze, że po mnie zadzwoniłeś. Pomieszkasz teraz przez kilka dni u mnie. 

- A twoi rodzice?

- Mama cię uwielbia, a ojca i tak nie ma całymi dniami w domu. Bierz herbatkę i chodź. - uśmiechnąłem się lekko, widząc jak ten bierze łyka swojej - Mm pycha.. wziąłeś moją ulubioną. 

- Nie mogę poić mojego hyunga byle czym.



*


                           Wyjątkowo spokojnie przespałem dzisiejszą noc. Spałem wtulony w przyjaciela słuchając jego zapewnień o tym, że wszystko w końcu się ułoży, że nie jestem sam i że ze wszystkim mi pomoże. Zapewniał mnie, że dla swojego "młodszego braciszka" jest w stanie zrobić wszystko. Rzeczywiście czuję z nim dziwną, braterską więź, mimo iż nie łączą nas żadne więzy krwi, a osobiście znamy się lekko ponad rok. 

Po czwartkowych zajęciach pojechaliśmy od razu do Chana. Mój nastrój po dzisiejszej nocy i dniu spędzonym w obecności przyjaciół znacznie się polepszył. Czułem wewnętrzny spokój i siłę, którą dał mi Chan.. bardzo tego potrzebowałem. Gdy zjedliśmy obiad, mama Chana oznajmiła, że jedzie na spotkanie z koleżankami i że wróci późnym wieczorem. Obiecaliśmy, że w tym czasie siądziemy do nauki i że pójdziemy spać o przyzwoitej porze, by w piątek nie umierać w trakcie lekcji. 

- Jak ci idzie młody? 

- Cóż... w zasadzie już skończyłem. - zamknąłem zeszyt, wyciągając się - A ty jak tam?

- Też już kończę. Wskakuj na wyro i odpocznij.

- Chętnie. - wrzuciłem zeszyt do plecaka, po czym położyłem się na łóżku, wzdychając - Jak dobrze.

- A umiesz wszystko do szkoły? Czy wytłumaczyć ci coś?

- Póki co bierzemy w miarę łatwe rzeczy.

- Czyli nie masz z niczym problemu?

- Y y... ale jak czegoś nie będę rozumieć, to będziesz moim korepetytorem numer jeden. - Chan zaśmiał się, po czym odłożył zeszyt - Chanieeeee..

- Co tam?

- Przyniósłbyś mi coś do picia?

- No jasne, a co chcesz?

- Cokolwiek.

- Kawki?

- Ooo chętnie. 

- Dobra.. to za moment wracam. - gdy przyjaciel wyszedł z pokoju, przekręciłem się na brzuch sprawdzając social media. W pewnym jednak momencie zauważyłem, że dostałem wiadomość od Hyunjina.

Hyunjin: "Cześć Lixie, wszystko u Ciebie w porządku? Jak wolne?"

~ "Tak, wszystko dobrze:) spędzam w końcu czas z przyjacielem"

Hyunjin: "To dobrze, wypocznij porządnie, bo weekend szykuje się dość pracowity ;/"

~ "Ilu mam klientów?"

Hyunjin: "W sobotę 10... w niedzielę zapisałem ci tylko 4"

~ "10?! Nie usiądę na tyłku przez tydzień"

Hyunjin: "Wiem Lixie, przepraszam, ale daję Ci kogo mogę... Wiem, że potrzebujesz pieniędzy"

Hyunjin: "Jak chcesz, to kilku odwołam"

~ :"Nie, nie. W porządku, dziękuję. Jakoś dam radę"

- Kawusiaaaa! - zablokowałem pospiesznie telefon, chowając go do spodni - A tobie co?

- Co?

- Coś ty tam oglądał?

- Nic.

- Ejjjj... ja wiem, że to taki wiek..

- Mam ci pokazać historię? - usiadłem gwałtownie, czując jak się we mnie gotuje - Nie oglądam świństw w internecie. 

- Dobra, spokojnie... zrozumiałem, nie denerwuj się. - przetarłem twarz dłońmi, wzdychając.

- Przepraszam. 

- Nie przepraszaj, nic się nie stało. - przyjaciel wręczył mi kawę, siadając obok mnie - W porządku?

- Nie.. jestem beznadziejnym przyjacielem.

- Specyficznym... ale najlepszym jakiego mam. - uśmiechnąłem się, opierając głowę o jego ramię.

- Jesteś strasznie wyrozumiały.

- Staram się jak mogę... W ogóle... mogę ci o czymś powiedzieć? - uniosłem pospiesznie głowę, wbijając wzrok w chłopaka.

- Oczywiście, co się dzieje?

- No booo... aishh.. w sobotę idę na randkę. - zaśmiałem się, odstawiając kubek na parapet.

- Ty?! Jak ma na imię ta biedna dziewczyna? 

- Ty dupku... jest z mojej klasy.. tak jakoś wyszło.

- O mamoooo... czym ona zawiniła? - chichotałem, chcąc go zdenerwować.

- Bokkie, sęk w tym, że mam problem.

- Hm? - spojrzałem na niego, sięgając po leżące obok niego żelki - Jaki?

- Obiecaj, że to zostanie między nami... ani słowa przy Jisungu i Changbinie.

- Dobrze, nie ma sprawy. 

- No bo... wiesz, jak to jest na randkach... Co, jak będzie chciała mnie pocałować... czy coś? - zaśmiałem się, ładując kwaśnego żelka do ust.

- To chyba dobrze.

- Ta... pod warunkiem, że się kiedykolwiek z kimś całowało i wie się co i jak. 

- No to w czym problem? - usiadłem okrakiem na nogach przyjaciela, widząc malujące się na jego buzi zdziwienie.

- Co ty robisz?

- Poćwiczysz na mnie.

- Na tobie? - zaśmiał się, odstawiając kawę - No co ty..

- Wielu przyjaciół tak robi... ponoć. 

- Okej... ale to też zostaje tylko i wyłącznie między nami.

- Naprawdę nie musisz mi o tym mówić. Akurat Jisung jest ostatnią osobą, która powinna wiedzieć o tym, że jego przyjaciele uczyli się na sobie całowania. - chłopak zaśmiał się przytakując - Gotowy?

- A to już?

- Nie no... możemy poczekać do jutra.

- Dobra no... co mam robić?

- Nic... zamknij oczy i spróbuj się wyluzować. - Chan wziął głęboki oddech zamykając oczy - Dobrze... przechyl lekko głowę. 

- W którą stronę?

- A jakie to ma znaczenie? Tak jak ci wygodniej. - gdy  to zrobił, zbliżyłem się do jego twarzy, którą po chwili chwyciłem delikatnie w obie dłonie - Okej... zacznij mnie całować w miarę spokojnie... nie ładuj się od razu z jęzorem, bo ją wystraszysz.

- Przyjąłem. - oblizałem wargi, przylegając nimi do ciepłych ust przyjaciela. Poczułem jak przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz, a umysł całkowicie się wyłącza. Zaczęliśmy wymieniać się nieśmiałymi pocałunkami, z których w zasadzie nic nie wynikało... było to czymś w rodzaju rozgrzewki i przełamania nieśmiałości Chana. Ja robię takie rzeczy na co dzień.... zero fajerwerków. Nie mam pojęcia dlaczego w momencie pocałowania Chana poczułem się tak lekko i dobrze - I jak? - szepnął układając odruchowo dłonie na mojej talii.

- Dobrze... teraz spróbuj pocałować mnie śmielej.

- Dziwnie..

- Trochę.. ale to zostanie między nami, a przed sobą nie musimy się wstydzić. 

- Masz rację. - przyjaciel odetchnął głęboko, przywierając ponownie do moich warg. Wcale mu się nie dziwie, że czuł barierę. Też ją miałem, ale mimo to starałem się dać z siebie jak najwięcej, by Chan nie wypadł przed tą dziewczyną źle. 

- Śmiało. - szepnąłem, czując jak nasze języki zaczynają się dotykać. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie, a ciało przyległo jeszcze bliżej kolegi. Nie potrafię wytłumaczyć swojego zachowania, ale całowanie go tak bardzo mi się spodobało, że chciałem więcej i więcej. Nie miałem pojęcia, że bliskość z drugim człowiekiem może być tak przyjemna. Do tej pory traktowano mnie jak zabawkę, z którą trzeba obejść się jak najszybciej, by zaspokoić swoją potrzebę, a Chan? Zero pośpiechu, nieśmiałość i delikatność... cholernie tego potrzebowałem. Nasze języki pieściły się coraz śmielej i mimo iż teoretycznie to ja posiadam większe doświadczenie, dałem się całkowicie zdominować Chanowi. Chłopak całował mnie śmiało, ale z ogromnym wyczuciem i delikatnością, która tak bardzo mi się podoba. Gdy przysunąłem się do przyjaciela najbliżej jak to możliwe, a ten owinął ręce wokół mojej talii, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który nieco nas otrzeźwił. Oderwaliśmy się od siebie głęboko przy tym oddychając. Spojrzałem nieśmiało w oczy przyjaciela, podczas gdy ten nerwowo oblizał wargi. 

- Muszę... muszę sprawdzić kto to.

- Tak.. tak, idź otworzyć. - zszedłem z niego, widząc jak chłopak podrywa się szybko z łóżka. Gdy wyszedł z pokoju westchnąłem głęboko starając się uspokoić. Nic się takiego nie stało, to tylko pocałunek. Do tego pocałunek z osobą, która mówi, że jestem dla niego jak młodszy brat. Opanuj się Yongbok i zluzuj, bo źle to się skończy. To, że ktoś dał ci odrobinę czułości i delikatności nie oznacza, że masz tracić od razu głowę. Nie mogę zrujnować naszej przyjaźni przez chwilową słabość. 

- Jestem. 

- Kto to? 

- Zapomniałem, że zamawiałem pizzę. - uśmiechnąłem się szeroko, zacierając przy tym ręce.

- Waaaa super... dawaj. - Chan położył na łóżku pudełko z pachnącą zawartością, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku - Moja ulubiona!

- Bokkie..

- Tak?

- Gdzie nauczyłeś się tak całować? - puściłem trzymany w dłoni kawałek pizzy, spoglądając na przyjaciela.

- Ja? Nie umiem się całować. - zaśmiałem się nerwowo, grając przed nim jak tylko mogę - Dzisiaj całowałem się z tobą pierwszy raz.

- Z tego co mówiłeś nigdy nie byłeś w związku, więc trochę się zdziwiłem.

- Wiesz... obaj do tej pory nie mieliśmy doświadczenia, więc... może wydaje nam się, że jesteśmy w tym dobrzy... ale jestem pewien, że naprawdę doświadczone osoby sprowadziłyby nas na ziemię. - uśmiechnąłem się, uciekając przy tym wzrokiem - Swoją drogą... szło ci naprawdę nieźle. Oczarujesz ją. 

- Tak... z pewnością. - przyznam szczerze, że przez resztę wieczoru było między nami dość drętwo. Jeden wstydził odezwać się do drugiego i każdy pochłonięty był swoimi rzeczami. Ja pisałem z Hyunjinem, a Chan uczył się na geografię. Dopiero jak kładliśmy się do łóżka, siłą rzeczy musieliśmy zamienić ze sobą parę słów.

- Chanie..

- Tak? - przekręciłem się na bok, wbijając wzrok w przyjaciela.

- Żałujesz?

- Zależy czego.

- Tego, że się całowaliśmy. - chłopak spojrzał na mnie, jednak po chwili westchnął ciężko, przekręcając się na bok. Gdy to zrobił, ułożył dłoń na moim policzku delikatnie go głaszcząc.

- Nie, nie żałuję... skąd ten pomysł? 

- Nie rozmawialiśmy ze sobą cały wieczór... Nie chcę, by to coś między nami zmieniło. 

- Obiecuję ci, że to niczego między nami nie zmienia. Uczyłeś mnie, nie pamiętasz?

- Pamiętam... tylko dlaczego potem w ogóle ze mną nie rozmawiałeś?

- Za dużo myślisz Bokkie.

- Nie.. chcę tylko żebyś był ze mną szczery. - chłopak westchnął dotykając opuszkami palców moje posiniaczone oko.

- Dobrze... było to dla mnie dość krępujące zważywszy na fakt, że mi się to spodobało..

- Hyung..

- Ale dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi nie chcę tego dalej kontynuować, żeby nie zniszczyć naszej relacji. 

- Ale to nie oznacza, że masz preferencje w kierunku chłopców... to był jednorazowy wybryk.

- Tak, to prawda. Dlatego nie powinniśmy tego nigdy więcej robić.

- Chanie..

- Tak?

- Mi też to się podobało.. - między nami zapadła cisza zagłuszana jedynie naszymi oddechami i rodzicami Chana kręcącymi się po mieszkaniu.

- Jeśli... jeśli potraktujemy to tylko jako naukę... - zachichotał Chan, uciekając wzrokiem. 

- Tylko i wyłącznie... nie kręcisz mnie w żadnym stopniu.

- Mówiłem ci już, że momentami jesteś potwornie wredny?

- Pary razy ci się wypsnęło. - szepnąłem przywierając ponownie do jego warg. 

- Mmm... potraktujmy to jako zabawę.. i naukę.

- Uwielbiasz się uczyć, hyung... a ja zawsze chętnie ci pomogę. - zaśmialiśmy się, wymieniając się po chwili pocałunkami. Muszę przyznać, że była to cholernie pokręcona sytuacja, ale bardzo mi się ona podobała... za bardzo. 


*


                      Weekend. Kolejny klient opuścił mój pokój. Znajdowałem się w łazience, wisząc nad toaletą i ponownie wymiotując. Mam dość... nienawidzę tego co robię i nienawidzę samego siebie. Nienawidzę ludzi, którzy korzystają z moich "usług" i nienawidzę swojej życiowej sytuacji. Jestem już tym wszystkim potwornie zmęczony.

- Puk puk... mogę? - Hyunjin. Spuściłem pospiesznie wodę sięgając po papier toaletowy - Co się dzieje? - blondyn rzucił plastikową podkładkę z grafikiem, po czym kucnął obok mnie, głaszcząc mnie po plecach - Felix, co jest?

- Nic... wszystko w porządku. - szepnąłem ponownie zwracając.

- Cholera jasna, co się dzieje? - chłopak namoczył ręcznik, po czym znów kucnął obok mnie, wycierając moje usta - Dlaczego nie powiedziałeś, że się źle czujesz? Dałbym ci dzisiaj wolne.

- To... to dopiero teraz. 

- Piłeś z kimś? Może ktoś ci czegoś dosypał?

- Nie... dzisiaj niczego nie piłem. - Hyunjin pomógł mi wstać ustawiając mnie nad umywalką. 

- Umyj buzię i chodź na przerwę.

- Zaraz mam klienta.

- Odprawię go do kogoś innego.. musisz odpocząć. 

- Naprawdę mogę iść na przerwę?

- Musisz... zrobię ci herbatę i wyjdziesz przed budynek trochę pooddychać. 

- Dziękuję. - chłopak uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc mnie po plecach. 

- Ubierz się ciepło i chodź. - gdy w końcu pierwszy raz od sześciu godzin włożyłem na siebie ubranie, poszedłem wraz z Hyunjinem do kuchni, w której ten przygotował mi wielki kubek herbaty. Stojąc przy blacie usłyszałem dźwięk telefonu.

Chan: "Yongbokie, śpisz? :D Daj znać jak będziesz mógł rozmawiać"

- Proszę. - chłopak wręczył mi herbatę, ciepło się przy tym uśmiechając.

- Dziękuję.

- Uciekaj na dwór... masz godzinę na odpoczynek.

- Dzięki... nie zniósłbym teraz kolejnego upokorzenia.. 

- Lixie.. 

- Przepraszam... nie chcę teraz o tym rozmawiać.

- Jasne, rozumiem. Spadam do roboty, a ty wypocznij. Na razie. - westchnąłem głęboko, ruszając w kierunku wyjścia. Gdy wyszedłem przed agencję, zająłem miejsce na krawężniku, odpisując przyjacielowi. 

~: "Nie śpię... możemy porozmawiać"

Dzwoni. Nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się znów odpowiednio przed nim zagrać. 

- Słucham.

- Cześć dzieciaku, czemu nie śpisz? 

- Bo czekam na telefon od ciebie. - zaśmiałem się upijając łyk herbaty - Jak randka? 

- No właśnie bez fajerwerków.

- Co? Ale jak to?

- Myślałem, że dobrze ją znam i że jest fajną dziewczyną, aleeee...

- Aleeee...

- Ale to nie to... Nie czułem tego. 

- Aishh... jak będziesz tak wybrzydzał to umrzesz jako porośnięty pajęczyną prawiczek.

- O! Wypraszam sobie! - zaśmiałem się czując jak rześkie, nocne powietrze koi moją zmęczoną twarz - Mam pomysł.

- Jaki?

- Wpadnę po ciebie i pojedziemy na Hongdae, co? Dawno nie byliśmy.

- Em... czy ja wiem. Ja... trochę źle się czuję i..

- Źle się czujesz? A co się dzieje? 

- Mam małe rewolucje żołądkowe. 

- Zrób sobie herbatę i wskakuj do łóżka. Przyjadę z lekami.

- Nie, hyung, nie trzeba! Ja.. mam wszystkie leki, zaraz je wezmę i się położę.

- Trzymam cię za słowo... może zjadłeś coś, co ci zaszkodziło?

- Nie wiem... całkiem możliwe. - wziąłem głęboki oddech, czując jak mocno bijące serce rozsadza moją klatkę piersiową - Jest późno, nie ruszaj się już z domu. Zobaczymy się w poniedziałek w szkole. 

- Jesteś pewien? Poradzisz sobie?

- Tak Chanie.. nie przejmuj się mną. 

- Jutro jak wstaniesz od razu do mnie zadzwoń.

- Okej... kończę hyung, dobrze? Chcę się położyć.

- No jasne... śpij dobrze.

- Dobranoc, wypocznij porządnie. 



*


               Ten koszmarny weekend nareszcie dobiegł końca. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem tak zmęczony i przepełniony strachem, goryczą i absolutną nienawiścią do samego siebie. W poniedziałek w szkole przez cały dzień nie mogłem namierzyć Chana. Nie dzwoniłem też do niego, bo skoro jeszcze mnie nie odwiedził w klasie, to znaczy, że musi być czymś mocno zajęty. Nie chciałem mu więc przeszkadzać. Podczas przerwy obiadowej wziąłem swoją tacę z jedzeniem, rozglądając się za wolnym miejscem. Od razu rzucił mi się w oczy stolik, przy którym siedzieli Jisung i Changbin w towarzystwie Chana. Podszedłem więc do nich, szeroko się uśmiechając.

- Cześć chłopaki.

- Bokkie! 

- Cześć młody. 

- Mogę się dosiąść? - Jisung i Changbin wymienili się jedynie spojrzeniami, podczas gdy mój hyung odłożył pałeczki wbijając we mnie wzrok.

- Głupio pytasz... siadaj. - gdy zająłem miejsce wbiłem wzrok w Chana uśmiechając się.

- Dzwoniłem do ciebie w niedzielę kilka razy... czemu nie odbierałeś? 

- Em.. idę po napój. - powiedział pospiesznie Changbin, szturchając Jisunga.

- A.. tak, ja też. 

- Hm? - spojrzałem na nich, widząc jak ci w pośpiechu odchodzą od stolika. Zachichotałem jedynie, przenosząc wzrok na zamyślonego hyunga - Wiesz o co im chodzi?

- Yongbok... dlaczego mnie okłamujesz?

- Co.. - otworzyłem szeroko oczy, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła - A... ale ja..

- Posłuchaj, bo nie chcę też żebyś mnie źle zrozumiał.. Jesteśmy przyjaciółmi i myślałem, że nie mamy przed sobą tajemnic..

- Hyung, ja..

- Daj mi dokończyć... Posłuchaj... to, że jesteśmy przyjaciółmi nie oznacza, że musimy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę i nie oznacza to też tego, że masz mi się ze wszystkiego spowiadać... oczekuję po prostu od ciebie szczerości.

- Ale..

- Yongbok... w sobotę cholernie się o ciebie martwiłem i wolałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. Kupiłem leki i do ciebie przyjechałem i co usłyszałem od twojego ojca? Że wcale nie ma cię w domu, mimo iż mi mówiłeś coś innego.. ba... mało tego... powiedział, że nie było cię w domu od kilku dni..

- Śledzisz mnie?

- Nie... Bokkie, miej innych znajomych, z którymi się umawiasz, nie w tym rzecz.. Nie rozumiem tylko dlaczego mnie okłamujesz. Nie wstyd ci? - słysząc te słowa z jego ust, coś we mnie pękło. Przełknąłem z trudem ślinę, czując napływające do oczu łzy - Poza tym... cholera jasna, ty masz 17-naście lat dzieciaku... gdzie ty się podziewasz całymi dniami? Dlaczego nie wracasz na noc do domu?

- Daj mi spokój. - pociągnąłem nosem, wstając gwałtownie od stołu. 

- Hej.. co z tobą? - przyjaciel złapał mnie za nadgarstek, jednak pospiesznie go odtrąciłem - Yongbok..

- Nie pozwolę na to żebyś mnie kontrolował, rozumiesz? Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - narzuciłem plecak na ramię, idąc w kierunku wyjścia.

- Ale... Yongbok! Yongbok!! - tego już za wiele. Mam za dużo do stracenia, muszę trzymać go na dystans, by nie odkrył prawdy o mnie. Był u mnie? Po cholerę, skoro mówiłem mu, by tego nie robił? Zaczyna węszyć? Co jeśli dowie się, że pracuję w burdelu? Może już to wie? Nie, to niemożliwe... jakby wiedział, ukręciłby mi kark, a potem zakończył naszą przyjaźń. Muszę bardziej uważać i wymyślić nowe kłamstwa, które będę mu wciskać... Jak długo będę jeszcze tkwić w takim piekle..



~c.d.n.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



16 października 2020

I am NOT... me~cz.1 [Chan&Felix]

 





- Masz... 100 tysięcy wonów, tak, jak się umawialiśmy. - mężczyzna położył pieniądze na mojej szafce nocnej, po czym zaczął się ubierać. Westchnąłem jedynie, po czym zwlokłem się z łóżka, chowając pieniądze do swojego plecaka.

- Dziękuję.

- Należało ci się, nie dziękuj. - Wooyoung zapiął spodnie, po czym narzucił na siebie koszulę, zapinając jej guziki - Dochodzi czwarta. Byłem ostatni? 

- Tak.. na dzisiaj koniec. - usiadłem na łóżku, okrywając się kołdrą. 

- To na co czekasz? Ubieraj się, podrzucę cię do domu. 

- Dokąd? - parsknąłem śmiechem, unosząc wzrok na mężczyznę - Ja nie mam domu.

- Felix..

- Nieważne... nie chcę już o tym rozmawiać. - otuliłem się bardziej ciepłym materiałem, czując napływające do oczu łzy - Jestem zmęczony. 

- Hej.. - mój stały klient kucnął przede mną, głaszcząc mnie po policzku. Jako jedyny ma w sobie ludzkie odruchy i częściej przychodzi do mnie porozmawiać niż na seks.. Wie o mnie całkiem sporo, o mojej sytuacji w domu też.. Czasem też bywa tak, że zwierza mi się ze swojego prywatnego życia.. Z relacji z żoną, z problemów w pracy... traktujemy się czasami bardziej jak kumple, niż klient i jego chłopiec do towarzystwa - Tyle razy o tym rozmawialiśmy.. Powinieneś poszukać pomocy.. Wiesz, że ci pomogę..

- Nie. - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując jak ten wyciera delikatnie spływającą po moim policzku łzę - Czuję się jak śmieć, ale wiem, że tak ma być i już... Muszę jakoś utrzymać ojca i skończyć szkołę.. 

- Wiem. Źle czuję się z tym, że cię wykorzystuję, ale mam do ciebie cholerną słabość... przepraszam.

- Nie przejmuj się mną. Masz swoje problemy. - nachyliłem się do Wooyounga, całując go w czoło - Idź już.. jest późno.

- Na pewno wolisz zostać tutaj? - skinąłem jedynie głową, czując jak ten mnie po niej głaszcze - Będziesz tutaj w weekend?

- Tak... wpadnij. - wymusiłem uśmiech, widząc jak ten przytakuje.

- Będę... uważaj na siebie, dobrze?

- Obiecuję. - mężczyzna posłał mi ostatni uśmiech, po czym opuścił mój pokój. Zostałem sam... sam w dużym, chłodnym pokoju wypełnionym ciemnym, czerwonym światłem. Nabrałem dużo powietrza do płuc, zamykając przy tym oczy. Musiałem uspokoić myśli po kolejnym dniu upokorzeń, stresu i ciągłego lęku. Mimo nienawiści do tego miejsca i samego siebie wolałem zostać tu, niż wracać w środku nocy do miejsca, które kiedyś było moim domem. W momencie, w którym chciałem się położyć i zdrzemnąć się przed szkołą chociaż przez dwie godziny, usłyszałem pukanie do drzwi - Proszę.

- Hej Lixie. - uśmiechnąłem się lekko, widząc wchodzącego do pokoju Hyunjina. Też pracuje w tym miejscu, jednak nie w charakterze chłopca do towarzystwa. Jest prawą ręką szefa. Układa grafiki, pilnuje porządku, sprawdza, czy wszystko z nami dobrze i czy żaden klient nie wyrządził nam krzywdy. Jest cudownym facetem i uwielbiam go... śmiało mogę nazwać go przyjacielem, bo nie jedno już razem przeszliśmy i wiem, że mogę mu zaufać - Wszystko w porządku?

- Tak. 

- Jak tam zarobki? Wszystko się zgadza? Nikt cię nie wyrolował?

- Nie.. wszystko jest okej. 

- To dobrze. - blondyn kucnął przede mną, głaszcząc mój policzek - Dobrze się czujesz?

- Tak.

- Źle wyglądasz.

- Jestem zmęczony.. a za dwie godziny muszę wstać do szkoły.

- Mówiłem ci setki razy żebyś nie brał tylu godzin... Żebyś wracał na noc do domu, wysypiał się i chodził normalnie do szkoły..

- Chodzę do szkoły..

- Tak, chodzisz... ale jak totalne zombie. - chłopak westchnął, wstając gwałtownie - Chodź, odwiozę cię.

- Mógłbym zostać tutaj? - oczy Hyunjina złagodniały. Chłopak przytaknął jedynie, głaszcząc mnie po głowie.

- Jasne... możesz spać tutaj kiedy tylko zechcesz. 

- Dziękuję. 

- Lix.. mimo to uważam, że powinieneś się przełamać i poprosić o pomoc odpowiednie służby.. Powiedzieć, że ojciec pije..

- Proszę... nie rozmawiajmy o tym. Nie mam do tego głowy.

- Tak.. tak, pewnie. - blondyn westchnął, dając mi czułego buziaka w czoło - Połóż się i odpocznij. Rano cię obudzę i cię podwiozę. 

- Naprawdę?

- Naprawdę cukierku. - uśmiechnął się, okrywając mnie bardziej kołdrą - Odpoczywaj... należy ci się. 

- Mm... dobranoc.

- Dobranoc.. za dwie godziny się widzimy. - zachichotał, po czym opuścił mój pokój. Jesteście ciekawi o co chodzi? Kim właściwie jestem i co robię ze sobą i swoim życiem? Cóż.. nazywam się Yongbok, ale w "pracy" jestem znany jako Felix. Jestem uczniem liceum.. uczę się i pracuję jednocześnie, by utrzymać mój dom rodzinny i schlanego wiecznie ojca. Kiedy byłem w trzeciej klasie gimnazjum, moje życie zaczęło się sypać jak domek z kart. W zasadzie jest to dla mnie nadal świeża sprawa, bo wszystko to zaczęło się lekko ponad rok temu, kiedy niespodziewanie zmarła moja mama. Nigdy nie chorowała, była wysportowana, spełniała się w pracy i była szczęśliwą żoną i matką... Zmarła, tak po prostu... Odeszła zostawiając kompletnie zdezorientowanego i rozsypanego psychicznie ojca i mnie.. dzieciaka, który z dnia na dzień potrzebuje jej coraz bardziej. Niesamowicie za nią tęsknię i nie ma dnia, bym nie zastanawiał się, co właściwie się stało i dlaczego ktoś tam na górze musiał zabrać właśnie ją. Po jej śmierci mój tata całkowicie się załamał. Zaczął pić przez co stracił świetną pracę, a rachunki i dług rodziców o nic nie pytały... po prostu wymagały płacenia. Wiele razy nachodził nas komornik strasząc nas, że zabierze nam najpierw samochód, potem drogie sprzęty, a na końcu mieszkanie.. Bardzo się bałem i byłem tym wszystkim niesamowicie zestresowany. Nie mogłem skupić się na szkole, dostawałem same dwójki i trójki... chciałem po prostu zdać, to wszystko. Wtedy też ze szkolnych kłopotów wyciągnął mnie mój najlepszy przyjaciel - Chan - którego poznałem totalnie przez przypadek. Chodzimy do szkoły, gdzie połączone są klasy gimnazjalne oraz licealne. Gdy byłem w 3 klasie gimnazjum, Chan chodził do 2 klasy licealnej. Gdy zostałem po lekcjach w sali od matematyki, by dowiedzieć się w jaki sposób mogę poprawić oceny, do klasy wszedł Chan. Chciał zapytać o coś nauczyciela, jednak ten zamiast wyprosić go na korytarz, powiedział, by usiadł w jednej z ławek i poczekał. Słuchał o tym, jakim jestem beznadziejnym uczniem i że grozi mi niezdanie. Po wszystkim wybiegł za mną z sali i zaproponował pomoc. Znamy się lekko ponad rok, ale wiem, że spotkanie go nie było przypadkowe i niesamowicie się cieszę, że mam tak wspaniałego przyjaciela. Spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę i mówimy sobie o wszystkim... prawie o wszystkim. Gdy moje oceny zaczęły się uspokajać i poszedłem do liceum, stwierdziłem, że nie mam innego wyjścia... muszę znaleźć pracę, by utrzymać siebie, ojca i by starczało nam na wszystkie opłaty. Zacząłem się rozglądać po sklepach, knajpkach i sieciówkach z fast foodami, jednak nikt nie chciał mnie zatrudnić. Po kolejnej wizycie komornika żyłem w tak ogromnym stresie, że zdecydowałem się na najgorszy krok. Sprzedałem swoje ciało w domu publicznym.. Ohydne, prawda? Cały czas pamiętam strach, lęk, absolutne upokorzenie i falę bólu, które towarzyszyły mi podczas pierwszego zbliżenia. Przysięgam, że było to najgorsze doświadczenie w moim życiu. Z czasem gdy mój portfel zaczął się zapełniać masą pieniędzy, zacząłem sobie wmawiać, że nie robię nic złego.. Uczciwie pracuję, zarabiam na ojca, który jest alkoholikiem, nie mam innego wyjścia, prawda? Nie mogę przecież stracić jeszcze niego... kocham go.. mimo wszystko. Przychodząc do agencji bardzo bałem się relacji z szefem, z klientami. Wiele słyszy się o takich miejscach, ale muszę przyznać, że trafiłem w tym całym gównie naprawdę dobrze. Mój szef jest bardzo wyrozumiałym facetem.. Wie o mojej sytuacji, w związku z czym pozwala mi spać i przesiadywać całymi dniami w agencji. Ale to nie jest też tak, że ciągle głaszcze mnie po głowie... bardzo dużo ode mnie wymaga, bo dostaje za mnie spore pieniądze. Ale miewa też ludzkie odruchy. Stawia mi obiady, pozwala pomieszkiwać w agencji, czasem zapyta co u mnie... nie jest źle. A Hyunjin? Tak jak mówiłem, jest jego prawą ręką i odwala kawał dobrej roboty. Do tego jest moim bardzo dobrym znajomym, któremu zawsze mogę się wypłakać i wygadać z tego, co mnie boli. Dba o mnie, często mnie odwiedza i monitoruje, czy aby na pewno nikt mnie nie skrzywdził. Jeśli chodzi o pozostałe osoby pracujące w agencji... cóż... znam ich z widzenia, czasami podczas przerw zamienimy ze sobą kilka zdań, ale nie mam z nikim jakiejś głębszej relacji. I tak mi się żyje... bez mamy, z bezrobotnym ojcem alkoholikiem, ze szkołą w ciągu dnia i pracą wieczorami i w nocy... zwariować idzie. 


*


- Cześć dzieciaku! - zamknąłem szafkę szkolną, widząc przed sobą uśmiechniętego od ucha do ucha Chana.

- Cześć Channie.

- Oj... ktoś tu chyba dzisiaj nie spał. 

- Mm... musiałem się dużo uczyć.

- Czego?

- Em... historii.. 

- Mój pilny Bokkie. Mam nadzieję, że dostaniesz 5.

- Oczywiście. Nie widzę innej opcji. 

- A.. tak w ogóle jak się czujesz, co? Wszystko w porządku? - westchnąłem jedynie, przytakując.

- Tak.. wszystko jest okej. 

- A tata? Nadal pije? - milczałem. Chan skinął jedynie głową, przytulając mnie - Zabiorę cię po szkole do siebie, co? Zjemy coś dobrego, pomogę ci w nauce... zostaniesz u mnie na noc.

- Sam nie wiem. - szepnąłem, unosząc wzrok na przyjaciela. O 20- tej muszę być w pracy, a Chan za nic w świecie nie może się o niej dowiedzieć.

- Yongbokie.. zrób coś dla siebie. 

- W porządku... ale na noc będę musiał wrócić do domu.

- Jesteś pewien?

- Tak... muszę pilnować ojca.

- Jasne, rozumiem.. - chłopak westchnął, obejmując mnie ramieniem - Chodź... kupię ci kawę i odprowadzę cię do sali. 

- Chcę jeszcze ciastko. - przyjaciel zaśmiał się, przytakując.

- Mówisz, masz. - gdy Chan odprowadził mnie do klasy, zająłem swoje miejsce w ostatniej ławce delektując się gorącą kawą i ciastkiem czekoladowym. W międzyczasie czytałem na szybko rzeczy na dzisiejsze lekcje, by nie złapać jakiejś jedynki. Bardzo stresuje mnie to wszystko, ale jak tylko skończę szkołę, pójdę na studia zaoczne i do normalnej pracy. Wyprowadzę się od ojca, będę jedynie opłacać jego rachunki i w końcu zacznę żyć normalnie.. O ile będę w stanie rozpocząć normalne życie po tym, co mi się przytrafiło... 


*


- Mmm ale pycha. - zaszczebiotałem, sięgając po kolejny kawałek kaczki - Pycha! - Chan zaśmiał się, przytakując.

- Wiem, skąd zamawiać. 

- Zawsze jak u ciebie jestem, jem tak dobre rzeczy, jak nigdy dotąd. 

- Mówiłem ci już setki razy, że masz najlepszego hyunga na świecie.

- Pf... czy ja wiem. - chłopak zmierzył mnie wzrokiem, robiąc przy tym "groźną" minę, na którą zareagowałem śmiechem - Kogo próbujesz przestraszyć? 

- Ciebie niewdzięczny gnojku. 

- No przecież mówię, że jest pyszne! - odłożyłem pałeczki, rzucając się na przyjaciela. Jak zwykle jedliśmy na jego łóżku i jak zwykle rzuciłem się na niego podczas jedzenia. Chan śmiejąc się, przekręcił mnie na plecy, łaskocząc mnie - Przestaaaaaań! 

- Znowu wygrałem! 

- To nie fair! Masz więcej siły! 

- Proponowałem ci setki razy żebyś chodził ze mną i z chłopakami na siłownię... tak czy nie? - zachichotał, puszczając mnie.

- Niby tak... ale to nie dla mnie. 

- Nie dla mnie, nie dla mnie... a co jest niby dla ciebie? 

- Zamartwianie się... to moje prawdziwe ja. - Chan ewidentnie posmutniał. Po chwili usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem - Przepraszam... nie wiem po co znowu marudzę.

- Marudź ile chcesz. Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, o każdej porze, tak? - gdy skinąłem głową, ten pocałował mnie w nią, uśmiechając się - Głowa do góry Bokkie... zobaczysz, że z czasem wszystko zacznie się układać. 

- Wiem... w końcu to dopiero lekko ponad rok.

- Sam widzisz.. ja za rok pójdę na studia.. wynajmę coś z chłopakami i zabiorę cię od ojca, hm? - otworzyłem szerzej oczy, wbijając je w przyjaciela.

- O czym ty mówisz?

- O tym, że zamieszkasz z nami. Musisz mieć warunki do nauki... naprawdę wystarczy ci już nerwów. 

- A... ale tata..

- Będziesz go odwiedzać kiedy tylko zechcesz, przecież ci tego nie zabronię... Ale mimo to uważam, że powinieneś się powoli od niego odcinać i żyć swoim życiem, a nie jego problemami..

- Chan... to mój ojciec, mam tylko jego... Kto ma się nim zająć, jak nie ja?

- Nie zrozum mnie źle, ale to on jest dorosły i to on powinien zajmować się tobą... nie odwrotnie. - spuściłem głowę, wzdychając - Przepraszam, że mówię o tym tak wprost, ale..

- Nie, masz rację... Wiem, że masz rację, tylko ja... To jest po prostu bardzo trudne.

- Wiem. - szepnął, przytulając mnie - Ale pamiętaj, że nie jesteś sam i że zawsze pomogę ci na tyle, ile będę mógł, jasne?

- Jasne. - uśmiechnąłem się, czując jak ten tarmosi moje włosy. To jakiś cud, że go spotkałem, naprawdę. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że ktoś postawił go na mojej drodze w najgorszym momencie mojego życia... moja mama wiedziała, co robi.. 

- Tak, są w pokoju, wchodźcie śmiało. - usłyszeliśmy za drzwiami głos mamy Chana. Uwielbiam tą kobietę i z tego co widzę, ona także lubi mnie. Dba o mnie jak o własne dziecko... jest niesamowicie ciepła, pomocna i wiem, że gdybym przyszedł do niej z jakimś problemem, na bank nie odmówiłaby mi pomocy. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanęli Jisung oraz Changbin - najlepsi przyjaciele Chana. 

- No dzień dobry panowie! - krzyknął Jisung, rzucając się na łóżko.

- Cześć matoły.. co wy tu robicie?

- Przyszliśmy na darmowe jedzenie. 

- Jak zwykle nienajedzony. - parsknął śmiechem Changbin, siadając obok mnie - Cześć dzieciaku.

- Cześć hyung.

- Jak tam samopoczucie?

- Dzięki, w porządku. 

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy... ale mamy jutro ważny sprawdzian z matmy, o którym Chan najwyraźniej zapomniał. 

- Achhh rzeczywiście! 

- No... to jemy i do nauki. - powiedział Jisung z naładowanymi po brzegi policzkami. 

- Miałem pomóc w nauce Yongbokowi. 

- Nie przejmuj się mną hyung... poradzę sobie. - posłałem w jego kierunku ciepły uśmiech, słysząc dźwięk telefonu - O.. przepraszam. - sięgnąłem po niego, widząc widniejące na ekranie imię "Hyunjin". Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Przełknąłem z trudem ślinę, zerkając na przyjaciół - Muszę.. muszę odebrać. - poderwałem się z łóżka, odchodząc od chłopaków na bezpieczną odległość, mając pewność, że nie usłyszą o czym mówi Hyunjin - Słucham.

- Cześć Lixie, nie złapałem cię w szkole?

- Nie.. jestem już po zajęciach.

- To super... przepraszam, że dzwonię, ale dzwonił Choi i zapytał czy może wpaść do ciebie o 18-tej... Dużo płaci, więc...

- Tak... tak, wiem. - westchnąłem, zerkając na Chana rozmawiającego wesoło z Changbinem i Jisungiem.

- Dasz radę przyjść do roboty wcześniej, czy go odwołać?

- Nie.. będę, nie ma sprawy. 

- Super... głowa do góry, pamiętaj, że nie robisz niczego złego. - rozłączył się. Wziąłem głęboki oddech, uderzając głową o drzwi, przy których stałem.

- Bokkie, co jest? 

- Nic... tata do mnie dzwonił.

- Co chciał? - zapytał Chan podchodząc do mnie.

- Zapytał czy mógłbym już wrócić do domu.. - nienawidzę go okłamywać. Chan daje mi tyle ciepła i zrozumienia, a ja oszukuję go na każdym kroku - Przepraszam... muszę już iść.

- A nauka? Yongbok..

- Chanie... zrozum proszę, że są rzeczy ważne i ważniejsze... szkoła naprawdę może poczekać. - widząc smutek na jego buzi, wtuliłem się w niego, wzdychając - Dziękuję za obiad.. zobaczymy się jutro w szkole. - chłopak objął mnie, drapiąc mnie delikatnie po głowie.

- Uważaj na siebie, dobrze?

- Obiecuję. - ukłoniłem się przed chłopakami, wymuszając uśmiech - Miłej nauki.. do jutra. - po pożegnaniu z przyjaciółmi, zabrałem swoje rzeczy, idąc pospiesznie do pracy. Nienawidzę Choi, ale płaci ogromne pieniądze za spotkania ze mną, które pozwalają mi na spokojne przeżycie miesiąca, wliczając przy tym wszystkie opłaty. Muszę zacisnąć zęby i odbębnić swoją robotę. Po 40-minutowej jeździe metrem, w końcu dotarłem pod agencję. Po wejściu do budynku, ruszyłem długim korytarzem w kierunku schodów prowadzących na trzecie piętro, na którym "pracuję". Idąc welurowymi, czerwonymi dywanami mijałem takich samych pokrzywdzonych przez los desperatów, jak ja. Kłaniałem się każdemu z osobna, mimo iż nie zawsze otrzymywałem odpowiedź. Ci ludzie mimo młodego wieku są już tak niesamowicie zgorzkniali, że mam wrażenie, że nic nie przywróci im już radości z życia. Gdy dochodziłem do swojego pokoju, zauważyłem biegnącego w moim kierunku Hyunjina. Uśmiechnąłem się, witając się także z nim - Hej.

- Cześć dzieciaku... jak samopoczucie? 

- Bywało lepiej. - westchnąłem otwierając drzwi - A u ciebie wszystko w porządku?

- Mmm nie jest źle... jest trochę roboty, ale daję radę. - chłopak zamknął za nami drzwi, rzucając się na moje łóżko - O ludu jak dobrze.

- Odpocznij, należy ci się. - rzuciłem w kąt swój plecak, po czym zacząłem rozbierać się z mundurka - Jak pomyślę o Choi to mnie skręca.. 

- Nie przepadasz za nim, co?

- Mało powiedziane. - rozebrałem się do bokserek, po czym wyjąłem z szafy rzeczy na przebranie oraz ręcznik - Jest okropny... 

- Co masz na myśli? Dziewczyny aż się ślinią na jego widok.

- Mhm.. na szczęście jest zadbany, ale co z tego? Jest okropnym człowiekiem.

- Felix, jaśniej... skrzywdził cię? Powiedz mi prawdę, uruchomię ochronę, obiją mu mordę i nigdy więcej tu nie wejdzie.

- Jest dość brutalny... to wszystko. - blondyn poderwał się, wyjmując z kieszeni telefon.

- Odwołam go.

- Nie! Nie, proszę, nie rób tego.

- Nie rozumiem.. 

- Płaci pół miliona wonów... pół miliona za godzinne spotkanie, rozumiesz? Naprawdę jestem w stanie to przeboleć.

- Lix.. i tak wystarczająco tutaj cierpicie.. Nie mogę pozwolić na to, żeby te sukinsyny was krzywdziły. - po pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Hyunjin westchnął jedynie, zerkając na mnie - To szef... słucham? Mhm... jasne, rozumiem. Już idę. - chłopak wstał z łóżka, spoglądając na mnie z troską - Muszę iść... jakbyś czegoś potrzebował to zadzwoń, dobrze?

- Okej. - skinąłem głową, widząc jak kolega opuszcza mój pokój. Gdy to zrobił, udałem się pod szybki prysznic, po czym przebrałem się w zwykły czarny t-shirt, czekając na przyjście Choi. Sięgnąłem po telefon chcąc sprawdzić, która godzina i wtedy zobaczyłem widniejącą na ekranie wiadomość od Chana.

Chan: "Dotarłeś do domu? Co z tatą? Wszystko w porządku?

 ~: "Tak, wszystko jest w porządku.. Wykąpałem go i położyłem go spać. Do rana powinienem mieć spokój"

Chan: "Dobrze. Proszę Cię, wykorzystaj to i usiądź do lekcji, okej?"

~: "Wiem hyung. Nie zawiodę Cię" 

Chan: "Zuch chłopak. Jakbyś czegoś potrzebował to zadzwoń.. od razu przyjadę"

~: "W porządku, dziękuję"

Rzuciłem telefon na szafkę, wzdychając głęboko. To ciągłe okłamywanie go i kręcenie zaczyna mnie już męczyć. Poza tym mam ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym, że nie jestem szczery ze swoim najlepszym przyjacielem. On mówi mi o wszystkim, zwierza mi się z każdej rzeczy i zapewne oczekuje tego samego ode mnie, a ja? Za nic w świecie nie potrafię się przełamać i powiedzieć mu o tym, co robię.. Boję się, że wtedy bym go stracił.. Poza tym jest to niesamowicie upokarzające i przykre, że przez ojca pijaka musiałem posunąć się do tak desperackiego kroku...



~c.d.n.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------