3 maja 2018

Stypendium~cz.10 [Felix&Hyunjin]





- Hyunjin... Hyunjinnie... - otworzyłem oczy, podnosząc dość leniwie głowę z łóżka Felixa - Cześć.
- O... dzień dobry. - przetarłem rękoma zaspaną twarz, kłaniając się lekko ojcu mojego chłopaka.
- Cześć synku. - mężczyzna nachylił się do blondyna, całując go w czoło, po czym zerknął na mnie, wzdychając - Jak się czujesz?
- Kiepsko.
- Słyszałem, że cały czas tutaj siedzisz. - skinąłem jedynie głową, spoglądając na Felixa - A szkoła?
- Właśnie chciałem o tym z panem porozmawiać. - pan Lee podszedł do mnie, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Pójdę po kawę i porozmawiamy, dobrze? - potwierdziłem jego słowa ponownym skinieniem głowy, łapiąc chłopaka za rękę. Gdy mężczyzna opuścił salę, westchnąłem, całując jego poobijaną dłoń.
- To już dwa tygodnie... jak długo chcesz się tak nade mną znęcać, co? - sięgnąłem po kulę, pomagając sobie nią wstać - Tęsknię za tobą Felix. - szepnąłem, całując go w czoło - Cholernie za tobą tęsknię. - westchnąłem, siadając ponownie na krześle - To nie ma sensu... - wtuliłem twarz w jego dłoń, czując jak do moich oczu siną się łzy - Nie słyszysz mnie, prawda? Jakbyś mnie słyszał, to próbowałbyś zrobić cokolwiek... daj nam jakikolwiek znak do cholery. - pociągnąłem nosem, znów poddając się emocjom - Zwariuję tu, rozumiesz? Po prostu zwariuję...
- Potrzebuje czasu. - poderwałem się do pionu, wycierając pospiesznie policzki. Pan Lee wręczył mi kawę, siadając obok mnie - Płacz jeśli chcesz... to nie wstyd. 
- Przepraszam.
- Za co? Za to, że się o niego martwisz i cały czas przy nim jesteś? - wbiłem wzrok w kawę, głęboko wzdychając - Jestem ci bardzo wdzięczny... a Felix na pewno czuje twoją obecność i jest bardzo szczęśliwy.
- Tak pan myśli?
- Oczywiście, że tak. - mężczyzna napił się kawy, po czym złapał Felixa za rękę - Chciałeś rozmawiać ze mną o szkole.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment. 
- Znowu od dwóch tygodni nie pojawiłeś się w szkole... dlaczego?
- Dlaczego? - wbiłem wzrok w spokojną twarz mojego chłopaka, biorąc głęboki oddech - Bo nie mam na to siły... bo ten wypadek uświadomił mi, co jest dla mnie tak naprawdę ważne... i nie, nie jest to szkoła i przymus ciągłego bycia na pierwszym miejscu. 
- Hyunjinnie...
- Moja rodzina nie należy do inteligencji i elity... Czemu więc mam na siłę do tego dążyć? - spojrzałem na mężczyznę, widząc na jego twarzy ogromne zdziwienie - Muszę się pogodzić z tym, kim jestem i do jakiej grupy ludzi należę... Zdam egzaminy i pójdę do pracy... może będę pomagać mamie... albo wrócę do kawiarni, w której pracowałem... nie pójdę na studia. 
- Nie wiem, co mam powiedzieć. - upiłem łyk kawy, przenosząc wzrok na Felixa - Dlaczego tak nagle odpuściłeś? Zawsze przecież chciałeś być kimś...
- A teraz chcę jedynie, żeby Felix się wybudził z tej przeklętej śpiączki. Naprawdę nie chcę od życia niczego więcej. - ojciec mojego chłopaka usiadł bliżej mnie, głaszcząc mnie po plecach.
- Wiem, że jest ci ciężko...
- Pański syn wywrócił moje życie do góry nogami... przeżyłem z nim najlepsze chwile w tym popieprzonym życiu. - pociągnąłem nosem, kłaniając się przed mężczyzną - Przepraszam... nie potrafię nad sobą panować. 
- W porządku, rozumiem. 
- Chciałem prosić pana o pomoc w szkole weekendowej. - spojrzałem mu w oczy, czując jak po moim policzku spływa łza - Jakiejkolwiek... byleby zdać egzaminy. 
- Oczywiście, że ci pomogę, ale proszę cię, przemyśl to jeszcze... masz ogromny potencjał. 
- Niech pan zrozumie, że nie dam rady wrócić do szkoły... Chcę być cały czas tutaj. - między nami zapadła cisza. Mężczyzna dokończył swoją kawę, uważnie mi się przyglądając.
- Hyunjin... ty i Felix... to nie jest zwykła przyjaźń, co? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując mocniejsze bicie serca - Tak myślałem. 
- Przepraszam.
- Nie, w porządku... Felix wie, co robi. - skinąłem głową, łapiąc mojego chłopaka za rękę.
- A jak to wszystko znosi Jikyo?
- Bardzo źle... strasznie się o niego martwię. 
- Nie widziałem go tutaj ani razu.
- Siedzi cały czas w pokoju i płacze... Boi się tutaj przychodzić. 
- Boi się? - mężczyzna skinął głową, wzdychając.
- Chłopcy ciągle sobie dogryzają, ale bardzo mocno się kochają... Jikyo jest bardzo zapatrzony w Felixa, a Felix traktuje Jikyo jak oczko w głowie... Jakby młody zobaczył go w takim stanie...
- Rozumiem. - szepnąłem, oblizując spierzchnięte, popękane wargi - Może powinienem do niego przyjechać?
- Mógłbyś?
- Jasne... Jikyo potrzebuje teraz bardzo dużo wsparcia. 
- Ma... załatwiłem mu najlepszego psychologa w Seoulu.
- Wsparcia kogoś bliskiego. - spojrzeliśmy na siebie, po czym pan Lee skinął głową, unikając przy tym mojego wzroku - Jak któryś z chłopaków przyjdzie do Felixa to do pana przyjadę... Nie chcę żeby Felix był sam. 
- Strasznie dobry z ciebie chłopak. 
- Dziękuję. - mężczyzna uśmiechnął się lekko, łapiąc mnie za rękę.
- Jak już mamy okazję porozmawiać... twoja sytuacja w domu się wyjaśniła?
- Tak... ojciec dostał wyrok na siedem lat. - westchnąłem, zerkając na ojca Felixa - Jedno piekło się skończyło i zaczęło się drugie. 
- Nie mów tak Hyunjin. Jestem pewien, że Felix niedługo się wybudzi... To kawał silnego chłopa. Typ fightera... nie podda się tak łatwo. 
- Oby miał pan rację...


*

                       Trzeci tydzień katorgi. Zmęczony do granic możliwości, wyszedłem na korytarz, by pójść po jakąś kawę. Uwierzcie mi, nie wyolbrzymiam tego. Nie wiem już na jakim świecie żyję... jaki mamy dzień, godzinę.. nic. 
- Hyunjinnie.. - zatrzymałem się, słysząc dobiegający ze schodów głos Hyunsoo. Mrugnąłem kilkakrotnie, by upewnić się, że na pewno dobrze widzę - W porządku? - brat chwycił mnie w talii, uważnie mi się przyglądając.
- Co ty tu robisz?
- Nie rozumiem twojego zdziwienia... jestem tu praktycznie codziennie. - odetchnąłem, klepiąc się po policzkach.
- Przepraszam... nie kontaktuję już. 
- Właśnie widzę... dokąd szedłeś?
- Po kawę.
- Czekaj, przyniosę ci. - usiadłem na wprost sali Felixa, wpatrując się beznamiętnie przed siebie. Fakt... Hyunsoo jest tu praktycznie codziennie. Nie wiem, co mi się poprzestawiało w głowie, że o tym zapomniałem - Proszę.
- Dzięki. - chłopak usiadł obok mnie, wbijając we mnie wzrok.
- Jak tam Felix?
- Bez zmian. 
- Niedługo się wybudzi...
- Nie... proszę cię, przestań. Już nie mam siły tego słuchać. 
- Co?
- Wszyscy non stop mówią, że niedługo się wybudzi, ale jak widać wcale mu się do tego nie pali... - upiłem łyk kawy, wypuszczając z płuc sporą ilość powietrza.
- Powinieneś odpocząć... tak porządnie. 
- Ta? I co to zmieni?
- Jesteś przemęczony Hyunjin... nie pamiętasz, co działo się wczoraj, rzucasz się o wszystko... Od trzech tygodni nie wyszedłeś nawet na krok ze szpitala. Ile chcesz to jeszcze ciągnąć?
- Czekam aż Felix się wybudzi.
- Może wybudzić się jutro, za miesiąc albo za rok... będziesz tu siedział tyle czasu? Co z twoim życiem?
- Nic nie rozumiesz...
- Rozumiem... zakochałeś się, mieliście poważny wypadek... naprawdę to rozumiem. Ale pomyśl w końcu do cholery jasnej, o sobie. - Hyunsoo westchnął, przecierając rękoma twarz - Jego ojciec u nas był.
- Co?
- Powiedział, że dawał ci kasę na naukę... swoją drogą, miło z twojej strony, że mi o tym powiedziałeś...
- Hyung...
- Nie ważne... mówił, że chcesz zrezygnować ze szkoły i iść do szkoły weekendowej. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to totalna głupota?
- Nie rozumiem, dlaczego.
- Dlatego, że po tej szkole będziesz nikim... a możesz zajść naprawdę wysoko.
- Ale ja tego nie chcę.
- Nie chrzań Hyunjin, znam cię. Zawsze przerażała cię myśl fizycznej pracy za psie pieniądze... Zawsze marzyłeś o pracy naukowca czy prawnika... co się z tobą stało?
- Powiem ci to samo, co ojcu Felixa... dopiero teraz wiem, co jest dla mnie ważne. Nasza rodzina nie należy do inteligencji i elity... pora się z tym pogodzić. 
- Nie no, po prostu nie wierzę... a pomyślałeś, co z tobą będzie, jak zerwiecie z Felixem?
- Co?
- On sobie poradzi, bo ma dzianego ojca, a ty? Zostaniesz bez niczego... bez szkoły, bez uczelni, z pracą na kasie czy w jakimś barze... i tak do usranej śmierci.
- Przestań. - warknąłem, ściskając papierowy kubek, z całą jego, gorącą zawartością - Aishh...
- Coś ty narobił. - Hyunsoo złapał mnie za nadgarstek, chcąc pomóc mi wstać.
- Zostaw.
- Chodź do jakiegoś lekarza.
- To tylko poparzenie, daj spokój. 
- To chodź pod zimną wodę.
- Powiedziałem, żebyś dał mi spokój. - podmuchałem rękę, krzywiąc się.
- Jasne... cwaniakuj dalej... Nie poznaję cię Hyunjin. - wtedy też na korytarzu zapanował gwar. Do sali mojego chłopaka wbiegło dwóch lekarzy i pielęgniarki - Co jest? - mimo złamanej nogi, poderwałem się gwałtownie, idąc do sali najszybciej jak mogłem - Hyunjin!
- Co się dzieje? - wszedłem do sali, widząc jak mój chłopak poddawany jest defibrylacji - Felix...
- Proszę wyjść z sali!
- Ale co się dzieje?! - ciągły dźwięk jawnie pokazujący, że to koniec, przeszedł przez moją głowę z ogromnym impetem.
- Hyunjin, chodź stąd. 
- Proszę go stąd zabrać. - Hyunsoo chwycił mnie w pasie, podnosząc mnie bez problemu do góry.
- Powiedzcie mi, co się dzieje! - brat wyniósł mnie z sali, mocno mnie przytulając - Puść mnie!
- Ciii, uspokój się. - okładałem chłopaka pięściami, jednak to wszystko na nic... Hyunsoo nie odpuszczał - Pomogą mu, uspokój się. 
- Puść... - Hyung pocałował mnie w głowę, głaszcząc mnie po plecach.
- Jest w najlepszych rękach, pamiętaj. - nie mogłem pohamować łez. Czasami mam wrażenie, że całe zło tego świata, upatrzyło sobie mnie na ofiarę - Nie płacz. - Hyunsoo posadził mnie na jednym z krzeseł, po czym kucnął przede mną, wycierając moje policzki - Proszę cię, nie płacz już. - uniosłem wzrok, wpatrując się w drzwi do sali.
- To koniec..
- Nie, nie gadaj głupot. Wyjdzie z tego. 
- Kurwa mać! - zacisnąłem dłonie na włosach, głęboko oddychając - Nie wytrzymam! 
- Nie krzycz, hej. - chłopak złapał mnie za dłonie, delikatnie je głaszcząc - Jestem tu przy tobie, słyszysz? - Hyung sięgnął do kieszeni, wyjmując telefon - Minho dzwoni. - wpatrywałem się w drzwi, starając się unormować oddech - Słucham?... Jestem teraz z nim w szpitalu.... Nie, ma telefon w sali, a siedzimy teraz na korytarzu.... Noo, jakbyś mógł... Okej, to czekamy. - chłopak spojrzał na mnie, wzdychając - Minho zaraz do ciebie przyjedzie. - drzwi do sali otworzyły się. Poderwałem się, wpatrując się w stojącą w nich pielęgniarkę.
- Przywróciliśmy akcje serca. 
- Czyli wszystko jest w porządku, tak? - zapytał Hyunsoo, podtrzymując mnie w talii.
- Tak, możecie być spokojni. - odetchnąłem, czując jak uginają się pode mną nogi.
- Hyunjin. - chłopak podtrzymał mnie, spoglądając na pielęgniarkę - Może mu pani dać coś na uspokojenie?
- Tak, za moment coś przyniosę.
- Hej... w porządku? - skinąłem jedynie głową, łapiąc się za serce - Hyunjin.
- W porządku... jest okej... - wziąłem głęboki oddech, kuśtykając do sali. Praca serca Felixa znów była spokojna i miarowa. Podszedłem do łóżka, wbijając wzrok w chłopaka - Co ty wyprawiasz? Chcesz żebym dostał przez ciebie zawału? - usiadłem na krześle, łapiąc go za rękę - Nie rób tak nigdy więcej, proszę cię...
- Hyunjin... martwię się o ciebie. - wziąłem głęboki oddech, nie odrywając oczu od spokojnej buźki mojego chłopaka.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnąłem, całując go w rękę.
- Mówię do ciebie... Hyunjin, ty potrzebujesz pomocy. 
- Mów ciszej... daj mu odpoczywać.
- Zwariowałeś. Po prostu przez to wszystko, coś ci się poprzestawiało w głowie...


*

                           Miesiąc. Chan i Woojin zadeklarowali się do całodniowej opieki nad Felixem. Minho sprytnie to z nimi ukartował, wyciągając mnie ze szpitala. Muszę przyznać, że dostałem szoku, wychodząc po 30 dniach na dwór. 
- Zjemy coś dobrego... pospacerujemy. - chłopak wziął głęboki oddech, uśmiechając się - Jest pięknie, nie?... Hyunjin.
- Tak... możemy gdzieś iść. - mam wyrzuty sumienia, zostawiając Felixa w szpitalu. Powinienem przy nim być, a nie zajmować się sobą.
- No dobra... powiedz mi, na co masz ochotę. Co byś zjadł? 
- Nic.
- Nic? Wyglądasz jak szkielet.
- Nie jestem głodny, naprawdę. 
- Pójdziemy na wielką michę ramenu, hm? A jak ładnie zjesz, to pójdziemy na lody... winogronowe. - uśmiechnął się, zerkając na mnie. Zatrzymałem się, spoglądając na przyjaciela.
- Robisz to specjalnie?
- Hm?
- Naprawdę nie musisz się bawić w Felixa.
- Ale o czym ty mówisz?
- Felix codziennie zabierał mnie na lody...
- Ja... Hyunjin, nie miałem pojęcia, przepraszam... Skąd miałem to wiedzieć? 
- Wiesz co? To nie ma sensu... wróćmy do szpitala.
- Nie... 
- Naprawdę nie mam ochoty na takie spacery, rozumiesz? - Minho skinął głową, wzdychając - Przepraszam... wiem, że chcesz dobrze. 
- Hyunjin, nie poznaję cię. - chłopak spojrzał na mnie, przygryzając nerwowo wargę - Wiem, co musisz teraz czuć... naprawdę cię doskonale rozumiem, tylko... odtrącasz mnie, Hyunsoo, Chana i Woojina... żyjesz tylko Felixem, jego bratem i ojcem, a masz po swojej stronie dużo więcej osób, niż ci się wydaje... Wiesz... nigdy nie miałem żadnego wypadku... i to na dodatek z kimś, kogo kocham, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji chciałbym mieć przy sobie rodzinę i przyjaciół. Samemu można się w tym wszystkim strasznie pogubić i zwariować... 
- Masz rację. - westchnąłem, siadając na jednej z ławek - Masz rację Minho. - przyjaciel usiadł obok mnie, łapiąc mnie za rękę - Przerosło mnie to wszystko... Ja... - uśmiechnąłem się lekko pod nosem, czując jak moje serce przyspiesza - Zakochałem się, wiesz? Pierwszy raz w życiu. - chłopak uśmiechnął się, ściskając moją rękę - To takie fajne uczucie... spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę... rozmawialiśmy o wszystkim... Felix jest osobą, której bardzo potrzebowałem, mimo że z początku nienawidziliśmy się jak cholera. - westchnąłem, wbijając wzrok w chodnik - A potem wystarczyła chwila... dosłownie kilka sekund, żeby się wszystko spieprzyło. 
- Hyunjin, nic nie jest przesądzone...
- Jak się obudzi, to pewnie wyląduje na wózku... niby go operowali pod tym kątem, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć.
- I co? Jak będzie nie daj Boże jeździł na wózku, to zostawisz go?
- Nigdy. - zaprzeczyłem pospiesznie skinieniem głowy - Za bardzo mi na nim zależy... Nigdy nie zostawiłbym go z tym samego... Wiem, że będzie nas to kosztować dużo nerwów, ale będzie dobrze, prawda?
- Pewnie, że tak... musi być. - Minho uśmiechnął się, szczypiąc mnie lekko w policzek - Uśmiechnij się.. brakuje mi tego. - posłałem chłopakowi najszczerszy uśmiech, jaki tylko potrafiłem z siebie wykrzesać - Do Felixa też się tak uśmiechaj... pomoże mu to. 
- Tak myślisz?
- Mhm... jakbym ciągle słuchał twojego płaczu, też nie chciałbym się budzić. - wymieniliśmy się uśmiechami, po którym Minho poczochrał moje włosy, chichocząc - Bądź dobrej myśli Hyunjin. Wiesz.. musisz mu przesyłać dużo dobrej energii. - uniosłem jedynie brew, uśmiechając się - Poważnie... ponoć to pomaga.


*

                            Trzymałem na kolanach śpiącego Jikyo. Dzieciak po miesiącu przełamał się i przyszedł w końcu do szpitala. Starałem się grać przy nim twardego i non stop wmawiałem mu, że z Felixem jest coraz lepiej i że na pewno wkrótce z nim porozmawiamy. Serce mi pękało jak słuchałem monologu chłopaka. Płakał, przepraszał Felixa, że do niego nie przychodził, prosił żeby się obudził, mówił, że go bardzo kocha i że będzie teraz dla niego najlepszym bratem na świecie... Bez wątpienia był to dla nas obojga bardzo ciężki dzień. Wraz z zajściem słońca, Jikyo przytulił się do mnie, zasypiając. Ten dzień musiał kosztować go sporo nerwów i emocji... Okryłem go swoim kocem, po czym poprawiłem dość niezdarnie kołdrę Felixa. 
- Zobaczymy się rano. - szepnąłem, łapiąc go za rękę - Kocham cię. - uśmiechnąłem się, czując jak się czerwienię - Chciałbym ci to w końcu powiedzieć. Żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej, no ale cóż... lepsze było wyzywanie się od dupków i zgrywanie niedostępnych, co? - pokręciłem zrezygnowany głową, wzdychając - Nie ma co Felix... nadrobimy to wszystko, obiecuję. - pocałowałem go w rękę, opierając głowę o jego materac. Odruchowo dałem buziaka na dobranoc Jikyo, który jedynie uśmiechnął się lekko, śpiąc dalej. Kochany dzieciak... Mam nadzieję, że w końcu wszystko zacznie nam się układać tak, jak należy. 
                        Czułem, jak ktoś drapie mnie delikatnie po głowie. W pół śpiący, mruknąłem jedynie nie podnosząc głowy. Byłem przekonany, że to Jikyo, a że byłem potwornie zmęczony, nie miałem siły reagować. Ten jednak nie przestawał.
- Jikyo... przestań. - mruknąłem, mocniej go przytulając.
- Hm? 
- Nie drap.
- Co drap? - czułem jak ten się podnosi. Puściłem go, wtulając się bardziej w kołdrę Felixa.
- Nie drap mnie młody... chce mi się spać. 
- Felix... - szepnął, dotykając niezdarnie mojej twarzy - Felix! - po sali rozległ się przeraźliwy pisk. Nieprzytomny uniosłem pospiesznie głowę, wbijając wzrok w Jikyo.
- Co ty...
- Patrz! - przeniosłem wzrok na mojego chłopaka, widząc jego wpół przytomną, lekko uśmiechniętą twarz - Felix!
- O matko... - zatkało mnie. Ewidentnie widziałem wpatrującego się w nas z uśmiechem Felixa. Normalnie pomyślałbym, że całkowicie zwariowałem, ale to wszystko widział też Jikyo - Lekarz...
- Co?
- Leć po lekarza. - poderwałem się z krzesła, nachylając się do chłopaka - Boże. - uśmiechnąłem się, czując jak z moich oczu płynął łzy. Drżącymi z emocji dłońmi, chwyciłem twarz Felixa, całując go w czoło - Obudziłeś się dupku. - chłopak zamknął oczy, uśmiechając się. Nie mogłem powstrzymać łez. Byłem tak cholernie szczęśliwy, że nie panowałem nad emocjami.
- Hyunjin, zmykaj na korytarz. - do sali wszedł lekarz, który opiekuje się moim chłopakiem - Słyszysz? - skinąłem jedynie głową, szczerząc się jak głupi.
- Hyung! - sięgnąłem po kule, widząc wołającego mnie z korytarza Jikyo - Dzwoniłem już do taty, zaraz przyjedzie. - zamknąłem drzwi do sali, siadając na jednym z krzeseł - Hyunjin.. - chłopak usiadł obok mnie, łapiąc mnie za rękę.
- No i widzisz? - spojrzałem na niego, pociągając nosem - Wystarczyła twoja jedna wizyta żeby się wybudził. - Jikyo zaśmiał się, wtulając się we mnie.
- Cud, co?
- Ogromny. - szepnąłem, obejmując go ramieniem - Uszczypnij mnie.
- Co?
- Uszczypnij. - chłopiec uniósł brew, szczypiąc mnie z całej siły w rękę - Aishh, dobra, dobra... Już wiem, że nie śpię. - Jikyo zaśmiał się, po czym podszedł bliżej drzwi.
- Chcę już z nim porozmawiać.
- Ja też. - westchnąłem, wycierając policzki - Ale jeszcze trochę to pewnie potrwa.
- Czemu? Przecież już nie śpi.
- Ponad miesiąc był w śpiączce... musi dojść do siebie. 
- A ty Hyung?
- Ja?
- Byłeś w śpiączce po tym wypadku? - pokręciłem przecząco głową, wbijając wzrok w podłogę.
- Nie... byłem tylko pod narkozą na czas operacji. - wtedy też usłyszałem swój telefon. Zdziwiony, kto dzwoni do mnie o siódmej rano, odebrałem, przecierając twarz - Słucham.
- Cześć... ojciec Felixa do mnie dzwonił. Ponoć Felix się wybudził, to prawda? - zmarszczyłem brwi, starając się poskładać myśli.
- Chan?
- Wziąłem twój numer od Minho. 
- Ah... tak, wybudził się jakiś czas temu. - uśmiechnąłem się, zerkając na podekscytowanego do granic możliwości Jikyo.
- Boże, no nareszcie... Wpadniemy do was po szkole, co?
- No jasne. Felix na pewno się ucieszy. 
- Rozmawiałeś już z nim? Opieprzyłeś go za to wszystko? - zaśmiałem się, widząc wchodzących do sali dwóch lekarzy.
- Nie... nie miałem jeszcze okazji. Jest totalnie nieprzytomny. Wiesz... niby patrzy na mnie, a oczy fruwają mu na wszystkie strony. - Chan zaśmiał się, przytakując.
- No tak... Słyszałem, że młody z tobą jest. Wszystko z nim w porządku? 
- Tak... za moment tutaj jajko zniesie. 
- Chan? - Jikyo spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Skinąłem jedynie głową, widząc jak ten do mnie podchodzi - Mogę telefon?
- Jikyo chce z tobą rozmawiać.
- No daj go, daj. 
- Trzymaj. - uśmiechnąłem się, wręczając chłopakowi telefon, po czym sięgnąłem po kule, podchodząc bliżej drzwi. Miałem nadzieję, że uda mi się coś podsłuchać, ale w szpitalu mimo wczesnej pory, panował takich ruch, że było to totalnie niemożliwe. Nagle drzwi do sali otworzyły się i wyszedł z nich jeden z lekarzy - Proszę pana...
- Oo Hyunjin... za moment będziecie mogli do niego wejść.
- Ale wszystko z nim w porządku?
- Wstępnie wszystko jest w porządku. Jak całkowicie dojdzie do siebie, to zaczniemy badania. Teraz ma niezłą śrubę, to pewnie za dużo nie pogadacie, bo mówi jak potłuczony. - uśmiechnąłem się przez łzy, przytakując.
- Czyli jak zawsze. - mężczyzna zaśmiał się, klepiąc mnie w ramię.
- Później do was zajrzę.
- Dobrze. Dziękuję panu. 
- Co z nim? - Jikyo podszedł do mnie, oddając mi telefon.
- W porządku... zaraz będziemy mogli do niego wejść. - zmierzyłem młodego wzrokiem, zamyślając się - Lubisz Chana?
- Mhm... jest świetny. 
- Długo się znacie?
- Hmm... jakoś trzy lata, a co?
- A tak tylko się zastanawiam. 
- Zapraszam panów. - unieśliśmy wzrok na stojącego w drzwiach lekarza.
- Już... już możemy?
- Tak, tylko nie męczcie go. Nie wie zbytnio, co się dzieje. - Jikyo wbiegł do sali, po czym nachylił się do Felixa, wtulając się w jego klatkę piersiową - Uważaj, żebyś mu nie zrobił krzywdy.... to jego brat?
- Tak... strasznie to przeżył. - wszedłem do sali, czując jak tracę grunt pod nogami. Felix objął swojego młodszego brata, całując go niezdarnie w głowę... to niemożliwe. Jeszcze wczoraj nie wykonał najmniejszego ruchu palcem, a teraz?
- Śmiało Hyunjin... nie gryzie. - skinąłem głową, podchodząc bliżej łóżka.
- Felix... - na sam dźwięk mojego głosu, chłopak uśmiechnął się, spoglądając na mnie.
- Koć... - szepnął, zachęcając mnie do podejścia, znikomym ruchem palców.
- Ciii... nic teraz nie mów. - nachyliłem się do niego, całując go bardzo ostrożnie. Tęskniłem za jego wargami. W chwilach zwątpienia byłem pewien, że już nigdy nie poczuję jego bliskości... że do końca życia będę siedział przy jego łóżku, rozmawiając z powietrzem... że to już koniec. Nie wiem, co wpłynęło na poprawę stanu zdrowia mojego chłopaka. Wiem tylko tyle, że to cud i muszę dać teraz z siebie absolutne maksimum, żeby Felix doszedł jak najszybciej do siebie.



~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Chcecie skarby kolejne części? :) Mam jeszcze trochę pomysłów na tego ficzka więc w sumie można go jeszcze trochę pociągnąć. Co Wy na to?

Buziaki

+ zapraszam na fp na fb :) --> K-pop Yaoi

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że chcemy więcej! Jezu jak ja się cieszę, że Felix się wybudził:-):-):-) Nie mogę się doczekać kontynuacji. Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń