14 maja 2018

Stypendium~cz.16 [Felix&Hyunjin]




                     Źle się między nami dzieje. Nie mówię o mnie i Felixie, ale to, co dzieje się między moim chłopakiem, a Chanem, przechodzi ludzkie pojęcie. Jakiekolwiek wyjście na obiad naszą paczką, czy głupie zajęcie stolika na stołówce, kończy się kolejną kłótnią albo potwornie niezręczną ciszą.
Siedziałem na łóżku, czytając notatki z fizyki, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu. Gdy zobaczyłem wyświetlające się słowo "Felix", na mojej twarzy automatycznie zagościł szeroki uśmiech.
- No hej. - przywitałem się, kładąc się na łóżku.
- Cześć... słuchaj... jest może u ciebie Jikyo? - zmarszczyłem brwi, przenosząc wzrok na okno, za którym panował absolutny mrok.
- Nie ma go... i w ogóle dzisiaj nie było. 
- Kurwa mać..
- Felix, co jest? - poderwałem się z łóżka, pospiesznie się ubierając.
- Nie wiem... ponoć nie było go dzisiaj w szkole, nie wrócił do domu.... dochodzi już 22. Hyunjin, boję się... 
- Zaraz do ciebie przyjadę. - wybiegłem z pokoju, mijając mamę i Hyunsoo.
- Tylko uważaj na siebie. 
- Synu, a ty dokąd? - westchnąłem, zerkając na mamę.
- Muszę jechać do Felixa. 
- Coś się stało?
- Tak... potem wam powiem. - wyszedłem z domu, biegnąc najszybciej jak mogłem, na przystanek - Już jestem... nie bój się, może jest u Chana? 
- Nie ma go, już do niego dzwoniłem... Chan też ma zaraz do mnie przyjechać.
- W porządku. Zadzwoń do Woojina, ja dam znać Minho... znajdziemy go. 
- Może za wcześnie zacząłem panikować?
- Nie Felix... przecież takie zachowanie nie jest totalnie w stylu Jikyo.
- No nie...
- Boże, mam tylko nadzieję, że nic się nie stało. - wbiegłem zdyszany do autobusu, zajmując jedno z miejsc - Już jadę.
- Okej... mój ojciec od zmysłów odchodzi, a policja powiedziała, że wezmą się za tą sprawę dopiero po 48 godzinach od jego zniknięcia.
- Sukinsyny... spokojnie, poradzimy sobie. 
- Hyunjin, jak to z mojej winy, to nie daruję sobie tego.
- Przecież przez ostatnie kilka dni normalnie chodził do szkoły i wracał na czas... to nie jest twoja wina Felix. - wyjrzałem przez okno, wzdychając - Dzwoń do Woojina... ja dam znać Minho.
- Dobra... do zobaczenia.
- Pa, nie martw się. - rozłączyłem się pisząc do Minho, by jak najszybciej przyjechał do Felixa. Cholera jasna, czuję, że coś się stało, ale nie chcę mówić o tym jawnie mojemu chłopakowi. Na pewno potwornie się o niego martwi, nie chcę mu dokładać zmartwień. Gdy poczułem wibrację telefonu, zerknąłem na niego, widząc wiadomość od Chana.
-> Słyszałeś co stało się z Jikyo?
<- Tak, właśnie jadę do Felixa
Mój telefon zadzwonił. Odebrałem, przesiadając się w kolejny autobus.
- No, co tam?
- Też jadę do Felixa... kurwa, zaraz zwariuję.
- Nie siej paniki przy Felixie, błagam cię. Wiem, że coś jest nie tak, ale nie pokazuj tego przy nim. 
- Hyunjin, też się o niego cholernie martwię.
- No wiem...
- Dzwoniłem do niego dziesiątki razy i nie odbierał, a teraz ma wyłączony telefon.
- To, że nie chce rozmawiać z tobą jest bardzo dziwne..
- Właśnie... na bank coś się stało. 
- Słuchaj Chan, jak Felix mi powiedział, że Jikyo zniknął, w pierwszej kolejności pomyślałem o Jisungu...
- O nim nie pomyślałem...
- Pamiętasz, co mówił?
- Tak... ale nie wydaje mi się, żeby był aż takim draniem. 
- Mnie szczerze mówiąc by to nie zdziwiło. 
- Felix o tym wie?
- Nie... nie wie o niczym, co jest związane z Jisungiem. - wysiadłem z autobusu, idąc w kierunku domu Felixa - Gdzie jesteś?
- Za moment będę na przystanku.
- Poczekam na ciebie... ja właśnie wysiadłem.
- Okej.
- Na razie. - rozłączyłem się, głęboko oddychając. Fuck... to, co stało się z Jikyo może nieść za sobą masę przyczyn... Mógł zwiać z domu przez kłótnię z Felixem, mógł mu coś zrobić Jisung, a może to tylko jednodniowy wybryk i za moment wróci do domu? Najgorsze jest to, że jego telefon milczy... nikt z nas nie wie, co się z nim dzieje.
- Hyunjin! - skinąłem głową w kierunku Chana, który trzęsącymi się dłońmi odpalał papierosa.
- Nie pal.
- To mnie uspokaja.
- Co widać na załączonym obrazku... łapy ci się trzęsą, jakbyś był chory.
- Denerwuję się, to takie dziwne?
- Nie, przepraszam.. - chłopak zaciągnął się dymem, po czym powoli zaczął wypuszczać go z płuc.
- Sorki... boję się jak cholera. 
- Coś jest nie tak..
- Wiem. Znam tego gówniarza kilka lat... nigdy nie odstawiłby czegoś takiego.
- Chan..
- Przysięgam, że jak go znajdziemy, to go uduszę. 
- Mam wrażenie, że wisi nad nami jakieś pieprzone fatum... najpierw nienawidzimy się jak psy, potem ten wypadek, teraz ty i Felix...
- Nawet mi o nim nie mów.. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby odebrać od niego telefon.
- Nie kłóćcie się chociaż dzisiaj... serio, to nie jest najlepszy moment. - weszliśmy na posesję, idąc w kierunku drzwi.
- Jestem pewien, że to przez niego Jikyo zwiał.
- Oszalałeś? Nie pieprz takich durnot. 
- Mówię tylko, co myślę... 
- No właśnie... dlatego powiedziałem, żebyś nie chrzanił durnot. - zadzwoniliśmy do drzwi, które po chwili otworzył pan Lee - Dobry wieczór.
- Cześć, wejdźcie. 
- Wie już coś pan? - zapytał Chan, rozbierając się.
- Nie... policja nie chce się niczym zająć. Poruszyłem kilku ludzi, ale póki co nikt nic nie wie. 
- Cześć. - Felix wszedł do przedpokoju, całując mnie w czoło - Hej... - burknął, zerkając na Chana. Ten jedynie skinął głową, wzdychając.
- Niech się pan nie martwi, znajdziemy go. 
- Dzwonił pan po szpitalach? - zapytałem, wbijając w niego wzrok.
- Tak, cały czas z Felixem dzwonimy, ale nigdzie go nie ma.
- Dzwoniliśmy też do ludzi z jego szkoły... nic. 
- Felix.. - spojrzałem na mojego chłopaka, widząc na jego twarzy ogromny niepokój i zdenerwowanie. Nawet sobie nie wyobrażam, co musi teraz czuć - Jikyo na pewno ma jakieś swoje ulubione miejsca, do których lubi chodzić...
- Tak, jest kilka takich...
- No to poszukajmy tam, a pan niech czeka w domu... może Jikyo sam wróci. - w absolutnej ciszy obskoczyliśmy ulubioną kręgielnie chłopaka i kilka pizzerii, jednak nikt nigdzie nie widział Jikyo. Byliśmy totalnie zmęczeni. Dochodziła 3 rano, kiedy przechadzaliśmy się dworcem, by sprawdzić, czy nie ma tam 14-latka.
- Cholera jasna... - warknął Felix, kopiąc w jedną ze ścian - Nie ma go... nigdzie go nie ma. 
- Gdybyś nie odwalił ostatnio takiego cyrku, na pewno byśmy go teraz nie szukali. - skomentował sprawę Chan, spoglądając na blondyna.
- To nie jest moja wina! 
- Naprawdę mogłeś zostawić wszelkie uwagi wobec mnie, dla siebie! Takich rzeczy nie mówi się przy 14-latku! 
- Możecie odpuścić chociaż teraz? - usiadłem na jednej z ławek, biorąc głęboki oddech. Mimo że bardzo bałem się o Jikyo, zmęczenie dawało mi się już we znaki - Naprawdę wasze kłótnie nie pomogą nam go znaleźć. - Felix kucnął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
- Odprowadzę cię już do domu, co? 
- Myślałem, że mógłbym spać dzisiaj u ciebie.
- No jasne... jeśli chcesz. - blondyn pocałował mnie w dłonie, po czym wstał, zerkając na Chana - Daj mi fajkę. 
- Hyunjin nie pozwala ci palić i ma rację. - uniosłem głowę, wbijając wzrok w chłopaków. Patrzcie... niby się pożarli, a Chan nadal dba o tego mojego pacana.
- Ten jeden raz przymknie oko. - westchnąłem, przytakując. Fakt... Felix nie powinien palić, ale wiem, że gdy to robi, uspokaja się. Ma dzisiaj na głowie tyle nerwów, że pozwolę mu na jednego papierosa. Z ciekawości wyjąłem z kurtki telefon, wybierając numer Jikyo.
- Chan.. 
- Hm?
- Jest sygnał.
- Dzwonisz do Jikyo? - skinąłem głową, słysząc po chwili jego słodki głos: "Hej, tu Jikyo. Przepraszam, że nie odbieram telefonu. Zostaw wiadomość, na pewno oddzwonię." 
- Jikyo, proszę cię, odezwij się do nas. Martwimy się o ciebie. Szukamy cię jak głupi, błagam cię, daj nam znać, że żyjesz. - rozłączyłem się, zamykając oczy. Za bardzo zżyłem się z tym dzieciakiem. Czuję się tak paskudnie, jakby to mój brat zaginął - Boże, gdzie on jest..
- Nic już nie rozumiem... - Chan usiadł obok mnie, zaciągając się dymem - Miał wyłączony telefon, teraz go włączył... w co on pogrywa?
- Przysięgam, że go zabiję. - warknął Felix, odwracając się do nas plecami. Po chwili usłyszałem jak pociąga nosem, szybko wycierając policzki.
- Felix.. - podszedłem do niego, mocno go przytulając - Znajdziemy go, przysięgam. - chłopak wtulił się we mnie, płacząc jak dziecko. Chan westchnął, odwracając jedynie głowę.
- To na pewno przeze mnie.
- Nie, nie mów tak. To nie jest twoja wina. - spojrzałem na naszego przyjaciela z wyrzutem. Ten jedynie wstał z ławki, po czym podszedł do nas, klepiąc Felixa po ramieniu.
- Też się o niego martwię... ale mam dobre przeczucia, naprawdę. Znajdziemy go. 
- Zrobiłbym wszystko żeby był w domu... Jest środek nocy, a on... cholera wie, gdzie on jest... czy w ogóle żyje. Zwariuję za moment.
- Nie płacz, na pewno nic mu nie jest. - szepnąłem, wycierając jego twarz - Nie płacz. - pocałowałem go w czoło, wymuszając uśmiech. W środku czułem się równie paskudnie, jak on, ale nie chciałem tego po sobie pokazywać.
- Puszczę informację na fejsie.. też to zróbcie. - Chan wyjął telefon, pisząc na nim ogłoszenie o zaginięciu Jikyo. Razem z Felixem poszliśmy w jego ślady. W sumie żyjemy w takich czasach, w których dzięki tak błahej rzeczy można zdziałać naprawdę wiele.
- O... Minho dzwoni. - odebrałem telefon, z mocno bijącym sercem i nadzieją, że może on i Woojin wpadli na jakiś ślad 14-latka - No hej, macie coś?
- Kompletnie nic... obeszliśmy przytułki, objechaliśmy rowerami Han, ale nigdzie go nie ma... Woojin pokazywał też ludziom jego zdjęcie, ale nikt nic nie widział.
- Cholera jasna..
- A wy gdzie jesteście?
- Teraz na dworcu, ale też nic nie mamy. 
- Słuchaj... A Jisung? - zerknąłem na chłopaków, odchodząc trochę na bok.
- Też o tym myślałem..
- Przecież ten dupek jest niezrównoważony psychicznie. Ja bym się wcale nie zdziwił, jakby coś zrobił Jikyo.
- Szczerze mówiąc, ja też... Załatwię to z nim jutro w szkole. 
- Pójdziesz? My z Woojinem odpuszczamy.
- Minho, muszę to załatwić..
- Jasne, rozumiem. - chłopak ziewnął dość porządnie, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że też jest ledwo żywy - Idziecie gdzieś jeszcze czy na dzisiaj koniec?
- Wracajcie do domu... też będziemy się zwijać. 
- Pewny jesteś?
- Tak... dzięki za pomoc.
- W porządku... jutro po południu wpadniemy do Felixa. Pomyślimy co dalej.
- Super, dzięki. 
- Dobra Hyunjin... trzymajcie się.
- No na razie. Uważajcie na siebie. - rozłączyłem się, odwracając się do chłopaków - Obeszli przytułki i objechali Han, ale nigdzie go nie ma.
- Może został porwany? Przecież on jest taki zdolny... - wydusił Felix, siadając na ławce. Spojrzałem jedynie na zdenerwowanego Chana, który odpalał kolejnego papierosa.
- Jego telefon łapie zasięg... Jakby został porwany, nie było by z nim zupełnie kontaktu...
- Ej.. - Chan zaciągnął się, zerkając na mnie wielkimi oczami - Skoro jego telefon złapał zasięg, to może uda nam się go namierzyć? 
- Jak?
- Może ma włączoną lokalizację.. - Felix wyjął trzęsącymi się dłońmi telefon, starając się połączyć z Jikyo.
- Masz coś?
- Szuka. - moje serce biło tak mocno, a żołądek był tak ściśnięty, że byłem niemalże pewien, że zejdę przez to wszystko - Nic... nie znalazło go.. - westchnąłem, łapiąc chłopaka za rękę.
- Chodź do domu... powinieneś odpocząć. 
- Powinienem go szukać.
- Gdzie? - kucnąłem, głaszcząc go po policzku - Felix jest środek nocy... rano zaczniemy go szukać.. musisz teraz odpocząć. 
- Hyunjin ma rację. Idźcie już do domu. 
- Chodź. - złapałem chłopaka w pasie, po czym pocałowałem go w policzek - Wszystko będzie dobrze, nie martw się.



*

                          Całą noc spędziłem u Felixa. Chłopak padł jak zabity... Całą noc przytulałem go, głaskałem po głowie i co chwilę sprawdzałem, czy ktoś odpowiedział na nasze ogłoszenia na facebook'u, jednak poza dziesiątkami udostępnień, nikt nie dał nam jakiejkolwiek, najmniejszej podpowiedzi, gdzie może być Jikyo. 
Wstałem po szóstej, zbierając się do szkoły. Byłem totalnie nieprzytomny, ale towarzyszący mi stres, jeszcze utrzymywał mnie w pionie.
- Hyunjin? - odwróciłem się w kierunku zaspanego Felixa, który wpatrywał się we mnie nieprzytomnym wzrokiem - Dokąd idziesz?
- Do szkoły. - szepnąłem, nachylając się nad łóżkiem - Śpij.
- Do szkoły?
- Mhm. - pocałowałem go w czoło, przykrywając go dokładniej kołdrą.
- Weź... weź mój mundurek. 
- Mogę?
- Tak. - blondyn zamknął oczy, biorąc głęboki oddech - Przyjdziesz do mnie potem?
- Pewnie... mam tylko jedną sprawę do załatwienia. - usiadłem na łóżku, drapiąc delikatnie chłopaka po głowie - Śpij skarbie... musisz porządnie wypocząć.
- Daj buzi. - pocałowałem go dość subtelnie, czując jak zaraz po tym, ten zasypia. Wtedy też pospiesznie ubrałem się w jego mundurek, wychodząc do szkoły. W zasadzie chciałem jedynie porozmawiać z Jisungiem. Nie mam głowy do lekcji i całodniowego siedzenia w szkole. Bałem się jedynie tego, że w razie konfrontacji z nim, będę zupełnie sam. Żaden z chłopaków nie wybierał się dzisiaj do tej przeklętej szkoły, a wiadomo, że Jisung nigdzie nie rusza się bez swoich przygłupich goryli. Jeśli okaże się, że to on coś zrobił Jikyo, to przysięgam, że zabiję go na miejscu. 
                  Tak, jak powiedziałem, nie poszedłem na zajęcia. Zaraz po pierwszej lekcji, ruszyłem za szkołę, czekając na Jisunga. Miałem ogromne szczęście, gdyż za budynek wyszedł tylko on. Chłopak odpalił tradycyjnie papierosa, po czym zaczął coś sprawdzać w swoim telefonie.
- Dobrze, że cię widzę. - wyszedłem zza budynku, mierząc go wzrokiem.
- Czego chcesz?
- Gdzie jest Jikyo?
- Kto? - Jisung parsknął śmiechem, chowając telefon.
- Brat Felixa kretynie... gdzie on jest?
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? - podszedłem bliżej chłopaka, wpatrując mu się w oczy. Miałem nadzieję, że coś z nich wyczytam, ale ten chłopak jest potwornie tajemniczy i znacznie sprytniejszy niż mi się to wydawało. 
- Groziłeś ostatnio, że coś mu zrobisz, a wczoraj, dziwnym trafem, Jikyo zniknął... gadaj gdzie on jest, bo nie ręczę za siebie. - Jisung otworzył szerzej oczy, rzucając papierosa na ziemię.
- Serio, nie mam pojęcia, gdzie ten gówniarz się podział... Ja mu nic nie zrobiłem.
- Nie? To może ktoś mu coś zrobił, z twojego polecenia, co? - przycisnąłem chłopaka do ściany, czując jak się we mnie gotuje - Szuka go policja i masa innych ludzi, których poruszył jego ojciec... - niestety nie jest to prawda, ale miałem nadzieję, że ten gnojek pęknie i coś mi powie - Prędzej czy później dojdą do ciebie...
- Ale to nie ja, nie dociera? Puść mnie.
- Chciałeś zabić mnie i Felixa... Dlaczego teraz miałbym wierzyć, że jesteś niewinny, co?
- Mam ci to udowodnić? Nie ma sprawy, tylko powiedz mi jak...
- Słuchaj, załatwimy sprawę inaczej... Jedyne czego chcesz, to pierwsze miejsce... Odpuszczę i zejdę na drugie, tylko oddaj nam Jikyo. 
- Mam ci go spod ziemi wykopać? Nie wiem, gdzie on jest!
- Przemyśl to jeszcze, dobrze ci radzę. - warknąłem, puszczając go. Jisung poprawił mundurek, uważnie mi się przyglądając. 
- Nie wiem nawet, jak ten gnój wygląda. - wyjąłem pospiesznie telefon, pokazując mu zdjęcie uśmiechniętego 14-latka.
- Tak wygląda! - wrzasnąłem, czując jak moje oczy zachodzą łzami - A teraz przez twoje głupie gierki nie wiemy nawet, czy żyje! Co my ci do cholery zrobiliśmy?! 
- Zrozum w końcu, że nie mam z tym nic wspólnego... 
- Ja odpuszczę... tylko dlaczego mścisz się na Felixie i jego rodzinie? 
- Hyunjin, powiem ostatni raz. To nie ja. - schowałem telefon, czując jak mnie trzęsie. Czemu to wszystko na nas spadło? Czemu do cholery jasnej nie możemy żyć, jak normalni, szarzy nastolatkowie? - Skoro policja go szuka, to na pewno niedługo go znajdą. - jest wyjątkowo spokojny. Gdyby to on stał za zaginięciem Jikyo, na pewno podchodziłby do tego bardziej nerwowo.
- Jeśli okaże się, że miałeś z tym cokolwiek wspólnego, to obiecuję, że cię zabiję... zabiję, rozumiesz? - odwróciłem się, odchodząc jak najdalej od chłopaka. Nie wiem już, co mam o tym myśleć. Nie wiem też, co mam robić. Siedzenie w miejscu doprowadzi mnie do szału, ale nie wiem już w jakich kręgach się obracać i co robić, by wpaść na trop chłopaka.


*

                 Siedziałem w barze, czekając na Chana, który zaprosił mnie dzisiaj na kolacje. Od momentu zaginięcia Jikyo minęło już pięć dni. Od pięciu dni nie mamy żadnego znaku z jego strony. Jego telefon milczy... non stop włącza się sekretarka. Pan Lee od rana, do późnej nocy szuka go wraz z policją i wynajętym detektywem... zero jakichkolwiek informacji. 
- Cześć, sorki za spóźnienie. - uniosłem głowę, zerkając na zdyszanego kolegę.
- Nie ma sprawy. - chłopak zmarszczył brwi, siadając na przeciwko mnie.
- Ty pijesz? Od kiedy?
- Od dzisiaj... nie mam już siły na to wszystko. - westchnąłem, wlewając w siebie kolejny kieliszek soju. Wiedziałem, że robię źle... że powielam błędy mojego ojca, ale nie radziłem sobie z tym wszystkim. Są pewne rzeczy, których nastolatek nie jest w stanie udźwignąć. 
- Ale to też nie jest rozwiązanie..
- Nie pouczaj mnie, proszę cię.
- No dobra. - Chan zerknął na mnie, przygryzając wargę - Zamówiłeś już?
- Tak... zaraz pewnie zaczną nam znosić rzeczy na grilla. - nalałem soju, wręczając je przyjacielowi - Zdrówko.
- W sumie jedno nie zaszkodzi. - gdy kieliszek był pusty, Chan westchnął, zamyślając się - Jak tam Felix?
- Źle... siedzę u niego całymi dniami... zostaję na noc... a on zachowuje się tak, jakby w ogóle mnie przy nim nie było.
- Jak to?
- Ignoruje mnie. - wlałem w siebie resztkę alkoholu, wzruszając ramionami - Nie wiem, co mam robić.
- Wiesz Hyunjin... Felix i Jikyo są bardzo ze sobą zżyci... Sam widziałeś, jak Felix traktuje Jikyo. Nie pozwala nikomu się do niego zbliżyć, broni go przed wszystkim jak lew. Musi mu być teraz ciężko..
- Wiem... wiem i to rozumiem... Ale jak go przytulam, mówię do niego, on... on traktuje mnie jak powietrze. Jakbym nie istniał, a wydawało mi się, że moja obecność będzie mu teraz bardzo potrzebna. - uniosłem głowę, widząc jak kelner rozstawia na naszym stoliku rzeczy na grilla - A jak ty się trzymasz?
- Cienko.. chociaż staram się tego po sobie nie pokazywać, ale cholernie się o niego boję... To już pięć dni.
- No właśnie.. zwykle po takim czasie rodziny dowiadują się, że...
- Nic już nie mów, okej? - chłopak zagryzł wargi, spuszczając głowę.
- Przepraszam. Przepraszam Chan... nie mam za grosz wyczucia. - westchnąłem, zerkając na kelnera - Poprosimy jeszcze dwie butelki soju.
- Jasne. - kelner odszedł od stolika. Zacząłem układać rzeczy na grillu, nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Chan, przepraszam.. - gdy chłopak uniósł głowę, ujrzałem jego mokre od łez policzki. Nigdy nie widziałem go w takim stanie - Ja nie chciałem..
- W porządku. - chłopak pociągnął nosem, po czym sięgnął po serwetkę, wycierając twarz - Hyunjin... wiem, że ty jako jedyny stoisz po mojej stronie, a ja... ja naprawdę kocham tego dzieciaka i zależy mi na nim, jak na nikim innym. Boję się jak jasna cholera... nie śpię po nocach, nie wiem, co mam ze sobą zrobić... myślę tylko i wyłącznie o nim i o tym, czy w ogóle żyje... Hyunjin, jak się okaże, że on... ja tego nie wytrzymam.. - wziąłem głęboki oddech, łapiąc go za rękę. 
- Ja wiem, że ta sprawa jest potwornie ciężka, ale mimo wszystko musimy być dobrej myśli. - polałem nam soju, wręczając jeden kieliszek przyjacielowi - Wróci do nas.. jestem tego pewien. Wiem, że przed chwilą mówiłem coś innego, ale to przez nerwy, przepraszam. - wypiłem pospiesznie swój kieliszek, po czym sięgnąłem po grillowaną paprykę - Też się tym potwornie stresuję.. 
- Pan Lee dzwoni do mnie codziennie... każdego wieczoru mówi mi, że nie ma żadnych, nowych informacji.. Zwariować idzie.
- Wiesz... czasem mam wrażenie, że te wszystkie nieszczęścia, które spadły na Felixa i jego rodzinę, to moja wina..
- Co?
- Żyliście jak pączki w maśle, jak się żarliśmy i kiedy Felix nienawidził mnie jak psa.. jak tylko zaczęliśmy się spotykać, to na początku odsunął się od was... potem ten pieprzony wypadek, wasza kłótnia, teraz Jikyo... Tego chyba nie można nazwać zbiegiem okoliczności.
- Nie gadaj głupot... jak mam być szczery, Felix dzięki tobie stał się zupełnie innym człowiekiem. Znajomość z tobą, to same plusy. - wymusiłem uśmiech, nakładając Chanowi kilka kawałków mięsa.
- Jedz... musisz mieć dużo siły. 
- Ty też... zjedz tak dużo, żeby aż ci bokiem wyszło. - zaśmiałem się, zabierając się za kolację. Dobrze, że Chan po mnie zadzwonił i zaproponował wspólne wyjście. Gdybym znów siedział przy milczącym, wpatrującym się w ścianę Felixie, chyba bym zwariował. Bardzo mi go szkoda i okropnie boję się o to, że popadnie przez to wszystko w depresję, ale widzę, że moja osoba jest mu teraz całkowicie zbędna. Oczywiście jeszcze dziś do niego zadzwonię, ale nie oczekuję tego, że odbierze. Tak jak mówiłem... zszedłem teraz na drugi, bardzo daleki plan.





~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



3 komentarze:

  1. Boże zaraz ja zejde na zawał. Chan dobrze mówi, jeśli coś się temu dzieciakowi stanie to nie przeżyje tego ;_;. Serio. Wow, dawno mnie żadne opowiadanie nie trzymało w takim napięciu! Mam nadzieję że szybko się nie skończy, bo akcja jest tak rozbudowana! Kocham,
    i proszę nie zabijaj Jikyo :< Jego też kocham

    OdpowiedzUsuń