19 kwietnia 2018

Stypendium~cz.3 [Felix&Hyunjin]



                Wszedłem do domu, rzucając plecakiem o podłogę. Dzisiaj w kawiarni odwiedził mnie Felix, w towarzystwie swoich kolegów. Zamówili najdroższe kawy i ciasta... "na koszt firmy". Szef się wściekł i potrącił mi z pensji... po prostu świetnie.
- Co to ma być? - Hyunsoo spojrzał na mnie, podnosząc mój plecak - Coś się stało?
- Stało się. - burknąłem, idąc do swojego pokoju.
- Heeej... młodziku, zaczekaj. - rzuciłem się na łóżko, głęboko wzdychając.
- Nie cierpię tego gnoja. 
- Oho... o kim mowa? - brat usiadł obok mnie, uważnie mi się przyglądając.
- A jak myślisz?... Felix wparował dzisiaj do kawiarni z Woojinem i Chanem... zamówili najdroższe kawy i ciasta i oczywiście nie zapłacili.
- I co?
- I to, że przez tych palantów, szef potrącił mi z pensji. - chłopak westchnął, kładąc się obok mnie.
- Jakbym spotkał tego gnojka, to chyba bym go zabił.
- Śmiało, pozwalam ci. 
- Hmm... moglibyśmy zarzucić mu worek na głowę i go porwać... wiesz... byśmy się nad nim poznęcali, a potem ledwo żywego wrzucili do Han. Dupek by umierał w męczarniach... dłuuugo i boleśnie. - spojrzałem na Hyunsoo, marszcząc brwi.
- Czasami naprawdę się ciebie boję. 
- I słusznie... wiesz przecież, że tortury to moja specjalność. - uśmiechnął się, po czym rzucił się na mnie z łaskotkami.
- O ty dupku. - zaśmiałem się, okładając go poduszką - Złaź ze mnie! - chichotałem, wijąc się pod jego paskudnymi łapami - Teraz zginiesz. - uderzyłem go z całej siły poduszką, po czym usiadłem na nim, podduszając go.
- Ty mały fetyszysto. - zaśmiał się, dźgając mnie w brzuch.
- Ałaaa... to było wredne. - zszedłem z niego, głęboko oddychając - Boli.
- Bardzo?
- No... 
- Wycałować?
- Chciałbyś. - zaśmiałem się, schodząc z łóżka - Dobra... zabieram się do nauki. - zdjąłem krawat, po czym zająłem się rozpinaniem koszuli.
- Zmizerniałeś... popracuj nad sobą młody.
- Aishh... spójrz na siebie klucho. 
- Mmm... tylko ta klucha ma w sobotę randkę, a ty nie.
- Że co? Randkę z kim? Z prawą czy lewą ręką? 
- Ty mały gnojku. - Hyunsoo poderwał się z łóżka, po czym bez żadnego problemu zarzucił mnie sobie na ramię - Nie mierz wszystkich swoją miarą. 
- W życiu nie zrobiłbym czegoś tak ohydnego.
- Ta... pamiętaj, że nasze pokoje są baaardzo blisko siebie. 
- Znowu się wygłupiacie? - oboje odwróciliśmy pospiesznie wzrok w kierunku drzwi, w których stała uśmiechnięta mama.
- Mamoooo... niech on mnie puści.
- Widocznie zasłużyłeś Hyunjin. 
- Aishh... jesteś niesprawiedliwa. 
- Jest zamówienie na kurczaka do dzielnicy Gangnam. Który z was mógłby go dostarczyć?
- Ja idę za moment do roboty. - Hyung postawił mnie na podłodze, jednak po chwili uśmiechnął się pod nosem, popychając mnie na łóżko.
- No to w drodze do pracy go zawieziesz.
- Mamuś... to totalnie w przeciwnym kierunku. - westchnąłem, zerkając na zegarek. Mimo że dochodziła 21, a ja powinienem siadać do nauki, stwierdziłem, że pomogę mamie i wyręczę przy okazji tego bałwana.
- Ja go zawiozę, tylko się przebiorę. 
- Ooo mógłbyś?
- Jasne... szybko go zawiozę i siądę do zadań. 
- Jesteś takim kochanym dzieckiem. - spojrzałem na Hyunsoo, szeroko się przy tym uśmiechając.
- No wiem. 
- A idź gnojku. - mówiąc to wytarmosił moje włosy, po czym podszedł do mamy, całując ją w policzek - Lecę... nie wiem o której będę. 
- Idź idź... daj z siebie wszystko. 
                     Po przebraniu się, wsiadłem na skuter i ruszyłem pod wskazany przez mamę adres. Padałem na twarz i co chwilę przysypiałem. Mega niebezpieczne, ale na szczęście nic mi się nie stało. Po około dwudziestu minutach dojechałem na Gangnam, pod ociekającą przepychem willę. Z każdej strony ogrodzona niesamowicie wysokim płotem porośniętym żywopłotem.
- Wow. - otworzyłem szerzej oczy, ściągając kask z głowy - Ale czad. - zszedłem ze skutera, po czym sięgnąłem po siatkę z kurczakami, idąc do furtki. Gdy zobaczyłem, że jest otwarta, wszedłem na posesję, idąc w kierunku domu. Podwórko było tak przeogromne i porośnięte różnego rodzaju roślinami, że śmiało można było się tam zgubić - Niesamowite. - uśmiechnąłem się pod nosem, po czym wskoczyłem na schody, dzwoniąc tym samym do domu. Gdy drzwi otworzyły się, ujrzałem około 14-letniego chłopaka.
- Słucham?
- Ah... przywiozłem kurczaki... ktoś stąd je zamawiał. 
- Całkiem możliwe. Zapraszam do środka. - skinąłem jedynie głową, wkraczając do zupełnie innego świata. W życiu nie widziałem tak pięknego, nowocześnie urządzonego domu - Hyung, grubasie! Twoje jedzenie przyjechało! - uśmiechnąłem się jedynie, czekając na wspomnianego Hyunga.
- Nie mogłeś odebrać? Biłem rekord w grze. - uniosłem głowę, widząc przed sobą zaskoczonego Felixa. Zatkało mnie... Wiem, że jest bogaty, ale nie sądziłem, że trafię akurat do jego domu... co za upokorzenie - Hyunjin? - parsknął śmiechem, mierząc mnie wzrokiem.
- Widzisz gruby. Skoro to twój kolega, to może będzie nam częściej przyw...
- Spadaj stąd młody. - burknął, odpychając go.
- No ale...
- Won do siebie... zaraz do ciebie przyjdę. - gdy jego młodszy brat się oddalił, Felix podszedł do mnie, chichocząc - Ale jaja. Co ty tutaj robisz?
- Ja... przywiozłem kurczaka. 
- To to widzę... ale dlaczego? Synek rodziców, mających sieć kawiarni, rozwozi kurczaki? Ale wiocha.
- Ta... 12 tysięcy wonów. 
- Czekaj... a może ta kawiarnia to ściema, co? 
- Zabierasz mi w tym momencie czas. 
- Nie sądziłem, że rozgryzę cię tak szybko.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Aaa... nie wiesz. - chłopak podszedł blisko mnie, patrząc mi w oczy - Już ci tłumaczę. Chodzi o to, że okłamałeś nas wszystkich, że masz dzianych rodziców, a w rzeczywistości nie masz nic... dorabiasz w kawiarni, a w rzeczywistości twoi starzy mają budę z drobiem. Upokarzające, co?
- Nie wiesz absolutnie nic o mnie i moich rodzicach... 
- Jak to nie? Teraz zaczęło mi się układać wszystko w jedną całość. 
- 12 tysięcy wonów. - powtórzyłem, czując jak się rozklejam.
- Nisko się cenicie. - zaśmiał się, dając mi pieniądze.
- Przynajmniej nie jestem zakłamanym, podłym i narcystycznym dupkiem, żerującym na kasie swoich rodziców. - warknąłem, wychodząc pospiesznie z domu. Cholera jasna. Wiedziałem, że moje kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, ale nie sądziłem, że nastąpi to aż tak szybko.

*

                    Na drugi dzień przyszedłem do szkoły wyjątkowo wcześnie. W zasadzie sam nie wiem dlaczego. Chciałem za wszelką cenę unikać Felixa i jego przyjaciół, którym na bank powiedział o moim kłamstwie. Jak to rozejdzie się po szkole, to nie będę miał życia. 
- Hej! Hyunjin! - odwróciłem się gwałtownie, widząc za sobą uśmiechniętego Minho - Co ty tu robisz?
- Uczę się. - zacisnąłem dłonie w pięści, rozglądając się po dziedzińcu szkoły.
- Uuu włączył ci się tryb żartownisia. Nigdy nie przyjechałeś do szkoły o 6 rano. 
- A... bo wiesz... mamy dzisiaj test i chciałem się trochę pouczyć.
- Daj spokój, na pewno wszystko umiesz. Chodź na jakąś kawę. 
- Nie mam ochoty. - wziąłem głęboki oddech, zerkając za siebie - Pójdę już... jakby co, będę w bibliotece. 
- Hej, co z tobą? 
- Ja... zobaczymy się później, okej? - rzuciłem, idąc w kierunku szkoły.
- Ale... Hyunjin! - wiem, że powinienem powiedzieć Minho prawdę, ale po co mam go martwić? On jako jedyny wie, jaką mam sytuację w domu, ale pewnie będzie na mnie zły, że kłamałem.
                Siedząc w bibliotece i ucząc się do testu poczułem nagle spływającą po wargach ciepłą strużkę krwi. Ostatnio mój organizm nie wytrzymuje i mój nos dość często się buntuje.
- Cholera. - wyjąłem z plecaka chusteczkę, po czym zabrałem szybko swoje rzeczy, idąc do łazienki. Stojąc nad zlewem, poczułem jak ktoś szturcha moje ramię.
- Cześć kujonie. - Chan? Zakręciłem wodę, widząc wchodzącego za nim Woojina i Felixa. Zignorowałem go, sięgając po papier, który pospiesznie przyłożyłem do nosa - Już komuś podpadłeś z samego rana? 
- Odwal się. 
- No pochwal się. - wtrącił Woojin, stając obok mnie - Chcemy wiedzieć z kim powinniśmy się trzymać. 
- Chodźcie na fajkę. - burknął Felix, zerkając na mnie.
- Czekaj chwilę.
- No już. - Chan i Woojin westchnęli, idąc do drzwi - Idźcie za szkołę, zaraz przyjdę. - gdy jego koledzy wyszli, Felix oparł się o wiszący obok mnie kran, uważnie mi się przyglądając.
- Czego chcesz?
- Kto ci spuścił łomot? - wyrzuciłem papier, przenosząc wzrok na blondyna.
- Nikt... to ze zmęczenia. - sięgnąłem po plecak, narzucając go na ramię. Felix uśmiechnął się, torując mi wyjście z łazienki.
- Tym razem ci odpuszczę... nikomu nic nie powiem. - zmarszczyłem brwi, oblizując przy tym nerwowo wargi.
- Coś kombinujesz... 
- Wyjątkowo nie. 
- Musiałbym cię nie znać. - parsknąłem śmiechem, odtrącając jego rękę - Przepuść mnie do cholery. 
- Trochę tu jeszcze posiedzisz.
- Co? - Felix sięgnął po papier, przykładając go do mojej twarzy.
- Znowu ci krew poszła. - wywinąłem oczami, pochylając się nad umywalką.
- Daj mi już spokój, co? - wtedy też w z moich spodni rozległ się dźwięk telefonu - Dzień dobry panie Lee. - Felix zmarszczył brwi, przysłuchując się mojej rozmowie - Tak, jestem już w szkole... Gdzie?... Tak, za moment będę. Do zobaczenia. - rozłączyłem się, spoglądając na chłopaka - Zajmij się swoimi sprawami. - pchnąłem go z bara, idąc we wskazane miejsce. Pan Lee stał ponoć pod szkołą z dyrektorem. Wpadł do niego na chwilę, ale przed wyjazdem chciał zobaczyć się jeszcze ze mną... mam tylko nadzieję, że nic nie przeskrobałem - Dzień dobry. - ukłoniłem się, wymuszając przy tym uśmiech.
- Dzień dobry Hyunjin. Jak tam postępy w nauce?
- Same piątki. - uśmiechnąłem się, zerkając na dyrektora.
- Świetnie... jak tak dalej pójdzie to chyba ci podwyższę kieszonkowe. 
- Ah... nie, nie... i tak bardzo dużo od pana dostaję. 
- W przyszłym tygodniu w naszej szkole organizowany jest konkurs z japońskiego. - wtrącił dyrektor.
- Rewelacja... rozumiem Hyunjin, że bierzesz udział. 
- Tak... chyba tak. 
- Tato? - otworzyłem szeroko oczy, odwracając się za siebie - Ty go znasz?
- Felix. - mężczyzna uśmiechnął się, głaszcząc mnie po głowie - Tak, poznaliśmy się jakiś czas temu. - ja pierdzielę, po prostu nie wierzę. Dostarczam jedzenie do jego domu i jeszcze teraz okazuje się, że facet, który wspomaga moją edukację, jest ojcem tego idioty.
- Pójdę już. - ukłoniłem się pospiesznie, idąc w kierunku trybun stojących obok szkolnego boiska. Dopiero dostałem stypendium od ojca Felixa, ale czuję, że zrezygnowanie z niego będzie dobrą opcją. Nie chcę mieć nic wspólnego z tym człowiekiem i jego chorym synkiem. 
Usiadłem na trybunach, biorąc głęboki oddech. Choleraaaa... błagam, niech ktoś mnie uszczypnie. To wszystko to na pewno jedna, wielka bujda.
- Mamy do pogadania. - westchnąłem, jedynie przytakując. Felix usiadł ze mną ramie w ramię, wbijając wzrok w znajdujące się przed nami boisko - Trzymaj. - burknął, wręczając mi puszkę napoju.
- Co?
- No bierz. - gdy wziąłem od niego napój, ten wyjął z plecaka drugi, upijając kilka łyków - Teraz ciebie sponsoruje?
- Źle to brzmi. - westchnąłem, spoglądając na chłopaka - Poza tym, o czym ty mówisz? Mówisz o tym w taki sposób, jakby wcześniej opłacał twoją naukę.
- Bo opłacał. - zakrztusiłem się, odstawiając puszkę na stojące nieco niżej ławki.
- Co? - Felix westchnął, rozglądając się czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Nie lubię cię i wiem, że ty mnie też... ale mimo wszystko liczę na to, że to zostanie między nami.
- Powinno. - blondyn uśmiechnął się pod nosem, popijając sok winogronowy.
- To nie jest mój biologiczny ojciec. - otworzyłem szeroko oczy, wsłuchując się pierwszy raz w to, co ma mi do powiedzenia ten pustak - Wyłapał mnie w szkole podstawowej... mnie i mojego brata. Z tym że my wychowywaliśmy się w bidulu, a z tego co wiem, ty masz rodzinę.
- Ja... tak, ale...
- Lubię go, ale czasami nie rozumiem... W sumie spoko, że pomaga dzieciakom, które chcą się uczyć.
- Poczekaj... on adoptował ciebie i twojego brata?
- No... ale jeśli komuś o tym powiesz, to cię zatłukę jak psa.
- O takich rzeczach się nie mówi. - szepnąłem, będąc w naprawdę ciężkim szoku - Woojin i Chan...
- O niczym nie wiedzą i tak ma zostać. - skinąłem głową, sięgając po swój napój - Wszyscy wiedzą, że jestem synem srającego kasą tatuśka i taką opinię mam mieć do ukończenia tej zasranej szkoły. 
- Nie rozumiem tylko, dlaczego mówisz o tym wszystkim akurat mi... to Chan i Woojin są twoimi przyjaciółmi. 
- Zgnoiliby mnie, jakby dowiedzieli się prawdy... Poza tym to nie ich utrzymuje mój ojciec, tylko ciebie. 
- Mhmm... w takim razie powiedz mi... w zasadzie wytłumacz mi swoje zachowanie.
- Że co?
- Wiesz co to bieda, a to, że zaznałeś luksusu, to zapewne czysty przypadek... dlaczego tak się zachowujesz w stosunku do innych?
- Z tego akurat nie muszę ci się tłumaczyć.
- Nie, nie musisz... ale skoro w końcu normalnie ze sobą gadamy, fajnie by było, jakbyś mi to wytłumaczył. 
- Chodzisz do tej szkoły nie od dzisiaj... widzisz jakie zasady tutaj panują. Nie masz kasy, twoi rodzice nie są wysoko ustawieni, to będą cię gnoić... z resztą jesteś idealnym przykładem. - prychnąłem, szturchając go w ramię.
- Zacząłem być w stosunku do ciebie wyrozumiały... nie spieprz tego. - Felix zaśmiał się, spoglądając na mnie - A... co z twoimi rodzicami? 
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. 
- W sumie to nie moja sprawa. - westchnąłem, wystawiając twarz w kierunku słońca - Jeśli chcesz to zrezygnuję z tego stypendium.
- Nie widzę powodu, dla którego miałbyś to robić. Mój ojciec ma tyle kasy, że nie wie, co z nią robić... Jak chce ci opłacać naukę to chyba lepiej dla ciebie, nie? Będziesz mógł zrezygnować z pracy w kawiarni "swoich rodziców".
- Wal się. 
- A ty? Dlaczego skłamałeś?
- Przez was... 
- Mmm no tak... rozwożenie kurczaków to niezła wiocha. 
- Za moment ci wpieprzę i skończymy tą rozmowę. - chłopak zaśmiał się, przeczesując dłonią włosy.
- Żartuję... ale przynajmniej są bardzo dobre. 
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz stałym klientem. 
- Hm... zobaczymy. 


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz