Dochodziła 22. Zmęczony do granic możliwości, odłożyłem książki, po czym wskoczyłem do łóżka, sięgając po telefon. Zacząłem przeglądać różne społecznościówki, na których widniał profil Felixa. Nie wiem, co mi odbiło, że zacząłem przeglądać jego zdjęcia, szczerząc się przy tym jak głupi. Oglądając jego profil na instagramie, usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Cholera jasna, zapomniałem je zamknąć. Odłożyłem po cichu telefon, przekręcając niepewnie głowę w kierunku drzwi.
- Hyunsoo? - szepnąłem, czując w głębi duszy, że mam zdrowo przechlapane. Moja mama wyszła dzisiaj na spotkanie ze swoją starą znajomą, a Hyunsoo... zaraz... czy on nie szedł dzisiaj na wieczorną zmianę? - Hej...
- 22, a ty już w łóżku? - przełknąłem z trudem ślinę, zaciskając dłonie na kołdrze.
- Chcę już spać... idź stąd. - sięgnąłem pospiesznie po telefon, pisząc drżącą dłonią wiadomość do brata, by jak najszybciej wrócił do domu. Gdy ojciec usiadł na łóżku, poczułem potworny smród alkoholu - Wyjdź. - wtedy tato złapał mnie za rękę, ściskając z całej siły mój nadgarstek - Co ty...
- Za dużo gadasz. - wymamrotał, wkładając moją dłoń w swoje spodnie. Kilkakrotnie miewałem podobne sytuacje i za każdym razem, bardzo długo dochodziłem po niej do siebie.
- Nie. - poderwałem się z łóżka, jednak ojciec pchnął mnie drugą ręką, przygniatając mnie do niego - Przestań! - nie mogłem znieść jego smrodu, dotyku, ponownego upokorzenia - Dość, błagam!
- Stul ten pysk! - ojciec uderzył mnie w twarz, kontynuując dogadzanie sobie moją ręką. Było mi niedobrze. Nienawidzę go dotykać... nienawidzę przebywać w jego obecności... najchętniej bym go zabił.
- Nienawidzę cię! - dławiłem się łzami. Miałem nadzieję, że odpuści... że w końcu przestanie mnie tak traktować... ale jak on ma racjonalnie myśleć, jak non stop jest pijany? - Zostaw mnie! - ugryzłem go w ramię, czując na wargach smak jego krwi.
- Aishh! Ty gnoju! - ojciec uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek, przez co obiłem się o znajdujący się nad łóżkiem parapet - Podły sukinsynie! - mężczyzna pchnął mnie na łóżko, przywierając do mnie swoim ciałem. Byłem przerażony. Nie miałem pojęcia, co robić.
- Pomocy!
- Zamknij się. - warknął, ocierając się o mnie swoim paskudnym cielskiem. Nie mogłem pozwolić na to, by mój własny ojciec mnie zgwałcił. Boże, jakie to obrzydliwe.
- Zostaw mnie do cholery! - w całym tym amoku sięgnąłem po leżącą na parapecie latarkę, po czym zacząłem okładać nią tył głowy ojca - Złaź ze mnie! - gdy na białej latarce zobaczyłem ślady krwi, w napadzie złości zacząłem uderzać nią jeszcze mocniej.
- Ty gnoju! - warknął, schodząc ze mnie. Poderwałem się pospiesznie z łóżka, uciekając do łazienki, w której od razu się zamknąłem.
- Dupek... - pisnąłem, zanosząc się łzami - Chory, popieprzony dupek. - nachyliłem się nad ubikacją, wymiotując. Nienawidzę jego i siebie... Jak mogłem dać mu się tak zmanipulować? Jak mogłem na to wszystko pozwolić? Dlaczego tak długo milczałem? - Dość... mam tego dość... - sięgnąłem po drucianą gąbkę, szorując nią dłonie. Obrzydliwe. Siedem lat to znosiłem i czekałem aż ktoś zjawi się w moim życiu i mnie uratuje. Siedem lat żyłem w ciągłym lęku, że ten potwór przyjdzie do mnie w nocy, pobije mnie albo znowu będzie mnie dotykał. Siedem lat... dzień w dzień... ciągłego strachu i coraz większej, targającej mną nienawiści - Nie wytrzymam. - zagryzłem wargi, widząc jak z moich dłoni zaczyna lecieć krew. Powoli zaczynałem czuć, jak cały bród zaczyna ze mnie schodzić.
- Hyunjin... Hyunjin, gdzie ty jesteś?! - rzuciłem gąbkę do zlewu, słysząc głos Hyunsoo - Hyunjin!! - gdy szarpnął za klamkę, zerknąłem na drzwi, głęboko oddychając - Hyunjin, to ja. Wiem, że tu jesteś, otwieraj. - przekręciłem zamek w drzwiach, osuwając się po zimnych kafelkach na ziemię - Młody...
- Zamknij drzwi.
- Coś ty narobił? - przeraził się, wpatrując się w druciaka i pokrytą krwią umywalkę.
- Drzwi! - poderwałem się, zamykając je - Aishh.. - syknąłem, przenosząc wzrok na moje drżące ręce.
- Hyunjin... - brat kucnął przede mną, łapiąc moją zapuchniętą twarz w obie dłonie - Co się stało?
- Prosiłem cię, żebyś nie brał wieczornych zmian... Prosiłem!! - Hyunsoo złapał za moje ręce, po czym uniósł je do góry, przykładając do nich ręcznik.
- Powiedz mi, co się tutaj stało... Co on ci zrobił?
- Trzeba go zamknąć... zamknąć, rozumiesz?
- Uspokój się.
- Nie wytrzymam tego... Zabijmy go.
- Hyunjin, opanuj się. - chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczami, głaszcząc mnie po policzku - Już dobrze.
- Nie... nic nie jest dobrze. Ty nic nie rozumiesz!
- To mi wytłumacz... powiedz mi o wszystkim.
- Przychodzi do mnie w nocy.... od siedmiu lat... - w końcu coś we mnie pękło. Nie miałem już siły dusić w sobie tego wszystkiego. Czułem, że jak komuś o tym nie powiem, to zwariuję - Dotyka mnie... on mnie molestuje, rozumiesz? Każe sobie dogadzać...
- Co? Hyunjin, o czym ty mówisz?
- O tym, co dzieje się w tym pieprzonym domu od siedmiu lat... Siedem lat! - Hyunsoo poderwał się na równe nogi, wybiegając z łazienki. Mimo targającego mną strachu, ruszyłem za nim.
- Ty skurwysynie! - stanąłem w drzwiach, wpatrując się w to, jak mój brat powala na ziemię naszego ojca, po czym okłada go pięściami - To twoje dziecko! Jak mogłeś robić coś takiego?! - jedno uderzenie, drugie, kolejne... widok cierpiącego ojca sprawiał mi ogromną przyjemność.
- Boże kochany! - byłem taki oszołomiony. Mama wbiegła do mieszkania, po czym odepchnęła mnie na bok, wparowując do salonu - Hyunsoo, co ty wyprawiasz?!
- On molestował twojego syna! Rozumiesz?!
- Co ty za bzdury opowiadasz?! - mama wyciągnęła telefon, dzwoniąc na policję. Pytanie czy miała zamiar donosić na swojego winnego męża... czy syna, który jako jedyny stanął w mojej obronie.
*
- Synku... - nawet nie drgnąłem. Leżąc wtulony w Hyunsoo, rozmyślałem o ostatnich wydarzeniach, zeznaniach na policji, o tym, jak policja wyprowadza z domu mojego ojca. Całą noc spędziliśmy na policji. Musiałem opowiedzieć o wszystkim... o każdym najmniejszym szczególe... to było okropne. Najważniejsze, że ojciec siedzi w areszcie, a ja w końcu będę miał święty spokój - Śpi?
- Nie, ale jest zmęczony. - szepnął Hyunsoo, głaszcząc mnie po głowie - Co jest?
- Felix do niego przyjechał.
- Dobrze się składa. - Hyung wstał z łóżka, po czym wyszedł z mojego pokoju. Nawet nie zaprotestowałem... - Cześć.
- Hej... mogę się zobaczyć z Hyunjinem?
- Posłuchaj... mój brat miał bardzo ciężką noc... Nie męcz go żadnymi pytaniami dotyczącymi ojca, proszę cię.
- Co? Co on znowu zrobił?
- Znowu? To ty o czymś wiesz?
- Widziałem raz jak się na nim wyżywa... widziałem, że Hyunjin jest cały w siniakach, ale nigdy nie chciał mi nic więcej powiedzieć.
- Sam dowiedziałem się dopiero teraz...
- Ale o czym?
- To nie jest coś, o czym mówi się ot tak. Nie rób mu przesłuchania, tylko o to cię proszę. - drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Uniosłem wzrok, widząc wchodzącego do środka Felixa.
- Cześć. - usiadłem leniwie, wymuszając przy tym uśmiech.
- Hej... co tam? - blondyn usiadł obok mnie, uważnie mi się przyglądając.
- To ja powinienem zapytać o to ciebie... znowu nie było cię w szkole.
- Miałem... miałem dość ciężką noc.
- Tak, wiem... słyszałem. - chłopak złapał mnie ostrożnie za zabandażowaną dłoń, głęboko przy tym wzdychając - Co zrobiłeś z rękoma?
- Pomagałem mamie... poparzyłem się. - uśmiechnąłem się, czując jak po moim policzku spływa łza.
- W porządku. - Felix wytarł ją, po czym pogłaskał mnie po plecach - Może się przejdziemy, co? - spojrzałem na niego, czując jak moje serce przyspiesza.
- Zabierzesz mnie na lody?
- No jasne. - uśmiechnął się, po czym wstał z łóżka, szukając dla mnie jakiś ubrań - Woojin o ciebie pytał, wiesz? Chyba cię polubił. - skinąłem głową, nakładając niezdarnie spodnie i bluzę.
- A Chan? Jest na ciebie zły?
- Nie rozmawiamy ze sobą więc chyba tak.
- Przepraszam.
- Przestań durniu. Mam go gdzieś, naprawdę. - gdy wyszliśmy z domu, ruszyliśmy w ciszy przez puste, spokojne uliczki. Felix co chwilę podchodził bliżej mnie, zaczepiając palcami o moją dłoń. Wymienialiśmy się jedynie nieśmiałymi uśmiechami, spacerując w absolutnej ciszy.
- Obiecałeś mi coś. - przerwałem milczenie, zatrzymując się pod sklepem.
- Winogronowe? - skinąłem jedynie głową, siadając na wystawionym pod sklepem krzesłem - Za moment wrócę. - westchnąłem, wystawiając twarz w kierunku słońca. Wczoraj był jeden z gorszych dni w moim życiu, a wystarczyła chwila, bym czuł się odrobinę szczęśliwy. Boję się przyznać przed samym sobą, że Felix mi się podoba... w sensie, że jest strasznie przystojnym chłopakiem... opiekuńczym i zabawnym, mimo iż kreuje się na wyrachowanego, zapatrzonego w siebie dupka. Bardzo lubię spędzać z nim czas. Mam jeszcze pewne hamulce i nie potrafię do końca się przed nim otworzyć, ale potrzebuję zwyczajnie czasu. Ciężko jest mi się otworzyć przed osobą, z którą jeszcze kilka miesięcy temu wyzywałem się, biłem i zachowywałem się jak skończone bydło - Patrz co mieli. - uniosłem głowę, widząc zadowolonego Felixa, z ogromnym waflem wypełnionym kulkami lodów.
- Wow. - uśmiechnąłem się, wstając z krzesła - Same winogronowe? - zaśmiałem się, licząc kulki.
- Ponoć takie lubisz najbardziej.
- Trzynaście? - wymieniliśmy się uśmiechami, po czym chłopak nabrał trochę na łyżeczkę, dając mi spróbować.
- Otwieraj japę.
- Jesteś taki subtelny, że aż strach.
- Sorry. - zaśmiał się, dając mi lody - I jak?
- Mmm... pyszne.
- Będę cię karmił... jak dziecko.
- Co? Dlaczego? - ruszyliśmy w stronę klifu, nad którym byliśmy kiedyś na spacerze.
- Te poparzone ręce... pomyślałem, że cię wyręczę. - moje serce przyspieszyło, a policzki zrobiły się nieco cieplejsze.
- Dzięki.
- Zaczerwieniłeś się.
- Co? Nieprawda. - odwróciłem głowę, chcąc uniknąć jego wzroku.
- Prawda, prawda. Widziałem.
- Jesteś okropny.
- A ty ur... - spojrzałem na niego pospiesznie, unosząc brew - Głupi... głupi, to chciałem powiedzieć.
- Jestem uroczy? - przyłożyłem palec do twarzy, nadymając przy tym policzki.
- Nie.
- Jestem.
- Może tak w jednym procencie.
- To i tak zawsze więcej niż ty. - Felix zaśmiał się, karmiąc mnie lodami.
- Jedz... i nie pyskuj gnoju.
- Sam jesteś gnój. - gdy doszliśmy na klif, oparłem się o barierkę, ciesząc się delikatnym wiatrem i słońcem. Nagle poczułem, jak chłopak staje za mną, przywierając ciałem do moich pleców - Co ty robisz?
- Tak będzie mi wygodniej. - mówiąc to oparł brodę na moim ramieniu, po czym nabrał lodów - Aaaa.
- Serio jesteś głupi. - staliśmy tak przez bardzo długi czas... nawet długo po tym, jak skończyły nam się lody. Felix objął mnie, obserwując Seoul i rozmawiając ze mną - A co u Jikyo?
- W porządku... pytał, kiedy cię w końcu bliżej pozna.
- Co?
- Mmm... nie był usatysfakcjonowany waszym ostatnim spotkaniem.
- Poznaliśmy się, jak przywiozłem ci kurczaka.
- No właśnie. - uśmiechnąłem się, wystawiając twarz do słońca.
- Znasz słowo "usatysfakcjonowany"?
- Mówiłem ci już, jak bardzo mnie irytujesz?
- Tylko kilka razy.
- Widocznie to nie wystarczyło. - prychnął, wtulając się w moje plecy - Wiesz co?
- Hm?
- Lubię spędzać z tobą czas... mimo że nic nie robimy. - uśmiechnąłem się, przytakując.
- A ja z tobą nie.
- Przestań się zgrywać. - oburzył się, dając mi klapsa.
- Przepraszam. - zaśmiałem się, odwracając się do niego przodem - W takim razie poróbmy coś.
- Okej... czekam na propozycje.
- Hmm... zabierz mnie motorem do Incheon.
- Do Incheon? - skinąłem głową, uśmiechając się.
- Nad morze.
- Zgoda.
- Co? - otworzyłem szerzej oczy, jednak po chwili zacząłem nabierać co do niego podejrzeń - Żartujesz sobie ze mnie.
- Nie... to raptem półtorej godziny.
- Ale Felix...
- Chcesz jechać czy nie?
- Chcę, ale szkoła...
- I tak byś jutro nie przyszedł, a dla mnie opuszczanie zajęć to czysta przyjemność.
Jeszcze tego samego wieczoru byliśmy w drodze do Incheon. Nie wierzę, że Felix to dla mnie zrobił. Nigdy nie byłem nad morzem, a zawsze cholernie o tym marzyłem. Będzie to na pewno przyjemna odskocznia od szarej codzienności. Będąc przy nim, zupełnie zapominam o ojcu i tym, co robił.
- Cześć. - usiadłem leniwie, wymuszając przy tym uśmiech.
- Hej... co tam? - blondyn usiadł obok mnie, uważnie mi się przyglądając.
- To ja powinienem zapytać o to ciebie... znowu nie było cię w szkole.
- Miałem... miałem dość ciężką noc.
- Tak, wiem... słyszałem. - chłopak złapał mnie ostrożnie za zabandażowaną dłoń, głęboko przy tym wzdychając - Co zrobiłeś z rękoma?
- Pomagałem mamie... poparzyłem się. - uśmiechnąłem się, czując jak po moim policzku spływa łza.
- W porządku. - Felix wytarł ją, po czym pogłaskał mnie po plecach - Może się przejdziemy, co? - spojrzałem na niego, czując jak moje serce przyspiesza.
- Zabierzesz mnie na lody?
- No jasne. - uśmiechnął się, po czym wstał z łóżka, szukając dla mnie jakiś ubrań - Woojin o ciebie pytał, wiesz? Chyba cię polubił. - skinąłem głową, nakładając niezdarnie spodnie i bluzę.
- A Chan? Jest na ciebie zły?
- Nie rozmawiamy ze sobą więc chyba tak.
- Przepraszam.
- Przestań durniu. Mam go gdzieś, naprawdę. - gdy wyszliśmy z domu, ruszyliśmy w ciszy przez puste, spokojne uliczki. Felix co chwilę podchodził bliżej mnie, zaczepiając palcami o moją dłoń. Wymienialiśmy się jedynie nieśmiałymi uśmiechami, spacerując w absolutnej ciszy.
- Obiecałeś mi coś. - przerwałem milczenie, zatrzymując się pod sklepem.
- Winogronowe? - skinąłem jedynie głową, siadając na wystawionym pod sklepem krzesłem - Za moment wrócę. - westchnąłem, wystawiając twarz w kierunku słońca. Wczoraj był jeden z gorszych dni w moim życiu, a wystarczyła chwila, bym czuł się odrobinę szczęśliwy. Boję się przyznać przed samym sobą, że Felix mi się podoba... w sensie, że jest strasznie przystojnym chłopakiem... opiekuńczym i zabawnym, mimo iż kreuje się na wyrachowanego, zapatrzonego w siebie dupka. Bardzo lubię spędzać z nim czas. Mam jeszcze pewne hamulce i nie potrafię do końca się przed nim otworzyć, ale potrzebuję zwyczajnie czasu. Ciężko jest mi się otworzyć przed osobą, z którą jeszcze kilka miesięcy temu wyzywałem się, biłem i zachowywałem się jak skończone bydło - Patrz co mieli. - uniosłem głowę, widząc zadowolonego Felixa, z ogromnym waflem wypełnionym kulkami lodów.
- Wow. - uśmiechnąłem się, wstając z krzesła - Same winogronowe? - zaśmiałem się, licząc kulki.
- Ponoć takie lubisz najbardziej.
- Trzynaście? - wymieniliśmy się uśmiechami, po czym chłopak nabrał trochę na łyżeczkę, dając mi spróbować.
- Otwieraj japę.
- Jesteś taki subtelny, że aż strach.
- Sorry. - zaśmiał się, dając mi lody - I jak?
- Mmm... pyszne.
- Będę cię karmił... jak dziecko.
- Co? Dlaczego? - ruszyliśmy w stronę klifu, nad którym byliśmy kiedyś na spacerze.
- Te poparzone ręce... pomyślałem, że cię wyręczę. - moje serce przyspieszyło, a policzki zrobiły się nieco cieplejsze.
- Dzięki.
- Zaczerwieniłeś się.
- Co? Nieprawda. - odwróciłem głowę, chcąc uniknąć jego wzroku.
- Prawda, prawda. Widziałem.
- Jesteś okropny.
- A ty ur... - spojrzałem na niego pospiesznie, unosząc brew - Głupi... głupi, to chciałem powiedzieć.
- Jestem uroczy? - przyłożyłem palec do twarzy, nadymając przy tym policzki.
- Nie.
- Jestem.
- Może tak w jednym procencie.
- To i tak zawsze więcej niż ty. - Felix zaśmiał się, karmiąc mnie lodami.
- Jedz... i nie pyskuj gnoju.
- Sam jesteś gnój. - gdy doszliśmy na klif, oparłem się o barierkę, ciesząc się delikatnym wiatrem i słońcem. Nagle poczułem, jak chłopak staje za mną, przywierając ciałem do moich pleców - Co ty robisz?
- Tak będzie mi wygodniej. - mówiąc to oparł brodę na moim ramieniu, po czym nabrał lodów - Aaaa.
- Serio jesteś głupi. - staliśmy tak przez bardzo długi czas... nawet długo po tym, jak skończyły nam się lody. Felix objął mnie, obserwując Seoul i rozmawiając ze mną - A co u Jikyo?
- W porządku... pytał, kiedy cię w końcu bliżej pozna.
- Co?
- Mmm... nie był usatysfakcjonowany waszym ostatnim spotkaniem.
- Poznaliśmy się, jak przywiozłem ci kurczaka.
- No właśnie. - uśmiechnąłem się, wystawiając twarz do słońca.
- Znasz słowo "usatysfakcjonowany"?
- Mówiłem ci już, jak bardzo mnie irytujesz?
- Tylko kilka razy.
- Widocznie to nie wystarczyło. - prychnął, wtulając się w moje plecy - Wiesz co?
- Hm?
- Lubię spędzać z tobą czas... mimo że nic nie robimy. - uśmiechnąłem się, przytakując.
- A ja z tobą nie.
- Przestań się zgrywać. - oburzył się, dając mi klapsa.
- Przepraszam. - zaśmiałem się, odwracając się do niego przodem - W takim razie poróbmy coś.
- Okej... czekam na propozycje.
- Hmm... zabierz mnie motorem do Incheon.
- Do Incheon? - skinąłem głową, uśmiechając się.
- Nad morze.
- Zgoda.
- Co? - otworzyłem szerzej oczy, jednak po chwili zacząłem nabierać co do niego podejrzeń - Żartujesz sobie ze mnie.
- Nie... to raptem półtorej godziny.
- Ale Felix...
- Chcesz jechać czy nie?
- Chcę, ale szkoła...
- I tak byś jutro nie przyszedł, a dla mnie opuszczanie zajęć to czysta przyjemność.
Jeszcze tego samego wieczoru byliśmy w drodze do Incheon. Nie wierzę, że Felix to dla mnie zrobił. Nigdy nie byłem nad morzem, a zawsze cholernie o tym marzyłem. Będzie to na pewno przyjemna odskocznia od szarej codzienności. Będąc przy nim, zupełnie zapominam o ojcu i tym, co robił.
*
- Ejjj... długo jeszcze tak będziemy iść? - jak tylko zajechaliśmy na jeden z parkingów, Felix zasłonił mi oczy, prowadząc mnie od kilku dobrych minut... cholera wie gdzie.
- Jeszcze chwila... cierpliwości.
- Pewnie prowadzisz mnie na jakiś klif, gdzie dokonasz zabójstwa i od razu pozbędziesz się ciała.
- Cholera... rozgryzłeś mnie. - zaśmiałem się, czując jak się zatrzymujemy - Gotowy?
- Jak nigdy. - Felix opuścił dłonie, pokazując mi tym samym najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Rzeczywiście staliśmy na jakimś klifie, z którego widać było horyzont, z chowającym się za taflą morza, słońcem.
- Podoba ci się? - zaniemówiłem. Blondyn stanął przede mną, uśmiechając się - Płaczesz? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, wycierając pospiesznie policzki. Wtedy też chłopak zrzucił z ramienia plecak, przygotowany o dziwo przez mojego brata... widzę, że zaczął żyć z Felixem w niezłej konspiracji - Wyskakuj z ciuchów.
- Co?
- Szkoda przyjechać nad morze i nie popływać, hm?
- Nie mówisz poważnie. - Felix uniósł brew, pozbywając się wszystkich ubrań - Okej... jednak mówisz.
- Nie będę na ciebie czekać. - gdy w końcu zostaliśmy w samych bokserkach, Felix złapał mnie ostrożnie za rękę, uśmiechając się - Gotowy?
- Chcesz skakać?
- Czasami fajnie jest zrobić coś szalonego, wiesz?
- Dobra... powiedzmy, że ci ufam.
- Powiedzmy?
- Ufam no.
- No i o to chodzi. - poczułem szarpnięcie, po którym nastąpił krótki bieg, zwiastujący najlepsze. Lecieliśmy... trwało to dosłownie ułamki sekund, ale uczucie temu towarzyszące było niesamowite.
- Wow! - wynurzyłem się spod wody, spoglądając na klif, z którego skakaliśmy.
- Super, co?
- To było niesamowite! - uśmiechnąłem się, nie mogąc oderwać wzroku od klifu. Do tej pory byłem święcie przekonany, że radość w życiu może dać mi jedynie ciężka harówa i nauka... jak się okazuje, byłem w ogromnym błędzie. Czasem zrobienie czegoś szalonego z osobą, którą uwielbiasz jest w stanie dać ci więcej radości niż dotychczasowe, długie, monotonne zajęcia.
- Obudź się księżniczko. - zaśmiał się, rzucając się na mnie.
- Ej! To nie fair! - zanurkowałem, ciągnąc chłopaka za nogi. Gdy oboje znaleźliśmy się pod wodą, Felix chwycił mnie od tyłu, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Dobrze, że szybko się wynurzyliśmy - Chcesz mnie utopić czy co?
- Oj nie kuś.
- Ty palancie. - chłopak puścił mnie, płynąc do brzegu - A ty dokąd?! Żartowałem no! - ten jednak nie reagując, płynął dalej - Nie zostawiaj mnie tutaj! - ruszyłem za nim, przebierając nogami najszybciej jak tylko umiałem - Feliiiiiix! - po jakimś czasie, blondyn dopłynął do brzegu, po czym wyszedł na powierzchnie po kilku, niewielkich skałkach - Poczekaj!
- Przecież czekam. Nie rozumiem, dlaczego krzyczysz. - chłopak podał mi rękę, wciągając mnie na górę.
- Przepraszam no.
- To było całkiem zabawne. Nie wiedziałem, że boisz się wody.
- Zrobiłeś to specjalnie...
- Mmm... no. - prychnąłem, dźgając go w brzuch.
- Burak.
- Niedługo skończą ci się na mnie określenia.
- O to się nie martw. Na ciebie zawsze coś znajdę.
- Może dla odmiany coś miłego.
- Może innym razem.
- Wow! - wynurzyłem się spod wody, spoglądając na klif, z którego skakaliśmy.
- Super, co?
- To było niesamowite! - uśmiechnąłem się, nie mogąc oderwać wzroku od klifu. Do tej pory byłem święcie przekonany, że radość w życiu może dać mi jedynie ciężka harówa i nauka... jak się okazuje, byłem w ogromnym błędzie. Czasem zrobienie czegoś szalonego z osobą, którą uwielbiasz jest w stanie dać ci więcej radości niż dotychczasowe, długie, monotonne zajęcia.
- Obudź się księżniczko. - zaśmiał się, rzucając się na mnie.
- Ej! To nie fair! - zanurkowałem, ciągnąc chłopaka za nogi. Gdy oboje znaleźliśmy się pod wodą, Felix chwycił mnie od tyłu, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Dobrze, że szybko się wynurzyliśmy - Chcesz mnie utopić czy co?
- Oj nie kuś.
- Ty palancie. - chłopak puścił mnie, płynąc do brzegu - A ty dokąd?! Żartowałem no! - ten jednak nie reagując, płynął dalej - Nie zostawiaj mnie tutaj! - ruszyłem za nim, przebierając nogami najszybciej jak tylko umiałem - Feliiiiiix! - po jakimś czasie, blondyn dopłynął do brzegu, po czym wyszedł na powierzchnie po kilku, niewielkich skałkach - Poczekaj!
- Przecież czekam. Nie rozumiem, dlaczego krzyczysz. - chłopak podał mi rękę, wciągając mnie na górę.
- Przepraszam no.
- To było całkiem zabawne. Nie wiedziałem, że boisz się wody.
- Zrobiłeś to specjalnie...
- Mmm... no. - prychnąłem, dźgając go w brzuch.
- Burak.
- Niedługo skończą ci się na mnie określenia.
- O to się nie martw. Na ciebie zawsze coś znajdę.
- Może dla odmiany coś miłego.
- Może innym razem.
*
Siedzieliśmy na klifie przy rozpalonym ognisku, zajadając się przekąskami z pobliskiego sklepu.
- Nie jest ci zimno?
- Może trochę. - Felix pokręcił głową, wyjmując z plecaka moją bluzę - Skąd ją masz?
- Jak rzuciłeś hasło "Incheon", napisałem do Hyunsoo żeby cię spakował.
- Zdążyliście się wymienić numerami?
- Mhm.
- Kiedy?
- Nie za dużo chciałbyś wiedzieć?
- Pytam o same podstawy.
- Na które nie musisz znać odpowiedzi. - uśmiechnął się, narzucając mi na ramiona bluzę - Daj ręce.
- Po co?
- Hyunsoo prosił żebym ci zmienił bandaże.
- Nie trzeba.
- Wolę nie zachodzić mu za skórę.
- Uuu... czyżby na tym świecie była osoba, przed którą czujesz respekt?
- Tak... to właśnie twój brat. - zaśmialiśmy się, po czym Felix wyjął z plecaka coś na wzór apteczki.
- Nieźle się przygotowałeś.
- Podziękuj Hyunsoo... on wiedział, co nam dać. - chłopak klęknął przede mną, po czym ułożył ostrożnie moje ręce na swoich udach - Bolą cię?
- Nie... nie jest tak źle. - gdy Felix zdjął z moich dłoni bandaże, uniósł na mnie wzrok, wzdychając.
- One nie są poparzone.
- Chcesz żebym pochwalił twój zmysł obserwacji?
- Hyunjin...
- Sorki. - zabrałem ręce, uważnie im się przyglądając - Ohyda.
- Daj... przemyję je i pozawijam... Hyunjin... - westchnąłem, oddając się pod opiekę chłopaka - Powiesz mi, co się stało?
- Musiałem zmyć z siebie coś obrzydliwego.
- Co to było, że aż musiałeś wydrapać dłonie do krwi?
- Mój ojciec. - szepnąłem spotykając się ze spojrzeniem Felixa. Chłopak jedynie skinął głową, kontynuując opatrywanie moich rąk - Nienawidzę go.
- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz.
- A jak było z twoim biologicznym ojcem?
- W jakim sensie?
- Wykorzystywał cię? - blondyn zamilkł, wiążąc supeł na końcu bandaża.
- Nie... ale Jikyo wielokrotnie. - westchnął, zabierając się za moją drugą rękę - Z tym że nasza matka nie była wcale lepsza. Piła całymi dniami i było jej wszystko jedno, co robił z nami ojciec.
- Moja też nie zareagowała ani razu...
- Bała się.
- Pewnie tak.
- Ale miała świadomość tego, co się z tobą dzieje... Dla niej na pewno to też nie jest łatwe... Boli ją to jak cholera, ale nie wie, jak ci pomóc.
- Mam nadzieję, że ten koszmar już się skończy.
- Czemu?
- Ta wczorajsza noc... - westchnąłem, przyglądając się zabandażowanym dłoniom - Po mojego ojca przyjechała policja. Siedzi teraz w areszcie...
- Dobrze zrobiliście Hyunjin. Ten dupek powinien zgnić w więzieniu.
- A co, jak nic mu nie udowodnią i go wypuszczą?
- Nie... na pewno tak nie będzie. Jak wezwą cię na szczegółowe zeznania, musisz powiedzieć im o wszystkim.
- Trochę już powiedziałem...
- Trochę, to za mało Hyunjin... Będzie cię to kosztować sporo nerwów, ale będziesz musiał im się przyznać do wszystkiego.
- To taki wstyd.
- Nie... wstyd powinno być twojemu ojcu, za to, co robił... Ty nie jesteś niczemu winien, pamiętaj. - skinąłem głową, siadając między nogami chłopaka. Felix przytulił mnie, opierając głowę na moim ramieniu - Będzie dobrze, zobaczysz.
- Musi być... w końcu ile można być ofiarą.
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobrze że ojca Hyunjina zabrała policja. Już myślałem, że to się nigdy nie stanie. Czekam na kolejną część ❤️ ❤️ ❤️
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest genialne, serio~ mimo że nie znam zespołu za dobrze to czyta mi się je super dobrze ❤
OdpowiedzUsuńWeny życzę i czekam na kolejny rozdział ��
kocham to
OdpowiedzUsuń