- Umówiłem się na rozmowę z mamą...- chłopak spojrzał na mnie biorąc głęboki oddech.
- Chyba nie chcesz jej o nas powiedzieć...
- Chcę porozmawiać o ojcu.... nie wszystko kręci się wokół ciebie Jackson.- rzuciłem otwierając drzwi.
- Jungkook...- nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Nie po tym co zrobiłeś. Wierzyć mi się nie chce, że od tak pojechałeś do BamBama żeby wytłumaczyć mu, że jesteś ze mną, a to co było między wami to przeszłość. Skoro zerwaliście dawno temu mogłeś napisać mu to w głupiej wiadomości, a nie tłuc się do niego przez cały Seoul.
Wjechałem do salonu... w domu panowała totalna cisza zagłuszana jedynie dźwiękiem telewizora, w którym prezenterka mówiła o jakiejś grupie Rookies, którzy dzięki ulicznym występom podbijają serca tłumu.
- Zaraz...- szepnąłem podjeżdżając bliżej tego pieprzonego pudła - Seokjin... Hoseok...- na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech na wspomnienie o kolegach... jak dobrze, że im się udało - Taehyung... - po mojej twarzy spłynęła łza. Powinienem być tam teraz z nimi... Chciałem ciężko pracować, występować i spełniać marzenia... Nie tak miało wyglądać moje życie.
- Co to?- zapytał Jackson kucając obok mnie.
- Moi koledzy, z którymi trenowałem...- rzuciłem jadąc do kuchni, w której mama żaliła się Sungjunowi objęta jego ramionami. Cieszę się, że im również się udało - Mamo, możemy pogadać?... Czy wam przeszkadzam?
- Nie przeszkadzasz Kookie.- odpowiedział mężczyzna całując mamę w czoło - Lećcie do parku, a ja za ten czas zamówię ci nową szybę, a Jackson posprząta ci pokój.
- Ogarnę to jak wrócę.
- Posprzątam ci... przecież to nie problem.- znów jego głos... daj mi człowieku spokój!
- Powiedziałem, że sam to zrobię! Mimo że jeżdżę na tym gównie, umiem sam koło siebie posprzątać!
- Jungkook, nie chciałem cię obrazić...
- Wystarczająco już zrobiłeś... zejdź mi z oczu...
- Przepraszam chłopcy...- Sungjun stanął między nami, podczas gdy mama przyniosła mi bluzę narzucając mi ją na ramiona - Skarbie, idźcie już... a my Jackson mamy do pogadania.
- Tato, nie wtrącaj się... to są nasze sprawy...
- Jesteśmy rodziną i teraz to są nasze sprawy, jasne?- pokręciłem zrezygnowany głową jadąc w stronę wyjścia. Po chwili dołączyła do mnie mama.
- Pomogę ci skarbie.
- Mamo... dam radę, spokojnie.- jazda windą, wyjście z bloku, przejście przez osiedle.... cisza. Gdy minęliśmy bramy blokowiska, mama złapała za wózek biorąc głęboki oddech.
- Masz ochotę na odeng?- skinąłem jedynie głową. Zawsze je kupujemy gdy gdzieś razem wychodzimy. Można to uznać za naszą tradycję. Budka z odeng znajdowała się przy wejściu do naszego ulubionego parku. Po zakupie kilku sztuk zaczęliśmy szukać ławki znajdującej się z dala od ludzi - Może tu?- zapytała wskazując na ławkę postawioną przy niewielkim, urokliwym stawie.
- Mhm.- kobieta usiadła częstując mnie jedzeniem.
- Cieszę się, że gdzieś razem wyszliśmy.- wpatrywałem się w odeng w całkowitej ciszy - Skarbie...
- Ja też.- spojrzałem na nią lekko się uśmiechając.
- Kookie... co... co cię gryzie?
- Wszystko...- poczułem gulę w gardle... to będzie trudna rozmowa.
- Na pewno chcesz o tym rozmawiać?
- Tak... nie mam już siły tego w sobie dusić.- mama złapała mnie za ręce całując mnie w czoło.
- Jak będziesz chciał zacząć to...
- Już zacznę...- wziąłem głęboki oddech wbijając wzrok w sparaliżowane nogi - Mamo... powiedz...- nie wiem... nie wiem jak mam to zacząć - Będziesz mnie nadal kochać po tej rozmowie?
- O czym ty mówisz?... oczywiście, że tak, nie powinieneś zadawać takich pytań.
- Dobrze... ja...- zamknąłem oczy wypuszczając zgromadzone w płucach powietrze - Chcę cię przeprosić... nie tak miało wyglądać nasze życie. Planowałem je zupełnie inaczej...- przełknąłem z trudem ślinę czując spływające po policzkach łzy - Miałem... miałem ci pomóc po rozstaniu z ojcem... pracować ciężko w wytwórni żeby twoje życie było jak najlepsze... Chciałem żebyś w końcu była ze mnie dumna...
- Kookie...- spojrzałem na jej zapłakaną twarz.
- Nie płacz, proszę cię...- delikatnie wytarłem łzy z jej delikatnej, porcelanowej twarzy - Cieszę się, że jesteś z Sungjunem... wydaje mi się, że jest to odpowiedni dla ciebie facet...- wziąłem głęboki oddech spuszczając ponownie głowę - Dba o ciebie i cię bardzo kocha... to jest dla mnie najważniejsze... Jesteś z nim szczęśliwa?
- Tak... i to bardzo...- uśmiechnąłem się lekko pod nosem kontynuując.
- Druga sprawa.... mamo... chodzi o ojca, ja... [włączamy]
- Jungkook... jeśli nie chcesz to o nim nie mów... Wiem, ile wyrządził ci krzywdy...
- Nie, spokojnie... ja...- spojrzałem na nią zaciskając dłonie na wózku - Nie mam już siły udawać, że to co mi zrobił jest mi obojętne... Przepraszam, ale... co noc płaczę w poduszkę wspominając jego gwałty i napady agresji... co noc śni mi się wypadek... moment, kiedy przerażony wpadam pod samochód.... Do tej pory starałem się nosić przy tobie maskę... żeby cię nie martwić, ale... ja naprawdę nie mam już na to siły... Nie mam siły udawać, że moje życie jest kolorowe po tym wszystkim... Ten weekend... mamo... co ja zrobiłem, że on musi mnie tak traktować?- zagryzłem wargi dławiąc się łzami - Czemu każdy widzi we mnie tylko przedmiot do zaspokajania swoich chorych potrzeb? Naprawdę jestem taki zły?... nie wiem... nie wiem czym zasłużyłem sobie na taką karę...- po chwili znajdowałem się w objęciach płaczącej mamy. Nie chciałem wywoływać u niej łez, ale za wszelką cenę chciałem się wygadać... mogłem się domyślić czym to się skończy - Mamuś, nie płacz.
- Kookie, jest mi tak cholernie przykro.... jestem pewna, że w 1/100 nie odczuwam twojego bólu...
- Wiem, że robisz wszystko co w twojej mocy żeby mi pomóc... nie obwiniaj się...
- To wciąż za mało synu... widzę.... widzę jak cierpisz, ale nie wiem jak mam ci pomóc. Też czasami brakuje mi sił żeby z tym wszystkim walczyć...- wtuliłem ją w siebie głaszcząc ją po głowie - Wiem, że chciałeś spełniać marzenia... wiem, że to bydle wszystko spieprzyło... tylko... nie wiem jak ja jako matka mogę ci pomóc.... jest mi tak bardzo przykro... nie potrafię pomóc własnemu dziecku...
- Przestań... nikt nie ma lepszej matki...- kobieta spojrzała na mnie na co posłałem jej ciepły uśmiech - Jesteś najlepsza na świecie i strasznie cię kocham.- wtuliłem się w nią słuchając jej głośno bijącego serca.
- Kookie...
- Jest jeszcze coś... tylko ja... boję się o tym mówić...
- Ciii... mamy czas.- poczułem jej dłoń na głowie... ten gest z jej strony zawsze mnie uspokajał.
- Mamo...- robiło mi się niedobrze z nerwów... nie sądziłem, że ten temat będzie budził we mnie takie emocje - Ja... boże...
- Co się dzieje?
- Jestem gejem...- cisza... serce rozsadzało mi klatkę piersiową, a ciało trzęsło się jak przysłowiowa galareta - Przepraszam...- zacząłem znów płakać - Rozczarowałem cię po raz kolejny...
- Nie... Kookie, uspokój się...- mama objęła mnie mocniej całując mnie w głowę - Czemu się tak trzęsiesz?
- Z nerwów... jest mi wstyd...
- To nie wstyd.- szepnęła bujając mną na boki - Kookie ty... masz kogoś, tak?... Dlatego tak bardzo boisz się mojej reakcji?
- Nie wiem.... nie... nie jesteśmy razem... nie wiem.- zacisnąłem dłoń na jej swetrze, po czym ponownie wpadłem w histerię. Mama jedynie mocniej mnie przytuliła szepcząc bym się uspokoił - Tak bardzo go kocham, a on...
- Pomału skarbie... uspokój się...
- On chyba wrócił do swojego byłego!... Mamo, my nawet ze sobą spaliśmy! Wiesz jak bardzo muszę go kochać i mu ufać skoro... skoro pozwoliłem mu się do siebie zbliżyć?!- nie wiedziała co odpowiedzieć... czemu jej o tym wszystkim mówię? Czemu znów wbijam jej nóż w plecy? - Przepraszam...
- Kto to jest...- milczałem... nie potrafię jej tego powiedzieć - Kookie, ty chyba nie...
- Kocham Jacksona...- nie wierzę, że to powiedziałem. Między nami znów zapadła cisza.
- Kookie...- po kilku minutach mama wzięła głęboki oddech spoglądając na mnie, jednak ja nie miałem na tyle odwagi by spojrzeć jej w oczy - Ja... chcę... chcę żebyś był szczęśliwy... nawet z chłopakiem, ale... Jackson.... Jackson to twój brat...
- Nie... mamo, nic nas nie łączy.... nic, rozumiesz?
- Boże, dlaczego niczego się nie domyśliłam...
- Zrozum, że go kocham... tylko... tylko on chyba woli być ze swoim byłym...
- Skarbie, znajdziesz innego chłopaka...
- Nie!- nie potrafiłem przestać płakać - Tylko przy nim czuję się szczęśliwy! Będąc z nim zapominam o tym pieprzonym kalectwie i o ojcu!- wziąłem głęboki oddech zamykając zmęczone powieki- Nie możesz mi tego odebrać...
- Widzę jak zachowywaliście się w stosunku do siebie wcześniej, a jak jest teraz.... Kookie, ty znów cierpisz...
- To chwilowe... musimy wyjaśnić ze sobą kilka spraw...- mama odgarnęła kosmyk włosów z mojego czoła delikatnie mnie w nie całując.
- Myślisz o nim poważnie?
- Tak... chciałbym żeby nasz związek wyglądał jak twój i Sungjuna...- uśmiechnąłem się delikatnie wycierając mokre policzki - Nie wiem tylko czy on tego chce...
- Oboje potrzebujecie czasu...
- A ty?- spojrzałem na nią - Chciałabyś być z kaleką?
- Skarbie... jeśli bym kogoś bardzo mocno kochała nie miałoby to dla mnie znaczenia...
- Chciałbym żeby on też miał takie podejście...- wtuliłem się w mamę zamykając oczy.
- Wiem... wiem, że bardzo się zdenerwował gdy BamBam do niego zadzwonił...
- Co?
- Siedział wtedy z nami w kuchni i myślał o tym jak ci pomóc... zadzwonił do niego ten chłopak, a ten zaczął kląć... wyszedł do niego wściekły...
- Czemu mi nikt o tym nie powiedział?- wskoczyłem niezdarnie na wózek.
- Sungjun czuł, że coś jest na rzeczy...
- Chcieliście nas skłócić?... Jak możesz?
- Kookie...- mama westchnęła głaszcząc mnie po twarzy - Porozmawiam z Sungjunem, dobrze?
- Wracajmy do domu...- sam nie wiem czy to był dobry pomysł, by powiedzieć o wszystkim mamie. Czuję lekką ulgę, ale też niepokój. Boję się, że to będzie koniec...
- Powiedz mi wreszcie czemu się tak zachowujecie.- były to pierwsze słowa, jakie usłyszałem po przekroczeniu progu domu.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał... zejdź w końcu ze mnie...- wszedłem z mamą do salonu patrząc na tę scenę.
- Jesteście... jak było?- zapytał mężczyzna podchodząc do mojej mamy.
- Myślę, że chłopcy mają nam coś do powiedzenia.- spojrzałem na Jacksona, który wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma.
- Wie o wszystkim...- szepnąłem spuszczając głowę. Brunet podszedł do mnie, po czym przede mną kucnął głaszcząc mnie po twarzy.
- Kookie...
- Znam prawdę... przepraszam.
- Jackson...- Sungjun coraz bardziej się niecierpliwił. Chłopak wstał podchodząc bliżej ojca.
- Jestem z Jungkookiem...
- Tak czułem...
- Tato... kocham go i nie ma opcji żebyśmy się rozstali...
- Nie tak cię wychowałem...
- Skarbie... porozmawiajmy.- w rozmowę włączyła się mama - Jackson, weź Jungkooka do siebie... też chyba macie do pogadania.- ten jedynie skinął głową prowadząc mnie do swojego pokoju. Gdy zamknął drzwi spojrzeliśmy na siebie w ciszy. Po chwili jednak zbliżył się do mnie łącząc nasze usta pocałunkiem... tak bardzo za tym tęskniłem i tego potrzebowałem. Odwzajemniałem jego pieszczotę niezwykle delikatnie i nieśmiało.
- Kocham cię Jungkook.- przerwał pocałunek spoglądając na mnie - To spotkanie z BamBamem...
- Wszystko już wiem... przepraszam, że ci nie wierzyłem.- uśmiechnęliśmy się do siebie delikatnie się cmokając - Co teraz?
- Nie wiem... jeśli mój ojciec nas nie zaakceptuje... uciekniemy.
- Co takiego?
- No tak... będę umiał się tobą zająć.
- Nie wybiegajmy tak w przyszłość.- ostudziłem jego entuzjazm cmokając go - Wziąłbyś mnie na ręce?- chłopak wtulił mnie w siebie cmokając mnie po twarzy.
- Kocham cię.- uśmiechnąłem się ciesząc się jego pieszczotami - I chcę żebyś wiedział, że potwornie martwiłem się o ciebie przez ten weekend.
- Wiem...- westchnąłem spoglądając na niego - Jackson...
- Hm?- zbliżyłem się do niego stykając ze sobą nasze wargi.
- Chcę się z tobą kochać...
- Co... Kookie...
- Teraz...- chcę zapomnieć o bólu związanym z ojcem. Kiedy chodzę do łóżka z Jacksonem czuję się zupełnie inaczej. Czuję się wolny, bezpieczny, otoczony jego ciepłem i miłością... znów chcę się tak poczuć.
- Wiesz, że nie możemy.
- Jackson.- wtuliłem się w niego zaciskając kurczowo powieki. Chłopak pogłaskał mnie po głowie delikatnie mnie w nią całując.
- Jesteś zmęczony... spróbuj się przespać, hm?
- Brzydzisz się mnie?
- Co?... Boże Jungkook.- jego ciało jest tak ciepłe i przyjemne. Oparłem głowę na jego ramieniu ciesząc się jego cudownym zapachem.
- Czemu nie chcesz?
- Bo nie jesteś na to gotowy... nie dzisiaj...
- Mhm.- odpłynąłem. Rzeczywiście byłem potwornie zmęczony tym pieprzonym weekendem, ojcem i rozmową z mamą... za dużo emocji jak na dwa dni.
- Chłopcy...- do pokoju weszła mama. Jackson otulił mnie kocem podchodząc bliżej niej.
- Tak?
- Śpi?
- Tak, ale nie chcę go zostawiać... niech prześpi spokojnie chociaż jedną noc.- kobieta uśmiechnęła się ciepło głaszcząc bruneta po ramieniu.
- Chodź w takim razie do salonu.
- Oho... jest źle?
- Sam zobaczysz.- trzymając mnie na rękach ruszył we wskazane miejsce. Gdy usiadł na kanapie poprawił mnie, by było mi wygodnie, po czym pocałował mnie w czoło, na co delikatnie zadrżałem.
- Ciii... śpij.- jego wzrok przeniósł się na ojca - Słucham...
- Jackson... z trudem... z trudem postaram się zaakceptować fakt, że jesteś gejem. Jesteś moim dzieckiem... kocham cię najbardziej na świecie i chcę byś był szczęśłiwy...- Sungjun westchnął zdejmując okulary, po czym przetarł zmęczoną twarz - Jeśli będziesz szczęśliwy z chłopakiem... dobrze, niech tak będzie, ale... nie mogę zaakceptować twojego związku z Jungkookiem...
- Co... ale tato...
- Zaczekaj... kończysz teraz szkołę...
- Nie wyjadę na studia do Stanów... będę studiować tutaj...
- Tak myślałem, dlatego też... stwierdziłem, że na studia pójdziesz za dwa lata...
- Co...
- Wyślemy cię teraz do wojska na służbę.
- Nie... nie możesz mi tego zrobić...
- Muszę synu... to jest tylko i wyłącznie dla waszego dobra...
- Dla naszego dobra chcesz nas rozdzielić?!- zadrżałem łapiąc odruchowo chłopaka za koszulkę - Śpij Kookie...
- Co się dzieje?- szepnąłem nie mogąc oderwać wzroku od jego wściekłej twarzy.
- Muszę porozmawiać z ojcem... zaniosę cię do pokoju, dobrze?
- Nie... nie zostawiaj mnie.- wtuliłem się w niego czując ponownie ogarniające mnie poczucie bezpieczeństwa.
- Sam widzisz...- "braciszek" przeniósł wzrok na ojca - Błagam, nie rób nam tego...
- Służba dobrze ci zrobi... za ten czas Jungkook skupi się w pełni na rehabilitacji...- o czym oni do cholery mówią? Złapałem Jacksona za kark podnosząc się do siadu.
- O czym wy mówicie...- moje oczy na zmianę obserwowały Jacksona i jego ojca.
- No powiedz mu...- powiedział przez zaciśnięte gardło chłopak głaszcząc mnie po plecach.
- Sungjun, skończcie na dzisiaj... to dla Jungkooka za dużo...- jeszcze mama... co tu się do cholery jasnej dzieje?!
- Powiedzcie mi o co chodzi... [włączamy]
- Kookie... Jackson wyjedzie teraz do wojska na służbę... na dwa lata...- otworzyłem szeroko oczy nie mogąc oderwać ich od mężczyzny.
- Co... ale dlaczego?- do oczu napływały mi łzy... co jeszcze się dziś wydarzy?!
- Bo mój kochany ojciec nie jest w stanie zaakceptować naszego związku!- Jackson usadził mnie na kanapie, po czym wstał nerwowo chodząc po pokoju.
- Przecież my nie robimy nic złego...- zacisnąłem dłonie na kocu czując spływające po policzkach łzy.
- Kookie...- mama usiadła obok mnie mocno mnie w siebie wtulając.
- Mamo, błagam cię...- podniosłem głowę spoglądając na zmieszanego całą tą sytuacją Sungjuna - Hyung...
- Kookie, ja naprawdę...
- Kocham Jacksona... nie możesz nam tego zrobić... Ja bez niego zwariuję.
- Tato, on mnie potrzebuje.
- Dzięki niemu zapominam o ojcu i wózku... nie wysyłaj go do wojska...- wytarłem policzki starając się pozostać twardym i doprowadzić sprawę do końca - Nasz związek nie przeszkadza mi w rehabilitacji, a Jacksonowi w dalszej nauce... wręcz przeciwnie...
- Daje nam siłę do dalszej walki...- dokończył brunet podchodząc do mnie - Nie płacz.- szepnął biorąc mnie na ręce. Sungjuna zamurowało... nie wiedział jak ma to skomentować i jak się teraz zachować.
- Jackson...- mama podeszła do nas kładąc dłoń na ramieniu chłopaka - Czy Jungkook mógłby dzisiaj u ciebie spać?... Okno w jego pokoju...
- Tak, oczywiście.
- Idźcie spać... jutro o tym porozmawiamy.- powiedziała patrząc na swojego partnera - Skarbie... mamy do pogadania.- Jackson skinął głową niosąc mnie do swojej sypialni. Nie potrafiłem odezwać się ani słowem... mam już dość. Wyjazd ukochanej osoby byłby dla mnie kolejnym gwoździem do trumny. Wtedy z pewnością bym się zabił...
- Skarbie...- szepnął kładąc mnie na łóżku.
- Nie mam ochoty rozmawiać...
- Myszkooo...- brunet położył się za mną przytulając mnie - Nie ma opcji żebym cię zostawił... nie martw się.- szepnął całując mnie w kark. Złapałem go za dłoń przykładając ją do swoich ust, po czym złożyłem na niej delikatny pocałunek.
- Boję się...
- Nie masz czego... przyrzekam ci to.- westchnąłem wtulając jego dłoń w policzek.. nie spałem całą noc... czułem, że mój chłopak też. Oboje baliśmy się tego, co ma nadejść... wiedzieliśmy, że to będzie koniec. Sungjun jest fantastycznym człowiekiem, ale jak się przy czymś uprze to nie ma zmiłuj. Czy tylko dla nas ta miłość wydaje się być prosta? Mam na myśli fakt, że nic tak naprawdę nie stoi na przeszkodzie byśmy byli razem... nie ma w tym nic skomplikowanego. Nasi rodzice są ze sobą... owszem, ale nie pobrali się... poza tym jeśli nawet to zrobią to nas i tak w żaden sposób nie połączą więzy krwi. Nie jesteśmy braćmi biologicznymi... w ogóle nie możemy nazwać się braćmi. Czemu tylko my tak do tego podchodzimy? Czemu tylko moja mama potrafiła nas zaakceptować? Dlaczego Sungjun nie chce byśmy byli razem? Przecież chce naszego szczęścia... czy on nie rozumie, że osiągamy szczęście będąc ze sobą? Co my mamy zrobić...
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O nie!! Mam nadzieję że Sungjun ich zaakceptuje! I życzę weny na dalsze części! <3 :-*
OdpowiedzUsuńJackson nie może wjechać. Zazwyczaj związki na odległość nie trwają długo i po jakimś czasie ludzie zrywają ze sobą. Nie chcę, aby tu było podobnie. Sungjun musi zaakceptować ich związek, bo jeszcze Kookie zrobi sobie krzywdę.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część :3
Po pierwsze: dlaczego mi to robisz? Jak już myślę, że wszytko będzie ok to ty nagle robisz "trzask" i wszytko się komplikuje.
OdpowiedzUsuńPo drugie: jak już matka Jungkook zrozumiała, że nie pomagała synowi to niech teraz to zacznie robić, bo jej zachowanie i wrodzona bezradność mnie osłabiają.
Po trzecie: Dlaczego ojciec Jakcona się nie zgadza? Nie za bardzo rozumiem jego tok rozumowania, już nawet przez chwilę naprawdę wpadła mi myśl "a może oni są braćmi" i tak wgl co z matką Jakcona?
Po czwarte: rozwiej moje spekulacje i dodaj zawarty rozdział, na który czekam z niecierpliwością.
Pozdrawiam ! ;)