- Skarbie, dasz radę mi pomóc?!- usłyszałem donośny krzyk mamy dobiegający z kuchni.
- Tak!- odpowiedziałem odsuwając się od biurka, przy którym odrabiałem zadania, po czym ruszyłem w stronę mamy. Kobieta krzątała się po kuchni przygotowując pysznie pachnący obiad.
- Będą tu lada moment... poradzisz sobie z rozstawianiem talerzy?- westchnąłem spoglądając na mamę.
- Przyzwyczaiłem się do życia na wózku... nie rób już ze mnie takiego kaleki.- uśmiechnąłem się lekko pomagając kobiecie w nakrywaniu stołu. Czekaliśmy na jej nowego faceta i jego syna, którzy od dnia dzisiejszego mieli oficjalnie zamieszkać z nami pod jednym dachem. Z początku ten pomysł niezbyt przypadł mi do gustu, jednak chcę by moja mama była szczęśliwa, a skoro jej nowy fagas jej to zapewnia, to nie powinienem się w to wtrącać. Najgorsze jest to, że ma syna... ponoć starszego ode mnie. Do tej pory jeszcze nigdy go nie spotkałem, mimo że nasi rodzice spotykają się od 1,5 roku. W sumie jakby nie patrzeć sam kazałem jej kogoś znaleźć po rozwodzie z moim biologicznym ojcem, którego wręcz nienawidzę i gdybym tylko mógł dawno bym zatłukł. Dlaczego?... Dowiecie się w swoim czasie, wystarczy odrobina cierpliwości - On wie, że jeżdzę na wózku?
- Kto Kookie?
- No ten cały Jackson.- chłopak urodził się w Stanach. Dopiero pięć lat temu wraz z ojcem przyjechał do Korei. W zasadzie to by było wszystko co o nim wiem.
- Nie... nie wie... no chybaże Sungjun z nim o tym rozmawiał.
- Czemu mu sama nie powiedziałaś?... wstydzisz się mnie?- postawiłem ostatni talerz spoglądając na zmartwioną mamę.
- Nie kochanie... po prostu wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że jesteś niepełnosprawny... Zrozum, że ciężko mi o tym mówić.- uśmiechnąłem się podjeżdżając bliżej kobiety, po czym wtuliłem się w jej brzuch delikatnie go całując.
- Nie martw się... wiesz, że ze wszystkim sobie poradzę.- gówno prawda... nie pamiętam żebym od tego pieprzonego wypadku przespał spokojnie choć jedną noc. Każdego wieczoru płaczę w poduszkę, a gdy już uda mi się zasnąć budzę się z krzykiem. Mimo to przy mamie staram się być twardy i zawsze uśmiechnięty... nie mogę jej dodatkowo martwić.
- Wiem Jungkookie...- kobieta kucnęła całując mnie w czoło - Jakbyś... jakbyś czuł się dzisiaj źle w towarzystwie Jacksona to powiedz, dobrze?... Zawiozę cię wtedy do pokoju.
- Wszystko będzie dobrze, spokojnie.- wtedy też rozległo się pukanie do drzwi - Otworzysz?... trochę się wstydzę...- czułem jak z nerwów serce rozsadza mi klatkę piersiową.
- Tak, tylko się nie denerwuj.- mama pobiegła w stronę przedpokoju. Hm... znam jej nowego partnera... jeśli jego syn ma charakter podobny do niego to w sumie powinniśmy się dogadać. Wziąłem głęboki oddech starając się wyjechać gościom naprzeciw. Gościom... w zasadzie od dzisiaj... naszej nowej rodzinie. Spryciarze przywieźli swoje rzeczy gdy ja byłem w szkole... ponoć dlatego, żeby mnie "nie denerwować" - Chodźcie do kuchni.- zamarłem. Mimo to przykleiłem do twarzy uśmiech... wszystko po to, by moja mama była szczęśliwa i zadowolona z naszego pierwszego spotkania.
- Cześć chłopaku!- do kuchni wszedł mężczyzna podając mi rękę.
- Hej... jak się pan czuje?
- A jaki tam pan... mówiłem, że masz mi mówić po imieniu.- uśmiechnąłem się kręcąc głową - Powiedz mi lepiej jak z tobą... twoja mama mówiła, że ostatnio masz straszne bóle.
- Tak, ale to nic takiego... proszę się nie martwić.
- No tak, cały Jungkook.... choćby się waliło i paliło, on i tak zawsze będzie mówił, że wszystko jest dobrze.- zaśmiałem się wyglądając ze zdenerwowaniem Jacksona - Synu, chodź tutaj!
- Już idę!- po chwili w progu stanął wysoki, dobrze zbudowany brunet, o nieskazitelnej cerze i wielkich, czarnych oczach. Gdy mnie zobaczył zerknął na ojca, po czym znów przeniósł swoje psie oczy na mnie - Hm... więc to ty jesteś od dzisiaj moim młodszym bratem.- nie podoba mi się jego postawa. Wolę mieć go na oku i trzymać go póki co na dystans.
- Może narazie określajmy się mianem znajomych... do braci jeszcze przejdziemy...- wyciągnąłem rękę w jego stronę - Jungkook.
- Jackson... widzę, że jesteś dość pyskaty. Nie ładnie mówić tak do swojego Hyunga.
- Nie pouczaj mnie w moim własnym domu.
- No tak... wiesz... teraz głową rodziny i tego domu jest mój ojciec, a nie ty. Czasy Jungkooka- opiekuna się skończyły.
- Jesteś tu zaledwie trzy minuty, a już mnie denerwujesz...
- Panowie, spokojnie...- w rozmowę wtrącił się pan Sungjun - To wasze pierwsze spotkanie, dajcie na luz.
- Racja... przepraszam...- odpowiedziałem kierując się w stronę mamy, która dopieszczała swoje dania.
- I jak skarbie?
- Mogę zjeść w pokoju?- burknąłem spoglądając na kobietę. Ta jedynie westchnęła kucając pospiesznie obok mnie.
- Co się dzieje?
- Jest wredny... nie mam przyjemności jeść w jego towarzystwie.
- A Sungjun?... przecież go lubisz.
- No jego tak.
- To skup się na nim, dobrze? Jacksonem zajmiemy się później.- skinąłem głową patrząc na półmiski.
- Pomogę ci.- postawiłem na nogach dwa parujące półmiski, po czym zawiozłem je do jadalni.
- Poparzysz się.- Sungjun zerwał się z miejsca biorąc ode mnie jedzenie.
- Spokojnie... od pasa w dół przecież nic nie czuję.- uśmiechnąłem się lekko zajmując swoje miejsce. Mężczyzna jedynie westchnął, jednak gdy zobaczył moją mamę wchodzącą do jadalni na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Nakładajcie sobie.- powiedziała, po czym Sungjun wraz z jego uroczym synkiem zaczęli nakładać na talerze jedzenie - Pomogę ci Kookie.
- Mamo... poradzę sobie.
- Ostatnio jak nalewałeś ramen cały się oblałeś.- spojrzałem na Jacksona, który patrzył na mnie z drwiącym uśmiechem.
- Pokażę ci, że teraz będzie inaczej.- wziąłem głęboki oddech sięgając do miski z parującym ramenem. Gdy go nakładałem, co notabene wymagało ode mnie ogromnego wysiłku, Jackson otrzymał sms'a, którego dźwięk wystraszył mnie do tego stopnia, że ponownie zawartość łyżki wylądowała na moim ubraniu. Zacisnąłem powieki biorąc głęboki oddech.... nigdy nie czułem się tak upokorzony - Przepraszam... postaram się to posprzątać...
- Nic się przecież nie stało.- Sungjun poklepał mnie po ramieniu obdarowując mnie przy tym uśmiechem - Nie poparzyłeś się?
- Nie.... pójdę się przebrać.- odblokowałem wózek patrząc na zmartwioną mamę - Zacznijcie jeść beze mnie.- chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Swoją drogą dobrze, że mieszkamy w tak ogromnym apartamentowcu... dzięki temu ten dupek Jackson ma pokój z dala ode mnie. Gdy dostałem się do pokoju trzasnąłem drzwiami łykając z trudem powietrze... zawsze tak mam, gdy nie radzę sobie z samym sobą i swoją niepełnosprawnością. Czułem jak po policzkach spływają mi łzy... jestem zażenowany gdy nie udaje mi się czegoś zrobić przy mamie, a teraz? Teraz na to wszystko będą patrzeć jej partner i jego syn... co za wstyd. Podjechałem do okna otwierając je na całą szerokość. Zawsze tak robię gdy chcę się jak najszybciej uspokoić. Patrząc na bezchmurne niebo starałem się wyciszyć i wytłumaczyć sobie, że to przecież nic takiego, ale to niestety nie jest tak proste. Odkąd pamiętam moje życie jest jednym, wielkim pasmem porażek. O tym jednak też dowiecie się z czasem...
- Jungkook...- usłyszałem pukanie do drzwi oraz niski głos Sungjuna.
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Tak... wracaj do stołu.
- Mogę wejść?- wytarłem pospiesznie policzki przyklejając ponownie do twarzy lekki uśmiech.
- Jasne.- gdy mężczyzna wszedł do środka usiadł na krześle stojącym obok ogromnego okna, przy którym siedziałem.
- Chcesz pogadać?
- O tym, że się cały oblałem?- zaśmiałem się tłumiąc w sobie tysiące bolesnych krzyków - Przecież to nic takiego.
- Nie o tym mówię.- a więc Sungjun zaczyna zabawę w ojca. Westchnąłem wyglądając ponownie przez okno.
- To nasze pierwsze spotkanie w takim gronie... nie chcę go popsuć... Idź do jadalni, zaraz do was dojdę.
- Twoja mama przecież to rozumie, a Jackson... mój syn jest dość specyficzny, ale z czasem również do tego dojrzeje. Zrozumie w końcu jaka jest sytuacja...
- Ale tu nie ma się nad czym rozwodzić... jestem kaleką i tyle... w końcu nauczę się jak sobie ze wszystkim radzić, nie będę potrzebował do tego was i Jacksona...
- Jungkook... oszukujesz sam siebie...- wiem... spuściłem głowę łykając ponownie słone łzy - Daj sobie chłopaku pomóc.
- Nie potrzebuję pomocy... chcę być samodzielny.- spojrzałem na ojczyma pociągając nosem - Ludzie przeżywają większe tragedie niż jakaś pieprzona jazda na wózku... dam radę.
- Ale może ci ludzie są silniejsi psychicznie... a ty Kookie nie jesteś...- mam dość... zacisnąłem dłonie w pięści zaczynając histerycznie łapać powietrze.
- Chcę... chcę zostać sam...
- Jungkook, jeśli cię uraziłem...
- W porządku... nic się nie stało.- oparłem się rękoma o łóżko, sprytnie na nie przeskakując, po czym zdjąłem z siebie przemoczone spodnie. Po rzuceniu ich na ziemię położyłem się na łóżku wbijając wzrok w ścianę - Mógłbyś coś dla mnie zrobić Hyung?
- O co chodzi?
- W kuchni w szafce obok zlewu są moje leki przeciwbólowe... możesz mi je przynieść? Tylko tak żeby mama tego nie widziała... nie chcę jej martwić.
- A co się dzieje?
- Znowu bolą mnie plecy i nogi.
- Mama musi przecież wie...
- Nie... proszę cię, zrób to dla mnie.- mężczyzna skinął głową, po czym opuścił mój pokój. Zacisnąłem dłoń na poduszce krzycząc w nią tak głośno, na ile pozwoliły mi na to płuca. Czasami ból fizyczny i psychiczny są nie do zniesienia. Mimo to zwykle wyładowuję go gdy jestem sam... nigdy nie skarżę się mamie. Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłem wzrok na stojącego jak się okazało w drzwiach Jacksona.
- Mogę?- zapytał nie odrywając ode mnie wzroku. Skinąłem głową nie ruszając się z miejsca. Jackson zamknął drzwi, po czym kucnął obok łóżka - Ojciec powiedział, że mam ci to dać.- oznajmił wyciągając w moją stronę garść leków. Oparłem się na ręce, a drugą sięgnąłem po pigułki od razu je łykając.
- Dzięki...
- Słuchaj, jeśli to przeze mnie...
- Nie... nie obwiniaj się...- położyłem się ponownie czekając na odejście tego pieprzonego bólu - Zjadłeś już?
- Czekamy na ciebie.
- Nie będę jadł... nie mam ochoty.
- Czyli to moja wina.- powolnym ruchem przekręciłem głowę w stronę chłopaka.
- Czemu bawi cię to, że jeżdżę na wózku?
- To nie tak...
- A jak? Przecież widziałem twoją reakcję...- westchnąłem wbijając wzrok w sufit - Serio to aż taki wstyd?
- Źle to odebrałeś.
- Nie ważne...- moja mama czekała na ten dzień kupę czasu... nie mogę tego zepsuć swoimi humorkami i kolejnymi boleściami - Mógłbyś podać mi z szafy jakieś spodnie?
- Jasne.- Jackson wręczył mi czarne dresy przyglądając się uważnie temu jak je nakładam - Pomóc ci?
- Nie trzeba... poradzę sobie.- zablokowałem wózek łapiąc się go, po czym niezgrabnie się na niego wczłapałem - Chodźmy.- uśmiechnąłem się lekko jadąc w stronę jadalni, w której trwała dyskusja między moją mamą, a nowym ojcem - Przeszkadzamy?
- Nie nie...- kobieta wzięła głęboki oddech podchodząc do mnie - Jak się czujesz?
- Mógłbym coś powiedzieć? Tak przy wszystkich.
- O co chodzi?- wszyscy domownicy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
- Chodzi o to, że... jakby to zacząć... Jestem dużym chłopcem, który z wieloma rzeczami umie poradzić sobie sam. Doceniam to mamo, że ciągle chcesz mi pomagać, ale przez to nie masz czasu dla siebie czy teraz nawet dla Sungjuna. Cały czas skaczesz koło mnie, a ja naprawdę nie potrzebuję już takiej pomocy jak na początku... Ja... muszę robić wszystko sam, bo później jak już będę sam to zginę.- wtedy też poczułem okropny ból przechodzący przez całe moje nogi. Syknąłem kurczowo zaciskając oczy.
- Kookie...
- To nic takiego.- odparłem podjeżdżając bliżej stołu. Ojciec Jacksona spojrzał na mnie kręcąc głową... czyli rozumiem, że o niczym nie powiedział jeszcze mamie - Jemy?
- Tak... ale później wrócimy do tej rozmowy.
- Okej.- po zjedzeniu obiado-kolacji Sungjun oznajmił, że zabiera mamę do kina i na spacer. Zgodziłem się, jednak wizja zostania sam na sam z Jacksonem nie do końca do mnie przemawiała. Mimo to starałem się zachować spokój i znudzony kontunuowałem oglądanie telewizji.
- Jackson?
- Tak?- oho... czemu mama go zaczepia? Ściszyłem program uważnie im się przysłuchując.
- Pomógłbyś Jungkookowi z kąpielą? Chodzi mi o wsadzenie go do wanny... boję się, że jak sam zechce to robić to źle to się skończy.
- Pewnie, nie ma problemu.... pytanie tylko czy on mi na to pozwoli.
- Wiesz... on... Kookie zgrywa takiego bezdusznego twardziela, ale w rzeczywistości jest bardzo wrażliwy i nieśmiały... jeśli będziesz miał odpowiednie argumenty na pewno ci się uda mu pomóc.
- Jasne... będę próbował.
- Kotek, jesteś gotowa?!
- Tak, możemy już iść!... Dziękuję Jackson.- po tych słowach usłyszałem obcasy mamy zmierzające w moim kierunku. Podgłośniłem znów telewizor patrząc na niego wielkimi oczyma - Jungkook, my już wychodzimy.
- Baw się dobrze.
- Jeśli coś by się działo...
- Tak wiem... będę dzwonił.- kobieta uśmiechnęła się, po czym wraz ze swoim partnerem opuściła mieszkanie. Zrezygnowany spojrzałem na zegarek... dochodziła 20-sta, a na 07:30 następnego dnia miałem lekcje... w sumie najwyższa pora wykąpać się i iść spać. Pytanie tylko jak prześlizgnąć się do łazienki, by nie dopadł mnie Jackson? Wskoczyłem na wózek rozglądając się po mieszkaniu... pusto... musiał więc być w swoim pokoju. Wykorzystałem chwilę jadąc w stronę łazienki, jednak wtedy jak spod ziemi wyskoczył przede mną chłopak.
- Gdzie lecisz?
- Do łazienki...
- Kąpać się?
- Ta.... nie... em... muszę kupę.- uśmiechnąłem się starając się przejechać, jednak brunet torował mi drogę.
- Nie kłam... twoja mama prosiła bym ci pomógł.
- Ale... nie... nie musisz.- czułem jak moja twarz zalewa się rumieńcem. Nie chciałem żeby obcy chłopak oglądał mnie nago - Naprawdę sobie poradzę.
- Jezu nie dyskutuj.- "braciszek" złapał za wózek prowadząc go do łazienki. Gdy do niej weszliśmy zaczął napełniać wannę wodą, podczas gdy ja zastanawiałem się jak stąd uciec - Rozbieraj się.
- Ale wyjdź... wstydzę się...
- Mamy między nogami to samo... dawaj, bo marnujesz mój czas.
- Jackson proszę cię...- zaczęło powracać do mnie coraz więcej wspomnień, które dawno chciałem wyrzucić z pamięci. Mimo to widząc złość na jego twarzy zdjąłem koszulkę zasłaniając się drżącymi rękoma.
- Spodnie.
- Jackson...- zacisnąłem powieki głęboko oddychając.
- Zaraz zaczyna się mecz, no rozbieraj się do cholery!- jakbym słyszał ojca...
- Nie... poradzę sobie...- brunet uniósł moją twarz uderzając w nią z całej siły. Zamarłem... jedyne co czułem to łzy spływające po policzkach.
- O Boże... Jungkook ja... ja nie chciałem...- nie byłem w stanie mu odpowiedzieć - Słyszysz? Przepraszam... Jungkook...- sięgnąłem po zdjętą wcześniej bluzkę kładąc ją sobie na nogach, po czym powolnymi ruchami zacząłem prowadzić wózek w stronę pokoju. Przestraszony Jackson szedł za mną starając się mnie zatrzymać - Kookie...
- Nie powiem nic rodzicom...- szepnąłem zbliżając się do pokoju - Nie bój się...
- Nie, ja naprawdę... nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Nic się nie stało...- wprowadziłem wózek do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Jackson tak bardzo przypomina mi mojego ojca... boję się go. Od samego początku czułem, że jest z nim coś nie tak. Dopóki mama nie wróci do domu, nie ma nawet takiej opcji żebym wyszedł z pokoju...
~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O łał.. tego się ni spodziewałam.. Kooki i Jackson.. no nieźle.
OdpowiedzUsuńAle podoba mi się. Świetny pomysł. Jestem ciekawa co skrywa przeszłość Kookiego.
Czekam z niecierpliwością ♡
Nie myślałaś nigdy nad napisaniem prawdziwej książki ? Dziewczyno ty tak świetnie piszesz , że ja czytając rozdział wiecznie nie mogę się doczekać kolejnego :o Życzę napływu ogromnej weny :D i nie przestawaj nigdy tworzyć masz ogromny dar . Jestem z tobą od początku tego bloga i ciągle zaskakujesz mnie na nowo ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się mieszka JacksonxKookie bardzo ciekawe połączenie osób i charakterów. Bardzo jestem zaskoczona (oczywiście pozytywnie) sytuacją domową jak i ciekawa dalszej akcji. Życzę dalszej weny twórczej.
OdpowiedzUsuńO kurcze to było naprawdę dobre... Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji na końcu.
OdpowiedzUsuńDzięki za Jackona w tym rozdziale *_*! <3
Czekam z niecierpliwością na więcej!
Pozdrawiam i życzę weny! ;)
Awww, już to kocham ♡
OdpowiedzUsuń