7 kwietnia 2016

Jackson & Jungkook~cz.3 [Nowa rodzina]



- Jedziemy jednak dzisiaj... przedłużymy sobie trochę weekend.- mruknąłem przecierając leniwie oczy. Drugą ręką szukałem Jacksona, jednak tego obok mnie nie było. Zdziwiony otworzyłem oczy rozglądając się po pokoju... pusto.
- No dobrze... ale weź go ze sobą.
- Wiem wiem... jak się obudzi to mu zaproponuję.
- Nie zaproponuję, tylko powiedz, że jedzie z tobą i koniec... wiesz, że twoja propozycja skończy się fiaskiem.
- W sumie racja.- Jackson chyba rozmawiał ze swoim ojcem. Skoro jest już w domu to która to już godzina? Sięgnąłem na szafkę nocną szukając telefonu, jednak przez moją niezdarność spadł mi na ziemię robiąc przy tym sporo hałasu. Po chwili mogłem dostrzec stojącego w drzwiach "brata" - Wszystko okej?
- Tak... tylko telefon spadł mi na ziemię.- jęknąłem starając się usiąść. Jackson podszedł do mnie, po czym jednym sprawnym ruchem usadził mnie na wózku - Nie dźwigaj mnie bo przepukliny dostaniesz.
- Nie przesadzaj... jesteś lekki jak piórko.- uśmiechnąłem się lekko przecierając rękoma zmęczoną twarz. 
- Która godzina?
- Dochodzi 15-sta... o 16-stej jedziesz ze mną i znajomymi na Jeju.
- Co?
- To co słyszysz... mówili, że chcą cię poznać.
- A.. ale ja...- z nerwów znów zrobiłem się cały czerwony i zacząłem się jąkać. 
- Kookie.... dajmy się wyszaleć staruszkom.- powiedział wyciągając z mojej szafy torbę, do której zaczął pakować moje najpotrzebniejsze rzeczy. W sumie jeśli chodzi o mamę to mogę pojechać... może jakoś wytrzymam to upokorzenie. 
- Ale...
- No co tam?- Jackson podszedł do mnie kucając przy wózku.
- Przecież... to namioty... nie poradzę sobie tam.
- Od tego właśnie masz swojego starszego braciszka.- spojrzałem na niego wielkimi oczyma delikatnie się rumieniąc. 
- Dzięki Hyung.- ukłoniłem się zaciskając usta. Brunet poklepał mnie po ramieniu, po czym podszedł do szafy wyciągając z niej dresy i bluzę.
- W sumie jest czerwiec, ale jedziemy tam na wieczór to możesz zmarznąć.- po tych słowach ponownie znalazł się przy mnie i zaczął mnie przebierać.
- Jacksooon... umiem robić sam takie rzeczy.
- No dobrze... działaj.- odpowiedział wręczając mi ubrania. Po około 10 minutach byłem gotowy do drogi. Jackson wyprowadził mnie do salonu, w którym przed telewizorem leżeli uśmiechnięci rodzice. Widok szczęśliwej mamy przepełniał mnie ogromną radością i optymizmem. Gdy w końcu odkleiła spojrzenie od Sungjuna spojrzała na mnie zrywając się z miejsca.
- Jak tam Kookie? Gotowy?- kiwnąłem twierdząco głową łapiąc ją za rękę.
- Trochę się boję.- szepnąłem gdy Sungjun wyszedł do przedpokoju omówić wszystko ze swoim synem.
- Czego?
- Jak oni na mnie zareagują... trochę mi wstyd.
- Jazda na wózku to nie wstyd kochanie.- westchnąłem głaszcząc ją po dłoni.
- Jakby się coś działo to zadzwoń.- kobieta uśmiechnęła się cmokając mnie w czoło.
- Jestem ogromną szczęściarą mając takiego syna, wiesz?
- Naprawdę tak uważasz?- uśmiechnąłem się szeroko, jednak gdy mama otwierała usta by odpowiedzieć, do pokoju wszedł Jackson.
- Jungkook, musimy już schodzić.
- Okej. 
- Baw się dobrze Kookie.
- Wzajemnie.- spojrzałem na Sungjuna uśmiechając się znacząco, na co ten zareagował śmiechem. W końcu Jackson złapał za wózek i wprowadził go do windy. Zjechaliśmy w kompletnej ciszy - Jackson?- zaczepiłem chłopaka gdy opuszczaliśmy klatkę.
- Tak?
- Nie chcę ci psuć weekendu.- ten westchnął kucając przede mną.
- Co ci znowu przyszło do głowy?
- Sam wolałbym jechać gdzieś z przyjaciółmi i szaleć niż zajmować się kaleką.
- Wiesz co ci powiem?- spojrzałem na niego pytająco - Głupi jesteś... i to bardzo.
- Nie prawda.
- Jak mam ci udowodnić, że chcę spędzić ten weekend z tobą?
- A nie wiem... wymyśl coś.- chłopak oblizał wargi, po czym złapał mnie ostrożnie za twarz całując mnie w czoło, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca.
- Zależy mi na tym żebyśmy się do siebie zbliżyli matole.- nie odpowiedziałem... byłem... troszkę oszołomiony. Po chwili na szczęście pod blok podjechał czarny van, wypełniony czterema chłopakami, którzy jadąc z otwartymi oknami, od wjazdu na parking wykrzykiwali imię mojego braciszka.
- Gotowy?- zapytał jeden z nich wysiadając z auta. 
- Jak zawsze.- odpowiedział witając się z pozostałymi przyjaciółmi.
- Ładuj się... dobrze by było jakbyśmy zdążyli przed zachodem.
- Spoko... ale mam jeszcze braciszka do zabrania.- poczułem jak robi mi się gorąco. Chłopcy spojrzeli na mnie uśmiechając się.
- Bierz go do środka, a ja zajmę się wózkiem.- Jackson podszedł do mnie biorąc mnie na ręce.
- Jaki wstyd.- szepnąłem wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. 
- Przestań wygadywać durnoty.- po chwili siedziałem z tyłu przypięty pasami.
- Jackson, chodź bliżej nas.- jeden z nich, który jak na moje oko wyglądał na najmłodszego, złapał chłopaka za rękę delikatnie się uśmiechając.
- Wiesz BamBam... usiądę teraz z Kookiem.- na twarzy chłopaka widać było wyraźny grymas. Spuściłem głowę wbijając wzrok w nogi. Czułem się skrępowany całą tą sytuacją. Dopiero gdy poczułem siadającego obok mnie Jacksona zaznałem trochę spokoju. Ruszyliśmy... całą drogę byłem wypytywany o relacje z Jacksonem, o mój wypadek, którego temat od razu ucinał mój Hyung, o szkołę itd. Jaebum, Mark oraz Jinyoung wydawali się być nawet w porządku... gorzej ze wspomnianym wcześniej BamBamem, który od samego początku buchał do mnie niezrozumiałą jak dla mnie niechęcią. 
- Wiesz Jungkook...- zwrócił się do mnie patrząc w moją stronę.
- Tak...?
- Jesteś tak wymuskany, zadbany i nieśmiały, że jestem pewien, że coś ukrywasz.
- Nie rozumiem...
- Jesteś pedałem, nie?- wzrok wszystkich, włącznie z kierowcą został skupiony na mojej osobie.
- BamBam ty ćwoku.- Mark uderzył go w ramię starając się rozluźnić sytuację. Nie byłem w stanie podnieść wzroku, który przepełniony wstydem nadal tkwił w fotelu znajdującym się przede mną. W pewnym momencie Jackson złapał mnie za rękę głaszcząc ją delikatnie kciukiem.
- Nie rozumiem co w tym złego BamBam... poza tym z tego co wiem sam masz zapędy w stronę chłopców.- chłopak prychnął wbijając wzrok w to, co znajdowało się za oknem pędzącego samochodu - Wszystko dobrze?- szepnął spoglądając na mnie, na co ja kiwnąłem jedynie głową. Do końca drogi nie odezwałem się ani słowem. Szczerze miałem już dość i chciałem już wrócić do domu.
- Rozbijamy się tam gdzie zawsze?- zapytał Jaebum skręcając w drogę prowadzącą przez las.
- Mhm... tam jest najlepiej.- gdy zajechaliśmy na miejsce ujrzałem niewielką polankę, za którą znajdowała się spokojnie płynąca rzeka. Mimo godziny 19-stej na dworze wciąż świeciło słońce i było bardzo ciepło. 
- I jak? Podoba ci się?- zapytał chłopak sadzając mnie na wózku. Znów zareagowałem jedynie skinieniem głowy - Kookie...
- Jest super.- odpowiedziałem lekko się uśmiechając. 
- Nie przejmuj się tym pajacem.
- Spoko.- rzuciłem na kolana nasze torby, po czym podjechałem bliżej chłopaków rozbijających namioty. 
- A ty tu czego?- znowu on... westchnąłem patrząc na pracującego Marka - I tak nam w niczym nie pomożesz.
- BamBam, mogę mieć do ciebie prośbę?- nie wytrzymałem... koledzy Jacksona przerwali swoją pracę spoglądając na nas - Odpieprz się ode mnie.- cisza... 
- Widzisz młody... nie zadzieraj z Jungkookiem, bo ma bardziej cięty język niż ty.- sprostował sprawę JR powracając do swojego poprzedniego zajęcia. Gdy namioty już stały JB zajął się rozpalaniem ogniska, podczas gdy ja siedziałem przy rzece pisząc kolejny fragment do mojej książki. W pewnym momencie poczułem jak ktoś za mną staje i obserwuje to co robię. Od razu zamknąłem zeszyt odwracając się do tyłu.
- Nie strasz mnie.- powiedziałem widząc za sobą uśmiechniętego Jacksona. 
- Przepraszam.- odpowiedział siadając obok mnie - Jak ci się podoba?
- BamBam mógłby być milszy.
- Myślę, że odpowiednio go zgasiłeś.- westchnąłem rozpinając bluzę, gdyż tego wieczoru było wyjątkowo ciepło.
- Wziąłeś może moje leki przeciwbólowe?- chłopak otworzył szeroko oczy.
- Nie, a co się dzieje?
- Bolą mnie nogi.- jęknąłem spoglądając na bruneta.
- Już jedziemy do szpitala.- wstał pospiesznie, jednak w ostatniej chwili złapałem go za rękę.
- Mógłbyś... wejść ze mną do wody?
- Co takiego?
- Często mam takie zajęcia na basenie... wtedy cały ból mija.
- Jungkook, powinniśmy jechać do lekarza.
- Zrobisz to dla mnie?- spojrzałem na niego psimi oczkami, na które ten od razu przytaknął.
- Poczekaj chwilę, pójdę po kąpielówki.- nie powiem... strasznie podoba mi się to jak Jackson zachowuje się w stosunku do mnie. Czuję też, że niechęć BamBama do mojej osoby spowodowana jest jego zazdrością... musi coś mieć do Jacksona, ale ja tak łatwo nie odpuszczę. Niech sobie będą kolegami, ale to mi ma poświęcać 100% swojej uwagi - Jestem.- uniosłem głowę spoglądając na idealnie wyrzeźbione ciało chłopaka - Poradzisz sobie czy mam cię przebrać?- zerknąłem w stronę namiotów. Widziałem jak BamBam przygląda się nam z ogromną zazdrością i nienawiścią do mojej osoby.
- Pomóż mi... te nogi za bardzo mnie bolą żebym przebrał się sam.
- Kookie, skoro jest tak źle...- zaczął mnie rozbierać.
- Spokojnie... za chwilę wszystko wróci do normy.- gdy byliśmy przebrani, chłopak wziął mnie na ręce wchodząc ze mną do ciepłej wody.
- Ufasz mi?
- No sam nie wiem.
- Oj... bo zaraz ktoś pójdzie na dno.- uśmiechnąłem się zarzucając ręce na jego kark.
- Byłbyś w stanie mi to zrobić?
- Za te teksty jak najbardziej.
- Aish... wredny jesteś.- Jackson wszedł do wody na wysokość swojej klatki piersiowej, po czym zaczął mnie powoli puszczać.
- Opuść ręce... będę cię trzymał.
- Na pewno?
- Kookie...- Jackson skarcił mnie spojrzeniem podtrzymując mnie jedną ręką. Drugą natomiast masoła na zmianę moje nogi - Jakie ćwiczenia robisz na basenie?
- Taki masaż wystarczy.
- Wymasuję cię dopiero w namiocie... będziesz mi tylko musiał powiedzieć co i jak.
- Mam namiot z tobą?
- No a coś ty myślał? Że wepchnę cię do któregoś z tych kretynów?
- Panowie ognisko! 
- I piwo już czeka!- krzyknęli chłopcy stojący na brzegu.
- Za chwilę przyjdziemy!- odpowiedział brunet patrząc mi w oczy - Jak się czujesz?
- Lepiej. 
- Całe szczęście... jakbyś się źle czuł to powiedz. Pojadę po leki czy coś...
- Doceniam to, że się tak starasz, ale spokojnie... myślę, że już powinno być okej. 
- Chcesz już wyjść?
- Mhm... w końcu twoi koledzy już czekają.- chłopak ponownie posłał mi mordercze spojrzenie, po czy wyniósł mnie na polanę, sadzając mnie na wcześniej przygotowanym ręczniku. Od razu sięgnął po drugi, którym wytarł mnie i ubrał w wygodne ciuchy. 
- Jacksooooon!
- No idziemy!...co za oszołomy.- zaśmiałem się siadając na wózku - Poradzisz sobie? Ja szybko skoczę się przebrać.
- Jasne.- ułożyłem dłonie na kołach, prowadząc wózek w stronę ogniska. Od razu gdy tylko tam zajechałem podszedł do mnie Mark.
- Posadzę cię na kocu, co?
- Nie chcę robić problemu...
- Żaden problem.- uśmiechnął się sadzając mnie na kocu, po czym oparł mnie o drzewo - Może tak być?
- Pewnie... dzięki.
- Zaraz dam ci kijka to zrobisz sobie jeść.- aish no tak... ognisko=mięso.
- A dziękuję... nie jem mięsa.
- Poważnie?
- Mówiłem, że pedał.- odezwał się BamBam siadając obok mnie. Westchnąłem rozglądając się za Jacksonem.
- Hyuuung!- krzyknąłem w najsłodszy sposób jaki tylko umiałem, po czym spojrzałem na siedzącego obok mnie chłopaka.
- Idę Kookie!- no i pięknie... już widzę jak zazdrość zżera tego ćwoka. Po chwili doszedł do nas Jackson zajmując miejsce po mojej lewej stronie - Co tam?
- Zimno mi.- chłopak zdjął z siebie bluzę narzucając ją na mnie.
- Za duża, ale przynajmniej będzie ci ciepło.
- Jackson...- pf... śmiać mi się chciało jak słyszałem "cukierkowy" głos BamBama.
- No...
- Bo mi też jest zimno.
- To idź po bluzę, bo później będziesz chory.- z trudem powstrzymywałem się od wybuchu śmiechu. Chłopak nie odpowiedział, tylko zajął się robieniem jedzenia.
- No dobra...- JR wstał rozdając wszystkim alkohol - Jungkook, pijesz?
- Nie, nie mogę.
- Czemu?
- Biorę leki.
- Okej, to nie namawiam... noooo ale ty Jackson raczej nie odmówisz.
- No nie... przecież mnie znasz.- zaśmiał się biorąc porządny łyk alkoholu.
- Nie pij za dużo.- spojrzałem na niego opierając podbródek o jego ramię.
- Dobrze.- znów cmoknął mnie w czoło, a po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz, który wprawiał mnie w stan chwilowego otępienia. 
Muszę przyznać, że wieczór należał naprawdę do tych przyjemnych. Chłopcy pili, śmiali się i żartowali. Jedynie BamBam pił w ciszy co chwilę zerkając w moją stronę. 
- Ej ej czekajcie.- Jaebum podniósł się z miejsca chichocząc. Wyglądał naprawdę komicznie, będąc pod wpływem alkoholu - A nasza tradycja?- zapytał wyciągając z kieszeni bluzy karty.
- Ooo prawie o tym zapomnieliśmy.
- Rozdawaj!- krzyknął podekscytowany Mark, po czym sięgnął po kolejną butelkę piwa. JB zajął miejsce, po czym rozdał wszystkim karty.
- Kookie?
- Nie, ja nie umiem grać... popatrzę.- zaczęli grać w pokera. Skupiony przyglądałem się jak mijają im kolejne partyjki w międzyczasie starając się czegoś nauczyć.
- Nie gracie o nic?- zapytałem w końcu wtulając się bardziej w brata.
- Wiem o co zagramy.- odpowiedział BamBam sprawiając, że spite oczy chłopców zostały skierowane na niego.
- No słucham...
- Ten kto wygra będzie mógł cię pocałować... tak długo jak tylko będzie miał na to ochotę.- wszechobecny wiwat dał mi wyraźnie do zrozumienia, że ten pomysł przypadł im do gustu.
- A... ale ja się nie zgadzam.
- Oj Kookie...- Jackson przejechał nosem po moim uchu sprawiając, że moje ciało zadrżało - Mały buziak chyba nie zaszkodzi.
- Czekajcie do cholery...
- Dobra... to ja idę się odlać.- Mark odszedł, podczas gdy reszta zajęła się omawianiem planu.
- Jackson, chyba się na to nie zgodzisz...
- Mam mocne karty... wygram to.
- Chcesz całować własnego brata?
- Jungkook, nie jesteśmy braćmi... na pewno nie biologicznymi więc nie widzę w tym nic złego.- powiedział wypijając piwo do końca.
- No dobra, ale...
- Ale, ale... Kookie... zaufaj mi. Cmoknę cię żeby te tłuki się podnieciły i tyle, okej?- westchnąłem kiwając twierdząco głową - Zgodził się... pokazujcie karty.
- Czekajcie!- Mark dołączył do grupy, po czym sięgnął po swoje karty.
- Gotowi?- czułem jak serce rozsadza mi klatkę piersiową, jednak wierzyłem w to co powiedział Jackson i miałem nadzieję, że to właśnie on wygra ten idiotyczny zakład - Jeden.... dwa... trzy!- zamarłem. Spojrzałem na Jacksona morderczym spojrzeniem dając mu do zrozumienia, że nie chcę się nadal w to bawić - Kurwa...
- To są te twoje mocne karty?- warknąłem spoglądając na uradowanego BamBama, który właśnie cieszył się z wygranej. 
- Uuuu będzie ciekawie!- chłopcy nie mogli powstrzymać entuzjazmu, podczas gdy ja w środku chodziłem ze złości i stresu.
- No Kookie... dawaj buziaka.- ten podły dupek usiadł na mnie okrakiem głaszcząc mnie delikatnie po twarzy.
- Zabieraj te łapy...- syknąłem patrząc na zdenerwowanego Jacksona.
- Całuj go i spadaj.- sprostował sprawę nie mogąc oderwać od nas wzroku.
- Dawaj BamBam!
- Tylko tak porządnie!
- Przyłóż się do tego Jungkook.- szepnął kretyn łapiąc mnie za włosy, dzięki czemu mógł odchylić moją głowę, ułatwiając sobie tym samym dostęp do moich ust. Po chwili jego wargi zaczęły pieścić moje, co przyprawiało mnie o mdłości. 
- Idź na całość!- po tym okrzyku poczułem w ustach jego język, który z niezwykłą starannością badał moje wnętrze. Nie byłem w stanie odwzajemniać... czułem się... taki brudny. Rozumiem, że ma być to forma zabawy, jednak totalnie ona do mnie nie przemawia. Dopiero gdy BamBam ugryzł mnie z całej siły w język dając mi tym samym do zrozumienia, że mam dołączyć, zacząłem go całować niezwykle czule i nieśmiało. Widziałem, że mu się to podoba, bo po tym geście z mojej strony z jego ust wydobyło się głośne westchnięcie - Uuu jak mu dobrze!
- Jedziesz Jungkook!
- Dość...- usłyszałem głos Jacksona, jednak BamBam uniemożliwiał mi przerwanie tego - Powiedziałem dość!- chłopak został ze mnie zepchnięty. Zacisnąłem oczy łykając kolejną dawkę obrzydzenia i upokorzenia. Brunet wtulił mnie w siebie głaszcząc mnie po głowie.
- Nie umiesz się bawić Jackson.- odpowiedział BamBam oblizując wargi. 
- Umiem, ale nie kosztem Jungkooka... 
- Też mi coś... to tylko buziak.
- Zamknij się wreszcie, bo zaczynasz mnie denerwować.
- Zazdrosny?- zapytał głaszcząc mnie po ramieniu. Jego ręka została od razu odepchnięta przez Hyunga - Jesteś zazdrosny o Jungkooka?... O własnego... braciszka?- zachichotał - O ty fetyszysto.
- Dobra BamBam, dość.- Jaebum jakby nagle oprzytomniał - Jackson... idźcie do namiotu... jutro pogadamy jak będziemy trzeźwi.- brunet nic nie odpowiedział. Trzymając mnie na rękach zaniósł mnie do namiotu, po czym zaczął układać mnie w śpiworze.
- Przepraszam...- szepnąłem spoglądając niepewnie na wiszącego nade mną chłopaka.
- Wszystko w porządku?
- Tak... ale nie bądź zły.
- Nie jestem zły na ciebie... ten szczyl zaczyna przeginać...- widziałem, że Jackson jest bardzo zdenerwowany.
- Spokojnie... to.... to tylko buziak...- chłopak zdjął gwałtownie z głowy czapkę rzucając nią o ziemię, po czym zawisł nade mną w odległości dosłownie centymetra. Przestraszyłem się odruchowo zaciskając powieki. Czując jego oddech na swojej twarzy czekałem na uderzenie... zamiast tego jednak poczułem jego delikatne wargi spoczywające na kąciku moich ust - Hyung...- nie odpowiedział... zamiast odpowiedzi poczułem kolejnego buziaka, tym razem jednak na ustach. Zadrżałem łapiąc go kurczowo za rękawki bluzki. 
- Kookie...- szepnął wodząc ustami po mojej twarzy. Nie śmiałem otworzyć oczu... było to dla mnie zbyt krępujące.
- Co robisz?
- To czego oboje chcemy, ale nie potrafimy się przełamać.
- Oszalałeś.- mimo otępienia kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze. 
- Przekonaj się do mnie.
- Jesteś pijany... poza tym jesteśmy braćmi...
- Przestań gadać głupoty.- znów mnie pocałował - Wypiłem raptem dwa piwa... a kwestię braci mamy już wyjaśnioną.
- Więc... co chcesz żebym zrobił?- moje dłonie zaczęły wędrować po jego rozgrzanej twarzy.
- Pocałuj mnie Jungkook.- nie wytrzymałem. Przyciągnąłem go bliżej siebie delikatnie go całując. Nasze języki przepychały się nieśmiało wywołując uśmiech na naszych twarzach - Śmielej.- zachęcił mnie opierając się na silnych przedramionach. 
- Nie zawstydzaj mnie.- szepnąłem muskając jego wargi.
- Jeszcze nadejdzie taki czas kiedy poczujesz się naprawdę zawstydzony.- nie potrafiliśmy się od siebie odkleić. Ognisko dawno zgasło... głosy kolegów Jacksona również ucichły, a my? Sam na sam pod gwieździstym niebem, wśród cykadów i delikatnego podmuchu wiatru wyrażaliśmy fascynację osobą przeciwną, dzięki delikatnym, czułym pocałunkom... cały czas mam jednak wrażenie, że to sen i za kilka godzin gdy się obudzę znów uderzy we mnie brutalna rzeczywistość. 

~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




5 komentarzy:

  1. Sorki za spóźnienie. Znów się zaczytałam. Tym razem w książce pt: "Mechaniczny anioł".
    No, ale przejdę do opka. Czytałam wcześniejsze części, lecz skomentuję tu wszystko razem. Moim zdaniem opko jak narazie wyszło Ci fantastycznie. Serio. Jesteś pierwszą osobą, która tak mocno zaciekawiła mnie opowiadaniem o kalectwie, że nie mogę doczekać się następnej części.
    Co do postaci to spodobał mi się Jungkook. Taki delikatny oraz wrażliwy, choć za wszelką cenę próbuje to zamaskować, aby nie wyjść na uzależnionego od pomocy innych.
    Jackson początkowo wydawał mi się zwykłym idiotą, ale potem zmieniłam zdanie. Dobrze, że pomaga swojemu "bratu".
    BamBam jest... Trochę dziecinny. Widać, że ma coś do Jongkooka. Również sprawia wrażenie, iż kocha Jacksona, ale to tylko moje przeczucia.
    Opko cudowne i w ogóle. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok... to było cudowne ;; a końcówka juz całkowicie mnie zabiła ;;
    Czekam na kontynuację ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka była słodka! Mam nadzieję, że relacja chłopaków nie popsuje się w następnym rozdziale :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie hejt. "wśród cykadów", jebłem i nie wstaję xD Dzięki za wyciągnięcie z dołka.

    OdpowiedzUsuń