29 sierpnia 2016

V&Jungkook~cz.2[Aż po grób]



                    Wziąłem drobne po czym niechętnie ruszyłem we wskazane miejsce. Nie miałem ochoty śledzić Jungkooka, ani tym bardziej wchodzić z nim w jakiekolwiek, bliższe relacje. Mimo to chciałem spełnić prośbę Jimina i przynieść mu coś do picia. Gdy wszedłem do barku ujrzałem siedzącego przy jednym ze stolików wspomnianego wcześniej chłopaka. Wpatrywał się beznamiętnie w to, co znajduje się za oknem. Szpitalny park zapełniony niewielką grupką pacjentów i ich najbliższych. Kupiłem butelkę wody, po czym stanąłem w bezpiecznej odległości przyglądając się chłopakowi. Wygląda na potwornie smutnego, czekającego jedynie na swój koniec. Westchnąłem głęboko chcąc wrócić do sali, jednak wtedy Jungkook odwrócił głowę w moją stronę, wbijając we mnie wzrok. Głupio było mi zignorować go i wyjść, dlatego też przykleiłem do twarzy uśmiech i zająłem miejsce obok niego.
- Jak się czujesz?- brunet westchnął spoglądając ponownie w okno.
- Życie jest dość dziwnie skonstruowane, nie sądzisz?- zmarszczyłem brwi siadając bliżej chłopaka - Jednego dnia jesteś, a kilka dni później zostaje po tobie jedynie wspomnienie.
- Nie mów tak... jestem pewien, że z tego wyjdziesz.- Jungkook zerknął na mnie obracając w palcach korek od butelki po zimnej, zielonej herbacie.
- To rak, a nie grypa... z resztą po co ja ci o tym mówię? Jesteś zdrowy więc nie wiesz jak to jest gdy twoje życie wisi na włosku.
- No tak... masz rację...
- Fajnie, że odwiedziłeś Jimina.
- Hm?
- To miłe z twojej strony, że go wspierasz.
- No wiesz... to mój najlepszy przyjaciel...- chłopak skinął głową znów spoglądając na park. Dziwna z niego osoba... dziwna, ale też niezwykle intrygująca i ciekawa - A ciebie kto odwiedza?
- Nikt.- odpowiedział od razu, co spowodowało, że poczułem się niezwykle głupio.
- Oh... przepraszam ja...
- Moi rodzice wyjechali do Stanów jak miałem kilka lat i zostawili mnie pod opieką babci.- nie chciałem mu przerywać. Widocznie chłopak miał potrzebę wygadania się - Moja babcia jest już stara i nie zawsze ma siłę żeby do mnie przyjść...
- Wiesz... jeżdżę samochodem także w każdej chwili mogę ją do ciebie przywieźć.- ten jedynie pokręcił przecząco głową, po czym wziął łyka herbaty.
- Chcesz? Jest bardzo zimna. 
- Nie, dziękuję... powinieneś uważać i nie pić tak lodowatych rzeczy.
- Może mnie szybciej zabiją.- odpowiedział zakręcając butelkę - Takie wegetowanie tutaj jest bardzo męczące. 
- Myślisz, że lekarze daliby ci jakąś przepustkę?
- Nie wiem... nawet jeśli to gdzie pójdę? Do domu żeby pooglądać z babcią telewizję?
- A przyjaciele?
- Nie mam przyjaciół. Całe życie byłem sam.- musi mu być bardzo ciężko. Co mam mu powiedzieć? Co zrobić by poczuł się choć na chwilę lepiej?
- Teraz gdy będę odwiedzał Jimina, będę również odwiedzał ciebie... pogadamy, przywiozę ci jakieś książki...
- Masz swoje życie, w które nie powinienem się wtrącać.
- To nie jest wtrącanie się.- wstałem z krzesła głęboko wzdychając - Wracasz ze mną do sali?
- Jeszcze chwilę tu posiedzę.- skinąłem głową wracając do pokoju, w którym czekał na mnie mój przyjaciel. A Jungkook? Znam dzieciaka od jakiejś godziny i już zdążył porządnie namieszać mi w głowie. Nie tylko urokiem osobistym, ale też podejściem do życia i ludzi. Wszedłem zamyślony do sali, po czym usiadłem na łóżku Jimina wręczając mu wodę.
- I jak?- zapytał z uśmiechem szturchając mnie w ramię.
- Normalnie.- westchnąłem obdarzając go lekkim uśmiechem - Szkoda mi go. 
- Czego się o nim dowiedziałeś?
- Że nikt go tutaj nie odwiedza.- cisza. Jimin westchnął głaszcząc mnie po plecach - W zasadzie nie powinno mnie to obchodzić... praktycznie się nie znamy.
- Jasne, musiałbym cię nie znać... najchętniej pomógłbyś całemu światu.
- Mam ciebie i całą swoją uwagę muszę skupić na tobie.
- Ej no nie przesadzaj... ja jestem dużym chłopcem i sobie poradzę.
- Czy ty chcesz mnie na siłę wepchnąć w kolejny związek?- kąciki ust chłopaka uniosły się do góry.
- Nic na siłę Tae... moim zdaniem powinieneś dać mu szansę.
- Zwolnij trochę... znam go godzinę i wcale nie jest powiedziane, że on jest gejem.
- Jest w twoim typie i znając ciebie nie odpuścisz mu i zrobisz wszystko żeby się w tobie zakochał.- westchnąłem wbijając wzrok w łóżko Jungkooka. W ogóle o czym my mówimy? To szaleństwo... poza tym po ostatnim związku nie chcę się z nikim wiązać, a już na pewno nie z osobą, która za kilka dni mnie opuści. Oczywiście nie powiem tego na głos, bo nie chcę wyjść na egoistę i skończonego dupka, ale taka jest prawda. Chyba nie ma sensu angażować się w związek, który się zakończy po tygodniu czy miesiącu, a ty zostaniesz ze złamanym sercem i wyrzutami sumienia - Mam rację?
- Nie tym razem.- chłopak zdziwił się uważnie mi się przyglądając.
- Co to znaczy?
- On każdego dnia może umrzeć... nie chcę później cierpieć.
- O ty egoisto.
- Co takiego?- oburzyłem się wstając z łóżka.
- A pomyślałeś o nim? Na pewno czuł by się lepiej gdyby ktoś towarzyszył mu w tych ostatnich dniach życia.
- Ja w to nie wchodzę.
- Tae znam cię... teraz cały czas będziesz o nim myślał i rozważał wszystkie za i przeciw.
- Czemu ty mnie tak na niego nakręcasz?
- Bo chcę twojego szczęścia młotku.- narzuciłem torbę na ramię, po czym zrobiłem koło łóżka porządek.
- Do jutra.
- Taehyung no co ty.
- Wieczorem do ciebie zadzwonię.- rzuciłem wychodząc z sali. Na zakręcie, który znajdował się tuż obok drzwi wpadłem na Jungkooka, który odbił się od ściany jęcząc z bólu - Przepraszam, nie chciałem.
- Ah to ty.- brunet pomasował tył głowy spoglądając na mnie - Idziesz już do domu?
- Tak, ale zobaczymy się jutro.
- Dobrze.- chłopak wziął głęboki oddech robiąc krok w stronę drzwi - Uważaj na siebie.- dodał znikając w sali. Przygryzłem wargę idąc w stronę wyjścia. W ciszy przemierzałem szpitalne korytarze zastanawiając się nad Jiminem i Jungkookiem. Tak naprawdę bardziej powinienem martwić się o Jimina, gdyż to on jest mi znacznie bliższy, ale Jungkook... ten chłopak jest tak delikatny, samotny i cholernie biedny przez to paskudne choróbsko... Ja z moim charakterem i podejściem do ludzi bym się nim chętnie zaopiekował i zrobił wszystko, by był szczęśliwy, ale to nie jest takie proste. Z drugiej strony nie wiem też, dlaczego Kook się tak przede mną otworzył. Może przed śmiercią chce zdobyć kogoś na wzór przyjaciela? W sumie... nic nie stracę, a mogę zyskać wiele wchodząc z nim w jakieś interakcje. Chłopak wydaje się być naprawdę fajny, poukładany, dobrze wychowany i przede wszystkim mający coś w głowie. Muszę poprosić Jimina, by dowiedział się kilka rzeczy na temat jego ulubionego gatunku książek i filmów oraz co nie co o jego ulubionym jedzonku. Myślę, że jutro uda mi się go pozytywnie zaskoczyć.

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Przepraszam, że tak krótko, ale ostatnio mam gorszy okres i przez to brak weny do pisania;;

27 sierpnia 2016

V&Jungkook~cz.1[Aż po grób]



                       
                            Odkąd dowiedziałem się o chorobie Jimina nie potrafię normalnie funkcjonować. Niby to początkowe stadium raka przełyku, które za kilka dni ma zniknąć, ale i tak potwornie się boję. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdybym go stracił. Jimin to mój najlepszy przyjaciel, można by nawet powiedzieć, że traktujemy się jak bracia. Nasi rodzice prowadzą wspólnie biznesy więc chcąc nie chcąc jako dzieci musieliśmy spędzać ze sobą mnóstwo czasu. Jakoś w szkole podstawowej zrozumieliśmy, że naprawdę się lubimy i wtedy też zawarliśmy pakt przyjaźni, mówiący o tym, że będziemy ze sobą aż do śmierci. Przysięgę, którą zawarliśmy jako dzieci pielęgnujemy do dzisiaj. Po wyjeździe z Daegu do Seoulu byliśmy zdani tylko i wyłącznie na siebie. Gdy udało nam się dostać na ten sam Uniwersytet, rodzice kupili nam mieszkanie znajdujące się praktycznie na wprost szkoły. Pierwszy semestr pierwszego roku akademickiego minął nam bardzo przyjemnie... niestety podczas ferii coś musiało pójść nie tak. Jimin od dłuższego czasu gorzej się czuł. Gdy w końcu udało mi się zaciągnąć go siłą do szpitala, lekarz powiedział mu, że ma raka przełyku i konieczna będzie operacja. Szybko pojechałem więc do mieszkania po rzeczy dla niego. W międzyczasie powiadomiłem też o wszystkim rodziców, którzy ponoć mają niedługo do nas przyjechać. Szczerze mówiąc wątpię, by znaleźli dla nas nawet chwilę. Harują jak woły przez co na nic nigdy nie mają czasu.
                      Wbiegłem do szpitala szukając oddziału, na którym leży Jimin. Gdy zostałem już odpowiednio pokierowany wziąłem głęboki oddech wchodząc spokojnie do środka. Chłopak leżał w łóżku pod ścianą i wpatrywał się w swój telefon.
- Jesteś już.- chrypnął uśmiechając się szeroko. Pod wpływem emocji nie zauważyłem nawet, że pod oknem leży ktoś jeszcze.
- Starałem się przyjść jak najszybciej.- położyłem niewielką torbę pod łóżkiem przyjaciela, po czym usiadłem na krześle stojącym obok niego - Jak się czujesz?
- Dobrze głupku... przecież nic mi nie jest.
- Masz raka do cholery... 
- A tam... u mnie to jeszcze nie jest poważne.- odchrząknął zniżając lekko ton - Ten co leży pod oknem ma raka płuc.- ten co leży pod oknem? Odwróciłem się spoglądając na śpiącego, wyglądającego niezwykle niewinnie chłopaka - Chwilkę z nim gadałem... mówi, że czuje, że już będzie umierał.- nie wiedziałem co mam powiedzieć... to straszne. Była to jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy. Nie sądziłem, że ta paskudna choroba dobiera się do tak młodych osób zabierając im plany i marzenia... koszmar.
- Ile ma lat?- szepnąłem nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Mm... chyba 19.- westchnąłem ciężko spoglądając ponownie na przyjaciela - Pielęgniarka powiedziała, że tak cierpi, że co chwilę muszą mu dawać leki nasenne...
- Przestań, to okropne... nie chcę już tego słuchać...- jestem w szpitalu od kilku minut, a już zdążyłem zaznać potwornego, ludzkiego cierpienia. Jestem chyba za bardzo wrażliwy na takie rzeczy - Dzwoniłem do rodziców.
- I co?
- Ponoć mają do nas przyjechać.
- No właśnie... ponoć.
- W sumie czego się po nich spodziewałeś... zawsze było tak samo.
- Z drugiej strony nie ma sensu ich tu ciągnąć.
- Jak to?
- Lekarz powiedział, że będę tu maksymalnie dwa tygodnie.
- Co... Jimin, ty masz raka... jak to dwa tygodnie?
- Przecież lekarz mówił wyraźnie, że to stadium początkowe, tak?
- I co w związku z tym?
- To, że tam praktycznie nic nie ma... wytną mi co trzeba, przypiszą chemię i już.
- Podchodzisz do tego jakbyś leżał tu z przeziębieniem...- burknąłem wyciągając z torby ulubione przekąski kolegi.
- Zawsze podchodziłem do życia lekko i z uśmiechem.
- No tak, to też prawda.- westchnąłem wciskając mu do ręki Lotte Kancho. Mimo słodkiego, różowego opakowania, Jimin potrafi jeść je dzień w dzień śpiewając przy tym idiotyczne, przesłodzone piosenki.
- Mam najlepszego przyjaciela na świecie.- uśmiechnął się otwierając pudełko - Wiesz na co teraz przyszła pora?
- Nie.
- Na śpiewanie.- zaśmiał się odśpiewując refren piosenki Kyary Pamyu Pamyu zatytułowanej "Ponponpon". Zaśmiałem się klepiąc go w głowę.
- Nie powinieneś teraz tyle gadać.
- A jak całkowicie stracę głos? Lepiej żebyś go dobrze zapamiętał.
- Nawet tak nie mów idioto...
- Oj już się nie bocz.- brunet uśmiechnął się wpakowując mi ciastko do ust. Gryząc je zerknąłem ponownie na leżącego pod oknem 19-latka - Co tak ciągle na niego patrzysz?
- Zazdrosny jesteś?
- Oczywiście, że tak.
- Głupek.- spojrzałem na Jimina, po czym kontynuowaliśmy rozmowę. W pewnym momencie usłyszałem za plecami jakby cichy pomruk. Mimo to nie chciałem znów patrzeć na anielską buźkę chorego chłopaka, tylko w pełni skupić się na przyjacielu.
- Oo... masz gościa Jimin.- na dźwięk jego głosu moje serce zabiło dwa razy szybciej.
- Nie przejmuj się tym.- odpowiedział brunet szeroko się uśmiechając. Spojrzałem na chłopaka i to z jakim trudem podnosi się z łóżka -Dokąd się wybierasz?
- Nie będę wam przeszkadzał.
- Ale...
- Dzień dobry.- drobny, niezwykle delikatny brunet ukłonił się tuż przede mną - Nazywam się Jungkook.
- Cześć...- w pewnej chwili totalnie mnie zamurowało. Czułem się po prostu oczarowany jego osobą - Jestem Taehyung.
- Mimo że znam Jimina od kilku godzin to przez ten czas zdążył mi bardzo dużo o tobie powiedzieć.
- Ah... cały Jimin...- chłopak skinął głową udając się do drzwi.
- Macie na coś ochotę?
- Nie, dzięki... nie powinieneś nigdzie iść.- Jimin usiadł przyglądając się uważnie koledze z sali.
- Te spacery to moja jedyna rozrywka.- odpowiedział smutnym tonem opuszczając pomieszczenie.
- Twój typ, co?- nie spuszczałem wzroku z drzwi - Taeee...
- Hm?
- Mówię, że jest w twoim typie mój ty pedałku.
- Przestań.- warknąłem spoglądając na niego - Nie powinieneś sobie żartować w takiej sytuacji.
- Mówię poważnie... twój ostatni facet wyglądał praktycznie tak samo.
- Ale był zdrowy i czerpał radość z życia... Jungkook chyba w ogóle się nie uśmiecha...
- Spraw żeby zaczął.- zmarszczyłem brwi starając się dojść do tego co ma na myśli mój przyjaciel - Poza tym naprawdę jesteś tak ograniczony i choroba jest dla ciebie problemem?
- Co?... Nie, nie to miałem na myśli...
- No właśnie.- brunet uśmiechnął się kładąc się do łóżka - Jungkook pewnie poszedł do barku... przyniesiesz mi coś do picia?- Jimin i te jego wieczne intrygi. Pokręciłem głową, po czym ruszyłem we wskazane miejsce.

~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

25 sierpnia 2016

Mark&Hyungwon~cz.6[Odkryć siebie-Koniec]




                     Nie mogłem zasnąć. Wpatrując się w ciemny sufit pokoju zastanawiałem się nad tym, jak będzie wyglądać jutrzejsza konfrontacja ojca z Hyungwonem. Wiedziałem, że skończy się to awanturą, której skutki będę odczuwał na ciele przez bardzo długi czas i którą będę opłakiwał przez kilka kolejnych nocy. Mam dość... mam dość siebie, tego chorego pseudo domu... po prostu nie mam już na to wszystko siły. Zacisnąłem dłonie na kołdrze czując jak po policzkach spływają mi łzy... zaczyna się. Każdej nocy niemalże o tej samej porze opłakuję swoje nędzne, paskudne wręcz życie. Myślałem, że dzięki spotkaniu Hyungwona będzie ono lepsze, jednak jak zwykle myliłem się.

*

- Mark...- poczułem szarpnięcie za ramię. Otworzyłem lekko oczy spoglądając na stojącego nad sobą Davida - Mama mówi, że masz już wstawać do szkoły.
- Odpieprz się.- burknąłem zakrywając głowę kołdrą.
- Wstawaj, bo narobię ci problemów.
- Mhm.
- Mamo! Mark powiedział, że mam się odpieprzyć!
- Nienawidzę cię.- syknąłem czekając na wtargnięcie mamy. Do 5 rano nie mogłem zmrużyć oka. Do tego czasu płakałem i przeklinałem nadchodzący dzień... teraz mam tego skutki. Ogromne zmęczenie idące w parze z podkrążonymi oczami i zaczerwienionymi spojówkami. 
- Musicie się kłócić od samego rana?- no i proszę. Muszę teraz coś wykombinować żeby nie iść dzisiaj do szkoły.
- Ale to Mark zaczął!
- Mnie nie interesuje to kto zaczął... David leć już na autobus bo się spóźnisz.
- A ten pajac?
- Twój brat pojedzie później... miłego dnia.- 11-latek warknął wychodząc z pokoju - Mark, wstawaj.
- Nie idę dzisiaj do szkoły.
- Kilka dni temu zaczął się rok szkolny... nie rób sobie problemów od samego początku.- usiadłem pokazując się w pełni mamie.
- Problemów sobie narobię jak pójdę z tym podbitym okiem.
- Jakoś... jakoś ci to zamaluję...
- Powiedziałem, że nigdzie się dzisiaj nie wybieram.- położyłem się ponownie przykrywając się kołdrą. 
- Przecież jak ojciec się o tym dowie...
- Mam w dupie ojca i to co powie, rozumiesz? Po prostu mam już tego dość... Jak chce niech mnie zatłucze to będę miał w końcu święty spokój... wy zresztą też.
- Nie powinieneś tak mówić.
- Pewnie, broń go.
- Mark...
- Miłego dnia.- rzuciłem odwracając się tyłem do matki. Jak mnie to denerwuje, że co by się nie działo, ta zawsze musi go bronić. Gdy mama wyszła z pokoju sięgnąłem po telefon wybierając numer do Hyungwona.
- Hej... co się dzieje?- przywitał mnie przestraszony głos chłopaka.
- Nic... co robisz?
- Idę niestety do szkoły.
- To zmień kurs i przyjdź do mnie.
- Co takiego?
- Hyungwon, nie mam siły tłumaczyć ci wszystkiego przez telefon.
- No dobrze... daj mi kilka minut.- brunet rozłączył się. Nie ruszyłem się nawet z miejsca. Wiedziałem, że mama tradycyjnie nie zamknęła za sobą drzwi więc na szczęście nie będę musiał wstawać z łóżka, by otworzyć chłopakowi. Nie wiem w zasadzie po co kazałem mu do mnie przyjść. Chciałem go po prostu zobaczyć i pobyć z nim ten ostatni raz. Wiedziałem, że po dzisiejszym spotkaniu z moim ojcem nasze relacje całkowicie się zakończą. Niewyspany napisałem do Hyungwona, że gdy będzie pod domem żeby zwyczajnie wszedł gdyż drzwi są otwarte. Po około dziesięciu minutach drzwi do domu niepewnie się otworzyły.
- Hyungwon?!
- Tak!
- Śmiało! Nikogo nie ma!- po chwili brunet wszedł do mojego pokoju, jednak widok jaki zastał wrył go w ziemię.
- Co ci się stało?- mówiąc to rzucił torbę na podłogę, po czym podbiegł do łóżka.
- Ojciec się o nas dowiedział.
- O nas?
- W sensie, że... zostawiłem Dahyun dla ciebie i... trochę to go zdenerwowało.- Hyungwon usiadł na łóżku głaszcząc mnie niepewnie po policzku.
- Nie miał prawa cię uderzyć...
- Przywykłem.- uśmiechnąłem się lekko ciągnąc go w swoją stronę. Hyungwon zawisł nade mną uważnie mi się przyglądając - Pocałujesz mnie?
- A co z wieczorem?
- Zaraz o tym pomyślimy.- brunet nachylił się do mnie czule mnie całując. Było mi tak cholernie dobrze, że byłem gotów zapomnieć na tę chwilę o całym świecie. Gdy udało mi się wciągnąć kochanka do łóżka, ten położył się obok mnie na boku, po czym nie przerywając pocałunku pieścił moją nagą klatkę piersiową i brzuch. Miałem ochotę na więcej... tylko Hyungwon sprawia, że jestem szczęśliwy i zapominam o tym co złe. Chwyciłem go więc za rękę przeciągając ją na swojego członka. Brunet zadrżał, jednak twardo kontynuował zadanie. Wsunął niepewnie dłoń w bokserki masując moją męskość. Jęknąłem zaciskając dłoń na koszuli chłopaka. Miałem ochotę ją z niego zerwać i całować go po klatce piersiowej. W pewnym momencie z mojego członka wydzielił się płyn preejakulacyjny, który swoją drogą został sprytnie wykorzystany przez partnera. Uśmiechnął się napierając kciukiem na główkę członka, po czym zaczął kreślić nim kółka. Przerwałem pocałunek wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w bruneta - Hyungwon...
- Masz teraz śliczny wyraz twarzy.- zachichotał z lekkim rumieńcem. Jęknąłem całując niezdarnie chłopaka w szyję.
- Kochajmy się.
- Zapomnij.- w tym też momencie jego ręka przyspieszyła, co spowodowało ogromny orgazm połączony z krzykiem - No pięknie.- uśmiechnął się wyciągając z leżącej na szafce nocnej paczki chusteczkę, w którą po chwili wytarł rękę. Wpół przytomny zerknąłem na niego szukając ręką jego krocza. Chciałem w ten sposób zachęcić go do stosunku, ale Hyungwon to odpowiedzialny, uparty człowiek więc może być z tym ciężko.
- Hyungwonnie...
- Tak?
- Chcę się z tobą kochać.
- Powiedziałem "nie".- nie wytrzymałem. Nic nie jest teraz w stanie mnie powstrzymać. Usiadłem okrakiem na chłopaku całując go delikatnie po szyi. Brunet zadrżał chcąc mnie zrzucić, jednak uległ gdy mój nagi członek potarł o jego przyrodzenie. Moje biodra kręciły kółka, a język pieścił szyję, uszy i coraz to bardziej nagą klatkę piersiową chłopaka. Gdy rozpiąłem ostatni guzik jego koszuli zacząłem podgryzać jego sutki co wywołało u kochanka szybszy oddech i niezwykle podniecające jęki. Gdy poczułem na pośladkach, że jego męskość jest już odpowiednio twarda rozpiąłem mu spodnie spuszczając je wraz z bielizną na wysokość kolan bruneta. Z szybko bijącym sercem chwyciłem jego członka stawiając go do pionu, po czym ze łzami w oczach zacząłem się na niego nabijać - Co... co ty wyprawiasz?- Hyungwon chwycił mnie w talii uniemożliwiając mi dalszego działania. Usiadłem na brzuchu chłopaka nachylając się do jego ucha.
- Zrób to ze mną.- szepnąłem błagalnie głaszcząc go po ramieniu.
- To niebezpieczne...
- Dam ci gumkę.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?- w sumie mogłem się spodziewać tego pytania. Przełknąłem z trudem ślinę całując chłopaka w szyję.
- Bo się w tobie zakochałem...
- Mark...
- Chcę być z tobą...
- Nie wiem... nie wiem co ci powiedzieć.- szepnął głaszcząc mnie po tyle głowy.
- Prawdę...
- Prawda jest taka, że spodobałeś mi się jak tylko cię zobaczyłem... później jak zobaczyłem jakim jesteś człowiekiem to uczucie... bardziej się nasiliło...- spojrzałem na niego wielkimi oczyma. Hyungwon pogłaskał mnie po policzku delikatnie mnie całując. Pogłębiłem pocałunek szukając w szufladzie szafki nocnej gumki. Gdy ją znalazłem wręczyłem ją chłopakowi lekko się uśmiechając - Nie odpuścisz.
- Nigdy.- Hyungwon usiadł nakładając pospiesznie prezerwatywę. Wyjąłem z szafki lubrykant nalewając trochę na dłoń, po czym zacząłem rozsmarowywać go na członku partnera. Brunet zamknął oczy głęboko oddychając. Klęknąłem bardzo blisko niego całując go po szyi i obojczykach. Hyungwon nalał lubrykantu na palce, po czym zaczął nimi jeździć między moimi pośladkami. Jęknąłem wbijając się zębami w jego szyję. Chłopak syknął wkładając we mnie jeden palec. Poczułem lekki dyskomfort, jednak po kilku sekundach zastąpił go przyjemny, lekki ból.
- I jak?
- Dobrze.- westchnąłem owijając się rękoma wokół jego szyj. Brunet objął mnie jedną ręką, a drugą kontynuował rozciąganie mnie. Gdy znalazł się we mnie drugi palec pisnąłem z bólu, jednak gdy ciało się przyzwyczaiło sam prowokowałem chłopaka ujeżdżając delikatnie jego palce. Hyungwonowi udzieliła się atmosfera. Chłopak zasysał się na mojej szyi i ramionach mrucząc przy tym jak zadowolony kocur. Jego palce przybrały kształ nożyc. Czułem jakby moje wnętrze było rozdzierane jednak był to przyjemny rodzaj bólu, którego nie chciałem przerywać. W pewnym momencie Hyungwon usiadł na łóżku ciągnąc mnie na siebie. Zacząłem nabijać się na jego członka wydając przy tym z siebie gardłowe jęki. Gdy usiadłem do końca, chłopak złapał mnie w talii delikatnie mnie całując. Odwzajemniałem tą pieszczotę czekając aż mój organizm się przyzwyczai do jego ogromnego przyrodzenia - Już.- szepnąłem spoglądając mu w oczy. Chlopak skinął głową kładąc się na łóżku. Po chwili jego drobne dłonie spoczęły na mojej talii dając mi znać żebym zaczął we własnym tempie. Oparłem się na jego klatce piersiowej wykonując delikatne i niepewne ruchy biodrami. Hyungwon przygryzł wargę odchylając głowę do tyłu... było mu dobrze i to jest najważniejsze. Zresztą ja też nie miałem na co narzekać. Moje ruchy stawały się coraz śmielsze. Nachyliłem się do kochanka namiętnie go całując. Hyungwon przejął inicjatywę... złapał mnie za pośladki poruszając płynnie swoimi biodrami. Byłem bliski postradania wszelkich zmysłów. Czemu Hyungwon musi być tak idealny pod każdym względem? - Mocniej.- szepnąłem podgryzając jego wargi.
- To twój pierwszy raz... nie przesadzaj.
- Hyun...- zamroczyło mnie. Chłopak trafił w taki punkt, który odebrał mi jasność myślenia.
- Czyżby to było to?- uśmiechnął się skierowując członka jeszcze raz w to samo miejsce. Jęknąłem wbijając paznokcie w jego ramiona.
- Jeszcze.- Hyungwon objął mnie przyspieszając biodrami. Każde pchnięcie idealnie trafiało w moją prostatę. W pewnym momencie poczułem kłucie w podbrzuszu... mamy to. Po chwili nasze ciała sklejone były moim drugim już dzisiaj orgazmem. Brunet uśmiechnął się wchodząc we mnie po same jądra. Jego twarz przybrała wyraz grymasu, a z ust wydobyło się ciche westchnięcie. Opadłem na jego mokre ciało głęboko oddychając - Kocham cię.- szepnąłem lekko się uśmiechając. Chłopak spojrzał na mnie delikatnie mnie całując.
- Też cię kocham.- odpowiedział głaszcząc mnie po plecach. Cóż za idealne rozpoczęcie i jednocześnie zakończenie naszego związku. Za kilka godzin gdy ojciec wróci z pracy wszystko się posypie.


*

                      Gdy mama wróciła z pracy, widok nas razem jakoś nie wzbudził w niej negatywnych emocji. Przywitała się z Hyungwonem proponując mu obiad, podczas którego chłopak został oczywiście o wszystko wypytany. O rodziców, szkołę, przyjaciół, plany na przyszłość, dlaczego woli chłopców... robiła to jednak w taki sposób, że Hyungwon odpowiadał raczej na pytania z uśmiechem będąc absolutnie wyluzowanym. Po obiedzie udaliśmy się do mojego pokoju pooglądać jakieś filmy i porozmawiać. Gdy dochodziła godzina 20-sta serce zaczęło podchodzić mi do gardła. Pocałowałem Hyungwona, po czym wyszliśmy do kuchni, by przywitać się z moim ojcem.
- Cześć...- burknąłem przekraczając próg kuchni.
- Dobry wieczór.... miło mi pana poznać.- brunet ukłonił się niepewnie czekając na reakcję ze strony ojca. Mężczyzna obrócił się w naszą stronę przyglądając się uważnie Hyungwonowi.
- Skądś cię znam.- burknął w końcu biorąc łyka piwa.
- Skąd?- zapytałem obserwując bacznie to ojca... to chłopaka.
- Twój ojciec pracuje w KB Kookmin Bank... mam rację?
- Zgadza się.
- Jest moim wspólnikiem... tak myślałem, że skądś cię kojarzę.
- Tak to prawda... swego czasu często go odwiedzałem w pracy.- wziąłem głęboki oddech dając chłopakowi znać żeby usiadł. Gdy zasiedliśmy do stołu i mama podała kolację zaczęliśmy w ciszy jeść. W pewnym momencie ojciec wbił wzrok w bruneta głęboko wzdychając.
- Twój ojciec wie?
- O czym?
- O tym, że wolisz chłopców.
- Tato...- syknąłem widząc jak Hyungwon zalewa się rumieńcem.
- Nie... nie zrozumiałby tego...
- Też nie mogę tego pojąć... nie tak ma to wszystko funkcjonować.- ojciec nabrał pałeczkami kawałek mięsa, jednak przed włożeniem go do ust musiał znowu palnąć coś głupiego - Kto to widział żeby dwóch chłopców wsadzało sobie w tyłek? Przecież tyłek ma służyć w innym celu.
- Kochanie, siedzisz przy stole.- upomniała go mama, dzięki czemu trochę spauzował.
- No tak... Nie wiem panowie... 
- Zaakceptuj nas... nie będziemy ci się pokazywać razem na oczy, ale nie utrudniaj nam spotkań...- spojrzałem na niego lekko przestraszony bojąc się, że znów oberwę.
- To nie jest takie proste... liczyłem na wnuki... na przekazanie mojego nazwiska...
- Tato, czasy się trochę pozmieniały... tradycyjny moduł związku dwóch osób też...
- Wiem i to jest przerażające. 
- Moim zdaniem najważniejsze jest to czy dane osoby się kochają, a nie jakiej są płci czy wieku...- wtrącił Hyungwon biorąc łyka soku.
- O to czy się kochacie nawet nie chcę pytać.
- Nie wystarczy ci to, że jestem po prostu szczęśliwy?
- Kochanie przemyśl to...- mama pogłaskała ojca po ręce obdarzając go przy tym uśmiechem.
- Przemyślę... ale potrzebuję na to kilku dni.- uśmiechnąłem się w duchu głaszcząc pod stołem bruneta po nodze. Hyungwon musiał zrozumieć o co chodzi, bo po chwili spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
- Tatooo...- oczy wszystkich zostały skierowane na zdezorientowanego Davida - A co oni wsadzają sobie w tyłek?- spojrzałem na Hyungwona, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. To pytanie w pewnym stopniu poruszyło nawet kąciki ust mojego twardego ojca.
- Jak będziesz starszy to się dowiesz.- odpowiedziała mama.
- Byle nie na własnej skórze.- burknął ojciec, jednak po chwili dodał lekko się uśmiechając - A raczej nie na własnym tyłku.


*

                         Proces akceptacji przez mojego ojca trwał bardzo długo. Zajęło mu to dobre kilka tygodni, jednak jak się później dowiedziałem nie działał sam. W swoją misję "zaakceptować syna geja" wciągnął również ojca Hyungwona, którego wyznanie, że jego syn jest gejem jakoś niespecjalnie zdziwiło. Ostatnio spacerując z chłopakiem nad Hanem spotkałem Dahyun u boku jakiegoś nowego chłopaka. Gdy mnie zobaczyła zaśmiała się przedstawiając nam z dumą Youngjae. Uścisnąłem mu jedynie dłoń współczując mu tym samym stosunków z dziewczyną. Jej mina? Bezcenna.
Lekcja na koniec? Kierujcie się sercem, a nie opinią innych ludzi. To co powiedzą rówieśnicy, byli partnerzy, przyjaciele czy rodzice nie powinno mieć dla Was najmniejszego znaczenia. Pamiętajcie, że opinia ludzi Was hamuje i zniechęca do działania. Życie jest tylko jedno i jeśli podporządkujemy je pod opinię publiczną całkowicie je sobie za przeproszeniem spieprzymy. Nie oglądajcie się za siebie... nie słuchajcie nikogo... idźcie dzielnie do przodu z podniesioną głową. Bądźcie dumni z tego kim jesteście!

~Koniec.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



23 sierpnia 2016

Mark&Hyungwon~cz.5[Odkryć siebie]




                      Wróciliśmy do Seoulu. Spowite mgłą i ciężkim, parnym powietrzem sprawiało wrażenie smutnego, umarłego wręcz miasta. Tętniące dotychczas życiem ulice stały się całkowicie puste. Czy to jakiś znak? Czy teraz tak będzie wyglądało moje życie bez Dahyun? Nie... bzdura... przecież kilka dni wcześniej doszedłem do wniosku, że to właśnie u boku chłopaka czuję się szczęśliwy. Skąd więc zatem te wątpliwości? Wyszedłem na balkon wpatrując się w przykryte mgłą miasto. Cały czas mojej głowy nie opuszczały myśli związane z Dahyun i tym, czy bezpiecznie wróciła do domu. W przerwach związanych z rozmyślaniem o byłej dziewczynie pojawiał się Hyungwon. Cholernie mnie to boli, że po powrocie do Seoulu urwał nam się kontakt. Jakby nie patrzeć kochaliśmy się ze sobą. Wiem, że dla większości młodych ludzi żyjących w dzisiejszych czasach to nic nie znaczy, jednak dla mnie jest to ogromne przeżycie i nie rozumiem co poszło nie tak, że Hyungwon... chyba całkowicie o mnie zapomniał. Przymknąłem powieki biorąc głęboki oddech. Po chwili poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.
- Synku...- westchnąłem spoglądając na stojącą obok siebie mamę.
- Tak?
- Możemy porozmawiać?
- Myślę, że tak.- kobieta oparła się o barierkę wpatrując się w Seoul.
- Co wydarzyło się na tym wyjeździe?
- Mamo...
- Od tygodnia nie ruszasz się z domu, nie jesz, patrzysz w telefon jak zaczarowany... martwię się o ciebie...
- Przepraszam.- pocałowałem ją w głowę przyklejając do twarzy wymuszony uśmiech - Wydarzyło się kilka rzeczy, które... myślę, że wywrócą moje życie do góry nogami... ale pamiętaj, że ze wszystkim dam sobie radę.
- Wiem skarbie, wiem... chodzi o Dahyun, prawda?
- Hm?
- Kiedyś bywała u nas codziennie.
- Już nie jesteśmy razem.- westchnąłem wbijając wzrok w N Seoul Tower.
- Dlaczego?
- Mamo... to są nasze, prywatne sprawy...
- Wiem to, ale zrozum, że się martwię.
- Niepotrzebnie.... wszystko jest okej.- dodałem szeptem zagryzając wargę.
- Jak zdecydujesz się porozmawiać...
- Tak wiem...- mama wzięła głęboki oddech wchodząc do mieszkania. Zacisnąłem dłonie na barierce czując jak do oczu napływają mi łzy. Czym były spowodowane? Sam nie wiem... Czy to tęsknota za Dahyun? Może ból związany ze stratą Hyungwona? Albo wywołane to było strachem związanym z prawdą... z prawdą, że zaczynam czuć się gejem. Właśnie chyba ta informacja była najcięższa do przełknięcia i zaakceptowania. Rzuciłem ostatni raz okiem na Seoul... Może gdybym wyjechał coś by się zmieniło? Nie... nie mogę uciekać od problemów... Muszę w końcu nauczyć się stawiać im czoło.
- Mark.- spojrzałem na stojącą w salonie mamę.
- Hm?
- Ktoś do ciebie przyszedł.- otworzyłem szeroko oczy czując jak automatycznie blednę - Skarbie...- minąłem pospiesznie kobietę idąc w stronę przedpokoju, w którym stał Hyungwon. Zamarłem... z jednej strony towarzyszył mi ogromny strach związany z tym, co dalej... z drugiej strony w głębi duszy skakałem jak małe dziecko, które właśnie zostało obdarowane workiem słodyczy.
- Hyungwon...- wydusiłem, hamując się przed tym, by się na niego nie rzucić.
- Możemy pogadać?- skinąłem głową prowadząc go do swojego pokoju. Gdy zamknąłem za nami drzwi poczułem jak ręce bruneta owijają się wokół mojej talii, a twarz chowa się w zagłębieniu mojej szyi. Wtuliłem go w siebie czując jak po policzkach spływają mi łzy wywołane ogromnym szczęściem - Przepraszam, że się nie odzywałem...
- Daj spokój.- pocałowałem go w ucho ponownie ukrywając twarz w jego cudownie pachnących, gęstych włosach. Hyungwon spojrzał na mnie biorąc głęboki oddech - Płaczesz...- chłopak spuścił wzrok przełykając z trudem ślinę - Coś się stało, mam rację?
- Tak... nie wiem.... nie wiem jak mam ci to powiedzieć...- przeczuwałem najgorsze... odejdzie ode mnie. Stwierdzi, że bycie z Jungyeon to jest właśnie to czego pragnie... że tylko u jej boku czuł się szczęśliwy...
- Powiedz wprost o co chodzi...
- Mam HIV...- szepnął odsuwając się ode mnie. Czułem jak grunt osuwa mi się pod nogami. Hyungwon pobladł czekając na reakcję z mojej strony.
- Jak...- spojrzałem na niego wielkimi oczyma nie wiedząc jak mam się zachować - Skąd to wiesz?
- Jak wróciliśmy z Jeju mama zabrała mnie na ogólne badania...- po jego policzku spłynęła łza - Gdybym wiedział o tym wcześniej, nie poszedłbym z tobą do łóżka... Mark, jest mi tak cholernie wstyd...- przetarłem twarz rękoma zastanawiając się nad tym co dalej. Podziękować mu i dać sobie z nim spokój, czy mimo wszystko pomóc mu i zaopiekować się nim w trakcie tej okropnej choroby?
- Myślisz... myślisz, że ja też...
- Nie... szanse są małe...- wydusił z siebie z ogromnym trudem, wciąż nie podnosząc na mnie wzroku - Ale... wolałbym żebyś mimo wszystko poszedł na badania...- Hyungwon kucnął zakrywając twarz - Boże, jeśli cię zaraziłem...
- Uspokój się.- klęknąłem obok niego, po czym wtuliłem go w siebie głaszcząc go po głowie - Hyungwon... poradzimy sobie...
- My?- brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Pogłaskałem go po policzku uważnie mu się przyglądając.
- Tak, my... chyba nie myślałeś, że cię teraz zostawię.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać... niczego sobie nie obiecywaliśmy, do niczego się nie zobowiązywaliśmy...- przywarłem do niego wargami starając się go uspokoić. Hyungwon zastygł wypuszczając z siebie powietrze. Po chwili jednak ułożył dłoń na moim karku pogłębiając pocałunek - Wybacz mi...- szepnął spoglądając na mnie przekrwionymi oczyma.
- Choroba to nie twoja wina, zrozum to... przestań się o to obwiniać i mnie przepraszać.
- Jeśli cię zaraziłem...
- Jeśli mnie zaraziłeś to co z tego? Mam ciebie... ty masz mnie... oboje jakoś sobie poradzimy, prawda?- uśmiechnąłem się, by podtrzymać jakoś przyjaciela na duchu. Czułem się jednak potwornie rozdarty i przerażony tą sytuacją, jednak nie chciałem tego po sobie pokazać. Hyungwon pogłaskał mnie po policzku oblizując wargi.
- Pamiętasz co ci powiedziałem na Jeju jak pływaliśmy?- zmarszczyłem brwi starając się przypomnieć sobie jego słowa, jednak pod wpływem ogromnego szoku i stresu nie mogłem.
- Chyba nie...
- Że oszukiwać i grać możesz przed Dahyun, ale mnie nie uda ci się okłamać...- westchnąłem, po czym skinąłem głową - Czuję, że się boisz... przepraszam...
- Daj już spokój.- pocałowałem go, po czym podniosłem się z ziemi pomagając mu wstać. Gdy odwróciliśmy się w stronę drzwi zamarłem.
- Powiem mamie.- w progu stał mój 11-letni brat David.
- Nie... David, błagam cię.
- Mamo!- chłopak wybiegł z pokoju zostawiając nas sparaliżowanych strachem. Po kilku sekundach w drzwiach stanęła kobieta z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam.- powiedziała speszona zamykając za sobą drzwi.
- Myślisz, że wszystko słyszał?- zapytał Hyungwon zalewając się rumieńcem.
- Wątpię... ale na pewno widział jak się całujemy...
- Nie chciałem robić ci problemów.
- Przestań... prędzej czy później i tak by się dowiedzieli.

*

               Mimo strasznej wiadomości jakiej się dzisiaj dowiedziałem, dzień upłynął nam bardzo przyjemnie i niestety też szybko. Wieczorem gdy Hyungwon wrócił do domu poszedłem do kuchni, by wziąć coś do picia. Wtedy też usłyszałem za plecami westchnięcie ojca, które niestety nie zwiastowało niczego dobrego. Nienawidzę go... potrafi się tylko czepiać, marudzić, harować jak wół, a później stres związany z pracą wyładowywać głównie na mnie. 
- Słucham...- powiedziałem spokojnie odwracając się w jego stronę. Jak się okazało u jego boku stała również mama. 
- David nam o wszystkim powiedział...- zaczęła spoglądając nerwowo na ojca.
- To znaczy o czym?
- O tym, że rzuciłeś Dahyun dla jakiegoś pedała!- wiedziałem, że to tak się skończy. Odstawiłem szklankę na ladę czując co za chwilę się stanie.
- Nie mów tak o nim...
- Jak możesz przynosić nam taki wstyd?!- ojciec podszedł do mnie uderzając mnie w twarz - Przecież jak moi współpracownicy się o tym dowiedzą to będzie wstyd dla całej naszej rodziny!
- Nie bij go...- mama podbiegła do mnie starając się podnieść mnie z podłogi. 
- Nie wtrącaj się.- warknął uważnie mi się przyglądając - Sprowadzasz do domu pedałów i jeszcze się z nimi pieprzysz pod moim dachem?!
- Nic złego nie robiliśmy...
- Nie kłam!- znów uderzenie... tym razem pocelował w oko. Czułem jak szumi mi w głowie, a nogi robią się niczym z waty.
- Tato... on... Hyungwon jest chory... chcę mu pomóc.
- Skoro jest ciotą, to pewnie ma HIV.
- Tak... i nie zostawię go z tym...- widziałem jak mama łapie się za usta otwierając szeroko oczy. 
- Pieprzysz się z nim?
- Słucham...
- Pytam czy poszedłeś z nim do łóżka?!
- Nie...- wydusiłem z mocno ściśniętym gardłem modląc się w duszy o to, by ponownie nie oberwać.
- Jutro widzę was tutaj razem.
- Co? Tato, błagam cię, nie...
- Powiedziałem coś.- mężczyzna podniósł rękę, by ponownie mnie uderzyć, jednak gdy zobaczył jak zamykam kurczowo oczy i kulę się broniąc się przed ciosem odpuścił - Jutro na kolacji.- dodał wychodząc z kuchni. Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Wiedziałem, że ten wieczór nie skończy się dobrze.
- Skarbie...
- Poradzę sobie mamo...- skłamałem idąc do swojego pokoju. Gdy się w nim zamknąłem opadłem bezsilnie na łóżko sięgając po telefon. 
<- Mój ojciec chce nas jutro widzieć na kolacji... Z góry przepraszam za wszystko...

~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Pod ostatnim postem dostałam od Was tyle cudownych, wzruszających i motywujących komentarzy, że czytając je łzy lały mi się po policzkach. Bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną, że mnie wspieracie i motywujecie. Widzę, że mam dla kogo pisać i czuję, że baaaardzo długo będziecie ze mną i moimi ficzkami :)
Kocham Was skarby!~

20 sierpnia 2016

Mark&Hyungwon~cz.4[Odkryć siebie]



                     Wróciliśmy do obozu dopiero gdy słońce zaczęło zachodzić. W międzyczasie otrzymałem masę telefonów od Dahyun, jednak nie odebrałem ani jednego. Jeździłem z Hyungwonem po Jeju ciesząc się swoją obecnością i zastanawiając się nad tym co dalej. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że powinienem porozmawiać z Dahyun jak najszybciej. Hyungwon wypytywał mnie setki razy, czy aby na pewno jestem pewien co do swojej orientacji... wydaje mi się, że tak.
- Gdzie wy byliście tyle czasu?!- dziewczyna pędem ruszyła w moją stronę. Westchnąłem zamykając samochód, po czym zacząłem iść w stronę namiotu - Hej! Mówię do ciebie!
- Dahyun...
- Czekaj...- nastolatka złapała mnie za rękę uważnie mi się przyglądając - Co... kto ci to zrobił?!- zdziwiony dotknąłem szyi... no tak... przecież Hyungwon zrobił mi tam malinkę.
- Posłuchaj mnie...
- Byliście na dziwkach?! Jak mogłeś?! 
- Jestem pewna, że to sprawka Hyungwona.- wtrąciła Jungyeon mierząc wzrokiem swojego byłego chłopaka.
- Mark, to prawda?- zapytała przerażona Dahyun powoli puszczając moją rękę.
- Nie chciałem żeby to tak wyszło...- westchnąłem zerkając na bruneta - Przepraszam Dahyun, ale to koniec...- poczułem mocne uderzenie w twarz... w sumie zasłużyłem sobie na to.
- Ty świnio! Jak mogłeś?!... Wolisz facetów?!- wolałem to przemilczeć - Mów!
- Wracamy do domu...- rzuciłem, po czym dałem znać Hyungwonowi, by zaczął zbierać rzeczy ze swojego namiotu.
- Ty nie jesteś lepszy!- spojrzałem na Dahyun, która podeszła do chłopaka uderzając go z całej siły w twarz - Zabrałeś mi chłopaka!- pospiesznie do niej podbiegłem, odciągając ją od oszołomionego bruneta.
- Dahyun... zrozum, że to nie tak... poza tym, my nie jesteśmy razem...- wydusił z siebie podnosząc się z ziemi.
- W porządku?- spojrzałem na niego, na co ten jedynie przytaknął opierając się o samochód.
- Nie wierzę wam... dlaczego nie było was tak długo?! 
- Hyungwon pewnie próbowal ciałka twojego Marka.- odpowiedziała drwiąco Jungyeon - Przepraszam Dahyun, ale gardzę nimi... nienawidzę czegoś takiego... Zwykłe cioty i tyle.- moja była dziewczyna podbiegła do niej wtulając się w nią - Spokojnie.
- Pewnie masz rację... 
- Nie psuj sobie wakacji przez faceta.
- Racja...- dziewczyna otarła łzy patrząc na mnie - My tu zostajemy... wy róbcie co chcecie.- westchnąłem, po czym przygryzłem nerwowo wargę.
- Dahyun, nie utrudniaj mi tego... nie zostawię cię tutaj...
- Nie musisz się o mnie martwić... 
- Wyjechaliśmy razem i razem wrócimy...
- Nie decyduj za mnie do cholery!
- Daj spokój Mark.- poczułem na ramieniu rękę Hyungwona - Weź swoje rzeczy i spadamy stąd.- skinąłem głową, po czym w pośpiechu zacząłem zbierać swoje rzeczy. Nie chciałem zostawiać Dahyun na oddalonej setki kilometrów od Seoulu wyspie, wśród ciemnego, niebezpiecznego lasu. Bałem się, że coś jej się stanie, ale cóż... z drugiej strony ma przy sobie Jungyeon... jak napastnik zobaczy tak groźną laskę, od razu się wycofa. Po kilku minutach zbierania ubrań, butów czy ręczników zamknąłem bagażnik głęboko wzdychając.
- Dahyun... jesteś pewna, że nie chcesz wracać?
- Żegnam.- rzuciła patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Zerknąłem na Hyungwona, który właśnie siadał do auta. Posłałem dziewczynie lekki uśmiech, po czym poszedłem w jego ślady. Nie minęło nawet pięć sekund, a my już jechaliśmy przez spowity mrokiem las.
- Jak się czujesz?- usłyszałem cichy, niepewny głos kolegi.
- Dobrze.
- Myślisz, że dobrze zrobiłeś?
- Nie wiem... to się okaże.- spojrzałem na niego lekko się uśmiechając.
- Może... może nie jest jeszcze za późno...
- O czym ty mówisz?
- To wszystko stało się zbyt szybko...
- Sugerujesz, że postąpiłem źle?
- Nie... to twoje życie i nie mam prawa się w nie wtrącać.
- Dzięki tobie zrozumiałem, że laski to jednak nie jest to...
- Mogłeś się jeszcze wstrzymać.- westchnął opierając głowę o zagłówek. Stwierdziłem, że to przemilczę. Gdy wyjechaliśmy z lasu spojrzałem na zegarek, na którym dochodziła 22.
- Zatrzymamy się dzisiaj w hotelu... nie mam siły jechać. 
- Mogę cię zmienić.
- Z tą kostką?
- No tak...
- Niedaleko jest fajny hotel... prześpimy się i rano wrócimy do Seoulu. - po kilku minutach dojechaliśmy do otoczonego płotem niewielkiego obiektu, złożonego z kilku domków - Jeju Gillime Pension.... może być?
- Jasne... w końcu to tylko jedna noc.- po wejściu do środka przywitała nas starsza, strasznie uprzejma kobieta.
- Witam.- ukłoniłem się lekko się uśmiechając - Przepraszam, że przyjechaliśmy tak późno...
- Żaden problem chłopcze... na pewno jesteście zmęczeni.
- Tak... chciałbym wynająć pokój.
- Jeden?- zdziwił się Hyungwon szarpiąc mnie za bluzę.
- Łóżka w naszych jedynkach są naprawdę duże... spokojnie.- uśmiechnęła się właścicielka wręczając mi klucz - Śniadanie jest od godziny 6 do godziny 11.
- Dziękujemy.- ukłoniłem się biorąc bruneta w talii, po czym zacząłem prowadzić go do pokoju.
- Czemu wziąłeś jeden pokój?- zdziwił się chłopak kuśtykając po drewnianych schodach.
- Mam jeden, mały powód.
- Hm? Jaki?- otworzyłem drzwi wprowadzając kolegę do środka. Zamykając drzwi spojrzałem na niego przełykając z trudem ślinę - Mark...
- Pomożesz mi się określić.
- Co... chyba już to zrobiłem...- moje spojrzenie wystarczyło, by chłopak zrozumiał o co chodzi - Nie... Mark, to za dużo...
- Jeśli tego nie chcesz, nie będę cię zmuszał...
- To nie tak, że tego nie chcę... Nie chcę żebyś później żałował i mnie o coś obwiniał.
- Nie będę ani tego żałował ani cię o nic obwiniał... Hyungwon, błagam cię...- podszedłem do bruneta cmokając go w kącik ust. To wystarczyło by mi uległ i się na wszystko zgodził.
- Ale... moja kostka...
- Dlatego to ja będę na górze.- odpowiedziałem, po czym rzuciłem torbę szukając w niej ręcznika i bokserek na zmianę - Idę pod prysznic.- Hyungwon skinął głową siadając na łóżku. Gdy zniknąłem za drzwiami łazienki ponownie zacząłem o wszystkim myśleć. Nie wiem czy dobrze zrobiłem... znów dopadły mnie wątpliwości i lekkie wyrzuty sumienia. Mimo to chciałem spróbować, by uspokoić jakoś sumienie... w zasadzie to być może uspokoić. Może się okazać, że mi się nie spodoba i co wtedy? Wrócę do Dahyun z podkulonym ogonem? Po wzięciu prysznica wszedłem do pokoju spoglądając na Hyungwona, który zamyślony ściągał z kostki opaskę uciskową. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się lekko, po czym wstał kuśtykając do łazienki - Poradzisz sobie?
- Tak, spokojnie.- po tych słowach zamknął drzwi oddając się kąpieli. Lekko przerażony tym, co za chwilę się wydarzy, zasunąłem w oknach rolety... w zasadzie nic więcej nie mogłem zrobić. Nie mieliśmy alkoholu ani świeczek... no cóż. Przygotowałem żel oraz bandaże i usiadłem na łóżku czekając na kolegę. Gdy ten wyszedł z łazienki usiadł obok mnie biorąc głęboki oddech - Upierdliwa jest ta kostka.- mówiąc to sięgnął po żel.
- Ja to zrobię.- nasmarowałem jego nogę, po czym dokładnie owinąłem ją bandażem i włożyłem w opaskę - I jak?
- Super... dzięki.- uśmiechnąłem się lekko, po czym wstałem gasząc światło - Denerwuję się.
- Ja też... ale jakoś damy radę.- usiadłem na łóżku sadzając na sobie okrakiem Hyungwona. Chłopak spiął się owijając ręce wokół mojej szyi.
- Czuję się jakbym robił to pierwszy raz.- szepnął, jednak pod wpływem moich warg na swojej nagiej klatce piersiowej jęknął chowając twarz w moich włosach. Całowałem go po torsie ciesząc się tym cudownym dźwiękiem. Punkt numer jeden zaliczony... jęki Hyungwona są niesamowicie seksowne i strasznie mnie pobudzają, podczas gdy Dahyun piszczała jak zepsuta zabawka, czym irytowała mnie za każdym razem. Oddech chłopaka stawał się coraz cięższy, a jęki donośniejsze i śmielsze. Uśmiechnąłem się lekko zakręcając językiem kółka wokół jego sutków. Brunet złapał mnie za włosy wydając z siebie gardłowy krzyk - Co... co ty wyprawiasz...- chwyciłem go za tył głowy wbijając się w jego usta. Hyungwon odwzajemniał pocałunek unosząc delikatnie miednicę, którą po chwili zaczął drażnić mojego pobudzonego już członka. Jego zresztą nie był gorszy. Obojgu nam chyba było już dobrze, a stres pod wpływem chwili zaczął z nas wyparowywać. Położyłem go delikatnie na łóżku siadając między jego nogami. Ponownie zacząłem pieścić wargami jego klatkę piersiową i brzuch. Moje dłonie błądziły po jego szczupłej talii, czym doprowadzałem go do ciągłych drgawek i cudownych, nieśmiałych jęków. Hyungwon chwycił mnie za włosy lekko za nie szarpiąc. Gdy moje wargi zjeżdżały na jego podbrzusze, czułem, że jest to ten moment. Zdjąłem z niego niepewnie bokserki przyglądając się jego nabrzmiałej męskości - Nie patrz tak.
- Przepraszam.... Nie wiem... nie wiem czy mam to robić.- chłopak poderwał się do siadu patrząc na mnie wielkimi oczyma.
- Nie... wstydzę się.
- W zasadzie nie masz czego.
- Nie dzisiaj... proszę cię.- skinąłem głową pozbawiając się dolnej części garderoby. Usiadłem okrakiem na chłopaku, po czym ponownie położyłem jego ciało całując go. Hyungwon pieścił moją twarz mrucząc mi w usta. Nie potrzebowaliśmy stosunku, by czuć się naprawdę dobrze. W pewnym momencie poczułem jak coś dotyka mojego wejścia. Jęknąłem prostując się. Wtedy też zauważyłem, że był to członek chłopaka.
- Ejjj...- zaśmiałem się czerwieniąc się.
- Przepraszam... nie chciałem.- uśmiechnąłem się siadając za chłopakiem. Chciałem w niego wejść, ale wtedy też Hyungwon usiadł patrząc na mnie - Masz może lubrykant?
- Jezus, no tak...- oprzytomniałem schodząc z łóżka. Wyciągnąłem z walizki żel, po czym usiadłem na łóżku wylewając trochę na rękę.
- Wiesz... ja mogę to zrobić.- szepnął zawstydzony zerkając na mnie z rumieńcem na twarzy.
- Jak to zrobisz to już nie będziemy musieli się kochać.- brunet zaśmiał się nalewając lubrykantu na dłoń. Następnie przysunął się bliżej mnie dotykając niepewnie mojego członka. Jęknąłem kurcząc brzuch... nigdy w życiu nie mogłem namówić Dahyun do takich rzeczy.
- I jak?- zapytał przyspieszając. Mój przyćpany wzrok ewidentnie mu wystarczył. Gdy Hyungwon wyczuł, że jestem już blisko przestał, przyprawiając mnie o wielki zawód, jednak wiedziałem, że jest to konieczne - Chyba możemy zacząć...- szepnął kładąc się.
- Ja... rozciągnę cię trochę...
- Nie... zrób to od razu.
- Będzie cię to cholernie boleć...
- Chcę mieć to z głowy... 
- Chcesz mieć z głowy... seks ze mną?
- Nie, to nie tak...- Hyungwon usiadł głaszcząc mnie po policzku - Chcę.... chcę mieć za sobą ten pierwszy... gejowski? raz... Strasznie się stresuję, a rozciąganie będzie mnie denerwować jeszcze bardziej.
- Ale...
- Mark... chcę tego... i cieszę się, że ty to zrobisz.
- Jesteś tego pewien?- gdy ten skinął głową położyłem go w poduszkach, po czym usiadłem między jego chudymi nogami - Hyungwon...
- Zrób to.- wchodziłem w niego najdelikatniej jak to było możliwe. Chłopak był niezwykle ciasny, co sprawiało mi ogromną przyjemność. Jego dłonie zaciskały się na pościeli, a usta wykrzywiały się w lekki grymas.
- Bardzo cię boli?
- Nie... to... to jest dość przyjemne.- uśmiechnąłem się kładąc się na jego drobnym ciele.
- Jak będziesz gotowy...
- Jestem gotowy.- szepnął całując mnie. Odwzajemniałem pocałunek poruszając delikatnie biodrami. Hyugnwon pojękiwał z każdym kolejnym pchnięciem, a jego dłonie błądziły po moich plecach lekko je drapiąc. Pierwszy raz... każdy kto go przeżył, wie jak się kończy... wszystko trwa niezwykle krótko, a i dochodzi się po kilku minutach. Zwykle towarzyszy temu masa podejść, bólu i łez, ale w naszym wypadku poszło to niezwykle gładko - Mark...- jęknął chłopak wyginając się w łuk. Czułem jak jego sperma skleja nasze brzuchy. Wtuliłem twarz w jego szyję wykonując kilka pchnięć... koniec. Zdyszany spoczywałem na ciele kochanka nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Po chwili poczułem jak drobne ręce bruneta delikatnie mnie przytulają, a jedna z nich głaszcze mnie po głowie. Jego usta dotknęły mojego ucha lekko je całując. Czułem się cudownie... zdecydowanie seks z Hyungwonem był czymś dużo lepszym niż stosunki z Dahyun - Szybko.- szepnął chichocząc. Spojrzałem na niego cmokając go w nos.
- Chciałem zauważyć, że to ty doszedłeś jako pierwszy.- powoli z niego wyszedłem, po czym sięgnąłem po wiszący na krześle ręcznik i zacząłem nas wycierać.
- Mark...- Hyungwon usiadł lekko się czerwieniąc.
- Tak?- ten przysunął się bliżej mnie wtulając się w moją klatkę piersiową.
- Dziękuję.

~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Ostatnio [czyt.wczoraj] naszły mnie myśli czy powinnam nadal pisać. Mam oczywiście na myśli bloga. Z pisaniem nie rozstanę się nigdy gdyż jest to kluczowa część mojej pracy, ale pisanie yaoi... kocham to, ale zauważyłam, że jest coraz więcej, lepszych ode mnie blogerek zajmujących się tą tematyką. Zakładając bloga postawiłam sobie cel- "Chcę być najlepsza", ale zauważyłam, że moje ficzki są chyba jakościowo coraz gorsze, mimo że wkładam w nie całe serducho. Tutaj moje Skarby jest prośba do Was. Napiszcie mi co powinnam zmienić, co chcielibyście żebym zmieniła, na co powinnam zwracać większą uwagę itp. A może całkowicie powinnam z tym skończyć?;;
Będę Wam bardzo wdzięczna za każdą radę/uwagę.
Kocham Was!~

19 sierpnia 2016

Mark&Hyungwon~cz.3[Odkryć siebie]



- Dość!- oburzyła się Dahyun. Po kilku sekundach od jej krzyku przerwałem pocałunek patrząc nieprzytomnym wzrokiem w oczy Hyungwona. Brunet oblizał wargi lekko się czerwieniąc - Mark... śpisz dzisiaj na dworze!- po tych słowach obrażona dziewczyna ruszyła do namiotu, podczas gdy ja wciąż topiłem się w oczach przyjaciela.
- Wiedziałam...- Jungyeon westchnęła powoli wstając - Hyungwon, to koniec.- dodała, po czym zniknęła w namiocie, który dzieliłem z Dahyun.
- Jesteś wolny.- uśmiechnąłem się wracając powoli do siebie.
- Tak... na to wygląda.
- Uśmiechnij się... musimy to opić.- kąciki ust Hyungwona uniosły się lekko ku górze. Polałem nam soju wręczając jeden kieliszek chłopakowi - Nie cieszysz się?
- Bardzo się cieszę... za to ty będziesz miał jutro niezłą jazdę z Dahyun.
- A tam.- wzruszyłem ramionami unosząc kieliszek - Jakoś ją złagodzę.... Zdrówko.- piliśmy przez kolejne kilka godzin dopóki nie zaczęło świtać. Po tym czasie ledwo żywy ułożyłem się na kocu spoglądając na zamyślonego chłopaka - Zaraz umrę.
- Mmm... też nie czuję się najlepiej.
- Połóż się... może się lepiej poczujesz.
- A co powiesz na kąpiel w morzu?
- Teraz?- usiadłem wpatrując się w kolegę. Ten jedynie spojrzał na mnie uśmiechając się, po czym zaczął się rozbierać.
- To nam dobrze zrobi.
- Może i masz rację.- wstałem leniwie zdejmując z siebie warstwy ubrań. Gdy byłem już w samych bokserkach poczułem na swojej dłoni delikatny, nieśmiały dotyk, od którego zrobiło mi się przyjemnie ciepło.
- Gotowy?- zapytał z uśmiechem Hyungwon.
- Aishh... woda musi być teraz cholernie zimna.
- To mi zrobi dobrze na kostkę.- skinąłem głową łapiąc kolegę w talii. Gdy go dotknąłem ten zadrżał lekko się czerwieniąc. Poczułem w brzuchu dziwny ucisk, a serce jakby nagle przyspieszyło. Mimo to zacząłem prowadzić go w stronę wody.
- W ogóle... pamiętasz co się wczoraj stało?- zapytałem stawiając go w morzu.
- Pewnie... mimo, że wypiłem dużo to wszystko pamiętam.- skinąłem głową wchodząc nieco głębiej.
- Nie żałujesz?
- Rozstania z Jungyeon czy pocałunku?- zamurowało mnie. Odwróciłem się niepewnie w stronę kuśtykającego chłopaka.
- Em... w zasadzie obu tych rzeczy...
- Nie żałuję żadnej z tych rzeczy... dobrze się stało.- podsumował dając nura. Nie wiem czemu, ale od wczoraj odkąd się pocałowaliśmy moje serce bije przy nim dwa razy szybciej. Z resztą... wydaje mi się, że ja też nie jestem mu obojętny. Dzisiaj gdy go dotknąłem... aishh, o czym ja myślę. Jestem z Dahyun, a poza tym jestem w stu procentach hetero... była to jedynie chwila słabości pod wpływem alkoholu, to wszystko - Na co czekasz?!- krzyknął brunet znajdujący się już po drugiej stronie pomostu. Nie powiem mu przecież, że panicznie boję się wody, bo naoglądałem się za dużo horrorów... to by było dość głupie.
- Już płynę!- przeklnąłem w duszy tę chwilę, po czym zacząłem płynąć w stronę Hyungwona. Oczywiście wmówiłem sobie, że krąży koło mnie chmara rekinów, a pod piaskiem leżą zakopane zwłoki, które tylko czekają żeby wciągnąć mnie pod wodę - Jestem.- wysapałem łapiąc się panicznie pomostu. Brunet zmarszczył brwi uważnie mi się przyglądając.
- Boisz się?
- No co ty... po prostu dawno nie pływałem. 
- Mogłeś od razu powiedzieć, że masz lęk przed wodą... wtedy bym nie naciskał.
- Nie mam żadnego lęku do cholery.
- Takiego bohatera możesz zgrywać przed Dahyun, ale mnie nie oszukasz.- uśmiechnął się patrząc w stronę pomarańczowego słońca.
- Nie irytuj mnie.- chłopak zaśmiał się zerkając na mnie.
- A tak swoją drogą... ciekawe co nas wczoraj goniło, nie?
- Co by to nie było, mogłoby cię zjeść. 
- Ty tak na poważnie?- zapytał otwierając szeroko oczy.
- Hm... miałbym z głowy ciebie i twoje głupie gadki.
- Oh...- brunet westchnął, po czym odbił lekko od pomostu płynąc powoli w stronę plaży.
- Hyungwon... Hyungwon, nie wygłupiaj się.- zacząłem płynąć za nim, jednak ten nawet nie pomyślał o tym, by się zatrzymać - Hyungwon, żartowałem.- przez skręconą kostkę był osłabiony, dzięki czemu mogłem go zatrzymać. Widok jaki zastałem cholernie mnie zabolał - Płaczesz?
- Nie... jesteśmy w wodzie, to chyba logiczne, że...
- Zamknij się.- westchnąłem lekko się uśmiechając. Chciałem za wszelką cenę załagodzić sytuację - To był żart... przepraszam.
- Głupi żart.- szepnął brunet zlizując z warg łzę.
- Nie płacz...- zacząłem wycierać jego delikatną buźkę z łez - Wiem, że to było nie na miejscu... coś naprawdę mogło ci się stać...
- Przecież tego właśnie chciałeś.
- Nie... nie wybaczyłbym sobie tego, jakby ktoś cię wtedy skrzywdził.- Hyungwon zamknął oczy łapiąc mnie delikatnie za dłoń. Następnie przysunął ją w okolice swoich warg, po czym złożył na niej delikatny pocałunek. Mimo, że byłem w ogromnym szoku, z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie... nic więcej... nie potrafiłem go odepchnąć... powiedzieć, że ma przestać. Chyba za bardzo mi się to podobało... - Nie powinniśmy...- szepnąłem ciesząc się ostatnimi sekundami tej pieszczoty. Brunet spojrzał na mnie lekko zawstydzony.
- Przepraszam.- odpowiedział z lekkim uśmiechem i ponownie zaczął płynąć w stronę lądu. Tym razem go nie zatrzymywałem. Co tu się właśnie stało? Na szczęście nikt tego nie widział... poprzez "nikt", mam na myśli oczywiście Dahyun. Stałem w wodzie jak wryty wpatrując się w przepływające przede mną, drobne ryby.
- Mark...- mrugnąłem kilkakrotnie spoglądając na osobę stojącą obok mnie - Wołam cię już któryś raz...- była to Dahyun. Skinąłem głową uciekając wzrokiem na stojącego przy samochodzie Hyungwona - Oppa... wszystko w porządku?
- Kazałaś mi spać na dworze... jak może być w porządku?- jego idealne, mokre ciało lśniło skąpane promieniami słonecznymi.
- Wiem skarbie... zbyt ostro zareagowałam, przepraszam.- dziewczyna westchnęła głaszcząc mnie po ramieniu - Chodź do namiotu... jakoś ci to wynagrodzę.
- Nie mam ochoty.- burknąłem wychodząc z morza.
- Oppa!- no tak... należę do osób, które zwykle nie odmawiają, ale szczerze mówiąc nie mam ochoty na seks... z nią. Minąłem Hyungwona w absolutnej ciszy, po czym sięgnąłem do namiotu po ręcznik, którym pospiesznie zacząłem się wycierać. Czułem na sobie jego spojrzenie. Wiedziałem, że relacje między nami będą coraz gorsze, a atmosfera coraz cięższa. Nie obwiniam go za to, że mnie pocałował...w końcu sam tego chciałem. Najgorsze jest to, że całuje tak cholernie dobrze, że mam ochotę na więcej. Można więc powiedzieć, że głównie jestem wściekły na samego siebie - Oppa... co się z tobą dzieje? Proszę cię, nie bądź na mnie zły. 
- Boże Dahyun...
- Zrobię wszystko, tylko się na mnie nie złość.
- Zrozum, że to nie chodzi o ciebie! Nie wszystko kręci się wokół twojej osoby!- rzuciłem ręcznikiem, narzucając na siebie zdjęty kilkanaście minut wcześniej t-shirt. Miałem dość... chyba ta sytuacja trochę mnie przerosła.
- Mark...- usłyszałem cichy, zaniepokojony lekko głos Hyugwona. Spojrzałem na niego biorąc głęboki oddech.
- Jadę do miasta...
- Po co?
- Po fajki... jak chcesz to wsiadaj.- burknąłem idąc w stronę samochodu. Siadając za kierownicą ujrzałem jedynie płaczącą w ramionach koleżanki Dahyun. Kocham ją, ale miałem teraz poważniejszy problem. Gdy Hyungwon zajął miejsce obok mnie, spojrzał na mnie przełykając z trudem ślinę.
- Może... może nie powinienem z tobą jechać.- zamknąłem automatycznie drzwi, po czym ruszyłem w stronę centrum - Mark... co się stało?
- Chcę z tobą porozmawiać.
- O czym?- zamilkłem. Stwierdziłem, że bezpieczniej będzie odjechać kilka kilometrów od miejsca biwaku i dopiero zacząć rozmowę - Mark...- szepnął chłopak, jednak po ujrzeniu mojej kamiennej twarzy zamilkł skupiając się na drodze. Po przemierzeniu około 10 kilometrów, zatrzymałem się niedaleko wyjazdu z lasu. Otaczały nas drzewa... wokół nas było cicho i bardzo spokojnie... idealna atmosfera na rozmowę.
- Nie wiem nawet od czego mam zacząć...
- Mam czas...- szepnął brunet zaciskając dłonie na dresowych spodniach.
- Wybacz, ale... wiem o wszystkim.
- Nie rozumiem...
- Wiem, że całowałeś się ze swoim przyjacielem... wiem, że przez to poczułeś coś do facetów...
- Co?!... Skąd to wiesz do cholery?!
- Rozmawiałem z Jungyeon... 
- Jak mogłeś?!
- Co czułeś jak całowałeś mnie?- cisza. Wziąłem głęboki oddech spoglądając na zdziwionego kolegę.
- O czym ty mówisz...
- Odpowiedz mi...
- Nie chcę o tym rozmawiać...
- W końcu będziesz musiał... to dla mnie cholernie ważne...- Hyungwon odpiął pasy łapiąc za klamkę - Co ty robisz?
- Otwórz drzwi.
- Dlaczego?
- Po tym wszystkim nie będziesz chciał mnie widzieć.
- Więc ci się to podobało.- Hyungwon zaśmiał się nerwowo przygryzając wargę. Zapadła między nami cisza - Co teraz?
- Jak to co?- brunet zerknął w moją stronę czerwieniąc się - Po powrocie do Seoulu każdy idzie w swoją stronę... Jungyeon idzie zatruwać dupę innym ludziom, ty będziesz dalej wiódł słodkie, cukierkowe życie z Dahyun...
- A ty?... co z tobą?
- Nie wiem...
- A... jeśli bym ci powiedział, że...- czułem jak robi mi się gorąco, a słowa, które chciałem wypowiedzieć, nie mogły mi przejść przez gardło - Nie wiem czy nadal chcę być z Dahyun...- znów cisza. Hyungwon wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma szukając w międzyczasie odpowiednich słów.
- Co ty pieprzysz...
- Nie chcę się wtrącać w twoje życie, ale dzięki tobie chyba zrozumiałem, kim naprawdę jestem...
- Przemyśl to dokładnie...- miałem dość. Nachyliłem się do chłopaka patrząc mu w oczy. Wymienialiśmy się jedynie ciężkimi oddechami... czuliśmy nasze szybko bijące serca - Nie rób tego.- szepnął, czym jeszcze bardziej zachęcił mnie do działania. Ułożyłem delikatnie dłoń na jego bladym policzku, po czym w bardzo subtelny sposób spróbowałem jego warg. Hyungwon zadrżał cmokając mnie w kącik ust - Będziesz tego żałował...
- Niczego nie będę żałował.- szepnąłem łącząc nasze wargi namiętnym pocałunkiem. Brunet mruczał głaszcząc mnie po karku - Dlaczego masz przed tym takie opory?
- Boję się, że spieprzę ci życie.
- Spieprzysz, jeśli się ode mnie odwrócisz i mnie zostawisz.- znów pocałunek. Nie potrafiłem się od niego oderwać. Wiedziałem, że zranię tym Dahyun, dlatego też stwierdziłem, że z wyznaniem prawdy poczekam aż wrócimy do domu. Hyungwon całował mnie coraz zachłanniej szarpiąc mnie delikatnie za włosy. Po jego policzkach spływały łzy, jednak jak później tłumaczył, były one wywołane szczęściem. W końcu brunet zaczerpnął powietrza przenosząc swoje pełne wargi na moją wrażliwą szyję. Jęknąłem przyciągając go w swoją stronę. Po chwili pieszczot, Hyungwon zostawił na mojej szyi krwawy ślad, jednak jękami zachęcałem go do zrobienia ich więcej. Tym razem wszystkie malinki chłopak umiejscowił pod moją koszulką. Po wszystkim oparł swoje drobne dłonie na mojej klatce piersiowej, po czym głęboko oddychając patrzył mi w oczy.
- To szaleństwo.- uśmiechnąłem się lekko go całując - Nie wracajmy tam.- zaśmialiśmy się stykając się czołami. Nie mam pojęcia, co wyprawiam. Działam pod wpływem chwili, ale jestem w takim wieku, w którym kieruję się głównie emocjami, a nie rozumem. Póki co mam przy sobie Hyungwona... nie chcę myśleć o nadchodzących konsekwencjach.

~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


18 sierpnia 2016

Mark&Hyungwon~cz.2[Odkryć siebie]



                         Pocałowałem w czoło śpiącą jeszcze Dahyun, po czym wyszedłem z namiotu, by trochę pobiegać. Ćwiczę codziennie, jednak teraz nadarza się jedna z niewielu okazji, kiedy to mogę pobiegać na świeżym powietrzu. Po wyjściu na dwór zauważyłem rozciągającego się Hyungwona. Uśmiechnąłem się podchodząc do niego.
- Hej, już nie śpisz?- brunet spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
- Nie... nie mogłem dzisiaj zasnąć...- odpowiedział wzdychając, po czym pomasował się po karku.
- Spanie w samochodzie chyba ci nie służy.
- To nie to.- Hyungwon przygryzł wargi spoglądając na morze - A ty co? Czemu nie w namiocie?
- Idę pobiegać.
- O... właśnie szykowałem się do treningu... mogę iść z tobą?
- Pewnie.- posłałem mu uśmiech klepiąc go po ramieniu. Po chwili w ciszy ruszyliśmy przed siebie. Słyszeliśmy jedynie trzask łamanych, drobnych gałązek i nasze ciężkie oddechy. Trwało to około 30 minut. Po tym czasie dotarliśmy do ogromnej, jednak bardzo kameralnej i cichej polany, na której nie było absolutnie nikogo. Otoczona była ciemnym, gęstym lasem, a na jej powierzchnię nie padały promienie słoneczne - Trochę strasznie.- szepnąłem uważnie się rozglądając. Chłopak przytaknął wychodząc na jej środek.
- Boisz się?
- Nie powiem, że nie.
- Stojąc tu mam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował.- czułem jak dostaję gęsiej skórki. Mimo to podszedłem do Hyungwona spoglądając w ciemny las - I co powiesz?
- Spadajmy stąd.
- No co ty.
- Nie jestem miłośnikiem horrorów... czuję się tu dość dziwnie.- brunet skinął głową, po czym zaczęliśmy wychodzić z polany na ścieżkę, którą biegliśmy. W pewnym momencie zerwał się dość silny wiatr, jednak wtedy wymieniliśmy się jedynie uśmiechami idąc dalej. Dopiero gdy usłyszeliśmy za plecami warczenie podobne do tego jakie wydają z siebie wściekłe psy wpadliśmy w panikę biegnąc pospiesznie przed siebie - Szybciej!- nagle usłyszałem krzyk Hyungwona. Spanikowany przystanąłem odwracając się za siebie. Chłopak leżał na ziemi jak długi zwijając się z bólu, jednak nikogo przy nim nie było. Przerażony podbiegłem do niego starając się go podnieść - Wstawaj, już niedaleko.
- Nie dam rady.- syknął masując się po kostce.
- Cholera...- kucnąłem uważnie oglądając jego nogę, która rzeczywiście nie wyglądała za dobrze - Dasz radę wskoczyć mi na plecy?
- Dojdę do namiotów sam.
- Nie wygłupiaj się.- podniosłem go stawiając jego obolałe ciało pod drzewem.
- Mark, ja naprawdę...
- Wskakuj.- powiedziałem stanowczo stając tyłem do chłopaka. Hyungwon jęknął, po czym owinął ręce wokół mojej szyi, niezdarnie na mnie wskakując. Złapałem go za pośladki, po czym usadziłem go wygodnie na swoich plecach - W którą stronę do namiotów?
- To chyba tam.- odpowiedział wskazując jedną ze ścieżek. Niosłem go do naszego obozu z mocno bijącym sercem. Cały czas miałem wrażenie, że ktoś nam się przygląda i za nami idzie - Nie jest ci ciężko?
- Hm?- zerknąłem za siebie czując jak denerwuję się coraz bardziej.
- Pytałem czy nie jest ci ciężko.
- Nieee, coś ty... jesteś leciutki.- wziąłem głęboki oddech rozglądając się nerwowo na boki - Nie czujesz się obserwowany?
- Hmmm.... nie.
- Dziwne...
- Daj spokój... faktycznie to było dziwne, ale nie przesadzajmy.
- Może masz rację.- wracaliśmy do obozu z dobre 40 minut gdyż ciężko nam było odnaleźć drogę powrtoną. Gdy weszliśmy na naszą polanę, dziewczyny siedziały przy ognisku grzejąc wodę w garnku.
- Oppa!- ucieszyła się Dahyun idąc w naszą stronę, podczas gdy jej przyjaciółka nawet nie drgnęła na widok swojego rannego chłopaka.
- Cześć skarbie.- pocałowałem ją delikatnie, po czym otworzyłem w samochodzie drzwi do bagażnika.
- Co się stało?- zapytała patrząc na Hyungwona.
- Przewróciłem się i trochę boli mnie noga... ale to nic takiego.- odpowiedział z uśmiechem.
- Przestań się nad sobą użalać...- burknęła Jungyeon zalewając sobię herbatę - Cioty tak mają...- dodała czym wprowadziła mnie w spore nerwy.
- Coś ty powiedziała?- wyprostowałem się odstawiając wcześniej wyciągniętą z bagażnika apteczkę.
- Daj spokój...- szepnął Hyunwon spuszczając głowę, na co Dahyun jedynie przytaknęła.
- Twój chłopak skręcił prawdopodobnie kostkę, a ty nawet nie zainteresowałaś się jego stanem... nie masz serca.
- Ja nie mam serca?- dziewczyna parsknęła śmiechem wbijając wzrok w bruneta - Hyungwon, robimy sobie dzisiaj dzień szczerości?
- Daruj sobie...- burknął zalewając się rumieńcem. O co tu do cholery chodzi? Spojrzałem na Dahyun, która zdenerwowana szarpała mnie za rękaw bluzy.
- Oppa... jedź z nim do szpitala, a my przygotujemy coś do jedzenia.- wypuściłem z siebie powietrze pomagając Hyungwonowi zająć miejsce z przodu samochodu.
- Najlepiej zamknij się w namiocie i poczekaj aż wrócimy...
- Co? Dlaczego?
- Coś tu jest... 
- Co... Mark, o czym ty mówisz?
- Jeszcze niczego tak naprawdę nie wiemy, nie strasz jej.- odpowiedział brunet zapinając pasy.
- O czym wy mówicie?
- Do namiotu.- pocałowałem ją w czoło, po czym usiadłem za kółkiem ruszając w stronę miasta. Gdy nasza polana zniknęła mi z zasięgu wzroku westchnąłem spoglądając na chłopaka - Hyungwon...
- Hm?
- Nie powinienem się w to mieszać, ale... o czym mówiła Jungyeon?- ten od razu zamilkł wbijając wzrok w okno. Po chwili jednak otworzył szybę wyciągając ze schowka papierosy, po czym odpalił jednego z nich - Hyungwon...
- Nie chcę o tym rozmawiać...
- Ale...- chłopak wywinął oczami włączając radio... to był ostateczny znak mówiący, bym nie poruszał więcej tego tematu. W absolutnej ciszy dojechaliśmy do szpitala, w którym kostka Hyungwona została zmrożona i umieszczona w opasce uciskowej - Jak się czujesz?- zapytałem gdy przekraczaliśmy próg szpitala.
- Już dobrze... dzięki, że mnie tu przywiozłeś.- uśmiechnąłem się lekko sadzając kolegę w samochodzie.
- Od tego ma się kumpli.- brunet odwzajemnił uśmiech opierając głowę o zagłówek - Coś cię gryzie.
- Nie coś, tylko Jungyeon...- kucnąłem na szpitalnym parkingu przyglądając się uważnie chłopakowi.
- Na pewno nie chcesz o tym pogadać?
- Wiesz... ufam ci, ale to chyba zbyt szybko... znamy się w końcu dopiero dwa dni.
- No tak.- uśmiechnąłem się wzdychając - Tooo... co robimy? Bo zakładam, że nie chcesz tam wracać.
- Normalnie czytasz mi w myślach.- zachichotałem sięgając po telefon.
- Poczekaj.- zadzwoniłem do Dahyun pytając ją o to czy wszystko z nią w porządku. Gdy dziewczyna zapewniła mnie, że nic się nie dzieje, zapytałem czy potrzebujemy czegoś ze sklepu... Dahyun... laska jak każda inna. Jej lista zakupów mogłaby się ciągnąć przez całą długość szpitalnego parkingu - No... to jedziemy na zakupy.- w sklepie poza potrzebnymi produktami kupiliśmy alkohol będący niezbędnikiem wieczornego ogniska. Przez cały ten czas świetnie się ze sobą dogadywaliśmy... nie brakowało nam tematów do rozmów, a z naszych twarzy nie schodziły uśmiechy. Znam Hyungwona od dwóch dni, a dogaduję się z nim jak z najlepszym przyjacielem.
- Boże spraw aby te 9 dni zleciało jak najszybciej.- burknął chłopak gdy wjeżdżaliśmy do lasu.
- Źle ci ze mną?- zaśmiałem się.
- Z tobą bardzo dobrze.- odpowiedział z grobową miną - Gorzej z tą pindą.
- Dasz radę... jakoś tak zorganizujemy czas żebyś z nią nie przebywał.- brunet skinął głową spoglądając na las. Ciekawe co to za sprawa, o której było tak głośno dzisiaj rano. Mam nadzieję, że gdy wieczorem trochę wypije, wszystko mi wyśpiewa. Wiem, że nie powinienem być tak wścibski, ale co ja na to poradzę, że tak bardzo mnie to ciekawi. Gdy zajechaliśmy na polanę wysiadłem pospiesznie z auta podbiegając do drzwi Hyungwona. Gdy je otworzyłem chciałem pomóc mu wysiąść, jednak ten odtrącił mnie spoglądając na swoją dziewczynę.
- Nie przy niej... znowu zacznie pieprzyć głupoty.- skinąłem głową dając mu wolną rękę. Jungyeon pokręciła jedynie głową wyciągając zakupy z bagażnika.
- Możemy pogadać?- spojrzałem na krótkowłosą dziewczynę, która jakoś niespacjalnie wyrażała zainteresowanie moją osobą - Mówię do ciebie...
- O czym chcesz ze mną rozmawiać?- westchnęła zerkając na mnie. Czułem jak tracę nad sobą kontrolę. Chwyciłem ją za rękę ciągnąc ją w stronę mostu - Hej!
- Nie irytuj mnie, dobrze ci radzę.- gdy weszliśmy na pomost, dziewczyna założyła ręce robiąc minę obrażonej divy - Dlaczego tak się zachowujesz?
- Nie wiem o czym mówisz.
- O tym jak traktujesz Hyungwona... to twój chłopak do cholery.
- Nie mam już do niego szacunku... nie po tym co zrobił.
- Z tego co wiem to ty go zdradziłaś.
- Owszem, ale miałam powód.
- Nic nie jest w stanie wytłumaczyć zdrady.
- On zdradził mnie pierwszy...- przyznam, że trochę zgłupiałem.
- Poczekaj... o czym ty mówisz?- blondynka westchnęła patrząc w stronę polany, jednak nikogo nie było na niej widać.
- Kilka dni przed urodzinami Hyungwona, jego kumpel zorganizował domówkę... Trochę popiliśmy i... Minhyuk... jego kolega, który jest gejem... zmusił go do pocałunku. Najlepsze jest to, że Hyungwon nie protestował. Całował się z nim na moich oczach, a później upierał się, że mu się to bardzo podobało i że czuje się bi... Podczas jego urodzin stwierdziłam, że się zemszczę...
- Przespałaś się z jego przyjacielem będąc tego w pełni świadoma, podczas gdy Hyungwon jedynie pocałował swojego kolegę i to jeszcze będąc pod wpływem...- Jungyeon wzruszyła jedynie ramionami.
- Ze mną nie ma żartów.
- Jesteś żałosna... mam nadzieję, że Hyungwon w końcu cię pogoni i znajdzie porządną dziewczynę.
- Albo chłopaka.- odpowiedziała drwiąco idąc w stronę polany - Ahh... zapomniałabym!- odwróciłem się spoglądając na dziewczynę - Uważaj żeby nie dobrał ci się do dupy!- Jungyeon zaśmiała się biegnąc w stronę Dahyun. Co za podła laska... nie rozumiem po co Dahyun brała ich ze sobą wiedząc w jakich są teraz relacjach. Jeśli chodzi o Hyungwona, mój stosunek co do niego nie zmienił się po tym, czego się właśnie dowiedziałem. Jeśli pocałunek z przyjacielem utwierdził go w tym, że czuje się bi, to chyba dobrze. Jesteśmy już w takim wieku, że to już najwyższa pora, by się określić.
                    Na szczęście reszta dnia minęła nam dość szybko i nawet bezkonfliktowo. Dahyun co chwilę plotkowała z Jungyeon o nowościach w świecie k-pop'u, dzięki czemu mogłem spędzić trochę czasu z Hyungwonem. Rozmawialiśmy o książkach, muzyce, sporcie, naszych zainteresowaniach, planach na przyszłość... naprawdę z przyjemnością będę wracał do tego dnia. Pod wieczór gdy dziewczyny poszły nad wodę, by się wykąpać, ja wraz z Hyungwonem zajęliśmy się przygotowaniem ogniska.
- Aishh...- brunet syknął siadając na przygotowanym kocu.
- Aż tak cię boli?
- Trochę... ale zaraz mi przejdzie i ci pomogę.
- Nie ma mowy.- rzuciłem drewno w miejsce wyznaczone na ognisko, po czym kucnąłem przed przyjacielem biorąc w ręce jego kostkę - Nasmaruję ci ją tym żelem, który dał lekarz.
- Nie no... mogę to zrobić sam.
- Nie kłóć się ze mną.- wymieniliśmy się uśmiechami, po czym odłożyłem delikatnie jego nogę idąc do namiotu po apteczkę. W sumie nie muszę jakoś specjalnie przejmować się słowami Jungyeon... widać, że Hyungwon traktuje mnie jedynie jak kumpla i niczego więcej ode mnie nie oczekuje. Po zabraniu żelu i czystego bandaża wróciłem do chłopaka siadając przed nim po turecku - Połóż na mnie nogę.- gdy Hyungwon ułożył kostkę na mojej nodze zdjąłem ostrożnie opaskę, po czym zacząłem smarować obolałe miejsce. Brunet wzdrygnął się sycząc - Zimne?- uśmiechnąłem się unosząc brew.
- Strasznie... ale to dobrze.
- Mam nadzieję, że po tym przestanie cię boleć.- dawałem z siebie naprawdę wszystko wczuwając się w każdy ruch.
- Na pewno.- Hyungwon przygryzł wargę - A jak jeszcze mamy pić, to pójdę spać absolutnie znieczulony.- zaśmiałem się owijając kostkę bandażem.
- Jakby jednak coś się działo w nocy to przyjdź po mnie, okej?
- Nie będę cię budził.
- Hyungwon...
- Dobrze, nie denerwuj się.- włożyłem kostkę w opaskę ciesząc się ze swojej roboty.
- Gotowe.
- Dziękuję.
- Możemy zaczynać!- usłyszałem za plecami krzyk Dahyun. Przytaknąłem, po czym zacząłem znosić do ogniska najpotrzebniejsze rzeczy w postaci jedzenia, alkoholu czy talerzy. Bez zastanowienia zająłem też miejsce obok chłopaka zaczynając z nim od razu rozmowę. Zdezorientowana Dahyun usiadła naprzeciwko nas wraz ze swoją koleżanką. Noc mijała naprawdę przyjemnie. Alkohol lał się litrami, a nasza czwórka była w coraz to lepszych nastrojach - Mam pomysł!- Dahyun wstała trzymając w ręku butelkę soju - Zagramy w butelkę na pytania albo zadania!- wraz z Jungyeon przytaknęliśmy na ten pomysł, jednak Hyungwon jako jedyny nie pałał jakimś szczególnym optymizmem.
- Co z tobą?- zapytałem kładąc mu rękę na kolanie.
- Nie lubię takich zabaw.
- Daj spokój... pośmiejemy się, może być fajnie.- gdy dziewczyny usiadły bliżej nas zaczęliśmy kręcić butelką. Wiadomo... każdy na początku prosił o pytania gdyż bał się wyzwań ze strony przeciwników. Gdy wypadło na Jungyeon ta uśmiechnęła się pijąc kolejną porcję soju.
- Chcę wyzwanie!
- Wskocz na golasa do morza.- odpowiedziała roześmiana Dahyun.
- Żaden problem... i tak jedynym facetem, któremu się to może spodobać będzie Mark.- dziewczyna zdjęła z siebie ubrania biegnąc w stronę wody. Dahyun nagle posmutniała jednak mimo to starała się dobrze bawić. Westchnąłem spoglądając na pozbawionego jakichkolwiek chęci do życia Hyungwona.
- W porządku?- brunet skinął głową lekko się uśmiechając. Nagle usłyszeliśmy plusk.
- Zadanie zaliczone!- krzyknęła Jungyeon.
- Wracaj do nas i bawimy się dalej!- moja dziewczyna wzięła głęboki oddech spoglądając na Hyungwona - Przepraszam, że cię tu zaciągnęłam.
- Nie przepraszaj mnie... dzięki tobie poznałem Marka.- Dahyun uśmiechnęła się spoglądając na mnie z błyskiem w oku. Pewnie się cieszyła, że zająłem się jej przyjacielem gdy tego najbardziej potrzebował. Gdy wróciła do nas mokra dziewczyna, Dahyun otuliła ją ręcznikami, po czym pomogła jej się ubrać.
- To teraz kręce ja.- krótkowłosa usiadła na kocu kręcąc butelką. Pech chciał, że wypadło na mnie. Uśmiechnąłem się cwaniacko prosząc o zadanie - Pocałuj Hyungwona.
- Jungyeon, no co ty...- Dahyun jakby trochę oniemiała.
- Daj spokój skarbie... to tylko zabawa.- odpowiedziałem patrząc na zaczerwienionego chłopaka - Hyungwon...
- To nie zepsuje relacji między nami?
- Nie ma takiej opcji.- odpowiedziałem wbijając się w pełne, niezwykle słodkie wargi kolegi...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------