12 sierpnia 2016

Jaebum&Jinyoung~cz.5[Podróż w jedną stronę]



                      Mimo poważnej rozmowy z szefem, nie potrafię zrezygnować z Jaebuma. Bardzo mi na nim zależy.. z dnia na dzień jesteśmy coraz bardziej zżyci. Widzimy się codziennie, dzień w dzień jemy ze sobą kolacje, Jaebum śpi u mnie, jednak do niczego między nami nie dochodzi.... na szczęście. To znaczy.. źle to ująłem. Chciałbym się z nim kochać, ale wydaje mi się, że to zobowiązuje nas do czegoś więcej... Nie mówię tu o żadnych ślubach, bo jest to wręcz abstrakcyjne i nierealne, ale jeśli zechciałbym zerwać znajomość z nim, to po stosunku... chyba nie wypada. Aaaa nie wiem! Nigdy nie byłem z nikim w związku! To takie frustrujące i dołujące jednocześnie...
- Stoję pod blokiem... zejdziesz do mnie?- wyjrzałem przez okno lekko się uśmiechając.
- A czemu nie wejdziesz na górę?
- Nie mam teraz czasu kotek.- westchnąłem narzucając na ramiona płaszcz przeciwdeszczowy.
- Już lecę.- rozłączyłem się, po czym pędem ruszyłem pod klatkę. Jaebum siedział na motorze ubrany w skórzane, idealnie dopasowane spodnie oraz skórzaną, ciężką kurtkę... ależ on seksownie wygląda - Hej.- uśmiechnąłem się szeroko chcąc go pocałować, jednak po chwili przypomniałem sobie, że możemy być obserwowani.
- Cześć...- rzucił oschle uważnie się rozglądając. Przełknąłem z trudem ślinę nachylając się do chłopaka.
- Co z moim ojcem?
- Mark i Yugyeom pojechali dziś rano do Busan... rozmawiałem z twoim ojcem...
- Co takiego?- brunet skarcił mnie wzrokiem. Zamknąłem się więc czekając na kontynuację.
- Zabrał twoją matkę i wyjechali do Yeosu.... wszystko będzie dobrze.
- A... ale... co mu powiedziałeś?
- Przedstawiłem się jako twój szef... powiedziałem, że zadarłeś ze złymi ludźmi i że wasza rodzinka ma teraz kłopoty.- nie wierzę, że to dla mnie zrobił. Uśmiechnąłem się szeroko unosząc brwi.
- Ze złymi ludźmi?- podszedłem do chłopaka patrząc mu głęboko w oczy. Jaebum przyciągnął mnie do siebie delikatnie mnie całując.
- A jak byś inaczej mnie nazwał?
- Hmmm pomyślmy... możeee...- zamarłem. Na osiedlowy parking wjechały trzy motory. Jaebum pospiesznie skierował wzrok w ich stronę.
- Wsiadaj.
- Co?
- Wsiadaj!- wskoczyłem na motor łapiąc się kurczowo kurtki chłopaka, który po sekundzie ruszył w wąską uliczkę, sprytnie wymijając motocyklistów.
- Kto to?!
- Później wszystkiego się dowiesz!- pędziliśmy przez zalane ulice Incheon. Co chwilę odwracałem się za siebie, jednak widok jaki zastałem przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Dwóch motocyklistów pędziło za nami, siedząc nam praktycznie na ogonie.
- Szybciej!- JB gwałtownie zahamował skręcając w osiedlową uliczkę i jak się okazało, był to ogromny błąd. Z naprzeciwka jechał na nas rozpędzony motor. Jaebum musiał już wiedzieć, że nie ma żadnych szans. Zatrzymał się wyciągając zza kurtki broń - Co się dzieje?- zapytałem spanikowany jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Dwójka goniących nas motocyklistów zajechała nam drogę z drugiej strony... to koniec.
- Kto by pomyślał, że nasz szef tak nisko upadnie?- jeden z chłopców zdjął kask. Poznaję tą parszywą mordę... był to Jackson. Za nami stał BamBam i chłopak, którego widziałem pierwszy raz w życiu. Pierwszy i jak zakładam ostatni.
- Kto was przysłał?- zapytał Jaebum schodząc z motoru.
- A jak myślisz?... Szef się już wszystkiego domyślił.
- Gardzi tym, że się pedalisz z tą dziennikarską hieną.- parsknął BamBam podchodząc bliżej mnie.
- A nie wspomniał nic o tym jak ty kurwiłeś się ze starymi oblechami?!- rzuciłem wstając gwałtownie. BamBam otworzył szerzej oczy spoglądając na Jacksona.
- Ohoho... widzę, że kolega dużo wie.- Jackson westchnął stając twarzą w twarz z moim chłopakiem - Nie spodziewałem się tego po tobie... jak mogłeś tyle powiedzieć temu... 
- Komu?- JB uniósł brew mierząc broń w stronę blondyna.
- No co ty... chcesz zabić swojego najlepszego wspólnika?
- Nigdy cię za takiego nie uważałem.
- Aishhh.... ranisz.
- Czego chcecie?
- Szef pragnie się z tobą spotkać i porozmawiać.
- Puśćcie Jinyounga.
- Chyba zwariowałeś? Ten dzieciak za dużo o nas wie.
- To jest rozkaz!- wtedy też BamBam odtrącił mnie zachodząc Jaebuma od tyłu. W ręku trzymał coś na wzór paralizatora, który po chwili wylądował przy szyi chłopaka. JB upadł na ziemię głośno jęcząc.
- Jaebum!- rzuciłem się w jego stronę, jednak zostałem zatrzymany przez chłopaka o brązowych włosach, który złapał mnie z całej siły uniemożliwiając mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
- Patrzcie jaki bohater.... w sumie musi mieć jaja skoro z nami zadarł.- chłopcy zaśmiali się wrzucając Jaebuma na jeden z motorów.
- Dobra Youngjae... bierz go i zwijamy się do szefa.
- Co mu zrobiliście?!- wrzasnąłem patrząc na bezwładne ciało partnera.
- To jest nic w porównaniu z tym co zrobi mu szef.- BamBam uśmiechnął się zakładając kask.
- Dupek! Wszyscy się o was dowiedzą, rozumiesz?! 
- Ojj nie byłbym tego taki pewien.- Jackson oraz BamBam wskoczyli na motory od razu odjeżdżając. Youngjae skuł mnie sadzając mnie na swoim motorze.
- Błagam, nie krzywdźcie go... to ja jestem winny...
- To już nie zależy ode mnie...- chłopak jakby zmiękł.
- Proszę cię, pomóż mu...
- Dość...- szepnął bezsilnie, po czym wskoczył na motor odjeżdżając. Odwróciłem się za siebie widząc pozostawiony w deszczu motor Jaebuma. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy. Nie myślałem teraz o niczym i nikim innym... chciałem tylko by Jaebumowi nic się nie stało, jednak wiedziałem, że oboje mamy teraz przerąbane. Jechaliśmy przez puste ulice miasta... Czułem jakbym jechał na egzekucję. W sumie czego ja się spodziewałem? Mój szef miał rację... w ogóle głupi byłem zajmując się tą sprawą, ale z drugiej strony mogłem się domyślić, że tak to się skończy.
- Długo już jesteś w gangu?- czułem jak Youngjae wzdycha.
- Dwa miesiące.
- Wiedziałem, że jesteś nowy...
- Niby skąd?
- Są jeszcze w tobie resztki człowieczeństwa...- chłopak zamilkł. Dojechaliśmy do starego, opuszczonego już portu... obstawiam, że to tutaj mają swoją siedzibę. Gdy Youngjae zaparkował motor, szarpnął mnie za płaszcz prowadząc mnie w stronę jakiegoś podziemnego wejścia.
- Macie przesrane...- szepnął, po czym otworzył drzwi wprowadzając mnie do środka. Do moich uszu dobiegły odgłosy czyjejś kłótni.
- Błagam, nie...- pisnąłem chcąc się wyrwać, jednak wszelkie próby szły na marne. Po chwili weszliśmy do słabo oświetlonego pokoju, w którym siedział przykuty do krzesła poobijany JB - Boże... Jaebum!
- O proszę, kogo my tu mamy?- zamarłem. Do pokoju weszło kilku dorosłych mężczyzn w towarzystwie Jacksona i BamBama. Czułem jak robi mi się słabo, a serce rozsadza mi klatkę piersiową - Widok pobitego chłopaka boli, co? Ale spokojnie.... jego męki nie potrwają długo.- mówiąc to wyciągnął broń przykładając ją do skroni chłopaka.
- Nie! Błagam, niech pan tego nie robi!
- Jeden...- otworzyłem szeroko oczy czując jak po policzkach spływają mi łzy - Dwa...
- Nie!
- Trzy...
- Zabijcie mnie, on nie jest niczemu winny!!- mężczyzna uśmiechnął się chowając broń pod kurtkę. Upadłem na kolana łapiąc z trudem oddech.
- No no... odważny jesteś.- uniosłem lekko głowę spoglądając na zakapiora - Aż tak ci zależy na tym zdradliwym śmieciu?
- Niech pan tak o nim nie mówi...
- A jak mam nazwać kogoś kto wydał swoją rodzinę jakiemuś pseudo dziennikarzynie, który wtrąca się tam gdzie nie powinien, co?!- nie byłem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - Widzisz?... Gardzę takimi ludźmi...- Jackson podszedł do mnie łapiąc mnie za kurtkę, po czym podniósł mnie do pionu.
- Co z nim robimy szefie?- zapytał mierząc we mnie bronią.
- Spokojnie... jeszcze trochę ich potrzymamy.
- Ich?- zapytałem przerażony spoglądając na nieprzytomnego Jaebuma - Wypuśćcie go... 
- Słucham?- szef głównego gangu podszedł do mnie uważnie mi się przyglądając.
- On potrzebuje lekarza...- po ciemnym pomieszczeniu rozeszła się fala śmiechu.
- Chyba jeszcze nie wiesz przez jakie rzeczy przechodził twój chłopak.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć.- mężczyzna dał Jacksonowi wyraźny znak by ten posadził mnie na krześle obok JB. Gdy to zrobił przywiązał mnie mocną liną robiąc mi przy tym potworne rany - To boli.- syknąłem spoglądając na partnera. Nie mogłem znieść widoku jego nieprzytomnej, niewyrażającej żadnych emocji twarzy.
- Szefie!- z głębi korytarza dobiegł mnie znajomy głos.
- Oo... Mark i Yugyeom wrócili.- ucieszył się BamBam szczerząc się jak nienormalny.
- Tutaj chłopcy!- gdy te prostaki weszły do pomieszczenia zostałem obdarzony szyderczym uśmiechem, na który odpowiedziałem jedynie prychnięciem - Meldujcie.
- Wyjechał z miasta.- szepnął Mark zerkając na mnie - Ktoś musiał go uprzedzić, że chcemy złożyć im wizytę.- szef aż poczerwieniał ze złości. Podszedł do mnie łapiąc mnie za kurtkę, po czym z całej siły uderzył mnie w twarz.
- Kto ci o tym powiedział?!- zachłysnąłem się powietrzem spoglądając na mężczyznę.
- Nie wiem... o czym pan mówi...
- Nie wiesz... to ciekawe... gdzie jest twój ojciec?
- Nie mam pojęcia... nie utrzymuję z nim kontaktu...
- Kłamie.- parsknął śmiechem BamBam naładowując magazynek w broni.
- BamBam... nie teraz.- uciszył go szef - O czym jeszcze powiedział ci Jaebum?- zapytał celując do chłopaka.
- Nic więcej nie mówił... przysięgam.
- Szef pozwoli, że jeszcze się wtrącę.- odpowiedział chudzielec - Jinyoung wspomniał o tym, że pracowałem kiedyś jako chłopiec do towarzystwa.- chłopak przysunął się bliżej mężczyzny robiąc maślane oczy - Chyba pan tak tego nie zostawi.
- Wszyscy wypad...- zarządził patrząc na mnie z nienawiścią. Gangsterzy posłusznie opuścili pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.
- Ja... nic nie wiem...- pisnąłem patrząc ze łzami w oczach na Jaebuma - Jaebum... Jaebum do cholery!- czułem jak narasta we mnie coraz większy strach. Chciałem choć raz... przed śmiercią... powiedzieć JB, że go kocham...
- Spokój!- zagryzłem wargi dławiąc się łzami. Zakapior włożył lufę pistoletu do ust chłopaka.
- Błagam, nie...
- Masz mi wszystko wyśpiewać, rozumiesz? Jeśli tego nie zrobisz jego rozbryźnięty łeb ozdobi tylną ścianę!
- Dobrze!- wziąłem głęboki oddech. Czułem, że jeszcze kilka minut i zejdę z tego świata - Powiem wszystko co wiem...
- Grzeczny chłopiec... w takim razie słucham.
- Jaką mam mieć pewność, że po tym jak wszystko panu wyśpiewam, nie stanie mu się krzywda?- mężczyzna uśmiechnął się przytakując.
- Jaebum jest moim najlepszym szpiegiem i dilerem... szkoda byłoby go stracić. Wszystko leży teraz w twoich rękach.- przełknąłem z trudem ślinę zerkając na pistolet - Ah tak.- gdy broń znalazła się za kurtką tego dupka zacząłem mówić.
- Pewnie jak pan wie jestem dziennikarzem... musiałem napisać artykuł o was...- byłem tak zestresowany, że wysłowienie się szło mi bardzo topornie - Kręciłem się koło Jaebuma... chciałem wzbudzić jego zaufanie jako kolega... powiedziałem mu, że jestem nowy w Incheon... że słyszałem pogłoski o tutejszym gangu...- spojrzałem na partnera, który wciąż nie dawał jakichkolwiek znaków życia - Powiedziałem, że bardzo mi imponuje ich odwaga i że chciałbym zajmować się tym co oni...
- Mów dalej.- gangster odpalił papierosa nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jaebum powiedział, że mam dużo szczęścia, bo właśnie mam styczność z szefem gangu... wygadał się nieświadomie... Błagam, nie krzywdźcie go... on nie wiedział...
- Myślałem, że jest rozsądniejszy.- mężczyzna podszedł do JB klepiąc go po twarzy - A jak to się stało, że jesteście parą?
- Nie chcę o tym mówić...- gdy zobaczyłem broń, którą wyciągnął zza kurtki poderwałem się udzielając mu od razu odpowiedzi - Zaprosiłem go do siebie na soju... Pocałowaliśmy się po pijaku... nie nazwałbym nas parą...- szef zaśmiał się uderzając bruneta w twarz. JB otworzył lekko powieki, jednak światło znajdujące się w pokoju było dla niego zbyt jasne, gdyż od razu zmrużył oczy - Jaebum...- chłopak mruknął zerkając na mnie.
- Wybacz... wybacz mi...- szepnął przełykając z trudem ślinę.
- Spokojnie... wszystko jest dobrze.- w tym momencie całkowicie zapomniałem o tym, że stoi nad nami kat w postaci szefa chłopaka - Jak się czujesz?
- Wyjdę z tego...- mówiąc to spojrzał na mnie posyłając mi lekki uśmiech, przez który z moich oczu znów popłynęły łzy.
- Macie dość dziwne relacje jak na zwyczajnych znajomych.... może jak tu trochę posiedzicie, powiecie mi coś więcej.- po tych słowach zgasił peta na obitym policzku Jaebuma, na co ten zareagował krzykiem.
- To go boli, niech pan przestanie!
- O nie mój drogi...- mężczyzna nachylił się do mnie lekko się uśmiechając - Boleć to was dopiero zacznie jeśli nie zaczniecie gadać... póki co kilka dni spędzonych w ciemnościach, bez wody i jedzenia może zmusi was do powiedzenia prawdy.- po tych słowach zgasił światło wychodząc z pokoju. To koniec... Jaebum nie wytrzyma tego z wycieńczenia, a ja polegnę przez swój stan psychiczny. Jedyny plus tej gównianej sytuacji? Umrzemy razem, będąc przy sobie do ostatnich sekund życia...

~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 Następna część pojawi się dopiero w niedzielę:(
Mimo późnej pory lecę się dopakować i do łóżeczka.
Buziaki~

3 komentarze:

  1. Już się boje kontynuacji ;;;

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże dlaczego :<}}

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty chyba nie przepadasz za Bam Bamnem co? xD Jego złą odsłonę widzę już w którymś opowiadaniu. Jestem ciekawa dalszej część! Czekam pokornie do niedzieli ;)
    Buźka ;)

    OdpowiedzUsuń