27 sierpnia 2016

V&Jungkook~cz.1[Aż po grób]



                       
                            Odkąd dowiedziałem się o chorobie Jimina nie potrafię normalnie funkcjonować. Niby to początkowe stadium raka przełyku, które za kilka dni ma zniknąć, ale i tak potwornie się boję. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdybym go stracił. Jimin to mój najlepszy przyjaciel, można by nawet powiedzieć, że traktujemy się jak bracia. Nasi rodzice prowadzą wspólnie biznesy więc chcąc nie chcąc jako dzieci musieliśmy spędzać ze sobą mnóstwo czasu. Jakoś w szkole podstawowej zrozumieliśmy, że naprawdę się lubimy i wtedy też zawarliśmy pakt przyjaźni, mówiący o tym, że będziemy ze sobą aż do śmierci. Przysięgę, którą zawarliśmy jako dzieci pielęgnujemy do dzisiaj. Po wyjeździe z Daegu do Seoulu byliśmy zdani tylko i wyłącznie na siebie. Gdy udało nam się dostać na ten sam Uniwersytet, rodzice kupili nam mieszkanie znajdujące się praktycznie na wprost szkoły. Pierwszy semestr pierwszego roku akademickiego minął nam bardzo przyjemnie... niestety podczas ferii coś musiało pójść nie tak. Jimin od dłuższego czasu gorzej się czuł. Gdy w końcu udało mi się zaciągnąć go siłą do szpitala, lekarz powiedział mu, że ma raka przełyku i konieczna będzie operacja. Szybko pojechałem więc do mieszkania po rzeczy dla niego. W międzyczasie powiadomiłem też o wszystkim rodziców, którzy ponoć mają niedługo do nas przyjechać. Szczerze mówiąc wątpię, by znaleźli dla nas nawet chwilę. Harują jak woły przez co na nic nigdy nie mają czasu.
                      Wbiegłem do szpitala szukając oddziału, na którym leży Jimin. Gdy zostałem już odpowiednio pokierowany wziąłem głęboki oddech wchodząc spokojnie do środka. Chłopak leżał w łóżku pod ścianą i wpatrywał się w swój telefon.
- Jesteś już.- chrypnął uśmiechając się szeroko. Pod wpływem emocji nie zauważyłem nawet, że pod oknem leży ktoś jeszcze.
- Starałem się przyjść jak najszybciej.- położyłem niewielką torbę pod łóżkiem przyjaciela, po czym usiadłem na krześle stojącym obok niego - Jak się czujesz?
- Dobrze głupku... przecież nic mi nie jest.
- Masz raka do cholery... 
- A tam... u mnie to jeszcze nie jest poważne.- odchrząknął zniżając lekko ton - Ten co leży pod oknem ma raka płuc.- ten co leży pod oknem? Odwróciłem się spoglądając na śpiącego, wyglądającego niezwykle niewinnie chłopaka - Chwilkę z nim gadałem... mówi, że czuje, że już będzie umierał.- nie wiedziałem co mam powiedzieć... to straszne. Była to jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy. Nie sądziłem, że ta paskudna choroba dobiera się do tak młodych osób zabierając im plany i marzenia... koszmar.
- Ile ma lat?- szepnąłem nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Mm... chyba 19.- westchnąłem ciężko spoglądając ponownie na przyjaciela - Pielęgniarka powiedziała, że tak cierpi, że co chwilę muszą mu dawać leki nasenne...
- Przestań, to okropne... nie chcę już tego słuchać...- jestem w szpitalu od kilku minut, a już zdążyłem zaznać potwornego, ludzkiego cierpienia. Jestem chyba za bardzo wrażliwy na takie rzeczy - Dzwoniłem do rodziców.
- I co?
- Ponoć mają do nas przyjechać.
- No właśnie... ponoć.
- W sumie czego się po nich spodziewałeś... zawsze było tak samo.
- Z drugiej strony nie ma sensu ich tu ciągnąć.
- Jak to?
- Lekarz powiedział, że będę tu maksymalnie dwa tygodnie.
- Co... Jimin, ty masz raka... jak to dwa tygodnie?
- Przecież lekarz mówił wyraźnie, że to stadium początkowe, tak?
- I co w związku z tym?
- To, że tam praktycznie nic nie ma... wytną mi co trzeba, przypiszą chemię i już.
- Podchodzisz do tego jakbyś leżał tu z przeziębieniem...- burknąłem wyciągając z torby ulubione przekąski kolegi.
- Zawsze podchodziłem do życia lekko i z uśmiechem.
- No tak, to też prawda.- westchnąłem wciskając mu do ręki Lotte Kancho. Mimo słodkiego, różowego opakowania, Jimin potrafi jeść je dzień w dzień śpiewając przy tym idiotyczne, przesłodzone piosenki.
- Mam najlepszego przyjaciela na świecie.- uśmiechnął się otwierając pudełko - Wiesz na co teraz przyszła pora?
- Nie.
- Na śpiewanie.- zaśmiał się odśpiewując refren piosenki Kyary Pamyu Pamyu zatytułowanej "Ponponpon". Zaśmiałem się klepiąc go w głowę.
- Nie powinieneś teraz tyle gadać.
- A jak całkowicie stracę głos? Lepiej żebyś go dobrze zapamiętał.
- Nawet tak nie mów idioto...
- Oj już się nie bocz.- brunet uśmiechnął się wpakowując mi ciastko do ust. Gryząc je zerknąłem ponownie na leżącego pod oknem 19-latka - Co tak ciągle na niego patrzysz?
- Zazdrosny jesteś?
- Oczywiście, że tak.
- Głupek.- spojrzałem na Jimina, po czym kontynuowaliśmy rozmowę. W pewnym momencie usłyszałem za plecami jakby cichy pomruk. Mimo to nie chciałem znów patrzeć na anielską buźkę chorego chłopaka, tylko w pełni skupić się na przyjacielu.
- Oo... masz gościa Jimin.- na dźwięk jego głosu moje serce zabiło dwa razy szybciej.
- Nie przejmuj się tym.- odpowiedział brunet szeroko się uśmiechając. Spojrzałem na chłopaka i to z jakim trudem podnosi się z łóżka -Dokąd się wybierasz?
- Nie będę wam przeszkadzał.
- Ale...
- Dzień dobry.- drobny, niezwykle delikatny brunet ukłonił się tuż przede mną - Nazywam się Jungkook.
- Cześć...- w pewnej chwili totalnie mnie zamurowało. Czułem się po prostu oczarowany jego osobą - Jestem Taehyung.
- Mimo że znam Jimina od kilku godzin to przez ten czas zdążył mi bardzo dużo o tobie powiedzieć.
- Ah... cały Jimin...- chłopak skinął głową udając się do drzwi.
- Macie na coś ochotę?
- Nie, dzięki... nie powinieneś nigdzie iść.- Jimin usiadł przyglądając się uważnie koledze z sali.
- Te spacery to moja jedyna rozrywka.- odpowiedział smutnym tonem opuszczając pomieszczenie.
- Twój typ, co?- nie spuszczałem wzroku z drzwi - Taeee...
- Hm?
- Mówię, że jest w twoim typie mój ty pedałku.
- Przestań.- warknąłem spoglądając na niego - Nie powinieneś sobie żartować w takiej sytuacji.
- Mówię poważnie... twój ostatni facet wyglądał praktycznie tak samo.
- Ale był zdrowy i czerpał radość z życia... Jungkook chyba w ogóle się nie uśmiecha...
- Spraw żeby zaczął.- zmarszczyłem brwi starając się dojść do tego co ma na myśli mój przyjaciel - Poza tym naprawdę jesteś tak ograniczony i choroba jest dla ciebie problemem?
- Co?... Nie, nie to miałem na myśli...
- No właśnie.- brunet uśmiechnął się kładąc się do łóżka - Jungkook pewnie poszedł do barku... przyniesiesz mi coś do picia?- Jimin i te jego wieczne intrygi. Pokręciłem głową, po czym ruszyłem we wskazane miejsce.

~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 komentarze:

  1. Wszystko fajnie tylko ja wciaz czekam na tego yoonmina

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie zapowiada się genialnie, z tego co widzę. Nie mam pojęcia czemu, ale przez cały czas sądziłam, że narratorem jest Jungkook :") Podoba mi się akcent z tymi chorobami, dzięki temu może się nieźle dziać.
    Pomyślałabyś może o jakimś opowiadaniu o SeBaeku lub SeKaiu, gdybyś miała czas i ochotę?
    Pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie! Normalnie Cię kocham. Dzięki tobie piszczałam na cały dom w środku nocy (i mój brat, niegodziwiec kazał mi się zamknąć, grrr...!) oraz tańczyłam, co w zasadzie robię wszędzie i nie specjalnie potrzebny mi powód, ale teraz go miałam. Vkook! Tyle, że normalnie wyczuwam dramat. Nie doprowadź mnie do łez, proszę (no chyba, że radości xD).
    To czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny styl pisania ;D
    historia ciekawa. czasami niepotrzebne przedluzenia, ale naprawde mi sie podobalo. czekam na wiecej.

    OdpowiedzUsuń