Wróciliśmy do Seoulu. Spowite mgłą i ciężkim, parnym powietrzem sprawiało wrażenie smutnego, umarłego wręcz miasta. Tętniące dotychczas życiem ulice stały się całkowicie puste. Czy to jakiś znak? Czy teraz tak będzie wyglądało moje życie bez Dahyun? Nie... bzdura... przecież kilka dni wcześniej doszedłem do wniosku, że to właśnie u boku chłopaka czuję się szczęśliwy. Skąd więc zatem te wątpliwości? Wyszedłem na balkon wpatrując się w przykryte mgłą miasto. Cały czas mojej głowy nie opuszczały myśli związane z Dahyun i tym, czy bezpiecznie wróciła do domu. W przerwach związanych z rozmyślaniem o byłej dziewczynie pojawiał się Hyungwon. Cholernie mnie to boli, że po powrocie do Seoulu urwał nam się kontakt. Jakby nie patrzeć kochaliśmy się ze sobą. Wiem, że dla większości młodych ludzi żyjących w dzisiejszych czasach to nic nie znaczy, jednak dla mnie jest to ogromne przeżycie i nie rozumiem co poszło nie tak, że Hyungwon... chyba całkowicie o mnie zapomniał. Przymknąłem powieki biorąc głęboki oddech. Po chwili poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.
- Synku...- westchnąłem spoglądając na stojącą obok siebie mamę.
- Tak?
- Możemy porozmawiać?
- Myślę, że tak.- kobieta oparła się o barierkę wpatrując się w Seoul.
- Co wydarzyło się na tym wyjeździe?
- Mamo...
- Od tygodnia nie ruszasz się z domu, nie jesz, patrzysz w telefon jak zaczarowany... martwię się o ciebie...
- Przepraszam.- pocałowałem ją w głowę przyklejając do twarzy wymuszony uśmiech - Wydarzyło się kilka rzeczy, które... myślę, że wywrócą moje życie do góry nogami... ale pamiętaj, że ze wszystkim dam sobie radę.
- Wiem skarbie, wiem... chodzi o Dahyun, prawda?
- Hm?
- Kiedyś bywała u nas codziennie.
- Już nie jesteśmy razem.- westchnąłem wbijając wzrok w N Seoul Tower.
- Dlaczego?
- Mamo... to są nasze, prywatne sprawy...
- Wiem to, ale zrozum, że się martwię.
- Niepotrzebnie.... wszystko jest okej.- dodałem szeptem zagryzając wargę.
- Jak zdecydujesz się porozmawiać...
- Tak wiem...- mama wzięła głęboki oddech wchodząc do mieszkania. Zacisnąłem dłonie na barierce czując jak do oczu napływają mi łzy. Czym były spowodowane? Sam nie wiem... Czy to tęsknota za Dahyun? Może ból związany ze stratą Hyungwona? Albo wywołane to było strachem związanym z prawdą... z prawdą, że zaczynam czuć się gejem. Właśnie chyba ta informacja była najcięższa do przełknięcia i zaakceptowania. Rzuciłem ostatni raz okiem na Seoul... Może gdybym wyjechał coś by się zmieniło? Nie... nie mogę uciekać od problemów... Muszę w końcu nauczyć się stawiać im czoło.
- Mark.- spojrzałem na stojącą w salonie mamę.
- Hm?
- Ktoś do ciebie przyszedł.- otworzyłem szeroko oczy czując jak automatycznie blednę - Skarbie...- minąłem pospiesznie kobietę idąc w stronę przedpokoju, w którym stał Hyungwon. Zamarłem... z jednej strony towarzyszył mi ogromny strach związany z tym, co dalej... z drugiej strony w głębi duszy skakałem jak małe dziecko, które właśnie zostało obdarowane workiem słodyczy.
- Hyungwon...- wydusiłem, hamując się przed tym, by się na niego nie rzucić.
- Możemy pogadać?- skinąłem głową prowadząc go do swojego pokoju. Gdy zamknąłem za nami drzwi poczułem jak ręce bruneta owijają się wokół mojej talii, a twarz chowa się w zagłębieniu mojej szyi. Wtuliłem go w siebie czując jak po policzkach spływają mi łzy wywołane ogromnym szczęściem - Przepraszam, że się nie odzywałem...
- Daj spokój.- pocałowałem go w ucho ponownie ukrywając twarz w jego cudownie pachnących, gęstych włosach. Hyungwon spojrzał na mnie biorąc głęboki oddech - Płaczesz...- chłopak spuścił wzrok przełykając z trudem ślinę - Coś się stało, mam rację?
- Tak... nie wiem.... nie wiem jak mam ci to powiedzieć...- przeczuwałem najgorsze... odejdzie ode mnie. Stwierdzi, że bycie z Jungyeon to jest właśnie to czego pragnie... że tylko u jej boku czuł się szczęśliwy...
- Powiedz wprost o co chodzi...
- Mam HIV...- szepnął odsuwając się ode mnie. Czułem jak grunt osuwa mi się pod nogami. Hyungwon pobladł czekając na reakcję z mojej strony.
- Jak...- spojrzałem na niego wielkimi oczyma nie wiedząc jak mam się zachować - Skąd to wiesz?
- Jak wróciliśmy z Jeju mama zabrała mnie na ogólne badania...- po jego policzku spłynęła łza - Gdybym wiedział o tym wcześniej, nie poszedłbym z tobą do łóżka... Mark, jest mi tak cholernie wstyd...- przetarłem twarz rękoma zastanawiając się nad tym co dalej. Podziękować mu i dać sobie z nim spokój, czy mimo wszystko pomóc mu i zaopiekować się nim w trakcie tej okropnej choroby?
- Myślisz... myślisz, że ja też...
- Nie... szanse są małe...- wydusił z siebie z ogromnym trudem, wciąż nie podnosząc na mnie wzroku - Ale... wolałbym żebyś mimo wszystko poszedł na badania...- Hyungwon kucnął zakrywając twarz - Boże, jeśli cię zaraziłem...
- Uspokój się.- klęknąłem obok niego, po czym wtuliłem go w siebie głaszcząc go po głowie - Hyungwon... poradzimy sobie...
- My?- brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Pogłaskałem go po policzku uważnie mu się przyglądając.
- Tak, my... chyba nie myślałeś, że cię teraz zostawię.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać... niczego sobie nie obiecywaliśmy, do niczego się nie zobowiązywaliśmy...- przywarłem do niego wargami starając się go uspokoić. Hyungwon zastygł wypuszczając z siebie powietrze. Po chwili jednak ułożył dłoń na moim karku pogłębiając pocałunek - Wybacz mi...- szepnął spoglądając na mnie przekrwionymi oczyma.
- Choroba to nie twoja wina, zrozum to... przestań się o to obwiniać i mnie przepraszać.
- Jeśli cię zaraziłem...
- Jeśli mnie zaraziłeś to co z tego? Mam ciebie... ty masz mnie... oboje jakoś sobie poradzimy, prawda?- uśmiechnąłem się, by podtrzymać jakoś przyjaciela na duchu. Czułem się jednak potwornie rozdarty i przerażony tą sytuacją, jednak nie chciałem tego po sobie pokazać. Hyungwon pogłaskał mnie po policzku oblizując wargi.
- Pamiętasz co ci powiedziałem na Jeju jak pływaliśmy?- zmarszczyłem brwi starając się przypomnieć sobie jego słowa, jednak pod wpływem ogromnego szoku i stresu nie mogłem.
- Chyba nie...
- Że oszukiwać i grać możesz przed Dahyun, ale mnie nie uda ci się okłamać...- westchnąłem, po czym skinąłem głową - Czuję, że się boisz... przepraszam...
- Daj już spokój.- pocałowałem go, po czym podniosłem się z ziemi pomagając mu wstać. Gdy odwróciliśmy się w stronę drzwi zamarłem.
- Powiem mamie.- w progu stał mój 11-letni brat David.
- Nie... David, błagam cię.
- Mamo!- chłopak wybiegł z pokoju zostawiając nas sparaliżowanych strachem. Po kilku sekundach w drzwiach stanęła kobieta z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam.- powiedziała speszona zamykając za sobą drzwi.
- Myślisz, że wszystko słyszał?- zapytał Hyungwon zalewając się rumieńcem.
- Wątpię... ale na pewno widział jak się całujemy...
- Nie chciałem robić ci problemów.
- Przestań... prędzej czy później i tak by się dowiedzieli.
*
Mimo strasznej wiadomości jakiej się dzisiaj dowiedziałem, dzień upłynął nam bardzo przyjemnie i niestety też szybko. Wieczorem gdy Hyungwon wrócił do domu poszedłem do kuchni, by wziąć coś do picia. Wtedy też usłyszałem za plecami westchnięcie ojca, które niestety nie zwiastowało niczego dobrego. Nienawidzę go... potrafi się tylko czepiać, marudzić, harować jak wół, a później stres związany z pracą wyładowywać głównie na mnie.
- Słucham...- powiedziałem spokojnie odwracając się w jego stronę. Jak się okazało u jego boku stała również mama.
- David nam o wszystkim powiedział...- zaczęła spoglądając nerwowo na ojca.
- To znaczy o czym?
- O tym, że rzuciłeś Dahyun dla jakiegoś pedała!- wiedziałem, że to tak się skończy. Odstawiłem szklankę na ladę czując co za chwilę się stanie.
- Nie mów tak o nim...
- Jak możesz przynosić nam taki wstyd?!- ojciec podszedł do mnie uderzając mnie w twarz - Przecież jak moi współpracownicy się o tym dowiedzą to będzie wstyd dla całej naszej rodziny!
- Nie bij go...- mama podbiegła do mnie starając się podnieść mnie z podłogi.
- Nie wtrącaj się.- warknął uważnie mi się przyglądając - Sprowadzasz do domu pedałów i jeszcze się z nimi pieprzysz pod moim dachem?!
- Nic złego nie robiliśmy...
- Nie kłam!- znów uderzenie... tym razem pocelował w oko. Czułem jak szumi mi w głowie, a nogi robią się niczym z waty.
- Tato... on... Hyungwon jest chory... chcę mu pomóc.
- Skoro jest ciotą, to pewnie ma HIV.
- Tak... i nie zostawię go z tym...- widziałem jak mama łapie się za usta otwierając szeroko oczy.
- Pieprzysz się z nim?
- Słucham...
- Pytam czy poszedłeś z nim do łóżka?!
- Nie...- wydusiłem z mocno ściśniętym gardłem modląc się w duszy o to, by ponownie nie oberwać.
- Jutro widzę was tutaj razem.
- Co? Tato, błagam cię, nie...
- Powiedziałem coś.- mężczyzna podniósł rękę, by ponownie mnie uderzyć, jednak gdy zobaczył jak zamykam kurczowo oczy i kulę się broniąc się przed ciosem odpuścił - Jutro na kolacji.- dodał wychodząc z kuchni. Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Wiedziałem, że ten wieczór nie skończy się dobrze.
- Skarbie...
- Poradzę sobie mamo...- skłamałem idąc do swojego pokoju. Gdy się w nim zamknąłem opadłem bezsilnie na łóżko sięgając po telefon.
<- Mój ojciec chce nas jutro widzieć na kolacji... Z góry przepraszam za wszystko...
~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pod ostatnim postem dostałam od Was tyle cudownych, wzruszających i motywujących komentarzy, że czytając je łzy lały mi się po policzkach. Bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną, że mnie wspieracie i motywujecie. Widzę, że mam dla kogo pisać i czuję, że baaaardzo długo będziecie ze mną i moimi ficzkami :)
Kocham Was skarby!~
Już się trochę o Ciebie martwiłam! Ciesze się, że będziesz dla nas dalej pisać! Postaram dodawać Ci więcej otuchy i wparcia!
OdpowiedzUsuńOdnośnie postu: genialny! Pomimo tego, że mam ochotę zatłuc ojca Marka. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się kolacja i jak Hyungwon się zaraził!
Czekam na kolejny post! Pozdrawiam :*
Omg nigdy nie czytałem czegoś takiego! Genialne... Nie odchodź.
OdpowiedzUsuńTeż Cię kochamy, ficzkowy geniuszu. Weny! :-*
OdpowiedzUsuń