6 września 2016

V&Jungkook~cz.5[Aż po grób]




                         Minęły trzy dni odkąd Jungkook u nas zamieszkał. Wydawałoby się, że do tej pory wszystko było dobrze... oczywiście do czasu.
- Gdzie jest Jungkook?- wszedłem do pokoju Jimina, który zamyślony grał na konsoli - Hej... Jimin.
- Hm?- brunet zdjął pospiesznie słuchawki wbijając we mnie wzrok - Co jest?
- Pytałem gdzie jest Kookie.
- Nie mam pojęcia... u mnie go nie było.- westchnąłem zaczynając opuszczać pokój - Tae...
- Tak?
- Jak... jak wam się układa?
- Dobrze... szkoda, że niedługo to się skończy.- dodałem szeptem zamykając za sobą drzwi - Jungkook, gdzie jesteś?!- lekko wystraszony ruszyłem w stronę łazienki. Gdy zobaczyłem zapalone światło wiedziałem, że pomieszczenie to nie stoi puste - Jungkook?- wszedłem do środka widząc przed sobą ciało chłopaka wiszące nad ubikacją - Kookie.- kucnąłem obok bruneta podnosząc ostrożnie jego głowę - Słyszysz mnie?
- Tak.- szepnął szukając niezdarnie papieru. Sięgnąłem po ręcznik wycierając delikatnie jego usta.
- Co się dzieje?
- Gorzej się poczułem.- sięgnąłem do spłuczki i wtedy też zobaczyłem, że nastolatek zwymiotował krwią.
- Wymiotowałeś krwią?
- Nie wiem... w sumie to możliwe.- szepnął opierając się o ścianę - Przepraszam za kłopot... za chwilę po sobie posprzątam.- wziąłem głęboki oddech głaszcząc Jungkooka po bladej twarzy.
- Zaraz dam ci zastrzyk... powinieneś się po nim lepiej poczuć.- chłopak skinął głową spoglądając na mnie.
- Dziękuję, że tak się mną opiekujesz Hyung.- uśmiechnąłem się lekko całując go w czoło.
- Nie masz za co dziękować Kookie. 
- Mam... wiesz...- złapałem chłopaka w talii prowadząc go powoli w stronę pokoju - Czym bliżej śmierci, tym bardziej się jej boję. 
- Rozmawialiśmy już o tym.
- Tae, po co się tak oszukujemy? Doskonale wiemy, że to już koniec.
- Przestań pieprzyć głupoty!- Jungkook otworzył szeroko oczy odsuwając się ode mnie - Nie umrzesz, nie dociera to do ciebie?! Będziesz ze mną czy ci się to podoba czy nie!- oparłem się o ladę czując jak po policzkach spływają mi łzy. Po chwili poczułem na ramieniu dłoń.
- Tae, uspokój się.- powiedział spokojnie Jimin sadzając mnie na krześle - Gdzie trzymasz zastrzyki Jungkooka?
- W lodówce...
- Zrobię mu zastrzyk i go położę... odpocznij trochę.- brunet wyjął z lodówki potrzebny zastrzyk, po czym chwycił Kooka w talii prowadząc go do mojego pokoju. Gdy zniknęli za drzwiami sypialni uderzyłem z całej siły ręką w blat przeklinając w duszy swoje zachowanie w stosunku do chłopaka. Kieruje mną strach. To on sprawia, że jestem tak nieprzyjemny i ciągle na wszystko zły. Nie radzę sobie z tym, a świadomość, że w każdej chwili mogę stracić osobę, którą szczerze pokochałem wpędza mnie w ogromną depresję. Znam Jungkooka stosunkowo krótko... wiemy o sobie niewiele, ale jeśli byłaby taka możliwość oddałbym za niego swoje życie. Moje życie toczyło się w przepychu i upływało na ciągłej zabawie i spotkaniach z przyjaciółmi... dopiero gdy poznałem Kooka wiem, że to tak naprawdę nie ma żadnej wartości. Teraz wiem, że prawdziwe szczęście daje nam zdrowie i kilka bliskich osób, które się o ciebie martwią i są gotowe wskoczyć za tobą w ogień - Tae...- wytarłem mokre policzki spoglądając na stojącego nade mną przyjaciela.
- Jestem podły...
- Nie... po prostu się martwisz i nie radzisz sobie ze stresem... doskonale cię rozumiem.
- Ja... Boże, to takie głupie...
- Co twoim zdaniem jest głupie?
- Znam go tak krótko, a...- przełknąłem ślinę spuszczając wzrok - Jimin, zakochałem się w nim. Jestem przerażony na myśl o jego śmierci... Nie wiem... nie wiem co mam zrobić i jak go pocieszać... Jungkook zgrywa twardego, ale to jeszcze dzieciak... widać, że bardzo się boi tej pieprzonej śmierci...
- Taehyung...- brunet podszedł do mnie chowając mnie w swoich silnych ramionach - Tak mi cię szkoda durniu... Wiem, że szybko się angażujesz i widzę ile ten dzieciak dla ciebie znaczy, ale zrozum... taka jest kolej rzeczy. Skoro lekarze mówią, że leczenie nie przynosi żadnych efektów...
- Nie...
- Hm?
- Oddam mu swoje płuca.
- Tae, o czym ty mówisz? Wiesz, że to niemożliwe...
- Tak? Niby dlaczego?!
- Uspokój się.- Jimin zacisnął uścisk głaszcząc mnie po głowie - Rak przeniósł się na resztę jego organów... zrozum, że już nie ma dla niego ratunku...- chwyciłem go za koszulkę zagryzając do krwi wargi - Płacz... to nie wstyd.- chłopak nie musiał długo czekać. Wybuchłem histerycznym płaczem osuwając się na ziemię. Przyjaciel posadził mnie na podłodze, po czym wręczył mi leki na uspokojenie i szklankę wody - Weź to i się połóż. 
- Dlaczego...
- Byłem głupi, że cię tak do niego pchałem... nie mogę patrzeć na to jak cierpisz...
- Przestań... widocznie tak miało być...- połknąłem leki spoglądając na przyjaciela - Muszę zająć się sprowadzeniem jego rodziców do Korei.
- Dlaczego ty masz to zrobić? Mało masz na głowie?
- Jimin... oni pracują w Stanach, a Jungkook mieszkał tu u ledwo żyjącej babci... Chcę żeby zobaczył ich przed śmiercią...- chłopak wziął głęboki oddech pomagając mi wstać.
- Ja się tym zajmę.
- Nie... ty powinieneś wypoczywać... dopiero co przeszedłeś operację.
- Tae, ja naprawdę...
- Zacznij brać życie na poważnie i dbaj o siebie... błagam cię.- odstawiłem pustą szklankę na blat, po czym ruszyłem do swojego pokoju. Zastałem w nim leżącego na łóżku Jungkooka, który wpatrywał się w stojące na szafce nocnej zdjęcie przedstawiające mnie i Jimina - Czemu nie śpisz?- brunet spojrzał na mnie powoli siadając.
- Zastrzyk nie zaczął jeszcze działać.
- Kookie...- usiadłem obok nastolatka łapiąc go za rękę - Przepraszam... nie powinienem na ciebie krzyczeć, wybacz mi.
- Spokojnie... Jimin mi o wszystkim powiedział.- chłopak usiadł bliżej mnie wtulając się we mnie - Ja powinienem przeprosić ciebie... Nie wiedziałem, że sprawy tak się potoczą i nie sądziłem, że się... że mnie pokochasz... 
- Za co mnie przepraszasz?- zapytałem głaszcząc go po głowie.
- Za to, że do tego doprowadziłem.
- Zwariowałeś?- pocałowałem jego łysinę głęboko wzdychając - Cieszę się, że się poznaliśmy nawet w tak okropnych okolicznościach... Cieszę się, że jesteś teraz ze mną i ze mną rozmawiasz... Chcę żebyś wiedział, że naprawdę się w tobie zakochałem i jesteś dla mnie bardzo ważną osobą, dla której jestem w stanie zrobić wszystko.... Jeśli bym mógł, oddałbym za ciebie życie...- zawiesiłem się czując jak po policzkach spływają mi łzy - Gdybym tylko mógł coś zrobić.- szepnąłem wzmacniając uścisk. Jungkook spojrzał na mnie wielkimi oczyma głaszcząc mnie delikatnie po policzku - Czuję się taki bezsilny...
- Nie obwiniaj się.- szepnął zdejmując delikatnymi wargami łzy z mojej twarzy - Dzięki tobie ten cholerny rak jest całkiem znośny... Gdy cię poznałem stwierdziłem, że zacznę z nim walczyć na nowo... że wyzdrowieję żeby być z tobą.- chłopak westchnął spoglądając na mnie - Ale wtedy lekarze powiedzieli, że nie ma już szans... myślisz, że jest jeszcze sens walczyć czy... czy powinienem się już poddać?
- Kookie...- wtuliłem go w siebie głaszcząc go po głowie i plecach - Nawet jak czujesz, że przegrywasz walcz do samego końca... nic tak naprawdę nie jest jeszcze przesądzone. 
- Ale lekarze...
- Pieprzyć to co oni mówią...- w pewnym momencie mnie olśniło. Spojrzałem na partnera czując jak kąciki moich ust unoszą się lekko ku górze.
- Coś się stało Hyung?
- Wiem... 
- Hm?
- Wiem co zrobimy.- pocałowałem go, po czym podniosłem się z łóżka szukając telefonu.
- Tae...
- Połóż się i odpoczywaj.
- Ale...
- Niedługo do ciebie wrócę.- sięgnąłem po komórkę całując ponownie zdezorientowanego chłopaka, po czym wyszedłem z pokoju wybierając numer do ojca. Całe życie mogłem liczyć na jego pomoc i miałem też nadzieję, że nie zawiedzie mnie w tej kwestii.
- Coś się stało?- zapytał Jimin nakładając na chleb masło orzechowe.
- Wiem jak pomóc Jungkookowi.
- Tae, wiesz, że jemu już nic...
- Wiem co robię... błagam, przestań tak mówić.- wybrałem numer do taty czekając ze zniecierpliwieniem na odzew z jego strony.
- Hej chłopaku! W końcu dzwonisz do starego ojca.- przywitał mnie jak zwykle jego wesoły głos.
- Tato, potrzebuję twojej pomocy.
- Pomocy? Co się stało?
- Potrzebuję na lot do Stanów dla dwóch osób.
- Co takiego?- zapytali w tym samym momencie ojciec wraz z Jiminem.
- Musimy się spotkać i o tym porozmawiać.
- Kiedy chcesz się spotkać? Wiesz, że nie mam na nic czasu. 
- Tato, tu chodzi o życie osoby, którą kocham.
- Tae, uspokój się, bo już nic nie rozumiem... napisz mi wszystko w mailu, dobrze?
- Ale tato...
- Obiecuję, że go odczytam i dam znać co i jak.
- O ile znajdziesz czas...
- Synu... przysięgam, że dla ciebie zawsze znajdę czas.- westchnąłem przełykając z trudem ślinę - A tak poza tym, to wszystko u was dobrze?
- Tak... wszystko jest okej...
- I to jest najważniejsze.
- Zaraz ci wszystko napiszę.... dobranoc.- rozłączyłem się czując, że moja ostatnia deska ratunku właśnie przepadła.
- Taehyung, coś ty do cholery wymyślił?- zapytał Jimin podchodząc do mnie - Chcesz go wieźć do Stanów? Po co?
- Ma tam rodziców... poza tym skoro nie chcą leczyć go w Korei, to może tam coś zdziałają.
- Tae... czy ty się słyszysz? 
- Mógłbyś po prostu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że na pewno nam się uda?
- Chciałbym... naprawdę bym chciał żebyś był z tym dzieciakiem jak najdłużej, ale to jest niemożliwe...
- Skończ już...- burknąłem nastawiając wodę w czajniku.
- Tae zaakceptuj to... musisz się z tym pogodzić.
- Przestań!
- Zrozum wreszcie, że się o ciebie martwię... jesteś już wrakiem człowieka przez te nerwy.
- Będę walczył o zdrowie Jungkooka do samego końca, rozumiesz?- czułem jak w gardle narasta mi ogromna gula, jednak mimo to starałem się być twardy - Jeśli będzie trzeba to pojadę z nim do Stanów... dam się pokroić jeśli to mu uratuje życie...
- A jeśli nie?
- Jeśli nie to... to pójdę do piachu razem z nim.- odwróciłem się tyłem do przyjaciela przecierając dłonią mokrą od łez twarz. W pewnym momencie poczułem jak ten przytula mnie od tyłu głęboko wzdychając.
- Nie pozwolę ci na to.
- Nie potrzebuję na to twojej zgody.
- Taehyung, jesteś moim najlepszym przyjacielem... można by powiedzieć, że jesteś dla mnie jak brat... Nie mogę cię stracić... czułbym się tak samo podle jak ty po odejściu Jungkooka.
- Nie Jimin, to nie to samo.... ja go kocham.
- Nic praktycznie o nim nie wiesz... ile wy się znacie?
- A czy to ważne? Jest niesamowicie inteligentny, wrażliwy, czuły... potrafi cieszyć się życiem nawet w najgorszych sytuacjach... wie jakie wartości człowiek powinien doceniać w życiu... jest po prostu niezwykłą osobą, od której bardzo dużo się nauczyłem.- brunet skinął głową zalewając mi i Kookowi herbatę.
- Jesteś pewien tego wyjazdu do Stanów?- zdziwiony spojrzałem na uśmiechniętą twarz przyjaciela.
- Tak... nie wycofam już swoich słów... jak tylko dostanę pieniądzę zabiorę tam Jungkooka.- Jimin wręczył mi dwa kubki z zieloną herbatą.
- Porozmawiam z rodzicami.... o nic się nie martw.
- Co... przecież przed chwilą sam byłeś przeciwny...
- Tak, wiem i nadal jestem, bo się o ciebie martwię.- chłopak wskoczył na ladę sięgając po banana - Ale widzę ile ten chłopak dla ciebie znaczy więc cię w tym poprę.
- Naprawdę?- Jimin skinął głową uśmiechając się. Trzymając w dłoniach kubki wtuliłem się w niego ostrożnie.
- Jesteś najlepszy.
- Wiem to młody... a teraz spadaj do łóżka.- uśmiechnąłem się idąc w stronę pokoju.
- Dobranoc.- gdy wszedłem do sypialni ujrzałem śpiącego na skraju łóżka Jungkooka. Odstawiłem herbatę na biurko, po czym przykryłem jego wątłe ciałko kołdrą i kocem - Śpij dobrze Kookie.- szepnąłem całując go w czoło - Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.- jego twarz była taka spokojna... beztroska... pozbawiona jakichkolwiek lęków. Cieszę się, że chociaż podczas snu zapomina o bólu i o tym co złe. Zgasiłem wszystkie możliwe lampki, które mogłyby przeszkadzać we śnie mojemu skarbowi, po czym usiadłem przy biurku otwierając laptopa - Pora napisać maila do ojca.- westchnąłem upijając łyk herbaty. [włączamy]
"Nie wiem od czego mam zacząć, bo jest mi strasznie głupio pisząc do Ciebie w tej sprawie. Gdy Jimin leżał w szpitalu, poznałem leżącego z nim w sali Jungkooka. Chłopak ma 19 lat i ma raka płuc. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy i w końcu jakoś tak się stało, że jesteśmy razem. Rodzice Kooka pracują od wielu lat w Stanach, a jego wychowywała babcia, która ponoć już nie ma na nic siły. Jego lekarz zaczepił mnie i stwierdził, że o wszystkim powiadomi mnie, gdyż tylko ja go odwiedzam. Powiedział, że Jungkook nie ma szans na przeżycie i prosił bym zajął się nim w te ostatnie dni życia poza szpitalem. Mieszka teraz u mnie i Jimina... Tato... wiem, że nie podoba Wam się to, że jestem gejem i wcale Wam się nie dziwię. Wiem też, że nie macie obowiązku pomagać komuś, kogo zupełnie nie znacie, ale błagam Cię. Jeśli go stracę... nie... nawet nie chcę o tym myśleć, co się wtedy stanie. Bardzo się tego boję zwłaszcza, że ciągle przy nim jestem i nie chcę widzieć jak będzie mi umierał na rękach. Lot do Stanów, spotkanie z jego rodzicami i tamtejsi lekarze na pewno mu pomogą. Pożycz mi pieniądze, a przysięgam, że na wakacjach pójdę do pracy i oddam Ci co do grosza... Nie wiem już co mam robić, proszę spróbujcie mnie zrozumieć."
Wysłałem wiadomość czując jak po policzkach spływają mi łzy. Dziwny ucisk trzymał kurczowo moje serce, a gula w gardle narastała z każdą, kolejną łzą. Nie wiem czy to co robię jest słuszne... nie wiem czy warto jest tak wszystko poświęcać dla osoby, którą dopiero poznaję... Czuję się bezsilny i zagubiony... jak dziecko. Dziecko, które przez całe życie źle budowało swój system wartości, wychodząc na rozpuszczonego, żyjącego w luksusie gnoja... Może ów gnój chce się teraz zrehabilitować i dzięki daniu nowej szansy Jungkookowi naprawić swoje stare "ja"?

~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 komentarze:

  1. Płaczę v.v Tyle emocji... Niech on będzie zdrowy ><

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm Tae ma świetny pomysł ! Mam nadzieję, ze tata u pomoże, i Kookie z tego wyjdzie czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę płakałam na tym rozdziale. Akurat czytałam co e szkole i aż łzy mi poleciały ;( To takie smutne . Błagam niech Kookie wyzdrowieje :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam załamanie. :'(

    OdpowiedzUsuń