18 września 2016

V&Jungkook~cz.10[Aż po grób]




                        Całą noc spędziłem przy Jungkooku. Przez długie godziny patrzyłem na jego spokojną twarz i co chwilę składałem delikatne pocałunki na jego ręce, której nie puszczałem nawet na sekundę. Jego rodzicom kazałem jechać do domu by odpoczęli. Mieliśmy chociaż chwilę dla siebie, którą wykorzystaliśmy na rozmowę i planowanie naszej przyszłości. Oboje chyba uwierzyliśmy w to, że po dzisiejszej operacji wszystko zmieni się na lepsze. Kookie mimo wycieńczenia dał mi tyle pozytywnej energii i wiary w to, że będzie dobrze, że teraz nie widzę nawet innej opcji by było inaczej. Gdy Jungkook przejdzie proces leczenia, wrócimy razem do Seoulu, chłopak zamieszka ze mną i Jiminem i zacznie naukę na Uniwersytecie, na który uczęszczam ja. Chce studiować medycynę by w przyszłości wyciągać ludzi z bagna, w którym on sam się znalazł. Wierzę w to, że mu się to uda... w końcu mam najmądrzejszego chłopaka na świecie.
                          Zerknąłem na telefon, na którym dochodziła godzina ósma. Czułem się potwornie zmęczony, ale nie miałem teraz czasu na sen. Musiałem wykorzystać każdą sekundę na bycie z Jungkookiem. Pocałowałem go ostrożnie by go nie obudzić, po czym podszedłem do okna otwierając je. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza dla lekkiego pobudzenia.
- Dzień dobry.- usłyszałem za sobą głos lekarza, który właśnie przekroczył próg sali.
- Dzień dobry.- ukłoniłem się podtrzymując się ramy okna, by nie przewrócić się ze zmęczenia.
- Nasz Jungkook jeszcze śpi?
- Tak... proszę go nie budzić, niech odpoczywa.
- Niestety muszę... chcę go przygotować do operacji.- grunt osunął mi się pod nogami. Otworzyłem szeroko oczy siadając na parapecie.
- Co... jak to? Już?
- Póki umysły lekarzy są świeże.- odpowiedział uśmiechając się.
- Czyli... czyli nafaszeruje go pan jakimiś lekami nasennymi i zabierze na salę operacyjną, tak?
- Dokładnie.- zacisnąłem dłonie w pięści biorąc głęboki oddech - Nie martw się Taehyung... jest naprawdę w dobrych rękach.- spojrzałem na mężczyznę lekko przytakując - Mógłbyś go obudzić?
- Jasne...- zeskoczyłem z parapetu podchodząc do łóżka. Nachyliłem się do chłopaka głaszcząc go po ciepłej łysinie, do której już się przyzwyczaiłem i bardzo pokochałem - Kookie... Skarbie, obudź się.- nastolatek jedynie jęknął owijając się kołdrą - Musisz już wstać Kookie.- szepnąłem delikatnie go całując.
- Mmm czemu Hyung?- mruknął zaspany otwierając lekko oczy. Westchnąłem głaszcząc go po policzku.
- Lekarze... lekarze chcą cię przygotować do operacji.- chłopak zawiesił się... czułem, że bardzo się boi - Wszystko będzie dobrze, nie musisz się denerwować.
- Boję się.- 19-latek usiadł wbijając wzrok w lekarza - Dzień dobry.
- No witam... jak się czujesz?
- Czy jeśli powiem, że dobrze to nie będzie mnie pan operował?- mężczyzna uśmiechnął się wołając do sali innych lekarzy.
- Operacja to wymóg konieczny Kookie. Dzięki niej wszystko powinno wrócić do normy. 
- Widzisz skarbie? Za kilka godzin jak otworzysz oczka to zobaczysz moją paskudną japę dla potwierdzenia.
- Głupek.- Jungkook uśmiechnął się delikatnie mnie całując.
- Podamy ci teraz leki nasenne, przeciwbólowe i wzmacniające odporność i za jakieś pół godziny gdy zacznął działać, zabierzemy cię na sale. Twoj rodzice zostali już powiadomieni także niebawem powinni być w szpitalu.- chłopak skinął głową oddając się w pełni lekarzom. Podszedłem do lekarza prowadzącego, z którym rozmawiałem dzień wcześniej.
- Naprawdę po operacji wszystko wróci do normy?
- Nie wiem... miejmy taką nadzieję.
- Słucham? Jak lekarz może nie wiedzieć takich rzeczy? Dlaczego pan dał mu nadzieję?
- Dawanie wiary pacjentom to część mojej pracy.- miałem ochotę rzucić się na niego i zatłuc go gołymi rękoma - Wszystko już mu podaliście?
- Tak!
- Dobrze.- mężczyzna spojrzał na mnie lekko się uśmiechając - Macie dla siebie jakieś pół godziny.- warknąłem posyłając mu pełne nienawiści spojrzenie, jednak do pionu sprowadził mnie słodki głos Jungkooka.
- Chodź do mnie Tae.- przeklinałem w duszy tego dupka... jak można mówić pacjentowi, że wszystko będzie dobrze wiedząc, że operacja może potoczyć się zupełnie inaczej?
- Idę skarbie.- usiadłem ostrożnie na łóżku uważnie mu się przyglądając. Jungkook złapał mnie za rękę posyłając mi słodki, niewinny uśmiech.
- Przytulisz mnie?- odwzajemniłem uśmiech chowając go w swoich ramionach. Jego ciało było tak chude, drobne i zmizerniałe... widać, że jego stan bardzo się pogorszył odkąd go poznałem w szpitalu w Korei. Leżąc w sali z Jiminem był pulchniutkim cukierkiem z czarnymi włosami, a teraz? Kości przykryte warstwą szaro-sinej skóry - Tae...
- Słucham skarbie.- nastolatek spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
- Pocałuj mnie... tylko tak długo.- to brzmiało jak pożegnanie. Mimo to skinąłem głową smakując jego warg. Jungkook pogłębił pocałunek, całując mnie niezwykle namiętnie i dokładnie jakby chciał, bym zapamiętał tą chwilę do końca życia - Jeszcze.- szepnął trzymając mnie chudymi rączkami za koszulkę.
- Kookie nie zachowuj się tak... za kilka godzin to powtórzymy, zobaczysz.
- Boję się, że tak nie będzie... Tae, boję się umierać.- nic nie mogłem w tej sytuacji zrobić i chyba ta bezradność z mojej strony bolała mnie najbardziej.
- O czym ty mówisz?
- Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale ja czuję, że umieram.- co czułem? Chyba z bezradności  i bezsilności zacząłem odczuwać narastającą we mnie złość. Złość na samego siebie... Że nie potrafię go pocieszyć... nie mogę nic zrobić... nie mogę mu w żaden sposób pomóc.
- Skarbie, to przez te leki... nie gadaj już takich głupot.- chłopak usiadł dość chwiejnie sięgając do szuflady szafki stojącej obok jego łóżka. Wyciągnął z niej niebieską kopertę, po czym złapał mnie za dłoń wręczając mi ją - Co to?
- Otwórz to gdy będzie już po wszystkim.
- Nie rozumiem...
- Bez względu na to czy przeżyję czy nie, otwórz to, dobrze?
- Jungkook, co ty...
- Obiecaj mi to.- skinąłem głową chowając kopertę do swojego plecaka.
- Obiecuję.- chłopak odetchnął opadając na łóżko - Jak się czujesz?
- Dziwnie... kręci mi się w głowie.
- Pewnie leki zaczynają działać.- westchnąłem łapiąc go za rękę - Walcz skarbie... niedługo wszystko będzie dobrze, tylko to wytrzymaj.- pisnąłem wtulając twarz w jego dłoń.
- Będę silny Hyung.- skinąłem głową całując go w rękę.
- Bardzo cię kocham Jungkook... proszę cię pamiętaj o tym.
- Czuję to Tae.- 19-latek wziął głęboki oddech patrząc mi w oczy - Zawsze wstydziłem się powiedzieć wprost, że cię kocham... nie wiem... może jeszcze do tego nie dojrzałem.- na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Ale teraz... teraz, co by się nie działo pamiętaj, że mi bardzo na tobie zależy i kocham cię jak nikogo innego... Znamy się tak krótko Hyung, a... był to najlepszy okres w moim życiu.- wzruszyłem się... mimo uśmiechu po moich policzkach spłynęły łzy.
- Teraz tak dobrze będzie cały czas skarbie, a nawet i lepiej bo pozbędziesz się tego cholernego raka. 
- Tak mówisz?
- Oczywiście.- nachyliłem się do chłopaka ponownie go całując.
- Gotowy?- usłyszałem za sobą głos lekarza, jednak postanowiłem go zlać i zająć się moją kruszynką. Jungkook uśmiechnął się nie odrywając się ode mnie - Panowie...
- Jeszcze chwilę.- jęknął pieszcząc językiem moje wargi.
- Przykro mi, ale nie mamy już czasu.- cmoknąłem chłopaka wstając niechętnie z łóżka.
- Jak długo będzie trwała operacja?- zapytałem patrząc jak grupa lekarzy odłącza Jungkooka od kroplówek by przewieźć go na salę operacyjną.
- Trzeba liczyć tak 3-4 godziny.- skinąłem głową, po czym wyszliśmy na korytarz.
- Gdzie są jego rodzice?- złapałem chłopaka za rękę nie odrywając wzroku od lekarza.
- Trudno powiedzieć... pewnie utknęli w jakimś korku.
- Świetnie.- syknąłem patrząc jak ten powoli zasypia.
- Powiedz im... powiedz, że ich kocham.
- Jasne Kookie, nie martw się.- po chwili byliśmy już pod salą.
- Pożegnajcie się chłopcy.- jak ten facet mnie irytuje.
- Kocham cię skarbie... za chwilę znowu się zobaczymy.- szepnąłem całując go w czoło. Jungkook był już tak nieprzytomny przez te leki, że wymamrotał jedynie coś na wzór "też cię kocham", po czym całkowicie odpłynął.
                          Zaczęło się więc czekanie. Każda minuta dłużyła mi się w nieskończość. Chciałem mieć to już za sobą... chciałem już usłyszeć słowa lekarza mówiące: "udało się".
- Oo Taehyung!- wpół przytomny spojrzałem w stronę dobiegającego głosu. Byli to rodzice Jungkooka - Gdzie on jest?
- Od 20-stu minut go operują. 
- Spóźniliśmy się przez to cholerne korki.
- Co mówili lekarze?
- Sam nie wiem...- westchnąłem siadając na ławce.
- Jak to?
- Jungkookowi powiedzieli, że wszystko będzie dobrze... mi natomiast, że są małe szanse na to, że z tego wyjdzie.- czułem jak znów kłuje mnie serce - Nie wiem już jak to odbierać. 
- Musimy być po prostu dobrej myśli...- ojciec chłopaka wziął głęboki oddech siadając obok mnie - Spałeś?- pokręciłem jedynie przecząco głową - Prześpij się... to pewnie trochę potrwa.
- Nie zasnę... za bardzo się denerwuję. 
- Teraz tak naprawdę już nic nie możemy zrobić... jedynie czekać.- spojrzałem z niedowierzaniem na matkę Jungkooka.
- Nie rozumiem jak pani jako matka może mówić coś takiego...- wstałem przesiadając się pod same drzwi sali operacyjnej. Pochylony do przodu z rękoma złożonymi jak do modlitwy czekałem aż światło oświetlające tabliczkę informującą o trakcie trwania operacji zgaśnie. Wtedy też wyjdzie do nas lekarz z informacją, że wszystko się powiodło... przynajmniej taką mam nadzieję.
                   Czas dłużył się niesamowicie. Siedząc pod salą dwie godziny odczuwałem zmęczenie i zniecierpliwienie równające się całej dobie. Rodzice Jungkooka co chwilę chodzili do łazienki czy barku, podczas gdy ja w ogromnym napięciu oczekiwałem końca. Czekałem aż ta cholerna lampa w końcu zgaśnie... Byłem już tak zmęczony i zdenerwowany, że przeraził mnie nawet dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Słucham.- dyszałem do słuchawki ocierając spływający po czole pot.
- Wiadomo już coś?- Jimin... wziąłem głębszy oddech, po czym zagryzłem nerwowo wargi.
- Nie... od dwóch godzin go operują.
- No tak.... spokojnie, pewnie to trochę potrwa.
- Jimin, do cholery, ja już nie potrafię być spokojny... 
- Tae, uspokój się... nerwy w niczym ci nie pomogą.
- Łatwo ci mówić.
- Masz z nim bliższe relacje, ale martwię się o niego tak samo jak ty... idź na dwór, pooddychaj świeżym powietrzem.- chłopak westchnął - Spałeś? Jadłeś coś?
- Nie...
- To podczas spaceru kup coś do jedzenia.
- Jimin... ja się stąd nie ruszę...
- Takie czekanie nie przyspieszy operacji... odetchnij trochę.
- Czekaj...- otworzyłem szeroko oczy widząc nad sobą ramy ciemnej już lampy - Skończyli.- szepnąłem rozłączając się. Moje serce nigdy nie biło tak szybko... egzaminy czy przyjęcie na studia to pikuś. Zdenerwowany szarpnąłem za drzwi, jednak te nawet nie drgnęły. Czułem jak w środku cały chodzę - Kurwa mać, szybciej.- warknąłem patrząc w napięciu na klamkę drzwi, która w końcu zniżyła się ku dołowi. Po chwili stałem twarzą w twarz z lekarzem - Co z nim?
- Przez ostatnie pół godziny walczyliśmy o jego życie... bardzo mi przykro.- ta informacja była jak zderzenie z betonową ścianą. Słyszałem za sobą jedynie płacz jego matki. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić... w tym momencie całkowicie wyłączyłem się na otaczający mnie świat - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale jego układ odpornościowy był już zbyt słaby...- osunąłem się na ziemię starając się złapać głębszy oddech. Czułem jak robi mi się ciemno przed oczami, a oddech staje się coraz płytszy...

*

- Wróciłem!- ciemność... przez ostatnie tygodnie to ona jest moim najlepszym przyjacielem. Dzięki ciemności uwalniają się moje wszystkie zmysły... dzięki niej wyostrza się obraz minionego okresu w moim życiu... obraz osoby, którą bardzo kocham - Tae...- usłyszałem jak drzwi do pokoju otwierają się. Westchnąłem siadając leniwie na łóżku, po czym przetarłem twarz spoglądając na stojącego w progu Jimina - Jak się dzisiaj czujesz?
- Tak samo jak miesiąc, tydzień czy dwa dni temu...- rzuciłem oschle sięgając na szafkę po niedopitą szklankę whisky.
- Znów piłeś... zabroniłem ci...
- Daruj sobie.- podszedłem do okna opierając się o jego ramę... była noc... nie musiałem póki co zasłaniać rolet, by wbić się ponownie w swój intymny, wypełniony żalem i pustką świat.
- Kupiłem nam po drodze jaeyook bokum.
- Nie jestem głodny.
- Schudłeś z dobre 10 kg i to w jeden miesiąc...- wzruszyłem ramionami wpatrując się w kameralną knajpkę znajdującą się po drugiej stronie ulicy. To właśnie w niej Jungkook po raz pierwszy w życiu zjadł soondae, do którego nigdy specjalnie nie mógł się przekonać - Zjedz chociaż trochę.
- Zrozum, że nie mam ochoty!- uderzyłem ręką o parapet czując jak po policzkach spływają mi słone łzy - Przepraszam.- szepnąłem osuwając się na ziemię - Przepraszam Jimin.- chłopak kucnął obok mnie wtulając mnie w siebie.
- Nie przepraszaj mnie... nic się nie stało.... Chodź... chodź dam ci coś na uspokojenie.- chłopak podniósł mnie, po czym zaprowadził mnie do kuchni sadzając mnie przy stole. Po chwili wręczył mi szklankę wody i tabletkę na uspokojenie - Wiesz... myślałem ostatnio o... o wizytach u psychologa... Chodzi mi o to żebyś się wygadał... poradził specjalisty...
- Nie trzeba.- zapewniłem go łykając proszki - Muszę dać sobie radę sam.
- Przepraszam Tae, że to powiem, ale... straciłeś osobę, którą kochałeś... nawet sobie nie wyobrażam co musisz teraz czuć.- spojrzałem na przyjaciela wycierając mokry policzek.
- Zła forma... wciąż go kocham... z dnia na dzień coraz bardziej.- czułem jak znów się we mnie kumuluje - Przepraszam.- ukryłem twarz w dłoniach wybuchając histerycznym płaczem... gdyby tylko to miało w czymś pomóc... gdyby ten ból i płacz miały go przywrócić... Jimin zaszedł mnie od tyłu mocno mnie przytulając.
- Wybacz mi...- chłopak westchnął całując mnie w głowę - Tae... wspominałeś mi, że dostałeś od niego list, prawda?- skinąłem jedynie głową - Czytałeś go?
- Nie.
- To już ponad miesiąc...
- Nie jestem gotowy.
- Rozumiem... jak... jak będziesz gotowy zrób to przy mnie, dobrze? Nie chcę żebyś był wtedy sam.- potwierdziłem to skinieniem głowy, po czym wstałem głaszcząc chłopaka po klatce piersiowej.
- Pójdę się położyć.
- Taehyung... Zjedz coś, wykąp się... jeśli chcesz to gdzieś wyjdziemy.
- Nie... ale dziękuję.- chwiejnym krokiem udałem się do swojego pokoju zamykając szczelnie za sobą drzwi. Irytuje mnie przebywanie z Jiminem... widzę, że się martwi, ale jedyne czegoś teraz potrzebuję to cisza i samotność. Usiadłem na łóżku odpalając dwie świeczki i ulubione kadzidełko Jungkooka. Ten zapach... tyle związanych z nim pięknych wspomnień. Zagryzłem wargi spoglądając na stojące na szafce nocnej nasze wspólne zdjęcie. Robiliśmy je leżąc w łóżku. Na samo wspomnienie strużki łez znów przepłynęły przez moje policzki - Bardzo za tobą tęsknię.- szepnąłem przejeżdżając kciukiem po uśmiechniętej buzi chłopaka. Zamknąłem oczy biorąc kilka głębokich wdechów. Gdy się trochę uspokoiłem sięgnąłem do szuflady. Wyjąłem z niej zaklejoną, niebieską kopertę z napisem "Tae". Zabierałem się za otwarcie jej odkąd wróciłem do Seoulu, jednak ból i tęsknota mi na to nie pozwalały. Wiedziałem jednak, że Jungkook chciał bym przeczytał zawartość koperty... że była to jego ostatnia wola w stosunku do mojej osoby. W liście pożegnalnym czytanym na jego pogrzebie, jego ojciec również wspomniał o kopercie pozostawionej dla "jego największego skarba". Chcąc nie chcąc musiałem ją otworzyć i zobaczyć co zawiera. Trzęsącymi się dłońmi sięgnąłem po scyzoryk przecinając tym samym górę koperty. Po chwili wyciągnąłem z niej zgiętą na dwie części kartkę papieru. Gdy ją rozwinąłem poczułem jak kłuje mnie serce i znów ogarnia dziwna pustka i wewnętrzny, stłumiony ból.
"Hyung,
wyszedłeś na zakupy więc stwierdziłem, że spożytkuję ten czas na napisanie listu. Szczerze mówiąc zabierałem się za to odkąd Cię poznałem... głównie po tym jak przyniosłeś mi do szpitala książki, film i słodycze, pamiętasz? Wtedy już wyczułem w Tobie bratnią duszę, z którą będę chciał się trzymać do samego końca. Jak przypomnę sobie nasz początkowy, udawany związek to chce mi się śmiać... kto by pomyślał, że tak to się zakończy? Gdy lekarz kazał Ci zabrać mnie do siebie czułem się szczęśliwy jak nigdy dotąd. Z początku jednak myślałem o tym jak o odskoczni od szpitalnych murów. Cieszyłem się, że zaznam choć na chwilę normalnego, spokojnego życia. Później gdy pocałowałeś mnie przed szpitalem zacząłem patrzeć na to pod innym kątem. Cieszyłem się, że będę mieszkał ze swoim chłopakiem... z osobą, którą naprawdę pokochałem, choć zawsze wstydziłem się o tym mówić. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten brak pewności siebie i skrytość jeśli chodzi o wyznawanie uczuć. Przepraszam Hyung... Kocham Cię! Piszę jak potłuczony haha, ale jakoś nigdy nie miałem daru do pisania... przepraszam jeszcze raz. W ogóle to jest śmieszna sytuacja ponieważ miałem kilka podejść do napisania tego listu... Przy Tobie dzień w dzień coś się dzieje i tak naprawdę ostatnie słowa dopisałem będąc w szpitalu gdy Ty szybciutko skoczyłeś do barku na obiad. Czułem się fatalnie i wiedziałem już, że umrę... W tym liście chciałbym też przeprosić Cię za to, że postawiłem Cię w takiej sytuacji. Wiedziałem, że nie chciałeś się zakochać... jak się domyślasz, wiem to od Jimina, który jest baaardzo gadatliwy i mimo że miał wtedy raka krtani to gadał jak najęty. Podczas pierwszej rozmowy powiedział mi, że ma cudownego przyjaciela, który jest dla niego jak rodzina i którego kocha najbardziej na świecie. Opowiadał mi, że jesteś bardzo troskliwy, opiekuńczy, zaradny, pracowity, z ogromnym poczuciem humoru... wtedy poczułem, że muszę Cię poznać. Kilka zdań później dodał bez szczegółów, że byłeś w toksycznym związku i pewnie szybko Ci nikogo nie znajdzie... no cóż... chcąc nie chcąc kilka dni później pojawiłem się ja, wybacz Taehyung. Nie wiedziałem, że się we mnie zakochasz... wiedziałem w jakim jestem stanie i nie chciałem byś cierpiał po moim odejściu. Każdego dnia z tego powodu dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Mimo że sprawiłem Ci ogromny ból, to czuję, że byliśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi. Nigdy, żadna osoba nie zachowywała się tak w stosunku do mnie jak Ty Tae. Nikt nie był dla mnie tak dobry, wyrozumiały i cierpliwy. Żadna osoba nigdy nie potrafiła doprowadzić mnie do stanu euforii jednym, ciepłym słowem. Pamiętasz nasz pierwszy raz? Boże Hyung... tu nawet nie chodzi o sam stosunek... to jak mnie dotykałeś, patrzyłeś na mnie, mówiłeś do mnie... nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym przeżyć więcej takich chwil. Było to po prostu coś niesamowitego co mógłbym powtarzać kilka razy dziennie. Jesteś niezwykłą osobą Hyung i mam nadzieję, że szybko znajdziesz dobrego, przede wszystkim zdrowego chłopaka, którego obdarzysz tak piękną miłością jak mnie. Co mogę Ci jeszcze powidzieć? Bardzo dziękuję za opiekę nade mną... wydzielanie leków, zastrzyki, pilnowanie mojej diety... jesteś cudowny! Mimo że już mnie nie ma to wiedz, że nadal bardzo mocno Cię kocham. Jestem teraz twoim Aniołem Stróżem i patrzę na Ciebie z góry. Jak popatrzysz w niebo to wiedz, że tam z którejś chmurki będę się do Ciebie uśmiechał i czuwał nad Twoim bezpieczeństwem. Jeszcze raz bardzo dziękuję i bardzo, bardzo, bardzo mocno Cię kocham skarbie.
Twój Kookie~"

~Koniec.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

6 komentarzy:

  1. Boże płaczę... Ja liczyłam, że chociaż umrą razem, a to sie kurwa na liście skończyło... Co dalej? Jak będzie z Tae? Boże przecież oni mieli takie urocze chwile i Tae taki dobry był jeeju... Dobroć zawsze po dupie dostaje! To okropne >< mimo wszystko opowiadanie cudowne </3

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecuję, że jeżeli następny ficzek znowu się skończy źle to cię uduszę.
    Dlaczego ja zawsze płaczę? T^T

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie cudowne!!! Ja się przy tym płakałam naprawdę:( Jak mogłaś co uśmiercić?! Nie sądziłam że to sie stanie. A miało być tak cudownie i wspaniałe a tu nagle... śmierć;( jak przeczytałam że się nie udało się go uratować to nie mogłam opanować łez. Ja myślałam że to sen V I że się z niego obudzi a Jungkook będzie zdrowy:D A tu tak zła i smutna wiadomość na normalnie nie mogłam opanować łez D:
    Ps. Jestem ciekawa o czym będzie nowe opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopadl mnie taki smutek po przeczytaniu tego .. smuteceq .. Proszee, napisz Yoonmina .. *blaga i robi smutna minke*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie płakałam... ja KRZYCZAŁAM. Jakieś AAAAA NIEEE CO NIEEEE A ON UMARŁ AAAA. Tylko Ty wywołujesz takie emocje ficzkami. Ja na początku wahałam się,bo po Tobie można się spodziewać, że byś go uśmierciła albo zostawiła w spokoju XD Ale kurde no... mega... nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak pociągniesz to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń