15 września 2016

V&Jungkook~cz.9[Aż po grób]




- Masz już wszystko?- spojrzałem na Jungkooka, który bezradnie kręcił się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś rzeczy.
- Nie mogę znaleźć pojemniczka na leki.
- Za to ja odpowiadam, spokojnie.
- Czyli wiesz gdzie jest?- podszedłem do chłopaka delikatnie go obejmując.
- Oczywiście, że wiem... nie panikuj już tak.- jutro mamy lot do Stanów. Oboje jesteśmy bardzo zdenerwowani, jednak ja staram się patrzeć na to jak na wstęp do nowego, dużo lepszego życia. Kookie natomiast bardzo panikuje doprowadzając się nawet nie raz do łez... wszystko przez stres.
- Przepraszam... trochę się boję.
- Widzę, ale już się uspokój... Jesteś spakowany, ja mam nasze bilety, paszporty, także spokojnie... za kilka dni będzie po wszystkim.- nastolatek westchnął unosząc na mnie wzrok.
- Hyung... myślisz, że nam się uda?
- Musi... nie zakładam nawet innej opcji. Niedługo będziesz zdrowym chłopakiem.- odpowiedziałem całując go w czoło. Jungkook uśmiechnął się lekko zagryzając wargi, jednocześnie hamując łzy.
- Kocham cię.
- Co dzisiaj jemy na kolację gołąbeczki?!- do pokoju wparował Jimin przyprawiając mnie o lekki zawał serca - Oho... chyba przeszkodziłem.
- Oho... mów lepiej jak było z Hoseokiem.- pocałowałem ponownie Kooka, po czym zacząłem szukać swojej piżamy.
- No wiesz... zrobiliśmy obchód po klubach... zaliczyliśmy kilka panienek...
- Obrzydliwe.- syknąłem podchodząc do przyjaciela - Myślałem, że ty i on...
- Zwariowałeś?... Kocham cię Tae i szanuję to jaki jesteś, ale mnie w życiu do tego nie namówisz.
- No wiem, wiem.- westchnąłem spoglądając na Jungkooka - Kookie, idź z nim do kuchni i powiedz na co masz ochotę, okej?
- A ty Hyung?
- Idę się wykąpać.
- Dobrze.- nastolatek posłusznie podszedł do Jimina.
- Tylko mi go nie spacz, błagam cię.- jęknąłem udając się do łazienki.
- Chodź młody.- brunet ruszył do kuchni, a zaraz za nim krok w krok szedł Jungkook - Co byś zjadł?
- Wezmę sobie płatki z mlekiem.
- A tam... jak ci nie zrobię czegoś porządnego to Tae ukręci mi łeb. 
- Nie... naprawdę mam dzisiaj na nie ochotę.- chłopak zmierzył wzrokiem młodszego od siebie kolegę wzdychając.
- Dobra... siadaj, zaraz ci podam.- gdy Jungkook usiadł przy blacie, Jimin zabrał się za podgrzewanie mleka - Jak wam się układa?
- Wydaje mi się, że dobrze.
- Hm... a jak tam ostatnia noc?- twarz 19-latka płonęła ze wstydu - Jungkooook...
- Przestań, proszę cię.
- Ale doszło między wami do czegoś?
- Tak...
- Ooo no wreszcie.
- Znamy się ledwo ponad miesiąc... to chyba i tak bardzo szybko.
- Nie to miałem na myśli.- odpowiedział stawiając przed nastolatkiem miskę z mlekiem - Na jakie płatki masz ochotę?
- Widziałem w szafce takie miodowe...
- Okej.- Jimin podał chłopakowi płatki siadając naprzeciwko niego.
- Hyung... co miałeś na myśli pytając nas o... wiesz...
- Raczej powinieneś poruszać tą kwestię z Tae.
- Ty ją zacząłeś... chciałbym żebyś dokończył.- mój przyjaciel wziął głęboki oddech, po czym zaczął zniżonym tonem.
- Stosunek z tobą można uznać za jego taki wiesz... prawdziwy pierwszy raz.
- Nie rozumiem.
- Tae był w związku z duuużo starszym od siebie facetem. Czekaj... zaczął z nim być jak miał chyba 15 lat, a ten dupek kilka dni po tym jak zaczęli być razem świętował swoje 30 urodziny. 
- Co takiego...
- To nie wszystko... ta świnia naciskała na Taehyunga w sprawie seksu, ale Tae wtedy nie czuł się gotowy. Jinyoung zastraszył go, że jak się z nim nie prześpi to jego nagie zdjęcia wylądują na mailu jego rodziców... Jak się domyślasz ta sirota tak się przeraziła, że w końcu wylądowali w łóżku. Kilka dni później Jinyoung i tak go zostawił i wyjechał na kontrakt do Singapuru.- brunet westchnął kręcąc głową - Szkoda mi go, ale co mogłem zrobić... Dobrze, że teraz jest z kimś takim jak ty.- Jungkook siedział nieruchomo na krześle wpatrując się w parujące mleko - Jedz.
- Straciłem apetyt.
- No co ty... 
- Muszę się postarać być dla niego lepszym...
- Uwierz mi, że lepszego faceta nie mógł sobie wymarzyć... Nie przejmuj się tym.
- Dlaczego mi nic o tym nie powiedział?
- Wiesz... musi to być dla niego dość drażliwy i bolesny temat.
- A ja głupi wypytywałem go o jego pierwszy raz...- Jungkook zacisnął dłonie w pięści.
- Spokojnie... skąd mogłeś wiedzieć, że...
- Ale ze mnie dupek.
- Jungkook...
- I co dzisiaj jemy?- wszedłem do kuchni zastając przestraszonego Jimina i poddenerwowanego Jungkooka - Co się dzieje?
- Omawialiśmy z Jungkookiem obecną sytuację na świecie.
- Uważaj, bo jeszcze mnie na to nabierzesz.- podszedłem do swojego chłopaka głaszcząc go po plecach - Co jest skarbie?
- Przepraszam Hyung.- otworzyłem szeroko oczy szukając odpowiedzi w oczach Jimina, jednak ten uciekł wzrokiem umywając się od powiedzenia mi prawdy.
- Poczekaj... za co mnie przepraszasz?
- Pamiętasz jak wczoraj tak namolnie wypytywałem cię o twój pierwszy raz?
- Pamiętam...
- No właśnie... przepraszam.- wziąłem głęboki oddech przenosząc wzrok na przyjaciela.
- Jimin, do cholery...
- No przepraszam... wydawało mi się, że powinien wiedzieć.
- Sam bym mu o tym powiedział... nie musiałeś się wtrącać.- nienawidzę do tego wracać. Błagałem Jimina byśmy nigdy nie wracali do tego tematu i zapomnieli o tym raz na zawsze... po co on się wtrąca i znów mąci mi w głowie?
- Masz w stosunku do niego poważne zamiary... skoro się ciebie pytał o to kiedy pierwszy raz się kochałeś...
- Zamknij się! Ile razy cię prosiłem żebyś do tego nie wracał?!... To mój chłopak i to ode mnie powinien dowiadywać się takich rzeczy, a nie od ciebie!
- Przestańcie!- Jungkook wstał gwałtownie z trudem powstrzymując się od płaczu - Przepraszam, nie chcę żebyście się przeze mnie kłócili.- po tych słowach pospiesznie ruszył do pokoju. Spojrzałem na Jimina z pogardą i pretensjami.
- Masz rację, nie powinienem się w to wtrącać i do tego wracać. Przepraszam Tae...
- Jesteś moim przyjacielem... powinieneś wiedzieć na co i kiedy możesz sobie pozwolić.
- Wiem... wybacz mi.- westchnąłem udając się bez słowa do sypialni, w której zastałem siedzącego na łóżku Jungkooka. Gdy zamknąłem za sobą drzwi usiadłem obok niego wpatrując się w jego zapłakaną twarz.
- Czemu płaczesz?- zapytałem spokojnie wręczając mu chusteczkę.
- Wyszedłem na skończonego dupka.
- Dlaczego tak uważasz?
- Wypytywałem cię o twoje... bardzo prywatne sprawy i do tego skłóciłem cię z najlepszym przyjacielem... naprawdę nie chciałem.- uśmiechnąłem się lekko głaszcząc go po nodze. Jego empatia i ogromna wrażliwość bardzo do mnie przemawiają. W nich właśnie tkwi cały urok chłopaka.
- Kookie... mną i Jiminem się nie przejmuj... jeszcze dzisiaj wszystko między nami wróci do normy, wierz mi.... jakoś nie potrafimy się ze sobą kłócić.- sięgnąłem po suchą chusteczkę wycierając nią jego mokre policzki - A co do Jinyounga... miałeś prawo wiedzieć... w końcu jesteśmy razem i nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać.
- Ale on cię tak skrzywdził Hyung...- zabolało... Mimo że od tamtego zdarzenia upłynęło bardzo dużo czasu, rozmawianie o tym wciąż sprawia mi wiele bólu i wprowadza w dziwny dyskomfort.
- Było minęło kotek... nie ma co się nad tym rozwodzić, naprawdę.- nachyliłem się do chłopaka delikatnie go całując - Nie płacz już... nie lubię jak płaczesz.- Jungkook skinął głową przytulając mnie.
- Bardzo cię kocham Tae.- uśmiechnąłem się całując go w głowę.
- Ja ciebie też.- wzruszony spojrzałem na chłopaka - Zjadłeś kolację?- ten jedynie pokręcił przecząco głową - Dlaczego?
- Straciłem apetyt.- lekarz wspominał mi o tym mówiąc, że brak apetytu o osób chorych na raka jest całkowicie normalne.
- Może przyniosę ci jogurt, hm?
- Nie, dziękuję.- Jungkook wyciągnął spod kołdry piżamę - Wezmę prysznic i się położę.
- Jungkook... na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, nie martw się.- łatwo powiedzieć. Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Gdy za nimi zniknął przygotowałem mu leki układając je kolorystycznie na kupki.
- Musi nam się udać.- szepnąłem ściskając w ręku puste już pudełeczko po lekach.
- Uda się.- odwróciłem się gwałtownie za siebie. W progu stał Jimin - Przepraszam Tae.
- W porządku... zapomnijmy o tym.- westchnąłem nalewając wody do szklanki.
- Przygotowujesz mu leki?- skinąłem głową spijając spływające po policzkach łzy. Brunet zamknął pospiesznie drzwi, po czym przede mną klęknął - Taehyung...
- Stracę go.- szepnąłem nie wierząc w to, co mówię.
- Co ty pieprzysz? Tae do cholery, oprzytomnij.
- Zobacz jak on wygląda... to wrak człowieka.- z trudem łapałem oddech. Przez ostatnie dni gromadziło się we mnie tak wiele negatywnych emocji, którym nie mogłem dać upustu przez wzgląd na Kookiego.
- Weź się w garść... Tyle już dla niego zrobiłeś. Jak możesz teraz mówić, że wam się nie uda? 
- Ja już nie mam siły udawać.- wtuliłem się w chłopaka wybuchając płaczem.
- Boże...- chłopak objął mnie starając się mnie uspokoić - Jungkook cię usłyszy, spokojnie.- miał rację. Automatycznie, jak na rozkaz, zamknąłem się spoglądając na Jimina.
- Nie wrócę ze Stanów bez niego... czemu każdy mój związek musi być tak bolesny? Co ja do cholery zrobiłem?- spojrzałem na szafkę nocną, na której leżały pogrupowane leki - Jak ja przewiozę jego ciało do Korei?
- Taehyung, kurwa mać, opanuj się.- syknął brunet potrząsając mną.
- Po co ja to robię? Przecież on jest już skreślony.- nagle poczułem mocne uderzenie na twarzy. Poczułem się jak wyrwany z transu... jakbym nagle po krótkiej nieobecności wrócił do rzeczywistości.
- Jak możesz mówić coś takiego? 
- Co ja wygaduję...- przetarłem twarz rękoma karcąc się w myślach za swoje zachowanie.
- Jesteś przemęczony, ale to i tak nie powinno tego tłumaczyć.- Jimin poklepał mnie po ramieniu - Jesteś silny, pamiętaj o tym... co by się nie działo, na pewno dasz sobie z tym radę. Zawsze uparcie dążyłeś do celu... twoim następnym celem jest zdrowie Jungkooka więc się nie poddawaj. 
- Tak... masz rację.- wziąłem głęboki oddech wycierając pospiesznie zalaną łzami twarz.
- Tae...
- Spokojnie... wezmę coś na uspokojenie i porządnie się wyśpię... jutro powinno być dobrze.
- Martwię się o ciebie.... szczerze mówiąc nie chcę puszczać was tam samych.
- Dlaczego?- wyprostowałem się spoglądając na przyjaciela.
- Wolałbym jednak przy tobie być.
- Jimin... doceniam to, ale jestem dużym chłopcem... poradzę sobie. 
- Dużym, ale bardzo wrażliwym i zagubionym.
- Dobra, daj już spokój.- po chwili do pokoju wszedł Jungkook. Spojrzał na nas wielkimi oczyma robiąc krok w tył.
- Nie będę wam przeszkadzał.
- Nie... w zasadzie już wychodziłem.- Jimin uśmiechnął się klepiąc go po ramieniu - Wyśpijcie się.- gdy wyszedł westchnąłem spoglądając na partnera.
- Chodź, musisz wziąć jeszcze leki.- chłopak skinął głową podchodząc do mnie.
- Wszystko dobrze Hyung?
- Tak... jestem tylko troszkę zmęczony.- podałem mu szklankę wody - Tutaj masz pogrupowane leki... najpierw weź te czerwone, potem...
- Wiem Tae... mówisz mi to dzień w dzień.- szczerze mówiąc nawet nie miałem pojęcia, że codziennie mówię mu to samo. Przyglądając mi się bardzo uważnie zaczął łykać tabletki - Taehyung...
- Hm?
- Coś się stało?
- Nie skarbie... weź wszystko i chodź już spać.- wsunąłem się pod kołdrę układając głowę na poduszce. Po chwili Jungkook położył się obok mnie, jednak wyjątkowo na dystans wyprostowanej ręki - Chodź się przytulić.
- Nie chcę przeszkadzać ci w spaniu.
- Zwariowałeś? Bez ciebie nie zasnę.- mimo to Kookie nawet nie drgnął. Westchnąłem przysuwając się bliżej niego, po czym wtuliłem go w swoje ciało - Co ci odwaliło, hm?
- Nie ważne... dobranoc.- dostałem lekkiego buziaka, po którym chłopak ułożył się na mojej klatce piersiowej.
- Śpij dobrze.- westchnąłem zamykając oczy.

*

                      Następnego dnia wstaliśmy koło godziny 9-tej. Zjedliśmy przygotowane przez Jimina śniadanie, wzięliśmy prysznic i na spokojnie ruszyliśmy na lotnisko. Jungkook bardzo denerwował się lotem, jednak po podaniu mu środków uspokajających przespał na mnie większość drogi. 
- Jak się czujesz Kookie?- zapytałem gdy wysiadaliśmy z samolotu.
- Dobrze... trochę się stresuję.
- Czym?
- Nie widziałem rodziców kilka lat... pewnie im się nie spodobam.
- Zgłupiałeś, naprawdę.
- Wyglądam jak łysa śmierć.
- Ale to twoi rodzice i uwierz mi, że kochają cię w każdej postaci.- sięgnąłem po swoją walizkę - Widzisz gdzieś swoją torbę?
- Chyba jeszcze nie wyszła na taśmę.
- No cóż... to poczekamy.- wyjąłem z plecaka wodę wręczając ją partnerowi - Napij się. 
- Dziękuję.- chłopak upił kilka łyków lekko się uśmiechając - Cieszę się, że tu ze mną przyleciałeś taki kawał. 
- Jesteś moim chłopakiem... w życiu nie puściłbym cię samego.- odpowiedziałem całując go w głowę - Oo, to chyba twoja walizka.- gdy zdjąłem bagaż z taśmy wyciągnąłem jego rączkę rozglądając się za wyjściem - Twoi rodzice mają nas odebrać?
- Tak.
- Boję się.- zaśmiałem się prowadząc torby przed sobą.
- Na pewno się polubicie... Daj mi moją walizkę, nie chcę żebyś tyle dźwigał.
- Przecież to jest lekkie, nie przejmuj się.- gdy przekroczyliśmy drzwi Jungkook stanął jak wryty wpatrując się w kilku ludzi, którzy przyszli odebrać swoich bliskich - Co jest żabko?
- To oni.- szepnął, a po jego policzkach popłynęły łzy - Nie wierzę, to oni!- chłopak wyrwał w stronę swoich rodziców, którzy przywitali go z ogromnym wzruszeniem. Jego mama płakała mówiąc, że bardzo się cieszy iż go widzi... ojciec natomiast zachwalał, że ma niesamowicie przystojnego, dorosłego już syna... piękny widok. Wziąłem głęboki oddech idąc powoli w ich stronę. Gdy otworzyłem usta by się przedstawić, mama Kookiego przytuliła mnie płacząc w moje ramię.
- Tyle dobrego o tobie słyszałam Tae... Nawet nie wiesz jaką sprawiłeś nam radość przywożąc tu Jungkooka. 
- Dałeś nam też nadzieję na to, że wyzdrowieje.- dodał z uśmiechem jego ojciec podając mi rękę. Zmieszany i czerwony jak burak ukłoniłem się ściskając jego dłoń.
- Kocham pańskiego syna i zrobię dla niego wszystko.- uśmiechnąłem się spoglądając na Jungkooka, który z uśmiechem na twarzy przytulał się do matki.
- Dobre z ciebie dziecko.- kobieta pogłaskała mnie po głowie - Skarbie, weź ich walizki.- w drodze do samochodu rozmawialiśmy o mojej rodzinie i studiach. Można powiedzieć, że najgorsze przesłuchanie mam już za sobą.
- Dobrze panowie... to gdzie najpierw chcecie jechać?- rzucił jego ojciec wyjeżdżając z parkingu.
- Em... ja... ja może najpierw pojechałbym do hotelu zostawić rzeczy, a później od razu zawieźlibyśmy Kooka do szpitala.- rodzice wymienili się jedynie spojrzeniami podczas gdy Jungkook z uśmiechem złapał mnie za rękę.
- Miałem na myśli jakiś dobry obiadek, ale dobrze... poza tym nie ma mowy żebyś spał w hotelu.
- Ale...
- Zamieszkasz u nas Tae.- powiedziała kobieta uśmiechając się - Wczoraj przygotowaliśmy dla ciebie pokój. 
- Ja... bardzo dziękuję, ale nie chcę sprawiać kłopotu...
- Nawet tak nie mów... Zrobiłeś dla naszego dziecka tyle dobrego, że nie odpłacimy ci się za to do końca życia.- czułem się zawstydzony jak nigdy dotąd.
- Dziękuję państwu.
- Tae.- spojrzałem na Jungkooka, który kurczowo ściskał mnie za rękę.
- Tak?
- Muszę iść od razu do szpitala?
- Nie musisz Kookie, ale tak by było dla ciebie najlepiej. Dobrze by było jakby lekarze zajęli się tobą od razu.
- Dobrze.- odpowiedział całując mnie w policzek.
                         Po zostawieniu rzeczy, odświeżeniu się po podróży i zjedzeniu pysznego, amerykańskiego jedzonka ruszyliśmy do szpitala, w którym mój ojciec załatwił Jungkookowi leczenie. Czułem się fatalnie... serce podchodziło mi do gardła, pociłem się, a ręce trzęsły się jakbym był poważnie chory. Rodzice Jungkooka też nagle posmutnieli jadąc w absolutnej ciszy. Jimin miał rację... jestem zbyt wrażliwy i za słaby psychicznie. Miałem ochotę się rozpłakać i poprzeklinać swój los, ale tak naprawdę co mi to da? Jakie będę miał korzyści z zamartwiania się i niepotrzebnego nakręcania się na najgorsze?
- Kookie...
- Tak Hyung?
- Bardzo cię kocham.- krępowałem się powiedzieć mu to przy jego rodzicach, ale tym razem było to silniejsze ode mnie. Chciałem... chciałem po prostu żeby to wiedział... żeby czuł, że musi walczyć z rakiem... że po tej okropnej dla niego walce przyjdzie czas na nagrodę i życie w szczęściu i spokoju...
- Też cię kocham Tae.- Kookie posłał mi ciepły uśmiech całując mnie w rękę - Nie martw się... pamiętaj, że tym razem nam się uda. Niedługo będziemy się z tego śmiać, obiecuję.
- Na pewno tak będzie chłopcy.- głos zabrała jego mama - Musisz być silny synku. 
- Będę, obiecuję.- wewnątrz mnie emocje wręcz wariowały. Chciałem płakać, wrzeszczeć, rozwalać wszystko co wpadnie mi w ręce... nie potrafię dokładnie opisać swojego stanu, ale nie było to przyjemne uczucie. Gdy zajechaliśmy do szpitala udaliśmy się prosto do lekarza, który ma prowadzić leczenie Jungkooka. Po obejrzeniu jego kart ze szpitala zadecydował, że natychmiast musi się on znaleźć u nich na oddziale... to nie zwiastowało niczego dobrego.
- Przepraszam... mogę zająć panu chwilę?- zapytałem wchodząc do gabinetu lekarza.
- Oczywiście... co się dzieje?- usiadłem przy biurku biorąc głęboki oddech. Nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Czułem, że gdy zacznę mówić znów popłaczę się jak dziecko - Chodzi o twojego chłopaka, prawda?
- Proszę pana, on... Jungkook jest dla mnie wszystkim... błagam, pomóżcie mu.- zacisnąłem dłonie w pięści czując jak znów się rozklejam - Nie wrócę do Seoulu bez niego... jeśli to mu nie pomoże, nie będę w stanie na siebie spojrzeć...- mężczyzna westchnął podając mi szklankę wody.
- Bardzo dobrze cię rozumiem, ale jedyne co możesz zrobić to się za niego modlić... Nie ma też sensu żebyś zamartwiał się na zapas.
- Położył go pan od razu na oddziale czyli jego stan musi być bardzo poważny, mam rację?- lekarz zdjął okulary przecierając oczy.
- Nie będę cię okłamywał... Jego stan jest bardzo poważny, a rak cały czas się rozrasta, ale obiecuję ci, że zrobię wszystko żeby mu pomóc.- odstawiłem szklankę na biurko wycierając mokre policzki.
- Jakie są szanse?
- Taehyung...
- Proszę być ze mną szczerym.
- Maksymalnie 40%.- podniosłem się gwałtownie uderzając dłonią w biurko.
- To za mało! Błagam, niech pan coś zrobi!
- Proszę cię, uspokój się.
- Oddam mu swoje organy jeśli to mu pomoże!
- Widzę, że bardzo go kochasz, ale nie mogę pozbawić życia zdrowej osoby dla ratowania tej chorej... przykro mi.
- Ale ja wyrażam na to swoją zgodę... czy to by mu pomogło?
- Obawiam się, że nie...- byłem jednym, wielkim strzępkiem nerwów. Czułem, że popadam w jakąś cholerną depresję... że moja bajka z Jungkookiem w roli głównej za chwilę się skończy... że znów będę sam i będę cierpiał.
- Czyli... mam się powoli oswajać z myślą, że to koniec, tak? Że za chwilę Jungkook umrze...
- Nie... absolutnie proszę tak nie myśleć. 
- Chcę być realistą nastawionym na najgorsze.
- Moim zdaniem niepotrzebnie się nakręcasz... Owszem, jego stan jest poważny, ale zrobimy wszystko żeby z tego wyszedł.- skinąłem głową udając się powoli w stronę drzwi.
- Na kiedy planuje pan operację?
- Myślę, że na jutro... Muszę jeszcze porozmawiać z jego rodzicami.
- Rozumiem.- przygnębiony i pozbawiony jakichkolwiek chęci do życia ruszyłem do sali, w której leżał Jungkook. Gdy do niej wszedłem zastałem go leżącego w łóżku, rozmawiającego wesoło z rodzicami.
- Taeee... tak się martwiłem.- chłopak usiadł wyciągając w moją stronę swoje chude ręce - Gdzie byłeś?- usiadłem na łóżku przytulając nastolatka.
- Przepraszam skarbie... nie mogłem znaleźć łazienki. 
- Ty płaczesz?- zapytał z przejęciem uważnie mi się przyglądając.
- Po prostu bardzo się o ciebie martwię...
- Hyung... Twoim bojowym zadaniem jest podtrzymywanie mnie na duchu, tak? Pamiętasz jak sam mówiłeś, że niedługo będzie po wszystkim?- skinąłem jedynie głową - Obiecuję, że będę silny i wygram walkę z rakiem... zrobię to dla nas.- wymusiłem uśmiech delikatnie go całując... tylko 40%...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


1 komentarz:

  1. Ugh :/ no fajnie tak...panikować, pogrążać w żałobie ukochanego jeszcze przed śmiercią XD koleś mnie rozwala ^^' albo to może trafna przepowiednia? Ale po co już płakać, gdy 40% przy tak długiej chorobie to niestety zajebiscie dużo
    Weny, weny~

    OdpowiedzUsuń