21 września 2016

Myungsoo&Sungjong~cz.1[Amour Français Coréen]




                              Znudzony i zmęczony wpatrywałem się w niewielkie okienko, koło którego znajdowało się wyznaczone dla mnie miejsce. Miasto nad którym właśnie leciałem wyglądało jak brokat rozsypany na czarnej, matowej planszy. Wszędzie roiło się od drobnych, oświetlonych punkcików. Generalnie uwielbiam podziwiać świat z lotu ptaka, jednak sytuacja w jakiej się teraz znalazłem sprawiła, że znienawidziłem podróżowanie samolotem. Otóż odkąd skończyłem sześć lat moi rodzice stwierdzili, że wyjedziemy i ułożymy sobie życie w Europie, a konkretnie w Paryżu. To w nim się wychowywałem, chodziłem do szkoły, poznawałem ludzi i świat. Zakochałem się w klimacie tego miasta... w jedzeniu, romantycznej atmosferze i ludziach. Każdy w Paryżu jest inny. Nie znajdziesz tam dwóch identycznych osobowości czy dwojga ludzi ubranych nawet nie tyle identycznie co chociażby podobnie. Jest to miasto indywidualności i niezwykłych, różnorakich temperamentów. W moim życiu jednak nadszedł ten "cudowny" moment, w którym musiałem dorosnąć i podjąć decyzję dotyczącą studiów. Od zawsze chciałem studiować historię sztuki na słynnym Uniwersytecie Paryskim, który jest niezwykle renomowaną uczelnią. Miałem nawet wystarczającą ilość punktów, by się na nią dostać. Oczywiście na drodze do spełnienia marzeń musieli stanąć moi rodzice, którzy bez mojej wiedzy zadecydowali, że mam wrócić do Seoulu i w nim składać papiery na którąś z tamtejszych uczelni. Tradycyjnie... do rodziców nie trafiają żadne argumenty postawione przez ich dzieci, które są "niewystarczająco dojrzałe i które nic nie wiedzą o życiu". Tak więc nie mając nic na swoją obronę musiałem spakować manatki i wrócić na tak zwane "stare śmieci". Strasznie mnie coś takiego denerwuje... spełnianie marzeń i ambicji naszych rodziców z młodości. Nikt nie kazał im wyjeżdżać... mogli siedzieć w Korei i tam spełniać się zawodowo czy rodzicielsko. Mnie powinni zostawić w spokoju i pozwolić mi żyć tak jak ja tego chcę. No cóż...
                       Bez zapewnionego mieszkania, znajomości miasta czy planów co do uczelni, zostałem wsadzony w pierwszy samolot lecący do Seoulu. "Dasz sobie radę", "Wszystko załatwisz już na miejscu"... tylko to usłyszałem na odchodne. Teoretycznie mogę zatrzymać się na kilka dni u dziadków, których nie widziałem X lat, ale szczerze mówiąc nie chcę. Wolę wynająć goshiwona i w nim na spokojnie szukać odpowiadającej mi uczelni i mieszkania. Wprawdzie myślałem już nad Uniwersytetem Yonsei, ale z tego co wiem standardy odpowiadające przyjęciom na daną uczelnie są w Korei dużo bardziej rygorystyczne niż w Europie. Wątpię żebym miał szansę dostać się na jakikolwiek uniwersytet. Pożyjemy zobaczymy... wydaje mi się, że jeszcze gorzej może być ze znalezieniem mieszkania, tak by znaleźć je w odpowiedniej lokalizacji i to za niską cenę. Droga Pani Dorosłość... przeklinam cię z całego serca.

*

                      Po 14-stu godzinach lotu zmęczony i obolały odebrałem walizki i wyszedłem przed główne wejście lotniska. No tak... pytanie "co dalej?". Myśl Sungjong... masz już chłopie 19 lat. Chyba w tym momencie najgorszą sprawą było przełamanie się i ponowne przerzucenie się na język koreański. Odkąd wyjechałem do Europy uczono mnie w kółko francuskiego i angielskiego więc mój ojczysty język był tak naprawdę rzadko kiedy używany. Nawet w domu mówiliśmy częściej po francusku niż koreańsku.
Wziąłem kilka głębokich wdechów, po czym niepewnie podszedłem do kobiety, która wyraźnie na kogoś czekała gdyż cały czas nerwowo rozglądała się dookoła.
- Przepraszam Panią...- ygh... co za akcent. Czuję, że poza nauką na przyszłym uniwersytecie czeka mnie też porządna nauka koreańskiego.
- O co chodzi?
- Em... gdzie... gdzie znajdę miejsce do spania?- mówiąc to złożyłem dłonie niczym do modlitwy, po czym przyłożyłem je do policzka zamykając przy tym oczy - Yy... tanie... goshiwon...
- Chodzi ci o wynajęcie taniego goshiwonu?- chyba tak... skinąłem głową starając się przemielić w głowie to, co powiedziała do mnie nieznajoma - Typowo studenckie, tanie goshiwony są ponoć w Gwanak-gu.- nie zrozumiałem absolutnie nic poza Gwanak-gu... przynajmniej już mam jakiś trop. 
- Dziękuję bardzo.- ukłoniłem się... z tego co pamiętam, to chyba tak się robi w Korei... po czym rozejrzałem się za jakąś taksówką. Gdy zobaczyłem wolny samochód od razu do niego podszedłem i zagadałem kierowcę - Dzień dobry.
- Witam... gdzie jedziemy?
- Em... Gwanak-gu? Yyy... goshiwon.
- Aaa okej... wsiadaj.- jak okej to okej. Wrzuciłem walizki do bagażnika, po czym zasiadłem z tyłu auta ciesząc się upragnioną chwilą spokoju. Miałem nadzieję, że kierowca mnie nie zagada i da mi odpocząć po locie. Na szczęście mężczyzna nie należał do gadatliwych i w ciszy jechał we wskazane miejsce. Po jakimś czasie udało nam się dotrzeć na Gwanak-gu... pytanie gdzie są te cholerne goshiwony.
- Em... do you speak english?- taksówkarz spojrzał na mnie jak na kompletnego idiotę, ale stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia... pewnie i tak nigdy więcej już go nie zobaczę więc mogę się zbłaźnić.
- Nie jesteś przypadkiem koreańczykiem?
- Mieszkałem w Paryżu i.... nie mówić dobrze po koreańsku.
- Hmm rozumiem.... you want to find nice place to sleep?
- Oh!- naprawdę byłem zaskoczony tym, że taksówkarz... do tego azjata... tak dobrze mówi po angielsku -Yes... I've heard that in this district are the best students goshiwons in the best price but I don't know where is it, so...
- Okay... I will show you the best, cheap place.
- Great! Thank you so much.- o matko i córko, co za ulga. Styrany i zmęczony do granic możliwości wyjrzałem przez okno... hm... Seoul jest całkowicie inny niż Paryż. Jest tu... tak wielkomiejsko i nowocześnie, podczas gdy Paryż jest stolicą niesamowitej, tradycyjnej architektury z unoszącym się w powietrzu zapachem świeżej kawy i croissantów. Boże... gdzie popełniłem w swoim życiu błąd? - Do you have a river in... this city?
- Mhm... Han River.- Han? Co za prymitywna nazwa... w Paryżu mogłem spacerować nad piękną Sekwaną, do tej pory nie mogąc zrozumieć jej niezwykłego uroku, a tu? Han... mogli się wysilić nad wymyśleniem lepszej nazwy - Okay... we are on spot.- zatrzymaliśmy się pod na oko 10-cio piętrowym budykiem... muszę przyznać, że był nawet dość ładny i... chyba nowy. Może nie będzie tu tak źle. Po rozliczeniu się z kierowcą zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem na recepcję, by się zakwaterować na te kilka dni. Udało mi się dostać dość przytulny pokój znajdujący się na siódmym piętrze. Dzięki temu miałem dość przyjemny dla oka widok. Mimo potwornego zmęczenia od razu po wejściu do goshiwonu włączyłem laptopa i zacząłem szukać mieszkania.
- Wszystkie strony są w tych przeklętych krzaczkach i domkach.- warknąłem tłumacząc automatycznie każdą ze stron. W zasadzie nie wiem dlaczego zacząłem od szukania mieszkania, a nie uczelni... może chciałem mieć już zapewniony swój kąt i w nim na spokojnie zacząć działać. 

*

                       Jestem w Seoulu od dziesięciu dni. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć na Uniwersytet Yonsei... stwierdziłem, że za bardzo boję się zostania na lodzie i wolałem załatwić uczelnię w pierwszej kolejności. Udało mi się dostać na prawo... nie jest to kierunek, który chciałem studiować, no ale cóż... przynajmniej rodzice są dumni. Po załatwieniu spraw związanych z uczelnią zacząłem umawiać się z właścicielami na oglądanie mieszkań jednak żadne z nich niespecjalnie przypadło mi do gustu. 
                     Właśnie siedziałem przed laptopem i zajadałem się jakimś koreańskim czymś, co od pierwszego gryza zaczęło wypalać mi jamę ustną i żołądek. Byłem jednak tak potwornie głodny, że chcąc nie chcąc musiałem to zjeść.
- Jutro nie wyjdę z ubikacji.- jęknąłem przeglądając kolejne ogłoszenia wynajmu - Hmm, co my tu mamy? Przestronne mieszkanie zlokalizowane na nowym osiedlu w dzielnicy Seocho-gu... mieszkanie jest 2-pokojowe [w jednym z pokoi mieszkam ja- właściciel]... mhmm... bla, bla, bla... Mieszkanie w pełni umeblowane, zaopatrzone w nowe sprzęty... świetne dojazdy w każde miejsce... o... nawet spoko cena.- mieszkanie na zdjęciach prezentowało się niesamowicie. Nowocześnie urządzone mieszkanie aż prosiło, by w nim zamieszkać. Sięgnąłem po telefon wybierając numer z ogłoszenia.
- Tak, słucham.- usłyszałem w słuchawce wesoły, młody, męski głos.
- Dzień dobry... ja... em... dzwonię z ogłoszenia o mieszkanie...
- Mhmm... pan jest obcokrajowcem?- co... myśl do cholery.
- Nie... jestem z Korei, ale mieszkać w Paryżu i...
- Aaa okej, rozumiem.
- Tak... czy to jest... yy... aktualne?
- Jak najbardziej. Chciałby pan je zobaczyć?
- Tak... kiedy mogę?
- Jeśli panu pasuje, możemy spotkać się dzisiaj.
- Super.
- Zaraz prześlę sms'em dokładny adres.
- To czekać... dziękuję bardzo.- rozłączyłem się przeklinając w duszy rodziców za wysłanie mnie do tego piekła. Po chwili otrzymałem sms'a z adresem mieszkania. Dokończyłem jeść, po czym ubrałem się dość ciepło, gdyż dzisiejszy dzień był niesamowicie chłodny - Jak to jedzenie wyjdzie mi w trakcie spotkania to będzie źle.- jęknąłem opuszczając goshiwon. Po złapaniu taksówki i pokazaniu kierowcy dokąd ma jechać zasiadłem wygodnie przyglądając się uważnie ludziom. Hm... dokąd oni tak pędzą? We Francji wygląda to zupełnie inaczej. Ludzie siedzą w kawiarniach, a nie biegają jak wariaci po ulicach... rozmawiają ze sobą, a nie z telefonem... każdy wygląda tam inaczej, a tu? Wszyscy ubrani w białe bluzki i granatowe bądź czarne spodnie czy spódnice. Co jest nie tak z tym krajem? 
- Jesteśmy.- oprzytomniałem spoglądając na nowoczesne, ogrodzone, niezwykle zielone osiedle.
- Super.- uśmiechnąłem się płacąc mężczyźnie należną mu kwotę. Gdy wysiadłem z samochodu podekscytowany ruszyłem we wskazane miejsce. Gdy wszedłem na klatkę pierwsze co ujrzałem to przeszklona, pachnąca jeszcze nowością winda. Uśmiechnąłem się ponownie jadąc nią na ostatnie- piąte piętro. Dopiero gdy stanąłem przed drzwiami mieszkania poczułem lekki stres, w związku z brakiem pewności siebie w języku koreańskim. Wziąłem głęboki oddech dzwoniąc do drzwi. 
- Idę!- czułem jak moje serce bije coraz mocniej. Po chwili drzwi do mieszkania otworzyły się. W progu stanął niezwykle delikatny, niesamowicie przystojny brunet, który po ujrzeniu mnie otworzył szeroko oczy uważnie mi się przyglądając. Po chwili jednak na jego mlecznej buzi zagościł szeroki uśmiech - Nazywam się Myungsoo.- powiedział wesoło podając mi rękę.

~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


4 komentarze:

  1. Wow, to jak odbieram Paryż bardziej się różnić od tych wyobrażeń nie może. Smród, brud </3
    fajnie się zaczyna ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się 8)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaaa, nie mogę doczekać się dalszej akcji, po jestem nakręcona po ich comebacku XD Idealnie trafiasz! Oby wena Cię nie opuściła i kolejny rozdział pojawił się.szybko ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest L → jest zabawa B)
    Już mi się podoba XD
    Pomyślałabyś kiedyś nad napisaniem pracy z Taehyungiem i Baekhyunem? W sumie to by było ciekawe XD
    /Tae

    OdpowiedzUsuń