12 marca 2017

Taeyong&Ten~cz.9[Trainee]



                   Taeyong wraz z pomocą trenera przewieźli mnie do szpitala, w którym zostałem dokładnie przebadany. Mężczyzna uczący nas tańczyć podejrzewał jedynie przemęczenie pomieszane ze stresem... podobnie jak ja. Tae jednak przez całą drogę do szpitala milczał bawiąc się nerwowo palcami i zagryzając co chwilę wargę. Po dokładnych badaniach dowiedziałem się, że jestem nosicielem HIV... tak samo jak mój chłopak. Krwotoki, osłabienie, omdlenie... to wszystko było wynikiem szybko rozwijającej się choroby.
- Spaliśmy ze sobą tylko raz... nie daruję sobie tego.- słucham tego od ponad dwóch godzin i żadne moje słowa nie są w stanie uspokoić Taeyonga.
- Proszę cię, nie denerwuj się... oboje z tego wyjdziemy. 
- Chittaphon, to nie jest przeziębienie... od tego się umiera, rozumiesz?- wiem... doskonale to wiem i bardzo się tego boję, ale nie chcę go dodatkowo martwić. Widzę, że czuje się potwornie z myślą, że to on mnie zaraził.
- Rozumiem... dlatego zamiast się obwiniać i martwić powinniśmy żyć pełnią życia.- uśmiechnąłem się lekko zerkając na trenera, jednak ten nie okazywał w stosunku do nas żadnych uczuć. Siedział w kącie sali na krześle wpatrując się w nas nieobecnym wzrokiem.
- Zastanów się co mówisz... 
- Tae, wiem co mówię... usiądź koło mnie.
- Nie mam ochoty.
- Proszę... zrób to dla mnie.- blondyn westchnął siadając na łóżku, po czym niepewnie złapał mnie za rękę. Wzmocniłem uścisk uśmiechając się - Rozchmurz się.
- Ja... czuję się tak potwornie, że nie wiem jak mam cię przepraszać.
- Nie musisz mnie przepraszać... nie chcę żebyś mnie przepraszał. Nie zrobiłeś nic złego.
- Jak to nie zrobiłem nic złego? Zaciągnąłem cię do łóżka i zaraziłem tym gównem!
- Tae...
- Gdybym wtedy wiedział, że jestem chory w życiu bym się z tobą nie kochał!
- Już dobrze, uspokój się.- pociągnąłem chłopaka za rękę, by ten wylądował w moich ramionach, po czym mocno go przytuliłem całując go w głowę - Nie obwiniaj się... nie mam do ciebie żalu, przysięgam.
- Chittaphon...- chwila... czy on płacze? Taeyong ma uczucia?
- Nie płacz durniu... nie pozwalam ci płakać.
- Co ja narobiłem? Ile bym dał żeby cofnąć czas...
- Tae, nie wiedziałeś, że jesteś chory... Przestań się obwiniać.
- Wybaczysz mi to kiedyś?- słucham? Boże, nie poznaję go... Takie zachowanie nie pasuje do mojego chłopaka. Musi naprawdę czuć się paskudnie...
- Zacznijmy od tego, że ja w ogóle nie miałem ci tego za złe... Stało się, nic już z tym nie zrobimy. 
- Będę o ciebie dbał... będziesz musiał się wysypiać i dobrze się odżywiać...
- Mówisz tak jakbym był w ciąży.- zaśmiałem się całując go w czoło - Oboje musimy o siebie dbać... razem damy radę, zobaczysz. 
- Panie Leechaiyapornkul.... dobrze mówię?- do sali wszedł mój lekarz prowadzący.
- Zgadza się.- uśmiechnąłem się głaszcząc Taeyonga po dłoni.
- Został pan zbadany, podaliśmy bardzo silne leki, które powinny spowolnić rozwój choroby...- mężczyzna westchnął przeglądając jakąś kartę - Gdy kroplówka zejdzie będzie mógł pan wrócić do domu. Musi pan pamiętać o regularnych wizytach u specjalisty i lekach... chemia tutaj to podstawa. 
- Rozumiem.- uśmiechnąłem się lekko zerkając na Tae.
- Potrzebuję jedynie podpisu pańskiego opiekuna, bym mógł pana wypuścić.
- Mojego opiekuna?
- Ja jestem jego opiekunem.- widzę, że trener wrócił do świata żywych. Mężczyzna poderwał się z krzesła podchodząc do lekarza, po czym podpisał papierek o zgodzie na wyjście. Całe szczęście... rodzice by się załamali gdyby dowiedzieli się o tym, że jestem nosicielem.

*

                 Czas mija nieubłagalnie. Nasz okres bycia trainee dobiegł końca i zaczęliśmy pracować nad nagraniem pierwszego MV. Jak się czuje Tae? Jak ja się czuję? Jak wygląda nasz związek? Hmm... Taeyong jest silnym chłopakiem pod względem fizycznym jak i psychicznym. Twierdzi, że czuje się znacznie lepiej... trochę prrzytył, nie ma krwotoków, nie słabnie... Mimo że żyjemy w dość dziwnej relacji bardzo się z tego cieszę. Co do mnie... nie lubię o sobie mówić, o tym jak się czuję, czy co mi dolega. Powiem tylko tyle, że jest gorzej, a fakt, że Tae się ode mnie odsuwa w niczym mi nie pomaga.
- Jak się czujesz?- nie wiem czemu jego głos ostatnimi czasy tak mnie drażni. Łyknąłem tabletki przypisane przez lekarza, po czym przeniosłem wzrok na Taeyonga.
- Źle.
- Co się dzieje?
- To, że mnie zlewasz i udajesz, że nigdy nic między nami nie było. 
- Czekaj, co ty mówisz...
- Doskonale wiesz o czym mówię... Taeyong, ja już mam dość, rozumiesz? Zdecyduj się z kim chcesz być, kogo kochasz, nie wiem... Przestań robić ze mnie idiotę.
- Skarbie...
- Srarbie... weź nie chrzań, już dawno przestałeś mnie kochać... o ile w ogóle kiedykolwiek mnie kochałeś.- usiadłem na krześle głęboko oddychając. Taeyong kucnął przede mną wręczając mi wodę.
- Co ty masz, jakieś rozdwojenie jaźni? Chittaphon... przez ostatnie tygodnie nie zrobiłem nic, co by mogło sprawić żebyś pomyślał, że mi na tobie nie zależy... Cały czas się tobą opiekuję, naprawdę tego nie widzisz?- upiłem kilka łyków wody zerkając na partnera.
- Mark czy Taeil?
- Chyba nie rozumiem...
- Który wskoczył na moje miejsce?
- Boże, co się z tobą dzieje?- chłopak przyłożył dłoń do mojego czoła - Znowu masz gorączkę.
- No i co...
- No i to, że trzeba ją jak najszybciej zbić.- chłopak wybiegł z szatni, po czym wrócił po chwili z lodowatym okładem przykładając go do mojego czoła - Chodź... pomogę ci się położyć.- nie mam siły się z nim kłócić. Wstałem z pomocą chłopaka, po czym położyłem się na jednej z drewnianych ławeczek - Masz przy sobie wszystkie leki?
- Tak.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o tych na zbicie gorączki.- blondyn podszedł do mojej szafki przeszukując moją torbę, z której wyciągnął po chwili pudełeczko z tabletkami - Coraz częściej masz tą gorączkę i gadasz przez to od rzeczy.- zamknąłem jedynie oczy przytakując. Chłopak uniósł lekko moją głowę podając mi tebletkę.
- Tae...
- Tak?
- Czy ja umrę?- zerknąłem na chłopaka ściskającego w ręce opakowanie leków.
- Nie skarbie, nie umrzesz... nie pozwolę na to.- po tych słowach złapał mnie za rękę delikatnie mnie w nią całując - Sam mówiłeś, że wyjdziemy z tego i że wszystko będzie dobrze, pamiętasz?
- Teraz widzę, że miałeś rację... to nie jest przeziębienie Tae...
- Błagam cię, nie mów tak...- szepnął, podczas gdy po jego policzkach spłynęło kilka łez. 
- Taeyong!- chłopak poderwał się na równe nogi wycierając pospiesznie twarz - O jesteś... to ja, spokojnie.- do szatni wbiegł Mark wbijając we mnie wzrok - Oho... znowu coś się dzieje?
- Znowu ma gorączkę i majaczy... zaraz zwariuję...- pisnął blondyn nie hamując już łez przy swoim koledze.
- Spokojnie... weź się w garść stary.- Mark kucnął obok mnie głaszcząc mnie po ramieniu - Jak się czujesz?
- Nie mam już siły.- szepnąłem lekko się uśmiechając.
- Cholera jasna, zaraz kończymy przerwę i nagrywamy...
- W dupie mam te nagrania.- warknął Taeyong chodząc nerwowo po pomieszczeniu - Chittaphon nigdzie nie pójdzie dopóki nie poczuje się lepiej.
- Dałeś mu leki?
- No a jak... ma gorączkę, zaraz pewnie dostanie krwotoku albo będzie wymiotował... zawsze tak jest.
- Mmm... niedobrze mi.- jęknąłem powoli wstając. 
- Siedź, nie ruszaj się.- Mark wybiegł z szatni wracając z czymś na wzór papierowej torby - Niczego innego nie znalazłem.
- To powinno wystarczyć.- Taeyong chwycił za torbę podkładając ją pod moje usta. Po kilku głębszych wdechach nachyliłem się nad nią wymiotując - Powinieneś poczuć się lepiej.
- Już...- wytarłem usta wstając powoli z ławki - Powinniśmy już chyba iść.
- Nie... usiądź jeszcze. 
- Tae... czuję się lepiej.
- Widzę przecież, że ledwo trzymasz się na nogach.
- Dajmy mu szansę... jakby co wyjdziemy z nim na chwilę.- po chwili znajdowaliśmy się na planie naszego pierwszego teledysku, by kontynuować nagrywanie. Chciałem to jak najszybciej odbębnić, by jechać już do dormu i położyć się do łóżka. 
- Gdzie nasz fryzjer?- podszedłem do Jaehyuna drapiąc się po głowie.
- Nie wiem... a co od niego chcesz?
- Brzydko mnie ściął... nie podoba mi się.
- Eee... dobrze się czujesz?
- Ta... jak zawsze.- westchnąłem starając się wziąć w garść i zacząć myśleć trzeźwo, ale od nadmiernej ilości leków szło mi to bardzo opornie - Gdzie nasz fryzjer?! Jak można było ściąć tak moje piękne włosy?!- na planie zapanowała cisza, a wszystkie oczy zostały wbite w moją osobę. Zaśmiałem się siadając ostentacyjnie na ziemi - Aishhh... nie no dobra... żartowałem!
- Cholera jasna Chittaphon.- Taeyong podbiegł do mnie klepiąc mnie delikatnie po twarzy - Co ty wyprawiasz?
- Czy on coś brał?- po chwili znalazł się przy nas menadżer i reszta ekipy.
- Leki.... tylko leki, przysięgam.
- Na co brał te leki? Przecież wygląda jakby był całkowicie naćpany. 
- Nie mogę powiedzieć... to jest jego sprawa.
- Taeyong do cholery, to nie czas na zgadywanki.
- Po prostu jest chory i musi przyjmować leki.
- Mam HIV.- uśmiechnąłem się budząc na twarzach wszystkich ogromne przerażenie pomieszane ze współczuciem, którego nie chcę za nic w świecie - Jestem nosicielem i...
- Chittaphon, zamknij się.- warknął Tae zakrywając mi usta dłonią - Błagam, skończmy na dzisiaj... on musi wracać do dormu. 
- Daj mi pomyśleć...- menadżer wziął głęboki oddech zamyślając się - Ja... o matko... porozmawiam z Tenem, a wy nagrajcie sceny, w których go nie ma, dobra? Musimy panowie mimo wszystko przeć do przodu... zgoda?
- Tak jest!- gdy ekipa się rozeszła, menadżer zaprowadził mnie poza kamery sadzając mnie na jednym z krzeseł, po czym wręczył mi wodę.
- Postaraj się wypić całą.
- Mhm.- przytaknąłem wypijając litr wody. Siedząc z dala od świateł, kamer i ogólnego szumu poczułem, że wraca mi jasność myślenia.
- Jak się czujesz?
- Lepiej...- szepnąłem unosząc nieśmiało wzrok na menadżera - Chyba powinienem przeprosić...
- Nic złego nie zrobiłeś, nie musisz.- mężczyzna westchnął nie wiedząc chyba do końca jak ma ze mną rozmawiać - Twoi rodzice pozwalają ci trenować mimo choroby?
- Nic nie wiedzą... proszę żeby tak zostało.
- Ale...
- Błagam... to ich całkowicie wykończy...
- Rozumiem... a... wybacz, że o to wszystko wypytuję, ale muszę wiedzieć jako twój menadżer... Długo chorujesz?
- Dowiedziałem się dwa miesiące temu.
- Nie rozumiem dlaczego wszyscy to przede mną ukrywali...
- Jak mam być szczery wiedział o tym jedynie nasz trener, Taeyong, Mark i Johnny...
- Zauważyłem, że ty i Tae... jesteście chyba ze sobą dość blisko.
- Tak... to mój przyjaciel.- nie lubię takich przesłuchań. Mimo lekkiego otępienia muszę się skupić, by znowu nie palnąć jakiejś głupoty - Opiekuje się mną i bardzo o mnie dba...
- Na pewno jest tylko twoim przyjacielem?- poczułem jak moje serce przyspiesza. Zerknąłem niepewnie na mężczyznę głęboko oddychając.
- Oczywiście, że tak... nie rozumiem do czego pan dąży.
- Chorujesz na HIV... znikąd się to nie bierze.
- Chodzi panu o to, że to Taeyong mnie zaraził, tak? Prosze wybaczyć, ale nie będę spowiadał się panu z tego od kogo i jak się zaraziłem.- poderwałem się z krzesła czując jak kręci mi się w głowie, jednak mimo to chciałem jak najszybciej zniknąć z pola widzenia menadżera.
- Powiedz mi kto cię zaraził... w grupie jest więcej chorych osób?
- Skąd mam to wiedzieć? Nie spałem z nikim z grupy... zaraziłem się tym mieszkając jeszcze w Tajlandii.
- Ten do cholery, nie kłam... nienawidzę kłamstwa.
- Skończyłem z panem dyskusję.- ruszyłem w kierunku szatni czując, że mężczyzna podąża za mną. Nie potrafię kłamać i nie wiem jak mam go spławić. Nie chcę, by Taeyong miał przeze mnie problemy. Wystarczająco nabroił i przyszli fani oraz wytwórnia mają o nim wyrobioną opinię.
- Zatrzymaj się.
- Źle się czuję, muszę na chwilę wyjść.
- Powiedziałem stój!- mężczyzna szarpnął mnie za ramię uderzając mną o ścianę - Nie skończyłem z tobą rozmawiać.... Przysięgam ci z tego miejsca, że postaram się o to żebyś wrócił do Tajlandii i tam rozsiewał to gówno. Do jutra masz czas, by przyznać się kto cię zaraził. Jeśli tego nie zrobisz nie tylko ty wylecisz z zespołu... całe NCT rozpadnie się dzięki tobie... szef mnie zabije jak dowie się, że pod naszym dachem wychowujemy nosiciela HIV.
- Jest pan podły...- zacisnąłem powieki czując jak wypływają spod nich łzy - Zaraziłem się tym mieszkając w Tajlandii... Odejdę z zespołu, tylko proszę nie winić o nic reszty...- uniosłem wzrok widząc stojącego w przejściu Taeyonga, Marka, Doyounga i Jaehyuna. Było mi potwornie głupio, ale jedyne co mogłem zrobić to ich przeprosić - Przepraszam was... nie będę wam już sprawiał problemów.
- O czym ty mówisz...- Tae podszedł do mnie odciągając mnie od menadżera - Jak pan mógł powiedzieć coś takiego?
- Jak tak ma to wszystko wyglądać to chyba nie chcę się w to bawić...- burknął Doyoung.
- Przestań do cholery.- Taeyong był naprawdę wściekły... mam nadzieję, że nie z mojej winy - Nikt z was nie opuści zespołu... to nasz kochany menadżer straci pracę.
- Ty gnoju...
- Nie za dużo jest świadków tego zdarzenia? Tego, że zastrasza pan Chittaphona i grozi wyrzuceniem? Wydaje mi się, że nie na tym polega rola menadżera.
- Nie za bardzo go bronisz? Wiedziałem, że to ty go zaraziłeś...
- A nawet jeśli to co?- w rozmowę wtrącił się Jaehyun, po którym w życiu nie spodziewałbym się, by stanął w czyjejś obronie - Jest to tylko i wyłącznie ich sprawa.... ani ja, ani pan, ani ktokolwiek inny nie ma prawa w to ingerować.
- Mylisz się dziecko... ja jako wasz menadżer odpowiadam za każde wasze wykroczenie.
- Za choroby podopiecznych też pan odpowiada? 
- Nie, ale za związek dwóch ped... 
- Ja już mam tego dość...- burknąłem idąc w kierunku drzwi. Jak można być tak podłym człowiekiem? Mam nadzieję, że faktycznie zostanę wyrzucony albo szef pogoni stąd tego buca.

*

- Taeyong, Chittaphon... chodźcie do mnie na chwilę.- wymieniłem spojrzenie ze swoim chłopakiem, po czym oboje wyszliśmy z sali treningowej. Wezwanie przez szefa to chyba dość poważna sprawa zwłaszcza, że jesteśmy świeżo po debiucie. Gdy drzwi do sali zamknęły się mężczyzna zmierzył nas wzrokiem wzdychając - Chodźcie do mojego gabinetu.- bałem się... nie mam pojęcia co znów zrobiliśmy nie tak - Muszę w końcu z wami poważnie porozmawiać.... usiądźcie.- ukłoniliśmy się siadając naprzeciwko biurka mężczyzny. 
- O co chodzi?- zapytał Tae sprawiając wrażenie niezwykle pewnego siebie. 
- Nie będę owijał w bawełnę, bo nie mam na to ani czasu ani ochoty... Wiem o waszej chorobie i o tym, że jesteście razem, czego absolutnie nie popieram. 
- I co w związku z tym?
- Tae, przestań...- syknąłem czując, że szef nie ma dla nas dobrych informacji.
- To, że mam dla całej tej sytuacji dwa wyjścia... Albo obaj zostaniecie w NCT, ale wtedy się ze sobą rozstajecie... albo załatwiam przymusową deportację dla Tena i jego rodziny...
- Słucham?- poderwałem się na równe nogi czując jak momentalnie cały mój świat runął.
- Zrozumcie, że nie mogę tak ryzykować... muszę dbać o wizerunek wytwórni.
- Nikt nie wie, że jesteśmy razem... przecież hamujemy się na oczach innych...
- I ile dacie tak radę? Miesiąc, dwa? Prędzej czy później któryś z was się zapomni. 
- A jeśli ja zechcę odejść?- otworzyłem szerzej oczy spoglądając na Taeyonga - Będziemy mogli się wtedy spotykać?
- Nie... przedstawiłem wam warunki. Przemyślcie to i do jutra dajcie mi znać. 

~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz