30 grudnia 2019

Szczęśliwego Nowego Roku!

Cześć skarby!
Nie odzywałam się do Was przez baaaardzo długi czas, za co bardzo mocno Was przepraszam! Natłok obowiązków i stresu nie pozwoliły mi jednak na spokojne pisanie. Mam nadzieję, że to się niebawem zmieni. Zdradzę Wam, że zaczęłam pisać kolejnego ficzka, także mam nadzieję, że niedługo uda mi się go opublikować.
Bardzo dziękuję Wam za życzenia, które otrzymałam od Was na święta. Naprawdę się wzruszyłam widząc, że mimo mojej nieobecności tu zaglądacie i o mnie pamiętacie. Bardzo Wam dziękuję!
W związku ze zbliżającym się 2020 rokiem, pragnę życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze! Przede wszystkim zdrowia dla Was i Waszych bliskich. Samych radosnych chwil i uśmiechu. Mam nadzieję, że będą napędzać Was same pozytywne momenty i że wszystko będzie się układać po Waszej myśli. Nie bójcie się marzyć i spełniać tych marzeń. Jestem żywym dowodem na to, że marzenia się spełniają, tylko trzeba bardzo mocno w nie wierzyć i odrobinkę im pomóc i popracować na nie. Mam nadzieję, że to, czego pragniecie, otrzymacie właśnie w 2020 roku. Wszystkiego dobrego!💕

5 listopada 2019

-

Cześć kochani!
Bardzo Was przepraszam, że nadal nie dodałam kolejnej części ficzka. Nie chcę też obiecywać, że niedługo ją dodam, bo nie mam pojęcia, kiedy znajdę czas na napisanie kolejnej części.;;
Mam stanowczo za dużo na głowie i powoli nie wyrabiam na zakrętach. Do tego doszła mi masa stresu, od rana do wieczora nie ma mnie w domu, a jak już jestem, to marzę jedynie o pójściu spać.
Bardzo Was przepraszam!

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że ze wszystkim sobie radzicie.

Buziaki~

19 października 2019

Inna perspektywa~cz.2 [Changbin&Hyunjin]





                    Pochmurny, zimny dzień... Wszedłem do szkoły, idąc powoli w kierunku szatni. Chciałem jak najszybciej zrzucić z siebie przemoczoną kurtkę, iść do swojej sali lekcyjnej, przesiedzieć w ciszy te osiem godzin i uciekać wreszcie do domu. Ledwo tutaj przyszedłem, a już chcę stąd iść. Chciałbym wsiąść w metro, zamknąć oczy i pomyśleć. Chociaż z drugiej strony, chyba ostatnio myślę za dużo... stanowczo za dużo. Moja głowa przepełniona jest kompletnym bajzlem, nad którym straciłem kontrolę. Czasem mam wrażenie, że żyję w zupełnie innym świecie. Ciałem jestem tu, w Seoulu, myślami natomiast w wykreowanej przez siebie, lepszej rzeczywistości... głupota.
- Pedał. - przełknąłem z trudem ślinę, odwieszając kurtkę do swojej szafki. Nie mam zamiaru reagować, nie ma sensu. Były momenty, że stawiałem się moim oprawcom, starałem się z tym jakoś walczyć, kłócić się z nimi, tłumaczyć, prosić, ale wszystko na nic. Później jednak zacząłem rozumieć, że ignorowanie rówieśników prowokuje ich jeszcze bardziej - Śmierdzi od ciebie. - zaśmiał się Youngmin oraz wtórujący mu koledzy. Zamknąłem gwałtownie szafkę, narzucając na ramię swój plecak - Wali od ciebie śmieciem. 
- Stanąłeś za blisko... to dlatego. - szepnąłem niemalże, ruszając w kierunku drzwi, jednak chłopak szarpnął mnie gwałtownie za ramię, zatrzymując mnie.
- Coś ty powiedział?
- Proszę cię, puść mnie.
- Pytam, co powiedziałeś?! - wziąłem głęboki oddech, szarpiąc ręką.
- Naprawdę cię to jeszcze nie znudziło?
- Co? Dopieprzanie ci? - Youngmin parsknął śmiechem, uważnie mi się przyglądając - To moja największa atrakcja w życiu.
- Wow... to musisz mieć niesamowicie nudne życie, skoro bawią cię takie rzeczy. - zdenerwował się, bardzo wyraźnie to widać. Farbowany na tleniony blond idiota, szarpnął mnie za ramię, popychając mnie tym samym na metalowe szafki. Jęknąłem jedynie, zamykając przy tym oczy... wiem, co mnie czeka. Znoszę to cały czas, a mimo to wciąż nie mogę przyzwyczaić się do takiego upokorzenia - Daj mi wreszcie spokój. 
- Jesteś pieprzoną ciotą, rozumiesz? 
- Rozumiem... a teraz daj mi spokój. - uderzył mnie. Jeden raz, drugi, trzeci... przy czwartym już nie wytrzymałem. Upadłem na ziemię, kuląc się z bólu i ze strachu. Mam już tego dość. Ile razy myślałem o tym, by wreszcie sobie ulżyć i ze sobą skończyć? Skończą się moje upokorzenia w szkole... w domu... ile można do cholery?
- Pedał!
- Śmierdzący śmieć! 
- Zostawcie go. - usłyszałem lekko zachrypnięty głos, po którym fala bolesnych uderzeń nagle odeszła.
- Nie mieszaj się w to. To są nasze sprawy.
- Czerpiecie ogromną satysfakcję ze znęcania się nad słabszą osobą? - zacisnąłem dłoń na obolałym brzuchu, powoli przy tym siadając.
- Dlaczego się w zasadzie wtrącasz?
- Kij ci do tego, co z nim robimy. 
- Nie do końca. Odejdźcie od niego. 
- Ty... a może ty też jesteś ciotą, tak jak Hyunjin?
- Nie, nie jestem gejem. Ale jak widać, potrafię zachować kulturę i nie pastwić się nad Hyunjinem.
- Weź kurwa, bo się wzruszę. - parsknął śmiechem Youngmin, kopiąc mnie w dolną część pleców.
- Powiedziałem, że masz przestać! - syknąłem lądując ponownie twarzą na zimnej podłodze. Youngmin oraz jego koledzy podeszli do bruneta uważnie go obserwując.
- Dobrze ci radzę... przestań się wtrącać w nie swoje sprawy, bo pożałujesz. - warknął blondyn, wychodząc wraz ze swoją świtą ze szkolnej szatni. Po chwili poczułem kucającego obok mnie chłopaka.
- W porządku?
- Mhm.
- Na pewno? Skopali ci brzuch i nerki i..
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - wysapałem, siadając z dość sporym trudem.
- Poczekaj, pomogę ci.
- Co? - spojrzałem na bruneta, na którego twarzy malował się strach i lekki niepokój.
- Pomogę ci. Wątpię żebyś poradził sobie sam. 
- Nie... ja nie potrzebuję pomocy. 
- Ale..
- Czego ty właściwie chcesz? 
- Nie  rozumiem zachowania ludzi w stosunku do ciebie... i nienawidzę, jak ktoś się znęca nad słabszymi.
- Nie jestem słaby. 
- Hyunjin..
- Daj mi spokój. - ułożyłem dłonie na szafce, powoli przy tym wstając.
- Ale... nie zrobiłem ci niczego złego.. - wziąłem kilka głębszych wdechów, odwracając się w kierunku bruneta.
- Gdzie byłeś do tej pory?
- Hm?
- Teraz nagle zrobiło ci się mnie szkoda? Gdzie byłeś wcześniej? 
- Nie atakuj mnie.
- Nie atakuję. Po prostu nie rozumiem. 
- Ale..
- Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałem. Jesteś nowy w naszej szkole?
- Nie... cały czas tutaj chodzę. Jestem teraz w trzeciej klasie.
- I dopiero teraz zdecydowałeś się mi pomóc?
- Hyunjin, o co ci chodzi do cholery?
- O to, że jak cię nie było do tej pory, to błagam cię, nie wtrącaj się. Poradzę sobie... cały czas radzę sobie sam. - rozejrzałem się, szukając wzrokiem swojego plecaka - Gdzie on jest..
- Tego szukasz? - uniosłem wzrok, widząc stojącego w drzwiach Youngmina, trzymającego w jednej ręce mój plecak, w drugiej mój telefon.
- Oddaj mi to. 
- Nie żartuj.
- To moje! Oddawaj! - blondyn zaśmiał się, spoglądając na mój telefon.
- Chyba brak takiego badziewia nie będzie dużą stratą, co?
- Sam zarobiłem na ten telefon... oddaj mi go.
- Aaaa sam... to już teraz wiem, dlaczego zdecydowałeś się na kupno tak taniego gówna. - zadrwił, ciskając nim o ziemię. Otworzyłem jedynie szeroko oczy, czując cisnące się do nich łzy. Nie wierzę. Jak można być tak podłym dupkiem? Czym ja mu zawiniłem? - Ups. 
- Ty sukinsynu.. - warknął brunet, wyszarpując z ręki Youngmina mój plecak - Zapłacisz za to.
- Nie bądź śmieszny. 
- Mam nadzieję, że życie potraktuje cię wyjątkowo brutalnie. 
- Z kasą moich starych? Nie wydaje mi się. - brunet parsknął śmiechem, przenosząc na mnie wzrok. Wpatrywałem się w resztki telefonu, czując spływające po policzkach łzy. Nie chodziło o telefon... za miesiąc uzbierałbym na nowy. Chodzi bardziej o to, jak jestem traktowany. O to, jakim ścierwem jestem od kilku lat. Nie mam już siły z tym walczyć... nie mam siły udowadniać ludziom, że jestem coś wart... że to, że jestem gejem, nie jest wyznacznikiem mojej wartości. Jak człowiek może drugiemu człowiekowi zgotować takie piekło? Dlaczego?
- Będziesz się smażył w piekle. - brunet podniósł z ziemi części mojego telefonu, po czym chwycił mnie za ramię, wyprowadzając mnie ze szkolnej szatni - Nie płacz, nie możesz.. - powiedział zadziornym głosem, gdy wyszliśmy na dziedziniec szkoły - Przejdziemy przez to. 
- Nie chrzań. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, unosząc na niego wzrok - Ty... jak ty masz w ogóle na imię?
- Changbin. 
- Changbin... dzięki za pomoc. - pociągnąłem nosem, oddalając się powolnym krokiem od chłopaka.
- Hej, a ty dokąd? - starszy chłopak podbiegł do mnie, łapiąc mnie za nadgarstek - Twoje rzeczy i... w ogóle za moment zaczynamy lekcje. Dokąd ty idziesz? - zatrzymałem się czując coraz bardziej bolesny ścisk w sercu. Potrzebuję kogoś, z kim mógłbym szczerze porozmawiać, wyżalić się, poradzić... ale nie potrafię się przed kimś otworzyć. Changbina kompletnie nie znam, boję się mu zaufać.
- Nie wiem, co mam robić. - szepnąłem, siadając na jednej z ławek.
- Hyunjin. - brunet westchnął, po czym usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
- W ogóle cię nie znam... nie wiem, jakie masz intencje, a.... a tak cholernie chcę ci się wygadać. - spojrzałem na Changbina, pociągając przy tym nosem - Dlaczego? 
- Fakt, nie znamy się... ale jeśli czujesz potrzebę wygadania się, jestem do twojej dyspozycji. - skinąłem głową, wbijając wzrok w betonowy chodnik. Nie umiem mu nic powiedzieć, nie potrafię, a tak bardzo chcę... co mnie hamuje? Strach? Lęk przed odrzuceniem i wyśmianiem? Wrażenie, że zrobię z siebie głupka i kolejne pośmiewisko? Co mi siedzi w głowie i dlaczego w ogóle tam jest? Wyjdź z mojej psychiki i pozwól mi się otworzyć! - Jeśli chcesz... cóż... możemy się zerwać z lekcji. Skoczymy na coś dobrego, ja stawiam, hm? 
- Sam nie wiem.
- Nigdy nie uciekałeś z lekcji?
- Nie w tym rzecz.
- To o co chodzi?
- Ja... przepraszam, ale nie wiem, czy mogę ci zaufać. - na buzi Changbina pojawił się lekki, zadziorny uśmiech.
- Możesz... nie musisz, ale uwierz mi, że dam z siebie wszystko. - brunet objął mnie, pomagając mi przy tym wstać - Chodź... zabieram cię na ciepłe jedzonko. - nie chcę z nim dyskutować. Wstałem niechętnie z ławki, śledząc uważnie bruneta. Szliśmy przed siebie w kompletnej ciszy. Było mi przykro, czułem się totalnie rozbity i pogubiony, a do tego szedłem w nieznajome mi miejsce, z osobą, o której nie wiem kompletnie nic. Dziwne, że pojawił się w moim życiu właśnie teraz. W momencie, w którym miałem ochotę rzucić wszystko i ze sobą skończyć... Może to jakiś znak? - Zapraszam. - weszliśmy do małej, przytulnej, domowej knajpki, w której przywitały nas dwie starsze panie. Changbin złożył zamówienie, siadając na wprost mnie - Zamówiłem..
- Cokolwiek, naprawdę... dzięki. - szepnąłem, nalewając nam wody, po czym chwyciłem za swój kubeczek, upijając kilka łyków. Chłopak przyglądał mi się bardzo uważnie. Jego wzrok przeszywał mnie wręcz na wylot, ale kompletnie mnie to nie ruszało.
- Hyunjin.. - uniosłem na niego wzrok, cicho przy tym odchrząkując.
- Zapytam cię o to jeszcze raz. - ten spojrzał na mnie pytająco, marszcząc przy tym brwi - Dlaczego? Dlaczego zainteresowałeś się mną teraz? Twierdzisz, że jesteś w trzeciej klasie... widziałeś jak maltretują mnie odkąd jestem w tej szkole.... dlaczego właśnie teraz? 
- Miałem już dość stania z boku i patrzenia na to. Nie wiem dlaczego zdecydowałem się na to dopiero teraz.
- I co to zmieni? Za moment skończysz szkołę i..
- Nie wybiegaj w przyszłość. Musimy się skupić na tym, co jest teraz. Wyprowadzić cię jakoś z tego bagna.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? Jaki masz w tym cel?
- Ja? Chcę po prostu żeby ci było lżej. - skinąłem głową, nabierając dużo powietrza do płuc - Dlaczego tak bardzo nie ufasz ludziom?
- Bo zawodzą mnie całe życie. 
- Głupi gówniarze ze szkoły.... a rodzice? Przyjaciele?
- Nie żartuj. - burknąłem, upijając ponownie łyk wody.
- Co masz na myśli?
- Nie mam znajomych.
- A rodzice? - odwróciłem jedynie wzrok, mając nadzieję, że chłopak za moment zmieni temat - Hyunjin..
- Mam tylko mamę. Ojciec... ojciec od nas odszedł.
- Och... - mhm... czegoś takiego chyba się nie spodziewał. Cóż.... niespodzianka. Zacisnąłem nerwowo dłonie na spodniach mundurka, unosząc niepewnie oczy na Changbina - Przepraszam, nie miałem pojęcia.
- Nie miałeś... nikt o tym nie wie. 
- I... i dusisz to wszystko w sobie?
- A mam inne wyjście? - chłopak westchnął, unosząc wzrok na starszą kobietę, rozstawiającą różnego rodzaju rzeczy na naszym stole.
- Dziękujemy. - mówiąc to, zachęcił mnie do jedzenia, głęboko się nad czymś zamyślając - A twoja mama? Wie o tym wszystkim co cię spotyka w szkole? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, próbując ostrego kimchi - Dlaczego jej nie powiesz?
- Bo jej to i tak nie interesuje.
- Przestań, to twoja mama..
- Nie wiesz o czym mówisz. 
- W takim razie mi powiedz.
- I tak już za dużo wiesz.
- Przestań zgrywać twardziela... Wiem, że sobie nie radzisz i wiem, jak beznadziejnie się z tym czujesz... Powiedz mi, co się dzieje. - odłożyłem gwałtownie pałeczki na stół, unosząc wzrok na zdziwionego Changbina.
- Nienawidzę jak ktoś na mnie naciska i wtrąca się w moje życie.
- Ja się nie wtrącam Hyunjin... Chcę żebyś miał kogoś, komu zaufasz i komu będziesz mógł się zwierzyć.
- I to właśnie masz być ty?
- Dlaczego nie?
- Bo pojawiłeś się w moim życiu niespodziewanie... nie ufam takim sytuacjom.
- Uważasz, że coś kombinuję?
- Ty to powiedziałeś, nie ja.. 
- Hyunjin.
- Nie wiem o tobie podstawowych rzeczy, a mam ci się zwierzać ze swojego prywatnego życia i tego, co mnie boli?
- Bo tego najbardziej potrzebujesz... Ciebie tak naprawdę nie interesuje to, czym się interesuję i jaką jestem osobą... Potrzebujesz wyrzucenia z siebie tego całego gówna, które w tobie siedzi.. - wziąłem głęboki oddech, lekko przytakując.
- Mylisz się. 
- Hm?
- Chciałbym cię poznać... chyba. - na twarzy bruneta pojawił się ponownie zadziorny uśmiech.
- W takim razie daj mi szansę. - odchrząknąłem, bawiąc się nerwowo palcami.
- W porządku... to... to od czego mam zacząć? 
- Ludzie uwzięli się na ciebie tylko dlatego, że jesteś gejem? - skinąłem głową, uciekając ponownie wzrokiem - Jedz... nie musisz się tak denerwować. 
- Pierwszy raz z kimś szczerze rozmawiam... trochę się stresuję. 
- Waa... jesteś koszmarnie zamknięty w sobie.
- Co ty nie powiesz.
- Przykre... wydajesz się być fajnym chłopakiem. - mimowolnie kącik moich ust poszedł lekko ku górze, co wywołało spore zdziwienie na twarzy Changbina - O! Potrafisz się uśmiechać.
- Czasami. - sięgnąłem nieśmiało po pałeczki, nakierowując je na pysznie pachnące mięso.
- Śmiało, możesz zjeść całe. - włożyłem do ust kawałek wołowiny, spoglądając na kolegę - Hm... czyli lubisz być komplementowany.
- Y y, nie powiedziałbym. 
- Ale się uśmiechnąłeś.
- Bo to przyjemna odmiana, usłyszeć o sobie coś dobrego. 
- A jakie rzeczy słyszysz o sobie najczęściej?
- Że jestem pedałem... brudasem.. nosicielem wszelkiej maści syfu. - nabrałem powietrza do płuc, czując cisnące się do oczu łzy - Że ojciec odszedł od nas przeze mnie... że jestem idiotą, bo zamiast szóstek dostaję piątki... że do niczego się nie nadaję... no.. - wymusiłem uśmiech, sięgając ponownie po mięso - Trochę to męczące, ale idzie się przyzwyczaić. 
- W takim razie zacznij się wreszcie od tego odzwyczajać. 
- Słucham?
- Powiedz mi lepiej, od kogo usłyszałeś, że twój tato was zostawił przez ciebie. 
- Od mamy. - bruneta totalnie zamurowało. Sięgnąłem po kimchi, przegryzając nim zjedzone wcześniej mięso - Stwierdziła, że musiał wstydzić się syna pedała, skoro zdecydował się odejść. A prawda jest taka, że zrobił bachora jakiejś pindzie i dlatego zwiał.. - Changbin siedział w absolutnej ciszy. Ewidentnie nie wiedział, co powiedzieć, a ja zacząłem poważnie żałować, że tak bardzo się przed nim otworzyłem - Przepraszam... nie powinienem ci o tym mówić.
- Nie, to... bardzo mnie to cieszy, że mi to mówisz, tylko... przepraszam, po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że to wszystko spadło właśnie na ciebie. 
- Widocznie czymś sobie zasłużyłem.
- Nie opowiadaj takich rzeczy. 
- Jak inaczej to wytłumaczysz? 
- Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności..
- Nie wierzę w takie rzeczy. 
- Więc wolisz wmawiać sobie, że zasłużyłeś na to wszystko. - wzruszyłem ramionami, ponownie przy tym wzdychając.
- Najwidoczniej tak miało być.
- Y y... coś z tym zrobimy.
- Niby co? 
- Daj mi trochę czasu... na pewno coś wymyślę. - wtedy też po knajpie rozszedł się dźwięk telefonu chłopaka. Changbin zerknął na mnie, lekko się przy tym uśmiechając - Mogę odebrać?
- Jasne. - włożyłem do ust kawałek mięsa, unosząc wzrok na kolegę.
- Cześć słońce. - oo ma dziewczynę? Nie miałem pojęcia.. - Siedzę z kolegą na jedzonku... Mmm, mieliśmy parę rzeczy do obgadania, więc nie poszliśmy na lekcje... A ty czemu nie siedzisz w szkole? - brunet zachichotał, odkładając pałeczki - O ty czorcie... Mmm poczekaj sekundkę. - Changbin zakrył telefon, zaczepiając mnie - Miałbyś może coś przeciwko, gdyby ktoś do nas dołączył?
- Nie, co ty. - uśmiechnąłem się, ciesząc się w głębi duszy, że kogoś poznam... fajna odmiana, posiedzieć troszkę z rówieśnikami - Niech przyjdzie.
- Dzięki... no to czekamy na ciebie... mhm, już ci piszę adres. Kocham cię, pa. - w sumie nie powinienem go o nic pytać... jak zechce, to sam mi o niej opowie. Changbin odłożył telefon, ponownie się uśmiechając - Czuję, że dzisiaj pojemy. 
- Jak dla mnie super. 
- Jedz tak dużo, ile tylko zmieścisz... jesteś chudziutki.
- Jest ze mną aż tak źle?
- Wyglądasz bardzo dobrze... ale moim zdaniem powinieneś czasami pozwolić sobie na większe jedzonko. - w sumie ten cały Changbin nie jest taki zły. Nie mówię oczywiście, że jestem już w niebo wzięty, że się mną zaopiekował i że uważam go za najlepszego przyjaciela, ale wydaje mi się, że warto pielęgnować tą znajomość... może koniec końców skończymy jako kumple - Ooo! Idzie! - z rozmowy, po upływie około 40-stu minut, wyrwał mnie donośny i niesamowicie podekscytowany krzyk Changbina. Odstawiłem więc szklankę z wodą, spoglądając w kierunku sali. Spodziewałem się wizyty pięknej brunetki w szkolnym mundurku, a tymczasem dosiadł się do nas blond włosy chłopak o niesamowicie słodkiej urodzie. Po chwili usiadł obok Changbina, dając mu przy tym buziaka w policzek - Fajnie cię widzieć. 
- Ciebie też hyung. - wpatrywałem się w tę scenę z szeroko otwartymi oczami. Changbin jest gejem, a to jest jego chłopak? Dlaczego nic mi nie powiedział? Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego chce mi pomagać... jest dokładnie taki sam jak ja - Ach... przepraszam. - drobny blondyn wstał, wyciągając rękę w moim kierunku - Jestem Yongbok, ale mów mi Felix. 
- Em... Hyunjin. - uścisnąłem jego dłoń, zerkając zdezorientowany na Changbina.
- Felix to mój chłopak. - powiedział z dumą, obejmując roześmianego od ucha do ucha piegowatego blondyna. Przytaknąłem jedynie, odwracając nieco zmieszany wzrok. Dziwna sytuacja... - Mogłem powiedzieć ci od razu.
- Teraz przynajmniej wszystko rozumiem.
- Hm?
- Wiem dlaczego chcesz mi pomagać. 
- Nie, nie dlatego chcę ci pomagać... Nie mogłem już dłużej patrzeć, jak ludzie się nad tobą pastwili. Wiem po prostu, jak musi być ci ciężko.. - westchnąłem unosząc wzrok na zmieszanego, jednak mimo to cholernie promieniującego Felixa.
- Nie chodzisz do naszej szkoły, prawda?
- Y y... chodzę do Hanseong.
- Rozumiem. - oblizałem wargi, zbierając powoli swoje rzeczy - Pójdę już.
- Dlaczego?
- Czymś cię uraziliśmy?
- Nie... ja... po prostu zrobiło się niezręcznie. - ukłoniłem się przed Changbinem, wzdychając - Bardzo ci dziękuję... za wszystko. 
- Hyunjin, zaczekaj. 
- Muszę już iść.
- Stój. - brunet chwycił mnie za nadgarstek, uważnie mi się przyglądając - O co chodzi?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A co by to zmieniło? 
- Nie wiem... może bym teraz nie był tak zdziwiony i nie zdecydował się na wyjście stąd?
- Jesteśmy tacy sami... wszyscy, we trójkę... Nie odsuwaj się od nas. 
- Proszę cię, puść mnie.
- Hyunjin..
- Chcę to po prostu przetrawić... sam, po swojemu. - brunet skinął głową, niechętnie mnie puszczając - Dobrze grałeś.
- Ale..
- Na razie. - burknąłem, wychodząc wreszcie na zewnątrz. Changbin gejem? W życiu bym nie powiedział, w ogóle tego nie czułem... W jednym jednak ma rację. We trójkę jesteśmy tacy sami, mając z tego tytułu masę wątpliwości i nieprzyjemności... powinniśmy trzymać się razem.






~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że kazałam Wam tyle czekać i że wróciłam z tak krótką częścią, ale ostatnio mam jakiś gorszy okres i nawet mając chwilę czasu, nie potrafię niczego napisać... Mam nadzieję, że z czasem się to poprawi. Dajcie znać co u Was! Buziaki~

6 października 2019

Małe ogłoszenie

Cześć skarby!
Bardzo się cieszę z tak dużego odzewu z Waszej strony, pod moim ostatnim wpisem! Chciałam Was przeprosić za to, że nie dodałam jeszcze kolejnej części, ale jestem już starą babą i mam całą masę obowiązków, których sobie jedynie jeszcze dokładam, przez co mam coraz mniej czasu na pisanie. Mimo to nadal chcę to robić, ale chcę Wam powiedzieć, że kolejne części mogą pojawiać się bardzo rzadko. Teraz nie dość, że zaczęłam studia, to jeszcze robię staż, prowadzę SKZ PL, działam w redakcji, chodzę na siłownię i planuję kolejne wyjazdy.
Jestem już w trakcie pisania kolejnej części, ale ciężko mi powiedzieć, kiedy ją dodam. Mam nadzieję, że nie jesteście źli.:(

Buziaki~

30 września 2019

Inna perspektywa~cz.1 [Changbin&Hyunjin]





                       "Zniknij", "Fu... odejdź ode mnie, bo się brzydzę", "Mam nadzieję, że pedalstwo nie przenosi się drogą kropelkową", "Jesteś obleśny"... Nabrałem dużo powietrza do płuc, słysząc melodię zwiastującą przyjazd metra. Nareszcie wyszedłem ze szkoły. Jestem zmęczony panującą w niej atmosferą i tym, w jaki sposób traktują mnie moi rówieśnicy. Odkąd wyszło na jaw, że jestem gejem, nie mam w niej życia. Jestem prześladowany i wyśmiewany na każdym kroku, a każda próba zawarcia przyjaźni z jakimś chłopakiem kończy się niepowodzeniem i masą złośliwości w moim kierunku. Cóż... jeszcze jeden rok... przejście przez trzecią klasę i rozpoczęcie nowego życia. Z resztą... kogo ja próbuję oszukać? Mogłem wierzyć w te zabobony jeszcze kilka lat temu, ale teraz, kiedy dojrzałem i kiedy moja świadomość znacznie wzrosła, wiem, że czeka mnie przekichane życie, a ja, mimo iż ciężko pracuję, nie mam na nie niestety większego wpływu. Zostałem napiętnowany, a wyrok na mnie już dawno temu wydany... czas wreszcie zejść na ziemię i się z tym pogodzić.
Wszedłem do metra, stając tradycyjnie z boku, by nikomu nie przeszkadzać i nie rzucać się w oczy. Przede mną aż 22 przystanki... czas na myślenie i zastanowienie się nad tym, co dalej. Swoją drogą dlaczego wybrałem sobie liceum, które jest tak daleko od mojego domu? Codziennie tracę ponad godzinę na dojazd w jedną stronę. W sumie nie mam nic lepszego do roboty, ale mimo wszystko jest to trochę męczące i uciążliwe. Oparłem głowę o chłodną rurkę myśląc nad tym, co czeka mnie po powrocie do domu. Nie chciałem do niego wracać, nigdy nie chcę, ale wiem, że jest to moim zakichanym obowiązkiem. Wiem... mówię o sobie za dużo i zbyt chaotycznie, ale w mojej głowie przewija się milion myśli na minutę, a ja nie jestem w stanie skleić ich wszystkich do kupy, by je uporządkować. Mój horror trwa 18-cie lat, ale całość pogorszyła się gdy miałem 14-cie lat. Mój ojciec od zawsze był pracoholikiem, który całą swoją złość związaną z pracą przelewał na mnie. Wymagał ode mnie niestworzonych rzeczy, którym nie potrafiłem sprostać. Chciałem być zwykłym, zakręconym i szczęśliwym dzieciakiem i nastolatkiem, a nie geniuszem, zdobywającym same szóstki, wygrywającym wszystkie możliwe konkursy, biorącym udział w wolontariatach i dodatkowych zajęciach. Nigdy tego nie chciałem, ale nie miałem nic do powiedzenia. Nie chcesz się uczyć? Nie dostałeś szóstki? Nie wygrałeś konkursu? Byłem lany jak pies, bo w mniemaniu mojego chorego ojca, to miało mnie wreszcie zmotywować do ciężkiej pracy. W momencie gdy rozpocząłem gimnazjum, nie wytrzymałem tyranii ojca i uciekłem z domu. Moja ucieczka trwała zaledwie dwa dni, ale w ciągu tak krótkiego czasu poznałem Jinyounga - chłopaka z liceum, który uświadomił mnie w tym, kim tak naprawdę jestem. Poobijany i przerażony udałem się na dzielnicę Hongdae. Chciałem wtopić się w tłum ludzi, by nie czuć, że jestem kompletnie sam.... by poczuć się choć odrobinę lepiej. Moją uwagę przykuł chłopak grający na ulicy na gitarze. Zawsze lubiłem oglądać ludzi występujących na Hongdae, ale przez moich rodziców nigdy nie miałem na to czasu. Gdy zająłem miejsce z boku widowni, wbiłem wzrok w chłopaka, odpływając kompletnie myślami. Jego głos był niesamowicie kojący, wręcz hipnotyzujący. Do tego sposób, w jaki grał na gitarze sprawiał, że zapomniałem na tamten moment o Bożym świecie. Po skończonym występie, gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, ja nawet nie drgnąłem z miejsca. Mój wzrok wbity był w miejsce, w którym stał Jinyoung, a ręce błądziły nerwowo po spodniach szkolnego mundurka.
- Hej... wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze. - tak zaczęła się nasza krótka, ale niezwykle przyjemna znajomość. Jinyoung za zarobione tego wieczoru pieniądze, zabrał mnie na kolację, kupił nawet bluzę... mimo że byliśmy obcymi dla siebie ludźmi, niesamowicie się o mnie zatroszczył, a ja - zagubiony, samotny i smutny do granic możliwości gówniarz - otworzyłem się przed nim, opowiadając mu absolutnie o wszystkim. O ojcu, siniakach, strachu i presji, które towarzyszyły mi każdego dnia. Jinyoung mieszkał w Seoulu ze swoim starszym bratem - studentem. Zabrał mnie tej nocy do siebie, twierdząc, że nie pozwoli mi wracać do domu przepełnionego tyranią. Był moją pierwszą miłością, z której dawno już się wyleczyłem, ale do której mimo wszystko lubię czasami wracać, gdyż zawdzięczam temu człowiekowi bardzo dużo. O tym, że podobają mi się osoby tej samej płci, dowiedziałem się podczas nocy, którą spędziłem u chłopaka. Leżąc obok niego w łóżku, dużo rozmawialiśmy, będąc do siebie niemalże przyklejeni. Jinyoung bardzo dużo mnie komplementował... głaszcząc mnie po obitej twarzy, mówił, że jestem piękny i że nigdy nie spotkał tak wartościowej osoby. Nie wiem z czego to wynikało i szczerze mówiąc, nie chcę się zbytnio nad tym zagłębiać, ale tamtej nocy dużo się przytulaliśmy i całowaliśmy, mimo iż nadal niewiele o sobie wiedzieliśmy. Potrzebowałem czyjejś bliskości i opieki, a Jinyoung wydawał się być idealną osobą. Nasz związek i generalnie rzecz biorąc relacja, nie trwały zbyt długo. Po ukończeniu zbliżającego się już wtedy do końca semestru nauki, chłopak wrócił do rodzinnego Masan, przez co nasz kontakt całkowicie się urwał. Bardzo wtedy cierpiałem, ale cieszyłem się, że choć przez chwilę miałem przy sobie kogoś tak dobrego, kto poświęcał mi 100% swojej uwagi. Od tamtego momentu jestem sam. Nie szukałem chłopaka, nie poznałem też osoby, którą mógłbym nazwać przyjacielem... Rok później straciłem kolejną osobę - mojego ojca. Jak się okazało, dupek od wielu miesięcy zdradzał mamę z jakąś studentką, której zmajstrował dzieciaka. Postanowił nas porzucić i odejść do niej, tworząc tym samym nową, "lepszą" rodzinkę. Moja mama nie była w stanie pogodzić się z jego zdradą. Popadła w głęboką depresję, zaczęła pić, choć nigdy tego nie robiła, stała się bardziej agresywna.. Mimo że mnie krzywdzi, czuję, że muszę się nią zająć i pomóc jej znowu wyjść na prostą, mimo że czasami nie mam już na to kompletnie siły.
- Stacja Hak-dong... drzwi otworzą się z prawej strony. - wziąłem głęboki oddech, szykując się niechętnie do wyjścia. Dlaczego nie mogę żyć inaczej? Dlaczego spadło na mnie tak dużo rzeczy? Dlaczego mając 18-cie lat muszę znosić upokorzenia w szkole, zajmować się chorą psychicznie matką, pracować i walczyć o swoje życie? Dlaczego nie mogę wyjść czasami do knajpy czy na karaoke ze znajomymi, pójść na imprezę czy spędzić swobodne popołudnie w parku? Czemu muszę być sam? Męczy mnie to... cholernie mnie to męczy.
- Wróciłem! - zamknąłem dokładnie drzwi, słysząc jedynie dobiegające mnie odgłosy telewizora. Zaniosłem do kuchni kupione kilka minut wcześniej jedzenie, po czym udałem się do salonu, w którym na kanapie spała moja mama... rozczochrana, w dresie, znowu pijana.. - Mamo. - kucnąłem obok kanapy, głaszcząc jej chłodną, zmęczoną twarz - Mamuś, obudź się. 
- Mmm... Hyunjin? 
- Mhm... właśnie wróciłem ze szkoły. 
- Dobrze.. idź się uczyć. - westchnąłem odkręcając stojącą na podłodze butelkę wody.
- Usiądź proszę... zjemy razem obiad i zaraz będę wychodził do pracy. 
- Nie chcę jeść.
- Musisz... musisz rozgrzać żołądek po tym piciu. - usadziłem nieprzytomną mamę, wręczając jej wodę. Jak można upaść tak nisko? Kiedyś prowadziła swój biznes, była wielką panią prezes na szpileczkach i w drogich sukienkach, a teraz? Po odejściu taty rzuciła wszystko, zatrudniając się w osiedlowym sklepie, do którego i tak chodzi raz na ruski rok, a jak już zdecyduje się pójść do pracy, to zawsze wychodzi z niej przed czasem żeby pić. Aż dziwię się, że jej pracodawcy mają na tyle dobre serce, żeby ją tam trzymać. Dlatego na początku liceum zdecydowałem się na podjęcie dorywczej pracy. Pracuję w Bread&Co na stacji metra, blisko domu. Robię kawę, czasem wyłożę pieczywo czy ciastka... nic takiego, a zawsze wpadnie trochę wonów, bym nie musiał prosić o nic mamy. Ona płaci rachunki, ja zapełniam lodówkę i czasami kupię sobie jakieś nowe ubranie... bez szału - Wstawaj. - ruszyliśmy do kuchni. Usadziłem kobietę przy stole, po czym zająłem się rozpakowywaniem jedzenia, które kupiłem. Tteokbokki, twi-kim oraz odeng... rozłożyłem wszystko na stole, podając mamie pałeczki - Smacznego. 
- Znowu to samo.. - burknęła, sięgając niechętnie po kluska ryżowego - Mógłbyś raz kupić jakieś dobre mięso.
- Mięso jest drogie.. 
- Ponoć zarabiasz.
- Tak.. tak samo, jak ty. 
- Posłuchaj mnie gówniarzu..
- To ty jesteś moim rodzicem i to ty powinnaś zapewniać mi takie obiadki.. - warknąłem, jednak bardzo szybko pożałowałem tych słów. Nie dość, że po chwili poczułem potworny ból w sercu, to jeszcze w napadzie szału mojej matki, zostałem oblany wrzącym jeszcze wywarem z odengu. Jęknąłem, łapiąc się odruchowo za twarz. Moja matka, jak jest pijana, nie panuje nad sobą i na drugi dzień nie pamięta, co zrobiła.. - To bolało!
- I miało! Naucz się wreszcie odnosić do mnie z szacunkiem! Masz tylko mnie! Mnie, rozumiesz?! - lekko skołowany, wstałem od stołu podchodząc do zlewu, gdzie zacząłem przemywać twarz zimną wodą.
- Wiem... dlatego powinniśmy w końcu dojść do jakiegoś porozumienia. 
- Zdaj się wreszcie na coś... nie chciałeś się nigdy uczyć, to chociaż pieniądze do domu przynoś. - westchnąłem, przykładając do policzka kawałek ręcznika papierowego.
- Uczyłem się... całe życie ciężko pracowałem i pracuję.. Wybacz, że przynosiłem do domu piątki, a nie szóstki.. 
- Piątki to gówno nie oceny. 
- Jak mógłbym zapomnieć.. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, idąc w kierunku swojego pokoju. Mam dość. Szczerze mam już tego wszystkiego dość. W szkole przechodzę przez piekło numer jeden... w domu numer dwa... dobrze, że chociaż w pracy w miarę się układa. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Cały mój policzek, kawałek nosa oraz czoła były poparzone... mam tylko nadzieję, że szybko to zejdzie. Nie chcę żeby w szkole pojawiły się kolejne plotki na mój temat. I jak ja pojawię się dzisiaj w pracy? Będę jedynie odstraszał klientów...
                          Przyszedłem do pracy lekko spóźniony. Chciałem za wszelką cenę pozbyć się silnego zaczerwienienia na mojej twarzy, ale wszelkie próby szły na nic. Mój szef zlitował się nade mną i powiedział, żebym dzisiaj nie obsługiwał klientów. Miałem jedynie wykładać pieczywo i ciastka. Taka opcja w sumie bardzo mi odpowiadała.
- Hyunjin. - oderwałem się od półki ze słodkimi bułkami, spoglądając na mojego kolegę z pracy - Minho.
- Tak?
- Idę do łazienki i zadzwonić, okej? - skinąłem jedynie głową, wracając do swojego zadania - Hyunjin.. - zagryzłem wargę, spoglądając ponownie na chłopaka - W porządku? - słucham? To pytanie sprawiło, jakby ktoś wylał słoik miodu na moje serce. Nikt jeszcze nigdy nie zapytał mnie, czy u mnie wszystko w porządku - Hej..
- Tak.. tak, w porządku. - powiedziałem dość cicho, nieśmiało się przy tym uśmiechając.
- Hm... to dobrze. Uśmiechaj się częściej. - dodał, wychodząc na zaplecze. Skinąłem odruchowo głową, szczerząc się przy tym jak głupi. Nigdy nie miałem dobrego kontaktu z Minho. Fakt, byliśmy na "cześć", czasami porozmawialiśmy o pracy, ale nic więcej. Nie wiem o nim kompletnie nic... on o mnie też. I póki co niech tak pozostanie. Jak na razie powiedział mi jedynie coś miłego... nie powinienem się tak ekscytować, choć nie ukrywam.... fajnie by było mieć w nim kolegę..
- Przepraszam, chciałbym się napić kawy. - mrugnąłem kilkakrotnie słysząc za sobą zadziorny, męski głos. Odwróciłem się pospiesznie, widząc przed sobą bruneta w mundurku mojego liceum - O! Ja cię znam. - uciekłem jedynie wzrokiem, udając się za ladę.
- Na jaką kawę masz ochotę? - ułożyłem ręce na sprzęcie, w który wbijamy zamówienia, podczas gdy mój wzrok wbity był w leżącą przed komputerem kartę z kodami na poszczególne rzeczy.
- W porządku? Poparzyłeś się? 
- Tak wyszło.. 
- Widział to jakiś lekarz? - przygryzłem wargę, unosząc niechętnie wzrok na rówieśnika.
- Chcesz tą kawę czy nie? 
- Duże americano na zimno.. - westchnął, wyciągając z plecaka portfel.
- 2500 wonów. - przyjąłem od niego pieniądze, po czym zająłem się przygotowywaniem zamówienia. Swoją drogą, gorzej nie mogłem trafić. Nie dość, że akurat w momencie nieobecności Minho, musiał ktoś tu przyjść, to jeszcze jak na złość, musiał być to chłopak z mojej szkoły. I jeszcze ta jego fałszywa troska... jestem pewien, że jutro wszyscy będą gadać o tym, że jestem poparzony. Mało tego. Każdy z nich dorobi do tego inną teorię i znów będę na językach wszystkich.
- Hyunjin, tak? - wręczyłem brunetowi kawę, uważnie mu się przyglądając.
- Przecież wiesz... cała szkoła o mnie mówi.
- Tak, wiem... ale nie słucham tego, co mówią inni. - skinąłem głową, sięgając po ścierkę, którą zacząłem przecierać maszynę do kawy. Przez całe swoje życie trzymałem się z dala od ludzi. Po tym, jak mnie traktowali, zacząłem trzymać wszystkich na dystans i najzwyczajniej w świecie się ich bać - Musisz gdzieś niedaleko mieszkać skoro tu pracujesz.
- Ta... podobnie jak ty.
- Mmm.. - chłopak upił kilka łyków kawy, uśmiechając się - Dobra.. niedawno się tu przeprowadziłem z rodzicami. - czuję się dość niekomfortowo. Tak jak powiedziałem.. nie przywykłem do kontaktu z rówieśnikami i po kilku minutach rozmowy czuję się wręcz przytłoczony jego obecnością.
- Powinno ci się tu spodobać. - brunet przyglądał mi się dłuższą chwilę, mieląc w dłoniach plastikowy kubek.
- To prawda? - spojrzałem na niego pytająco, podchodząc ponownie do półki ze słodkim pieczywem - To, co o tobie mówią. 
- Wow... nie masz w sobie za grosz delikatności.
- Przepraszam... po prostu to, co opowiadają ludzie...
- Tak, to prawda. I jeśli to wszystko, to...
- Spoko, rozumiem. I tak miałem się już zwijać. - chłopak posłał mi zadziorny uśmiech, opuszczając piekarnię. Wypuściłem z płuc masę powietrza, opierając się o półkę. Jak bardzo przerąbane będę teraz mieć? O co mu chodzi? Nie wierzę, że przyszedł tutaj przez przypadek. Może jestem zbyt podejrzliwy, ale nie podoba mi się to. Pewnie niepotrzebnie się nakręcam. Jestem pewien, że jutro zupełnie o mnie zapomni, a ja, jak ten głupek będę teraz przeżywać, że ktoś zainteresował się bardziej moją osobą. Mam dość... niech ten koszmar wreszcie się skończy. Niech ludzie wreszcie przestaną się interesować moim życiem.... proszę.









~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

28 września 2019

Paring!

Cześć skarby!
Witam Was po dłuższej przerwie! Z ogromnym bólem serca wróciłam wczoraj z Korei, ale niestety co piękne szybko się kończy. :( W międzyczasie napisałam natomiast 2 artykuły o pobycie w Korei, które możecie znaleźć poniżej:

K-Star Road
Zawód 'masterka'

Zwiedziłam Koreę wzdłuż i wszerz, poznałam masę ludzi, zobaczyłam jak żyją, zapoznałam się z dziennikarzami stacji Arirang oraz KBS, spotkałam na lotnisku Stray Kids oraz samego JYP, zebrałam większość interesujących mnie materiałów do mojej książki i cóż... teraz tylko działać i czekać na kolejny wyjazd do tego pięknego kraju.:)

Przed wylotem dostałam jednak prośbę o napisanie kolejnego ficzka ze Stray Kids właśnie w roli głównej. Co o tym myślicie? Macie ochotę na konkretny paring?

Buziaki~


31 sierpnia 2019

Przerwa, Korea, książka~

Cześć kochani!
Wakacje niestety dobiegają końca... mam nadzieję, że były one dla Was udane, pełne przygód, uśmiechu i nowych rzeczy. Życzę Wam powodzenia w nadchodzącym roku szkolnym! Nie dajcie się, skupiajcie swoją uwagę na przedmiotach, które kochacie i z którymi wiążecie swoją przyszłość, pracujcie ciężko, a na pewno Wam się to opłaci. Trzymam za Was kciuki!

Ja 4 września wylatuję do Korei. Myślałam o tym żeby zrobić dla Was po wszystkim wpis na blogu, będący odskocznią od ficzków. Wpis pojawiłby się pod koniec września, gdyż wracam dopiero 27.09. Ale to nie wszystko! Jestem umówiona w Seoulu z dwiema masterkami Stray Kids na krótki wywiad! Pojawi się on na stronie redakcji, w której jestem oraz na fp Stray Kids Poland. Na pewno Wam go podlinkuję.:) Będę także w KBS i Arirang na krótkich praktykach, z których także chętnie zdam Wam relacje. Może ktoś z Was jest zaciekawiony pracą koreańskich dziennikarzy? 

Przez wrzesień na blogu nie pojawi się żaden ficzek, za co bardzo przepraszam. Jadę do Korei do znajomego i chciałabym w pełni wykorzystać ten czas.:) W międzyczasie jednak będę zbierać materiały...i tu mały spoiler... na książkę, do której podchodzę śmiertelnie poważnie. Mam opiekuna, który monitoruje moje poczynania w tym zakresie i wydawnictwo, także mam nadzieję, że za jakiś czas wyjdzie z tego coś fajnego. Zdradzę Wam jedynie, że tematyka koreańska i oczywiście wszystko w klimacie naszego ukochanego yaoi. 

Tymczasem życzę Wam udanego roku szkolnego! Dajcie z siebie wszystko, zawierajcie nowe przyjaźnie i rozwijajcie się w interesujących dla Was dziedzinach! Nie stresujcie się, uśmiechajcie się, na pewno ze wszystkim sobie poradzicie! 

Buziaki~

24 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.9 [Chani&Rowoon] KONIEC





- Wróciłem! - zamknąłem drzwi, zdejmując z ramion jesienny płaszcz. Byłem tak cholernie zmęczony po pracy, że jedyne czego pragnąłem to kolacja z Rowoonem i chwila dla nas - Rowoonie! Jestem! - westchnąłem, wchodząc wgłąb mieszkania. Nie wrócił jeszcze z pracy? Dziwne.. mówił, że kończy o 17-tej i od razu ucieka do domu, a było grubo po 20-tej - Hyung! - wrzuciłem zakupy do kuchni, idąc leniwym krokiem w kierunku naszej sypialni, z której dobiegał mnie cichy dźwięk telewizora i bijące od niego, chłodne światło. Może biedak zasnął? - Row... - otworzyłem szeroko oczy, widząc leżącego na podłodze, pobrudzonego krwią bruneta. Obok niego leżał nasz kuchenny nóż, z którego sączyła się krew - Hyung! - upadłem na kolana, klepiąc mojego chłopaka po twarzy - Hyung, popatrz na mnie! Hyung! - po moich policzkach spływały łzy, a trzęsące się dłonie starały się za wszelką cenę ocucić 32-latka - Rowoonie! Skarbie, nie rób mi tego! - sięgnąłem po leżący na obok niego telefon, widząc w nim wiadomość, której ewidentnie nie zdążył wysłać... "Chanhee, oni tutaj są! Nie wracaj dzisiaj do domu". Będąc w absolutnym szoku, wybrałem numer na pogotowie, nie przestając przy tym cucić Rowoona - Rowoon, błagam cię.. proszę cię, ocknij się. - wtuliłem twarz w zakrwawioną koszulkę bruneta, zanosząc się przy tym łzami - Rowoon! 
- Byli tu.. - uniosłem gwałtownie głowę, spoglądając na ledwo kontaktującego chłopaka. Ułożyłem roztrzęsione dłonie na jego policzkach, muskając je najdelikatniej jak potrafiłem, ale każde moje dotknięcie zostawiało za sobą ohydną smugę krwi, która rozdzierała moje serce jeszcze bardziej.
- Rowoonie... karetka tutaj jedzie, słyszysz? Pomogą ci.
- Nikt... nie pomoże nam nikt.
- Skarbie o czym ty mówisz? - zdjąłem pospiesznie marynarkę, podkładając ją pod głowę Rowoona - Miałeś kolejny atak? 
- Byli tu..
- Hyung. - zacisnąłem dłonie na jego koszulce, płacząc przy tym jak dziecko. Nie mam siły. Nie mogę zostawić go nawet na minutę... co on znowu sobie dzisiaj ubzdurał? Mógł się zabić. Pieprzony kretyn mógł się zabić! - Boże, nie rób mi tego. 
- Broniłem... broniłem domu.. - przemawiający przeze mnie ból i strach były tak silne, że mój płacz z sekundy na sekundę nasilał się coraz bardziej. Nie wiem co mam robić. Nie wiem do cholery jasnej, co ja mam z nim zrobić! Siąść w domu i pilnować go 24 godziny na dobę? Przecież tak się nie da żyć.
                         Rowoon został przewieziony do szpitala. Powiadomiłem o wszystkim rodziców i Sowoon, spakowałem do torby najpotrzebniejsze Rowoonowi rzeczy, po czym udałem się do szpitala. Czekałem na korytarzu przed salą, zastanawiając się nad tym, co się właściwie stało. A jeśli to była próba samobójcza? Nie... absolutnie nie. Nie bredziłby wtedy o tym, że ktoś nas rzekomo nachodzi. Z resztą... sam już nie wiem. Po hyungu można spodziewać się wszystkiego. Jednego jestem pewien... nie mam już do tego wszystkiego siły.
- Chani, synku. - uniosłem wzrok, widząc kucającą przede mną mamę i siadającego obok mnie ojca.
- Przyjechaliśmy najszybciej, jak mogliśmy. - skinąłem jedynie głową, wycierając przy tym spływającą po policzku łzę.
- Jak się czujesz skarbie? - ukryłem twarz w dłoniach, szlochając. Nigdy nie chciałem pokazywać przy rodzicach i Sowoon swoich słabości, ale to dla mnie za dużo. Nie daję rady tego udźwignąć, przerasta mnie to - Chanhee..
- Pociął się nożem... cały, od stóp do głów, pociął się idiota nożem..
- Co?
- Nie mogę go spuścić z oczu nawet na sekundę... na sekundę, rozumiecie to?! - poderwałem się na równe nogi, uderzając z całej siły dłonią o ścianę.
- Synu..
- Nie mam siły.. Nie mam siły pracować, kontrolować Rowoona, pilnować godzin kiedy powinien brać leki, kiedy powinien zjeść, kiedy ma się wykąpać i położyć spać... Nie mogę normalnie pracować, bo mając w gabinecie pacjenta, muszę przerwać rozmowę i dzwonić do Rowoona, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku... czy nie zapomniał o lekach, czy nie miał ataku.. - nabrałem dużo powietrza do płuc, przecierając twarz dłonią - Kocham go, ale tak bardzo mnie to wszystko przytłacza. 
- Jesteś bardzo dzielny Chani. - mama przytuliła mnie, głaszcząc mnie delikatnie po głowie - Żadna osoba, którą znam, nie podjęłaby się tak odpowiedzialnego zadania... Wiem, że jest ci ciężko, ale pamiętaj, że masz Sowoon, mnie i tatę. Zawsze wam pomożemy. 
- Chani! - uniosłem głowę, widząc wbiegającą na korytarz Sowoon. Kobieta podbiegła do nas, kłaniając się moim rodzicom - Dobry wieczór.
- Dobry wieczór.
- Co z nim? Żyje, prawda?
- Tak, ale..
- Co się stało? Co mu jest? 
- Nie wiem... miał chyba kolejny atak. 
- Co? Jaki atak?
- Jak wróciłem do domu, to leżał w sypialni cały we krwi... bredził coś, że ktoś nas szuka i że bronił domu. - pociągnąłem nosem, nie mogąc uwierzyć w to, jakie bzdury opowiadam. Przecież to brzmi jak wytwór science fiction, a nie prawdziwe życie.
- Gdzie wtedy byłeś? Jak mogłeś zostawić go samego?
- Do cholery jasnej, pracuję! - nie wytrzymałem. Opiekuję się Rowoonem jak dzieckiem. Jak ona śmie oskarżać mnie o cokolwiek? - Robię co mogę, nie rozdwoję się! Od rana do wieczora zapieprzam w pracy, kontrolując przy tym co godzinę Rowoona! Jak wracam, to mu gotuję, podstawiam pod nos, piorę, sprzątam i pilnuję leków! Jak możesz mi coś jeszcze zarzucać?! - kobieta odwróciła jedynie wzrok, przytakując.
- Masz rację, przepraszam. Po prostu strasznie się o niego boję. 
- Jestem coraz bliższy decyzji o oddaniu go do tego ośrodka. Nie wiem do cholery, nie widzę innego rozwiązania. 
- Skarbie, przemyśl to jeszcze. - wtrąciła moja mama, która od samego początku odradzała mi umieszczenia 32-latka w ośrodku.
- Myślę o tym od miesiąca... wystarczy. Tylko... tylko pogadam z nim o tym dopiero, jak dojdzie do siebie. Powinien teraz odpocząć. - usiadłem na krześle, chowając twarz w dłoniach.
- Chani... pomyśl jeszcze nad tym. To zbyt poważna decyzja..
- Mamo, zadecydowałem. - spojrzałem na nią, wzdychając - Jak dojdzie do siebie, będę z nim o tym rozmawiać. - oblizałem nerwowo wargi, przenosząc wzrok na przestraszoną siostrę mojego hyunga - Sowoon.
- Tak?
- Myślisz... myślisz, że te problemy Rowoona..to na pewno wynika ze śmierci waszych rodziców?
- Co masz na myśli?
- Nie powinienem do tego wracać, ale... wydaje mi się, że to wszystko trwa zbyt długo. - kobieta zmarszczyła brwi, kucając tuż przede mną.
- Chanhee, o czym ty..
- Nie zauważyłaś niczego podejrzanego w jego zachowaniu, kiedy... kiedy wasi rodzice żyli?
- Nie.. Rowoon zawsze był ambitnym, radosnym dzieciakiem. Nigdy nie działo się z nim nic niepokojącego. 
- To wszystko trwa już 16 lat, prawda? - Sowoon skinęła jedynie głową, poprawiając przy tym moje rozczochrane kosmyki włosów - Za długo... coś jest nie tak. 
- Chani, o czym ty mówisz?
- Rowoon doznał silnego urazu, po tym jak w jego życiu wydarzyła się tragedia, co jest całkowicie normalne, ale... boję się po prostu, że mogło się to przerodzić w coś jeszcze poważniejszego. 
- Dobry wieczór. - poderwaliśmy się na równe nogi, słysząc nad sobą głos lekarza.
- Co z nim?
- Wszystko w porządku?
- Tak, proszę się nie martwić.. Na szczęście rany, które znalazły się na ciele pańskiego partnera nie są poważne. Były dość płytkie, wystarczyło kilka szwów.
- A... a co z jego psychiką? 
- Póki co wszystko jest w normie, ale.. - mężczyzna westchnął, przeglądając coś w papierach chłopaka - Nie wolno tego lekceważyć. Wprawdzie nie znam całej historii choroby, ale sprawa wydaje się być bardzo poważna. 
- Mogę spojrzeć? - przejąłem dokumentację Rowoona, wczytując się w jej zawartość - Który psycholog zajął się diagnozą?
- Słucham?
- Dwubiegunowość? Naprawdę? - parsknąłem śmiechem, oddając lekarzowi papiery - Przecież to absurd... On ma napady paniki, nie panuje nad sobą, nie ma świadomości tego, co robi, a wy nazwaliście to dwubiegunowością, tak? 
- Chanhee, daj spokój. - ojciec pociągnął mnie lekko za ramię, chcąc mnie utemperować.
- Nie, nie dam spokoju. Nie wierzę, że chorzy ludzie trafiają pod opiekę takich konowałów, którzy nie znają się najwidoczniej na swoim fachu.
- Proszę wszelkie pretensje i uwagi kierować do pana Kim Byunghuna.
- Tak zrobię, proszę się o to nie martwić. 
- Chanhee..
- Moglibyśmy zobaczyć się z moim bratem? - lekarz westchnął, przytakując skinieniem głowy.
- Tak, proszę... tylko ostrożnie. - wściekły do granic możliwości spojrzałem na mężczyznę, wchodząc do sali, w której przebywał mój chłopak. Leżał spokojnie na łóżku, wpatrując się ślepo i kompletnie bez emocji w znajdujące się na wprost niego okno.
- Rowoonie.. - Sowoon usiadła na łóżku, łapiąc go ostrożnie za pozszywaną dłoń. Przełknąłem jedynie zalegającą w gardle gulę, czując cisnące się do oczu łzy. Jak przypomnę sobie widok leżącego na podłodze chłopaka, serce pęka mi na miliony kawałków. A gdybym wrócił później? Co bym zrobił, gdyby tego wieczoru doszło do tragedii? - Jak się czujesz? - wzrok hyunga powędrował w moim kierunku. Z trudem zatrzymałem cisnące się do oczu łzy, ale nie był to najlepszy moment na okazywanie swoich słabości.
- Chani, przepraszam. - szepnął, sprawiając, że nie wytrzymałem. Mimo szczerych chęci pozostania twardym, rozpłakałem się, klękając przy łóżku Rowoona. Chwyciłem jedynie za jego chłodną dłoń, przykładając ją do swojej twarzy. Tak strasznie się o niego boję, a czuję, że nie jestem wystarczająco silny, by zapewnić mu opiekę - Przepraszam. - wziąłem kilka głębokich oddechów, unosząc zapuchnięte oczy na mojego chłopaka.
- Jak się czujesz?
- Co ja znowu narobiłem.. - twarz Rowoona nabrała wyraźnego grymasu, a spod jego powiek wypłynęły stróżki łez - Mam siebie dość, Chanhee. 
- Nie mów tak, hyung. - usiadłem na łóżku, wycierając ostrożnie jego policzki - W końcu to minie, przecież ci to obiecałem. Musisz być cierpliwy i silny... jesteś silny, prawda? - gdy Rowoon skinął głową, złożyłem na jego czole pocałunek, uważnie mu się przyglądając - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - westchnąłem, pieszcząc opuszkami palców jego chłodną, bladą twarz - Najważniejsze jest to, że nic ci się nie stało. 
- Mogłoby..
- Co?
- Mogłoby... wreszcie byś się ode mnie uwolnił. 
- Rowoon, nie pozwalam ci tak mówić. - odwróciłem wzrok, z trudem łapiąc powietrze. Dlaczego on wygaduje takie rzeczy? Doskonale wie, że cholernie bolą mnie takie słowa, a mimo to, non stop twierdzi, że powinno coś mu się stać, bym wreszcie zaczął żyć swoim życiem - Wiesz, jak ważny dla mnie jesteś. Dlaczego ciągle mówisz takie rzeczy? - zacisnąłem dłonie na pościeli chłopaka, mając wrażenie, że lada moment uduszę się z nadmiaru stresu - Sprawiasz mi tym przykrość..
- Chodź. - mimo znajdujących się na jego dłoniach bandaży, 32-latek złapał mnie za nadgarstek, wtulając mnie w swoją klatkę piersiową.
- Uważaj.
- Nic mi nie będzie. - hyung pocałował mnie w głowę, wzdychając - Moglibyście nas na moment zostawić? 
- T...tak.. tak, oczywiście.
- Chodźcie na kawę. - gdy moi rodzice i Sowoon opuścili salę, uniosłem niepewnie głowę, spoglądając na mojego faceta. Był smutny, zmęczony, przestraszony... kłębiło się w nim tysiące emocji i czułem, że nie potrafię wyczytać ich wszystkich, mimo że kiedyś nie miałem z tym najmniejszej trudności.
- Wszystko w porządku? - pociągnąłem nosem, wycierając delikatnie jego mokry policzek.
- Chani.. - 32-latek przełknął nerwowo ślinę, drapiąc mnie po tyle głowy - Jest mi tak głupio, że nie wiem co mam ci powiedzieć i jak cię przepraszać. 
- Nie musisz mnie przepraszać hyung.. Musisz... musisz mi powiedzieć, co się dzisiaj stało, że to zrobiłeś. Dlaczego pociąłeś się nożem? - mój głos się załamał, a serce zakuło tak bardzo, że aż zacisnąłem dłoń na koszuli w jego miejscu.
- Co się dzieje?
- Nic.. nie, nie przejmuj się tym. 
- Chanhee..
- Nic mi nie jest. - powtórzyłem, odgarniając grzywkę z jego czoła, na którym po chwili złożyłem czuły pocałunek - Powiedz mi, co się stało. 
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Na pewno, przysięgam. - Rowoon nabrał powietrza do płuc, odwracając przy tym wzrok.
- Dzisiaj... byłem święcie przekonany, że ktoś wchodzi do domu. Ci ludzie szukali ciebie Chani... coś mi odwaliło, nie wiem... byłem przekonany, że cię krzywdzą.. 
- Skarbie, mnie nie było przecież w domu.. 
- Wiem... wszedłem po pracy do domu, wszystko było normalne. Wziąłem prysznic, chciałem zrobić kolację i... i wtedy się zaczęło.. 
- Hyung. - ułożyłem twarz na jego klatce piersiowej, zanosząc się przy tym łzami. Nie wiem czy bardziej ze strachu czy ze stresu. O mały włos Rowoon nie zabił dzisiaj siebie. Kto wie, co mu wpadnie do głowy i co zechce zrobić. Czy któregoś dnia nie rzuci się na mnie, albo rzeczywiście poważnie zagrozi sobie. A co, jeśli dostanie ataku w pracy? Co jeśli rzuci się na jakiegoś pracownika?
- Chanhee, przepraszam. Przepraszam cię. 
- Rowoon. - usiadłem ponownie, przecierając twarz dłonią - Zrezygnujesz z pracy, ja będę przyjmować pacjentów w domu... poradzimy sobie.
- Słucham?
- Nie każ mi się powtarzać.
- Chani.. wiesz, że nie zrezygnuję z pracy.
- To nie jest dobry moment, żeby o tym rozmawiać. Odpoczniesz.. wrócimy do domu.. tam o wszystkim porozmawiamy. 
- Skarbie, ja wiem, że jest ci ciężko..
- Nie teraz, proszę cię. - wstałem z łóżka, czując jak kręci mi się lekko w głowie. Nerwy... zdecydowanie wychodzą teraz ze mnie wszystkie nerwy.
- Chanhee, usiądź. 
- Pójdę tylko po kawę. 
- Ale..
- Chcę iść tylko po kawę! - Rowoon zamilkł, cicho przy tym wzdychając. Zacisnąłem jedynie powieki, czując się przy tym jak ostatni śmieć. Jak mogłem podnieść na niego głos? I to teraz, kiedy mnie najbardziej potrzebuje? Boże, jestem beznadziejnym facetem i współczuje Rowoonowi z całego serca. Powinien mieć przy sobie kogoś z dużo większą empatią i cierpliwością - Rowoonie..
- Jesteś zmęczony, wiem... nie przepraszaj. 
- Ja... po prostu tak cholernie się o ciebie boję. - wypuściłem powietrze z płuc, czując ponownie cisnące się do oczu łzy - Nie powinienem na ciebie krzyczeć, przepraszam. 
- Daj spokój. - brunet złapał za moją dłoń, ostrożnie przesuwając po niej kciukiem - Należy mi się... Musisz czasem na mnie krzyknąć żebym oprzytomniał. 
- To nie tak..
- No już... leć na tą kawę, należy ci się. 




*


                      Po trzech dniach obserwacji, zabrałem Rowoona do domu, w którym zapewniłem mu absolutną ciszę i spokój, by w pełni doszedł do siebie. Wzięliśmy tydzień urlopu, by pobyć razem i zastanowić się nad tym, co dalej. Kiedy przedstawiłem Rowoonowi swoją propozycję, ten absolutnie się na nią nie zgodził. Powiedział, że nie zrezygnuje z pracy, bo jest ona jego jedyną odskocznią od smutnej rzeczywistości, co mogę jeszcze zrozumieć. Bardziej zdenerwował mnie jego argument mówiący o tym, że to on jest starszy i to jego obowiązkiem jest zapewnienie mi godnego życia... bzdury. Nie chcę jego pieniędzy i nigdy ich nie chciałem. Chcę jedynie, by był zdrowy, to wszystko. Chcę się z nim zestarzeć, patrzeć na jego szczery uśmiech i zadowolenie z życia. Mam dość jego napadów, tego jak źle się po nich czuje, jego wyrzutów sumienia względem mnie. Te momenty to kolejny, mały stopień do mojej trumny, do której mam wrażenie, jest mi coraz bliżej. 
Obiecałem Rowoonowi, że zrezygnuję ze swojego gabinetu na Gangnam, na rzecz przyjmowania pacjentów w naszym mieszkaniu. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Powiedziałem sobie, że nie ruszę się z domu nawet na krok, w momencie, gdy Rowoon będzie do niego wracał. Chcę mieć go na oku przez cały czas. Dopiero dotarło do mnie, że był to zły pomysł, w momencie kiedy Rowoon dostał ataku paniki przy jednym z moich pacjentów. Było mi tak cholernie wstyd, że nie miałem pojęcia, jak się zachować i co zrobić. Wprawdzie zagospodarowaliśmy jeden, mały, nieużywany dotąd pokój na mój gabinet, ale gdy mój chłopak zaczął biegać po mieszkaniu i wykrzykiwać niestworzone rzeczy, nawet ściany i drzwi pokoju nie pomogły. W tamtym momencie dotarło do mnie, że nie chcę tak żyć.. że dłużej już tak nie mogę, nie mam siły. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się wyspałem. W nocy zamiast odpoczywać od tego wszystkiego, leżę wpatrzony w Rowoona i modlę się o to, by do rana wszystko było już dobrze. Moje życie nie może tak wyglądać... nie zniosę kolejnego, takiego dnia...



*

- Wróciłem! - ściągnąłem fartuch z bioder, słysząc wchodzącego do mieszkania Rowoona.
Dochodziła 20-ta. Przygotowałem dla nas niesamowicie dobrą kolację, którą planowałem od samego rana. Homary, wino, świece... ten wieczór był dla mnie niezwykle ważny i z pewnością jedyny w swoim rodzaju - Cześć bąblu.
- Hej. - wspiąłem się na palce, przywierając do zimnych warg bruneta - Zmarzłeś. 
- Trochę. - mruknął, całując mnie przy tym w ucho - Ale zapachy... czuć aż na klatce schodowej.
- Starałem się. - westchnąłem, rozpinając beznamiętnie jego płaszcz - Zrobię ci coś ciepłego do picia.
- Zrobisz mi kawki?
- Nie, jest za późno... zrobię ci herbatę. 
- Chaniiii..
- Herbata. - powtórzyłem, wracając do kuchni. Planowałem ten wieczór od kilku dni, mimo iż pomysł zrodził się w mojej głowie około trzech lat temu... Boję się tego, co się dzisiaj wydarzy..
- Mogę przyjść do kuchni?! Czy coś kombinujesz?! 
- Chwila! - nastawiłem wodę w czajniku, po czym trzęsącymi się dłońmi rozpaliłem stojące na stole i meblach świeczki. Następnie zgasiłem światło, wyłożyłem na stół przygotowane wcześniej homary, oraz wyjąłem z lodówki nasze ulubione wino - Idealnie. - szepnąłem, zalewając herbatę Rowoona. Wziąłem w obie dłonie jego ulubiony kubek, idąc z nim w kierunku sypialni, w której brunet przebierał się w swoje ulubione, domowe rzeczy - Proszę.
- Dzięki słońce.
- Jak było w pracy? Wszystko w porządku?
- Pozyskałem nowego klienta. 
- Jak to?
- Został wybrany mój projekt.
- Mówisz o tym parku wodnym?
- Dokładnie.
- Wow. - cieszyłem się... cholernie się cieszyłem i byłem z niego niesamowicie dumny, ale nie potrafiłem tego okazać... moje myśli cały czas krążyły wokół czegoś innego.. - Gratuluję... wiedziałem, że ci się uda.
- Mmmm Chani, co z tobą? - Rowoon podszedł do mnie, głaszcząc mnie po policzku - Wszystko w porządku?
- Tak, przepraszam.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie... znam cię nie od dzisiaj. 
- Y y... wszystko jest okej, ja... po prostu się dzisiaj nie wyspałem i.. nie wiem, gorszy dzień. - Rowoon uśmiechnął się jedynie, dając mi przy tym buziaka w czoło.
- Ale jesteś dumny ze swojego starego chłopa, co?
- Oczywiście, że jestem. Zawsze w ciebie wierzyłem hyung. 
- I to mi wystarczy. - szepnął, obdarowując mnie drugim całusem - Powiesz mi, co dobrego zrobiłeś?
- A tak... zapraszam do kuchni. - muszę oprzytomnieć, ale jak? Mam ochotę strzelić sobie w twarz i rozpłakać się w tym momencie... jak mogłem wpaść na taki pomysł? Nie wiem... moje zmęczenie i chęć normalnego, spokojnego życia przegrały ze zdrowym rozsądkiem i jakimkolwiek ludzkim zachowaniem.
- Wow, Chanhee... - brunet spojrzał na przygotowany stół, podczas gdy w jego czarnych, dużych oczach stanęły łzy - Z jakiej to okazji?
- Bez okazji. - wtuliłem się w jego plecy, głęboko przy tym wzdychając - Po prostu bardzo cię kocham, hyung. - Rowoon chwycił delikatnie za moje dłonie, przesuwając po nich swoimi długimi, wiecznie chłodnymi palcami.
- Też cię kocham Chani... wiem, że nie jest ci ze mną łatwo, ale będę się starać. - zagryzłem wargę, czując przy tym słony posmak krwi. Do moich oczu napłynęły łzy, a dłonie zacisnęły się na czarnej bluzce 32-latka - Zrobię dla ciebie wszystko, tylko potrzebuję czasu. Kiedyś będzie dobrze... po prostu normalnie.. - szepnął sprawiając, że moje serce ponownie rozdarło się na miliony kawałków, a wyrzuty sumienia sprawiać, że chciałem wycofać się z tego, na co przygotowywałem się psychicznie latami - Ale dzisiaj nie będziemy o tym rozmawiać, hm? - Rowoon uniósł moje dłonie, składając na nich czułe pocałunki - Moje spracowane łapki... może po kolacji coś obejrzymy? 
- Pewnie.. zrobimy wszystko, na co będziesz mieć ochotę.
- Wszystko?
- Wszystko Rowoonie. - odkleiłem twarz od jego pleców, unosząc wzrok na chłopaka. Jego idealna twarz oświetlana była ciepłym światłem dobiegającym z płomieni drobnych, poustawianych wszędzie świeczek. Wyglądał idealnie... tak spokojnie. Będę cholernie tęsknić za tym widokiem.. Jego dłoń znalazła się po chwili na moim policzku, głaszcząc go w delikatny, niemalże niewyczuwalny sposób, a kąciki ust uniosły się lekko ku górze. W tym momencie byłem posiadaczem najpiękniejszego widoku na świecie... - Chciałbym móc zrobić dla ciebie wszystko. 
- Jesteś przy mnie, opiekujesz się mną i mnie kochasz... robisz dla mnie wszystko. 
- Mam wrażenie, że to za mało. 
- Chani, co się znowu stało?
- Nic, naprawdę nic. Znasz mnie już 12 lat... wiesz, że czasami mam gorsze dni.
- Wiem.. niestety to wiem. - westchnął, wbijając się w czuły sposób w moje wargi. Odwzajemniałem jego pocałunki najczulej jak potrafiłem. Chciałem cieszyć się tą chwilą do końca życia... do końca swojego życia pamiętać i czuć ten moment - Zobaczysz, że wszystko się ułoży. - szepnął, całując mnie w czoło - Czas i jeszcze raz czas... daj mi go jeszcze trochę. - nie Rowoon, ja już nie mam na to siły. Słyszę o tym czasie odkąd dowiedziałem się o tym, że chorujesz. Nie mam już siły znosić twoich zmiennych nastrojów, nie mam siły cię uspokajać, pilnować, pocieszać... po tym, jak dostanę w twarz, zapewniać cię, że nic się nie stało... to mnie przerosło już dawno, dawno temu. Mimo to skinąłem tylko głową, odsuwając krzesło, na którym zawsze siedzi Rowoon.
- Usiądź... wystygnie ci kolacja. 
- Zrobiłeś takie pyszności, że już nie mogę się doczekać. 
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - usiadłem na przeciwko chłopaka, nalewając sobie wino... mimo wszystko w mojej głowie zachował się obraz niepijącego chłopaka. Nie powinien tego robić, choć dzisiaj to już nie powinno mieć najmniejszego znaczenia.
- Nalejesz mi?
- A powinieneś pić?
- Chyba dzisiaj mogę zrobić wyjątek, co? - po chwili czerwony płyn zaczął rozlewać się po ściankach kieliszka Rowoona, otulając kuchnię swoim cierpkim, mocnym zapachem.
- Jeszcze raz bardzo ci gratuluję. - wymusiłem uśmiech, unosząc swój kieliszek ku górze. Po chwili wlałem w siebie całą zawartość szklanego kieliszka, sięgając ponownie po butelkę.
- Chanhee..
- Tak?
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? - uniosłem wzrok na 32-latka, odstawiając czarną butelkę na stół.
- A... wiem, a coś się stało?
- Ty mi lepiej powiedz. 
- Chodzi ci o to, że wypiłem cały kieliszek na raz?
- Chodzi mi o twoje zachowanie. Co się dzieje? 
- Rowoon.. - oblizałem nerwowo wargi, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc - Jestem po prostu zmęczony. Ostatnio nie dosypiam, stresuję się... gorszy okres, to wszystko. 
- Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?
- Masz teraz dużo na głowie.
- Ale to ty jesteś dla mnie najważniejszy. - wbiłem nóż w homara, zastanawiając się nad tym, czy to, co chcę zrobić jest aby na pewno słuszne... Nie... to najgorszy pomysł, na jaki mogłem wpaść, ale nie dam rady. Po prostu nie dam rady. Jak myślę o jutrzejszym dniu i tym, że miałby on być znów pełen nerwów, stresu, niepewności i niepokoju, mam ochotę wybiec z domu z wrzaskiem i rzucić się pod najszybciej pędzące auto. Przerosło mnie dorosłe życie i opieka nad osobą, którą mimo wszystko kocham najbardziej na świecie. Mimo to, nie dam najzwyczajniej po ludzku rady dalej tego ciągnąć. Czuję, że w tym wszystkim zaczynam powoli głupieć - Bąblu.. - pierwszy raz powiedział tak do mnie, gdy ukończyłem liceum. Na ceremonii rozdania świadectw i dyplomów, Rowoon podszedł do mnie z ogromnym bukietem kwiatów i zaproszeniem na kolację, nazywając mnie przy tym swoim 'bąblem'. Tłumaczył to tym, że dopiero co miałem 16-cie lat i się poznaliśmy, a już ukończyłem liceum i będę starać się o miejsce na najlepszej uczelni w Korei. Mimo to zawsze będę dla niego małym, kochanym dzieciakiem, którym chce się opiekować... szkoda, że te role się pozamieniały.
- Skarbie, wszystko jest w porządku. Zobaczysz, że jutro już mi przejdzie. - wypiłem kolejną lampkę wina, wzdychając - Przepraszam, że nie mam humoru właśnie dzisiaj, kiedy odniosłeś w pracy tak ogromny sukces... naprawdę przepraszam. - na buzi mojego chłopaka pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Brunet wstał ze swojego krzesła, po czym kucnął obok mnie, głaszcząc mnie przy tym po udzie.
- W porządku, nie martw się tym. - mówiąc to złapał za moje dłonie, lekko muskając je wargami - A teraz zjedz, weź gorącą kąpiel... musisz dzisiaj wypocząć.
- Weźmy ją razem Rowoon. - spojrzałem na hyunga, widząc jak ten przytakuje skinieniem głowy.
- No pewnie. Musimy dobrze wykorzystać ten wieczór.
- Mówisz, że masz ochotę coś obejrzeć..
- Mhm.. ale jeśli nie chcesz..
- Y y, obejrzyjmy coś. Komedia?
- Czemu nie. - niech wybierze co chce... niech robi dzisiaj ze mną, na co tylko ma ochotę... to jego wieczór. Ja spełnię jedynie każdą jego zachciankę. Po kolacji i trzech butelkach wina, wzięliśmy z Rowoonem długą kąpiel, dużo znów rozmawialiśmy, a ja z każdą kolejną minutą chciałem wycofać się ze swojego planu. Przygotowywałem się jednak do niego latami... wiem, że gdy nie zrealizuję go dzisiaj to się wykończę. Później przygotowałem kolejną butelkę wina oraz przekąski... Wino dla siebie.. zdrowe przekąski dla Rowoona. Mimo wszystko, z czystego przyzwyczajenia, chcę trzymać jego dietę i nadal wciskać w niego same zdrowe rzeczy - Znowu będziesz pić? - brunet rozsiadł się na kanapie, zaczesując przy tym swoje lekko mokre jeszcze włosy.
- Wiem, nie powinienem. - westchnąłem, odstawiając butelkę na jej miejsce.
- Chani, pij jeśli masz dzisiaj taką ochotę... tylko uważaj, okej? 
- Nie, wystarczy już na dzisiaj. 
- Cieszę się, że nad tym panujesz. - usiadłem obok Rowoona, opierając się o jego ramię.
- Nie jestem alkoholikiem.
- Wiem, ale każdy ma czasami ochotę się napić... mimo wszystko cieszę się, że umiesz powiedzieć sobie "stop". - uniosłem wzrok na chłopaka, czując buziaka na swoim czole.
- Rowoonie..
- Hm?
- Jesteś czymś najlepszym, co spotkało mnie w życiu, wiesz? - 32-latka zatkało. Chłopak zmarszczył jedynie czoło, uważnie mi się przyglądając.
- Chani, co jest?
- Nic... po prostu chcę żebyś wiedział, że cię bardzo... bardzo mocno kocham. Musisz to wiedzieć. 
- Wiem kochanie... bardzo dobrze to wiem. 
- Czasami nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry, ale się staram..
- Chanhee, wiem to.. Jesteś najlepszym facetem na świecie. - Rowoon nachylił się do mnie, muskając moje wargi - Gdyby nie ty, dawno bym całkowicie oszalał. - pogłębiłem pocałunek, siadając na nogach mojego chłopaka. Moje dłonie pieściły jego klatkę piersiową, a biodra wykonywały ostrożne, powolne ruchy - Widzę, że odpuszczamy sobie film.
- Zdecydowanie. - to, co wydarzyło się tego późnego wieczoru, było czymś najprzyjemniejszym i najbardziej zaskakującym, co mnie w życiu spotkało. Był to pierwszy raz, kiedy kochałem się z Rowoonem tak delikatnie, czule i długo. Nie miałem pojęcia, że taki stosunek z nim jest w ogóle możliwy. Pamiętam nasze pierwsze zbliżenia... pełne brutalności, nieracjonalnego popędu i szczeniackich emocji. Szybkie załatwienie swojej potrzeby, zakończone najczęściej kłótnią czy sprzeczką. Wszystko zmieniło się w momencie gdy skończyliśmy szkołę i poszliśmy na studia... nasze myślenie i postrzeganie siebie, diametralnie się zmieniło. Weszliśmy w dorosłość, myśląc o sobie niezwykle poważnie. Mimo to nasz seks nigdy nie był tak czuły i subtelny jak dzisiaj. Potrzebowałem tego... cholernie tego potrzebowałem i z tego co widzę, Rowoon chyba też.
                          Dochodziła 3 nad ranem. Odkleiłem się od rozgrzanego ciała hyunga, narzucając na siebie bokserki i koszulkę.
- Dokąd uciekasz?
- Przez to wszystko zapomnieliśmy o twoich lekach. - mój głos się załamał, a ja poczułem cisnące się do oczy łzy i coraz bardziej trzęsące się dłonie. Już za moment to się stanie... jeszcze chwila i się od tego uwolnimy.. Mam coraz większe wątpliwości i obawy, ale myślałem o tym trzy lata... trzy pieprzone lata. Wydaje mi się, że mam dopięte wszystko na ostatni guzik, tylko... tylko przemawiające przeze mnie wyrzuty sumienia, starają się teraz za wszelką cenę mnie powstrzymać.
- Chodź po prostu ze mną poleżeć. Dajmy sobie dzisiaj z nimi spokój.
- Nie możemy hyung. Nie możemy tego zaniedbać. - brunet jedynie przeciągnął się, obdarowując mnie przy tym najcudowniejszym i najcieplejszym uśmiechem na świecie. Nie, nie zniosę tego ani chwili dłużej - Za moment wrócę. - ruszyłem niepewnie w kierunku kuchni, w której trzymane były leki chłopaka. Bałem się. W tym momencie nienawidziłem samego siebie, ale jestem gotowy i zdecydowany... muszę wreszcie to zrobić. Wiem, że trafię przez to do piekła nie widząc już nigdy więcej mojego ukochanego Rowoona. Wiem, że będę się smażyć przez wieki... zasłużę sobie na to.. Przygotowałem stały zestaw leków. Siedem tabletek, szklanka wody... jeszcze tylko jedna rzecz. Ponad rok temu na jednej z aukcji internetowych, działających w ukrytej sieci, zakupiłem truciznę... Truciznę tak silną, że potrafi wykończyć dorosłego człowieka w przeciągu minuty. Długo myślałem nad jej zakupem... długo walczyłem z tym, jak ją odebrałem. Tysiące razy chciałem się jej pozbyć, ale nie potrafiłem. Moje zmęczenie i strach przed kolejnym dniem wygrały. Nie mogłem już znieść widoku cierpiącego Rowoona. Tego jak się okalecza, jak krzyczy, płacze, boi się, ma wyrzuty sumienia... nie mogłem już najzwyczajniej po ludzku tego znieść. Trzęsącą się dłonią wlałem zawartość buteleczki do szklanki z wodą. Jej zapach oraz kolor nie uległy żadnej zmianie. Ponoć smak trucizny jest także niewyczuwalny.. Za moment zabiję osobę, którą kocham... Dzisiaj, 6 sierpnia, na dzień przed jego 33 urodzinami. Dzisiejszego wieczoru i nocy starałem się cieszyć absolutnie wszystkim. Każdym jego spojrzeniem, dotykiem, słowem i uśmiechem... ale wiem, że dziś rano ta magiczna bańka mydlana by pękła, a ja otrzymałbym kolejny, bolesny dla nas obu atak. Wszedłem do naszej sypialni w kompletnej ciszy, stawiając na szafce nocnej talerzyk ze szklanką oraz tabletkami. Następnie usiadłem koło bruneta, wpatrując się w niego ze łzami w oczach i tak mocno bijącym sercem, że byłem pewien, iż całe osiedle jest w stanie je usłyszeć.
- Jesteś chyba bardzo zmęczony, co? - skinąłem jedynie głową, patrząc jak długie palce Rowoona zaciskają się na szklance. Przełknąłem jedynie z trudem ślinę, obserwując uważnie każdy jego ruch. Miałem wrażenie, że ta rutynowa czynność trwała wieki. Tak bardzo go kocham.... za moment stracę osobę, którą tak bardzo kocham... - Wezmę to cholerstwo i pójdziemy spać. A jutro zabiorę cię na spacer w jakieś fajne miejsce, co ty na to?
- T..tak.. pewnie. - odwróciłem głowę, czując spływającą po policzku łzę. Za moment nie wytrzymam i wybuchnę przy nim płaczem. Tabletki znikały, a wraz z nimi zawartość jego szklanki. Minuta... została mu w tym momencie ostatnia minuta życia.
- Pomyśl na co byś miał jutro ochotę.. może jakiś dobry obiad? 
- Hyung. - usiadłem między jego nogami, wtulając go w swoje ciało. Chciałem czuć jego ciepło choć przez moment... ostatni już raz. Rowoon wtulił twarz w moją szyję, obdarowując ją czułymi pocałunkami, jednak z sekundy na sekundę były one coraz słabsze i mniej wyczuwalne.
- Tak... tak dziwnie się czuję.. - zacisnąłem powieki nie będąc w stanie kryć już swoich emocji. Moje dłonie zacisnęły się na jego koszulce, a twarz znalazła się w jego włosach, napawając się ich zapachem - Cha.. ni.. 
- Przepraszam... hyung przepraszam, nie miałem wyjścia!
- Ciężko mi.. nie mogę... nie mogę oddychać..
- Przepraszam, to za moment minie... minie, słyszysz?! Zaraz wszystko minie.. - wybuchnąłem płaczem, ściskając w ramionach ciało mojego chłopaka. Jego obejmujące mnie dłonie spadły po chwili na łóżko, a niespokojny, ciężki oddech, w jednej chwili zanikł... tak po prostu... to koniec - Rowoonie.. - wrzasnąłem, dotykając roztrzęsioną dłonią jego twarzy - Przepraszam, wybacz mi... wybacz mi, ja już nie mogłem tego znieść! - nie odpowiadał.. za 10 minut będę mieć pewność, że już nigdy się nie obudzi. Że to już koniec jego męki... nareszcie - Boże, co ja narobiłem.. - zabiłem człowieka. Byłem w tak silnym szoku, że nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Poszedłem do kuchni po nóż... leżał na dnie szuflady, przygotowany od kilku miesięcy. Po wyciągnięciu go, wróciłem do sypialni, siadając obok ciała Rowoona.. mojego Rowoona, którego uważam za swój najcenniejszy skarb i którego kocham najbardziej na świecie. A mimo to postanowiłem go zabić... nie zawahałem się nawet przez moment. Jestem potworem... pieprzonym potworem, który będzie smażyć się w piekle. Sięgnąłem po leżący na szafce nocnej telefon, wybierając numer na policję. Mój wzrok cały czas wbity był w hyunga. Tak spokojnego i bezbronnego hyunga. Jego wszelkie problemy w końcu minęły. To koniec jego męki...
- Policja, Seoul, słucham zgłoszenia. - przełknąłem z trudem ślinę, wypuszczając przy tym zalegające w płucach powietrze - Halo... słucham zgłoszenia. 
- Zabiłem swojego chłopaka. - wyszeptałem, zaciskając palce wolnej dłoni na rączce noża.
- Gdzie pan teraz jest? 
- On był chory psychicznie... ja już nie miałem na to siły.. - nie mogłem złapać oddechu. Było mi tak źle... tak ciężko... Boję się, co ja narobiłem?!
- Proszę mi podać adres, wysyłam pomoc. 
- Nazywam się Kang Chanhee.. 6 sierpnia zabiłem Rowoona.. zabiłem go na dzień przed jego urodzinami.. - pociągnąłem nosem przykładając nóż do swojej klatki piersiowej - Nie mogłem patrzeć, jak się męczy. Jego ataki wykańczały nas obu... nie miałem już na to siły.. 
- Chanhee, wysyłam pomoc. Policja i pogotowie przyjadą za kilka minut. 
- Nie miałem już na to wszystko siły.. - rozłączyłem się, spoglądając ostatni raz na Rowoona. To koniec... koniec nas obu. Niewiele myśląc wymierzyłem nóż w swoją klatkę piersiową, czując jak chłodne strużki potu zalewają moje skronie. Zasłużyłem na to, by teraz cierpieć. Nie dałem mojemu chłopakowi odpowiedniej opieki, której potrzebował. Nie potrafiłem się nim odpowiednio zająć... - Przepraszam hyung. - były to moje ostatnie, wypowiedziane słowa. Nigdy nie sądziłem, że skończę w ten sposób... że tak pożegnam się z osobą, którą kocham... że umrę w wieku 28 lat. Byłem jednak niesamowicie wymęczony psychicznie. I zamiast racjonalnego myślenia, przemówiło przeze mnie owe zmęczenie i chęć ucieczki od problemów... jestem tchórzem. Zwykłym tchórzem i mordercą...






~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem skarby, czy zaczynać kolejnego ficzka, czy póki co się wstrzymać. Wyjeżdżam we wrześniu do Korei, nie będzie mnie przez miesiąc, a nie będę raczej brać ze sobą laptopa. Jeszcze nad tym pomyślę. :)
Buziaki~

19 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.8 [Chani&Rowoon]




- Na pewno już śpi... o 23 bierze zawsze ostatnie leki, po których od razu zasypia. - powiedziała siostra Rowoona, gdy tylko weszliśmy do ich niewielkiego domu w dzielnicy Mapo-gu.
- Na rejsie ich nie brał..
- Tak.. na rejs miał przygotowaną osobną rozpiskę od lekarza. Leki, które normalnie bierze o 23, tam brał po pracy.
- Rozumiem. - westchnąłem, zdejmując buty i bluzę - Mógłbym pójść do jego pokoju?
- Tak. Masz ochotę coś jeszcze zjeść? Będę robić kolację.
- Em... w sumie to chętnie.
- Chodź do kuchni. Zrobię coś dobrego. - wymusiłem uśmiech, idąc w ciszy za brunetką we wskazane miejsce. Gdy przechodziliśmy przez dłuższy korytarz, na końcu którego znajdowała się kuchnia, ujrzałem ścianę, na której umieszczona była masa zdjęć rodzinnych. Zatrzymałem się, wpatrując się uważnie w uśmiechniętego Rowoona, który pozował do zdjęć ze swoimi rodzicami... jest identyczny jak jego mama - Podobny do naszej mamy, co?
- Jest niemalże identyczny.
- To prawda. Nasza mama gdy była młoda, pracowała jako modelka... Rowoon chciał być taki sam jak ona. 
- Ma idealne warunki.
- Prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się, jednak uśmiech ten szybko zniknął z jej twarzy - Teraz... teraz nie mam pojęcia, jaka czeka go przyszłość. Chce podróżować... proszę bardzo, tylko za co? Jak długo to potrwa? - westchnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Uważa pani... myśli pani czasami o Rowoonie, jak o ciężarze? 
- Kiedyś tak myślałam, ale bardzo znienawidziłam się za te myśli. Przecież to mój młodszy brat i moim obowiązkiem jest opieka nad nim. Mimo że jest  to momentami cholernie trudne to... kocham go najbardziej na świecie i chcę dla niego jak najlepiej. - skinąłem jedynie głową. Wiem, co ona czuje. Też kocham Rowoona i chciałbym, by kiedyś udało mu się żyć normalnie i się w pełni realizować. Pytanie tylko, jak to zrobić? - Popatrz tutaj. - brunetka wskazała na zdjęcie przedstawiające ją, Rowoona, ich rodziców i jakiś starszych ludzi - Byliśmy tu w odwiedzinach u dziadków w Daegu.
- W Daegu? - zdziwiłem się, przenosząc pospiesznie wzrok na kobietę.
- Tak... nasza mama stamtąd pochodzi. A coś się stało? 
- Rowoon... jak go poznałem powiedział, że jest z Daegu. Nie wspominał, że mieszka w Seoulu. 
- Jest bardzo mocno związany z tym miejscem. On... on nie kłamie świadomie Chanhee. W jego mniemaniu jest święcie przekonany, że to, co mówi, jest prawdą. 
- Czyli... czyli jak mi mówił, że jestem dla niego nikim...
- Nie. To była forma obrony. Chciał się z tobą rozstać, bo bał się, że kopniesz go w tyłek, jak dowiesz się prawdy o nim. On wie, że ma problem... wie, że choruje. Nie do końca może jest tego świadomy i często o tym zapomina, ale mimo wszystko czuje, że coś jest nie tak. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się zatrzymać cisnące się do oczu łzy. Przykro jest słuchać o chorobie osoby, którą się bardzo kocha i dla której chce się jak najlepiej. Człowiek czuje wtedy straszną niemoc i bezsilność.. chcesz pomóc, ale nie wiesz jak.
- A... mówiła pani o tym, że on traci panowanie nad sobą..
- Zobacz. - dziewczyna podwinęła rękawy koszuli, prezentując szczupłe ręce pokryte niemalże w całości siniakami.
- To.. Rowoon to zrobił?
- Tak. Czasami jest bardzo agresywny... potem oczywiście przeprasza, płacze... albo w ogóle nie pamięta, że coś takiego miało miejsce. - brunetka objęła mnie, wprowadzając mnie do kuchni - Dlatego powiem jeszcze raz... zastanów się, czy aby na pewno chcesz się w to pakować. 
                        Rozmawiałem z siostrą Rowoona przez bardzo długi czas. Dopiero około godziny 3 w nocy wskazała mi pokój chłopaka, do którego mogłem pójść. Gdy do niego wszedłem, ujrzałem półnagiego chłopaka, wtulonego w błękitny koc. Wyglądał jak aniołek... był tak spokojny, niewinny... Dałem mu jedynie buziaka w czoło, kładąc się po cichu obok niego. Wpatrywałem się w niego tak długo, dopóki za oknem nie zaczęło świtać. Dopiero wtedy ze zmęczenia, najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Nie wiem która była godzina, gdy się obudziłem, ale zakładam, że spałem dość krótko, bo byłem niesamowicie zmęczony. Gdy otworzyłem oczy, nie zauważyłem też leżącego obok mnie hyunga. Usiadłem gwałtownie, widząc siedzącego przy biurku chłopaka, wpatrującego się we mnie z ogromną nienawiścią.
- Cześć hyung.
- Co ty tutaj robisz? - warknął wstając. Przełknąłem jedynie głośno ślinę, wstając ostrożnie z jego łóżka.
- Ja... rozmawiałem z twoją siostrą.
- Z moją siostrą? O czym? - brunet zbliżał się do mnie coraz bardziej, wywołując ciarki na moich plecach. Z każdym jego krokiem, cofałem się, uderzając w końcu plecami o ścianę.
- Hyung, ja musiałem poznać prawdę. - Rowoon złapał mnie za koszulkę, wpatrując się we mnie przeszklonymi oczyma.
- Prawdę? Jaką prawdę?
- O tobie.
- Co..
- Wiem o twojej chorobie... hyung, ja..
- Powiedziała ci o wszystkim?! - otworzyłem szerzej oczy, czując bolesny ścisk w żołądku.
- Tak, przepraszam..
- Świetnie! - brunet cisnął mną o ścianę, parskając przy tym nerwowym śmiechem - Zajebiście wręcz! No śmiało, powiedz wszystkim! No powiedz! 
- Nie zrobię tego.
- Nie wierzę ci, rozumiesz?! Nie chcę z tobą być! Po jaką cholerę ciągle za mną łazisz?! - spuściłem wzrok, czując napływające do oczu łzy. Nie wytrzymałem... Jego słowa zbyt mocno we mnie uderzyły. Zacisnąłem dłonie na spodniach, czując spływające po policzkach strużki łez, których za nic w świecie nie mogłem zatrzymać - Chanhee..
- Rowoon, co z tobą? - uniosłem głowę, widząc stojącą w drzwiach siostrę chłopaka.
- Jak mogłaś? 
- Chanhee zasługuje na to, by znać prawdę o tobie.
- Nie powinnaś się w to wtrącać!
- Tak? A sam przyznałbyś się do swojej choroby? 
- Oczywiście, że nie!
- Dlaczego?
- Bo się wstydzę. - chłopak jakby nagle złagodniał. Wytarłem policzki, robiąc niepewny krok w jego kierunku - Jestem idiotą, wstydzę się tego. 
- Hyung.. - stanąłem twarzą w twarz z chłopakiem, łapiąc jego buzie w obie dłonie. - słyszałem też, jak w tym samym momencie drzwi za dziewczyną zamykają się, a my zostajemy zdani tylko i wyłącznie na siebie.
- Chani, proszę..
- Daj nam szansę... jedną, nie spieprzę jej, obiecuję.
- Nie, ty nie.... ja to zrobię, a... Chanhee za bardzo mi na tobie zależy. Nie mogę spieprzyć ci życia, zrozum.. 
- Rowoon..
- Zniszczyłem życie mojej siostrze, wystarczy. 
- O czym ty mówisz? - moje palce sunęły ostrożnie po jego buzi. Czułem, jak pod wpływem mojego dotyku, chłopak całkowicie się rozluźnia.
- Nie mówiła ci, jakie miała kiedyś plany?
- Powiedz mi o nich.
- Chciała podróżować... po studiach miała w planach założyć własną firmę, a... przeze mnie nigdzie nie pojechała.. niczego nie zobaczyła... osiadła w jakimś pieprzonym biurowcu, z którego wychodzi po 23... I tak dzień w dzień. Wszystko po to, by mnie utrzymać i mieć za co kupować te przeklęte leki.. - po bladej buzi hyunga spłynęła pojedyncza łza, którą starłem opuszkami palców - Też zawsze chciałem jeździć po świecie, ale wiem, że nie powinienem... nie chcę kraść jej marzeń i spełniać ich na swój rachunek, to okropne. 
- Rowoonie... masz prawo do tego, by żyć jak chcesz i spełniać się w tym, w czym chcesz. Rozmawiałem z twoją siostrą... ona bardzo chce, żebyś zwiedzał świat i był szczęśliwy.
- Tylko tak mówi.
- Nie... czuję, że ona chce dla ciebie jak najlepiej. Oboje chcemy dla ciebie jak najlepiej. 
- Chanhee.. nie powinno cię przy mnie być, zrozum. Nie chcę cię krzywdzić. Nie chcę mówić ci nieprzyjemnych rzeczy... nie chcę... Boże, jakbym cię uderzył, nie wybaczyłbym sobie tego..
- Hyung..
- Ja nad sobą nie panuję, rozumiesz? Teraz wiem co mówię, co robię... a za 10 minut mogę bredzić albo mieć napad złości. Nie chcę żebyś musiał to znosić i się przy mnie męczyć. 
- Ale ja chcę ciągle przy tobie być... chcę cię wspierać i ci pomagać.. 
- Chani, błagam cię, odejdź.
- Rowoon, ja cię kocham... kocham, rozumiesz? - przywarłem do niego czołem, czując coraz mocniej bijące serce - Co mam zrobić żebyś dał nam szansę? Będę dla ciebie najlepszą osobą na świecie, tylko mi na to pozwól. 
- Wiem to Chani, już jesteś. - szepnął, zamykając przy tym oczy - Nie zasługuję na ciebie. 
- Rowoonie.. ja potrzebuję ciebie, a ty mnie.. Zobaczysz, że wszystko się poukłada, obiecuję. 
- Boję się. 
- Wiem.. wiem, ale nie masz czego. Poradzimy sobie, zobaczysz. 
- Chani... ty.. ty powinieneś teraz skupić się na nauce i... i spędzać czas z przyjaciółmi, a nie gnić przy mnie. 
- Ale ja nie chcę niczego innego poza byciem przy tobie, rozumiesz? - zacisnąłem powieki, czując, że coraz bardziej brakuje mi sił. Bałem się, że nie da mi szansy, że od tak powie, że to koniec i rozstaniemy się na dobre. Skoro go teraz odzyskałem, nie mogę pozwolić na to, by znów ode mnie uciekł - Twoja choroba nie jest dla mnie żadnym problemem. Zakochałem się w tobie Rowoon... nigdy nie czułem czegoś takiego..
- A.. a twoi rodzice? Nie będą zadowoleni wiedząc, że ich syn spotyka się z chłopakiem. 
- Dają mi w tej kwestii wolną rękę. To moja sprawa z kim się spotykam. 
- Chani..
- Proszę cię hyung... nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma. - oblizałem wargi, spoglądając niepewnie na bruneta - Odpowiedz mi na jedno pytanie... tylko.. tylko szczerze, proszę cię. - gdy chłopak skinął głową, nabrałem powietrza do płuc, dotykając ostrożnie jego chłodnych policzków - Czy... czy ty kiedykolwiek coś do mnie czułeś? - walczył z samym sobą, widziałem to. Przez to wszystko jeszcze bardziej bałem się jego odpowiedzi, która zaważy teraz tak naprawdę na wszystkim - Zastanów się hyung.
- Kochałem cię... kocham... cholernie kocham... i wiem, że będę kochać. Jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu i... właśnie dlatego, że tak bardzo cię kocham, boję się naszego ewentualnego związku. Chanhee, boję się. - stanąłem lekko na palcach, wtulając go w swoją klatkę piersiową. Najchętniej nie wypuszczałbym go z rąk. Jest tak niewinny i bezbronny... jak mogłem tak źle ocenić go na początku naszej znajomości?



*


                     Nasza sielanka trwała przez wiele lat. Rowoon skończył liceum, dostał się na studia, podczas gdy ja walczyłem o ukończenie szkoły. Codziennie się ze sobą spotykaliśmy, dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy się różnymi spostrzeżeniami... Było nam ze sobą dobrze, mimo że przychodziły dość trudne momenty, przez które musieliśmy przejść. Będąc jeszcze w liceum, płakałem niemalże codziennie... przez kłótnie, ze strachu o niego, ze strachu o naszą przyszłość. Na tamten moment potwornie mnie to przytłaczało, ale chciałem z nim być i wiedziałem, że muszę znieść wszystko, by tak się stało. Szkoła też nam tego nie ułatwiała. Gdy dzieciaki dowiedziały się o naszym związku, część z nich bardzo nam kibicowała, podczas gdy znaczna większość była przeciwko, dokuczając nam na wszelkie możliwe sposoby. Gdy Rowoon po roku opuścił szkołę i poszedł na studia, zostałem z tym wszystkim sam. Musiałem znosić ciągłe docinki ze strony głównie chłopaków. Zaczepianie mnie, popychanie, zamykanie w łazienkach czy klasie... dziecinada. Pamiętam, że kiedyś rozmawiałem przez telefon z lekarzem mojego chłopaka. Byłem przekonany, że nikt mnie nie słucha i że mogę swobodnie prowadzić rozmowę, ale bardzo się pomyliłem. Na drugi dzień cała szkoła wyśmiewała się z tego, że Rowoon jest chory. Nazywali go idiotą, popaprańcem, mieszali go ciągle z błotem. Byłem wtedy w trzeciej klasie liceum i cała ta sytuacja przytłoczyła mnie tak bardzo, że przeszedłem coś w rodzaju załamania nerwowego. Miałem wsparcie siostry Rowoona, moich rodziców i Hyunjina, ale czułem, że nie podołam zadaniu, które przed sobą postawiłem. Że nie dam rady opiekować się chorą psychicznie osobą. Wiedziałem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie nam rzucał kłody pod nogi, ale na tamten czas otrzymałem od rówieśników tak dużo nienawiści, że całkowicie chciałem się poddać. Raz nawet przekląłem Rowoona i to, że się z nim związałem. Znienawidziłem się za to. Płakałem całą noc, rwąc sobie włosy z głowy... nie mogłem zrozumieć tego, jak mogłem źle pomyśleć o osobie, którą tak cholernie kocham. W tamtym momencie dotarło do mnie, że muszę ochronić go za wszelką cenę przed złem, które na niego czyha. Gdy dostałem się na studia, podjęliśmy z Rowoonem decyzję o przeprowadzce "na swoje". Mimo sprzeciwu siostry chłopaka, udało nam się wynająć niewielkie mieszkanie na poddaszu jednego z domów zamieszkiwanych przez starszą kobietę. Żyło nam się świetnie... tak lekko.. beztrosko.. żyliśmy tylko naszą miłością i faktem, że jesteśmy sami, w pełni oddani sobie. Spoczywał na mnie jednak obowiązek pilnowania go z lekami, pilnowaniem jego posiłków... znoszenia jego humorków. Tak... te ostatnie momentami robiły z mojego życia, piekło...
                   Teraz mam 28 lat, a mój Rowoon 32. Ukończyłem Uniwersytet Seoulski, jestem psychologiem, choć nigdy nie chciałem nim być. Postawiłem jednak wszystko na mojego chłopaka i to, by było nam jak najlepiej i żyło nam się trochę łatwiej. Podporządkowałem pod niego całe swoje życie...
                    Stałem przy zlewie, myjąc naczynia, które zostały po naszym dość późnym obiedzie. Po moich policzkach spływały łzy, do których powinienem już przywyknąć, ale kłótnie z Rowoonem bolą tak bardzo, że mimo 12 lat związku, nie jestem w stanie przywyknąć do jego zmiennego nastroju.
- Chanhee.. - pociągnąłem nosem, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech. Rowoon stał w drzwiach kuchennych, wpatrując się we mnie jak zbity pies, czuję to. Znam go na wylot. Nie muszę się nawet odwracać, by to wiedzieć.
- Co tam?
- Znowu mnie poniosło... strasznie cię przepraszam.
- Za co? Nic się przecież nie stało. 
- Bąblu... popatrz na mnie. - brunet podszedł do mnie, po czym zakręcił wodę, stawiając mnie przodem do siebie - Zapuchnięta buzia i ten smutek w oczach... - hyung westchnął, wycierając ostrożnie moje policzki - Przepraszam. - wytarłem ręce, łapiąc nimi twarz mojego faceta.
- Nic się nie stało. - szepnąłem, całując go w czoło - Mam też gorszy okres w pracy... nagromadziło mi się za dużo nerwów i... sam widzisz. - wymusiłem uśmiech, muskając jego wargi - Bardzo cię kocham, wiesz? 
- Wiem... też cię bardzo kocham i... i naprawdę.. uwierz mi Chani, że nie chcę cię krzywdzić. 
- Nie krzywdzisz mnie Rowoon. - wspiąłem się lekko na palce chcąc go przytulić, jednak poczułem tak silnie rwący ból w nodze, że od razu powstrzymałem się przed tym pomysłem. Przytuliłem się do jego klatki piersiowej, mając ochotę wybuchnąć. Jestem tym wszystkim tak bardzo zmęczony... i mimo że go kocham, nie daję już powoli z tym wszystkim rady - No i widzisz? Od razu mi lepiej. - wtedy też po kuchni rozległ się dźwięk mojego telefonu. Pocałowałem szyję mojego chłopaka, sięgając po leżący na stole telefon - Twoja siostra... no cześć.
- Cześć Chani... jesteś teraz bardzo zajęty?
- Nie, w zasadzie to nie. A coś się stało?
- Moglibyśmy się spotkać? Sami. - przełknąłem z lekkim trudem ślinę, zerkając na zaciekawionego hyunga.
- Tak, jasne... napisz mi gdzie, to przyjadę.
- Dzięki.. Sprawa jest dość poważna, więc powinniśmy omówić ją wspólnie.
- Tak... tak, no pewnie.
- Rozumiem, że nie masz jak rozmawiać... W takim razie piszę ci adres, do zobaczenia.
- Mhm, pa. - rozłączyłem się, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Coś się stało?
- Nie, nie martw się. 
- Wychodzisz na spotkanie z moją siostrą? 
- Tak. Prosiła o oddanie jej tej... tej formy, w której w weekend przyniosła nam ciasto. Ponoć jest z kimś umówiona i jej potrzebuje.
- To nie może tu po nią podjechać?
- Oj wiesz, jak jest. Jest zabiegana jak mało kto, nie ma na to czasu. Podrzucę jej i tak nie mam co robić.
- Jak to nie? - spojrzałem pytająco na Rowoona, widząc jak ten wyciąga rękę w moim kierunku. Podałem mu więc dłoń, przywierając po chwili do jego ciała - Musisz spędzić trochę czasu ze mną. 
- Spędzimy razem wieczór, obiecuję. 
- Kiedy wrócisz? Chcę ci jakoś zrekompensować kolejną kłótnię..
- Nie musisz skarbie... nic się przecież nie stało. 
- Muszę muszę... będziesz na 21?
- No pewnie. - pocałowałem go w policzek, wymuszając przy tym kolejny uśmiech - Biorę formę i lecę. Naczynia zostaw, zajmę się nimi jak wrócę. 
- Nie, ja to dokończę. Wystarczająco już się narobiłeś.
- Jesteś najlepszy, wiesz?
- Nie jestem Chani... ale bardzo się staram. 
- Rowoon..
- No leć leć. Sowoon nie lubi czekać. - skinąłem jedynie głową, po czym sięgnąłem po wcześniej wspomnianą blachę, udając się do wyjścia. Nie powinienem go teraz zostawiać. Dopiero co miał kolejny atak... cholera wie, co mu przyjdzie do głowy. Poza tym nie lubię tego, jak mówi, że ma świadomość tego, że jest dla mnie złym facetem. Strasznie mnie to boli. Gdy wsiadłem do samochodu, rzuciłem blachę na tylne siedzenie, krzycząc przy tym tak głośno, na ile miałem sił w płucach. Mam dość.. mam tak bardzo dość. Dzisiaj Rowoon w napływie szału tak mocno mnie zlał, że byłem święcie przekonany, że połamie mi nogę. Przez to właśnie ciągle czuję w niej okropne rwanie. Mimo to duszę emocje w sobie, udając przed nim, że wszystko jest w porządku. Nie mogę wpędzać go w wyrzuty sumienia. Wystarczająco źle się czuje, nie mogę bardziej napadać na jego psychikę.
- Boże, nie dam rady.. - szepnąłem, zalewając się przy tym łzami - Kurwa, nie dam rady! - uderzyłem dłonią o kierownicę, mając nadzieję, że choć na moment rozładuje to moje emocje i duszący się we mnie ból i ciągły strach. W tym samym momencie poczułem wibrację telefonu. Sowoon przysłała mi adres... niewielka, dość kameralna knajpka, do której chodzimy dość często na obiady. W sumie ta opcja mi odpowiada, mają tam świetną kawę, której bardzo teraz potrzebowałem.
                      Po około 15-stu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka, widząc siedzącą przy stoliku kobietę, pijącą czerwone wino. Wyglądała na zmartwioną... jakby biła się z własnymi myślami. Ciekawe po co było to całe spotkanie.
- Cześć.
- Hej Chani. - przywitaliśmy się buziakiem w policzek, po czym zająłem miejsce na przeciwko niej - Zamówiłam ci kawę, tą co zawsze.
- Super, dzięki.
- Masz ochotę coś zjeść?
- Nie, dziękuję... dopiero co jadłem. - kobieta westchnęła, uważnie mi się przyglądając - Coś się stało?
- Płakałeś... znowu. - zamilkłem, wbijając wzrok w stół. Nie ma sensu przed nią kłamać. Zna nas na wylot. Wie, kiedy się kłócimy, kiedy Rowoon ma wahania nastroju, kiedy wszystko jest w porządku... nic się przed nią nie ukryje - Co się stało?
- Powiedz lepiej, jak w pracy.
- Bardzo dobrze, ale nie o tym teraz mowa... co się dzieje dzieciaku?
- Rowoon... Rowoon się dzieje. 
- Co tym razem? - do stolika podszedł kelner, stawiając przy mnie moją ulubioną kawę.
- Dziękuję. - upiłem niewielki łyk, wdychając - Popatrz. - podwinąłem rękawy bluzy, pokazując kobiecie posiniaczone ręce - Sowoon... ja nie wiem, co mam robić. 
- To wszystko idzie w złą stronę.. Chani, ostrzegałam cię. Prosiłam, żebyście nie mieszkali razem..
- I co by to zmieniło? Jego choroba by minęła? Zatrzymałaby się? Byłoby dokładnie tak samo.
- Nie miałbyś z nim styczności 24 godziny na dobę... on cię wykończy.
- Jak możesz tak mówić o swoim bracie?
- Chanhee... ja go cholernie kocham, ale to nie zmienia faktu, że życie z nim to istne piekło. - poczułem narastającą w gardle gulę. Spuściłem wzrok, wbijając go w parującą filiżankę kawy. Bolą mnie jej słowa. Moi rodzice mówią to samo, mimo że bardzo lubią Rowoona. Twierdzą, że z czasem nie wytrzymam i psychicznie się przy nim wykończę - Co dzisiaj mu wpadło do głowy?
- On... nie mówiłem ci o tym wcześniej, ale.. on..
- Chanhee, co jest do cholery?
- Ma jakieś zwidy... omamy, nie wiem jak to nazwać.
- Co?
- Dzisiaj sobie ubzdurał, że chodzi po mnie jakieś robactwo, rozumiesz to? Zaczął mnie okładać pięściami, jak głupi i krzyczał, że "za moment mi pomoże". - pociągnąłem nosem, sięgając po leżące na stole serwetki. Sowoon wpatrywała się we mnie w ciszy, intensywnie nad czymś myśląc. Nie chcę pokazywać przy niej swoich słabości.. nie chcę żeby prawiła mi morały... ale to wszystko tak mnie przytłacza, że momentami nie daję już rady opanować łez.
- Dlatego właśnie mam dla ciebie propozycję...
- Propozycję? - uniosłem wzrok, wpatrując się w nią z mocno bijącym sercem.
- Tak... jesteś z Rowoonem 12 lat, więc uznałam, że powinniśmy podjąć decyzję wspólnie.
- O czym ty mówisz?
- W Yeosu jest rewelacyjna klinika dla osób, które mają większe bądź mniejsze problemy z psychiką... 
- Yeosu jest setki kilometrów stąd.
- Poczekaj... jakiś czas temu do kliniki dołączyło dwóch lekarzy, którzy znani są na całym świecie. Ich metody są ponoć rewelacyjne i naprawdę skuteczne... Pomyślałam, że powinniśmy spróbować wysłać tam Rowoona. Dzwoniłam do kliniki, mają miejsce... czekają tylko na naszą decyzję..
- Co? Czekaj, czekaj, czekaj. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się przetrawić to, co powiedziała mi jego siostra - Znowu zmieniasz Rowoonowi lekarza i to bez konsultacji z nim?
- Zrozum, że to dla niego ogromna szansa. 
- Tak... to samo słyszałem przy każdym innym lekarzu. 
- Chanhee.. - brunetka przetarła twarz dłońmi, wzdychając - Proszę cię, spróbujmy. Jeśli to nie pomoże, dam ci wolną rękę.
- Kiedy chciałabyś tam z nim pojechać? Muszę wziąć wolne w pracy. 
- Ale... to jego leczenie to minimum rok czasu. - otworzyłem szeroko oczy, parskając przy tym śmiechem.
- No to nie mamy o czym rozmawiać. 
- Do cholery jasnej, Chanhee... nie bądź egoistą.
- Egoistką w tym momencie to jesteś ty. Zależy ci na leczeniu Rowoona, czy tym, żeby mieć wreszcie święty spokój?
- Nie zapędzaj się.
- Po prostu tego nie rozumiem. Zmieniasz mu lekarzy jak rękawiczki... Przyzwyczai się do jednego, zaufa mu, a ty posyłasz go do kolejnego, to mu nie pomaga... Ciągle walczysz z jego chorobą, nie zatrzymasz tego, Sowoon... pokochaj go wreszcie takiego, jakim jest. - kobieta zamilkła, upijając przy tym solidny łyk wina. Wiem, że opieka nad 32-letnim, dorosłym facetem to dla niektórych abstrakcja, ale on jest chory i czy tego chcemy, czy nie, naszym zasranym obowiązkiem jest trwanie przy nim i wspieranie go, a nie ucieczka od problemów i podrzucanie Rowoona setkom ludzi, byleby samemu nie mieć z nim styczności. Oczywiście, że chciałbym, by zaczął normalnie żyć, ale nie wyobrażam sobie wysłania go na rok w obce mu miejsce, z dala od otoczenia, które zna, jego pracy, mnie czy Sowoon. Znam go i wiem, że to by jedynie pogorszyło sprawę.
- Chani, ja go kocham..
- Bzdury. Mówisz tak, żeby uspokoić swoje wyrzuty sumienia... Ile razy myślałaś o nim źle? Przyznaj się Sowoon, ile razy chciałaś skończyć to wszystko i się go pozbyć? Wiem, że marzysz o założeniu rodziny i lepszej pracy i wiem też, że ze względu na Rowoona nie możesz tego mieć.. 
- Przyznaję, spieprzył mi życie.. - brunetka pociągnęła nosem, podczas gdy po jej bladych policzkach zaczęły spływać łzy - Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Po studiach miałam jechać w podróż dookoła świata... potem chciałam pracować w wymarzonej branży... a skończyłam z chorym bratem na karku, który zabrał mi wszystkie nerwy i chęć do życia... Ale kocham go Chanhee... kocham go najmocniej na świecie, mam tylko jego. Nie wmówisz mi, że jest inaczej.
- Przepraszam. - szepnąłem, odwracając przy tym wzrok. Burak ze mnie... pieprzony idiota, ale nie wytrzymałem. Oboje już nie dajemy rady.
- Wiem... wiem, że kiedyś mnie zabraknie.. Chcę mieć pewność, że Rowoon sobie poradzi. Są momenty, że radzi sobie rewelacyjnie, ale są też takie, że traci kontakt z rzeczywistością.. nie ma pojęcia kim jest, co się z nim dzieje.. przecież doskonale to wiesz. I co wtedy? 
- Sowoon, po prostu się boję... Boję się wysłać go w nowe miejsce, do nowych ludzi.. Boję się pustki, która po nim zostanie..
- Chanhee, to tylko rok... a ten rok może naprawdę bardzo dużo zmienić. Nie musisz podejmować decyzji teraz, jutro... daj sobie na to czas. - wbiłem wzrok w szklaną ścianę, zamyślając się. Rok bez Rowoona? Osoby, z którą spędzam każdy dzień? Tęsknię na samą myśl, nie wyobrażam sobie tego.
- A Rowoon? Myślisz, że się zgodzi?
- Ty musisz go przekonać.
- Ja? Sowoon, to ty wpadłaś na ten pomysł..
- Ale tylko ciebie słucha. 
- Boże, oszaleję. - ukryłem twarz w dłoniach, głęboko oddychając.
- Wyślę ci na maila stronę tego ośrodka, opinie o lekarzach i numery do nich. Zadzwonisz do nich, dopytasz o wszystko, co cię interesuje. 
- Potrzebuję na to trochę czasu..
- Nie poganiam cię. Proszę cię tylko o jedno. - uniosłem na nią wzrok, widząc jak kobieta ponownie upija swoje wino - Raz... choć raz, pomyśl w tym wszystkim o sobie. 
- Dopiero nazwałaś mnie egoistą.
- Wiesz, co mam na myśli. 
- Sowoon... jestem z nim od 12 lat. Przeszyliśmy przez takie piekło, że teraz wiem, że zniosę już wszystko. 
- Ciągłe lanie... poniżanie.. i obrażanie też? - przełknąłem nerwowo ślinę, przytakując.
- Też.
- Nie rozumiem Chani.. Jesteście ze sobą tak długo, a ty wciąż przeżywasz ten związek, jakbyście byli świeżą parą z miesięcznym stażem.
- Po prostu go bardzo kocham i mi na nim zależy... powinno cię to cieszyć, jako jego siostrę.
- Cieszy, tylko...
- Dla nas każdy dzień to nowa walka... każdy dzień jest inny. Przepraszam, ale... mówiłaś, że nigdy nie byłaś zakochana... nie zrozumiesz tego. - dopiłem pospiesznie lekko chłodną już kawę, wstając z miejsca - Dziękuję za kawę.
- Chanhee..
- Przemyślę to, nie martw się. - przemyślę.. będę myśleć tak długo, aż oszaleję. Może powinienem porozmawiać o tym z Rowoonem? Pewnie byłby zły, ale jest inne wyjście? On musi być wszystkiego świadomy. Nie powinienem mieć przed nim żadnych tajemnic, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy jego.
                           Długo jeździłem po mieście. Chciałem się uspokoić, pozbierać myśli do kupy... nie mogłem wrócić do mieszkania zły.
- Jesteś Chani?! - zamknąłem za sobą drzwi, słysząc głos mojego faceta.
- Tak, wróciłem! - rozebrałem się, wchodząc wgłąb mieszkania. Rowoon siedział na kanapie, oglądając swój ulubiony serial i zajadając się przy tym niezdrowymi przekąskami - Co ty znowu jesz?
- Jakie znowu?
- Przecież to niezdrowe. - sięgnąłem po paczki z chipsami i innymi przekąskami, widząc niezadowolenie na jego twarzy.
- No Chaniiiii...
- Zaraz zrobię ci jakąś sałatkę, jak chcesz. 
- Aishh... ty to jesteś..
- Brałeś leki?
- Tak, wziąłem je.
- Dobrze. - zaniosłem rzeczy do kuchni, po czym wróciłem do pokoju, siadając okrakiem na nogach bruneta.
- Jak było z Sowoon? - zapytał, głaszcząc mnie po udach.
- W porządku.. będzie robiła twoje ulubione ciasto.
- Oooo rewelacja.
- Ale nie dostaniesz ani okruszka. Muszę lepiej dbać o twoją dietę. 
- Aishh... ciągle karmisz mnie chudym mięsem i zieleniną.
- Bo to jest dla ciebie zdrowe. - oblizałem wargi, składając delikatny pocałunek na ustach Rowoona - Kocham cię. 
- Wszystko w porządku?
- Tak... tęskniłem za tobą.
- Mój dzieciak. - hyung wtulił mnie w swoje ciało, drapiąc mnie po plecach - 28-letni dzieciak.. - westchnął, składając kilka pocałunków na mojej głowie - Ale ten czas leci.
- Dopiero co wszedłem do kabiny, w której mieszkałeś. - na samo wspomnienie na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech - Fajne czasy, co?
- Hmm... a może zrobimy powtórkę?
- O czym ty mówisz?
- Znajdę nam jakiś krótki rejs, żebyśmy nie musieli brać dużo wolnego w pracy.
- Rowoon, co ty..
- Powspominamy.. co ty na to? - uniosłem głowę, wymieniając z nim kilka, czułych pocałunków.
- Wariat jesteś. 
- Wariat, który cię cholernie mocno kocha... chce dla ciebie jak najlepiej, tylko... tylko nie zawsze potrafi to pokazać..
- Rowoonie..
- Przepraszam za dzisiaj. Nie wiem, co mi strzeliło do tego głupiego łba.
- Nie mów tak.
- Jest mi strasznie głupio.. nie wiem, jak ci to wynagrodzić. - dotknąłem czołem czoła chłopaka, uważnie mu się przyglądając.
- Pocałuj mnie.
- Chani, nie żartuj.
- Pocałuj mnie... proszę. - jego pocałunki są dla mnie lekarstwem na całe zło i wszelki ból. Dzięki temu mogę choć na moment zapomnieć o naszych ciągłych problemach i wyzwaniach, które przed sobą stawiam. Kocham go... tak bardzo go kocham. Co ja mam teraz zrobić?








~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------