28 lipca 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.3 [Chani&Rowoon]



                     Spacerowałem pokładem, szukając mojego współlokatora. Chciałem z nim porozmawiać i jeszcze raz podziękować mu za pomoc, ale szukałem go do późnych godzin wieczornych, a po chłopaku nie było ani śladu. Gdy koło 18-tej przebrałem się w swój mundurek i ruszyłem w kierunku sali, w której pracujemy, usłyszałem donośny głos szefa, który mnie tu zatrudnił i o dziwo skruszonego Rowoona.
- Rozumiesz co do ciebie mówię?!
- Tak, zrozumiałem.
- Będziesz mieć za to potrącone z pensji gówniarzu! I tak powinieneś być mi wdzięczny, że cię nie wypieprzyłem na zbity pysk!
- Przepraszam... po prostu uważam, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
- A kto je sprowokował?! Chanhee, a ty głupi musiałeś później dopiąć swego! - otworzyłem szeroko oczy, czując jak przyspiesza mi serce. Co ja do cholery jasnej zrobiłem? Z mocno bijącym sercem, zapukałem do gabinetu szefa, od razu do niego wchodząc.
- Zły moment.. - burknął Rowoon. Przeniosłem na niego wzrok, widząc, że ten ma rozciętą wargę.
- Co ci się stało? 
- Dobrze, że jesteś Chanhee... kolega stanął w twojej obronie, stąd ta warga.
- Sł.. słucham? - zamurowało mnie. Jak to stanął w mojej obronie? Dlaczego i przed kim? - Jak.. jak to w mojej obronie? 
- To prawda, że sprowokowałeś wczoraj bójkę?
- No... tak można powiedzieć..
- I teraz ci chłopcy się na tobie mszczą?
- Ja... chodzi o ten basen?
- Tak, właśnie o to chodzi. Mów Chanhee, bo naprawdę nie mam do tego zdrowia.
- No... tak, jeden z nich wepchnął mnie dzisiaj do basenu, ale..
- Mhm.. Rowoon po tym incydencie rzucił się na tego chłopaka, a on przyszedł do mnie ze skargą. Powinienem zostawić was na najbliższym postoju. - jak to? Rowoon znalazł tego chłopaka i spuścił mu łomot? Czy on na głowę upadł?
- Ale..
- Będziecie mieć potrącone z pensji i oczywiście będę mieć na was oko. A następnym razem, jak zdarzą się takie sytuacje, proszę przychodzić z tym od razu do mnie... czy to jest jasne?
- T..tak.
- Świetnie. A teraz proszę, idźcie już do pracy. 
- Ale..
- Chodź Chani. - burknął Rowoon ciągnąc mnie do wyjścia. Nie rozumiem... Myślałem, że Rowoon jest przeciwny rozwiązywaniu spraw przemocą. W sumie tak twierdził jeszcze wczoraj. Nagle zmienił zdanie?
- Co ty narobiłeś? - zapytałem, gdy tylko drzwi od gabinetu szefa się zamknęły.
- Spoko... zwrócę ci tą straconą kasę ze swojej wypłaty.
- Nie mówię o tym, mam gdzieś te pieniądze.
- To o co chodzi? - chwyciłem gwałtownie jego twarz w obie dłonie, przyglądając się jego rozbitej wardze - Aishh..
- Boli cię?
- Trochę.
- I dobrze. Idiota..
- Hej! Stanąłem w twojej obronie.
- No właśnie... Mało tego. Pobiłeś się z nim.
- Dupek zasłużył.
- Wczoraj zrobiłeś mi awanturę, kiedy wystartowałem z łapami do "pasażera". Przecież płyniesz za jego kasę, nie pamiętasz?
- Mało przez niego nie utonąłeś kretynie. 
- I to był powód, żeby go lać, tak? A to, że potraktował Minę jak ścierwo, to już jest mało istotne?
- Wiesz co... nie mam siły się już o to z tobą kłócić. Przynajmniej wiem, że idiota da ci spokój.
- Ale..
- Nie ma za co... idę się przebrać i bierzemy się za robotę. - jestem w szoku. Nie pomyślałbym, że Rowoon stanie kiedykolwiek w mojej obronie. Zwłaszcza, że wczoraj zarzekał się, że nie lubi stosować takich metod i był na mnie wściekły, kiedy zacząłem podnosić głos na tego osiłka... On naprawdę musi mieć coś z głową i z każdą kolejną godziną jedynie się w tym utwierdzam.


*


                        Wreszcie wolne. Cała nasza zmiana otrzymała wolne po przepracowanych dziesięciu nocach. Przez cały ten czas bardzo martwiłem się o Rowoona i jego rozbitą wargę, mimo że zupełnie nie dawałem tego po sobie poznać. Cały czas byliśmy dla siebie wredni i się przekomarzaliśmy, ale potem się z tego śmialiśmy, więc widzę, że atmosfera między nami nareszcie się poprawia. Jest głupi, ale nawet go lubię. Studenci, którzy przyczepili się mnie na początku wyjazdu, też chyba odpuścili... przynajmniej jak na razie ich nie widuję.
- Aishhh... wreszcie wolne, co? - siedziałem wraz z chłopakami z mojej zmiany na mrożonej kawie, w jednej z kawiarni. Spojrzałem na Inseonga, przytakując.
- Mhmm.. nareszcie odeśpię. 
- Odeśpisz? 
- No tak.
- Proszę cię... Rowoon ci o niczym nie mówił? - spojrzałem na współlokatora, unosząc przy tym brew.
- O czym mi nie powiedziałeś?
- Zapomniałem, sorki.
- No tak, cały Rowoon. - wtrącił Hwiyoung, upijając łyk kawy - Spotykamy się dzisiaj wieczorem u mnie i Inseonga.
- O... co to za okazja?
- Wolne.. napijemy się, pogadamy..
- Ja już z wami nie piję. - zaśmiałem się, czując jak współlokator czochra moje włosy.
- Jasne... do dzisiejszego wieczoru. 
- Serio... mam dość po ostatnim. Poza tym jestem za młody, a ty wciskasz mi alkohol.
- Aaa tam... normalnie bym tego pilnował, ale jesteś na wakacjach. Należy ci się. 
- Pilnowałbyś tego?
- Oczywiście. Nie poznasz drugiego, tak odpowiedzialnego człowieka, jak ja. - usłyszałem jedynie śmiech ze strony Dawona, przez co pospiesznie przeniosłem na niego wzrok.
- Stary... ty i odpowiedzialność? - zaraz po tych słowach ujrzałem jak Hwiyoung kopie pod stołem jego nogę - Aishh. Za co?
- Za nic głąbie... no. - długowłosy chłopak spojrzał w naszym kierunku, uśmiechając się - To zaczynamy o 20-tej. - dziwne... wiem, że Rowoon nie należy do zbyt rozgarniętych osób, ale chyba coś musi być na rzeczy, skoro jego przyjaciele tak się zachowują. Cóż... może dowiem się, jak ci trochę popiją i wtedy Dawon sam się wygada, co miał na myśli.



*


                     Przebywaliśmy w pokoju Hwiyounga i Inseonga od dobrych czterech godzin. Byłem zmęczony jak jasna cholera i chciało mi się spać, ale ci za nic w świecie nie chcieli mnie puścić do siebie.
- Hyung... idę spać. - Rowoon spojrzał na mnie lekko podpitym wzrokiem, uśmiechając się.
- Nigdzie nie pójdziesz. 
- No daj już spokój... spać mi się chce. 
- Dajcie Chaniemu soju, bo przysypia.
- Nie chcę pić.
- Trzymaj młody. - westchnąłem przyjmując butelkę soju od Inseonga.
- Nie mam ochoty tego pić. - burknąłem, obracając w dłoniach zielone szkło. Widziałem, że temu, co robię, uważnie przygląda się Dawon. Po chwili na jego buzi pojawił się szeroki uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego.
- Mam super pomysł.
- Jaki?
- Zagramy w butelkę... prawda albo wyzwanie. - wywinąłem jedynie oczyma, czując, że to będzie kompletna klapa. Wszystkie głosy były jednak "za", więc nie miałem za wiele do powiedzenia. Po kilku kolejkach, dość dziwnych wyznaniach i głupich, choć momentami zabawnych wyzwaniach, szyjka butelki wypadła na Rowoona, który był już tak podpity, że nie wiem nawet, czy cokolwiek ogarniał - Oooo nasz model. Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie oczywiście.
- Hmmm okej. - Dawon zamyślił się chwilę, po chwili przenosząc wzrok na mnie - Pocałujesz Chanheego. 
- Nie ma sprawy.
- Czekajcie, moment. - wtrąciłem, czując jak na moje usta ciśnie się nerwowy uśmiech - Chyba też mam w tej sprawie coś do powiedzenia.
- No dajże spokój młody.
- Dokładnie, to tylko zabawa.
- W takim razie chętnie odstąpię swoje miejsce. 
- Dawaj Chani... to tylko jeden buziak. - Rowoon odstawił butelkę na podłogę, siadając bliżej mnie.
- Nie bawią mnie takie rzeczy. Po ile wy macie lat? 
- Czym jesteśmy starsi, tym bardziej jesteśmy głupi. - no tak, to akurat nie powinno mnie dziwić.
- Dawaj, bo kolejkę blokujecie. 
- Nie ma opcji. - nie mam pojęcia dlaczego, ale potwornie zestresowałem się w tamtym momencie. Nigdy nikogo nie całowałem, a wizja pocałunku z Rowoonem przyprawiała mnie o ciarki... fu. 
- Młooooody.
- Dawaj Chanhee! 
- Nie chcę.
- No nie pękaj!
- Zamknij oczy.
- Co? - nim się obejrzałem, poczułem na twarzy ciepłe dłonie współlokatora, który po chwili wbił się w moje wargi, wprawiając mnie w osłupienie. Otoczenie wokół mnie całkowicie się wyłączyło. Nie słyszałem śmiechu i wiwatów kolegów.. jedyne co słyszałem, to swoje mocno bijące serce i podchodzący do gardła żołądek. Nie miałem pojęcia, co robić. Czułem, że Rowoon starał się naprowadzić mnie na odpowiednią drogę, tylko.... tylko jednego nie mogłem zrozumieć. Dlaczego to trwało tak długo? To miał być buziak, a nie pocałunek trwający wieczność. W pewnym jednak momencie poczułem, jak moje ciało ogarnia spokój, a ja zaczynam coraz bardziej angażować się w to głupie zadanie, mimo że kompletnie nie wiedziałem, jak to robić. Wydaje mi się, że Rowoon jest na tyle pijany, że jutro i tak nie będzie niczego pamiętać, a ja może się czegoś nauczę. Z drugiej jednak strony czuję się idiotycznie... kto to widział, żeby całować drugiego chłopaka? - Wystarczy. - oderwałem się od warg bruneta, łapczywie łapiąc powietrze. W tym samym momencie załączyła mi się świadomość. Zacząłem słyszeć to, co działo się wokół nas i zaczęło docierać do mnie, co właśnie zrobiłem. Wpatrywałem się w hyunga, głęboko przy tym oddychając... chyba całkowicie mi odbiło, że się na to zgodziłem. 
- Zaliczamy?
- Nooo! Tego to się nie spodziewałem panowie. - zaśmiał się Dawon, co kompletnie mnie zawstydziło i wyprowadziło z równowagi. 
- Nie ekscytuj się tak. - zaśmiał się Rowoon, sięgając po butelkę - Teraz ja kręcę. - czuję się paskudnie, co za wstyd. Na oczy im się jutro nie pokażę. Sięgnąłem po swoją butelkę alkoholu, wypijając cały na raz. Po chwili przeszły mnie ciarki wywołane jego cierpkim smakiem... ohyda - Chcesz jeszcze jedną? - uniosłem wzrok na Rowoona, zaprzeczając pospiesznie skinieniem głowy.
- Pójdę już. 
- Co?
- Dlaczego?
- Jestem zmęczony, już mówiłem. - sięgnąłem po swoją bluzę, po czym wstałem z podłogi idąc w kierunku drzwi.
- Poczekaj, odprowadzę cię.
- Trafię.
- Stój Chani. - Rowoon poderwał się z podłogi, biorąc swój sweter.
- Ej no co z wami?
- Za moment wrócę, tylko go odprowadzę. - gdy wyszliśmy z kajuty kolegów, Rowoon spojrzał na mnie, lekko się przy tym uśmiechając - Dlaczego uciekasz?
- Nie uciekam... jest po prostu zmęczony. - odwróciłem wzrok, czując jak się czerwienię. Czułem, że współlokator mi się przygląda, ale nie powiedział w związku z tym ani jednego słowa.
- No dobrze. W takim razie odprowadzę cię do pokoju i wrócę do chłopaków. 
- Naprawdę mogę iść sam.
- Wiem.. ale wolę mieć pewność, że wróciłeś tam bezpiecznie. - westchnąłem jedynie idąc w ciszy w kierunku naszego pokoju. Czuję się teraz niezręcznie. Naprawdę nie wiem, jak powinienem się przy nim zachowywać i co mówić. Może faktycznie omijać ten temat szerokim łukiem i nigdy do niego nie wracać? Skoro Rowoon o niczym nie mówi, to może rzeczywiście to wszystko to była jedynie forma żartu i zabawy? Skoro tak było, to dlaczego nie potrafię podejść do tego na takim luzie jak on? Za bardzo się tym przejąłem i wziąłem chyba to zadanie do siebie zbyt poważnie. Czuję, że będę teraz myśleć o tym przeklętym pocałunku przez bardzo długi czas. Gdy weszliśmy do pokoju, spojrzałem na Rowoona, rzucając przy tym na łóżko swoją bluzę.
- No... to wezmę prysznic i idę spać.
- Na pewno nie chcesz jeszcze z nami posiedzieć?
- Na pewno.. może następnym razem.
- Hm.. - brunet zamyślił się, siadając na jednym z krzeseł - Chodzi ci o ten pocałunek? Zawstydził cię? - zamilkłem czując jak robi mi się gorąco. Mimo to spojrzałem na współlokatora, nabierając do płuc sporą ilość powietrza.
- Możemy o tym nie rozmawiać hyung?
- Czyli to to. - po chwili wstał, narzucając na siebie swój puchaty sweter - Jasne, możemy o tym nie rozmawiać, jeśli nie chcesz. No dobrze... skoro wiem, że jesteś w pokoju to mogę wracać do chłopaków. - skinąłem jedynie głową, odwracając przy tym wzrok - Nie przejmuj się tym... to tylko głupia zabawa. - dodał opuszczając pokój. Ma rację, a ja tradycyjnie wziąłem to za bardzo do siebie. Swoją drogą po alkoholu gada mądrzej jak bez niego... Wydaje mi się, że jutro zarówno on, jak i chłopaki, będą o wszystkim pamiętać. Przysięgam, że spalę się ze wstydu.


*

                     Obudziłem się, czując na sobie ciepłe promienie słoneczne. Moich uszu dobiegał odgłos fal, odbijających się od statku, a z racji tego, że nasze pokoje znajdowały się na jednym z niższych pokładów, słychać je było idealnie. Momentami aż strach jest otworzyć okno, by do pokoju nie wlała się niechciana, słona woda. Cóż... uroki rejsu. Przeciągnąłem się, sięgając zaraz po tym po swój telefon, w którym widniała wiadomość na kakaotalku od Rowoona: "Jesteśmy w Moho Myoll Cafe na śniadaniu. Jak wstaniesz to zapraszamy". Westchnąłem, wracając myślami do poprzedniej nocy. Cały czas mam w głowie to głupie zadanie, a na wargach czuję usta mojego współlokatora... to obrzydliwe. Dlaczego swój pierwszy pocałunek musiałem przeżyć akurat z osobą, z którą mieszkam? Jak mam teraz spojrzeć mu w oczy, nie czując przy tym krzty zażenowania? Mimo to nie mogę przecież wiecznie uciekać od chłopaków. Lubię ich, pracujemy razem... nie da się tak po prostu uciec. Mogę mieć jedynie nadzieję, że za kilka dni temat pocałunku ucichnie, albo że wydarzy się coś innego, równie spektakularnego, co zajmie ich myśli. Mimo wstydu postanowiłem się przełamać i dołączyć na śniadanie do moich kolegów. W momencie wejścia do kawiarni, ujrzałem chłopaków, którzy żywo rozmawiali o czymś, wciągając przy tym gigantyczne porcje naleśników. Gdy podszedłem do ich stolika, ukłoniłem się lekko, słysząc ich radosne okrzyki. 
- Jest i nasze dziecko!
- Chanhee! Siadaj młody.
- Em.. hej. - przywitałem się, zajmując wolne miejsce na wprost Rowoona. 
- Jak się spało? - uniosłem nieśmiało wzrok, wbijając go w uśmiechniętego bruneta.
- Nawet nieźle..
- A gdzie buzi na powitanie? - zażartował Dawon, co ponownie zbiło mnie z tropu. Pamiętają... w sumie mogłem się tego spodziewać. Spuściłem jedynie wzrok, dotykając pospiesznie rozgrzanych policzków.
- Daj spokój stary... było minęło. - Rowoon uciął temat, wręczając mi kartę - Wybierz coś sobie. 
- Oooo.... stawiasz hyung? - zapytał ponownie, chichocząc. Mój współlokator westchnął, przenosząc na niego wzrok.
- Wiem, że doskwiera ci samotność, ale odpuść, hm?
- W sumie nieźle się wczoraj do siebie przyssaliście. - zaśmiał się Hwiyoung, sięgając po swoją kawę. Tego już za wiele... miałem nadzieję, że odpuszczą. W końcu to niemalże dorośli ludzie, a zachowują się jak banda gówniarzy. Wstałem od stołu, sięgając po leżący na nim telefon i klucz do pokoju - Ej, a ty dokąd?
- Nie zostawiaj swojego hyunga, młody. 
- Odwal się, co? - nie wytrzymałem. Wiem, że nie powinienem tak do niego mówić, ale ile można czepiać się o jedną, głupią sprawę z imprezy. Przy stole zapadła kompletna cisza, a ja z sekundy na sekundę nakręcałem się na tę sprawę coraz bardziej - Nie bawią mnie takie rzeczy, hyung. Będziecie mi to teraz wypominać do końca rejsu? 
- Chani... to tylko żarty..
- Ale one mnie nie śmieszą, rozumiesz? Świetnie, że bawicie się moim kosztem, ale ja nie mam zamiaru dalej w tym uczestniczyć.
- Chanhee, daj spokój..
- Na razie. - burknąłem, opuszczając w pośpiechu kawiarnię. Było mi przykro... cholernie przykro. I tak wiem.. na pewno brakuje mi dystansu do samego siebie, ale dla mnie jest to zbyt delikatna sprawa, by robić sobie z niej jaja. 
- Hej! Chanhee, poczekaj chwilę! - zatrzymałem się, słysząc za sobą głos Inseonga - Dawon to kretyn... zawsze musi sobie pożartować.
- Szkoda, że moim kosztem.
- Nie przejmuj się tym... jutro mu przejdzie.
- Wszystko jedno, naprawdę.. Nie mam zamiaru z nim gadać.
- Ej no, co z tobą? To tylko żarty. Jak widzisz, Rowoon ma to totalnie gdzieś.
- Ale ja jestem Chanhee, a nie Rowoon. I ja się przejmuję takimi rzeczami. - blondyn zamyślił się, odciągając mnie na bok od głównych drzwi kawiarni - Chani, a... może no wiesz..
- Nie wiem.
- Może ten pocałunek znaczył dla ciebie coś więcej? - nie, nie wierzę, że to powiedział. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczyma, parskając przy tym śmiechem.
- Co jest z wami nie tak? 
- Nie no... przepraszam, tak się po prostu zastanawiam.
- To już się nie zastanawiaj hyung... proszę cię. - wymusiłem uśmiech, po czym ruszyłem w kierunku swojej kajuty. Byłem zły i głodny, jak cholera, ale duma nie pozwoliła mi na powrót do kawiarni. Dobra, to głupota. Błahostka, o której zapomnę za kilka dni... podobnie jak moi znajomi. Muszę w końcu nauczyć się dystansu i luzu. 
Po wejściu do pokoju, usiadłem na łóżku, wbijając wzrok w podłogę. W sumie teraz zrobiło mi się głupio, że potraktowałem tak Inseonga i Dawona, ale kierowały mną wtedy emocje, nad którymi nie potrafię momentami zapanować. Pewnie jeszcze dzisiaj ich przeproszę, ale póki co muszę zastanowić się nad tym, co powiem Rowoonowi. Zachowałem się przed nim jak skończony idiota. On potrafi podejść do tego na luzie, a ja przeżywam, jakby nie wiem co się stało. Uniosłem lekko głowę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, w których stanął mój współlokator z talerzem naleśników w ręce. Przywitał mnie z uśmiechem na twarzy, stawiając je jakby nigdy nic na naszym niewielkim stoliku.
- Zejdź z tego łóżka i coś zjedz. - co nakazał, to zrobiłem. Zeskoczyłem z łóżka, zajmując jedno z krzeseł. Brunet usiadł po przeciwnej stronie, uważnie mi się przyglądając - Uśmiechnij się.
- Niby po co?
- Poznałem cię uśmiechniętego... niech tak zostanie. 
- Hyung... przepraszam za moje zachowanie. - chłopak westchnął, podsuwając mi pod nos sztućce. 
- Jedz.
- Ale..
- Uważam, że za bardzo się tym przejąłeś. Uwierz mi, że nie zrobiłbym tego gdybym wiedział, że będziesz się z tym tak źle czuć... Ale stało się. To nic takiego Chani. 
- Ja... może przejąłem się, bo... bo..
- Bo całowałeś się po raz pierwszy? - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Zmarszczyłem jedynie brwi, celując w niego nałożonym na widelec naleśnikiem.
- Jestem aż tak kiepski?
- Nie no.. - zaśmiał się, unosząc na mnie wzrok - Było to po prostu.... dość ciekawe doświadczenie. 
- Ej no! - poderwałem się z krzesła, chichocząc - Jesteś okropny!
- Ale to działa.
- Hm?
- Uśmiechnąłeś się.
- Pf. - prychnąłem na niego, zajmując ponownie swoje miejsce - Nigdy więcej tego nie zrobię, możesz być tego pewien. 
- Jasne... zawsze znajdę sposób żeby cię rozśmieszyć.
- Ze swoim poczuciem humoru?
- A co ty chcesz od mojego poczucia humoru? - "oburzył się", nalewając sobie soku stojącego na stole. 
- Jakby to powiedzieć... jest słabe? 
- O ty gnojku. - zaśmiałem się, zajadając się przyniesionymi przez niego naleśnikami. 
- Jesteśmy kwita.
- Będziemy, jak ukręcę ci kark.
- Mhmmm.... nie zrobiłbyś tego.
- Pewny jesteś?
- Na milion procent. - Rowoon poderwał się miejsca, po czym stanął za mną, obejmując moją szyję ręką - Spadaj!
- Pewny jesteś, że ci nie ukręcę tego przemądrzałego łba?
- Pewny! - wtedy też poczułem lekkie szarpnięcie, po którym upadliśmy na puchaty dywan - Głupi jesteś. - zaśmiałem się, patrząc na jego rozbawioną minę - Taki stary, a głupi jak but. 
- Aishhh... jesteś strasznie pyskatym gnojkiem. - pokazałem mu język, widząc ponowne "oburzenie" na jego twarzy - Oszaleję, naprawdę. 
- Widzisz jak dobrze trafiłeś? - usiadłem, poprawiając znajdującą się na moim ciele koszulkę.
- No... mogłem być w pokoju sam, a jestem z pyskatym 16-latkiem.
- Jakbyś był milszy, poznałbyś moje lepsze oblicze.
- Ooo masz takie?
- Pf... oczywiście, że mam. A ty masz coś pod tą powłoką starego grzyba?
- Mam... zbroję odporną na docinki takich dzieciaków. 
- Ojjj... no na pewno masz jaki czuły punkt, w który mógłbym trafić. 
- Mam. - Rowoon nachylił się do mnie gwałtownie, wbijając mnie w dywan. Wpatrywałem się w niego wielkimi oczyma, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej - Szybko ci go nie zdradzę. - na mojej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. Czy on musi być tak bezpośredni i bezwstydny? 
- Co ty... odsuń się.
- Hm.. za to doskonale znam twój. Jesteś dość mało dyskretny Chanhee...





~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


2 komentarze:

  1. Czekam na jakieś bum w ficzku obym sie doczekała

    OdpowiedzUsuń
  2. omg, ale się dzieję :33 jak zawsze czekam z niecierpliwością na next <3

    OdpowiedzUsuń