- Jeszcze raz. - szepnąłem, przywierając wargami do rozgrzanych ust mojego chłopaka. Kuanlin wykonał kilka ostrożnych ruchów biodrami, doprowadzając mnie do obłędu. Byłem już niemalże przyklejony do jego gorącego, spoconego ciała, które od dłuższego czasu sunęło po moim, tworząc jedną całość - Jeszcze. - Kuanlin zaśmiał się, podgryzając zaraz po tym moje ucho i szyję, przez co z moich ust wydobył się cichy jęk.
- Jeszcze ci mało?
- Mało. - szepnąłem, bawiąc się jego mokrymi kosmykami włosów.
- Daj mi chwilę odsapnąć. - mruknął, wtulając się w moje ciało - Zamęczysz mnie.
- Przepraszam. - pocałowałem go w czoło, czując jak na moich ustach maluje się lekki uśmiech.
- Uśmiechasz się... czuję to.
- A nie powinienem? - brunet uniósł głowę, spoglądając głęboko w moje oczy. Na dworze zaczęło już świtać, a rześkie, wpadające przez okno powietrze, pozwalało nam na utrzymanie jasności umysłów. Kuanlin spędził w moim pokoju całą noc. Bardzo długo ze sobą rozmawialiśmy... na bardzo szczere i bolesne, jak i błahe i zabawne tematy. Nad ranem poczuliśmy, że potrzebujemy bliskości i zaczęliśmy się kochać. Niesamowicie tego potrzebowałem, dlatego cały czas naciskałem na mojego chłopaka, by tego nie przerywał.
- Powinieneś uśmiechać się jak najczęściej... wiesz, że kocham twój uśmiech najbardziej na świecie.
- Naprawdę?
- Naprawdę... pamiętaj, co powiedziałem ci w nocy. - że jestem idealny.. najlepszy na świecie.. inteligentny.. wrażliwy i empatyczny.. że nikt nie jest w stanie się ze mną równać. Że mam piękną duszę i charakter i że jestem osobą, przy której Kuanlin czuje się najlepiej. Nie muszę nic mówić... wystarczy bym był, by mój chłopak czuł się szczęśliwy.
- Kocham cię.
- Też cię kocham Seonho. - w momencie, gdy nasze wargi ponownie do siebie przywarły, usłyszeliśmy ciche puknięcie dobiegające z korytarza.
- Słyszałeś to?
- Mhm... to pewnie podłoga albo schody.
- Tak myślisz?
- Wiem to ślicznoto ty moja. - zaśmiał się, przywierając wargami do mojej klatki piersiowej - Ale zaczęło ci bić serce.
- Zdenerwowałem się.
- Ty się wszystkim denerwujesz. - mruknął, dopieszczając moje ciało - Zamknij oczka i spróbuj się wyluzować.
- A jak to rodzice?
- Jest sobota... na pewno jeszcze śpią. - też prawda, lubią pospać w weekend. Zamknąłem więc oczy, zaciskając bolące dłonie na włosach mojego chłopaka. Starałem się cieszyć tą chwilą najbardziej jak mogłem. Wiem, że nasz dom czasami wydobywa z siebie różnego rodzaju odgłosy, ale w sytuacji jak ta, boję się, że za chwilę zostaniemy przez kogoś przyłapani.
- Daj mi buzi. - Kuanlin przystał na moją prośbę. Zaraz po tym ponownie się na mnie położył, namiętnie mnie całując. Odwzajemniałem jego pocałunki bardzo zachłannie i łapczywie. Sytuacje jak ta uświadamiają mi, że poza miłością postrzegam tego chłopaka, jako ogromny obiekt pożądania. Nie mam pojęcia czy to dobrze, czy źle... boję się, że coś jest ze mną nie tak. Jego biodra delikatnie się poruszały, a ja czułem, że lada moment oszaleję ze szczęścia i przyjemności - Kocham cię. - szepnąłem, słysząc donośny dźwięk charakterystyczny dla moich drzwi. Otworzyłem szeroko oczy, czując jak Kuanlin odrywa się gwałtownie od mojego ciała.
- Wy gówniarze, wiedziałem..
- Tato.. - brunet zeskoczył z łóżka, zakrywając się nerwowo koszulką. Chwyciłem za kołdrę okrywając nią nagie, roztrzęsione ciało. Wiedziałem, że ktoś chodzi po domu, po prostu czułem to.
- Seonho. - mama? Boże co za wstyd, za moment zapadnę się pod ziemię.
- Proszę, dajcie nam się ubrać..
- Ja ci dam! - wrzasnął mężczyzna, uderzając Kuanlina w tył głowy - Nie tak cię wychowałem gnoju!
- Uspokój się, słyszysz? - moja mama złapała go za rękę, ciągnąć go w kierunku drzwi - Chodź, niech się ubiorą.
- To ty widzisz?! Mówiłem ci, że coś jest z nimi nie tak!
- Widzę... możemy już wyjść?
- Nie zareagujesz? Znowu?
- Po prostu wyjdź. - warknęła, ciągnąc ojca Kuanlina w kierunku drzwi. Gdy te w końcu się zamknęły, spojrzeliśmy na siebie w kompletnej ciszy. Słyszałem jedynie nasze ciężkie oddechy i mocne bicie serca. Chyba oboje byliśmy wystraszeni na tyle, że nie wiedzieliśmy co zrobić i jak się zachować.
- Ubieraj się. - wydusił mój chłopak, narzucając na siebie swoje rzeczy.
- Ale..
- Ubieraj się, nie słyszałeś? - warknął, robiąc to w niesamowitym pośpiechu. Otworzyłem jedynie szerzej oczy, okrywając się bardziej kołdrą - Seonho.
- Jesteś na mnie zły o to, co się stało? Przecież to nie moja wina..
- A czy powiedziałem, że to twoja wina?
- Tak się zachowujesz..
- Jestem po prostu w szoku. Tak samo z resztą jak ty.
- Co teraz będzie?
- Nie wiem do cholery.. ubierz się wreszcie i chodź na dół. - wstałem w milczeniu z łóżka, po czym narzuciłem na siebie bokserki i koszulkę. Kuanlin stał przy drzwiach uważnie mi się przyglądając. Widziałem jak jego klatka piersiowa pracuje bardzo szybko, a gardło nerwowo przełyka ślinę.
- Kuanlin.. wszystko będzie dobrze..
- O czym ty mówisz dzieciaku? Co będzie dobrze? Nasi rodzice nakryli nas w łóżku. Zdajesz sobie sprawę z tego, co się stało?
- Dlaczego tak do mnie mówisz? - brunet westchnął, po czym przytulił mnie najmocniej jak potrafił. Po chwili złożył delikatny pocałunek na mojej głowie, co trochę mnie uspokoiło.. chociaż na moment.
- Przepraszam Seonho.. po prostu się przestraszyłem.
- Ja też.. i jest mi strasznie głupio przed rodzicami.
- To akurat nie powinno cię martwić.
- Hm? - spojrzałem pytająco na Kuanlina.
- Mój ojciec jest ogromnym przeciwnikiem homoseksualizmu... mogę mieć przez to niezłe problemy.
- A..ale... ale jak to?
- Wiedział, że miałem faceta na Tajwanie.. Jak się o tym dowiedział, zlał mnie jak ostatnią ścierę. Ale teraz nie to jest najważniejsze, naprawdę..
- Zejdziecie wreszcie?! - usłyszeliśmy dobiegający z dołu domu, stłumiony krzyk mężczyzny.
- Chodź.
- Boję się.
- Hej, jestem przy tobie. - chłopak posłał mi uśmiech, jednak czułem, że jest on kompletnie nieszczery. Bał się i widać to na kilometr.
- Wiem..
- No... to głowa do góry i chodź do rodziców. - zeszliśmy na dół domu, gdzie ujrzeliśmy siedzących w pokoju rodziców - Jesteśmy..
- Widzę, siadać. - wziąłem głęboki oddech, zasiadając wraz z moim chłopakiem na jednej z kanap. Po chwili poczułem, jak smukła dłoń Kuanlina łapie mnie za rękę. Mimo mojego protestu, chłopak zacisnął uścisk, patrząc na mnie niezwykle ciepłym wzrokiem - Naprawdę nie musisz demonstrować swojego pedalstwa, Kuanlin.
- Nie mów tak do niego. - pouczyła go moja mama, siadając na wprost kanapy - Chłopcy..
- A jak mam do niego mówić? No powiedz mi, jak? Nasze dzieci to obrzydliwe pedały... kurwa mać, jesteście braćmi do cholery.
- Nie jesteśmy braćmi. - odezwał się Kuanlin - Jesteście razem i co z tego? Nas nie łączą żadne braterskie relacje.
- Skarbie, on ma rację..
- Ma rację?! Gówniarz ma rację?! Zastanów się co mówisz.
- Nie krzycz na mnie.
- Nie krzyczę na ciebie... jestem po prostu zdenerwowany tą sytuacją.
- A nie powinieneś... Nie powinieneś, nic się do cholery nie stało.
- Przyłapaliśmy nasze dzieci w łóżku.. i ty uważasz, że nic się nie stało?
- Tak, tak uważam.. Są dorośli, wiedzą, co robią.
- Naprawdę nie dziwi cię to, że twoje jedyne dziecko jest gejem?
- W końcu zacząłeś nazywać rzeczy po imieniu. Tak, nasze dzieci to geje i co w związku z tym? Mamy za zadanie ich wspierać, a nie poniżać i obrażać. - nie sądziłem, że moja mama przyjmie to z takim spokojem. W tej całej wymianie zdań, spojrzeliśmy na siebie jedynie z Kuanlinem, ściskając się mocniej za ręce. Bałem się... bałem się tego, co zrobi ojciec mojego chłopaka. Wprawdzie sam w tej sprawie ma niewiele do powiedzenia, a wątpię, by przekonał mamę do swojego zdania, ale i tak się boję i nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Czuję lęk, strach, potworny wstyd... Moja mama przyłapała mnie w łóżku... i to z chłopakiem. Przecież to wstyd nie z tej ziemi.
- Ja na to nie pozwolę. Nie pozwolę na to, żeby moje dziecko było ciotą.
- Przestań do cholery tak mówić. Są wolni, mogą być kim chcą i z kim tylko chcą. Ja nie mam nic przeciwko żeby mój Seonho był z takim mądrym i porządnym chłopakiem jak Kuanlin. Ufam im i ty też powinieneś.
- Ja im ufam, ale to nie chodzi o to. Co ma zaufanie do kwestii tego, że nie chcę, by mój syn był gejem?
- Ale ty nie możesz o tym decydować. Owszem, możesz wyrazić swoje zdanie, ale nie masz prawa narzucić mu tego, kim ma być.
- Przepraszam. - uniosłem wzrok na Kuanlina, ściskając mocniej jego rękę - My tu jesteśmy... nie traktujcie nas jak powietrza.
- Ty się gówniarzu w ogóle nie odzywaj. - warknął Chiawei - Znowu mnie zawiodłeś.
- Rzeczywiście... mam w szkole same 5, nie piję, nie palę, nie ćpam, nie imprezuję, ale mam chłopaka... faktycznie, jak mogłem znowu ci to zrobić..
- Nie pyskuj.. doskonale wiesz o czym mówię.
- Nie narzucisz mi tu swojego punktu widzenia i tego, jak mam odbierać świat, z kim być i jaką drogę mam obrać... to jest moje życie tato..
- Nie, dopóki cię utrzymuję.
- Nie chcę twoich pieniędzy... setki razy mówiłem ci, że pójdę do pracy..
- Ty masz się uczyć Kuanlin. To jest teraz twój priorytet.
- W takim razie przestań mi ciągle wszystkiego zabraniać.. Nie możesz kazać mi być z dziewczyną.. nie kręcą mnie. - rzucił z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Bo to choroba synu... to się leczy.
- Przestań gadać głupoty. - wtrąciła moja mama - Możemy już zamknąć ten temat? Niech idą już do siebie.
- Chcesz to tak po prostu zostawić, tak?
- Tak, właśnie tak... Uważam, że kompletnie nic się nie stało, a Seonho i Kuanlin mają prawo robić co chcą.
- Jakbym wiedział, że masz takie podejście do wychowywania dzieci, to..
- To co? Nie związałbyś się ze mną?
- Nie to chciałem powiedzieć..
- A co? No słucham, co chciałeś powiedzieć..
- To.. może my pójdziemy już na górę. - wtrącił nieśmiało Kuanlin - Chodź Seonho. - skinąłem jedynie głową, robiąc to, co mi nakazał. W sumie nie miałem ochoty patrzeć na to, jak moja mama kłóci się z tym prostakiem. Mieliśmy teraz na głowie znacznie poważniejszą sprawę, którą musieliśmy jakoś rozwiązać... sami, bez interwencji rodziców. Gdy weszliśmy do pokoju, poczułem silne szarpnięcie za rękę, po którym wylądowałem w objęciach mojego chłopaka. Odetchnąłem głęboko, zamykając przy tym oczy... czuję się przy nim cholernie bezpiecznie i dobrze.
- Co teraz? - szepnąłem, czując czułego buziaka w głowę.
- Jak to co? Będziemy razem choćby nie wiem co, nie bój się.
- Ale twój ojciec..
- Nie patrz na niego... pogada i w końcu przestanie.
- Tak myślisz?
- Wiem to, Seonho... nie martw się. - skinąłem jedynie głową, unosząc niepewnie wzrok.
- Myślisz... myślisz, że rzeczywiście chodzi mu o to, że nie chce, żebyś był gejem, czy... czy może chodzi o to, że twoim chłopakiem jestem ja?
- Ty, czyli najfajniejszy chłopak na świecie?
- Nie... ja, czyli chodzące problemy i chwilowa depresja.. - brunet westchnął, wtulając mnie mocniej w swoją klatkę piersiową.
- Wyjdziesz z tego... obiecuję. A ja ci w tym pomogę.
- Tak mówisz?
- Gwarantuję ci to.
*
Późnym wieczorem, około godziny 21, ja i Kuanlin zostaliśmy zawołani przez moją mamę do kuchni, na kolację. Zszedłem na dół domu z mocno bijącym sercem i sporymi obawami. Czułem, że czeka nas poważna rozmowa, której bardzo się bałem, ale wiedziałem, że nas nie ominie. Może to i lepiej, że będziemy mieć to już za sobą i w końcu będziemy wiedzieć na czym stoimy.
- Skarbie, nałóż sobie coś. - powiedziała po dłuższym czasie, odkąd usiadłem przy stole.
- Za chwilę... nie jestem głodny. - zerknąłem na Chiaweia, który przyglądał mi się z ogromną uwagą.
- Dość. - westchnął, odkładając pałeczki - Bardzo długo rozmawialiśmy i powinniście w końcu wiedzieć, co zamierzamy zrobić.
- Poczekaj, niech zjedzą.
- Teraz to na pewno niczego nie przełknę. - westchnąłem, wbijając w nich wzrok - Mówcie.
- Słuchajcie uważnie, bo nienawidzę się powtarzać... Wasz związek jest nie do zaakceptowania. Pobieramy się, oficjalnie będziecie braćmi... to chore, co robicie chłopcy.
- Ale..
- Kuanlin za moment rozpocznie studia... wróci na Tajwan, pewnie na najlepszą uczelnię w kraju, ty Seonho... Twoja matka mówi, że od zawsze marzyłeś o Stanach..
- Tak, ale..
- Świetnie... pomogę ci, zapłacę za to.. dokończysz tu liceum i wyjedziesz do wymarzonych Stanów na studia. - w kuchni zapadła totalna cisza. Nie wiedziałem jak się zachować. Mój wzrok błądził jedynie między rodzicami a moim chłopakiem. Nie wierzę w to, co usłyszałem. Jak oni mogą zaproponować nam tak drastyczną opcję? Owszem, marzę o Stanach od zawsze, ale co z tego? Znacznie ważniejszy jest dla mnie Kuanlin, a nie uniwerek na drugim końcu świata...
- To żart? - odezwał się w końcu brunet, odkładając ze spokojem pałeczki.
- Wreszcie spotkasz się z dziadkami i przyjaciółmi. Mówiłeś, że bardzo za nimi tęsknisz.
- Oczywiście, że tęsknię, ale chcę zostać tutaj z Seonho.. Chętnie pojadę na Tajwan w wakacje, ale nie na trzy lata studiów, chyba żartujesz..
- Tak będzie dla was lepiej.
- Nie tato... tak będzie lepiej dla twojego sumienia... Ja nigdzie nie jadę. Seonho.. - chłopak szturchnął mnie w ramię. Mrugnąłem kilkakrotnie, spoglądając na Chiaweia.
- Nie będziesz za mnie decydować..
- Jesteś jeszcze dzieckiem i owszem, będę..
- Taką decyzję mogę podjąć tylko i wyłącznie ja.. ewentualnie z pomocą mamy.
- Skarbie, przemyśl to jeszcze. - wtrąciła, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi - Osobiście nie mam nic przeciwko, żebyś był w związku z chłopakiem, tylko... tylko to może być dla ciebie ogromna szansa, pomyśl o tym.
- W Korei też są uczelnie, wiesz?
- Skarbie, studia za granicą..
- Mam je w dupie. Tyle w temacie. - wstałem od stołu, czując jak ojciec Kuanlina łapie mnie za rękę.
- Siadaj.
- Odwal się.
- Naucz się wreszcie z nami rozmawiać dzieciaku..
- A ty oducz się wreszcie wtrącania w cudze życie.
- Pojedziesz do tych pieprzonych Stanów czy ci się to podoba, czy nie.
- Nie chcę tam jechać, nie rozumiesz?! Nie chcę! Mam tu ojca, mamę... przyjaciela i Kuanlina! Nie możesz mi tego odebrać!
- Dorastasz! Takie jest dorosłe życie! Nie będziesz cały czas z mamą! Przyjaciele zmieniają się z roku na rok, zrozum to wreszcie! - zacisnąłem dłonie w pięści, zagryzając jednocześnie wargę, z której poczułem po chwili wypływającą ohydną, metaliczną ciecz.
- Seonho..
- Wpadliście, że chcecie się nas pozbyć? O co wam właściwie chodzi?
- Nie... chcemy po prostu żebyście zaczęli dorosłe, samodzielne życie.
- Okej, wchodzę w to. - spojrzałem gwałtownie na mojego chłopaka, nie wierząc w to, co słyszę - Wyjedziemy pod warunkiem, że oboje polecimy do Stanów albo na Tajwan. - w kuchni ponownie zapadła cisza - To co? Jaka jest decyzja? Nie będziesz musiał oglądać naszego "pedalstwa".
- Masz lot zaraz po egzaminach. - Chiawei sprawiał wrażenie, jakby totalnie nie obchodziło go to, co mówi do niego Kuanlin - Wiem, że napiszesz je dobrze, więc od razu kupiłem ci bilet. Seonho za ten czas dokończy sobie liceum i za rok również wyjedzie.
- Tato... właśnie powiedzieliśmy, że nigdzie nie jedziemy.
- Możecie dokończyć kolację i iść do swoich pokoi.
- Tato..
- Jeśli nie chcesz jeść, możesz iść już do siebie...
*
Wszelkie próby rozmowy z rodzicami szły na marne. Moją mamę całkowicie przekonały argumenty Chiaweia mówiące o tym, że w Stanach czeka na mnie lepsze wykształcenie i przyszłość... po prostu nie wierzę w to, jak ten dupek nią manipuluje. Kuanlin przez ostatnie tygodnie non stop kłócił się ze swoim ojcem. Nie było w tym domu dnia bez awantury. Ciągle starał się przedstawić mu sensowne argumenty, które przemawiałyby na jego korzyść i tego, by został tutaj ze mną... wszystko szło na marne.
- Nie jedź. - szepnąłem, ściskając mocniej dłonie Kuanlina. Zanosiłem się łzami jak dziecko, któremu odebrano właśnie najcenniejszą rzecz na świecie. Znajdowaliśmy się na lotnisku, z którego lada moment mój chłopak miał wylecieć na Tajwan. Decyzja została podjęta przez jego ojca niemalże siłą. Odkąd wiedzieliśmy, że Kuanlin wyleci na studia na Tajwan, nie było minuty, której nie spędzilibyśmy w swoim towarzystwie. Były to niestety smutne chwile, a w naszych głowach zostaną jedynie obrazy naszych zapłakanych i smutnych twarzy.
- Wrócę, obiecuję.
- Nie wrócisz... nie wrócisz Kuanlin. - pociągnąłem nosem, wtulając się w jego klatkę piersiową - Błagam cię, zostań.
- Seonho, proszę cię, nie płacz... mi też nie jest łatwo. - szepnął, całując mnie w głowę - Nie płacz.
- Nie możesz mnie zostawić.
- Będziemy cały czas w kontakcie. Cały czas... będziemy widywać się w święta, wakacje..
- I uważasz, że to przetrwa, tak?
- Seonho, ja to wiem.
- Gówno prawda. - spojrzałem na niego, mając dziwne przeczucie, że patrzę na niego po raz ostatni - Patrzymy na siebie ostatni raz, Kuanlin..
- O czym ty mówisz dzieciaku? Jeszcze dzisiaj do ciebie zadzwonię, przysięgam.
- Nie wierzę, że tak po prostu się na to zgodziłeś. - brunet złapał moją twarz w obie dłonie, uważnie mi się przyglądając. Wiem, że jemu też nie jest łatwo, czuję to. Widzę to w jego oczach... potrafię wyczytać z nich absolutnie każdą emocję, która towarzyszy mu w danej chwili.
- Zrozum, że nie miałem wyjścia.. przecież wiesz..
- Wiem, przepraszam.. Ja... po prostu strasznie się boję i już za tobą tęsknię.
- Damy radę, obiecuję ci to. - szepnął, mocno mnie przytulając. Wiem, że za moment nigdy więcej nie poczuję tego uścisku... wiem, że nigdy już nie poczuję jego zapachu i nie poczuję ciepła, jakim mnie darzył. Czuję jak moje serce rozdziera się na miliony kawałków, a każdy z nich rani mnie jak odłamek szkła, ale wiem też, że nie mogę nic z tym zrobić. Czuję kompletną pustkę, która nigdy nie zostanie już nikim wypełniona...
- Jesteśmy... - usłyszałem za plecami głos mamy. Mimo to nawet nie drgnąłem. Stałem przyklejony do Kuanlina jak rzep.
- Chodź, pomożemy ci się odprawić.
- Moment..
- Spóźnisz się na lot.
- Nie będę rozpaczać z tego powodu. - chłopak spojrzał na mnie, lekko się przy tym uśmiechając - Głowa do góry Seonho. Obiecuję ci, że będziemy codziennie ze sobą rozmawiać, tak długo, jak tylko będziesz chciał. - skinąłem jedynie głową, z trudem hamując łzy - Kocham cię.
- Też cię kocham... proszę cię, pamiętaj o tym. - pocałowałem go w policzek, robiąc niepewnie krok w tył. Czyli to koniec... mój facet wyjeżdża zostawiając mnie z mamą i jej przydupasem. Będę znowu kompletnie sam... bez chłopaka, bez przyjaciela, który od kilku miesięcy nie utrzymuje ze mną kontaktu... sam. Nie wytrzymam tego.
- Zostań tu z Seonho, ja odprowadzę Kuanlina na odprawę.
- Dobrze.. trzymaj się słońce. Wszystko będzie dobrze.
- Na pewno. - brunet wymusił uśmiech, przytulając się do mojej mamy - Proszę opiekować się Seonho.
- Będę, nie martw się o to. Macie telefony, te wasze facebooki, kakaotalki... poradzicie sobie.
- Na pewno. - westchnął, całując mnie delikatnie w czoło, przez co po całym moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz - Uważaj na siebie.
- Ty też... jak wylądujesz to od razu do mnie zadzwoń.
- Dobrze.
Zadzwonił... jeden raz, drugi, trzeci, setny... a potem kontakt nagle się urwał. Już do mnie nie pisał, nie dzwonił, nie wysyłał motywujących cytatów i miłych wiadomości na dzień dobry i dobranoc. Z jego strony zapadła kompletna cisza. Niechętnie także odbierał moje telefony i odpisywał na moje wiadomości. Zupełnie tak, jakbym przestał dla niego istnieć. Na jego profilu w mediach społecznościowych widziałem, że jest kompletnie pochłonięty znajomymi, imprezami, studiami... widać, że w końcu odżył. Potrzebował tego... Korea chyba całkowicie go znudziła i odebrała mu radość życia. Przynajmniej teraz wiem, jaki rzeczywiście był mój chłopak... Nie rozstaliśmy się oficjalnie, ale jeden telefon wykonany raz w tygodniu mówi chyba sam za siebie. Jest mi cholernie przykro, że Kuanlin postąpił tak, a nie inaczej. Jestem potwornie smutny, że wyjechał zostawiając mnie. Jestem rozczarowany tym, że zerwał niemalże ze mną kontakt... Mimo to doszedłem do wniosku, że koniec z ciągłym płaczem i użalaniem się nad sobą... że to czas, w którym wreszcie powinienem zacząć myśleć o sobie. Nadal go kocham... mam wrażenie, że z każdym dniem zależy mi na nim coraz bardziej, ale mam świadomość tego, że już nie wróci. Nawet jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, nasze relacje nigdy nie będą wyglądać już tak samo... że staniemy się dla siebie niemalże obcymi ludźmi... Nie tego chciałem i nie tak to sobie wyobrażałem, ale teraz widzę jak ogromny wpływ na wszelkie relacje ma odległość i zaangażowanie obu stron. Nawet jeśli ja będę się starać, nie ugram absolutnie niczego, jeśli Kuanlin będzie mieć to gdzieś, dlatego odpuszczam... Z tego miejsca oficjalnie rezygnuję ze znajomości z tym człowiekiem. Pewnie jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy... powiemy sobie głupie "cześć", udając, że niczego między nami nie było... Widocznie tak ma być, to jest właśnie prawdziwe życie.... a ja jako osoba słaba psychicznie nie jestem w stanie go udźwignąć. Dlatego też biorę na raz wszystkie tabletki, jakie przypisał mi psychiatra i popijam je soju Chiaweia znalezionym w szafce. Boję się tego, co robię, ale wiem, że to jedyne rozwiązanie...
->"Seonho, wracam do Korei. Potrzebowałem dużo czasu, by wszystko sobie poukładać. Wiesz... czy aby na pewno związek z chłopakiem jest tym, czego chcę... musiałem pomyśleć, kim tak naprawdę jestem. Zastanowić się, co powinienem zrobić ze swoim życiem, by być szczęśliwym i znam odpowiedź. Muszę być z Tobą, żeby w ogóle mówić o życiu. Wiem, że zdjęcia imprez i ciągłych spotkań z moimi przyjaciółmi Cię ranił, ale to był w pewnym sensie mój sposób na poznanie siebie i tego, czego chcę. Dokończę ten rok studiów i wrócę... obiecuję, że wrócę. Nie powinienem nawet Cię o to prosić, ale poczekaj na mnie. Porozmawiamy, wszystko Ci wyjaśnię. Chcę tylko żebyś wiedział, że jesteś dla mnie bardzo ważny i że bardzo mocno Cię kocham. Daj mi znać, jak będziesz mieć ochotę na rozmowę."
~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WIEDZIAŁAM, ŻE TO SIE TAK SKOŃCZY XAGGSHGSHDHGSH
OdpowiedzUsuńW sumie to sie tego spodziewałam ale gdzieś z tyłu głowy miałam takie a może jednak sie uda...
OdpowiedzUsuń