26 maja 2019

Tylko Ty~cz.7 [Seonho&Kuanlin]




                   Stało się. Niedzielnego ranka wylądowałem z Kuanlinem w łóżku. Sam nie wiem, jak do tego doszło. Po pocałunku na schodach, chłopak zaprowadził mnie do swojego pokoju, rzucając mną na łóżko, a ja mimo wciąż lekkiej złości nie potrafiłem zaprotestować.
- Nie przyłapią nas? - wydyszałem, ciesząc się czułymi pocałunkami w szyję i obojczyki.
- Są w Incheon, spokojnie. - chłopak wsunął chłodną dłoń pod moją koszulkę, dotykając ostrożnie mojego ciała.
- Masz zimne ręce. - zaśmiałem się, starając się nieco rozluźnić. Nie mam pojęcia dlaczego wczorajszej nocy miałem więcej odwagi niż teraz.
- Bardzo zimne?
- Jak lód. - Kuanlin przejechał opuszką palca przez całą długość mojej klatki piersiowej oraz brzucha, zatrzymując się przy linii moich bokserek - Już mi cieplej. - jęknąłem, wywołując cwaniacki uśmiech na jego buzi. Po chwili dłoń bruneta wsunęła się w moje bokserki, sprawiając, że moje ciało wygięło się w łuk. Chwyciłem odruchowo za pościel, czując jak z każdą kolejną sekundą tracę czucie w dłoniach.
- Rozluźnij się. - szepnął, powracając do pieszczenia mojej szyi. Zamknąłem oczy, czując jak moja góra jest niemalże całkowicie sparaliżowana. Nie potrafiłem nawet drgnąć i dodatkowo nie czułem kompletnie nic. Skupiony byłem tylko i wyłącznie na tym, co działo się na dole mojego ciała - Seonhooo... spokojnie. 
- To... to pierwszy raz, kiedy jestem w takiej sytuacji. - wydyszałem z trudem łapiąc powietrze. Jego dłoń ostrożnie i bardzo powoli przesuwała się po moim członku i udach, doprowadzając mnie do obłędu. Bardzo mi się to podobało, ale to takie krępujące, jeju. Dlaczego?! W sumie nigdy nie rozmawiałem z Kuanlinem o tym, czy on jest prawiczkiem, czy już nie. Jestem cholernie ciekawy, ale z tego co widzę... tą jego pewność siebie i śmiałość ruchów, uważam, że już te sprawy ma dawno za sobą.
- Wiem... ale proszę cię, nie denerwuj się tak. - chwyciłem chłopaka za koszulkę, wydając przy tym stłumiony lekko jęk - Mogę tego nie robić, jeśli nie chcesz.
- To mnie strasznie krępuje. 
- Czuję. - uśmiechnął się, wyjmując dłoń z moich bokserek - Oszczędzę ci tego. - owinąłem ręce wokół jego szyi, łącząc nasze wargi czułym pocałunkiem. Wiłem się pod ciepłym ciałem chłopaka, czując jak jego dłonie ostrożnie błądzą po moim ciele.
- Kua... Kuanlin..
- Hm?
- Robiłeś już to? - chłopak zaśmiał się jedynie, zdejmując ze mnie koszulkę - Odpowiedz mi.
- Robiłem. - szepnął, przez co po moim ciele przebiegły ciarki. Gdy w mojej głowie zapaliła się lampka, że mam do czynienia z osobą doświadczoną, automatycznie się zestresowałem.
- A... a wiele razy?
- A jakie to ma znaczenie? - brunet usiadł na mnie okrakiem, po czym chwycił mnie za nadgarstki, układając moje ręce za moją głową. Zaraz po tym przywarł wargami do mojej twarzy, rąk, szyi i klatki piersiowej.
- Jestem po prostu ciekawy. 
- Schowaj tą swoją ciekawość na później. - byłem w takim amoku, że nie do końca jestem w stanie powiedzieć, co robiliśmy. Dopiero gdy między nami doszło do konkretów, poczułem że wracam na ziemię - Co to za mina? 
- Boli.. - wydusiłem, czując jak powoli zaczyna brakować mi tchu. Kuanlin wyszedł ze mnie, po czym przywarł do mojego ciała, głaszcząc mnie po twarzy.
- Dasz radę?
- Tak.. tylko daj mi chwilę. - szepnąłem, przywierając do jego warg. Chłopak odwzajemniał delikatnie moje pocałunki, pieszcząc przy tym opuszkami palców moją twarz oraz szyję. Czułem się przy nim dobrze i bardzo bezpiecznie... tylko czemu to tak bardzo boli? Wiem, że to pierwszy raz i wiadomo, że nie będzie kolorowo, ale nie sądziłem, że ból jest aż tak ogromny - Spróbujmy jeszcze raz. 
- Jak będzie coś nie tak, to mów. - skinąłem jedynie głową, czując ponownie rozrywający mnie ból. Mimo to zacisnąłem zęby, wtulając się w jego rozgrzane ciało. Czułem jak drżę z bólu, jednak z każdą kolejną minutą, dyskomfort i ból mijały - Trzęsiesz się. - szepnął, unosząc na mnie wzrok.
- Trochę boli, ale... ale puszcza, daj mi chwilę. 
- Jesteś bardzo dzielny. - uśmiechnąłem się, głęboko przy tym oddychając. Kuanlin wpatrywał się we mnie z uwagą, pieszcząc dłonią moją talię i brzuch. Wyglądał jakby analizował moją mimikę i każdy, najmniejszy oddech. Cała ta sytuacja była tak intymna... taka specjalna i... po prostu nasza. W domu panowała kompletna cisza. Wsłuchiwałem się jedynie w nasze oddechy, nie odrywając przy tym wzroku od jego błyszczących oczu. Po chwili jednak na dworze zaczęło padać. Dość mocny i gwałtowny deszcz uderzał o szybę, co trochę mnie uspokoiło. Ta wszechogarniająca nas cisza była potwornie niezręczna.
- Tak myślisz?
- Oczywiście, że tak. - dostałem czułego buziaka w czoło, po którym uspokoiłem się jeszcze bardziej - Chcesz cię przytulić? - skinąłem jedynie głową, zarzucając ręce na szyję Kuanlina. Chłopak przywarł do mnie ciałem, ostrożnie się we mnie poruszając. Byłem bardzo podekscytowany, ale z drugiej strony przez głowę przeszła mi myśl, że chciałbym mieć to już za sobą. Za bardzo to boli i dodatkowo czuję się bardzo skrępowany. Kuanlin co chwilę sprawdzał jak się czuję, pytał o wszystko, co jakiś czas przerywał, żebym odetchnął... Dopiero w tym momencie zacząłem rozumieć, że musi mu na mnie bardzo zależeć. Dzięki temu moje ciało stawało się coraz luźniejsze i w związku z tym ból był coraz mniejszy. Zacząłem czuć się dobrze. Cały strach, ból i skrępowanie odchodziły w niepamięć, a ja w końcu zacząłem cieszyć się tą chwilą...



*


- Chłopcy! Wróciliśmy! - oderwałem się od warg Kuanlina, czując jak moje rozluźnione, w błogim stanie ciało, momentalnie się spina.
- Cześć! - krzyknął mój chłopak, całując mnie w czoło - Seonho, spokojnie. 
- Boże, nakryją nas. 
- Uspokój się, mówię. 
- Zejdźcie do nas na chwilę!
- Już idziemy! - moje ciało spinało się z każdą kolejną sekundą. Poczułem jak zalał mnie zimny pot, a ciało zaczęło drżeć pod wpływem stresu - Seonho, jak z ciebie wyjdę, będzie cię to boleć... rozluźnij się. - mówiąc to przywarł wargami do mojego czoła, delikatnie je muskając - Drzwi są zamknięte, spokojnie. - szepnął, obdarowując je pocałunkami - No... już dobrze. - Kuanlin wyszedł ze mnie, po czym zszedł z łóżka, ubierając się - Nie wstawaj. Zobaczę co chcą i do ciebie wrócę. 
- Nie zostawiaj mnie teraz. - z lekkim bólem pośladków przekręciłem się na brzuch, wbijając lekko nieprzytomny wzrok w mojego skarba.
- Za chwilę do ciebie wrócę. - szepnął, po czym nachylił się do mnie, całując mnie - Bardzo cię kocham. 
- Kuanlin.. 
- Byłeś najlepszy. - dodał, wychodząc z pokoju. Zostałem sam... nagi, rozgrzany, roztrzęsiony i zakochany na nowo. To było niesamowite. Nigdy nie czułem tak bliskiej, intymnej relacji z drugim człowiekiem.. Było to coś, czego nie jestem w stanie opisać słowami. Niechętnie nałożyłem bokserki, wstając powoli z łóżka.
- Aua.. - syknąłem, nie mogąc zrobić nawet jednego kroku. Ale mnie wszystko boli. Nie sądziłem, że ból pośladków przeniesie się na moje plecy i nogi... mam nadzieję, że to szybko minie. Dlaczego rodzice musieli wrócić właśnie teraz? Chciałbym poleżeć jeszcze z moim chłopakiem, przytulić się do niego, pocałować i czuć jego bliskość. Nie chciałem, by nasz pierwszy raz zakończył się właśnie w taki sposób.
- Jest... jestem. - Kuanlin wszedł do pokoju chichocząc - Boli? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Nie, nie... jest okej.
- Widzę tą zbolałą buźkę. - mruknął, głaszcząc mnie po pośladkach - Przegiąłem? 
- Nie, to... to po prostu mój pierwszy raz i... no sam rozumiesz.
- Rozumiem, rozumiem. - szepnął, całując mnie w czoło - Skarb mój. - uśmiechnąłem się, chowając się w jego klatce piersiowej.
- A co chcieli rodzice? 
- Zaprosili nas na kolację... mamy o 18-tej jechać do jakiejś knajpy.
- Co to za okazja?
- Nie mam pojęcia, ale w sumie spoko. Pojemy coś dobrego. 
- Mmmm... zjadłbym owoce morza.
- Owoce morza? - skinąłem głową, czując kolejnego buziaka - Załatwię to... specjalnie dla ciebie. 
- A ty na co masz ochotę?
- Na ciebie. - zaśmiałem się, unosząc na niego wzrok.
- Tego dania nie znam.
- Ja poznałem je dziś bardzo dobrze. - mówiąc to wbił się w moje wargi, lądując ze mną ponownie na łóżku. Kocham go najbardziej na świecie. Nigdy nie czułem z nikim takiej specjalnej więzi. Czasami mam wrażenie, że zesłał mi go mój tato. Może to głupie, ale naprawdę czasem tak do tego podchodzę...


*


                   Wieczorem, zgodnie z umową, udaliśmy się na "rodzinną" kolację do jednej z lepszych restauracji w Seoulu. Z mamą nie zamieniłem ani jednego słowa... na ojca Kuanlina nawet nie patrzyłem. Rozmawiałem tylko z moim chłopakiem, myśląc w międzyczasie o naszym pierwszym zbliżeniu. Czułem, że patrzyłem w niego jak w obrazek, ale nie potrafiłem zachować się inaczej... zakochałem się w nim dzisiaj od nowa. 
- Chłopcy.. możemy was prosić na moment o skupienie? - oderwałem wzrok od Kuanlina, wbijając go w Chiaweia - Razem z twoją mamą Seonho, podjęliśmy bardzo ważną dla nas decyzję i... uznaliśmy, że dziś będzie fajna okazja, żeby wam o tym powiedzieć. 
- Wo... słuchamy. - odłożyłem ostentacyjnie pałeczki, wzdychając.
- Ty powiesz, czy ja mam  to zrobić?
- Ty powiedz. - szepnęła moja mama, na co wywinąłem jedynie oczyma. Jak dzieci...
- No dobrze, to.. zaręczyliśmy się i planujemy ślub. - aż się zadławiłem. Momentalnie zabrakło mi tchu, przez co dostałem solidnie od Kuanlina w plecy. Nabrałem powietrza do płuc, sięgając po szklankę z napojem. 
- O... wow... gratulacje. - wypalił bez entuzjazmu mój chłopak, zerkając co chwilę w moim kierunku - A... przepraszam, jestem trochę w szoku.. Co ze mną i Seonho? 
- I tak zachowujecie się jak bracia. Teraz będziecie mieć jedynie ułatwioną sprawę. - moja mama była rozpromieniona jak nigdy, a mi z każdą kolejną chwilą robiło się coraz bardziej słabo. 
- O tym też rozmawialiśmy i... Seonho został jeszcze ponad rok nauki, a ty Kuanlin pójdziesz na uniwersytet. Stwierdziłem, że dam ci wolną rękę.
- Jak... jak to? Chyba nie rozumiem.
- Możesz zostać z nami w Korei, albo wrócić na Tajwan... Jesteś odpowiedzialnym, mądrym chłopakiem. Wiem, że podejmiesz odpowiednią decyzję. - chyba się przesłyszałem. Szklanka znajdująca się w mojej dłoni osunęła się, lądując z hukiem na ziemi. Zamroczyło mnie... dawno nie czułem się tak dziwnie. 
- Seonho, w porządku? 
- Synu, co się dzieje? 
- Seonho.. hej.. - Kuanlin potrząsnął mną, jednak bez większego rezultatu - Słyszysz mnie? - chwyciłem za oparcie krzesła, powoli z niego wstając.
- Ja.. muszę na chwilę wyjść. 
- Wyjdę z tobą, poczekaj. - zrobiłem krok w kierunku drzwi, jednak wtedy poczułem jakby odjęło mi czucie w nogach. Upadłem na podłogę, tracąc jakikolwiek kontakt ze światem. Nie mam pojęcia, co było dalej...
                            Obudziłem się w jakimś samochodzie. Jak się okazało, z restauracji zabrała mnie karetka. Zemdlałem... lekarz w szpitalu oznajmił rodzicom i Kuanlinowi, że moje omdlenie było skutkiem długo nieleczonej depresji i nadmiaru stresu. Przyznam szczerze, że sam się zdziwiłem. 
- Może chcesz wody, co? - przy moim łóżku siedział Kuanlin, głaszcząc mnie po dłoni... musiał płakać. Wyraźnie widziałem jego czerwone, spuchnięte oczy, co dobijało mnie jeszcze bardziej. 
- Nie.
- A czego potrzebujesz? 
- Niczego... wszystko jest okej. - szepnąłem, zamykając oczy. Jestem tym wszystkim potwornie zmęczony. Przez ostatnie dni w moim życiu dzieje się tak wiele rzeczy, że już momentami nie wiem, na jakim świecie żyję. 
- Boże, jak mnie wystraszyłeś.. - pociągnął nosem, co rozdarło moje serce na setki kawałków.
- Przepraszam. - chłopak usiadł na łóżku, całując mnie w czoło.
- Nie przepraszaj mnie... nie przepraszaj. - powtórzył szeptem, rozklejając się. Ułożyłem dłoń na jego policzku, zaciskając przy tym kurczowo powieki. Bolało mnie to, że cierpi i to na dodatek z mojej winy. Nie chciałem sprawiać mu przykrości i doprowadzać go do takiego stanu... - Jak mogłem tego nie zauważyć?
- Nie płacz, proszę cię. - otworzyłem wilgotne od łez powieki, spoglądając na mojego chłopaka - Nie obwiniaj się o nic. 
- Nie rozumiem po prostu, jak mogłem do tego doprowadzić.
- To nie jest twoja wina, przestań. - wytarłem niezdarnie jego policzki, obdarowując go przy tym buziakiem - Kocham cię, nie płacz. - Kuanlin wtulił się w moją klatkę piersiową, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc.
- Powinieneś teraz bardzo dużo odpoczywać... i ja osobiście tego dopilnuję. - uśmiechnąłem się pod nosem, drapiąc go delikatnie po głowie.
- Dobrze, ale zaczniesz od jutra, jak się porządnie wyśpisz... Jedź do domu. Jutro masz szkołę..
- Nie żartuj, nie zostawię cię tu. 
- Mam tu opiekę... Proszę cię, wracaj do domu. 
- Nie. - Kuanlin wstał z łóżka, po czym podszedł do okien, zasuwając w nich rolety - Będę tu siedzieć tak długo, dopóki cię nie wypuszczą do domu. 
- No zwariowałeś. - chłopak zapalił lampkę stojącą na niewielkiej szafce, po czym zgasił górne światło. Zaraz po tym podszedł do mojego łóżka, okrywając mnie dokładnie kołdrą - Kuanlin.
- Powiedziałem rodzicom, żeby pojechali do domu i że ja się tobą zajmę. Chcę tu teraz przy tobie być. - brunet usiadł na krześle stojącym przy łóżku, łapiąc mnie ponownie za rękę.
- I... i tak po prostu pojechali?
- Twoja mama pojechała tylko po rzeczy i jakieś dokumenty.. pewnie niedługo wróci.
- Wow.. nie wierzę, że jeszcze się mną przejmuje. 
- Seonho.. 
- Co myślisz o ich ślubie? - Kuanlin westchnął, odwracając przy tym wzrok. Czuję, że jemu ta opcja też się nie podoba..
- Nie myśl teraz o tym.
- A o czym mam myśleć? To jest kolejna rzecz, która wywróciła mi życie do góry nogami.. 
- To niczego między nami nie zmienia, pamiętaj.. Niech robią, co chcą.
- A twoje studia? - spojrzałem na niego, czując cisnące się do oczu łzy.
- Naprawdę myślałeś, że wyjadę? 
- Masz na Tajwanie rodzinę, przyjaciół... na początku bardzo dużo mi o nich opowiadałeś. Musisz za nimi tęsknić..
- Tęsknię, ale tutaj mam ciebie i żadna siła nie wywiezie mnie z powrotem na Tajwan. - chłopak pocałował moje dłonie, wzdychając - Nie zostawię cię, Seonho. -  dodał szeptem, trochę mnie uspokajając. Z drugiej strony nie chcę, by robił coś wbrew sobie.
- Ale... ale jeśli chcesz..
- Nie, nie chcę tam jechać. Naprawdę nie chcę. - brunet pocałował mnie w czoło, posyłając mi przy tym delikatny uśmiech - Zamknij oczka i spróbuj zasnąć. Musisz odpoczywać. 
- Połóż się koło mnie.
- Nie mogę. Będę cały czas tutaj siedzieć. 
- Cześć chłopcy. - spojrzeliśmy w kierunku drzwi, widząc wchodzącą do sali mamę. Kuanlin mimo to nie puszczał mojej dłoni, kurczowo mnie za nią trzymając, jakby bał się, że za moment mu ucieknę.
- Cześć.. masz wszystko dla Seonho? 
- Tak, chyba pamiętałam o wszystkim. - kobieta pocałowała Kuanlina w głowę, po czym nachyliła się nad łóżkiem, chcąc dać mi buziaka w czoło, jednak nie miałem na to najmniejszej ochoty. Odwróciłem głowę, dając jej wyraźny sygnał, by tego nie robiła - Skarbie.. 
- Ja.. ja pójdę po kawę. - chłopak wstał, posyłając mi przy tym znaczące spojrzenie - Za chwilę do ciebie wrócę. 
- Jedź do domu. 
- Już coś ci o tym powiedziałem... za moment wrócę. - zostałem w sali sam z mamą. Nie chciałem z nią rozmawiać, nie po tym, co dzisiaj usłyszałem od niej i jej fagasa.
- Powiedz mi, jak się czujesz.
- Dobrze... rewelacyjnie wręcz..
- Seonho.. 
- Ślub, naprawdę? - spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Nie chciałem już płakać, ale to było silniejsze ode mnie..
- Skarbie, ja go kocham.. 
- On mnie szarpał... szarpał na twoich oczach, a ty miałaś to gdzieś.
- Po prostu się o ciebie martwi i nie wie już, jak z tobą rozmawiać.
- Wow.. świetne wytłumaczenie. Kiedyś stanęłabyś w mojej obronie, ale widzę, że te czasy mamy już za sobą. 
- Seonho.. - mama złapała mnie za rękę, ostrożnie mnie po niej głaszcząc - Byłeś, jesteś i będziesz najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Kocham cię najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni... nikt tego nie zmieni, rozumiesz? 
- To dlaczego ostatnio tak mnie odsunęłaś? - wydusiłem, czując jak po moich policzkach spływają chłodne łzy.
- Ja cię nie odsunęłam skarbie... to ty zacząłeś uciekać od nas i traktować nas jak wrogów. 
- Po prostu odnoszę wrażenie, że mnie nie potrzebujesz... Masz faceta, jesteś szczęśliwa.. do czego jestem ci potrzebny? 
- Jesteś moim synem Seonho.. najważniejszą dla mnie osobą. Jakby coś ci się stało.. - jej głos się załamał, a oczy zaszły łzami.. doprowadziłem do płaczu kolejną osobę.. - Nie poradziłabym sobie bez ciebie.. - odwróciłem wzrok, czując narastającą w gardle gulę. Nadal mam do niej żal... nadal nie potrafię jej wybaczyć, bo coś mnie hamuje... ale kocham ją jak cholera i nie wiem już, co mam robić.
- Jesteś teraz szczęśliwa?
- Będę w pełni szczęśliwa, jeśli moje dziecko wreszcie wyjdzie na prostą i zacznie żyć. 
- Przepraszam, że ciągle cię zawodzę, ale to nie jest takie proste.. Ty potrafiłaś zapomnieć o tym, co się stało... ja nie potrafię. 
- Nie, Seonho... nie zapomniałam o tym i uwierz mi, że myślę o tym codziennie.. Po prostu czuję, że muszę żyć.. że muszę iść dalej. Kochałam twojego ojca najbardziej na świecie, ale... zakochałam się, po prostu. Chciałam to skończyć, wiedziałam, że to był błąd, ale nie potrafiłam... - zacisnąłem powieki, wybuchając płaczem. Moja mama usiadła pospiesznie na łóżku, chowając mnie w swoich ramionach - Nie płacz. 
- Chcę tylko żeby tata do mnie wrócił.
- Tato jest cały czas przy tobie. Nie widzisz go, ale jest tutaj... zawsze z tobą będzie. - czemu to tak bardzo musi boleć? Przyczyną mojego złego samopoczucia i wszelkich problemów jest odejście taty. Bardzo za nim tęsknię, ale wiem, że do nas nie wróci... Najwyższa pora się z tym pogodzić i zacząć się z tym oswajać, ale to nie jest takie proste... - Kiedyś byłeś wiecznie uśmiechniętym i szczęśliwym chłopakiem... Spróbujmy o to powalczyć. 



*

                       Na drugi dzień, wszystkie badania zrobione przez lekarzy wyszły prawidłowo, przez co lekarz zadecydował, że wypuści mnie do domu. Oczywiście muszę zacząć terapię i prawdopodobnie przyjmować leki. Ponad to lekarz zalecił mi wszelakie aktywności, bym zajmował czymś myśli, ale póki co nie mam ochoty kompletnie na nic. Wróciłem do sali, po czym zająłem się pakowaniem swoich rzeczy. W sali byli ze mną rodzice oraz Kuanlin, który pomagał mi po sobie posprzątać. 
- Wszystko w porządku? - skinąłem jedynie głową, wrzucając do torby piżamę - Masz na coś ochotę?
- Zjadłbym coś słodkiego. 
- Mówisz, masz... daj mi chwilę. - uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak chłopak opuszcza w pośpiechu salę.
- A ten dokąd tak wyrwał? - zapytała mama, podchodząc bliżej mnie. Wczoraj bardzo długo ze sobą rozmawialiśmy. Cały czas mam do niej żal, ale mam nadzieję, że z czasem nasze relacje się poprawią.
- Poprosiłem go o coś słodkiego.
- Najlepszy starszy brat na świecie, co? 
- Ta.. - przytaknąłem, czując mocniej bijące serce. Wtedy też usłyszałem dźwięk kakaotalka. Sięgnąłem po telefon, odczytując wiadomość od Minhyuna.
<- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? 
-> ???? skąd wiesz?
<- Kuanlin do mnie napisał. Mów co się dzieje
-> Nic poważnego... tylko zasłabłem, nie martw się.
<- Kuanlin mi o wszystkim powiedział. Bądź wreszcie ze mną szczery..
-> To nic takiego
<- Jak Cię spotkam to złoję Ci dupę za to gadanie. Przepraszam, że nie przyjechałem, ale mam egzaminy i nie miałem jak się wyrwać
-> Jasne, rozumiem. Ucz się:)
<- Powiedz mi jak to wszystko znosisz 
-> Rewelacyjnie... mam ochotę zniknąć. 
<- Seonho.. te zaręczyny nie zmieniają niczego między Tobą i Kuanlinem
- Z kim tak piszesz? - zapytał mnie Chiawei, przez co automatycznie się we mnie zagotowało.
- A co za różnica?
- Zapytałem o coś złego?
- Tak, jak zwykle z resztą.. 
- Seonho.. uspokój się, proszę cię. - obiecałem wczoraj mamie, że się poprawię, ale nie potrafię. Nie cierpię tego człowieka. Myślałem na początku, że nawet go lubię, ale szczerze mówiąc nie wiem, co miałem wtedy w głowie... jest beznadziejny.
- Pójdę do Kuanlina. - wyszedłem na korytarz, nabierając dużo powietrza do płuc. Starałem się uspokoić za wszelką cenę, by nie wybuchnąć.
- Jestem. - nawet nie spojrzałem na mojego chłopaka. Nie rozumiem, co się ze mną ostatnio dzieje, ale czuję się beznadziejnie z samym sobą - Hej, szkrabie. - odwróciłem się gwałtownie, wtulając się w ciało chłopaka. Brunet objął mnie, drapiąc mnie przy tym delikatnie po głowie - Coś się stało?
- Przytul. 
- Seonho, co jest?
- Nic.. po prostu chciałem się przytulić. - zawsze gdy jestem przy nim czuję się spokojniejszy. Chciałbym już wrócić do domu i zastanowić się na spokojnie, co dalej powinniśmy zrobić. Boję się... bardzo się boję i mam bardzo dużo obaw, ale mam nadzieję, że uda nam się to wszystko przetrwać i nadal być razem. Jeszcze gdyby po ślubie rodzice się o nas dowiedzieli... wolę nawet nie myśleć, jak to by mogło się skończyć...


*


                        Po kilku dniach totalnego resetu i odpoczynku w domu, stwierdziłem, że najwyższa pora wyjść do ludzi i odwiedzić wreszcie szkołę. Nikt szczerze mówiąc jakoś specjalnie nie przejął się moją nieobecnością i tym, że nagle wróciłem. W sumie nie ma się co dziwić. Nigdy nie potrafiłem dogadać się z rówieśnikami i w sumie jestem zdziwiony, że udało mi się złapać wspólny język z Kuanlinem. To nadal utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to osoba stworzona dla mnie i powinienem trzymać się go jak rzep. 
- Stój! - może jak zacznie studia to wyprowadzi się z domu i wynajmie coś swojego? Tęskniłbym za nim jak cholera, ale rok później na studia pójdę ja, a co za tym idzie.. na bank zamieszkałbym z nim. Aishh dzień w dzień sami, bez żadnej kontroli. Aż ciężko mi to sobie wyobrazić - Hej! - poczułem mocne szarpnięcie za ramię, które skutecznie mnie obudziło. 
- Wołaliśmy cię.
- Głuchy jesteś? - przełknąłem z trudem ślinę, widząc przed sobą osiłków ze starszej klasy.
- Ja... nie słyszałem.
- Mniejsza.. mamy ci coś do pokazania. 
- Mi? A... a dlaczego? 
- Zadajesz strasznie głupie pytania. - jeden z chłopaków usadził mnie na stojącej obok nas ławce, po czym usiadł obok mnie, wyjmując z kieszeni mundurka swój telefon - Mieliśmy cię złapać z tym wcześniej, ale się mijaliśmy. - spojrzałem lekko zdezorientowany w ekran jego telefonu, widząc w nim zdjęcie przedstawiające Kuanlina. Co ciekawsze, obejmował on Jinyounga...
- Co... co to ma być.. - zamurowało mnie.. nie wyglądali na tym zdjęciu, jak para przyjaciół. Wpatrywali się w siebie jakby byli sobą zauroczeni. 
- Wygląda na to, że twój braciszek jest ciotą.
- Dlatego pytaliśmy cię czy aby na pewno wszystko o nim wiesz. 
- Ale.. ja nie rozumiem..
- Poszliśmy kiedyś za nim, bo chcieliśmy go zlać za to, że śmiał zwrócić nam uwagę... a tu taka niespodzianka. 
- To nie wszystko. - siedzący obok mnie chłopak poruszył telefonem, zmieniając na kolejne zdjęcie. Poczułem jak oczy zachodzą mi łzami... nic z tego nie rozumiem - Nic nie powiesz?
- Ty... a może ty też jesteś pedałem, co? 
- Wyślij mi te zdjęcia. - poderwałem się z ławki, biegnąc jak najszybciej przed siebie. Nie myślałem wtedy o niczym. Nie wiedziałem nawet, o czym powinienem myśleć. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Spotyka się z Jinyoungiem? Nawet nie wiem kiedy te zdjęcia zostały zrobione. Sprytnie musiał działać na dwa fronty. Ale dlaczego? Przecież widziałem wyraźnie w jego oczach, że coś do mnie czuje.. że mu zależy.. że jestem dla niego kimś ważnym. Udawał? Może kocha też Jinyounga i nie potrafi wybrać? To wszystko brzmi jak tania i tandetna telenowela. Co ja mam zrobić? Kuanlin... osoba, którą kocham, której ufam najbardziej na świecie, z którą chcę być, przy której zacząłem powoli rozpoczynać nowe życie... oszukiwał mnie. Cały czas kłamał? Jeszcze moment i nie wytrzymam tego wszystkiego. 
                             Nie wróciłem po szkole do domu. Do późnych godzin nocnych szlajałem się po Seoulu, nie wiedząc do końca, co powinienem ze sobą zrobić. Bałem się powrotu do domu, nie chciałem tam wracać. Nie wiedziałem, jak zachować się przy Kuanlinie, co mu powiedzieć... wysłuchać go czy od razu wykrzyczeć, jak bardzo go nienawidzę? Wielokrotnie dzwonił do mnie telefon... albo dzwonił Kuanlin, albo mama, jednak każde połączenie skutecznie ignorowałem. W końcu, gdy po raz Bóg wie już który usłyszałem dźwięk telefonu, odebrałem wpatrując się przy tym beznamiętnie, w znajdujący się przede mną Han. 
- Halo?!... Seonho, jesteś?! - słyszałem w słuchawce zdenerwowany głos mamy - Synu!
- Jestem. - szepnąłem, pociągając przy tym nosem. 
- Nareszcie odebrałeś! Seonho... skarbie, gdzie ty jesteś? - mama słyszała jedynie mój ciężki oddech. Nie byłem w stanie niczego powiedzieć. Byłem w tak ogromnym szoku, że niemalże całkowicie mnie zatkało - Seonho, odpowiedz mi... bardzo się o ciebie martwimy.
- Daj mi go. - słysząc głos Chiaweia, poczułem jak mnie mdli - Seonho... gdzie ty jesteś? - usiadłem na chłodnej ziemi czując, jak moje usta nabierają wyglądu prostej linii. Czułem się przytłoczony absolutnie wszystkim... śmiercią taty, samotnością, ślubem mamy, zdradą Kuanlina... to stanowczo za dużo - Gdzie jesteś gówniarzu?! Odpowiedz mi! 
- Pocałuj mnie w dupę.. - wydusiłem, rozłączając się. Ten palant i jego synek są ostatnimi osobami, które chcę teraz widzieć. Kiedy wreszcie ten życiowy koszmar i fala niepowodzeń się skończą, a na ich miejsce wskoczy wreszcie coś przyjemnego? 
                            Było mi bardzo zimno, a miałem na sobie jedynie koszulę od mundurka. Gdy dochodziła czwarta nad ranem, stwierdziłem, że wrócę do domu i zamknę się w swoim pokoju nie dopuszczając do siebie nikogo.. Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem że w przedpokoju oraz kuchni zapalone jest światło. Musieli na mnie czekać... Zaraz po tym ujrzałem przestraszoną mamę, zaniepokojonego Kuanlina i wściekłego Chiaweia, którzy obskoczyli mnie, jak atrakcję w zoo. 
- Seonho, gdzie ty byłeś? - mama chwyciła moją twarz w obie dłonie, uważnie mnie obserwując - Boże, jesteś siny z zimna. 
- Jestem pewien, że znowu pił. - ojciec mojego chłopaka chwycił mnie za koszulę, przyciągając mnie do siebie jak worek ryżu - Chuchaj.
- Odpieprz się. 
- Coś ty powiedział? 
- Uderz mnie, jeśli coś ci się nie podoba... no bij! Śmiało! 
- Seonho.. - gdy usłyszałem głos Kuanlina, poczułem jakby ktoś wbijał w moje serce tysiące igieł. Odtrąciłem trzymającego mnie mężczyznę, przenosząc zmęczone płaczem oczy na chłopaka.
- Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś takim dobrym kłamcą.. 
- Ale.. poczekaj.. o czym ty mówisz? - drżącymi dłońmi wyjąłem ze spodni telefon, szukając w nim zdjęć przysłanych przez chłopaka ze szkoły. Gdy w końcu udało mi się je znaleźć, cisnąłem telefon w dłonie Kuanlina, czując spływającą po policzku chłodną strużkę łez.
- Nienawidzę cię. 
- Chłopcy, o czym wy mówicie?
- Seonho, to nie tak...
- Chciałbym ci coś oznajmić, ale chyba przy rodzicach nie wypada, co? 
- Posłuchaj mnie..
- Domyśl się, co mam ci do przekazania. - wyrwałem telefon z jego rąk, idąc z nim pospiesznie do swojego pokoju. Jak można być tak zakłamanym? Jeszcze kilka godzin temu życie bym za niego oddał, a teraz? Nie jestem nawet w stanie na niego spojrzeć...








~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Skarby, kolejna część pojawi się dopiero po 3 czerwca! Wyjeżdżam na szkolenie do Grecji i raczej nie będę miała czasu na bloga.;; 
Buziaki!!!

2 komentarze:

  1. nie no ja wiedziałam, że tu nastanie jakaś depresja...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja do 3 czerwca nie wytrzymie...
    Teraz to bym wątek z lekami fajny widziała czy coś jakaś odskocznia

    OdpowiedzUsuń