26 kwietnia 2019

Tylko Ty~cz.3 [Seonho&Kuanlin]



             
                                Nie odzywałem się przez ostatnie dwa miesiące, gdyż moje życie przeszło kompletny armagedon. Do mnie i mojej mamy wprowadził się jej facet z tym całym Kuanlinem. Przez pierwszy miesiąc kłóciłem się o to z mamą każdego dnia. Teraz szczerze mówiąc kompletnie mi to wisi. Facet mojej mamy jest mi kompletnie obojętny... i tak mi nie zastąpi ojca, a ja na pewno nie dam się omamić. Co do Kuanlina... dupek stara się mnie zagadywać i łapać ze mną jakiś kontakt, ale skutecznie go omijam. Jak już na siebie wpadniemy, to zwykle się kłócimy, albo robimy sobie na złość. Ostatnio tak mu napyskowałem, że nie wytrzymał i przyciął mi szufladą palce. Oczywiście potem przepraszał, ale co z tego? Skutecznie się odegram, czekam tylko na odpowiedni moment.
                               Siedzieliśmy przy stole, jedząc pseudo rodzinną kolację. Staram się już podczas tych wspólnych posiłków jakoś zachowywać, mimo że wewnętrznie gotuje się we mnie z każdej możliwej strony.
- Skarbie, nie mlaskaj. - spojrzałem na mamę, biorąc przy tym głęboki oddech.
- Okej, nie będę. Chociaż do tej pory ci to nie przeszkadzało. - zerknąłem na Kuanlina wpatrującego się we mnie z cwaniackim uśmiechem.
- I proszę cię, wyprostuj się. Zobacz jak Kuanlin się zachowuje. - z trudem powstrzymywałem się przed powiedzeniem czegoś niestosownego. Mimo to wyprostowałem się, nie odrywając przy tym wzroku od chłopaka.
- Sporo podróżowaliśmy, stąd Kuanlin zna różnego rodzaju maniery. - wtrącił jego ojciec - Uczy się ich z innych kultur. 
- O właśnie, Kuanlin. Może opowiesz Seonho o swoich podróżach? Jest bardzo ciekawy świata, tylko..
- Nie potrzebuję jego niezwykłych historii, naprawdę. - burknąłem kontynuując jedzenie.
- Mogę pokazać ci parę rzeczy jeśli chcesz. - uniosłem niechętnie wzrok na nastolatka, ostentacyjnie przy tym mlaszcząc - Ta... przede wszystkim powinieneś zdjąć łokcie ze stołu i... i ta noga.. nie powinieneś dusić nią żołądka. - zawsze jem z jedną nogą na krześle, ale mniejsza z tym - I to mlaskanie... wiem, że w Korei jest to przyjęte, ale na zachodzie..
- Czy ja do cholery jasnej mówię ci jak masz jeść? - oburzyłem się, odkładając gwałtownie pałeczki na stół - Jestem w swoim domu, nie wpieprzaj się w mój talerz, okej?
- Seonho, zachowuj się. - pouczyła mnie mama, jednak olałem jej uwagę.
- Jesteś tu gościem, powinieneś dostosować się do nas, a nie jeszcze mnie pouczać. - wstałem od stołu, idąc pospiesznie do swojego pokoju.
- Seonho! 
- Spokojnie, ja z nim pogadam. - wbiegłem do pokoju, trzaskając mocno drzwiami. Mam dość tego dupka. Mądrzy się jakby był Bóg wie kim, a mama świata poza nim nie widzi - Hej..
- Wyjdź stąd.
- Sorki, nie chciałem cię urazić.
- Ale uraziłeś.. Non stop robisz ze mnie idiotę. - spojrzałem na Kuanlina, z trudem powstrzymując się przed tym, by się przed nim nie rozpłakać - Ciągle schodzę ci z drogi. Nie zaczepiam nie, nie prowokuję... Co ja ci człowieku zrobiłem?! 
- Ej nie krzycz.. pogadajmy.
- Nie będę z tobą gadać... wyjdź już stąd. 
- Seonho.. wiem, że między nami nie zbyt ciekawie, ale..
- I już nie będzie. Wypad. - chłopak westchnął dość ciężko, idąc powoli do drzwi.
- Szkoda, że nie chcesz się ze mną dogadać.
- Nie żartuj. Jesteś ostatnią osobą, z którą chcę mieć jakikolwiek kontakt.
- No cóż... nie mogę cię do tego zmusić. - co za palant. Mam ochotę wykląć go i ten przeklęty związek mojej mamy z jego ojcem. Moje życie powoli wychodziłoby na prostą, gdyby nie ta dwójka...


*


                     Stałem w łazience, szykując się powoli do spania. Owinięty w biodrach ręcznikiem, myłem zęby patrząc się na swoje lustrzane odbicie. Znowu miałem kilka siniaków na twarzy przez starszych ode mnie imbecyli, którzy upatrzyli mnie sobie na swoją ofiarę. Moja mama już macha na to ręką. Odkąd wprowadził się do niej jej fagas, zwraca uwagę tylko i wyłącznie na niego. Plus jest taki, że mogę wychodzić z Minhyunem na imprezy i wracać w środku nocy, a ona nawet tego nie zauważy. Jedyną osobą w tym domu, która się o mnie chyba martwi, jest właśnie Kuanlin. Za każdym razem jak wracam późno, z nowym siniakiem czy smutny, pyta się mnie, co się stało. Cóż... to nie zmienia faktu, że i tak go nie lubię i przyjaciółmi na pewno nie zostaniemy.
- O.. sorki. - odwróciłem się gwałtownie, widząc stojącego w drzwiach Kuanlina. Wyplułem pospiesznie pastę do zlewu, ponownie się najeżając.
- Nie umiesz pukać?!
- Przeprosiłem.. przecież nie jesteś nagi.
- Właśnie, że jestem! Naucz się wreszcie pukać, to nie pierwszy raz! 
- Dobra, wyluzuj... już wychodzę. - chłopak wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Burknąłem za nim kilka nieprzyjemnych słów, zbierając się w pośpiechu do wyjścia. Ja nigdy nie nauczę się, by zamykać drzwi na klucz, a ten drań nigdy nie nauczy się pukać. Do tej pory nie musiałem zamykać drzwi, bo rodzice korzystali z łazienki znajdującej się na dole domu. Ta, która jest na górze, była w pełni moja, nie zmienię tak szybko nawyków - Dłużej się nie dało? - burknął Kuanlin, gdy otworzyłem drzwi łazienki.
- Coś ci nie pasuje? Przypominam, że na dole też jest łazienka.
- Ale ta mi bardziej pasuje.
- To przyzwyczaj się, że będziesz musiał na nią dłużej czekać. - uśmiechnąłem się cwaniacko, idąc w stronę swojego pokoju. Brunet mimo to nadal stał oparty o barierkę schodów, uważnie mi się przyglądając - Dopiero co ci się spieszyło... No na co tak patrzysz?
- Nie wiem komu bardziej robisz na złość... mi czy sobie?
- Co?
- Jesteś strasznie uparty. Jakbyś odpuścił, żyłoby ci się znacznie lepiej.
- A możesz mnie nie pouczać?
- Mogę... ale chcę żeby wreszcie coś do ciebie trafiło. 
- O co ci znowu chodzi? Zajmij się wreszcie sobą. 
- Po prostu jesteś nadymanym, zapatrzonym w siebie i swoje nieszczęście cymbałem... Nie tylko ty masz źle w życiu, wiesz? 
- Ty..
- Przestań obwiniać o wszystko cały świat.. naucz się, że teraz właśnie tak będziemy żyć. - warknął Kuanlin, robiąc krok w kierunku łazienki. W tym samym jednak momencie, tak bardzo się we mnie zagotowało, że niewiele myśląc pchnąłem go z bara. Nie sądziłem jednak, że chłopak straci równowagę i sturla się po schodach na sam dół.
- Kuanlin.. 
- Co to było? - usłyszałem zaniepokojony głos faceta mojej mamy. Po chwili wbiegł do przedpokoju z moją mamą, która w jednej chwili wpadła w histerię na widok nieprzytomnego bruneta - Synu!
- Jest nieprzytomny.
- Dzwonię po karetkę, tylko go nie ruszaj. 
- Ale..
- Nie ruszaj, może być połamany! - mimo ogromnego strachu, zbiegłem po schodach, klękając gwałtownie obok chłopaka.
- Kuanlin. - poklepałem go po twarzy, ignorując wcześniejszy zakaz jego ojca - Nie rób sobie jaj.. - moje serce biło jak szalone, a oczy powoli zachodziły łzami. Byłem przerażony. Co jeśli go zabiłem? Nie chciałem przecież go skrzywdzić do cholery - Kuanlin! 
- Seonho, widziałeś co się stało? - zapytała mama, nie odrywając przy tym wzroku od nieprzytomnego chłopaka.
- N..nie.. słyszałem tylko huk.. 
- Boże, jak on to zrobił.. Żeby tylko nic mu się nie stało. - zacisnąłem powieki, czując spływającą po policzku łzę. A jeśli połamałem mu kręgosłup? Boże, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie cierpię go, ale nigdy nie zrobiłbym mu tak ogromnej krzywdy.
- Mamo... nic mu nie będzie, prawda?
- Nie wiem skarbie, miejmy nadzieję, że nie. 
- Karetka już jedzie. - powiedział swoim łamanym koreańskim ojciec chłopaka, dokładnie go oglądając - Widziałeś, co się stało? - zaprzeczyłem skinieniem głowy, po czym wstałem gwałtownie, wychodząc przed dom. Nie byłem w stanie siedzieć przy nieprzytomnym Kuanlinie i ciągłych pytaniach dorosłych. Jak się obudzi, na pewno powie rodzicom, że to moja sprawka, ale szczerze mówiąc mam to gdzieś. Mam nadzieję, że to skończy się jedynie na wielkim strachu i siniakach.


*

                          Gdy karetka zabrała Kuanlina do szpitala, wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu, jadąc zaraz za nimi. Milczałem całą drogę i połowę nocy, którą spędziliśmy na korytarzu. Co chwilę do sali, w której leżał, dochodzili nowi lekarze. Każdy mówił coś innego, każdy z nich badał chłopaka pod innym kątem, a ja w tym wszystkim czułem się jakbym czekał na najgorszy możliwy wyrok. 
                      Poszedłem do szpitalnej knajpki po trzy kawy. Dochodziła czwarta nad ranem... nasi rodzice musieli iść dziś do pracy, a ja teoretycznie do szkoły, ale doszedłem do wniosku, że nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się, co się dzieje z tym baranem. Bez najmniejszego słowa wręczyłem dorosłym kubki z kawą, po czym usiadłem pod ścianą, w milczeniu wpatrując się w parującą ciecz. Wtedy też usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Uniosłem gwałtownie głowę, widząc jak ojciec Kuanlina podchodzi do lekarza, który się nim zajmował. 
- Co z nim?
- Na szczęście wszystko z nim w porządku. Ma kilka krwiaków, ale nic poważniejszego się nie stało. - słysząc te słowa, poczułem jak z mojego serca spada ogromny kamień. Nigdy w życiu nie czułem tak wielkiej ulgi. 
- Boże, jakie szczęście.
- Możemy do niego wejść?
- Prosił żeby do sali wszedł jego brat. - otworzyłem szerzej oczy, czując na sobie spojrzenia naszych rodziców - To ty, prawda? - skinąłem głową, odstawiając niepewnie papierowy kubek - Zapraszam. - brat? W tamtym momencie niewiele o tym myślałem. Nie jesteśmy braćmi, nigdy nie byliśmy i nie będziemy, ale przez szok i dość spory stres, nie potrafiłem niczego powiedzieć. Pewnie mnie zjedzie od góry do dołu albo zagrozi, że powie o wszystkim rodzicom. W sumie należy mi się. Wolę żeby to mama prawiła mi kazania niż on. Jest tylko rok ode mnie starszy, a uważa się za Bóg wie kogo. Wszedłem niepewnie do sali, widząc leżącego w łóżku chłopaka, który wpatrywał się we mnie słabymi, przekrwionymi oczyma. Mimo nienawiści, którą go darzę, było mi go teraz szkoda... - Tylko nie rozmawiajcie za długo. Twój brat musi odpoczywać. - skinąłem głową, widząc jak mężczyzna zasuwa za sobą drzwi. 
- Chodź tu dupku. - usłyszałem słaby głos bruneta, po którym znów przeniosłem na niego wzrok - Podejdziesz? - zgodnie z jego sugestią podszedłem do łóżka, głęboko przy tym wzdychając.
- Przepraszam... nie miałem pojęcia, że to tak się skończy. - oczy Kuanlina jedynie szerzej się otworzyły, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Wow.. nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie takie słowa. 
- Nie żartuj... to mogło się skończyć tragicznie..
- Ale się nie skończyło. - brunet jęknął, przekręcając się niezdarnie na bok - Widzę za to, że ciebie męczą wyrzuty sumienia. 
- Może.. - chłopak ponownie się uśmiechnął, wyciągając rękę w moim kierunku.
- To może wreszcie zakończymy tą bezsensowną wojnę? Zgoda?
- Nie wiem..
- Seonho.. to nie zależy od nas. Niczego z tym nie zrobimy. Nasi rodzice będą ze sobą, czy nam się to podoba czy nie.. Twój tato niestety nie wróci, moja matka... moja matka też nie. - burknął, opuszczając rękę - Dlatego musimy to jakoś zaakceptować i starać się dogadać. - przełknąłem z trudem ślinę, przytakując.
- Zgoda, spróbujmy. - usiadłem na łóżku, wbijając wzrok w posiniaczoną twarz Kuanlina - Bardzo cię boli? 
- Bardzo... Jak stąd wyjdę to się odegram. 
- Schodów nie przebijesz. - szepnąłem z lekkim uśmiechem, czując jednak koszmarne wyrzuty sumienia - Przepraszam.
- Daj spokój, to był wypadek... Ja cię wepchnę pod samochód. 
- Zasłużyłem.
- No weź... serio cię o nic nie winię, przecież żartuję. 
- Przegiąłem. Powiem naszym rodzicom, że to moja wi..
- Zamknij się. Potknąłem się o ten dywanik, który leży na górze. W sumie często o niego zahaczam. - przeniosłem wzrok na Kuanlina, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc. Jego twarz wyglądała fatalnie. Była cała posiniaczona i nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że to ja doprowadziłem go do takiego stanu.
- Dlaczego to robisz?
- Ale co?
- Bronisz mojego tyłka.. dlaczego?
- Bo cię lubię. - chłopak westchnął, sięgając posiniaczoną ręką po stojącą na szafce wodę - Mam tutaj tylko ciebie. - te słowa uderzyły we mnie z ogromną siłą i w jednej chwili dały bardzo dużo do myślenia. Fakt, pojawił się w moim życiu dość niespodziewanie i sporo w nim namieszał, ale w jednym ma rację. To co się dzieje, to sprawa tylko i wyłącznie naszych rodziców, w której nie mamy nic do powiedzenia. Możemy się z tym zgadzać lub nie, ale tylko i wyłącznie między sobą. A w tym wszystkim powinniśmy właśnie trzymać się we dwójkę.
- Daj, pomogę ci. 
- Dam radę.
- Daj. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, pomagając mu się napić. Może to głupie, ale czuję ogromne wyrzuty sumienia. Ostatni raz czułem się tak paskudnie po śmierci taty... nie sądziłem, że to wstrętne uczucie jeszcze kiedykolwiek do mnie wróci.


*


- Jesteś głodny? 
- Jak cholera. - spojrzałem na siedzącego na fotelu Kuanlina, wpatrującego się beznamiętnie w telewizor. Był piątkowy wieczór. Rodzice wyszli na randkę, a nas zostawili samym sobie. Na szczęście ostatnio się ze sobą dogadujemy, więc nie mieli obaw, że znowu któryś z nas się poważnie uszkodzi. Wprawdzie nie zwierzamy się sobie, ani nie jesteśmy nie wiadomo jak bliskimi przyjaciółmi, ale nasze relacje są naprawdę bardzo fajne... faktycznie jak bracia - Zamawiamy coś?
- Może sami coś zrobimy?
- Chce ci się? 
- No... gotowanie zbliża. 
- Brzmisz jak gej. 
- Wal się. - zaśmiał się, rzucając we mnie poduszką - Chodź, bo zaraz umrę z głodu. 
- O... to poczekajmy jeszcze godzinę.
- Boże, jaki z ciebie dupek. - Kuanlin rzucił się na mnie, solidnie mnie przy tym łaskocząc.
- Przestań! No przestań, mówię! 
- Masz mi jeszcze coś do powiedzenia, gnojku?!
- Puuuuuść! - pisnąłem kopiąc go w tyłek - Dobrze ci tak. - dodałem śmiechem, jednak jak zobaczyłem, że ten szykuje się do kolejnego ataku, ruszyłem w podskokach w kierunku kuchni - Dobra, jestem w kuchni. Nie możesz mi już nic zrobić. 
- Przynajmniej już wiem, że masz łaskotki.
- Nie mam... tylko się zgrywałem.
- Jasne.. mam to sprawdzić? 
- Nie, wal się. 
- No właśnie. - zaśmiał się, zaglądając do lodówki - Hmm... japchae? 
- Oo super. 
- To ty kroisz warzywa, a ja mięso. 
- Mam coś kroić? 
- No wiesz... wypadałoby. - nigdy nie potrafiłem obchodzić się z nożem. Nie rozumiem całej tej filozofii krojenia i posługiwania się tym przeklętym narzędziem. Zawsze w moim przypadku kończyło się to zranionymi palcami i plastrami - Trzymaj. - chłopak położył na blacie kilka warzyw, po czym sięgnął po nóż, wręczając mi go - Bierz się za robotę, a ja zajmę się mięsem i makaronem. - skinąłem jedynie głową, udając, że mam jakiekolwiek pojęcie o powierzonym mi zadaniu. Słyszałem za plecami jak Kuanlin sprawnie kroi mięso, coś sobie w międzyczasie podśpiewując - Jak ci idzie?
- Super. 
- Pamiętaj, że to musi być cienko pokrojone. - brunet stanął za mną, na co ja zamknąłem jedynie oczy z zażenowania. Czułem na karku jego ciepły, miarowy oddech i mimo iż nie jesteśmy braćmi, domyślałem się o czym teraz myśli - Czemu nie zacząłeś?
- Boję się posługiwać tym cholerstwem.
- No co ty... dlaczego? - byłem pewien, że mnie wyśmieje. Ten jednak zapytał mnie o to z całkowitą powagą.
- Zawsze miałem poranione do krwi palce. Wiem, że to głupie, ale..
- Przestań. Dawaj, nauczę cię. 
- Jak?
- Trzymaj ten nóż. - chwyciłem za nóż, czując jak Kuanlin staje za mną, łapiąc za moją dłoń, w której trzymałem wspomniany wcześniej przyrząd. Nie wiem dlaczego, ale czując jego przylegające do moich pleców ciało, poczułem jak automatycznie się spinam - Ostrożnie zaczniemy teraz kroić. 
- To głupie. - zaśmiałem się nerwowo, choć wcale tak nie uważałem. To że mi pomagał przezwyciężyć swego rodzaju lęk, było bardzo miłe z jego strony. Po prostu jedyną osobą, z którą byłem do tej pory tak blisko, był Minhyun. Krępuje mnie jego bliskość.
- Czemu uważasz, że to głupie? Powoli cię wszystkiego nauczę. 
- No dobrze... tylko powoli. - chłopak bardzo powoli i cierpliwie pokazywał mi co i jak należy zrobić. Z każdym kolejnym ruchem, jego dłoń zaciskała się na mojej coraz bardziej, a ja czułem jak po całej długości moich pleców, spływa chłodna strużka potu.
- Dasz radę sam?
- T.. tak... myślę, że tak. 
- No to działaj. - ojeju, jakie to było zawstydzające. Po przygotowaniu japchae, usiedliśmy znowu w salonie, zajadając się parującymi pysznościami - Mmm... dobre, co?
- Super. Nie wiedziałem, że tak dobrze gotujesz. 
- Nie przesadzaj. - zaśmiał się, wciągając po chwili makaron. Upiłem kilka łyków soju, które wyjęliśmy z lodówki, przyglądając się uważnie brunetowi.
- Skąd w ogóle znasz tak dobrze koreański?
- Uczę się go od kilku lat. 
- Serio? A skąd to zainteresowanie? 
- Kocham uczyć się języków. Chcę ich znać jak najwięcej.
- Ooo... jakie już znasz?
- Chiński, koreański i angielski. 
- Wow.. zazdroszczę.
- Jeśli chcesz, mogę cię pouczyć. 
- Poważnie?
- Pewnie.. żaden problem. - uśmiechnąłem się, ładując kolejną porcję jedzenia do buzi.
- A twój tata? Też nie najgorzej radzi sobie z koreańskim. 
- Zaczął się uczyć dla twojej mamy. - odchrząknąłem, odkładając pałeczki do miski.
- Nauczył się go w kilka miesięcy? 
- Miesięcy? - Kuanlin spojrzał na mnie, po chwili odkładając na stół swój talerz - A to ty nic nie wiesz.. 
- Ale... o czym nic nie wiem?
- Nie powinienem się w to wtrącać.
- Kuanlin.. - złapałem chłopaka za nadgarstek, wpatrując się w jego wielkie, czarne oczy - Jest coś, czego nie wiem o naszych rodzicach, tak?
- No... powiedzmy.
- Kuanlin..
- Dobra, słuchaj. - chłopak westchnął, odwracając przy tym wzrok - Oni.. oni znają się już kilka lat. Pracują w tej samej branży i poznali się na jakimś szkoleniu w Pekinie.
- Co..
- I... o ludu.. - czułem, że to co mi powie, bardzo mi się nie spodoba - No... jestem dość blisko z ojcem i powiedział mi o twojej mamie. Znaczy.. że poznał bardzo inteligentną i..
- Dobra, mniejsza z tym.. o co chodzi?
- Mówił o niej jak nakręcony.. Kiedyś wziąłem jego telefon, bo chciałem coś sprawdzić i... był w nim sms od twojej mamy..
- Co w nim było? I kiedy to do cholery było?
- Ja wiem... Może ze trzy lata temu. Nie, nie powinienem ci o tym mówić.. 
- Kuanlin, za moment stracę cierpliwość.
- Dobra... przespali się wtedy ze sobą.. Przykro mi, nie powinieneś się o tym dowiedzieć, zwłaszcza, że twój tata.. - poderwałem się z kanapy, wywracając przy okazji całą zawartość miski na dywan - Seonho, czekaj. - wybiegłem tylnym wejściem do ogrodu, starając się uspokoić i pozbierać myśli. Moja mama znała ojca Kuanlina już kilka lat temu? Przespała się z nim na szkoleniu trzy lata temu, a tato rok później zginął w wypadku... zdradzała go. Okłamywała nas wszystkich, udając przy tym wierną, kochającą żonę i matkę. Boże, nienawidzę jej! - Seonho.. 
- Zostaw. - odepchnąłem chłopaka, jednak ten chwycił mnie mocno za nadgarstek, mocno mnie przy tym przytulając - Zostaw mnie! - nie wytrzymałem. Zacząłem płakać jak głupi, aż było mi wstyd.
- Nie płacz.
- To chore!
- Są dorośli..
- Właśnie! Więc moja matka powinna myśleć jak osoba dorosła! Była wtedy z moim ojcem!
- Nie krzycz. - wylądowałem ponownie na klatce piersiowej starszego chłopaka. Chwyciłem go odruchowo za koszulkę, zanosząc się przy tym łzami. Kierowała mną taka nienawiść i smutek, jak nigdy dotąd. W życiu nie spodziewałbym się takiej podłości po własnej matce, którą jak sądziłem, znam jak własną kieszeń... ale się pomyliłem - Jak się uspokoisz, to porozmawiamy. - szepnął, drapiąc mnie po głowie. Jak mam się uspokoić po takiej informacji? Byłem cały czas okłamywany... I jeszcze po śmierci taty od razu niemalże wyjechała na Tajwan... Teraz wszystko zaczyna mi się układać.
- Nienawidzę jej. 
- To twoja mama..
- Nie.. - uniosłem wzrok na chłopaka, z trudem łapiąc oddech - W tym momencie nie mam już nikogo. 






~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

3 komentarze:

  1. aż zaczęłam przeklinać na Seonho przy tej scenie ze schodamiXD
    ale jego reakcja na akcje matki mnie nie dziwi, pewnie też bym była wściekła

    OdpowiedzUsuń
  2. Scena ze schodami to hit
    Albo mi sie zdaje albo to wyjątkowo długi rozdział
    Czuje sie jakbym przeczytała conajmniej dwa

    OdpowiedzUsuń
  3. arcydzieło, a pomysł z braćmi jest świetny lubię takie klimaty
    A tam poza tym to jak ja tęsknię za wanna one!:(

    OdpowiedzUsuń