2 maja 2019

Tylko Ty~cz.4 [Seonho&Kuanlin]



- Seonho... hej! - uniosłem niechętnie głowę ze stołu, wbijając wzrok w mojego przyjaciela- Minhyuna - Wystarczy już. 
- Mmm.. - ale się źle czuję... Po rozmowie z Kuanlinem zadzwoniłem do mojego kolegi i poprosiłem o to, by się ze mną spotkał. Czułem, że nie dam rady siedzieć w domu. Bałem się powrotu mamy. Bałem się tego, co jej powiem. Gotowało się we mnie jak nigdy, mógłbym naprawdę źle ją potraktować. Pojechaliśmy z Minhyunem do baru i zamówiliśmy soju. Pierwszy raz w życiu nie chciałem się kontrolować. Opowiadając przyjacielowi o tym, co zaszło, piłem jak głupi. W pewnym momencie jednak straciłem całkowicie nad tym kontrolę, upijając się jak przysłowiowa świnia.
- Hej... naprawdę już wystarczy. 
- Daj spokój. - czknąłem wlewając w siebie kolejny kieliszek. Czułem że lada moment mogę zwymiotować, ale chciałem o tym wszystkim zapomnieć choć na chwilę.
- Seonho, daj mi swój telefon.
- Mmm..
- Telefon, słyszysz? 
- Nie wziąłem... nie wziąłem z domu. - chłopak westchnął, po czym wyjął z bluzy swój telefon, intensywnie czegoś w nim szukając.
- To jest Kuanlin? - uniosłem wzrok, widząc w nim zamazany profil mojego pseudo braciszka. Skinąłem jedynie głową, czując jak mnie mdli - Jest dostępny.. napiszę do niego, żeby cię stąd zgarnął. 
- Zwym... zwymiotuję. - burknąłem, odsuwając się od stołu.
- Co? - ale wstyd. Zwymiotowałem na środku baru, pod stolik przy którym siedziałem. Czułem się jak wrak człowieka.. - Seonho, co ty.. - lada moment Minhyun znalazł się przy moim boku, pomagając mi się ogarnąć - Poczekaj, hej... chodź do łazienki. 
- Y yyy..
- Spróbuj wstać, słyszysz? 
- Co wy wyprawiacie? - chyba kelner. Nie miałem jednak siły, by się wytłumaczyć.
- Przepraszam za niego. Za dużo wypił. 
- Widzę... zabierz go do łazienki, posprzątam to. 
- Nie da rady wstać. Upił się prawie do nieprzytomności.
- Jest chociaż pełnoletni? - Minhyun milczał. Burknąłem jedynie coś pod nosem, plując znowu pod nogi - Tak myślałem... zabieraj go do łazienki, żeby szef tego nie zobaczył. 
- Ale..
- Idź, bo będziecie mieć problemy. 
- Seonho, słyszysz? Wstawaj i to już... no wstawaj. - poczułem silne szarpnięcie, po którym zostałem zaciągnięty do łazienki - Boże, coś ty ze sobą zrobił gnojku.. - przyjaciel usadził mnie na ziemi, zaraz obok ubikacji, zerkając ponownie w swój telefon - Oo Kuanlin napisał.
- A co?
- A to, że już po ciebie jedzie. Ale będziesz miał przesrane.. wytrzeźwiej tylko. 
- Ale... ale ty też piłeś.. ze mną.
- Wiem.. i jestem idiotą, że ci na to pozwoliłem. Dobra, napiszę mu, że jesteśmy w łazience. 
- Ale.. po co.. po co on? Odwieziesz mnie.
- Jak? Piłem Seonho. Niech on cię zgarnie jak najszybciej do domu, a ja wrócę autobusem. - czknąłem, ponownie wymiotując. Minhyun widział mnie chyba w każdej możliwej, życiowej sytuacji, ale ta sprawiła, że poczułem się wyjątkowo źle. W tym momencie całkowicie dotknąłem dna.. Po dłuższym czasie usłyszałem jak do łazienki wchodzi zdezorientowany i przestraszony Kuanlin - Oo jesteś. 
- Gdzie on jest? - bardzo się denerwował. Wyraźnie dało się to słyszeć w jego głosie - A... cześć tak w ogóle. 
- Cześć. Siedzi w tej kabinie. - otworzyłem niechętnie oczy, widząc kucającego przy mnie Kuanlina.
- Seonho. Hej, słyszysz mnie? - zostałem poklepany po twarzy, ale byłem tak wycieńczony, że nie byłem w stanie mu odpowiedzieć - Boże, jak od ciebie śmierdzi. 
- Pił bez opamiętania. 
- I ty mu na to pozwoliłeś?
- Wiem, nie powinienem... nie pouczaj mnie. - uśmiechnąłem się pod nosem, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Mój braciszek uwielbia pouczać innych. - spojrzałem na niego, trącając palcem jego nos - Mam rację?
- Zamknij się. Masz szczęście, że rodzice już śpią i cię nie zobaczą w tym stanie.
- Rodzice? Mój tata nie żyje. - sięgnąłem po papier, wycierając nim niezdarnie usta.
- Daj to. - burknął Kuanlin, pomagając mi.
- A mamy nie chcę znać. 
- Nie gadaj bzdur. 
- Kuanlin.. - chłopak uniósł wzrok, słysząc głos mojego przyjaciela - To.. to co mówił Seonho.. to prawda?
- Zależy co mówił, ale zakładam, że chodzi o naszych rodziców i sprawę sprzed paru lat.
- O tym właśnie mówię.
- No tak, to prawda... ale nie wiń o to mnie. To nie moja sprawa.
- Nie powinieneś mu o tym mówić.
- Prędzej czy później poznałby prawdę. Poza tym to wyszło w trakcie rozmowy. - Kuanlin chwycił mnie w pasie, stawiając mnie do pionu - Idziemy do domu. 
- Do mnie.. czy do ciebie? - wymamrotałem, wieszając się na nim niczym zwłoki.
- Mieszkamy razem durniu. Chodź, tylko powoli. 
- Dzięki, że po niego przyjechałeś. - Kuanlin uśmiechnął się lekko, wyprowadzając mnie ostrożnie z łazienki.
- Czuję się za niego odpowiedzialny.. Podwieźć cię?
- Nie, dzięki. Zabierz go jak najszybciej do domu. 
- Na pewno?
- Tak, poradzę sobie. Napisz do mnie, jak go położysz, okej?
- Jasne, nie ma sprawy... Widzę, że bardzo się o niego martwisz. - wymamrotał Kuanlin, prowadząc mnie powoli w kierunku wyjścia.
- Tak... to mój najlepszy kumpel. Kumpel, który bardzo dużo przeszedł... za dużo. - zostałem posadzony na tylne siedzenia samochodu. W momencie dotknięcia miękkich foteli niemalże całkowicie odpłynąłem - Może go położymy?
- Widzisz w jakim on jest stanie? Boję się, że mi zwymiotuje w samochodzie. 
- To rano po nim posprzątam. - burknął Minhyun, ostrożnie mnie kładąc - Seonho.. hej, młody.
- Mmm.. 
- Proszę cię, uważaj, okej? 
- Na co? - jęknąłem, otwierając tak ciężkie powieki, jakbym miał przyczepione do nich ciężarki.
- Nie zaśnij... trzymaj się jakoś i słuchaj się Kuanlina, dobrze? Jutro do ciebie zadzwonię. 
- Minhyunnie.. 
- Tak?
- Przepraszam. 
- Za co? Nie gadaj głupot. 
- Za moje złe zachowanie.
- Niczego złego nie zrobiłeś. Nie martw się. - nie mam pojęcia jak znalazłem się w domu. Przez całą drogę byłem zagadywany przez Kuanlina żebym przypadkiem nie zasnął. Ponoć wtedy czułbym się jeszcze gorzej.. Nie wiem też po jakim czasie dotarliśmy do domu, ale wejście do niego było dość ciekawe..
- Tylko bądź teraz cicho, okej? 
- Jestem cicho. - czknąłem, łapiąc się odruchowo za bolący brzuch.
- Niedobrze ci? Będziesz wymiotować?
- Nie. 
- Na pewno?
- Nie bój się. - chwyciłem chłopaka w pasie, biorąc przy tym głęboki oddech.
- Dobra chodź, bo widzę, że coraz gorzej z tobą. - Kuanlin wzmocnił uścisk, wprowadzając mnie do domu. Od razu na wejściu pomógł mi zdjąć buty, po czym zaczął mnie prowadzić w kierunku schodów.
- Ciemno.
- Cii... rodzice śpią. Trafisz bez światła. - szepnął, pomagając mi wejść na schody.
- Mmm.. nie dam radyyy..
- Seonho, ucisz się. Będziesz mieć przesrane jak obudzisz rodziców. 
- Jakich rodziców? Ja nie mam rodziców..
- Kurwa mać. - syknął, po czym kucnął przede mną, narzucając mnie sobie na plecy - Trzymaj się mocno. 
- Trzymam. - burknąłem, przytulając się do jego pleców. Z każdą kolejną sekundą kręciło mi się w głowie coraz bardziej. Miałem wrażenie, że jestem coraz bardziej pijany, mimo że wymiotowałem i byłem przez chwilę na dworze.
- Pójdziesz od razu spać. - jęknął otwierając drzwi do mojego pokoju.
- Nie e...
- Co nie e? Kładę cię do łóżka i od razu idziesz spać.
- Muszę umyć buzię... i zęby. 
- Zrobisz to rano. - Kuanlin usadził mnie na łóżku, zabierając się za rozbieranie mnie. Spojrzałem na niego przepitym wzrokiem, wzdychając.
- Nie bądź takiiii. 
- Seonho, jest trzecia... połóż się teraz spać. 
- Połóż się ze mną.
- Widzę że musisz przystopować z alkoholem. - westchnął, zdejmując ze mnie spodnie - Kładź się.
- Nie dam rady. 
- Jesteś okropny. - chłopak chwycił mnie w dość porządnie, po czym odsłonił kołdrę, kładąc mnie pod nią - Chcesz wody?
- Nie... chodź.
- Nie zwymiotujesz na mnie?
- Nieeeee.
- Dobra, już. - Kuanlin zdjął spodnie oraz bluzę, kładąc się obok mnie - Śpij. - nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem. Czy potrzebowałem wtedy czyjejś bliskości i wsparcia, czy kierował mną tylko i wyłącznie alkohol. Przysunąłem się bliżej chłopaka, po czym wtuliłem się w niego, zarzucając na niego nogę i rękę - Co ty..
- Przytul. 
- Seonho, no co ty..
- Proszę. - po jego cichym westchnięciu, poczułem jak ląduję w jego ramionach. Wtedy też w spokoju mogłem zamknąć oczy i zasnąć. Poczułem się bardzo dobrze. Świadczyło o tym to, że od razu odpłynąłem, ignorując w całości to, co mówił jeszcze do mnie chłopak...


*

                       Przebudziłem się, czując lekkie drapanie po głowie. Jęknąłem jedynie, czując jak skręca mi żołądek... fatalnie się czułem.
- Pora wstawać. - usiadłem gwałtownie, słysząc koło ucha głos Kuanlina - Co taki zdziwiony? 
- Co ty.. 
- No tak, nic nie pamiętasz. 
- Ale... czego nie pamiętam? - Kuanlin zaśmiał się, podając mi butelkę wody - Dzięki.
- Odebrałem cię wczoraj z baru... spitego jak świnia. - oderwałem się od butelki, wbijając w chłopaka zdziwione spojrzenie.
- Serio było aż tak źle?
- Żartujesz? Zarzygałeś pół baru i ledwo trzymałeś się na nogach.. Twój przyjaciel do mnie napisał żebym cię odebrał. 
- Przepraszam.. - ale wstyd. Dlaczego nie mogę sobie niczego przypomnieć? Wiem, że wczoraj dowiedziałem się prawdy o mojej mamie, potem chwilę rozmawiałem z Kuanlinem, a wieczorem nie wytrzymałem i zadzwoniłem do Minhyuna, by gdzieś ze mną wyszedł. A w barze całkowicie urwał mi się film...
- Nie masz za co przepraszać. 
- Mam. - westchnąłem, upijając kilka solidnych łyków wody - Zrobiłem poza tym coś głupiego?
- Hmmm... kazałeś mi siebie przytulać i stwierdziłeś, że bez umytej twarzy i zębów nie pójdziesz spać. 
- O matko...
- Wyluzuj. - zaśmiał się, wstając leniwie z łóżka - Ale jako twój nieoficjalny starszy brat, mam obowiązek cię pouczyć.
- Znowu? 
- Znowu... przypomnij mi, ile masz lat.
- Siedemnaście.
- Właśnie... a byłeś w barze, w którym siedziały same dorosłe chłopy i do tego spiłeś się niemalże do nieprzytomności.
- Ja...
- Wiem, że ci ciężko.. ale mimo to nie powinieneś uciekać w alkohol. Trzeba było iść do Minhyuna, pogadać... a nie pić jak największy menel. 
- Wiem, masz rację.. Poza tym mam nauczkę..
- Głowa cię boli?
- No... i strasznie mi niedobrze. - Kuanlin westchnął jedynie, narzucając na siebie t-shirt.
- Idź do łazienki, weź prysznic... Zrobię ci aspirynę i jakieś śniadanie. 
- Aspirynę i herbatkę.
- Herbatkę? Powinieneś zjeść coś ciepłego.
- Nie dam rady. Może potem.
- No dobrze.. Spadaj pod prysznic. - zwlokłem się z łóżka jak zwłoki. Obiecałem sobie, że nigdy więcej się nie napiję, ale to było silniejsze ode mnie. Wiem też, że nie powinienem tego robić, ale wiadomości związane z mamą całkowicie mnie dobiły. W sumie teraz mimo wszystko, zaczynam doceniać obecność Kuanlina. Gdyby nie on, chyba bym całkowicie zwariował.
                     Po solidnym prysznicu ubrałem się w byle jaki dres i koszulkę, po czym leniwym krokiem zszedłem na dół do kuchni. Gdy tylko do niej wszedłem, ujrzałem siedzących przy stole rodziców oraz stojącego przy blacie Kuanlina.
- Cześć słońce. - przywitała się ze mną mama, odsuwając jedno z krzeseł - Siadaj, zjesz z nami. 
- Mogłeś uprzedzić. - burknąłem, wbijając wzrok w Kuanlina.
- Przepraszam, ja..
- Uprzedzić o czym? Siadaj, zobacz jakie mamy pyszności.
- Nie mam ochoty przebywać w twoim towarzystwie. 
- A... dlaczego tak mówisz? 
- Jak ty mówisz do matki? - oburzył się jej gach, wstając z miejsca.
- Ty się człowieku nie wtrącaj. 
- Seonho, co z tobą? 
- Tato, chodź. - Kuanlin podszedł do ojca, łapiąc go za ramię - Chodź, to ich sprawa. 
- Chcę wiedzieć o co chodzi.
- Doskonale wiesz o co chodzi... chodź już. - gdy zostałem w kuchni z samą mamą, ta podeszła do mnie, uważnie mi się przyglądając.
- Słabo wyglądasz... źle się czujesz?
- Zdradzałaś tatę. - między nami zapadła cisza. Przełknąłem z trudem ślinę, unosząc niechętnie na nią wzrok. Czułem niesmak i ogromną pogardę do tej kobiety - Przespałaś się z tym dupkiem na szkoleniu... jak mogłaś? - ojej, skąd to nagłe zakłopotanie? Czyżby właśnie układała w głowie perfekcyjną wymówkę, którą myśli że łyknę, jak głodny pelikan? Zapomnij...
- Skąd... skąd o tym wiesz?
- Chciałem żebyś zaprzeczyła.. 
- Seonho, posłuchaj mnie.
- Nie. Wiem o wszystkim, rozmawiałem z Kuanlinem. Jak ci nie wstyd? 
- Skarbie..
- Jesteś dla mnie nikim... nikim, rozumiesz? - pociągnąłem nosem, czując spływające po policzkach łzy - Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem coś takiego własnej matce.
- Skarbie, daj mi się wytłumaczyć.
- Nie musisz... zajmij się tym burakiem i nie wchodź mi w drogę. - warknąłem, po czym otworzyłem gwałtownie drzwi, idąc w kierunku przedpokoju.
- Seonho! - wskoczyłem w pierwsze lepsze buty, wybiegając z domu. Czułem się w tym momencie okropnie, nie tylko pod względem fizycznym przez pieprzonego kaca, ale też psychicznym... w tym momencie potrzebowałem naprawdę niewiele, by zrobić coś głupiego. Szedłem w kierunku niewielkiego klifu, na który chodziłem zawsze z tatą. Było stamtąd widać kawałek Seoulu, który uwielbialiśmy oglądać i rozmawiać o najróżniejszych rzeczach. Cholernie mi tego brakuje i  strasznie boli mnie to, że nigdy już tego nie powtórzymy. Czułem, że wybiegł za mną Kuanlin. Słyszałem za sobą jego kroki i ciężki, towarzyszący mu oddech. Mimo to nie zaczepiał mnie, ani nie zatrzymywał. Bacznie mnie obserwował i pilnował tego, gdzie idę. W momencie, w którym doszedłem na klif i ujrzałem ławkę, na której zawsze siedziałem z ojcem, nie wytrzymałem. Usiadłem na niej, zanosząc się łzami jak głupi. Czułem się taki zagubiony i samotny, jak nigdy dotąd. Miałem w tym momencie tylko Minhyuna i Kuanlina, który chyba mnie znienawidzi przez to, co mówię o jego ojcu.
- Seonho.. - chłopak narzucił na mnie płaszcz, po czym usiadł za mną, mocno mnie przytulając - Nie płacz. - szepnął opierając podbródek na moim ramieniu.
- Chcę zniknąć. 
- Jak?
- No właśnie... jak.. - Kuanlin uśmiechnął się, głaszcząc mnie po ramionach.
- Nie wygaduj głupot. Gdybyś zniknął, wszyscy by za tobą bardzo tęsknili.
- Jacy wszyscy?
- Mama, Minhyun, ja.. twoi znajomi.
- Nie mam znajomych i matki. - wziąłem głęboki oddech, wycierając mokre policzki - Współczuję ci, że musisz się ze mną użerać.
- Nie nazwałbym tak tego. Lubię cię... a to, że masz teraz gorszy okres... cóż... każdy czasem ma, ale wyjdziesz z tego. - skinąłem jedynie głową, spoglądając na piękną panoramę Seoulu - Często tu przychodzisz?
- Teraz już nie. Kiedyś bardzo często przychodziłem z tatą. 
- Jaki był twój ojciec?
- Serio cię to interesuje?
- Pewnie. - zamknąłem na moment oczy, przypominając sobie obraz mojego idealnego ojca.
- On.. był bardzo ciepłą osobą, otwartą.. bardzo tolerancyjną. Zawsze wiedział, co siedzi mi w głowie i jak się czuję.. nie musiał o to pytać. Rozumiał mnie jak nikt inny i zawsze mnie wspierał... nieważne co bym chciał zrobić. 
- A jak myślisz? Co powiedziałby ci teraz?
- Hmm... pewnie żebym uniósł głowę do góry i dalej szedł do przodu.
- Widzisz.. myślisz, że chciałby cię widzieć w takim stanie? 
- Nie... i nie chciałby osobiście się dowiedzieć o zdradzie tej..
- Hej... ale uważaj, bo zaraz powiesz za dużo. - Kuanlin chwycił mnie za brodę, odwracając moją twarz w swoim kierunku. Po chwili zajął się wycieraniem moich policzków, wpatrując się we mnie z uwagą - Wiem, że czujesz się paskudnie i... może niekoniecznie masz teraz na cokolwiek ochotę, ale co powiesz na dobre jedzonko i jakiś film, hm?
- Dzisiaj?
- Mhm... dzisiaj wieczorem. Pogadamy, pomarudzimy, pozwierzamy się sobie..
- Okej.
- Super... a jutro pójdziesz ze mną na tenisa. - Kuanlin co weekend biega na treningi z tenisa. Raz pojechałem po niego z mamą i muszę przyznać, że naprawdę wymiata.
- Nie umiem grać.
- A od czego ma się starszego brata? Wszystkiego cię nauczę.
- Nie za bardzo wszedłeś w tą rolę?
- Może.. a przeszkadza ci to?
- W sumie to nie. Cieszę się, że cię poznałem. 
- Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy Seonho.. Może do mojego ojca też się kiedyś przekonasz..
- Ja..
- On cię bardzo lubi i możesz mi wierzyć, że nie chce zastąpić ci taty.. Chce po prostu, żebyście się ze sobą dogadywali, to wszystko. 
- Przepraszam, że to powiem, ale z początku go nienawidziłem.
- Wiem, domyślam się.
- Ale potem, jak poznałem prawdę... on nie jest niczemu winien.. - spojrzałem na chłopaka, wzdychając - Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Co z twoją mamą? - Kuanlin oblizał nerwowo wargi, przenosząc wzrok na panoramę miasta. Czuję, że znowu nieodpowiednio postawiłem pytanie... - Jeśli nie chcesz...
- Nie, w porządku. Ona... miała kochanka, do którego zwiała. Zostawiła nas jak miałem 12 lat. Potem ten gnój kopnął ją w tyłek i chciała wrócić do nas, ale mój ojciec spotykał się już z twoją mamą.. - brunet parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową - Ale popieprzona sytuacja. - przełknąłem z trudem ślinę, nie mając pojęcia jak się teraz zachować. Bałem się, że powiem coś, co by go uraziło - Od samego początku starałem się złapać z tobą kontakt, bo wiedziałem, że tylko ty potrafisz mnie zrozumieć. - spojrzałem na chłopaka, czując jak moje serce przyspiesza. Nie mam pojęcia dlaczego jego wyznanie tak na mnie zadziałało. Było to bardzo przyjemne i bolesne jednocześnie - Bardzo mocno bije ci serce. 
- Przestań. - wstałem gwałtownie, czując jak się czerwienię. Dlaczego tak zareagowałem? Co jest do cholery..
- Sorki... nie chciałem cię zawstydzić. Po prostu powiedziałem co czuję.. 
- Wiem, ja... - wziąłem głęboki oddech, odwracając się w kierunku chłopaka - Nie zawiodę cię. - na jego twarzy pojawił się jedynie delikatny uśmiech, który ponownie wprawił moje serce w szybsze bicie.
- Chodź tu. - wylądowałem ponownie w jego ramionach, jednak starałem się przyjąć to na chłodno. Musimy się wspierać i na sobie polegać. Nie powinienem od niego uciekać i czegokolwiek mu odmawiać.


*

                       Przez resztę weekendu nie zamieniłem nawet jednego słowa z mamą. Gdy ją widziałem, od razu uciekałem do pokoju. Może to głupie i dziecinne, ale nie potrafię spojrzeć jej w oczy. W niedzielę byłem też z Kuanlinem na tenisie. Grałem w to cholerstwo pierwszy raz, więc co chwilę byłem wyśmiewany przez chłopaka, ale muszę przyznać, że mimo to bardzo dobrze się bawiłem. Postanowiliśmy, że co weekend będziemy chodzić na treningi razem. Kuanlin ma rację. Potrzebuję czegoś nowego, co zajmie moje myśli. Może tenis to dobry pomysł.
                    Wyszedłem ze szkoły kierując się w stronę parkingu, na którym miał czekać na mnie Kuanlin. Umówiliśmy się, że jak będzie wracać z zajęć to mnie odbierze, pojedziemy na jakieś jedzonko i wrócimy do domu. Nie mogłem się doczekać, a do tego byłem głodny jak diabli. Specjalnie zjadłem w szkole mniejszy lunch, żeby nadrobić podczas obiadu z moim przyszywanym braciszkiem.
- Patrzcie, idzie. - zatrzymałem się gwałtownie, słysząc głos jednego z moich oprawców. Wywinąłem jedynie oczyma, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc - Dokąd leziesz pokrako?
- Dajcie mi spokój. - burknąłem chcąc przejść, jednak maturzyści skutecznie mnie zatrzymali - Odwalcie się. 
- Pytam grzecznie, gdzie idziesz..
- A ja ci grzecznie odpowiadam, żebyś się odpieprzył. To już jest naprawdę nudne. - chłopak złapał mnie za mundurek, uderzając moim ciałem o ścianę szkoły.
- Przestaniesz wreszcie pyszczyć sieroto? 
- Nie jestem sierotą.. 
- Nie? A od kogo uciekł ojciec? - wokół mnie zabrzmiało kilka męskich śmiechów. Zagryzłem jedynie wargę, starając się być twardym... naprawdę mam już dość bycia ofiarą.
- Odpieprz się buraku, bo pożałujesz.. 
- Słyszeliście to? - zaśmiał się, przytrzymując mnie jedną ręką - Ty mi grozisz gnojku? 
- Tak, grożę ci... puszczaj.
- Zabawne. - chłopak zamachnął się, wymierzając mi porządny cios w nos. Jęknąłem jedynie, łapiąc odruchowo za bolące, krwawiące miejsce. Na moment mnie zamroczyło, jednak mimo wszystko starałem się wytrzymać, by całkowicie im się nie poddać - Jeszcze raz powiesz coś do mnie takim tonem. 
- Wypad stąd kaleko... nie mamy ochoty cię oglądać. - uniosłem jedynie wzrok, starając się zatamować krew, ale to było niemożliwe.
- No wypad! - sięgnąłem niezdarnie po plecak, będąc na do widzenia popchniętym przez jednego z chłopaków. Niewiele myśląc naciągnąłem rękaw marynarki, przykładając go do nosa... potem będę się martwić o to, jak go doczyszczę. Chciałem jak najszybciej zobaczyć się z Kuanlinem i pojechać do domu, by doprowadzić się do porządku. Boże jak ja się cieszę, że te bezmózgi niedługo kończą szkołę... nareszcie się od nich uwolnię.
- Seonho! Tutaj! - słysząc wesoły głos Kuanlina, spojrzałem w kierunku parkingu, widząc jak ten macha do mnie, sygnalizując tym samym, gdzie jest. Nie chciałem pokazywać mu się w takim stanie, ale nie miałem innego wyjścia - Seonho.. - chłopak podbiegł do mnie, otwierając szeroko oczy.
- Cześć..
- Cześć? Co ci się stało?! 
- Nic.
- Pokaż się do cholery. 
- Auć. - syknąłem, czując płynącą po ustach krew.
- Pochyl się... No pochyl się, słyszysz? - Kuanlin podbiegł do samochodu, wyciągając z niego chusteczki, które po chwili znalazły się przy moim nosie - Kto ci to zrobił?
- Nie ważne.
- Mów. Kto to był? - wyprostowałem się, spoglądając w kierunku bramy szkoły, pod którą stali moi oprawcy. Palili papierosy jak gdyby nigdy nic. Ich rodzice są cholernie bogaci, dlatego czują się tacy bezkarni - To oni, tak?
- Kuanlin, daj spokój.
- To oni się tak nad tobą znęcają? - odwróciłem jedynie wzrok, starając doprowadzić się do normalnego stanu - Seonho, mów..
- Tak. 
- Stój tutaj. - nie zdążyłem nawet nic powiedzieć. Chłopak wyrwał w kierunku grupki, zostawiając mnie w absolutnym osłupieniu.
- Kuanlin.. 
- Który z was zlał Seonho? - pobiegłem za brunetem, czując coraz to mocniej bijące serce.
- A co? 
- Kim ty w ogóle jesteś? 
- Jego bratem.
- Oooo... to nasza pokraka ma braciszka?
- Zapytam ostatni raz... który z was go uderzył?
- Ja... a bo co? - chciałem złapać Kuanlina za płaszcz, ale nie zdążyłem. W jednej chwili chłopak złapał za mundurek dupka, który mnie uderzył, po czym wymierzył solidny cios w jego twarz. Jego koledzy jedynie otworzyli szerzej usta, odsuwając się - Co ty..
- Jeśli choć raz dowiem się, że zrobiłeś mu krzywdę, to przysięgam, że inaczej pogadamy, rozumiesz? 
- Kurwa, ty..
- Pytam czy rozumiesz?! 
- T..tak.. rozumiem.
- Cieszę się. - Kuanlin odwrócił się, obejmując mnie w pasie - Chodź, jedziemy do domu. - byłem w szoku. Zawsze był w moich oczach spokojnym, poukładanym, pełnym manier chłopakiem, a tu proszę... jak trzeba, potrafi nawet uderzyć. Nie sądziłem jednak, że użyje tej siły, by pomóc właśnie mi. Gdy usiedliśmy w samochodzie, Kuanlin spojrzał na mnie w milczeniu, dotykając ostrożnie mojego nosa - Boli jak dotykam?
- Nie.
- To dobrze... nie powinien być złamany. - zaraz po tym sięgnął po kolejną partię chusteczek, wręczając mi je - Wytrzyj buzię. Pojedziemy do domu się ogarnąć i zabiorę cię na obiad. 
- Kuanlin..
- Tak?
- Dziękuję. - brunet westchnął, ponownie na mnie spoglądając.
- Jeśli będzie działa ci się jakakolwiek krzywda, masz mi o tym powiedzieć. Zawsze ci pomogę na tyle, na ile będę potrafił. 
- Dobrze.
- Na pewno? - skinąłem głową, łapiąc go za rękę, którą uderzył chłopaka.
- A ciebie nie boli?
- Nie. - uśmiechnął się lekko, odpalając samochód - Martwię się o ciebie dzieciaku.
- Dlaczego? 
- Bo spotyka cię za dużo złych rzeczy... nie chcę żeby tak było. - spojrzałem jedynie w jego kierunku, czując jak moje serce przyspiesza.
- Powinieneś chodzić do mojej szkoły. 
- Powiedz to mojemu ojcu... Uparł się żebym chodził do szkoły, która jest bliżej domu, bo "na pewno się zgubię". 
- Potrzebuję cię. - na ustach Kuanlina pojawił się ciepły uśmiech. Jego wolna dłoń powędrowała na tył mojej głowy, ostrożnie mnie po niej drapiąc.
- Zawsze jestem do twojej dyspozycji, pamiętaj. Musisz tylko zacząć mówić mi o takich rzeczach. 
- Trafił mi się chyba najlepszy, starszy brat.
- Chyba?
- Na pewno. 
                            Zgodnie z postanowieniem, wróciliśmy po szkole do domu, by się przebrać i w moim przypadku umyć. Potem zjedliśmy dobry obiad w pobliskiej knajpce i wybraliśmy się na rowery, by się trochę odprężyć po ciężkim i pełnym emocji dniu. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem. Gdy zostawialiśmy rowery w garażu, Kuanlin spojrzał na mnie, uśmiechając się.
- Idź od razu do łazienki i do łóżka. Jutro masz szkołę.
- Ty też staruchu. 
- Ale ty jesteś młodszy. Potrzebujesz więcej snu.
- Też mi coś. Jestem młodszy tylko o rok.
- A mentalnie? 
- Wal się.. 
- Żartuję. - zaśmiał się, obejmując mnie. Gdy weszliśmy do domu przywitał nas głos jego ojca.
- Jesteście już?!
- Tak! Sorki, że tak późno!
- W porządku! Chodźcie do nas na moment! - spojrzeliśmy jedynie na siebie, wzruszając przy tym ramionami. Ciekawe o co chodzi.
- Pewnie siedzi tam z matką... nie mam ochoty jej oglądać. - szepnąłem, spotykając się z błagalnym spojrzeniem Kuanlina.
- Chodź, proszę cię. Prędzej czy później będziesz musiał z nią pogadać.
- Wolę później.
- Seonho, nie bądź uparty. Zajmie nam to chwilkę. 
- Ale..
- Chodź.. proszę. - wywinąłem jedynie oczyma, idąc do pokoju za "bratem" - Jesteśmy. 
- O proszę, nawet Seonho zaszczycił nas swoją obecnością.
- Tato daj spokój, okej? Mów o co chodzi, bo jesteśmy zmęczeni i chcemy iść do siebie. 
- No już już.. Wymyśliliśmy z twoją mamą Seonho, że pojedziemy na weekend na Jeju. Co wy na to? 
- Dla mnie super.
- Że niby rodzinny wypad, tak? - burknąłem spoglądając na zmieszaną mamę.
- W końcu będziemy mieć czas, żeby wyjaśnić sobie parę spraw. Twoja mama wspominała, że lubisz takie wypady za miasto.
- Tak, jeśli towarzystwo dopisuje.. 
- Uparty z ciebie dzieciak.
- Może... ale spoko, niech wam będzie. Pojadę z wami. 
- Bardzo się cieszę. O której kończycie w piątek szkołę? 
- Ja o 14-tej.
- A ja o 15-tej. - westchnąłem, spoglądając ostentacyjnie na telefon - Jest późno... mogę już iść?
- Tak, uciekajcie już. - gdy odwróciłem się w kierunku schodów, usłyszałem głos mamy.
- Seonho. - gdy na nią spojrzałem, poczułem koszmarne kłucie w sercu - Śpij dobrze skarbie. 
- Dobranoc.. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, znikając na schodach. Weekend spędzony na Jeju? Brzmi super. Idealny moment, by porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka spraw? To już mniej mi się podoba, ale może ojciec Kuanlina ma rację. Zobaczymy.. Póki co muszę przygotować się psychicznie na kolejny dzień w szkole. Do weekendu zostało jeszcze dużo czasu...




~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz