19 lipca 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.2[Chani&Rowoon]




- Chanhee.. - poczułem jak ktoś mnie szturcha, jednak byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet ochoty otworzyć zapuchniętych oczu - Hej... chcesz wody?
- Daj mi spokój. - burknąłem, okrywając się dokładniej kołdrą.
- A masz kaca?
- Mhm... daj mi spać. 
- Ja zaraz umrę. - odwróciłem się niechętnie, widząc przy swoim łóżku, wychylającą się z dołu głowę Rowoona.
- Tylko na mnie nie zwymiotuj.
- Kusząca opcja. - dałem mu niezdarnego pstryczka w czoło, po czym usiadłem czując, jak wszystko w moim żołądku wiruje.
- Aishh..
- Co jest?
- Co jest? Jest mi niedobrze.. 
- Piłeś wczoraj jak głupi.
- Przypomnij mi tylko, kto mi ciągle donosił ten alkohol.
- Dobra no... mieliśmy się wyluzować przed pracą.
- Tak się wyluzowałem, że dzisiaj w pracy zejdę. - sięgnąłem po trzymaną przez współlokatora butelkę wody, upijając z niej kilka bardzo solidnych łyków. Wczoraj Rowoon zabrał mnie na imprezę do jednego z klubów znajdujących się na statku. Z początku było bardzo fajnie... poznałem kilku świetnych chłopaków.. Dawona, Inseonga, Hwiyounga i Youngbina. Oni też pracują jako kelnerzy na nocnej zmianie. Złapaliśmy od samego początku dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy, oni chyba za mocno weszli w rolę starszych braci, bo baaardzo się mną opiekowali. Momentami chyba aż za bardzo, ale to miłe z ich strony. Mimo to, gdy już trochę popili, zaczęli częstować alkoholem też mnie. Z racji tego, że mam 16-cie lat, nigdy dotąd nie piłem, przez co upiłem się bardzo szybko, czego teraz żałuję, bo czuję się fatalnie. Nie wiem nawet jak wróciłem do pokoju, a to już jest szczyt wszystkiego...
- Weź prysznic, pij dużo wody... ja zaraz skombinuję nam coś do jedzenia.
- Niczego nie przełknę.
- Musisz... mówię ci, że poczujesz się lepiej. 
- Najwyżej na ciebie zwymiotuję.
- Może być. - zaśmiał się, schodząc z łóżka. Zaraz po tym zaczął się rozbierać ze spodni i koszuli, które miał na sobie zeszłej nocy. Zasłoniłem pospiesznie oczy, czując jak się czerwienię.
- Zero wstydu. 
- Wyluzuj... nie świecę gołym tyłkiem.
- No jeszcze tego brakowało. 
- Idź do łazienki.. zimny prysznic dobrze ci zrobi.
- Dobra no... moment. 
- Moment... ja wyjdę, a ty pójdziesz dalej spać.
- A nawet jeśli, to co?
- To, że jest 16-ta i niedługo trzeba będzie się szykować do pracy. 
- Że co? - sięgnąłem po telefon, widząc widniejącą na nim godzinę 16:12 - Przespaliśmy cały dzień?
- W zasadzie to nie. Wróciliśmy do pokoju około siódmej... zanim cię położyłem do łóżka, to było grubo po ósmej.
- Jak to położyłeś mnie do łóżka? - Rowoon zaśmiał się, oblizując przy tym wargi.
- Jesteś dość uparty, jak popijesz. 
- A jaśniej?
- Jaśniej... przyprowadziłem cię do pokoju kompletnie pijanego i jak chciałem położyć cię spać, ty upierałeś się, że bawiłeś się tak dobrze, że chcesz wrócić do klubu. Ja cię kładłem do łóżka.. ty wstawałeś i leciałeś do drzwi.. no.. i tak w kółko. - spuściłem głowę, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu. Widzę, że ładnie się zaprezentowałem i to na samym wstępie... ale obciach.
- Przepraszam.
- Daj spokój, nic się przecież nie stało. 
- A... zrobiłem coś głupiego?
- Hmm... chyba nie. Po prostu dobrze się bawiłeś.
- Ta.. szkoda, że tego nie pamiętam. 
- Spokojnie.. dwa miesiące przed tobą. Nauczę cię imprezować w taki sposób, żebyś wszystko pamiętał.
- Czad. - upiłem ponownie kilka łyków wody, wpatrując się w Rowoona - Czemu tak na mnie patrzysz?
- Pyskaty jesteś.
- Już mi to mówiłeś.
- No właśnie... pomyśl nad tym. - po tych słowach brunet sięgnął po klamkę, wychodząc z kajuty. Dureń... za kogo on się uważa, by mnie pouczać? Z resztą... czym ja się przejmuję? Powinienem to olać i zająć się pracą i wakacjami. Nie widzę się dzisiaj w pracy. Czuję się tak fatalnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, jaki jest sens picia? Człowiek się sponiewiera jak nie wiem co, o to w tym wszystkim chodzi? Traci świadomość, nie wie, co robi, a na drugi dzień czuje się jak ostatnie ścierwo... bez sensu. Zgodnie z radą współlokatora, wziąłem chłodny prysznic, czując jak powraca mi jasność myślenia. Mimo to mój żołądek nadal wariował, a ja bałem się, że w każdej chwili zwymiotuję pod własne nogi. Jak ja wytrzymam do rana w pracy? W sumie to z drugiej strony chce mi się śmiać, jak przypomnę sobie moje wczorajsze słowa: "Jak zacząć, to z przytupem"... no to zacząłem.. - Jestem. - narzuciłem na siebie bluzkę, widząc wchodzącego do pokoju Roowona.
- Co tam masz?
- Bibimbap... może być?
- Tak... tylko naprawdę nie jestem głodny.
- Zjedz ile dasz radę.. musisz rozruszać żołądek.
- Obawiam się, że jest wystarczająco naruszony. - spojrzeliśmy na siebie, wymieniając się uśmiechami - A tak serio to.. dzięki za to wszystko. 
- Wooo... czyli jednak masz w sobie trochę pokory.
- Nie zaczynaj.
- Dobra, nic już nie mówię. - brunet usiadł obok mnie, władowując po chwili do buzi porządną łyżkę jedzenia - Mmm pycha... spróbuj. - spróbowałem niechętnie, czując jak robi mi się gorąco - Wiem.. może zrobię ci herbatę?
- Mhm... poproszę. - miło z jego strony, że tak o mnie dba. Chyba niepotrzebnie tak na niego naskakuję, ale taki już mam niestety charakter - A... tak w ogóle, to może mi coś o sobie opowiesz?
- W sumie spoko... a co chciałbyś wiedzieć?
- Jesteś z Seoulu?
- Y y... z Daegu.
- Ojj... to kawał drogi.
- A ty co? Stolica? - skinąłem jedynie głową, wpychając w siebie kolejną łyżkę jedzenia - Często tam bywam, to jak się polubimy to może cię z raz odwiedzę. - zaśmiałem się, widząc jak chłopak stawia obok mnie kubek z parującą herbatą.
- Dzięki.
- Liceum już wybrane?
- Tak.. chciałem załatwić wszystko przed wyjazdem.
- Słusznie. I na jaką szkołę postawiłeś? 
- Seoul High School.
- Wooo... renoma. 
- Starałem się. - posłałem w kierunku bruneta ciepły uśmiech, po czym sięgnąłem po kubek, upijając z niego solidny łyk gorącego napoju - Masz rodzeństwo?
- Mhm... starszą siostrę. A ty?
- Ha! Jedynak.
- Zazdroszczę. - zaśmiał się, rozsiadając się wygodniej - Pewnie rodzice chuchają na ciebie, jak na największy skarb.
- Oj tak... czasami to jest męczące. 
- Dlaczego?
- Czasem mam wrażenie, że pójdą za mnie do łazienki, bo sam na pewno sobie nie poradzę.
- Serio? - chłopak wybuchł śmiechem, zakrywając usta dłonią - Aż tak? - skinąłem głową, czując się jak skończony dureń.
- Nie wiem w zasadzie, czemu ci o tym mówię... to takie żenujące. 
- Daj spokój, miło z ich strony. 
- Powiedzmy. - upiłem kolejny łyk herbaty, obserwując rozbawionego Rowoona zajadającego się przyniesionym jedzeniem - A twoja dziewczyna?
- Hm? - nasze spojrzenia się spotkały. Brunet przełknął porcję Bibimbap, oblizując przy tym wargi - Ależ ty zmieniasz tematy. 
- Sorki... jestem po prostu ciekawy tego, z kim mieszkam.
- I dlatego pytasz o moją dziewczynę.
- Jest to w pewnym sensie część ciebie.
- O jak ładnie powiedziane. - współlokator westchnął, odstawiając miskę z jedzeniem - Nie układa się nam, tyle w temacie.
- Rozumiem, że mam to tak zostawić i nie dopytywać... okej, przyjąłem. - na twarzy Rowoona pojawił się lekki uśmiech, jednak równie szybko, co się pojawił, tak samo szybko zniknął.
- Jest strasznie zaborcza i chce mieć nade mną kontrolę, a ja raczej jestem przeciwny takim rzeczom. - cóż... nie pytałem, ale widocznie potrzebuje się wygadać - Ja bardziej obstaję przy tym, że w związku jest dwójka wolnych ludzi, którzy mają swoje zainteresowania, znajomych, swoje własne sprawy i powinno się jakoś rozgraniczać ten czas... Kiedy spędzamy czas razem to wszystko inne zostaje odstawione na bok, a kiedy któraś ze stron chciałaby zająć się swoimi rzeczami, druga osoba powinna to uszanować. - skinąłem jedynie głową, uważnie go słuchając - A ona tego nie rozumie. Ciągle sprawdza co robię, do kogo dzwonię, z kim piszę, co zjadłem, co robię w wolnym czasie... ile można.. 
- Z pewnością nie jest to zdrowa relacja. - palnąłem bez chwili zastanowienia, czując jak robi mi się gorąco.
- Nie jest, wiem to. 
- To dlaczego nadal z nią jesteś? 
- Dobre pytanie.
- Kochasz ją? - chłopak jedynie parsknął śmiechem, sięgając po butelkę wody.
- Bardziej to głupie przyzwyczajenie. - ciekawe dlaczego mi o tym mówi. Albo rzeczywiście potrzebował się wygadać, albo... w sumie nie mam pojęcia, co mogło nim kierować.
- A.. długo jesteście już razem?
- Leci trzeci rok.
- Kawał czasu... zakładam, że nie łatwo jest się z kimś rozstać po tylu latach.
- Wiesz co? Na początku miałem jakieś obawy czy nawet wyrzuty sumienia, że w ogóle myślę o czymś takim, ale teraz szczerze mówiąc mi to wisi. 
- A pierwsza myśl związana z rozstaniem była..
- Półtora roku temu. - zatkało mnie. Wpatrywałem się w chłopaka wielkimi oczyma, nie mogą pojąć absurdu całej tej sytuacji - Szok, co?
- Trochę. - z tego wszystkiego to nawet zachciało mi się jeść. Sięgnąłem po swój bibimbap, wkładając do ust trochę jedzenia - To.. jak wyglądał wasz związek, skoro nic do niej nie czujesz od tak długiego czasu?
- Robienie wspólnych rzeczy, do których przywykliśmy... wyjścia do kina, na kawę, oglądanie filmów w piątkowe wieczory i takie tam... 
- To musiało być dla ciebie strasznie męczące.
- Nadal jest. - Rowoon westchnął, upijając kilka łyków wody - Ale skończę z tym, jak tylko wrócę do Korei.
- Przemyśl to jeszcze.
- Proszę cię... tu nie ma o czym myśleć. Myślę o tym od półtora roku. To chyba wystarczający okres czasu. 
- No tak.. - po chwili po kajucie rozległ się dźwięk wypuszczanego z płuc powietrza.
- Waaa... dzięki Chani. Musiałem to z siebie wyrzucić. 
- No.. jeśli poczułeś się lepiej, to nie ma sprawy. 
- A ty?
- Czy poczułem się lepiej? 
- Nie. - brunet zaśmiał się, pokazując szereg białych zębów rodem z reklamy - Masz kogoś?
- Em.. no nie. 
- A w ilu związkach byłeś? - podrapałem się nerwowo po tyle głowy, słysząc cichy chichot - Achhh jeszcze wszystko przed tobą. 
- Mam dopiero 16-cie lat..
- Nie no pewnie.. nie ma konkretnego wieku, w którym powinieneś wejść w związek, także chill. Fala rozczarowań jeszcze przed tobą.. - dodał nieco ciszej.
- Sugerujesz, że każdy związek to rozczarowania?
- Po pewnym czasie na pewno. 
- W takim razie, po co w ogóle wchodzić w takie rzeczy?
- Dla chwil szczęścia, które są na początku. - zamilkłem, starając się przeanalizować to, co mi powiedział, ale nie wiem czy na gorąco byłbym w stanie się ze wszystkim zgodzić.
- A małżeństwa?
- Osobiście, to dla mnie największa głupota.
- Dlaczego tak uważasz?
- Wiążesz się z kimś na całe życie, bo myślisz, że kochasz tą osobę, ale za rok, trzy lata, sześć, wychodzą różnego rodzaju brudy i dopiero wtedy zaczynasz dostrzegać masę minusów u tej drugiej osoby, które z pewnością odrzuciłyby cię na samym początku, gdybyś tylko dobrze poznał tę osobę dużo wcześniej. - nie wiem z czego wynika jego negatywne nastawienie. Może rzeczywiście ta dziewczyna zrobiła mu wodę z mózgu i zabiła poczucie jakiegokolwiek poczucia własnej wartości?
- To nie tak hyung... wydaje mi się, że po prostu źle trafiłeś. Nie wierzę, że związki to fala nieszczęść. Ludzie by się wtedy nie wiązali... nie zakochiwali, bo wiedzieliby z czym to się może wiązać.. 
- Hm... w takim razie twoim zdaniem, co powinienem zrobić?
- Wiesz... nie czuję się na tyle kompetentny, żeby ci czegokolwiek doradzać..
- Daj spokój Chani.. co ty byś zrobił? - nabrałem powietrza do płuc, unosząc niepewnie wzrok na współlokatora.
- Cóż... zerwał z tą dziewczyną wszelki kontakt, bo ewidentnie widać, że źle na ciebie wpłynęła i... nie wiem.. na pewno dać sobie trochę czasu dla siebie, dla swoich zainteresowań. Wydaje mi się, że tego potrzebujesz. - na twarzy chłopaka ponownie zagościł uśmiech.
- Mówisz, że masz 16-cie lat..
- No tak.
- Bystry z ciebie chłopak. Nie dziwię się, że dostałeś się do Seoul High School. 
- Daj spokój.. to nic takiego. 
- Poważnie... dzięki Chanhee. 




*

                       Siedzieliśmy w kabinie do ostatniej chwili przed momentem rozpoczęcia pracy. Staraliśmy się wyleczyć koszmarnego kaca, rozmawiając w międzyczasie o sobie, swoich zainteresowaniach i znajomych. Muszę przyznać, że całkiem fajny i ciekawy z niego chłopak. Wiedziałem jednak, że na rozmowę z Rowoonem przyjdzie jeszcze czas. Przede mną pierwszy dzień pracy... cholernie jak się okazuje, stresującej pracy. 
- Chanhee, zanieś te drinki do ósmego stolika. - powiedział Dawon, ustawiając na mojej tacy około dziesięciu przeróżnych kieliszków.
- Nie dam rady wziąć tyle na raz.
- Musisz, taka praca.
- Ale..
- Proszę cię, weź je. Ja muszę lecieć do dwunastki. 
- Wezmę, tylko.. 
- Luz, pomogę ci. - uniosłem wzrok, widząc Rowoona, który przekładał uważnie kieliszki i szklanki na swoją tacę - Weźmiesz te cztery?
- Tak, postaram się.
- Dasz radę, tylko spokojnie. - spokojnie? Pracujemy dopiero trzy godziny, a mam wrażenie, że między salą, a kuchnią zdążyłem przebiec maraton. Fakt, obracam się wśród bogatych, fajnych i rozrywkowych ludzi, ale czuję, że jutro nie wstanę z łóżka do wieczora. Rowoon zasuwa z tą tacą jak szalony, ale co tu się dziwić... w końcu to nie jego pierwszy raz w tej pracy. Mam nadzieję, że z czasem też do tego przywyknę. Ustawiłem drinki na stole, po czym odetchnąłem, idąc w kierunku kuchni. Chciałem choć na chwilę kucnąć i napić się wody, ale wtedy zobaczyłem jak 5-osobowa grupa na oko studentów, przygląda się uważnie dziewczynie, którą widziałem wczoraj na spotkaniu z szefem. Niosła tacę z pustymi kieliszkami, kiedy jeden z nich zamachnął się, klepiąc ją z całej siły w pośladki, przez co ta aż upadła. Na sali panował półmrok i słychać było głośną muzykę, przez co nikt nie zorientował się, że na sali miał miejsce wypadek. Mimo to poczułem, jak się we mnie gotuje. Nie myślałem wtedy kategoriami, że jestem w pracy i powinienem zachować zimną krew. Instynkt i dobre wychowanie podpowiedziały mi, bym stanął w jej obronie. Gdy podszedłem do stolika studentów, ujrzałem jak obolała Mina wyciąga z krwawiącej dłoni kawałek potłuczonej szklanki. 
- Co to miało do cholery być?! - goście statku zmierzyli mnie jedynie wzrokiem, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ty się kelnerzyno nie bulwersuj.
- Przeproś ją w tym momencie! 
- Żartujesz? Jestem gościem.
- A gościom wolno wszystko. - co za bydło. Nie mogłem znieść ich śmiechu i płaczącej z bólu koleżanki. Chwyciłem bohatera całego zamieszania za koszulę, popychając go na stolik. Spotkało się to z piskiem Miny i agresją kolegów chłopaka, którzy gwałtownie mnie odepchnęli.
- Jesteście gośćmi statku, ale powinniście zachowywać się jak ludzie, a nie jak dzicz!
- Stul pysk, bo mocno tego pożałujesz!
- Ej, co tu się dzieje?! - usłyszałem za plecami głos Rowoona, odciągającego mnie od pijanej grupki - Co ty wyprawiasz?
- Usadź kolegę... chyba się gnojek zapomniał.
- Zapomniałem się?! A ty co zrobiłeś?! - mówiąc to, pokazałem na dziewczynę, przy której był już Dawon i Hwiyoung - Skończone bydło! 
- Kurwa mać.. - z ust chłopaka słychać było wyraźną złość i agresję. Mówiąc to, odstawił na stół zamówione przez siebie piwo, po czym zrobił krok w moim kierunku. Zatrzymał go Rowoon i to chyba w ostatniej chwili..
- Wyluzuj, okej? Przepraszam za kolegę.
- Powinien oberwać w pysk.
- A ty za skrzywdzenie niewinnej dziewczyny? - student zamilkł, co było wystarczającym dowodem na to, że jest skończonym idiotą z bogatymi rodzicami u boku - No właśnie, więc jesteśmy kwita. My zapominamy o Minie i siedzimy cicho, a wy dajecie mu spokój.
- Żeby mi się to nigdy więcej nie powtórzyło..
- A to już zależy tylko i wyłącznie od ciebie. - dodał z lekkim uśmiechem, po czym chwycił mnie za ramiona, prowadząc mnie w kierunku kuchni. Gdy do niej weszliśmy, w środku czekali już na nas Dawon, Hwiyoung i Mina - Zwariowałeś?! 
- Możesz na mnie nie krzyczeć?
- Jak mam nie krzyczeć?! Zachowałeś się strasznie lekkomyślnie! 
- Facet poniżył ją na oczach innych ludzi... miałem to tak zostawić? - Rowoon wziął głęboki oddech, chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Nie... ale mogłeś to załatwić w inny sposób. Pamiętaj, że to dzięki nim tutaj jesteś.
- Nie chrzań, błagam cię.
- Płyniesz tym statkiem dzięki ich kasie, oprzytomnij! Jakby poszła na ciebie skarga, od razu byś stąd wyleciał na najbliższym postoju! 
- Przynajmniej nie wyszedłby ze mnie taki pieprzony tchórz, jak z ciebie! - krzyknąłem wpatrując się w jego wielkie, czarne oczy.
- Panowie, spokój. Pogadacie o tym później. - wtrącił Dawon. 
- Nie kłóćcie się o to... dziękuję ci Chanhee, ale nie chcę żebyście się przez to kłócili..
- Po prostu każdy facet, niezależnie od swoich uprzedzeń, powinien mieć jaja i wiedzieć jak zachować się w konkretnej sytuacji. - warknąłem, po czym jednym ruchem zdjąłem z siebie fartuch, ciskając nim o ziemię.
- Chanhee, gdzie idziesz?! 
- Muszę się przewietrzyć. - wyszedłem z pomieszczenia, w którym odbywała się impreza, po czym stanąłem przy barierce, głęboko oddychając. Byłem wściekły... na całą tą sytuację, na siebie i Rowoona. Do tego doszedł jeszcze stres i emocje związane z pierwszym dniem pracy, przez co byłem chodzącą bombą zegarową. Wpatrywałem się w pustą przestrzeń, wsłuchując się w odbijające się od statku fale. Starałem się unormować oddech, by móc wrócić do pracy i dokończyć tę nieszczęsną noc.
- Chanhee.. - odwróciłem się, widząc stojącego za sobą Inseonga - Wszystko okej?
- Tak. 
- Dawon powiedział mi, co się stało.
- Nie ma o czym mówić.
- No właśnie jest.. dobrze się zachowałeś. - nabrałem powietrza do płuc, odwracając się ponownie w kierunku wody - Tylko ta spina z Rowoonem..
- Spoko... w końcu mu przejdzie.
- Tak, pewnie tak... On.. on jest po prostu dość specyficzny.
- Tak, to już zauważyłem. - odpowiedziałem drwiąco - Znam go tylko dwa dni i już śmiał mogę powiedzieć, że momentami jest nie do zniesienia.
- Znam go dwa lata i śmiało mogę ci powiedzieć, że się zgadzam. - wymieniliśmy się spojrzeniami, chichocząc - On już taki jest, nie przejmuj się. 
- Wiesz... generalnie nie lubię się kłócić z ludźmi.. tym bardziej, jak muszę z nimi mieszkać. - westchnąłem, bawiąc się nerwowo palcami - Ale nie będę siedzieć cicho, jak bezbronnej dziewczynie dzieje się krzywda, a ten palant będzie mi wyjeżdżał z tekstami, że mam siedzieć cicho, bo płynę za ich pieniądze... Gówno prawda. 
- Palant chciał poprosić cię o rozmowę.. - odwróciliśmy się gwałtownie, widząc stojącego za nami Rowoona - A teraz każę wracać ci do pracy... nie jesteś tu na wakacjach. 
- Rowoon..
- Stolik siódmy, jedenasty i czternasty... do roboty. - no nie wierzę... Myślałem, że już gorzej być nie może, ale myliłem się.
                                     Skończyliśmy pracę o piątej nad ranem. Zanim posprzątaliśmy kuchnię i salę, zaczęliśmy rozchodzić się do swoich pokoi około siódmej nad ranem. Ledwo żyłem. Chciałem jak najszybciej wylądować w łóżku i iść spać, ale z drugiej strony byłem lekko zestresowany kłótnią z Rowoonem. Zachował się jak dupek, ale mogłem nie mówić tego na głos. Z początku totalnie mi to zwisało, ale po tym, jak nakrył mnie na obgadywaniu go, poczułem się trochę głupio. Wracaliśmy do kajuty w kompletnej ciszy, co stresowało mnie jeszcze bardziej. Chciałem go zagadać, ale jak. On też nie jest tutaj bez winy..
- Hyung.. - milczał. Szedł przede mną, udając, że nie słyszy tego, że do niego mówię... dureń - Rowoon, pogadajmy.
- O czym?
- Wiesz o czym. Chciałbym to wyjaśnić.
- Dla mnie sprawa jest prosta.
- To znaczy? - weszliśmy do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Masz rację... dobrze zrobiłeś stając w obronie tej laski, ale nie popieram tego, w jaki sposób zachowujesz się w stosunku do pasażerów. Mamy skakać koło nich jak małpy, a nie rzucać się do nich z łapami i wyzwiskami. 
- Nie przesadzasz? Owszem, to nasza praca i powinniśmy się zachowywać, ale są pewne granice do cholery. 
- Nadal nie rozumiesz..
- Nie, właśnie doskonale rozumiem. Nie jestem tylko w stanie pojąć twojego zachowania. 
- W końcu jestem palantem, nie? My już tak mamy. - westchnąłem czując, jak robi mi się głupio.
- Rowoon..
- Idę pod prysznic i spać... jestem zmęczony. - jak zapowiedział, tak też zrobił.. Powinienem go przeprosić za tego palanta? Kurcze, chyba wypadałoby. Nie zmieni to faktu, że nim jest, ale przynajmniej będę mieć czyste sumienie.


*


                         Kiedy obudziłem się około 15-tej, Rowoona nie było już w pokoju. Przebrałem się niechętnie w byle jakie, wygodne rzeczy, po czym wyszedłem z kajuty z zamiarem zjedzenia czegoś dobrego. Dziwne było dla mnie to, że przez cały swój spacer dolnym pokładem, nie spotkałem nikogo ze znajomych. Ruszyłem zatem na naprawdę długi spacer w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy, jednak nie spotkałem nikogo... cóż. Poszedłem na górny pokład, na którym jest najwięcej restauracji serwujących naprawdę pyszne jedzenie. Miałem nadzieję, że jakieś dobre danie poprawi mi nastrój. Gdy przechodziłem obok basenów, usłyszałem jak ktoś mnie nawołuje. Nie było to wprost po imieniu, ale gdy usłyszałem słowa: "Ty! Kelnerzyna!", to już wiedziałem o co chodzi. Nawet się nie zatrzymałem. Szedłem nadal przed siebie, udając, że nie dosłyszałem. 
- Nie słyszysz, jak cię wołamy?! - przełknąłem dość głośno ślinę, zatrzymując się. Odwróciłem się niechętnie w kierunku grupy studentów, którym zwróciłem uwagę zeszłej nocy - Jednak słyszysz.
- Spieszę się.
- W nocy się nigdzie nie spieszyłeś. 
- Mam teraz czas wolny dla siebie... dacie mi przejść?
- Momeeeent... mamy chyba niewyjaśnioną sprawę. 
- Z mojej strony to wszystko. 
- Teraz chowasz pazurki? - wywinąłem jedynie oczyma, głęboko przy tym wzdychając.
- Naprawdę czerpiecie satysfakcję z kłótni z 16-latkiem? 
- Ile masz lat? 
- 16-cie? - rzeczywiście zabawne. Zaczęli się z tego śmiać, jakbym opowiedział im najlepszy dowcip świata... banda kretynów.
- No.. jeśli to wszystko, to już pójdę. 
- Gówniarz, a jaki pyskaty. 
- O Chryste.. - burknąłem, przeciskając się przez chłopaków, jednak to bardzo im się nie spodobało. 
- Czekaj no. - chłopak, z którym pokłóciłem się zeszłej nocy, zamachnął się, wpychając mnie gwałtownie do basenu, pełnego chlorowanej wody. I w tym momencie jest jedna rzecz, o której nie wspomniałem, a która była niezwykle istotna podczas aplikacji o tę pracę... nie potrafię pływać. Zachłysnąłem się wodą, wpadając z sekundy na sekundę w coraz większą panikę. Nie potrafiłem nawet krzyknąć, by ktoś mi pomógł. Bałem się tak bardzo, że nie wiedziałem, co robię. Machałem rękoma na wszystkie możliwe strony, walcząc o każdą sekundę powietrza. Przez głowę przechodziły mi najczarniejsze myśli, a usta czuły coraz większą ilość ohydnego chloru. Bałem się jak nigdy, a najgorsze było to, że w napadzie paniki nie byłem w stanie racjonalnie pomyśleć, by się uspokoić. W momencie, w którym straciłem jakiekolwiek siły i nadzieję na to, że ktokolwiek będzie w stanie mi pomóc, poczułem jak ktoś łapie mnie kurczowo w pasie. Nie zastanawiałem się wtedy o co chodzi i całkowicie zdałem się na tę osobę.
- Pomóżcie mi! 
- Daj go tutaj!
- Tutaj Rowoon! 
- Wciągnij go. - zostałem wyrzucony na chłodną posadzkę. Mimo to wciąż nie mogłem złapać oddechu, mając w głowie najgorsze.
- Siadaj Chanhee. - Hwiyoung. Chłopak pomógł mi usiąść, po czym wymierzył kilka solidnych uderzeń w moje plecy - Kurwa mać.
- To nie pomaga.
- No co ty nie powiesz?! 
- Odejdź. - Rowoon usiadł za mną, po czym ze spokojem owinął ręce wokół mojej klatki piersiowej. Po trzech mocniejszych ciosach zacząłem pluć tym, co wypiłem podczas kąpieli w basenie... ale wstyd - No dawaj. - uniosłem rękę do góry, dając chłopakom znać, że jest już ze mną lepiej. W końcu byłem w stanie złapać płytki oddech.
- Chanhee, okej?
- Czekaj, daj mu chwilę. - skinąłem jedynie głową, plując chlorowaną wodą - Dajcie jakiś ręcznik. -mój współlokator stanął na wysokości zadania. Wytarł moją twarz, po czym owinął mnie ręcznikiem, starając się mnie ogrzać - Dasz radę wstać?
- Tak. - ale było mi wstyd. Rowoon prowadził mnie do kajuty w absolutnej ciszy. Czuję się głupio, że po tym jak go obraziłem, ten mi pomógł... W sumie chyba każdy by tak postąpił, ale nie wiem, mogę się mylić.
- Rozbieraj się. - burknął, zamykając drzwi. Spojrzałem na niego pytająco, wycierając co chwilę lejącą się z mojego nosa, wodę - No co? Powinieneś się przebrać. - skinąłem jedynie głową, zdejmując z siebie przemoczone rzeczy. Chłopak natomiast zajrzał do mojej szafy, wręczając mi jakąś koszulkę i spodenki - Trzymaj. - gdy w końcu się przebrałem, sięgnąłem po ręcznik z łazienki, po czym usiadłem przy niewielkim stole, wycierając przy tym mokre włosy.
- Dziękuję.
- Co?
- Dziękuję, że mi pomogłeś. - Rowoon zalał w ciszy wielki kubek herbaty, stawiając go przede mną - Rowoon..
- Sam wpadłeś do wody?
- To był wypadek..
- Wypadek czy ktoś ci pomógł? - westchnąłem, układając dłonie na ciepłym kubku - Chani..
- Możesz śmiało teraz powiedzieć, że niepotrzebnie rzucałem się do tego chłopaka, który skrzywdził Minę..
- Czekaj... on wrzucił cię do basenu? - zapytał zdezorientowany, rozbierając się z mokrych ubrań. Odwróciłem pospiesznie wzrok, przytakując - Mówiłem... oni od samego początku wydawali mi się być podejrzani. 
- No widzisz? Mam nauczkę.
- Przecież mogłeś się utopić..
- Ale..
- I że też nikt ci nie pomógł. Przecież tam była setka osób.
- Nie ma o czym mówić. 
- Możesz mi wytłumaczyć, jak dostałeś tę pracę?
- Hm? - uniosłem wzrok, wpatrując się w półnagiego Rowoona, świecącego idealnie wyrzeźbionym brzuchem i klatką piersiową.
- Nie umiesz pływać, a dostałeś pracę na statku... jak?
- W formularzu napisałem, że potrafię... ot cała filozofia.
- I co? Podczas testów nikt tego nie sprawdzał?
- Na szczęście nie.
- Nie wiem czy takie szczęście Chanhee... jakby naprawdę coś się stało, byłbyś pierwszym, który by zginął.
- Co z tobą? Przestaniesz wreszcie snuć te swoje ciemno-filozoficzne myśli? Nic się nie stało, statek jest cały, żyję, siedzę tutaj...
- A gdybym ci nie pomógł? - zamilkłem, przełykając z trudem ślinę - Leżałbyś teraz na dnie basenu. - co jest z tym chłopakiem nie tak?
- Ale nie leżę... dziękuję i.. przepraszam za tego palanta. 
- Zdążyłem już o tym zapomnieć. - burknął, narzucając na siebie koszulkę - A ty zacznij wreszcie używać tego, co masz w głowie. - rzucił, wychodząc z pokoju. Czy on cierpi na jakąś pieprzoną dwubiegunowość, czy o co chodzi? Normalnie momentami mam ochotę dać mu w twarz. Z drugiej jednak strony, jestem mu niesamowicie wdzięczny za to, że mi pomógł. Gdyby nie on... aishh, nawet nie chcę myśleć o tym, co by się mogło stać.







~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz