19 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.8 [Chani&Rowoon]




- Na pewno już śpi... o 23 bierze zawsze ostatnie leki, po których od razu zasypia. - powiedziała siostra Rowoona, gdy tylko weszliśmy do ich niewielkiego domu w dzielnicy Mapo-gu.
- Na rejsie ich nie brał..
- Tak.. na rejs miał przygotowaną osobną rozpiskę od lekarza. Leki, które normalnie bierze o 23, tam brał po pracy.
- Rozumiem. - westchnąłem, zdejmując buty i bluzę - Mógłbym pójść do jego pokoju?
- Tak. Masz ochotę coś jeszcze zjeść? Będę robić kolację.
- Em... w sumie to chętnie.
- Chodź do kuchni. Zrobię coś dobrego. - wymusiłem uśmiech, idąc w ciszy za brunetką we wskazane miejsce. Gdy przechodziliśmy przez dłuższy korytarz, na końcu którego znajdowała się kuchnia, ujrzałem ścianę, na której umieszczona była masa zdjęć rodzinnych. Zatrzymałem się, wpatrując się uważnie w uśmiechniętego Rowoona, który pozował do zdjęć ze swoimi rodzicami... jest identyczny jak jego mama - Podobny do naszej mamy, co?
- Jest niemalże identyczny.
- To prawda. Nasza mama gdy była młoda, pracowała jako modelka... Rowoon chciał być taki sam jak ona. 
- Ma idealne warunki.
- Prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się, jednak uśmiech ten szybko zniknął z jej twarzy - Teraz... teraz nie mam pojęcia, jaka czeka go przyszłość. Chce podróżować... proszę bardzo, tylko za co? Jak długo to potrwa? - westchnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Uważa pani... myśli pani czasami o Rowoonie, jak o ciężarze? 
- Kiedyś tak myślałam, ale bardzo znienawidziłam się za te myśli. Przecież to mój młodszy brat i moim obowiązkiem jest opieka nad nim. Mimo że jest  to momentami cholernie trudne to... kocham go najbardziej na świecie i chcę dla niego jak najlepiej. - skinąłem jedynie głową. Wiem, co ona czuje. Też kocham Rowoona i chciałbym, by kiedyś udało mu się żyć normalnie i się w pełni realizować. Pytanie tylko, jak to zrobić? - Popatrz tutaj. - brunetka wskazała na zdjęcie przedstawiające ją, Rowoona, ich rodziców i jakiś starszych ludzi - Byliśmy tu w odwiedzinach u dziadków w Daegu.
- W Daegu? - zdziwiłem się, przenosząc pospiesznie wzrok na kobietę.
- Tak... nasza mama stamtąd pochodzi. A coś się stało? 
- Rowoon... jak go poznałem powiedział, że jest z Daegu. Nie wspominał, że mieszka w Seoulu. 
- Jest bardzo mocno związany z tym miejscem. On... on nie kłamie świadomie Chanhee. W jego mniemaniu jest święcie przekonany, że to, co mówi, jest prawdą. 
- Czyli... czyli jak mi mówił, że jestem dla niego nikim...
- Nie. To była forma obrony. Chciał się z tobą rozstać, bo bał się, że kopniesz go w tyłek, jak dowiesz się prawdy o nim. On wie, że ma problem... wie, że choruje. Nie do końca może jest tego świadomy i często o tym zapomina, ale mimo wszystko czuje, że coś jest nie tak. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się zatrzymać cisnące się do oczu łzy. Przykro jest słuchać o chorobie osoby, którą się bardzo kocha i dla której chce się jak najlepiej. Człowiek czuje wtedy straszną niemoc i bezsilność.. chcesz pomóc, ale nie wiesz jak.
- A... mówiła pani o tym, że on traci panowanie nad sobą..
- Zobacz. - dziewczyna podwinęła rękawy koszuli, prezentując szczupłe ręce pokryte niemalże w całości siniakami.
- To.. Rowoon to zrobił?
- Tak. Czasami jest bardzo agresywny... potem oczywiście przeprasza, płacze... albo w ogóle nie pamięta, że coś takiego miało miejsce. - brunetka objęła mnie, wprowadzając mnie do kuchni - Dlatego powiem jeszcze raz... zastanów się, czy aby na pewno chcesz się w to pakować. 
                        Rozmawiałem z siostrą Rowoona przez bardzo długi czas. Dopiero około godziny 3 w nocy wskazała mi pokój chłopaka, do którego mogłem pójść. Gdy do niego wszedłem, ujrzałem półnagiego chłopaka, wtulonego w błękitny koc. Wyglądał jak aniołek... był tak spokojny, niewinny... Dałem mu jedynie buziaka w czoło, kładąc się po cichu obok niego. Wpatrywałem się w niego tak długo, dopóki za oknem nie zaczęło świtać. Dopiero wtedy ze zmęczenia, najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Nie wiem która była godzina, gdy się obudziłem, ale zakładam, że spałem dość krótko, bo byłem niesamowicie zmęczony. Gdy otworzyłem oczy, nie zauważyłem też leżącego obok mnie hyunga. Usiadłem gwałtownie, widząc siedzącego przy biurku chłopaka, wpatrującego się we mnie z ogromną nienawiścią.
- Cześć hyung.
- Co ty tutaj robisz? - warknął wstając. Przełknąłem jedynie głośno ślinę, wstając ostrożnie z jego łóżka.
- Ja... rozmawiałem z twoją siostrą.
- Z moją siostrą? O czym? - brunet zbliżał się do mnie coraz bardziej, wywołując ciarki na moich plecach. Z każdym jego krokiem, cofałem się, uderzając w końcu plecami o ścianę.
- Hyung, ja musiałem poznać prawdę. - Rowoon złapał mnie za koszulkę, wpatrując się we mnie przeszklonymi oczyma.
- Prawdę? Jaką prawdę?
- O tobie.
- Co..
- Wiem o twojej chorobie... hyung, ja..
- Powiedziała ci o wszystkim?! - otworzyłem szerzej oczy, czując bolesny ścisk w żołądku.
- Tak, przepraszam..
- Świetnie! - brunet cisnął mną o ścianę, parskając przy tym nerwowym śmiechem - Zajebiście wręcz! No śmiało, powiedz wszystkim! No powiedz! 
- Nie zrobię tego.
- Nie wierzę ci, rozumiesz?! Nie chcę z tobą być! Po jaką cholerę ciągle za mną łazisz?! - spuściłem wzrok, czując napływające do oczu łzy. Nie wytrzymałem... Jego słowa zbyt mocno we mnie uderzyły. Zacisnąłem dłonie na spodniach, czując spływające po policzkach strużki łez, których za nic w świecie nie mogłem zatrzymać - Chanhee..
- Rowoon, co z tobą? - uniosłem głowę, widząc stojącą w drzwiach siostrę chłopaka.
- Jak mogłaś? 
- Chanhee zasługuje na to, by znać prawdę o tobie.
- Nie powinnaś się w to wtrącać!
- Tak? A sam przyznałbyś się do swojej choroby? 
- Oczywiście, że nie!
- Dlaczego?
- Bo się wstydzę. - chłopak jakby nagle złagodniał. Wytarłem policzki, robiąc niepewny krok w jego kierunku - Jestem idiotą, wstydzę się tego. 
- Hyung.. - stanąłem twarzą w twarz z chłopakiem, łapiąc jego buzie w obie dłonie. - słyszałem też, jak w tym samym momencie drzwi za dziewczyną zamykają się, a my zostajemy zdani tylko i wyłącznie na siebie.
- Chani, proszę..
- Daj nam szansę... jedną, nie spieprzę jej, obiecuję.
- Nie, ty nie.... ja to zrobię, a... Chanhee za bardzo mi na tobie zależy. Nie mogę spieprzyć ci życia, zrozum.. 
- Rowoon..
- Zniszczyłem życie mojej siostrze, wystarczy. 
- O czym ty mówisz? - moje palce sunęły ostrożnie po jego buzi. Czułem, jak pod wpływem mojego dotyku, chłopak całkowicie się rozluźnia.
- Nie mówiła ci, jakie miała kiedyś plany?
- Powiedz mi o nich.
- Chciała podróżować... po studiach miała w planach założyć własną firmę, a... przeze mnie nigdzie nie pojechała.. niczego nie zobaczyła... osiadła w jakimś pieprzonym biurowcu, z którego wychodzi po 23... I tak dzień w dzień. Wszystko po to, by mnie utrzymać i mieć za co kupować te przeklęte leki.. - po bladej buzi hyunga spłynęła pojedyncza łza, którą starłem opuszkami palców - Też zawsze chciałem jeździć po świecie, ale wiem, że nie powinienem... nie chcę kraść jej marzeń i spełniać ich na swój rachunek, to okropne. 
- Rowoonie... masz prawo do tego, by żyć jak chcesz i spełniać się w tym, w czym chcesz. Rozmawiałem z twoją siostrą... ona bardzo chce, żebyś zwiedzał świat i był szczęśliwy.
- Tylko tak mówi.
- Nie... czuję, że ona chce dla ciebie jak najlepiej. Oboje chcemy dla ciebie jak najlepiej. 
- Chanhee.. nie powinno cię przy mnie być, zrozum. Nie chcę cię krzywdzić. Nie chcę mówić ci nieprzyjemnych rzeczy... nie chcę... Boże, jakbym cię uderzył, nie wybaczyłbym sobie tego..
- Hyung..
- Ja nad sobą nie panuję, rozumiesz? Teraz wiem co mówię, co robię... a za 10 minut mogę bredzić albo mieć napad złości. Nie chcę żebyś musiał to znosić i się przy mnie męczyć. 
- Ale ja chcę ciągle przy tobie być... chcę cię wspierać i ci pomagać.. 
- Chani, błagam cię, odejdź.
- Rowoon, ja cię kocham... kocham, rozumiesz? - przywarłem do niego czołem, czując coraz mocniej bijące serce - Co mam zrobić żebyś dał nam szansę? Będę dla ciebie najlepszą osobą na świecie, tylko mi na to pozwól. 
- Wiem to Chani, już jesteś. - szepnął, zamykając przy tym oczy - Nie zasługuję na ciebie. 
- Rowoonie.. ja potrzebuję ciebie, a ty mnie.. Zobaczysz, że wszystko się poukłada, obiecuję. 
- Boję się. 
- Wiem.. wiem, ale nie masz czego. Poradzimy sobie, zobaczysz. 
- Chani... ty.. ty powinieneś teraz skupić się na nauce i... i spędzać czas z przyjaciółmi, a nie gnić przy mnie. 
- Ale ja nie chcę niczego innego poza byciem przy tobie, rozumiesz? - zacisnąłem powieki, czując, że coraz bardziej brakuje mi sił. Bałem się, że nie da mi szansy, że od tak powie, że to koniec i rozstaniemy się na dobre. Skoro go teraz odzyskałem, nie mogę pozwolić na to, by znów ode mnie uciekł - Twoja choroba nie jest dla mnie żadnym problemem. Zakochałem się w tobie Rowoon... nigdy nie czułem czegoś takiego..
- A.. a twoi rodzice? Nie będą zadowoleni wiedząc, że ich syn spotyka się z chłopakiem. 
- Dają mi w tej kwestii wolną rękę. To moja sprawa z kim się spotykam. 
- Chani..
- Proszę cię hyung... nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma. - oblizałem wargi, spoglądając niepewnie na bruneta - Odpowiedz mi na jedno pytanie... tylko.. tylko szczerze, proszę cię. - gdy chłopak skinął głową, nabrałem powietrza do płuc, dotykając ostrożnie jego chłodnych policzków - Czy... czy ty kiedykolwiek coś do mnie czułeś? - walczył z samym sobą, widziałem to. Przez to wszystko jeszcze bardziej bałem się jego odpowiedzi, która zaważy teraz tak naprawdę na wszystkim - Zastanów się hyung.
- Kochałem cię... kocham... cholernie kocham... i wiem, że będę kochać. Jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu i... właśnie dlatego, że tak bardzo cię kocham, boję się naszego ewentualnego związku. Chanhee, boję się. - stanąłem lekko na palcach, wtulając go w swoją klatkę piersiową. Najchętniej nie wypuszczałbym go z rąk. Jest tak niewinny i bezbronny... jak mogłem tak źle ocenić go na początku naszej znajomości?



*


                     Nasza sielanka trwała przez wiele lat. Rowoon skończył liceum, dostał się na studia, podczas gdy ja walczyłem o ukończenie szkoły. Codziennie się ze sobą spotykaliśmy, dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy się różnymi spostrzeżeniami... Było nam ze sobą dobrze, mimo że przychodziły dość trudne momenty, przez które musieliśmy przejść. Będąc jeszcze w liceum, płakałem niemalże codziennie... przez kłótnie, ze strachu o niego, ze strachu o naszą przyszłość. Na tamten moment potwornie mnie to przytłaczało, ale chciałem z nim być i wiedziałem, że muszę znieść wszystko, by tak się stało. Szkoła też nam tego nie ułatwiała. Gdy dzieciaki dowiedziały się o naszym związku, część z nich bardzo nam kibicowała, podczas gdy znaczna większość była przeciwko, dokuczając nam na wszelkie możliwe sposoby. Gdy Rowoon po roku opuścił szkołę i poszedł na studia, zostałem z tym wszystkim sam. Musiałem znosić ciągłe docinki ze strony głównie chłopaków. Zaczepianie mnie, popychanie, zamykanie w łazienkach czy klasie... dziecinada. Pamiętam, że kiedyś rozmawiałem przez telefon z lekarzem mojego chłopaka. Byłem przekonany, że nikt mnie nie słucha i że mogę swobodnie prowadzić rozmowę, ale bardzo się pomyliłem. Na drugi dzień cała szkoła wyśmiewała się z tego, że Rowoon jest chory. Nazywali go idiotą, popaprańcem, mieszali go ciągle z błotem. Byłem wtedy w trzeciej klasie liceum i cała ta sytuacja przytłoczyła mnie tak bardzo, że przeszedłem coś w rodzaju załamania nerwowego. Miałem wsparcie siostry Rowoona, moich rodziców i Hyunjina, ale czułem, że nie podołam zadaniu, które przed sobą postawiłem. Że nie dam rady opiekować się chorą psychicznie osobą. Wiedziałem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie nam rzucał kłody pod nogi, ale na tamten czas otrzymałem od rówieśników tak dużo nienawiści, że całkowicie chciałem się poddać. Raz nawet przekląłem Rowoona i to, że się z nim związałem. Znienawidziłem się za to. Płakałem całą noc, rwąc sobie włosy z głowy... nie mogłem zrozumieć tego, jak mogłem źle pomyśleć o osobie, którą tak cholernie kocham. W tamtym momencie dotarło do mnie, że muszę ochronić go za wszelką cenę przed złem, które na niego czyha. Gdy dostałem się na studia, podjęliśmy z Rowoonem decyzję o przeprowadzce "na swoje". Mimo sprzeciwu siostry chłopaka, udało nam się wynająć niewielkie mieszkanie na poddaszu jednego z domów zamieszkiwanych przez starszą kobietę. Żyło nam się świetnie... tak lekko.. beztrosko.. żyliśmy tylko naszą miłością i faktem, że jesteśmy sami, w pełni oddani sobie. Spoczywał na mnie jednak obowiązek pilnowania go z lekami, pilnowaniem jego posiłków... znoszenia jego humorków. Tak... te ostatnie momentami robiły z mojego życia, piekło...
                   Teraz mam 28 lat, a mój Rowoon 32. Ukończyłem Uniwersytet Seoulski, jestem psychologiem, choć nigdy nie chciałem nim być. Postawiłem jednak wszystko na mojego chłopaka i to, by było nam jak najlepiej i żyło nam się trochę łatwiej. Podporządkowałem pod niego całe swoje życie...
                    Stałem przy zlewie, myjąc naczynia, które zostały po naszym dość późnym obiedzie. Po moich policzkach spływały łzy, do których powinienem już przywyknąć, ale kłótnie z Rowoonem bolą tak bardzo, że mimo 12 lat związku, nie jestem w stanie przywyknąć do jego zmiennego nastroju.
- Chanhee.. - pociągnąłem nosem, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech. Rowoon stał w drzwiach kuchennych, wpatrując się we mnie jak zbity pies, czuję to. Znam go na wylot. Nie muszę się nawet odwracać, by to wiedzieć.
- Co tam?
- Znowu mnie poniosło... strasznie cię przepraszam.
- Za co? Nic się przecież nie stało. 
- Bąblu... popatrz na mnie. - brunet podszedł do mnie, po czym zakręcił wodę, stawiając mnie przodem do siebie - Zapuchnięta buzia i ten smutek w oczach... - hyung westchnął, wycierając ostrożnie moje policzki - Przepraszam. - wytarłem ręce, łapiąc nimi twarz mojego faceta.
- Nic się nie stało. - szepnąłem, całując go w czoło - Mam też gorszy okres w pracy... nagromadziło mi się za dużo nerwów i... sam widzisz. - wymusiłem uśmiech, muskając jego wargi - Bardzo cię kocham, wiesz? 
- Wiem... też cię bardzo kocham i... i naprawdę.. uwierz mi Chani, że nie chcę cię krzywdzić. 
- Nie krzywdzisz mnie Rowoon. - wspiąłem się lekko na palce chcąc go przytulić, jednak poczułem tak silnie rwący ból w nodze, że od razu powstrzymałem się przed tym pomysłem. Przytuliłem się do jego klatki piersiowej, mając ochotę wybuchnąć. Jestem tym wszystkim tak bardzo zmęczony... i mimo że go kocham, nie daję już powoli z tym wszystkim rady - No i widzisz? Od razu mi lepiej. - wtedy też po kuchni rozległ się dźwięk mojego telefonu. Pocałowałem szyję mojego chłopaka, sięgając po leżący na stole telefon - Twoja siostra... no cześć.
- Cześć Chani... jesteś teraz bardzo zajęty?
- Nie, w zasadzie to nie. A coś się stało?
- Moglibyśmy się spotkać? Sami. - przełknąłem z lekkim trudem ślinę, zerkając na zaciekawionego hyunga.
- Tak, jasne... napisz mi gdzie, to przyjadę.
- Dzięki.. Sprawa jest dość poważna, więc powinniśmy omówić ją wspólnie.
- Tak... tak, no pewnie.
- Rozumiem, że nie masz jak rozmawiać... W takim razie piszę ci adres, do zobaczenia.
- Mhm, pa. - rozłączyłem się, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Coś się stało?
- Nie, nie martw się. 
- Wychodzisz na spotkanie z moją siostrą? 
- Tak. Prosiła o oddanie jej tej... tej formy, w której w weekend przyniosła nam ciasto. Ponoć jest z kimś umówiona i jej potrzebuje.
- To nie może tu po nią podjechać?
- Oj wiesz, jak jest. Jest zabiegana jak mało kto, nie ma na to czasu. Podrzucę jej i tak nie mam co robić.
- Jak to nie? - spojrzałem pytająco na Rowoona, widząc jak ten wyciąga rękę w moim kierunku. Podałem mu więc dłoń, przywierając po chwili do jego ciała - Musisz spędzić trochę czasu ze mną. 
- Spędzimy razem wieczór, obiecuję. 
- Kiedy wrócisz? Chcę ci jakoś zrekompensować kolejną kłótnię..
- Nie musisz skarbie... nic się przecież nie stało. 
- Muszę muszę... będziesz na 21?
- No pewnie. - pocałowałem go w policzek, wymuszając przy tym kolejny uśmiech - Biorę formę i lecę. Naczynia zostaw, zajmę się nimi jak wrócę. 
- Nie, ja to dokończę. Wystarczająco już się narobiłeś.
- Jesteś najlepszy, wiesz?
- Nie jestem Chani... ale bardzo się staram. 
- Rowoon..
- No leć leć. Sowoon nie lubi czekać. - skinąłem jedynie głową, po czym sięgnąłem po wcześniej wspomnianą blachę, udając się do wyjścia. Nie powinienem go teraz zostawiać. Dopiero co miał kolejny atak... cholera wie, co mu przyjdzie do głowy. Poza tym nie lubię tego, jak mówi, że ma świadomość tego, że jest dla mnie złym facetem. Strasznie mnie to boli. Gdy wsiadłem do samochodu, rzuciłem blachę na tylne siedzenie, krzycząc przy tym tak głośno, na ile miałem sił w płucach. Mam dość.. mam tak bardzo dość. Dzisiaj Rowoon w napływie szału tak mocno mnie zlał, że byłem święcie przekonany, że połamie mi nogę. Przez to właśnie ciągle czuję w niej okropne rwanie. Mimo to duszę emocje w sobie, udając przed nim, że wszystko jest w porządku. Nie mogę wpędzać go w wyrzuty sumienia. Wystarczająco źle się czuje, nie mogę bardziej napadać na jego psychikę.
- Boże, nie dam rady.. - szepnąłem, zalewając się przy tym łzami - Kurwa, nie dam rady! - uderzyłem dłonią o kierownicę, mając nadzieję, że choć na moment rozładuje to moje emocje i duszący się we mnie ból i ciągły strach. W tym samym momencie poczułem wibrację telefonu. Sowoon przysłała mi adres... niewielka, dość kameralna knajpka, do której chodzimy dość często na obiady. W sumie ta opcja mi odpowiada, mają tam świetną kawę, której bardzo teraz potrzebowałem.
                      Po około 15-stu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka, widząc siedzącą przy stoliku kobietę, pijącą czerwone wino. Wyglądała na zmartwioną... jakby biła się z własnymi myślami. Ciekawe po co było to całe spotkanie.
- Cześć.
- Hej Chani. - przywitaliśmy się buziakiem w policzek, po czym zająłem miejsce na przeciwko niej - Zamówiłam ci kawę, tą co zawsze.
- Super, dzięki.
- Masz ochotę coś zjeść?
- Nie, dziękuję... dopiero co jadłem. - kobieta westchnęła, uważnie mi się przyglądając - Coś się stało?
- Płakałeś... znowu. - zamilkłem, wbijając wzrok w stół. Nie ma sensu przed nią kłamać. Zna nas na wylot. Wie, kiedy się kłócimy, kiedy Rowoon ma wahania nastroju, kiedy wszystko jest w porządku... nic się przed nią nie ukryje - Co się stało?
- Powiedz lepiej, jak w pracy.
- Bardzo dobrze, ale nie o tym teraz mowa... co się dzieje dzieciaku?
- Rowoon... Rowoon się dzieje. 
- Co tym razem? - do stolika podszedł kelner, stawiając przy mnie moją ulubioną kawę.
- Dziękuję. - upiłem niewielki łyk, wdychając - Popatrz. - podwinąłem rękawy bluzy, pokazując kobiecie posiniaczone ręce - Sowoon... ja nie wiem, co mam robić. 
- To wszystko idzie w złą stronę.. Chani, ostrzegałam cię. Prosiłam, żebyście nie mieszkali razem..
- I co by to zmieniło? Jego choroba by minęła? Zatrzymałaby się? Byłoby dokładnie tak samo.
- Nie miałbyś z nim styczności 24 godziny na dobę... on cię wykończy.
- Jak możesz tak mówić o swoim bracie?
- Chanhee... ja go cholernie kocham, ale to nie zmienia faktu, że życie z nim to istne piekło. - poczułem narastającą w gardle gulę. Spuściłem wzrok, wbijając go w parującą filiżankę kawy. Bolą mnie jej słowa. Moi rodzice mówią to samo, mimo że bardzo lubią Rowoona. Twierdzą, że z czasem nie wytrzymam i psychicznie się przy nim wykończę - Co dzisiaj mu wpadło do głowy?
- On... nie mówiłem ci o tym wcześniej, ale.. on..
- Chanhee, co jest do cholery?
- Ma jakieś zwidy... omamy, nie wiem jak to nazwać.
- Co?
- Dzisiaj sobie ubzdurał, że chodzi po mnie jakieś robactwo, rozumiesz to? Zaczął mnie okładać pięściami, jak głupi i krzyczał, że "za moment mi pomoże". - pociągnąłem nosem, sięgając po leżące na stole serwetki. Sowoon wpatrywała się we mnie w ciszy, intensywnie nad czymś myśląc. Nie chcę pokazywać przy niej swoich słabości.. nie chcę żeby prawiła mi morały... ale to wszystko tak mnie przytłacza, że momentami nie daję już rady opanować łez.
- Dlatego właśnie mam dla ciebie propozycję...
- Propozycję? - uniosłem wzrok, wpatrując się w nią z mocno bijącym sercem.
- Tak... jesteś z Rowoonem 12 lat, więc uznałam, że powinniśmy podjąć decyzję wspólnie.
- O czym ty mówisz?
- W Yeosu jest rewelacyjna klinika dla osób, które mają większe bądź mniejsze problemy z psychiką... 
- Yeosu jest setki kilometrów stąd.
- Poczekaj... jakiś czas temu do kliniki dołączyło dwóch lekarzy, którzy znani są na całym świecie. Ich metody są ponoć rewelacyjne i naprawdę skuteczne... Pomyślałam, że powinniśmy spróbować wysłać tam Rowoona. Dzwoniłam do kliniki, mają miejsce... czekają tylko na naszą decyzję..
- Co? Czekaj, czekaj, czekaj. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się przetrawić to, co powiedziała mi jego siostra - Znowu zmieniasz Rowoonowi lekarza i to bez konsultacji z nim?
- Zrozum, że to dla niego ogromna szansa. 
- Tak... to samo słyszałem przy każdym innym lekarzu. 
- Chanhee.. - brunetka przetarła twarz dłońmi, wzdychając - Proszę cię, spróbujmy. Jeśli to nie pomoże, dam ci wolną rękę.
- Kiedy chciałabyś tam z nim pojechać? Muszę wziąć wolne w pracy. 
- Ale... to jego leczenie to minimum rok czasu. - otworzyłem szeroko oczy, parskając przy tym śmiechem.
- No to nie mamy o czym rozmawiać. 
- Do cholery jasnej, Chanhee... nie bądź egoistą.
- Egoistką w tym momencie to jesteś ty. Zależy ci na leczeniu Rowoona, czy tym, żeby mieć wreszcie święty spokój?
- Nie zapędzaj się.
- Po prostu tego nie rozumiem. Zmieniasz mu lekarzy jak rękawiczki... Przyzwyczai się do jednego, zaufa mu, a ty posyłasz go do kolejnego, to mu nie pomaga... Ciągle walczysz z jego chorobą, nie zatrzymasz tego, Sowoon... pokochaj go wreszcie takiego, jakim jest. - kobieta zamilkła, upijając przy tym solidny łyk wina. Wiem, że opieka nad 32-letnim, dorosłym facetem to dla niektórych abstrakcja, ale on jest chory i czy tego chcemy, czy nie, naszym zasranym obowiązkiem jest trwanie przy nim i wspieranie go, a nie ucieczka od problemów i podrzucanie Rowoona setkom ludzi, byleby samemu nie mieć z nim styczności. Oczywiście, że chciałbym, by zaczął normalnie żyć, ale nie wyobrażam sobie wysłania go na rok w obce mu miejsce, z dala od otoczenia, które zna, jego pracy, mnie czy Sowoon. Znam go i wiem, że to by jedynie pogorszyło sprawę.
- Chani, ja go kocham..
- Bzdury. Mówisz tak, żeby uspokoić swoje wyrzuty sumienia... Ile razy myślałaś o nim źle? Przyznaj się Sowoon, ile razy chciałaś skończyć to wszystko i się go pozbyć? Wiem, że marzysz o założeniu rodziny i lepszej pracy i wiem też, że ze względu na Rowoona nie możesz tego mieć.. 
- Przyznaję, spieprzył mi życie.. - brunetka pociągnęła nosem, podczas gdy po jej bladych policzkach zaczęły spływać łzy - Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Po studiach miałam jechać w podróż dookoła świata... potem chciałam pracować w wymarzonej branży... a skończyłam z chorym bratem na karku, który zabrał mi wszystkie nerwy i chęć do życia... Ale kocham go Chanhee... kocham go najmocniej na świecie, mam tylko jego. Nie wmówisz mi, że jest inaczej.
- Przepraszam. - szepnąłem, odwracając przy tym wzrok. Burak ze mnie... pieprzony idiota, ale nie wytrzymałem. Oboje już nie dajemy rady.
- Wiem... wiem, że kiedyś mnie zabraknie.. Chcę mieć pewność, że Rowoon sobie poradzi. Są momenty, że radzi sobie rewelacyjnie, ale są też takie, że traci kontakt z rzeczywistością.. nie ma pojęcia kim jest, co się z nim dzieje.. przecież doskonale to wiesz. I co wtedy? 
- Sowoon, po prostu się boję... Boję się wysłać go w nowe miejsce, do nowych ludzi.. Boję się pustki, która po nim zostanie..
- Chanhee, to tylko rok... a ten rok może naprawdę bardzo dużo zmienić. Nie musisz podejmować decyzji teraz, jutro... daj sobie na to czas. - wbiłem wzrok w szklaną ścianę, zamyślając się. Rok bez Rowoona? Osoby, z którą spędzam każdy dzień? Tęsknię na samą myśl, nie wyobrażam sobie tego.
- A Rowoon? Myślisz, że się zgodzi?
- Ty musisz go przekonać.
- Ja? Sowoon, to ty wpadłaś na ten pomysł..
- Ale tylko ciebie słucha. 
- Boże, oszaleję. - ukryłem twarz w dłoniach, głęboko oddychając.
- Wyślę ci na maila stronę tego ośrodka, opinie o lekarzach i numery do nich. Zadzwonisz do nich, dopytasz o wszystko, co cię interesuje. 
- Potrzebuję na to trochę czasu..
- Nie poganiam cię. Proszę cię tylko o jedno. - uniosłem na nią wzrok, widząc jak kobieta ponownie upija swoje wino - Raz... choć raz, pomyśl w tym wszystkim o sobie. 
- Dopiero nazwałaś mnie egoistą.
- Wiesz, co mam na myśli. 
- Sowoon... jestem z nim od 12 lat. Przeszyliśmy przez takie piekło, że teraz wiem, że zniosę już wszystko. 
- Ciągłe lanie... poniżanie.. i obrażanie też? - przełknąłem nerwowo ślinę, przytakując.
- Też.
- Nie rozumiem Chani.. Jesteście ze sobą tak długo, a ty wciąż przeżywasz ten związek, jakbyście byli świeżą parą z miesięcznym stażem.
- Po prostu go bardzo kocham i mi na nim zależy... powinno cię to cieszyć, jako jego siostrę.
- Cieszy, tylko...
- Dla nas każdy dzień to nowa walka... każdy dzień jest inny. Przepraszam, ale... mówiłaś, że nigdy nie byłaś zakochana... nie zrozumiesz tego. - dopiłem pospiesznie lekko chłodną już kawę, wstając z miejsca - Dziękuję za kawę.
- Chanhee..
- Przemyślę to, nie martw się. - przemyślę.. będę myśleć tak długo, aż oszaleję. Może powinienem porozmawiać o tym z Rowoonem? Pewnie byłby zły, ale jest inne wyjście? On musi być wszystkiego świadomy. Nie powinienem mieć przed nim żadnych tajemnic, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy jego.
                           Długo jeździłem po mieście. Chciałem się uspokoić, pozbierać myśli do kupy... nie mogłem wrócić do mieszkania zły.
- Jesteś Chani?! - zamknąłem za sobą drzwi, słysząc głos mojego faceta.
- Tak, wróciłem! - rozebrałem się, wchodząc wgłąb mieszkania. Rowoon siedział na kanapie, oglądając swój ulubiony serial i zajadając się przy tym niezdrowymi przekąskami - Co ty znowu jesz?
- Jakie znowu?
- Przecież to niezdrowe. - sięgnąłem po paczki z chipsami i innymi przekąskami, widząc niezadowolenie na jego twarzy.
- No Chaniiiii...
- Zaraz zrobię ci jakąś sałatkę, jak chcesz. 
- Aishh... ty to jesteś..
- Brałeś leki?
- Tak, wziąłem je.
- Dobrze. - zaniosłem rzeczy do kuchni, po czym wróciłem do pokoju, siadając okrakiem na nogach bruneta.
- Jak było z Sowoon? - zapytał, głaszcząc mnie po udach.
- W porządku.. będzie robiła twoje ulubione ciasto.
- Oooo rewelacja.
- Ale nie dostaniesz ani okruszka. Muszę lepiej dbać o twoją dietę. 
- Aishh... ciągle karmisz mnie chudym mięsem i zieleniną.
- Bo to jest dla ciebie zdrowe. - oblizałem wargi, składając delikatny pocałunek na ustach Rowoona - Kocham cię. 
- Wszystko w porządku?
- Tak... tęskniłem za tobą.
- Mój dzieciak. - hyung wtulił mnie w swoje ciało, drapiąc mnie po plecach - 28-letni dzieciak.. - westchnął, składając kilka pocałunków na mojej głowie - Ale ten czas leci.
- Dopiero co wszedłem do kabiny, w której mieszkałeś. - na samo wspomnienie na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech - Fajne czasy, co?
- Hmm... a może zrobimy powtórkę?
- O czym ty mówisz?
- Znajdę nam jakiś krótki rejs, żebyśmy nie musieli brać dużo wolnego w pracy.
- Rowoon, co ty..
- Powspominamy.. co ty na to? - uniosłem głowę, wymieniając z nim kilka, czułych pocałunków.
- Wariat jesteś. 
- Wariat, który cię cholernie mocno kocha... chce dla ciebie jak najlepiej, tylko... tylko nie zawsze potrafi to pokazać..
- Rowoonie..
- Przepraszam za dzisiaj. Nie wiem, co mi strzeliło do tego głupiego łba.
- Nie mów tak.
- Jest mi strasznie głupio.. nie wiem, jak ci to wynagrodzić. - dotknąłem czołem czoła chłopaka, uważnie mu się przyglądając.
- Pocałuj mnie.
- Chani, nie żartuj.
- Pocałuj mnie... proszę. - jego pocałunki są dla mnie lekarstwem na całe zło i wszelki ból. Dzięki temu mogę choć na moment zapomnieć o naszych ciągłych problemach i wyzwaniach, które przed sobą stawiam. Kocham go... tak bardzo go kocham. Co ja mam teraz zrobić?








~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 komentarz:

  1. Wow nie spodziewałam sie takiego przeskoku w czasie ale fajnie wykombinowane 🤩

    OdpowiedzUsuń