30 grudnia 2015

Jackson & JB ~cz.3 [Morderca o gołębim sercu]




               Obudził mnie gwałtowny ruch, który został wykonany tuż obok mnie. Otworzyłem oczy, by zobaczyć co to. Na łóżku po mojej prawej stronie siedział przestraszony JB okrywający się kołdrą. 
- Co się dzieje?- zapytałem głaszcząc go po plecach.
- Miałem zły sen...- wysapał chłopak rozglądając się dookoła.
- Poleż jeszcze.- powiedziałem ciągnąc go w swoją stronę. Jaebum wtulił się we mnie głęboko oddychając - Co ci się śniło?
- Nie ważne.
- Jaebum... co to za tajemnice?
- Nie chcę o tym rozmawiać...
- Rozumiem...- westchnąłem całując go w czoło. JB zadrżał głaszcząc mnie po klatce piersiowej.
- Śpisz nago?
- Wyjątkowo mam dziś na sobie bokserki. 
- Spróbowałbyś je zdjąć...- Jaebum rzucił mi spojrzenie przepełnione wstydem, po czym lekko się uśmiechnął.
- Co byś wtedy zrobił?- zapytałem cmokając go po każdym słowie.
- Pewnie bym uciekł. 
- Czemuuu?
- Bo jestem wstydliwy... to powinno ci wystarczyć.
- Jaebum?- spojrzałem mu w oczy głaszcząc go po twarzy - Miałeś kiedyś kogoś?
- Em... czemu o to pytasz?
- Z czystej ciekawości.
- Miałem... ale nie chcę o tym mówić.
- Czemu jesteś taki tajemniczy i zamknięty w sobie? 
- Życie mnie takim stworzyło...
- Jaebum... chciałbym wiedzieć trochę o twoim byłym partnerze... lub partnerce.
- Nie ma takiej potrzeby.- chłopak wtulił się we mnie zamykając oczy. Westchnąłem głaszcząc go po głowie. Wiem już o czym będę rozmawiał dzisiaj z szefem. Chcę wiedzieć jak najwięcej o byłym związku Jaebuma.
- Wiesz... trochę mnie to boli, że tak wszystko przede mną ukrywasz.
- Taki już jestem.- JB podniósł głowę, po czym patrząc mi w oczy zaczął głaskać mnie po twarzy - A ja wiem o tobie wszystko?
- Myślę, że tak.- nie chcę go okłamywać, ale nie mam wyjścia. Przecież nie powiem mu, że przynależę do mafii i właśnie dostałem na niego zlecenie. Chłopak uśmiechnął się jednak po chwili zamknął oczy zbliżając się do mnie. Położyłem więc go na plecach i wisząc nad nim całowałem go najdelikatniej jak tylko umiałem. Czułem pod sobą mocno bijące serce Jaebuma. Zjechałem ustami na jego policzek oraz szyję. Chłopak jęknął kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej... wiedziałem, że będzie chciał mnie odepchnąć.
- Wystarczy.- szepnął lekko się czerwieniąc.
- Przestań się tak wstydzić.- wsunąłem dłoń pod jego bluzkę... wiedziałem, że dużo ryzykuję wykonując ten ruch.
- Skarbie proszę cię.- "skarbie"? Przestałem dopieszczać chłopaka wbijając w niego wzrok. Ten wpatrywał się we mnie z rumieńcami na twarzy - O co chodzi?- złapałem go za dłoń przykładając ją do swojego policzka.
- Czemu... czemu tak mnie nazwałeś?
- Bo... jesteś dla mnie kimś ważnym... 
- Jaebum...- moje serce przybrało nagle niesamowicie szybkiego tempa - Jeśli teraz mi odmówisz to nigdy ci tego nie wybaczę.- po tych słowach zatopiłem się w jego słodkich wargach. JB nie walczył... z pokorą oddawał pocałunki błądząc dłońmi po mojej twarzy i karku. Starałem się rozkoszować tą chwilą... cieszyć każdym, nawet najmniejszym dotykiem chłopaka. Sam dokładnie nie wiem czy robię to z polecenia szefa czy coś w podświadomości mówi mi, że do tej pory oszukiwałem sam siebie spotykając się z kobietami i w rzeczywistości pisany był mi chłopak. W sumie jakby nie patrzeć lepiej czuję się będąc blisko z Jaebumem niż z tuzinem najgorętszych lasek w Seoulu. Nie wiem też co mam teraz robić... ciągnąć romans z chłopakiem czy powiedzieć mu prawdę i zniknąć z jego życia? W sumie lepszym rozwiązaniem byłaby ta druga opcja. Nie wiem jednak czy byłbym w stanie przyznać się do tak bolesnej prawdy i żyć w późniejszych latach bez niego... Z rozmyśleń wytrącił mnie głośny dźwięk telefonu Jaebuma.
- Muszę odebrać.- jęknął sięgając po telefon. Ja jednak nie potrafiłem się powstrzymać i bez przerwy całowałem go po uchu - Sł...ah... słucham?
- Jaebum?... co to za jęki?- zachichotałem gryząc go w delikatny płatek ucha. JB słodko jęknął wijąc się pode mną - Ten Jackson to twój nowy chłopak?
- C... co? Skąd wiesz o Jacksonie?
- Odebrał wczoraj twój telefon.... mówił, że się razem uczycie, ale jak widzę jest twoim kolejnym chłopakiem, który zabiera ci czas na naukę.
- Nie, tato... - kolejnym chłopakiem? To ilu on do cholery jasnej ich miał?
- Co teraz robicie?
- Tato, przestań...
- Wyślij mi dokładny adres... przyjadę po ciebie.
- Ale...- rozłączył się. Wziąłem głęboki oddech powoli siadając na łóżku. Widziałem jak trzęsącymi się rękoma JB pisze ojcu mój adres - Mój tato...
- Słyszałem...- sięgnąłem po koszulkę po czym narzuciłem ją na swoje ciało - Ilu partnerów już miałeś?
- Jackson...
- Chodzi mi o to, że... nie chcę... nie chcę być po prostu kolejną zabawką w twoich rękach...
- Co?... Jackson nie patrz tak na to.... wszystko ci wyjaśnię...
- No to słucham.- Jaebum wstał, po czym powolnym krokiem podszedł do okna.
- Odkąd mama zmarła czułem się strasznie samotny... Ojciec...- chłopak westchnął - Zaczął pracować jeszcze więcej, by nie myśleć o śmierci mamy, ale przez to wszystko zaniedbywał mnie... Nie potrafiłem spędzać czasu sam, bo prowadziło to do... robiłem różne głupie rzeczy, których teraz żałuję.... Jak zacząłem spotykać się z chłopakami... czuć ich bliskość... słuchać, że zawsze będą przy mnie... czułem, że nie jestem sam, że... może mam jeszcze dla kogo żyć...- podszedłem do chłopaka obejmując go od tyłu. JB oparł o mnie głowę głęboko wzdychając.
- Jaebum...- szepnąłem całując go w kark.
- Tak?
- Obiecaj mi tu i teraz... że... jeśli nam się nie uda... znajdziesz chłopaka, z którym spędzisz całe swoje życie... który będzie dla ciebie wystarczająco dobry, troskliwy... przy którym zawsze będziesz czuł się bezpieczny i kochany...
- Ale...
- Jaebum, obiecaj mi to.- szarowłosy odwrócił się powoli w moją stronę patrząc mi głęboko w oczy.
- Ty jesteś takim chłopakiem... 
- Nie, Jaebum...
- Przy nikim nie czułem się tak dobrze jak przy tobie...
- Posłuchaj mnie...- chłopak otworzył szeroko oczy, do których z sekundy na sekundę napływało coraz więcej łez. Chciałem mu powiedzieć prawdę i rozstać się z nim raz na zawsze, ale nie potrafię. Nie po tym co mi powiedział, poza tym... wydaje mi się, że zaczynam coś do niego czuć...
- Jackson...
- Nigdy cię nie zostawię... chcę...- zamknąłem oczy stykając się czołem z czołem chłopaka - Chcę być z tobą do końca...- cisza... wymienialiśmy się jedynie ciężkimi oddechami, jednak po chwili znów mogłem smakować ust chłopaka. Pragnąłem czegoś więcej... czułem, że to jest ten moment. Nie odrywając od niego warg zaprowadziłem go w stronę łóżka, na którym po chwili oboje wylądowaliśmy. Zrywałem z niego części garderoby przyglądając się jednocześnie jego czerwonej ze wstydu twarzy. Całowałem każdy milimetr jego pachnącego ciała. Co chwilę byłem powstrzymywany przez Jaebuma, dlatego też chwyciłem za jego nadgarstki przytrzymując je nad jego głową. Moje usta ponownie smakowały jego klatki piersiowej i brzucha.
- Ja... Jackson...- jego przyspieszony oddech, rozpalone ciało i ten zawstydzony głos działały na mnie jak płachta na byka.
- Wiem, że mamy mało czasu.
- Nie... proszę, posłuchaj...- przerwałem pieszczoty przyglądając się jego twarzy. JB usiadł i zaczął głaskać mnie po karku - Jesteś wyjątkowy... z tobą... nie chcę się tak spieszyć.- więc to o to chodzi. Przytaknąłem delikatnie go całując. Wtedy też usłyszałem pukanie do drzwi - To mój ojciec...
- Ubierz się spokojnie.- powiedziałem cmokając go w czoło - Pójdę otworzyć.- zbiegłem na dół i biorąc głęboki oddech otworzyłem drzwi - Witam pana.
- Dzień dobry... gdzie jest Jaebum?- uśmiechnąłem się lekko otwierając szerzej drzwi.
- W łazience... proszę wejść, zrobię panu kawy.- mężczyzna wszedł do środka rozglądając się po wnętrzu.
- Niestety nie mam czasu na kawę... muszę wracać do pracy.
- Rozumiem.
- Powiedz mi... Jackson... myślisz poważnie o moim synu?- zaskoczył mnie tym pytaniem... nie mam pojęcia co mam odpowiedzieć.
- Wie pan co...
- Wiesz... pytam dlatego, że Jaebum miał hm... bodajże trzech partnerów. Każdy zapewniał, że będzie z nim do końca życia, a wiesz na czym się to kończyło?- pokręciłem jedynie przecząco głową - Na tym, że zaciągali go do łóżka i zostawiali. Wiesz... nie mam z nim zbyt dobrego kontaktu, ale bardzo go kocham i nie chcę żeby cierpiał.
- Ja...
- Co tak szybko?- jak dobrze, że w tym samym czasie zbiegł do nas JB.
- Masz test z matematyki... musisz się uczyć.
- Mogę to robić tutaj.
- Jaebum... dziś wracasz do domu.... Jeśli chcesz możesz spotykać się z Jacksonem u nas.
- O... mówisz poważnie?
- Wiesz, że ja nigdy nie żartuję.- chłopak uśmiechnął się spoglądając na mnie.
- Przyjedziesz do mnie jak już będziesz po wizycie wujka?
- Pewnie.- po chwili znów się całowaliśmy. Muszę przyznać, że czułem się dość dziwnie robiąc to przy jego ojcu.
- Aish... poczekam w samochodzie. Masz trzy minuty.- wyszedł. Wtedy też oparłem go o ścianę, po czym przytrzymując w górze jego ręce całowałem go po szyi i obojczykach.
- Mu... muszę... ah...
- Mamy trzy minuty.- wysapałem zatapiając się w jego ustach. Dlaczego do cholery to robię? Dlaczego nie uprowadziłem go pierwszego dnia? Czemu tak bardzo zacieśniam tą relację? Co jest ze mną do cholery nie tak?

*

         Dochodziła 20-sta. Leżałem na kanapie wpatrując się w telewizor. Wtedy też usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Jackson!
- W salonie!- po kilku sekundach ujrzałem szefa, który bezczelnie stanął tuż przede mną zasłaniając mi telewizor - O co chodzi?- po chwili poczułem mocne uderzenie w twarz. Syknąłem łapiąc się za policzek.
- O co chodzi?!.... Ty gnoju, nie wiesz na czym polega twoja praca?!- wstałem patrząc wielkimi oczyma na mężczyznę.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że wdajesz się w pedalski romans z dzieciakiem, którego mamy zabić!... Wiesz ile on jest wart?!
- Wiem co robię...- tak... po tych słowach pan Park trochę zgłupiał.
- Co...
- Myślisz, że gdybym nie wcisnął mu bajeczki o wielkiej miłości to by to tak teraz wyglądało?
- Mówiłem... wystarczy jeden pocałunek...
- Widocznie nie w jego przypadku... przy nim muszę się trochę bardziej postarać.
- Więc co będzie następnym krokiem?... seks?
- Chyba tego chciałeś, prawda Hyung?- parsknąłem śmiechem klepiąc mężczyznę po policzku - Daj mi kilka dni... Jaebum już je mi z ręki... po seksie zrobi wszystko co mu rozkażę.
- Na to liczę... chcę już dostać tego dzieciaka.... chcę moją kasę...
- Za kilka dni będziesz miał jej tyle, że nie będziesz wiedział co z nią robić.- Park uśmiechnął się stawiając na stoliku butelkę mojego ulubionego whisky - Hm...- usiadłem na kanapie kładąc nogi na stole - W zasadzie co chcesz zrobić z tym gnojkiem?
- Chcę go torturować i patrzeć na jego ból... wiesz jaką sprawia mi to przyjemność.- zaśmiałem się polewając nam alkoholu.
- To może zamiast zabijania go przetrzymuj go i torturuj gdy będziesz miał chwile słabości?
- W sumie to nie takie głupie... ale wiesz... mam też fetysz patrzenia na zachowanie ludzi tuż przed ich śmiercią... kiedy płaczą, błagają o litość, mówią o swoich planach...- szef parsknął śmiechem upijając łyk whisky - Są wtedy tacy żałośni... są przy nas tacy mali... jak nic nie warte robale.- przytaknąłem cicho się śmiejąc. Park usiadł obok mnie patrząc mi w oczy - Jestem z ciebie dumny. 
- Pierwszy raz usłyszałem z twoich ust coś miłego. 
- Hm...- mężczyzna dopił whiky i pogłaskał mnie po karku - Wiesz... gdy patrzyłem na ciebie i Jaebuma czułem się troszkę zazdrosny. 
- O czym ty mówisz?- czułem jak moje serce przyspiesza... przyznam, że interakcje z drugim mężczyzną strasznie mnie pociągają. [włączamy] 
- O tym, że...- Park zbliżył się do mnie muskając ustami moje ucho - Mam na ciebie straszną ochotę.- spojrzałem na hyunga i już miałem go pocałować kiedy znów zostałem uderzony w twarz.
- Co ty wyprawiasz?!
- Teraz mam dowód na to, że ten gnojek cię pociąga! Miałeś go tylko zgłuszyć, ty podły dupku! Nikt nie kazał ci się w nim zakochiwać!- oboje wstaliśmy. Miałem straszną ochotę mu przywalić, ale nie mogłem z racji tego, że jest niestety moim szefem - Posłuchaj mnie uważnie... chcę go mieć u siebie za trzy dni, rozumiesz? Jeśli wykonasz zadanie zastanowię się nad łagodnym wyrokiem w stosunku do niego... jeśli zawalisz.... oboje pójdziecie do piachu.... Wtorek, godzina 20-sta... nie będę czekał ani sekundy dłużej.- po tych słowach opuścił mój dom trzaskając drzwiami. Miałem dość. Kopnąłem z całej siły w fotel, krzycząc przy tym jakby to miało wyładować ze mnie całą złą energię. Nie wiem co mam teraz zrobić. Jeśli we wtorek zawiozę go do szefa skażę go na tortury, których nie będzie w stanie wytrzymać. Jeśli jednak tego nie zrobię skażę go na pewną śmierć.... Jaebum co mam do cholery jasnej z tobą zrobić Ty podły.... uroczy.... i niezwykle pociągający gnojku?

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

28 grudnia 2015

Jackson & JB ~cz.2 [Morderca o gołębim sercu]




                     Po wejściu do domu położyłem książkę na blacie kuchennym, po czym zająłem się przygotowaniem czegoś do jedzenia. Wtedy też usłyszałem jak dzwoni do mnie telefon...szef.
- Dawno się nie widzieliśmy, co?- jęknąłem krojąc warzywa.
- Dzwonię w sprawie twoich wieczornych atrakcji.
- To znaczy?
- Miałem ci sprowadzić kilka lasek.
- Nie trzeba... mam co robić.
- To znaczy?
- Będę czytał.- usłyszałem jedynie cichy śmiech - Co cię tak bawi?
- Nie no nic... widzę, że Jaebum ma na ciebie dobry wpływ.
- Spadaj.- rozłączyłem się rzucając telefonem na książkę. Po przygotowaniu jedzenia usiadłem w salonie i ponownie całą swoją uwagę starałem się skupić na powieści. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Przez moją głowę ciągle przewijała się zaczerwieniona twarz Jaebuma - A niech go...- syknąłem podnosząc się z kanapy - Spieprzaj z mojej głowy gnojku.- nie podoba mi się... to nie w tym rzecz. Ten dzieciak tak bardzo przypomina mi mnie. Dlaczego to akurat ja muszę się z nim "zaprzyjaźnić", a potem uprowadzić? Nie wierzę, ale pierwszy raz w życiu targają mną wyrzuty sumienia mimo że nie zrobiłem jeszcze nic złego. By dłużej się tym nie zadręczać wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Dochodziła 19-sta... to zdecydowanie nie jest moja pora na spanie, jednak dzisiejszego dnia wolałem poleżeć w łóżku i nad wszystkim na spokojnie się zastanowić. Sięgnąłem na szafkę nocną, na której dzień wcześniej położyłem teczkę z papierami chłopaka. Chciałem ponownie ją przeczytać, chociaż wydawało mi się, że wiem już o nim wszystko... sam nie wiem, dlaczego Jaebum mnie tak interesuje - Dość...- syknąłem przykrywając się kołdrą. Po dwukrotnym klaśnięciu światła w pokoju zgasły, a ja na siłę starałem się wyprzeć Jaebuma z mojej głowy.

*

      O dziwo wstałem sam z siebie... bez żadnego przymusu. Dochodziła 7:30. Z uśmiechem na twarzy zbiegłem do kuchni i zacząłem obierać pomarańcze na sok. Gdy wkładałem owoce do blendera usłyszałem dzwonek do drzwi. Oblizując palce pobiegłem zobaczyć kto to.
- To ty nie śpisz?- w drzwiach stał zdziwiony zastępca szefa.
- Jak widać nie... soku?- zapytałem idąc do kuchni.
- Mhm... w sumie czemu nie. Że tak zapytam... coś się stało?
- Nie, a czemu miałoby coś się stać?- zapytałem wręczając mężczyźnie napój. 
- Przyznaj, że ty i poranne wstawanie nie idziecie ze sobą w parze. 
- Poszedłem wczoraj wcześniej spać, to wszystko.- nienawidzę tego jego podejrzliwego wzroku. Usiadłem obok niego i zacząłem zajadać się tostami - O co chodzi?
- Wczoraj dwóch chłopców z twojej nowej szkoły napadło po zajęciach na Jaebuma... szef i pan Kim starają się dowiedzieć kto to i co było przyczyną.- przyznam, że ta informacja trochę zepsuła mi humor.
- Mhmm... czemu mi o tym mówisz?
- Nie zdziw się jak twój nowy kolega przyjdzie do szkoły z obitym ryjem.
- Bawi cię to?- twarz mężczyzny od razu nabrała innego wyrazu.
- N... nie... Szef kazał mi przekazać informację to ją przekazuję.
- Spoko...- wstałem rzucając talerzem do zlewu - A tak swoją drogą... chujowych mamy śledczych. Dzisiaj w dwie minuty dowiem się kto to był i co było przyczyną pobicia. 
- Jackson...
- Możemy już jechać?- zapytałem idąc w stronę przedpokoju. Jaebum to potulny, zamknięty w sobie chłopak. Nie rozumiem jaki ci oprawcy mieli cel w tym pobiciu. Może też działają dla kasy? Amatorzy... chyba nie wiedzą z kim mają do czynienia. 
- Jackson... powiesz mi co tak cię zdenerwowało?- zapytał mężczyzna odpalając samochód.
- Nie ważne... po prostu jedź.
- Wiesz... miałeś się nie angażować w tą znaj...
- O czym ty człowieku mówisz?... Ktoś zlał dupę chłopakowi, na którego dostałem zlecenie więc jest to chyba normalne, że chcę się dowiedzieć kto odbiera mi tę przyjemność, prawda?- nic nie odpowiedział. Reszta drogi minęła nam w całkowitej ciszy. Gdy zajechał pod szkołę westchnąłem - Do której dzisiaj mam?
- Do 15-stej... szef po ciebie przyjedzie.
- Spoko..- wysiadłem z auta kierując się prosto do szkoły. Jako pierwszy mam wf... to śmieszne... jestem pewien, że ci wszyscy pseudo sportowcy nie dorastają mi nawet do pięt. Skręcając do szatni usłyszałem huk i czyjeś głosy. Przystanąłem uważniej im się przysłuchując.
- Słodko wczoraj wyglądałeś błagając o litość.
- Cz... czego wy chcecie...- Jaebum? Chciałem iść mu z "pomocą", jednak wolałem jeszcze przez chwilę przysłuchać się o co chodzi tym chłopakom. 
- W zasadzie robimy to dla zabawy.
- Dokładnie... znęcanie się nad kujonami zawsze sprawiało nam ogromną przyjemność.
- Dajcie mi spokój... proszę... 
- Co takiego? Powtórz.
- D...dajcie mi spokój...
- Jąkasz się jak ciota.- usłyszałem uderzenie i syknięcie chłopaka. Mimo to opanowany wyszedłem zza szafek, po czym stanąłem za oprawcami.
- Co robicie?- ci odwrócili się nerwowo patrząc na mnie wielkimi oczyma.
- Znęcamy się nad pedałem... a co?
- Oo... widzę, że mamy takie samo hobby.- widziałem jak po tych słowach Jaebum siedząc na ziemi spuszcza głowę w dół - Jak się nazywacie?... Ja jestem Jackson.
- Mark.
- Youngjae.
- Hmm...- podszedłem do tych gnojków łapiąc ich za ramiona - A więc Mark i Youngjae... dobrze wam radzę, odpieprzcie się od niego i zajmijcie się nauką, okej?... Jeśli nie to przejdę się do dyrektora i zdradzę mu parę szczegółów. 
- Luzuj...- chłopcy rzucili mi złowrogie spojrzenie i pędem wyszli z szatni. Kucnąłem przy zbolałym Jaebumie starając się go usadzić pod ścianą.
- Widzę, że muszę nauczyć cię kilku rzeczy.- ten jedynie skinął głową i wstał podtrzymując się klamki od drzwi - Posiedź chwilę.
- Nie trzeba...
- Jaebum.- zatrzymałem szarowłosego chłopaka - Gdzie ci się tak spieszy?
- Mamy wf... muszę się przebrać.- ah tak... zapomniałem, że jego ambicje przewyższają jego zdrowy rozsądek.
- Obawiam się, że dzisiaj będziesz musiał przesiedzieć te 45 minut na ławce.
- Mam basen... nie mogę.
- Jaebum do cholery...- chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczyma lekko przytakując.
- Dobrze...- aishhh nie tak to miało zabrzmieć. Wyszedłem pewnie na groźnego dupka. Dobra... pora zacząć działać. Postawiłem go pod ścianą, po czym rozpiąłem guziki w jego koszuli.
- Co... co ty robisz?
- Sprawdzam jaki mięsień ci uszkodzili.- sprostowałem sprawę, po czym delikatnie zacząłem dotykać jego brzucha. Gdy natrafiłem na jeden z punktów na jego ciele, chłopak syknął pochylając się do przodu - Mięsień poprzeczny... lepiej żebyś na jakiś tydzień zapomniał o wysiłku.- spojrzałem mu w oczy lekko się uśmiechając. 
- Skąd... skąd to wiesz?- zapytał starając się zapiąć koszulę drżącymi rękoma. Gdy to zauważyłem zaśmiałem się ponownie go wyręczając.
- Anatomia to mój konik.
- Ja... ja mam z nią problemy...
- Będziesz mnie uczył całego materiału, a ja dam ci korki z anatomii... nawet nie wiesz z jaką przyjemnością.- dodałem przejeżdżając palcem po jego wargach. Po tym geście odwróciłem się, po czym ze skrzywioną miną ruszyłem w stronę basenu. Pierwszy raz dotknąłem chłopaka w ten sposób. W zasadzie... jakby nie patrzeć... nie ma żadnej różnicy między nim a laską, ale sam fakt, że to facet... dziwnie. Zamyślony usiadłem na jednej z ławek i zacząłem wpatrywać się w ludzi, z którymi chodzę do klasy. Muszę przyznać, że są całkiem nieźli, jednak bez wątpienia jestem lepszy od nich.
- Mógłbyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie?- powoli odwróciłem głowę w stronę Jaebuma, który niepewnie zajął koło mnie miejsce.
- Jasne... o co chodzi?
- Jesteś silnym... przebojowym i pewnym siebie chłopakiem... czemu więc... czemu zadajesz się ze mną?... Dla takich ludzi jak ty, w tej szkole to wstyd...
- Hm...- westchnąłem klepiąc chłopaka po ramieniu - Wolę trzymać się z ludźmi inteligentnymi, którzy poprowadzą mnie w górę, a nie z osiłkami myślącymi tylko o tym, komu by tu dzisiaj wpieprzyć.
- Ale w szatni sam powiedziałeś...
- Noszę maskę Jaebum... nie wiesz jaki naprawdę jestem... w zasadzie to sam tego nie wiem..- dodałem cicho skupiając się na zgrabnych, wysportowanych dziewczynach.
- Musisz coś ukrywać.
- Jak każdy...- burknąłem nie odrywając od nich wzroku.
- Pewnie masz rację... hm... czyli nosisz maskę twardziela, a rzeczywiście jesteś typem wrażliwca, który...
- Jaebum... dość... jestem jaki jestem i to się nie zmieni.- chłopak zamilkł lekko się ode mnie odsuwając... boże, jaki ze mnie dupek. Ale tylko dzięki temu, że trzymam wszystkich ludzi na dystans mogę jeszcze normalnie funkcjonować w tym popieprzonym świecie. Zerknąłem na szarowłosego. Wpatrywał się w koleżanki z klasy lekko mrużąc oczy - Która ci się podoba?
- Żadna...- wiem chłopcze, że jesteś homo, ale wśród uczniów liceum takie pytania i podniecanie się laskami to chyba temat numer jeden.
- Nie wstydź się... mów, to coś podziałamy. 
- Nie słyszałeś tego co Mark i Youngjae mówili w szatni?
- Mmm... mówisz o jąkaniu się czy...
- Jestem gejem... nie kręcą mnie dziewczyny...- no wiem wiem... pytanie tylko jak teraz zareagować?
- Hm... czemu mówisz mi o tym tak otwarcie?
- Lepiej żebyś wiedział teraz... później... może jak udałoby nam się zostać kolegami...i... coś takiego by wyszło... pewnie byś mnie zostawił... A tak jak odejdziesz teraz to nie będzie aż takiego rozczarowania...- szkoda mi go. Widzę, że bycie gejem trochę go przerosło.
- Ilu znajomych straciłeś w ten sposób?
- Nawet ich nie zliczę...- Jaebum spojrzał na mnie ze spokojem na twarzy - Twoja kolej Jackson.
- Żartujesz sobie?- uśmiechnąłem się obejmując go ramieniem - O wartości człowieka nie decyduje przecież jego orientacja.
- Tylko ty masz takie podejście.
- I to powinno ci wystarczyć.- dodałem patrząc na jego zdziwioną twarz - Ejjj tylko mi tu nie płacz.
- Przestań...- dostałem od niego lekko w ramię. Po tym geście spuścił głowę lekko się uśmiechając... sama słodycz.
- Wrzuciłbym cię za to do basenu, ale szkoda mi twojego uszkodzonego brzucha.- chłopak spojrzał na mnie chichocząc - Co nie znaczy, że tego nie zrobię... dojdź tylko do siebie.
- Zanim do siebie dojdę to już zdążysz o tym zapomnieć. 
- Czekaj no...- wyciągnąłem telefon, po czym zapisałem sobie w nim słowa: "Wrzucić Jaebuma do basenu za to, że uderzył mnie w ramię". Pokazałem wiadomość chłopakowi na co ten wesoło się roześmiał.
- Podły jesteś.
- Cały ja.- reszta wf i nie tylko niego minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Bardzo dużo rozmawialiśmy... praktycznie o wszystkim. Literatura, muzyka, sport... dobry materiał na przyjaciela. Zauważyłem też, że JB (tak mówiła na niego jego mama) czuje się przy mnie pewniejszy siebie... jest też bardziej otwarty. W sumie racja... z takim kolegą u boku już żaden osiłek mu nie podskoczy.
Wyszliśmy razem ze szkoły. Jaebum trzymając w rękach książkę swojej ulubionej autorki Gong Jiyoung opowiadał mi z przejęciem o jej twórczości.
- Musisz się z nią zapoznać.
- No dobrze, wygrałeś.- wziąłem książkę z jego rąk lekko się uśmiechając - Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- A właśnie...- wyciągnąłem z kieszeni telefon - Dzisiaj piątek... jedziemy do mnie?- twarz Jaebuma od razu nabrała innego wyrazu. Widziałem, że bardzo się tym zmieszał.
- J... jasne... jeśli nie będę ci przeszk...
- Masz mnie uczyć durniu... wyluzuj trochę. 
- Przepraszam...
- Za co?
- Nigdy nie miałem takiego kolegi więc... no... boję się, że coś zepsuję...- przestań do cholery jasnej! Za bardzo działasz na moją wrażliwą stronę i to niesamowicie mnie wkurza! Nie chcę ściągać mojej maski. Nie... nie mogę... chwyciłem go za rękę, po czym gwałtownie wtuliłem w swoje ciało. To było silniejsze ode mnie... nie potrafię opisać tego co się ze mną dzieje gdy jestem blisko Jaebuma - J... Jackson...
- Przestań wygadywać durnoty... proszę cię...
- Wybacz...- puściłem go. Moje serce biło tak szybko jak nigdy dotąd. Twarz Jaebuma była czerwona jak burak.... co się z nami dzieje? W tym samym momencie podjechał po mnie samochód. Drzwi otworzyły się... po chwili z auta wyszedł Park Jinyoung... mój szef.
- Cześć Jackson.
- Hej wujku.- wyraz twarzy szefa po wypowiedzeniu tych słów był bezcenny - Poznaj Jaebuma... będzie mi pomagał dzisiaj w nadrobieniu materiału.- na szczęście połączenie faktów zajęło mu dosłownie chwilkę. Jaebum ukłonił się, po czym wyciągnął w jego stronę rękę.
- Jaebum... miło mi pana poznać.
- Hej... rozumiem, że mam was podwieźć do domu.
- Mhm... w końcu jesteś najlepszym wujkiem na świecie.- rzuciłem z uśmiechem i wprowadziłem chłopaka do środka. Pan Park usiadł za kółkiem dzięki czemu mogliśmy spokojnie porozmawiać.
- Wow... niezła limuzyna.
- Robi wrażenie, co?
- Mhm.- szarowłosy skinął głową - Mieszkasz z wujkiem?
- Nie... on jedynie wozi mnie do szkoły. Mieszkam sam.
- O... jak to?
- Moi rodzice nie żyją.- oho... czekam na tą piękną reakcję.
- Tak mi przykro Jackson... nie wiedziałem...
- Wieeeem, spokojnie... przecież nic się nie stało.
- Ah... czasem jak coś powiem...
- Za bardzo się przejmujesz... naprawdę nic się nie stało. Minął kawał czasu więc rany zdążyły się zagoić.- chłopak przytaknął odwracając głowę. Westchnąłem wciskając guzik, dzięki któremu spod naszych nóg wyłonił się stolik z napojami - Częstuj się.- Jaebum otworzył szeroko oczy sięgając po sok.
- Wow...
- To nie wszystko... jak będziesz grzeczny to pokażę ci inne zalety tego cacka.- po chwili poczułem jak po nodze rozchodzi mi się wibracja pochodząca z telefonu. Wyciągnąłem więc go i przeczytałem wiadomość od... szefa? "Dobra robota Jackson... ale ja twoim wujkiem?". Zaśmiałem się spoglądając w lusterko. Po wymienieniu spojrzeń z panem Parkiem spojrzałem na kolegę.
- Czemu jesteś taki wesoły?
- A nie wiem... tak jakoś.- po chwili zajechaliśmy pod dom. Widziałem jak oczy chłopaka otwierają się bardzo szeroko - Wyskakuj.
- Wow... sam w tak ogromnym domu?
- Nie taki sam...- w rozmowę wtrącił się mój szef.
- Co ma pan na myśli?
- Jackson to niedobry chłopak i czasem zdarza mu się sprowadzić kilku chłopców. 
- Wujku...- syknąłem spoglądając na niego z nienawiścią - W zasadzie to możesz już jechać. 
- Jasne... nie będę wam przeszkadzał.- zaśmiał się wsiadając do auta. Spojrzałem pospiesznie na zaczerwienionego Jaebuma.
- Nie wierz mu.
- Dobrze...- rzucił, po czym weszliśmy do środka.
- Czuj się jak u siebie.
- W zasadzie wnętrze domu mamy dość podobne. - uśmiechnął się, po czym zaczął obchód - Fortepian...- szepnął przejeżdżając ręką po instrumencie - Mógłbym...?
- Pewnie.- podszedłem bliżej niego wręczając mu nuty etiudy, którą próbowałem grać kilka dni temu - Mógłbyś... mógłbyś mi to zagrać?... Pamiętam jedynie kilka pierwszych linijek.- chłopak przytaknął z uśmiechem, po czym zaczął grać... tak płynnie i delikatnie... jego palce dosłownie pieściły klawisze. Tą melodią rozbrzmiewał cały dom... oczywiście gdy mama jeszcze żyła. Grała to dzień w dzień... za każdym razem wczuwała się w utwór coraz bardziej. Gra na fortepianie była dla niej wszystkim. Widok Jaebuma przy jej największym skarbie sprawił, że coś we mnie pękło... ten chłopak w tym momencie uczynił mnie niesamowicie szczęśliwą osobą. Przysiadłem się niepewnie obok niego i zacząłem grać razem z nim. Chłopak posłał mi ciepły uśmiech i kontynuował swoje zadanie. Czułem się teraz tak dobrze... lekko... i beztrosko. Gdy ostatnie dźwięki dopadły moich uszu spojrzałem w oczy kolegi.
- Moja ulubiona etiuda.- szepnął spoglądając ponownie na instument. Przejechałem niepewnie po jego dłoni. Widziałem jak chłopak automatycznie się spina. Gdy na mnie spojrzał postanowiłem wykorzystać sytuację. Głaszcząc go po policzku zbliżyłem się do niego, po czym delikatnie musnąłem jego wargi. Jaebum jęknął lekko się odsuwając. Nie poddawałem się... złapałem za jego twarz pogłębiając pocałunek. Ten jednak ponownie go przerwał - Co ty robisz?- zapytał cicho czerwieniąc się.
- Czemu tak reagujesz?
- Ja... wstydzę się...
- Jaebum...- pocałowałem go w kącik ust. Czułem, że już jest mój... wszystko idzie zgodnie z planem. Uśmiechnąłem się, po czym wstałem wyciągając do niego rękę - To co? Zaczniemy naukę?
- J.. jasne...- chłopak złapał za nią i oboje ruszyliśmy do mojego pokoju. Jego ciężki oddech, szybko bijące serce... oj chłopcze... nawet nie wiesz jaką przyjemność mi tym sprawiasz. Po wejściu do pomieszczenia podszedłem spokojnie do szafki nocnej w celu schownia teczki chłopaka. Po włożeniu jej do szuflady spojrzałem na niego uśmiechając się - Co tam chowałeś?
- Em... piszę książkę i wiesz... lepiej żeby nikt teraz tego nie widział.
- Poważnie? Też piszę... w zasadzie już kończę.- jak można być tak wszechstronnym? - O czym będzie twoja?- myśl do cholery... nigdy jakoś nie brakowało ci pomysłów.
- O miłości homoseksualnej.- rzuciłem odwracając się w stronę biurka... ale ze mnie idiota.
- O... to... dość ciekawe. 
- Tak... od czego zaczniemy?- zapytałem wskazując na książki.
- W poniedziałek mamy test z matematyki i pytanie z angielskiego.
- Z angielskim nie mam problemów.
- Właśnie... ty jesteś...
- Urodziłem się w Stanach... dopiero po kilku latach przeprowadziłem się do Korei.- wyciągnąłem z biurka wcześniej przygotowane zeszyty - Lecimy z matmą?
- Pewnie.- usiedliśmy przy biurku. Jaebum od razu z zapałem zaczął tłumaczyć mi materiał, który w zasadzie całkowicie mnie nie interesował, jednak coś mówiło mi, że mam być taki jak on... tak samo mądry, wykształcony, ciekawy nowych rzeczy... Starałem się skupić na tym co mówi, ale było to niezwykle trudne - Jeśli czegoś nie rozumiesz to mów.
- Wielu rzeczy nie rozumiem... i obawiam się, że nie starczy mi życia, by je zrozumieć.
- Hm?- Jaebum spojrzał na mnie zaciekawiony - O czym ty mówisz?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Ale...- pogłaskałem go po głowie.
- Dzwonię po jedzenie... na co masz ochotę?
- Wiesz... nie chcę ci robić problemu...
- A ty dalej swoje... lubisz bulgogi?
- Tak...- wykonałem telefon do swojej ulubionej knajpki, po czym ponownie usiadłem obok chłopaka.
- To co teraz?
- Może algebra...
- Okej.- szkoda mi go. Jego starania nauczenia mnie czegokolwiek idą na marne. Mam go jedynie zbajerować- zrobione... pocałować- mamy to... i przelecieć... no z tym już może być problem, ale spoko... daj mi szefie tydzień. Oczywiście na pytanie "po cholerę mam go ciągnąć do łóżka?" szef odpowiada "po to, by wasze rozstanie i poznanie przez niego prawdy bardziej go zabolało". Nie rozumiem tylko czemu... Chodzi o wyłudzenie pieniędzy od jego ojca... po co aż tak się w to angażować i go ranić? Ale cóż... jestem jedynie pionkiem w rękach szefa i mam robić to co każe.
- Wiesz...- chłopak zamknął nagle podręcznik uśmiechając się nerwowo - Dawno... dawno nie spędziłem tak miło dnia...- po chwili przygryzł nerwowo wargi czerwieniąc się... cały Jaebum.. jeden, wielki chodzący kompleks - Odkąd mama nie żyje... zapomniałem jak to jest być szczęśliwym... Dzisiaj dzięki tobie znowu poczułem się... wiesz... tak fajnie i beztrosko...- chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się - Dziękuję Jackson.- w tym momencie pękło mi serce... nikt nigdy nie potrafił mnie doprowadzić do takiego stanu. Nie wzruszali mnie nawet ludzie błagający o litość gdy celowałem im w głowy... co on ma w sobie, że tak na mnie działa?
- Jaebum...- westchnąłem siadając bliżej niego. Moja ręka ponownie powędrowała na jego twarz - Musisz być tak wredny i ciągle po kawałku zrywać ze mnie maskę?
- Chcę wiedzieć jaki jesteś naprawdę...- nie chcesz... uwierz mi JB, że nie chcesz poznać prawdziwego mnie. Znów pozwoliłem sobie połączyć nasze wargi. Tym razem chłopak nie stawiał oporów. Odwzajemniał moje pocałunki bardzo powoli i delikatnie... czułem, że się bardzo denerwuje, ale to dodawało mu jedynie jeszcze większego uroku. Spuściłem nieco z tonu starając się włożyć w te pocałunki całego...prawdziwego siebie. Cały nastrój zepsuł jednak dzwonek do drzwi.
- Za chwilę wrócę.- szepnąłem cmokając go w policzek. Pospiesznie zbiegłem na dół po odbiór jedzenia. Moja twarz była rozpalona, a ciało wręcz szalało... nigdy nie czułem czegoś takiego jak dzisiaj. Nagle na posesję podjechał jeden z samochodów szefa. Położyłem bulgogi na szafce, po czym wyszedłem na dwór zamykając za sobą drzwi.
- Jak ci idzie?- zapytał mężczyzna wysiadając z auta.
- To nie jest dobry moment na twoje odwiedziny...
- Kiedy w końcu przyjmiesz mnie do swojego domu tak jak należy?
- Obawiam się, że nigdy...- pan Park uśmiechnął się klepiąc mnie po twarzy.
- Uu jaka rozpalona... co wy tam robicie?
- Boże przestań...- warknąłem odtrącając jego rękę.
- No cóż... mam nadzieję, że się dobrze bawicie.
- Nie zaprzeczę...
- Pamiętaj tylko, że prędzej czy później chłopak zginie... nie angażuj się w to za bardzo... Nie mam ochoty słuchać później twoich lamentów. 
- Bez obaw...
- Jackson?- zamarłem. Odwróciłem się gwałtownie spoglądając na stojącego w drzwiach Jaebuma - Jedzenie stygnie... o pan Park.- chłopak podszedł do nas kłaniając się mężczyźnie - Zje pan z nami?
- Nieee, dziękuję... nie będę wam przeszkadzał.- odpowiedział z uśmiechem, po czym ponownie na mnie spojrzał - Zarezerwuj dla mnie czas jutro koło 20-stej.
- Spoko...- szef wsiadł do samochodu, po czym odjechał. Wziąłem głęboki oddech patrząc na Jaebuma - Ładnie to tak podsłuchiwać?
- A...ale niczego nie słyszałem, przysięgam...
- Żartuję przecież.- kamień spadł mi z serca. Gdyby usłyszał choć słowo to by był już koniec - Chodź jeść.- objąłem go w talii wprowadzając go tym samym do środka. Po zamknięciu drzwi spojrzałem na niego unosząc lekko jego podbródek - Buzi poproszę.- ten uśmiechnął się cmokając mnie nieśmiało. Po chwili jednak złapał za siatki z jedzeniem i pobiegł do mojego pokoju - Eeeej, poczekaj na mnie!
- Chodź szybko, bo nic nie dostaniesz!- podły gnojek... zaśmiałem się idąc za nim. Po wejściu do pokoju zastałem siedzącego na łóżku Jaebuma, który podekscytowany otwierał pudełka - Ale jestem głodny.
- W zasadzie mało zjadłeś podczas obiadu.- usiadłem obok niego sięgając po pałeczki.
- Wtedy nie chciało mi się jeść.
- Yh... jak panienka.- nabrałem jedzenie pałeczkami, po czym wycelowałem je w stronę ust chłopaka - Wcinaj.- wieczór minął w bardzo miłej atmosferze. Znów bardzo dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wymienialiśmy się poglądami... czuję się przy nim wyjątkowo... jakoś tak.... jak z drugą połówką, a nie zwyczajnym kolegą. Znam go dopiero dwa dni, a śmiało mogę stwierdzić, że moje życie zrobiłoby się puste gdyby go nagle zabrakło. Po zjedzeniu ogarnąłem pospiesznie łóżko, po czym znów na nim wylądowaliśmy. Tym razem leżeliśmy i rozmawialiśmy o naszych rodzicach. Oczywiście ja musiałem kłamać w sprawie ojca i śmierci rodziców... niestety. Nasza rozmowa trwała bardzo długo... nie zauważyłem nawet, że dochodzi już 24:00. Widziałem po Jaebumie, że jest już zmęczony. Przykryłem więc go kocem i usiadłem nad nim głaszcząc go po głowie. Nie minęła nawet minuta, a chłopak już spał. Wtedy też usłyszałem jego telefon... w sumie ktoś dobijał się do niego któryś już raz. Chwyciłem za niego wychodząc z pokoju.
- Tak słucham?
- Z kim rozmawiam?- usłyszałem niski, męski głos. Spojrzałem na wyświetlacz... "Tato"... no to wszystko jasne.
- Ah tak... z tej strony Jackson... przyjaciel Jaebuma.
- O... myślałem, że Jaebum nie ma przyjaciół...
- W zasadzie poznaliśmy się kilka dni temu.
- Rozumiem... czemu Jaebum nie odbiera?
- Uczyliśmy się razem i teraz... Jaebum zasnął. Proszę się nie martwić... jutro go odwiozę.
- Nie robi ci problemów?
- Nie, absolutnie... cieszę się, że u mnie zostanie. 
- No dobrze... w takim razie miłej nocy.
- Dobranoc.- rozłączyłem się wzdychając. Przez uchylone drzwi zerknąłem na śpiącego Jaebuma. Wyglądał tak spokojnie i beztrosko. Nie pozwolę, by coś mu się stało...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



26 grudnia 2015

Jackson & JB ~cz.1 [Morderca o gołębim sercu]




- Dobra robota Jackson.- uśmiechnąłem się w stronę szefa, po czym wsiadłem do samolotu. Nazywam się Jackson Wang i od trzech lat pracuję w mafii. Zostałem wciągnięty w nią przez mojego ojca, który niedługo po tym zmarł podczas jednej z akcji. Jestem bezlitosny i dążę do tego, by być najlepszym, płatnym mordercą w Korei. By utrzymać się w tym zawodzie należy zachowywać zimną krew w każdej sytuacji, mieć setki masek, by dostosować je do odpowiedniej akcji i przede wszystkim trzeba myśleć tylko i wyłącznie o swoim tyłku. Przekonał się o tym nie kto inny jak mój ojciec, który był zmuszony zabić moją matkę... no cóż... takie jest życie gangstera - Przejmujesz kolejną sprawę.
- Jeszcze dobrze nie zakończyłem tej...- burknąłem nalewając sobie whisky.
- Jak to nie?... Youngjoon nie żyje, a przed tym wszystkim wyśpiewał ci wszystkie kluczowe informacje... pozamiatane.- westchnąłem rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- O co chodzi tym razem?
- Przejdę od razu do rzeczy.- mężczyzna ułożył na kolanach teczkę, po czym wyciągnął z niej potrzebne dokumenty - Im Jaebum, urodzony 6 stycznia 1994 roku... uczy się w Yongsan International School w Seoulu. Jest w pierwszej dziesiątce najlepszych uczniów w Korei, a co najważniejsze... jest synem największej Seoulskiej szychy mającej wpływ na cały kraj. 
- Konkrety.
- Wracasz do liceum. Musisz udawać jego przyjaciela... wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Przede wszystkim musisz zdobyć jego zaufanie, a kiedy już to zrobisz uprowadzisz go.... Jego ojciec powinien zapłacić za swojego synka spore pieniądze. 
- Mam się bawić w ucznia tylko po to żebyś zdobył kasę od jakiegoś dupka?- parsknąłem śmiechem wyglądając przez okno - Z palcem w dupie napadnę na bank i wyciągnę z niego dużo więcej pieniędzy niż ty od ojca tego Jaebuma. 
- Chyba nie do końca rozumiesz o co chodzi.
- To mi wytłumacz.
- Jego ojciec na boku prowadzi lewe interesy. Miał kiedyś z nami na pieńku, ale dupek nieźle się wycwanił...
- Pf... nie wierzę... przechytrzył was?
- Ten człowiek jest sprytniejszy niż ci się to wydaje więc nie ma się tu z czego śmiać.- wstałem z kanapy rozpinając w międzyczasie guziki koszuli.
- Kiedy mam zacząć?
- Najlepiej jutro.
- Po co ten pośpiech?
- Chcę moją kasę...- rzuciłem szefowi złowrogie spojrzenie... po cholerę mu się tak spieszy? Miałem w końcu dostać urlop. Odkąd pamiętam ryram dzień w dzień, a mój wypoczynek z dnia na dzień przesuwa się o kolejne kilka tygodni czy też miesięcy.... wkurzające.
- Hm... skoro masz takie parcie na pieniądze to może zarobisz je w uczciwy sposób?
- Nie drwij sobie ze mnie gnojku.
- Luzuj... podrzućcie mnie do domu... jestem zmęczony.- wyrwałem mężczyźnie teczkę z dokładnym opisem chłopaka. Muszę się z tym zapoznać, by wiedzieć z kim mam do czynienia. Im Jaebum... ma dokładnie tyle lat co ja. Od małego uczęszcza do najlepszych, Seoulskich szkół. Ma na swoim koncie dziesiątki nagród zdobytych w konkursach wiedzy... mało tego. Jego hobby to gra na fortepianie, startował nawet w konkursie Chopinowskim, jednak nie skończyło się to powodzeniem. W wolnych chwilach pracuje jako fotomodel... cóż... po zdjęciach mogę stwierdzić, że ładny z niego chłopczyk. Jeśli coś pójdzie nie tak szkoda by było go zabijać.
- Twój przystanek Jackson.- przeciągnąłem się klepiąc szefa po ramieniu - Będziemy po ciebie koło 9-tej.
- O tej porze będę się przekręcał na drugi bok.
- O 9 w mundurku i z plecakiem... masz czekać na nas pod domem.
- Nie wstanę tak wcześnie.
- Musisz... czasami żałuję, że twój ojciec cię w to wkręcił... gdybyś nie był tak dobry...
- To co? Zwolniłbyś mnie?
- Zwolnił to mało powiedziane.... dawno leżałbyś koło swoich rodziców...- uśmiechnąłem się cwaniacko przygryzając dolną wargę.
- Miłej nocy Hyung.- wysiadłem z samolotu, który wylądował na dachu willi moich rodziców. Nie odrywając wzroku od karty Jaebuma ruszyłem schodami prowadzącymi do środka. Przywitała mnie jak zwykle chłodna cisza przeszywająca mury tego domu. Cisza, pustka... cóż... plus jest taki, że nie ma tu nikogo kto śmiałby zawracać mi głowę. Ruszyłem do łazienki wrzucając po drodze papiery do mojej sypialni. Stojąc pod prysznicem myślałem o tym jak to jest być uczniem najlepszej szkoły w Seoulu. Jak mam się zachowywać by nie wzbudzać podejrzeń? Fakt... jestem dobry w tym co robię, ale szkolne lata dawno puściłem w niepamięć i za cholerę nie wiem jaką maskę mam przyjąć tym razem - Jackson, jesteś profesjonalistą... dasz sobie radę.- często mówię sam do siebie. Jest to jedyny sposób, by nie zwariować w tak ogromnym domu. Wyszedłem spod prysznica, po czym narzucając na siebie szlafrok zadzwoniłem tradycyjnie po pizzę - Teraz pytanie skąd wytrzasnę ten pieprzony mundurek...- burknąłem schodząc po schodach. Chciałem pójść do kuchni po coś do picia, jednak by to zrobić musiałem przejść przez ogromy salon, w którym w jego kluczowym punkcie jakim jest fortepian leżał mundurek przynależący do szkoły, do której mam uczęszczać - No tak...- westchnąłem siadając obok ubrań. W tym momencie jednak moją uwagę przykuł instrument, należący niegdyś do mojej mamy. Podniosłem klapę wykonując niepewnie kilka pierwszych linijek ulubionej etiudy kobiety - To śmieszne...- parsknąłem śmiechem, po czym zabierając z kuchni to, po co przyszedłem ruszyłem do mojego pokoju. Kładąc się wreszcie do łóżka ponownie przejrzałem bardzo dokładnie kartę Jaebuma. Nie dość, że jest najlepszym uczniem i gra na fortepianie to jeszcze w wolnym czasie pływa i biega. Poza tym kocha gotować i malować. Jego marzeniem są podróże w każdy zakątek świata - O stary... będę miał z tobą przerąbane... jest coś czego nie umiesz albo nie lubisz?- westchnąłem popijając martini - Oo coś jest.- Jaebum nienawidzi siedzieć bezczynnie i marnować czas. Najbardziej boi się samotności. Jego największą fobią jest ból... - Co?- zaśmiałem się przekręcając się na plecy - Mmm chętnie to wykorzystam jak nie będziesz chciał współpracować.- chłopak miewa koszmary związane ze śmiercią matki. Przez trzy lata po jej śmierci ojciec wysyłał go na przymusowe leczenie - Oo... to też jest ciekawe.- kobieta zmarła po tym jak doznała poważnej infekcji podczas misji w Kongo - Dobroduszna kobieta... gardzę takimi ludźmi.- burknąłem i zszedłem na dół słysząc dzwonek do drzwi.

*

- Wstawaj!- czułem jak ktoś szarpie mnie za ramię. Ziewnąłem po czym leniwie i niezbyt chętnie otworzyłem oczy, by zobaczyć kto to... no tak... jak zwykle do domu wszedł mój szef wraz z resztą współpracowników.
- Przestaniecie tu do cholery włazić?- burknąłem siadając.
- Jakby nie patrzeć jesteś jeszcze zbuntowanym gnojkiem, nad którym trzeba trzymać rękę.
- Nie pozwalaj sobie...- sięgnąłem po telefon - Jest dopiero siódma...
- I dobrze... ubieraj się... musimy omówić jeszcze kilka spraw.- zwlokłem się z łóżka, po czym rozebrałem się do naga - Zero wstydu...
- Jestem u siebie.- sprostowałem sprawę narzucając na siebie mundurek - I jak?... aishh...czuję się jak kretyn.
- Wyglądasz... całkiem dobrze jak na ciebie.
- Ha ha ha... doprawdy zabawne. 
- Jaebumowi na pewno się spodobasz.
- Że co?
- Właśnie... sprawa, którą mamy omówić to to, że Jaebum jest gejem.... rozumiesz co masz robić?- coś mi tu nie grało. Poza tym jak mógł wylecieć z taką informacją właśnie w takim momencie? - Rozumiem, że nie... zakręć się koło niego.
- Co...
- No wiesz...
- Nie ma takiej opcji.
- Jackson musisz.
- Nie... nie biorę tej sprawy.
- Jak to nie bierzesz tej sprawy?!... Tylko ty możesz to zrobić.
- Nie jestem pedałem, jasne?
- Chodzi o pare buziaków czy nie wiem... co tam robią geje.... zaproś go gdzieś.
- Nie...
- Jackson...- mężczyzna westchnął wyciągając z kurtki druczek do czeków - Zaliczka... milion?
- Za takie poświęcenie?... chyba sobie kpisz Hyung...
- Ty podły dzieciaku.... dziesięć milionów...
- Stoi.- odebrałem od mężczyzny czek, po czym włożyłem go do szafki nocnej - Idźmy już... chcę to mieć za sobą.
Całą drogę rozmyślałem o tym jak mam zbajerować tego dzieciaka. Skoro jest gejem to bez problemu powinien na mnie polecieć. Tak wiem... nie należę do skromnych osób. Tacy ludzie nie przebiją się przed tą pieprzoną, życiową dżunglę. Jeśli nie będziesz rekinem inni cię pożrą i zmieszają z gównem... nie pozwolę na to, bym stał się takim mięczakiem. Znam po prostu swoją wartość...
- Kończysz o 16-stej.- zajechaliśmy pod szkołę. 
- Tak późno?
- Wynagrodzę ci to.
- Jak?
- Na wieczór sprowadzę ci kilka panienek.
- Spoko.- odebrałem od szefa plan zajęć i wysiadłem z samochodu kierując się prosto do głównego wejścia... nie chciałem czekać. Po wejściu do środka totalnie zgłupiałem - W którą stronę mam iść...
- Hej, pomóc ci w czymś?- nagle jakby spod ziemi pojawił się przy mnie drobny chłopak w okularach. Normalnie dostałby ode mnie po twarzy, jednak tym razem musiałem być potulnym, bezkonfliktowym "uczniem".
- Sala numer 63.
- Chodź za mną.- ygh... świetnie. Skinąłem jednak głową i ruszyłem za chłopakiem - A więc jesteś tu nowy.
- No...
- Będzie ci ciężko... przenosić się tak w środku semestru.
- Jestem tu w interesach.- rzuciłem, by się w końcu zamknął. Chłopak na tyle się zmieszał, że nie wiedział jak ma odpowiedzieć... i dobrze.
- To tu...
- Dzięki.- zerknąłem przez szklane drzwi do środka sali. Chmara uczniów podzielonych tradycyjnie na grupki. Laski uczące się, dziewczyny dbające jedynie o swój wygląd, plotkary... norma... dobra dalej. Chłopcy... kujoni, sportowcy, artyści i niczym niewyróżniająca się szara masa - Gdzie ten Jaebum...- jest. Siedzi przy samym oknie z nosem w książce... o ludu. Wszedłem do środka... oczy wszystkich uczniów zostały skierowane na mnie - Cześć...- burknąłem siadając w wolnej ławce. Słyszałem jak dziewczyny podniecają się na mój widok... kolejne zachowanie, które jest dla mnie normą. Uśmiechnąłem się cwaniacko, po czym wyciągnąłem telefon. Sprawdziłem twittera, poczytałem informacje dotyczące spraw bieżących na świecie. Cały czas czułem na sobie wzrok klasy, jednak najbardziej drażniło mnie spojrzenie Jaebuma, które dosłownie przeszywało mnie na wylot... irytujące - Przestaniesz tak się na mnie gapić?- spojrzałem na zmieszanego, szarowłosego chłopaka... w klasie zapanowała cisza.
- Ja... bardzo przepraszam...- Jaebum ukłonił się i ponownie zatopił nos w książce.
- Wreszcie ktoś przygadał temu kujonowi.
- I co Jaebum?... wreszcie ktoś zamknął ci tą przemądrzałą japę.- yhym... czyli chłopak nie jest tu zbytnio lubiany. W zasadzie w tym momencie przypomina mi mnie ze szkolnych lat. Też nigdy nie potrafiłem się z nikim dogadać i wtopić w otoczenie. 
- To że ja go uciszyłem nie znaczy, że możecie po nim jeździć...- cisza... każda osoba powróciła do swoich wcześniejszych zajęć... i to mi się podoba. Spojrzałem na Jaebuma, który zdenerwowany wpatrywał się w książkę... nie śmiał nawet podnieść głowy. Westchnąłem po czym przeniosłem swoje rzeczy do ławki stojącej przed nim - Dobra wyluzuj... może rzeczywiście źle zacząłem.- chłopak spojrzał na mnie zmieszany lekko się uśmiechając.
- Jestem Jaebum...
- Jackson... co tam czytasz?
- Em... "Pozdrowienia z Korei...Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit"... Kim Suki... nie wiem czy zna...
- Czytałem... fajna książka.
- O... lubisz czytać?
- Powiedzmy... wolę jednak powieści przygodowe niż... jak to nazwać?... dziennikiem?- chłopak ponownie się uśmiechnął po czym sięgnął do plecaka. Po chwili wyciągnął z niego książkę.
- Przeczytaj to... powinno ci się spodobać.- uroczy dzieciak. Dobrze, że od razu złapaliśmy wspólny język. Muszę dzisiaj przerobić książkę od niego, by jutro mieć z nim o czym rozmawiać. Uśmiechnąłem się więc sięgając po przedmiot.
- Dzięki... jutro ci przyniosę.
- Nie musisz się spieszyć.
- Pochłaniam książki jak głupi także myślę, że do jutra skończę.- mhm... czuję, że cała noc przede mną. Dzwonek... zostałem oczywiście przedstawiony całej klasie... luzik. Ludzie nazwali mnie klasowym bad boy'em, jednak ja wolę skupić się na zadaniu i trzymać się z klasowym kujonem. Wytrzymam... w końcu ile to może potrwać? Góra miesiąc... jak dobrze pójdzie i uda mi się go zbajerować to może te męki będą trwały krócej. Chociaż z drugiej strony nie wydaje mi się, by Jaebum był tak otwarty na drugiego człowieka... zanim go pocałuję może minąć cały semestr. 
      Czekałem przed szkołą na szefa, który miał czekać na mnie punktualnie o 16-stej jednak nadal nie było po nim ani śladu. Zdenerwowany wyciągnąłem telefon, jednak wtedy usłyszałem za plecami cichy, nieśmiały głos.
- Jackson...- Jaebum... uśmiechnąłem się lekko odwracając się w jego stronę.
- Co tam?
- Wiesz... tak sobie pomyślałem... mamy dość ciężki materiał i...
- O... chcesz mnie uczyć?
- Jeśli chcesz...
- Spadłeś mi chłopie z nieba.- jego blada twarz momentalnie zalała się rumieńcem - Pójdziemy do mnie w piątek po lekcjach, pasuje ci?
- T... tak... pewnie...
- To świetnie.- w tym momencie podjechał po mnie samochód - Oo to mój.... wujek... muszę już lecieć.
- Jasne... do zobaczenia jutro.- uśmiechnąłem się wsiadając do samochodu. Po zamknięciu drzwi warknąłem rozpinając koszulę - Wreszcie koniec...
- Było aż tak źle?- zastępca szefa wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma.
- Nie denerwuj mnie...
- Jaki jest ten Jaebum?- miły, przyjazny chłopak, ale przecież im tego nie powiem.
- Kujon... ciężko z nim będzie.
- Umówiłeś się z nim jakoś?
- No... w piątek ma mnie uczyć... po szkole idziemy do mnie.- widziałem malujący się na twarzy szefa uśmiech - Nie, nie przelecę go i nie mam zamiaru go całować.
- Oj Jackson... chyba nie muszę ci tłumaczyć co i jak robić po kolei.
- Jaja sobie robisz?
- No właśnie... zanim dojdzie do pocałunku podotykaj go tro...
- Dość!... zamiast zabić jego chętnie ukatrupiłbym ciebie Hyung.
- Jesteś bezczelnym gnojem, ale za to właśnie cię lubię.- prychnąłem po czym sięgnąłem do plecaka. Pod rękę jako pierwsza wpadła mi książka, którą pożyczył mi chłopak. Wyciągnąłem więc ją i zacząłem czytać... tak po prostu. Po pierwszych zdaniach widzę, że jest to książka opowiadająca historię jakiejś grupki gangsterskiej. No no Jaebum... nawet nie wiesz jak dobrze trafiłeś z tą pożyczką.

~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

24 grudnia 2015

Kihyun & Minhyuk~cz.10 [Świąteczny prezent- Koniec]




                   To koniec... nie wiem co planuje Minhyuk i jak chce przekonać Changkyuna do tego, by wypuścił Hyunwoo.. mogę się jedynie domyślać. Jeśli ten idiota zrealizuje moje myśli... nie... nie może... wtedy na pewno go stracę. Nie mogę pozwolić na to, by tak ważna osoba w moim życiu odeszła przez błędy sprzed kilku lat. To niedorzeczne. Jak długo Chan i jego ludzie chcą się na nim mścić? Przecież nie zrobił nic złego... Czemu więc teraz musi za to płacić?! 
- To chore...- szepnąłem spoglądając na śpiącego obok mnie blondyna. Pocałowałem go delikatnie w głowę po czym bezszelestnie wyszedłem z jego sypialni. Zszedłem do kuchni i sięgnąłem po butelkę soju... nie potrafię przyjąć tej całej sytuacji na trzeźwo. Usiadłem przy stole. Polewając samemu sobie zastanawiałem się jak mam pomóc... co mam do cholery zrobić, by wszystko skończyło się pomyślnie. Nie chciałem, by w tym wszystkim ucierpiał zarówno Hyunwoo jak i Minhyuk... za bardzo mi na nich zależy. 
Dochodziła druga w nocy. Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spokojnym krokiem udałem się w ich stronę... wiedziałem kogo mogę się za nimi spodziewać. 
- Dobry wieczór.- znów ten parszywy, drwiący uśmiech.. mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Czego chcesz?
- Chcesz trzymać mnie w progu? Nie wpuścisz mnie do środka?
- Nie...- po mojej odmowie jego uśmiech nasilił się jeszcze bardziej.
- W takim razie sam się zaproszę.- jest silniejszy ode mnie... nie ma sensu go powstrzymywać. Gdy wszedł do środka od razu zajął miejsce na kanapie stojącej w salonie. 
- Czego chcesz...
- Ah tak... rozumiem, że rozmawiałeś już z Minhyukiem.- usiadłem na wprost niego... skinąłem jedynie głową - Hm... w takim razie co tu jeszcze robisz? Nie powinieneś go zostawić po czymś takim?
- Skoro nie doznałeś nigdy prawdziwej miłości, nie powinieneś wypowiadać się w tej sprawie i mówić mi co mam robić...- widziałem, że chłopak bardzo zdziwił się tym zdaniem - Jeśli kochasz jesteś w stanie wybaczyć wszystko...- czułem jak do oczu napływają mi łzy... czemu to wszystko musiało spaść właśnie na nas? By się nie rozkleić spojrzałem gwałtowanie na brata Chana - Zapytam ponownie... po co konkretnie tu przyszedłeś...
- Mówiłem, że wrócę z dalszymi wskazówkami na drugi dzień... jakby nie patrzeć dzień ten trwa już od dwóch godzin. Po co więc marnować czas? Widzisz...- chłopak wstał, po czym zaczął chodzić wokół stolika, na którym siedziałem - Plany się nieco pozmieniały. Changkyun nie chce już czekać... musi mieć konkretną odpowiedź w sprawie Minhyuka...hm...- prześladowca kucnął patrząc mi w oczy - Stęsknił się za jego bliskością.
- Stul ten parszywy pysk...
- Oj... zabolało?.. Tak Kihyun... Changkyun pieprzył Minhyuka jak zabawkę, a ten puszczalski dzieciak prosił o więcej.- nie wytrzymałem. Kopnąłem go w klatkę piersiową, przez co ten wylądował na ziemi. Stanąłem więc nad nim przydeptując jego brzuch.
- Nie mów tak o nim... 
- No no... agresywny z ciebie piesek... Chan nie pogardziłby takim ochroniarzem.
- Wystarczy tego przedstawienia.- zadrżałem spoglądając w stronę głosu. W drzwiach stał młody, na oko 19-letni chłopak o czarnych włosach związanych w kucyk - Aish... podnieś się z tej ziemi... wyglądasz żałośnie.- chłopak podszedł do mnie uważnie mi się przyglądając. Jego opanowana twarz nie zdradzała żadnych emocji - Gdzie jest Minhyuk?- serce zabiło mi mocniej gdy wypowiedział jego imię.
- Śpi...
- Gdzie?
- Czego od niego chcesz?
- Powiesz mi czy mam sam poszukać?
- Pójdę po niego...- szepnąłem robiąc krok w stronę schodów. Wtedy jednak zostałem zatrzymany przez brata Changkyuna, który złapał mnie za ręce przytrzymując je na moich plecach - Co ty do cholery wyprawiasz?!
- Zabawa się skończyła... Kihyunnie...- opanowany chłopak ruszył pospiesznie na górę. Bałem się... wiedziałem, że zrobi coś bezbronnemu Minhyukowi. 
- Zostaw go!... Minhyuk!!
- Nie drzyj się... szkoda twojej energii.- syknął chłopak związując mi czymś nadgarstki.
- Minhyuk!
- Skończ...- na piętro wyszedł tajemniczy brunet wraz z zaspanym Minhyukiem, którego ręce również zostały zakneblowane - Rzygać mi się chce od tej waszej pieprzonej miłości...- dokończył pchając blondyna na dół. Gdy znalazł się przy mnie spojrzał na mnie takim wzrokiem jakby przepraszał mnie za wszystko, przez co teraz przechodzę. Pocałowałem go delikatnie lekko się uśmiechając.
- Będzie dobrze...- szepnąłem powstrzymując się od płaczu. 
- Widzicie chłopcy jak to łatwo teraz kogoś oszukać.- Minhyuk został pociągnięty za ramię przez brata jego byłego chłopaka - Nie będzie dobrze... mogę ci to obiecać. 
- Domyślam się...- szepnął Hyuk, po czym pokornie ruszył za chłopakiem na zewnątrz.
- Na co czekasz...- chłopak w kucyku nie dawał mi spokoju.
- Dokąd nas zabieracie?
- A jak myślisz...
- Nie pozwolę wam...
- Zamknij się i idź... nie mam na ciebie całej nocy...
- Pożałujecie...- syknąłem idąc na dwór. Przed domem czekał na nas ogromny, czarny van, w którym mogłem dostrzec siedzącego już Minhyuka. 
- No dalej psie... twój pan już czeka.- jak ten dupek mnie wkurza. Rzuciłem mu jedynie pełne nienawiści spojrzenie, po czym wszedłem do środka siadając obok mojego chłopaka. Ten wtulił we mnie swoją twarz. Czułem jak po mojej szyi spływają jego łzy. Pragnąłem go przytulić... zapewnić mu w ten sposób odrobinę bezpieczeństwa, ale nie mogłem... wszystko przez taśmę blokującą moje dłonie. 
- Skarbie nie płacz...- szepnąłem całując go w czoło.
- Wybaczysz mi to kiedyś?
- Nie myśl o tym.
- Jeśli coś ci się stanie...
- Nic mi nie będzie... nie przejmuj się mną.
- Ojj Changkyun nie chciałby tego słyszeć.- brat tego dupka nie byłby sobą gdyby się nie wtrącił.
- Co masz na myśli...- spytał Minhyuk nie odrywając twarzy z zagłębienia mojej szyi.
- Stęsknił się za tobą. Pamiętasz jak ci było dobrze jak cię rżnął?- czułem jak ciało Minhyuka się spina... we mnie natomiast coraz bardziej się gotowało.
- Skończ...
- Czemu? Boisz się, że Kihyun cię przez to zostawi?... Wiesz... może to jak Chan będzie cię pieprzył na jego oczach rozpali w nim jeszcze większe pożądanie w stosunku do ciebie? 
- Co ty powiedziałeś?- nie mogłem już dłużej milczeć.
- Kihyunnie nie...
- Pytam co powiedziałeś?!... Niech tylko ten twój pierdolnięty brat go tknie to osobiście go zabiję, słyszysz?!- samochód gwałtownie się zatrzymał. Kierowca wysiadł otwierając moje drzwi.
- Nie, błagam, on nie wie co mówi!- po twarzy Minhyuka zaczęły spływać łzy. Po chwili zostałem brutalnie wyciągnięty na zewnątrz. Nie minęła nawet sekunda, a już po moim ciele rozchodziła się fala bólu spowodowana uderzeniem w brzuch - Nie!... Błagam cię, dość!
- Jeszcze masz mi coś ciekawego do powiedzenia?- jego parszywe łapska trzymały mnie kurczowo za bluzę. Nie miałem siły odpowiedzieć.... czułem, że będę musiał zbierać energię na dalszą część tej nocy - Gdyby nie rozkaz Changkyuna dawno byś już nie żył... strasznie mnie wkurwiasz, wiesz?
- Dość...- rozpaczliwy głos Minhyuka nieco go uspokoił. Zostałem wrzucony do samochodu. Blondyn od razu się mną zajął... oczywiście na tyle na ile mógł.
- Pilnuj tego rudzielca Minhyuk... gnojek jest potwornie pyskaty. 
- Przepraszam.... błagam cię, nie krzywdźcie go...- reszta drogi minęła w kompletnej ciszy. Zajechaliśmy dokładnie w to miejsce, o którym myślałem... burdel Changkyuna. Front budynku składał się z niewielkiego podwórka ogrodzonego siatką. Przy drzwiach stało kilku młodych chłopców palących papierosy. 
- Wysiadać.- jak kazał tak też zrobiliśmy.
- Minhyuk, no nie wierzę!
- Kogo moje oczy widzą?!... Minhyuk!- jak widzę mój chłopak jest bardzo dobrze rozpoznawany w tym towarzystwie. 
- Pohamujcie swój entuzjazm.- gdy głos zabrał brat Chana, stojący przed drzwiami chłopcy zamilkli ustępując nam przejścia - Zbierzcie wszystkich i spieprzajcie do domu.... widzimy się jutro o 12.- zostałem złapany za ramię, po czym zostałem wepchnięty do środka. W budynku było pusto... może dlatego, że dochodziła 3 w nocy. Minhyuk szedł posłusznie za tajemniczym brunetem noszącym kucyk. Teraz jednak starałem się na nim nie skupiać. Moje oczy błądziły po pomieszczeniach w poszukiwaniu Hyunwoo... czułem, że tu jest - Co powiesz psie?... podoba ci się tutaj?- warknąłem posyłając chłopakowi złowrogie spojrzenie.
- Nie nazywaj mnie tak...
- Wyluzuj.
- Kiedy zobaczę Hyunwoo?
- Nie tak szybko... przed spotkaniem z braciszkiem czeka nas miła zabawa.
- Co ty pieprzysz...
- Wszystko w swoim czasie Kihyun.... Changkyun jesteśmy!- weszliśmy do ciemnego, ogromnego i zarazem pustego pomieszczenia, na środku którego stał Chan... poznałem tą parszywą mordę.
- Aishh... czekam na was od godziny.
- Gdzie jest Hyunwoo?- ruszyłem w stronę chłopaka jednak pospiesznie zostałem zatrzymany przez jego brata.
- Ah tak Hyunwoo... za chwilę do nas dołączy.- zostałem posadzony na krześle, do którego zostały przywiązane moje dłonie oraz stopy.
- Co wy robicie?!
- Nie panikuj... to wstępny element naszej zabawy.- na przeciwko mnie postawiono dwa krzesła... na jednym z nich w taki sam sposób posadzono Minhyuka.
- Minhyuk...
- Nie martw się.- odpowiedział lekko się uśmiechając. Widziałem jednak w jego oczach ogromny strach... on zapewne wiedział co się z nami stanie. W pewnym momencie jedne z drzwi otworzyły się. Do środka wszedł mój brat ze związanymi dłońmi i opaską na oczach.
- Hyunwoo!
- Kihyun? 
- Wyciągnę cię stąd, nie bój się...- powiedziałem łamiącym się głosem.
- Ojj jak szlachetnie... zaraz się zrzygam.- wstawki brata Chana potwornie mnie denerwują.
- Zamkniesz się w końcu?
- Radzę ci nie pyskować.- powiedział jak zwykle beznamiętnie tajemniczy brunet. Wziąłem więc głęboki oddech i spojrzałem na brata, który został usadzony obok mojego chłopaka.
- To co?... może już zaczniemy.- Changkyun uśmiechnął się szeroko wyciągając spod bluzy coś w rodzaju obcęgów.
- Po co ci to?- zapytałem przestraszony wpatrując się w Minhyuka, po którego policzkach zaczęły spływać łzy. Ten jednak nie odpowiadając podszedł do blondyna, po czym przed nim kucnął.
- Który paluszek jako pierwszy, hm?
- Błagam nie... nie zniosę tego...- szepnął Hyuk zaciskając oczy. Chan podnióśł się, po czym stanął za chłopakami.
- Kihyun... powiedz mi... Hyunwoo czy Minhyuk?
- Ale... o co chodzi...
- Póki co o nic... powiedz imię któregoś z nich.
- Mi...
- A więc Minhyukkie.- Changkyun złapał gwałtownie za rękę blondyna, po czym obcęgami złamał jeden z jego palców. Po pomieszczeniu rozległ się histeryczny wrzask.
- Co ty robisz?! Błagam cię, przestań!!
- Mmm Minhyuk...- Chan nie zwrócił uwagi na moją prośbę. Kucnął przed zapłakanym blondynem głaszcząc go po twarzy - Kruchy i delikatny jak zawsze.
- Zostaw go!!
- Boli cię ten widok Kihyun? Przecież sam kazałeś mi skrzywdzić Minhyuka... 1:0 dla Hyunwoo... brnijmy w to dalej.
- Nie... wystarczy! 
- Ależ spokojnie... to dopiero początek.
- Nie!... jeśli chcesz kogoś krzywdzić, skrzywdź mnie!
- Twoja dobroduszność nie ma granic, co?
- Czego tak naprawdę od nas chcesz?!- chłopak podszedł do mnie łapiąc mnie za twarz. Widziałem jak Hyunwoo stara się wyrwać, jednak mocne sznury uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch.
- Wiesz co?... w zasadzie głównie zależy mi na powrocie Minhyuka do interesu... reszta jest jedynie zabawą.
- Skoro go chcesz, czemu go krzywdzisz?
- Uwielbiam zadawać mu ból... z pozoru tak delikatny chłopak uwielbia ostrą zabawę. 
- Nie mów tak...- warknąłem szarpiąc się na krześle.
- Oho... piesek zaczyna nam wariować... mam cię uspokoić?- zapytał pokazując mi obcęgi.
- Nie dotykaj go!- Chan z uśmiechem odwrócił się w stronę Hyunwoo - Z czego się tak cieszysz dupku?
- Mmm... mam przed sobą piękny trójkącik... dwójka braci i chłopak jednego z nich. Teraz ten dylemat Kihyuna... uratować swojego chłopaka?... czy brata?
- Bawi cię to?!
- Sprawia mi ogromną przyjemność. 
- Ty podły gnoju!
- Nie bądź taki wyrywny... możesz tego bardzo pożałować. 
- Chodzi ci o Minhyuka, tak?.... to wypuść do cholery Kihyuna! Po cholerę go tu sprowadziłeś?!
- Hyunwoo nie!... nie zostawię go tutaj.- po moich policzkach zaczęły spływać łzy... co mam robić? Mam wrażenie, że to wszystko jest jedynie złym snem i zaraz się obudzę u boku uśmiechniętego Minhyuka.
- Oooo... wreszcie się zaczęło.- uśmiechnął się Chan bawiąc się obcęgami.
- Kihyun oprzytomnij!... Ten dupek chce jedynie jego... musimy stąd spieprzać póki możemy!
- Zamknij się!.. Jak możesz mówić coś takiego?!
- Ma... rację...- szepnął blondyn podnosząc powoli głowę.
- Minhyuk...- chłopak spojrzał na Changkyuna.
- Wypuść ich...
- Tak szybko?- zapytał Chan stając za blondynem - Chcę się jeszcze trochę pobawić.- powiedział całując kark i szyję mojego partnera. Czułem jak się we mnie gotuje, jednocześnie odczuwając ogromny ścisk w sercu - Jesteś taki słodki Minhyukkie.
- Nie dotykaj go!!
- Uuu jaki zazdrośnik... to mi się podoba.- powiedział wbijając się w jego usta. Zagryzłem wargi starając się powstrzymać od płaczu. Hyunwoo jedynie spuścił głowę wbijając wzrok w ziemię... co mam do cholery robić?!
- DOŚĆ!!- wrzasnąłem szarpiąc się jak uwięzione zwierze - ODPIEPRZ SIĘ OD NIEGO I HYUWNOO, SŁYSZYSZ?!- widziałem jak chłopak podchodzi do mnie powolnym krokiem - Ja... ja będę dla ciebie pracował...
- Co?- mój brat nagle oprzytomniał - Kihyun, chyba sobie żartujesz?!
- Nie...- widziałem jak nasi oprawcy wymieniają się uśmiechami - Zrobię wszystko.... tylko ich wypuść... błagam cię Changkyun...- płakałem... chyba nigdy w życiu nie bałem się tak bardzo.
- Ile jesteś w stanie poświęcić za tą dwójkę?
- Zrobię wszystko co zechcesz, tylko ich nie krzywdź... nie mogę patrzeć na cierpienie osób, które tak bardzo kocham...- szepnąłem dławiąc się łzami.
- Mmm słodko... braciszku, mógłbyś?
- Z przyjemnością.- wezwany chłopak podszedł do mnie łapiąc mnie za włosy, po czym odchylił gwałtownie do tyłu moją głowę. Jego druga ręka natomiast ponownie uderzyła mnie z całej siły w brzuch... czułem jak robi mi się ciemno przed oczami.
- Co wy robicie?! Skończcie już!- Hyunwoo... dzięki jego wrzaskom wciąż czułem, że żyję.
- Kurwa... zrzygał mi się pod nogi!- nie wytrzymałem... ból był zbyt duży. Oczywiście w ramach kary zostałem ponownie uderzony.
- Minhyuk przerwij to, błagam cię, oni go wykończą!!- nie mogłem słuchać płaczu mojego brata...
- Będę dla was pracował!- cisza... brat Chana odszedł ode mnie zostawiając mnie w spokoju. Półprzytomnym wzrokiem spojrzałem na Minhyuka, który został uwolniony z krzesła.
- Grzeczny chłopiec... nie można było tak od razu?- Changkyun podszedł do blondyna namiętnie go całując... ten widok bolał mnie bardziej niż silne uderzenia tego osiłka. Chłopak w kucyku odwiązał Hyunwoo, który od razu podbiegł w moją stronę. Gdy zostałem uwolniony wtulił mnie w siebie głaszcząc mnie po głowie.
- Już dobrze.- szepnął głęboko oddychając. Spojrzałem w stronę całujących się chłopców.
- Minhyukkie...- blondyn przerwał pocałunek spoglądając w moją stronę.
- Minhyukkie to, Minhyukkie tamto... rzygać mi się już chce.
- C... co...
- Gówno... spieprzaj już stąd, bo patrzeć na ciebie nie mogę...
- Minhyuk...- czułem jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Dobrze, że byłem trzymany przez brata.
- Nigdy cię nie kochałem Kihyun...- nie wierzę. Co on wygaduje?! Z moich oczu znów popłynęły łzy.. nie mogę uwierzyć w to, że przez ten cały czas tylko grał.
- Ups... jak tam serduszko Kihyunnie?- Changkyun musiał dołożyć swoje.
- Idziemy stąd.- szepnął Hyunwoo, po czym zaczął prowadzić mnie w stronę wyjścia, które wskazał nam chłopak w kucyku.
- Nie wierzę...- szepnąłem wpatrując się tępo przed siebie.
- Kihyunnie...
- Tyle razem przeszliśmy...
- Zaraz ci to wytłumaczę.- zostaliśmy wypchnięci na zewnątrz.
- Co mi wytłumaczysz Hyunwoo?!... Kurwa,nie!!- upadłem na kolana wyjąc histerycznie jakby to miało pomóc w uśmierzeniu bólu. A więc to koniec... tak właśnie skończyła się ta krótka, świąteczna miłość...

*

             Marzec. Od trzech miesięcy nie wychodzę z domu. Rzuciłem szkołę, nie rozmawiam z rodzicami... Hyunwoo również nie zdradził im, co właściwie jest powodem mojego zachowania. Rozmawiam jedynie z bratem.... rozmawiam to za dużo powiedziane. Wymienia ze mną po kilka słów dziennie, by dowiedzieć się jak się czuję. Powiem Wam, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Fakt... może za bardzo się zaangażowałem. W zasadzie nasz związek trwał około dwóch tygodni. Mimo to po tak krótkim czasie mogłem stwierdzić, że naprawdę pokochałem Minhyuka. Byłem.. i jestem w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko. Wtedy w burdelu... byłem gotów oddać za niego własne życie, byleby tylko został wypuszczony i żył w spokoju jak normalny nastolatek. 
Te trzy miesiące bez niego są zwyczajną, nudną egzystencją... straciłem cały sens życia. W zasadzie Minhyuk był tym sensem, a skoro go już nie ma...
- Kihyunnie...- do drzwi zapukał Hyunwoo. Podszedłem do nich opierając o nie głowę - Stoisz pod drzwiami?
- Tak...
- Ktoś do ciebie przyszedł...
- Kto...
- Otwórz...
- Nie...- cisza. Już miałem wrócić na łóżko gdy nagle usłyszałem cichy, ciepły głos.
- Skarbie...- Minhyuk... rzuciłem się w stronę drzwi pospiesznie je otwierając. W progu stał on... mój Minhyuk... nic się nie zmienił. Czułem jak po policzkach spływają mi łzy... on zresztą również nie mógł powstrzymać się od płaczu - Możemy porozmawiać?
- Jak mogłeś...- szepnąłem zaciskając pięści.
- Oj panowie...- Hyunwoo przęjął inicjatywę. Wprowadził nas do środka patrząc znacząco na mojego byłego chłopaka - Kihyunnie, chodzi o to, że... 
- Powiedziałem to specjalnie żeby Changkyun wypuścił was bez żadnych problemów...- Minhyuk złapał mnie za ręce.
- Nie dotykaj mnie... 
- Skarbie, wybacz mi.... uwierz mi, że naprawdę cię kocham i wtedy... musiałem to powiedzieć... inaczej Chan nigdy nie dałby wam spokoju... zrobiłem to po to żeby cię chronić...
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak podle się wtedy czułem...
- Wiem... przepraszam Kihyun... musisz mi wybaczyć.- blondyn pogłaskał mnie po twarzy... ten dotyk. Momentalnie powróciły do mnie wszystkie przyjemne wspomnienia.
- Minhyukkie...
- Burdel Changkyuna został zamknięty więc Minhyuk jest wolny i w stu procentach twój... tak tylko mówię.- rzucił Hyunwoo i pospiesznie opuścił pokój.
- To prawda?
- Tak... Kihyun posłuchaj... Próbowałem się z tobą kontaktować przez te trzy miesiące... chciałem wyjaśnić ci to wszystko, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Za każdym razem byłem nakrywany przez ludzi Changkyuna... 
- Cicho już bądź.- szepnąłem całując chłopaka - Tak bardzo za tobą tęskniłem...
- Kocham cię Kihyun... nigdy się to nie zmieni...- chłopak uśmiechnął się lekko spoglądając mi nieśmiało w oczy - Miłość ta może jedynie narastać... chociaż bardziej już się chyba nie da kochać.- uśmiechnąłem się przez łzy ponownie zatapiając się w jego wargach. 
Czym jest nasza historia? Przestrogą? Nauką? Hm... czym by nie była mam nadzieję, że się Wam podobała i czegoś Was nauczyła. Pamiętajcie... przed poważnym zakochaniem poznajcie dobrze obiekt waszych westchnień... poznajcie jego przeszłość... nigdy nie wiadomo na kogo traficie. Z drugiej jednak strony jeśli pokochacie kogoś tak bardzo, że nie będziecie w stanie normalnie funkcjonować bez tej osoby, nie odpuszczajcie. Dbajcie o tę relację i róbcie wszystko, by nie stracić tej osoby... w końcu jakby nie patrzeć miłość uszczęśliwia. Ja dzięki Minhyukowi narodziłem się na nowo i w końcu czuję, że żyję... Żeby nie zanudzać... miejcie oczy i serducha otwarte... nigdy nie wiadomo kiedy to Wy natraficie na swoją drugą połówkę!


~Koniec.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



21 grudnia 2015

Kihyun & Minhyuk ~cz.9 [Świąteczny prezent]




                         Pierwsza myśl? Co z Hyunwoo... Czułem jak cały się trzęsę. Chciałem być jak najszybciej przy nim, ale nie mogłem przecież zostawić Minhyuka samego. O to właśnie chodziło Changkyunowi... chciał sprawdzić, który chłopak jest dla mnie ważniejszy. Nie potrafię wybrać. Obaj są dla mnie niezwykle ważni... Hyunwoo jako członek mojej rodziny i jednocześnie mój najlepszy przyjaciel, a Minhyuk jako mój chłopak i osoba, którą niesamowicie kocham. Nie umiem wybrać i chronić tylko jednego. Chcę jedynie, by wszystko wróciło do normy. Chcę być z Minhyukiem, a Hyunwoo... nie wierzę, że to mówię, ale chcę żeby był sam. Może inaczej... wolę, by był sam niż z kimś tak okropnym i fałszywym jak Chan. 
- Minhyukkie...- chłopak nie reagował. Musi być bardzo zmęczony, ale to nie jest pora na spanie - Minhyuk.- potrząsnąłem blondynem. Ten od razu otworzył półprzytomne oczy.
- Co się dzieje?
- Wstawaj... musimy lecieć do mnie.
- Co?... nie wyjdę stąd.- chłopak usiadł i przetarł oczy - Boję się... nie wiadomo czy nie stoją przed domem.- trochę racji w tym jest. Mimo to wyciągnąłem telefon pokazując mu wiadomości od Changkyuna. Ten po przeczytaniu ich otworzył szeroko oczy spoglądając na mnie - Co robimy...
- Nie wiem...- spuściłem głowę głęboko wzdychając - Jak ten dupek zrobi coś Hyunwoo...- czułem jak do oczu napływają mi łzy.
- Nie, spokojnie... musimy myśleć pozytywnie, słyszysz? 
- Jak?- spojrzałem na Minhyuka - Jak mam do cholery myśleć pozytywnie jak stracę albo ciebie albo Hyunwoo?!- widziałem, że bardzo przestraszyłem chłopaka - Skarbie, przepraszam...- twarz blondyna zalała się łzami, a ten jak poparzony wyleciał z szafy kierując się na dół domu - Minhyuk!- nie zastanawiając się nawet przez sekundę pobiegłem za chłopakiem. Zatrzymałem go w połowie schodów łapiąc go za rękę - Co ty wyprawiasz?- syknąłem.
- Puść mnie.
- Minhyukkie...- zszedłem niżej, po czym mocno go w siebie wtuliłem - Nie chciałem na ciebie krzyczeć... przepraszam.
- Nie rób tego nigdy więcej...- szepnął wtulając się w moją klatkę piersiową.
- Nie panuję nad sobą przez to wszystko...
- Dlatego zamiast się kłócić musimy działać razem...- blondyn podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy. Nie mogłem znieść widoku jego zapłakanej twarzy. Chwyciłem za nią, po czym delikatnie go pocałowałem - Poradzimy sobie...- dodał szepcząc. Skinąłem głową ponownie go całując. 
- Jaki przesłodzony, pedalski obrazek.- zamarłem. Usłyszeliśmy ten sam głos, który towarzyszył rewizji pokoju Minhyuka. Wtuliłem w siebie chłopaka spoglądając na salon, w którym stał obcy mi, starszy chłopak. 
- Kim jesteś...- ten jedynie parsknął śmiechem, po którym ni stąd ni zowąd w pokoju pojawiło się czterech chłopców - Czego od nas chcecie?!- czułem jak Minhyuk cały się trzęsie.
- Minhyuk ci o niczym nie powiedział?
- Odpieprz się od niego... jak pytam ciebie, to mi łaskawie odpowiedz...- starałem się grać twardego, ale wiedziałem, że wcześniej czy później wymiękne i się popłaczę... za bardzo mnie to wszystko przeraża. 
- Ohoho... jaki ty jesteś groźny.
- Gdzie jest Hyunwoo?
- Daleko stąd... jest pod opieką Changkyuna, także nie musisz się martwić. 
- Gdzie on jest...
- Ale zrzędzisz... Chan zabrał go na małą przejażdżkę.
- Z której być może nie wróci.- dodał drwiąco stojący obok niego chłopak.
- Nie daj się sprowokować.- szepnął Minhyuk nie podnosząc nawet głowy. O co tu do cholery jasnej chodzi?! 
- A ty co Minhyuk?... nie poznajesz nas? Wypadałoby się chyba przywitać.- blondyn podniósł niepewnie głowę spoglądając na grupkę obcych mi ludzi - Mmm, nic się nie zmieniłeś.
- Dowiem się o co tu chodzi?
- Kihyunnie...
- Noo Minhyuk... jedziesz. My też chętnie posłuchamy.
- Zamknij w końcu ten ryj!- nie wytrzymałem. Usadziłem mojego partnera na schodach i zszedłem do salonu - Macie w tej chwili opuścić ten dom, bo zadzwonię na policję...
- Chyba się nie zrozumieliśmy.
- Wypad!
- Radzę ci być grzecznym, bo ta wycieczka naprawdę będzie ostatnią w życiu twojego braciszka.- zamilkłem. W zasadzie nie wiem kim są i czego mogę się po nich spodziewać, jednak jak tylko wspomniał o Hyunwoo wolałem się zamknąć - O widzisz jaki posłuszny z ciebie chłopiec. 
- Nie mów tak do mnie...- ten uśmiechnął się cwaniacko spoglądając na schody, na których siedział skulony, przestraszony Minhyuk.
- Minhyuk...- blondyn wstał i powolnym krokiem podszedł do chłopaków.. nie rozumiem dlaczego to zrobił.
- Proszę... dajcie mi w końcu spokój...
- Nabroiłeś... pora za to zapłacić.
- Znosiłem wasze najścia, pobicia, gw...- tu urwał spuszczając głowę w dół - Kihyun i Hyunwoo nie są niczemu winni... Dajcie im spokój...
- Hmm jakby nie patrzeć są powiązani z tobą, a czym więcej osób w grze tym lepiej, nie uważasz?- nie podoba mi się to wszystko i widzę, że nie wiem jednak wszystkiego o moim chłopaku, jednak ten jest teraz tak przestraszony, że nie chcę zaogniać bardziej sprawy. Stanąłem więc między nim a prześladowcą, chowając go tym samym za swoimi plecami.
- Co mamy robić...- zapytałem patrząc na drwiącą twarz chłopaka.
- Najpierw dowiedz się całej prawdy o swoim chłopaku... z resztą wskazówek wrócimy jutro.- po tych słowach trącił mnie z bara i wyszedł wraz z bandą swoich kolegów... tak po prostu, jakby się nic nie stało. Czułem jak serce rozsadza mi klatkę piersiową. 
- Minhyuk...
- Nie chcę o tym rozmawiać...- odwróciłem się w stronę chłopaka.
- O co tu chodzi...
- Nie ważne...
- Minhyuk bądź ze mną szczery... 
- Nie mogę...- złapałem go za ręce przykładając je do swojej klatki piersiowej.
- Proszę, powiedz mi... muszę wiedzieć o tobie wszystko, rozumiesz?... Muszę wiedzieć kim oni są i czego chcą ode mnie i Hyunwoo.
- Mogę cię zapewnić, że niczego wam nie zrobią... chcą jedynie mnie...
- Czym im podpadłeś, Minhyuk do cholery... o czym mówiłeś wcześniej?... Czemu musiałeś znosić to wszystko?- blondyn znów był bliski płaczu. Wiedziałem, że to coś poważnego i osobistego i teraz bardzo na niego naciskam, ale bałem się o siebie, niego i mojego brata... musiałem wiedzieć co jest grane żeby wiedzieć jakim atakiem odpowiedzieć.
- Kihyun...- chłopak upadł na kolana, po czym zaczął płakać... nigdy nie widziałem nikogo w takim stanie - Obiecaj, że mnie nie zostawisz!- kucnąłem przed nim mocno go w siebie wtulając.
- Przyrzekam ci to...- Minhyuk wziął kilka głębokich wdechów i na mnie spojrzał.
- Nękają mnie od kilku lat... Changkyun... on... 
- Co z nim...- starałem się utrzymać spokój, by nie pogorszyć sytuacji.
- Changkyun ma swój burdel, w którym kiedyś pracowałem, ale tylko dlatego, że zostałem do tego zmuszony.- powiedział na jednym tchu, po czym uciekł wzrokiem. Zamurowało mnie... mimo to nadal nie rozumiem jaki to ma związek ze mną i Hyunwoo.
- O czym ty mówisz...
- Jak zacząłem spotykać się z Chanem o niczym nie wiedziałem... po jakimś miesiącu zaszantażował mnie, że jeśli go kocham to zacznę dla niego pracować. Zgodziłem się... Kihyunnie... ja już dawno z tym skończyłem...
- Nadal niczego nie rozumiem...
- Jego brat jest współwłaścicielem, a ci chłopcy, którzy tu z nim byli to ochrona... oni... mszczą się na mnie, bo przynosiłem im duże zarobki. Odkąd Chan się dowiedział, że spotykam się z tobą, specjalnie z czystej zazdrości zaczął spotykać się z Hyunwoo.... teraz pewnie będzie chciał go wciągnąć w swój interes... jeśli się mu to nie uda skrzywdzi go i siłą zmusi do powrotu mnie... Nie chciałem żebyś kiedykolwiek się o tym dowiedział.... to takie upokarzające...- zatkało mnie... nie wiedziałem jak mam zareagować na to wyznanie... to był dla mnie zbyt duży cios. Mój chłopak męską dziwką? To się w głowie nie mieści... z drugiej jednak strony został do tego zmuszony.. sam nie wiem, co mam o tym myśleć - Rozumiem, że to koniec...
- Nie... nie wiem....
- To powiedz coś...- szepnął rozpaczliwie łykając łzy. Co mam powiedzieć? Naprawdę nie wiem co teraz z nami będzie.
- Z iloma facetami to zrobiłeś...
- Nawet nie wiem.... za dużo ich było...
- Kurwa, nie wierzę...
- Kihyunnie, to przeszłość... przecież nie znałem cię... Teraz w życiu nie zrobiłbym czegoś takiego.
- Zamierzam pomóc Hyunwoo... nie pozwolę na to, by był dziw...- zatrzymałem się... czułem, że powiem teraz o kilka słów za dużo. [włączamy]
- A więc masz mnie za dziwkę... nie sądziłem, że stracę cię przez błędy sprzed kilku lat...- szepnął blondyn wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. 
- Nie, to nie tak...
- Rozumiem...- chłopak spojrzał na mnie ze łzami w oczach - Możesz... możesz mnie pocałować?.... ostatni raz...
- Minhyuk ja nie zamierzam...
- Pragnę zbyt wiele?- złapałem go za ramiona lekko nim potrząsając.
- Nie chcę się z tobą rozstawać... kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, rozumiesz?.... Ja.... jest mi cholernie przykro i czuję się oszukany, ale mimo to nie zamierzam cię zostawić... za bardzo mi na tobie zależy...- widziałem, że chłopak nie wierzy w to co mówię. Przyłożył lekko dłoń do mojego policzka wpatrując się w moje oczy. Po chwili jednak zetknęliśmy się czołami... fizyczna bliskość jest dla nas czymś wręcz niezbędnym. Nie potrafilibyśmy bez siebie funkcjonować - Kocham cię i to się nigdy nie zmieni...- po naszych policzkach popłynęły łzy. 
- Pomogę Hyunwoo... teraz mogę cię zapewnić, że nic mu się nie stanie...
- Obiecaj mi tylko, że nie będziesz ratował go własnym tyłkiem.- nic nie odpowiedział. Zatopił się jedynie w moich ustach, całując mnie namiętnie jak nigdy dotąd. Boję się... czuję, że prędzej czy później go stracę... 

~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------