28 grudnia 2015

Jackson & JB ~cz.2 [Morderca o gołębim sercu]




                     Po wejściu do domu położyłem książkę na blacie kuchennym, po czym zająłem się przygotowaniem czegoś do jedzenia. Wtedy też usłyszałem jak dzwoni do mnie telefon...szef.
- Dawno się nie widzieliśmy, co?- jęknąłem krojąc warzywa.
- Dzwonię w sprawie twoich wieczornych atrakcji.
- To znaczy?
- Miałem ci sprowadzić kilka lasek.
- Nie trzeba... mam co robić.
- To znaczy?
- Będę czytał.- usłyszałem jedynie cichy śmiech - Co cię tak bawi?
- Nie no nic... widzę, że Jaebum ma na ciebie dobry wpływ.
- Spadaj.- rozłączyłem się rzucając telefonem na książkę. Po przygotowaniu jedzenia usiadłem w salonie i ponownie całą swoją uwagę starałem się skupić na powieści. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Przez moją głowę ciągle przewijała się zaczerwieniona twarz Jaebuma - A niech go...- syknąłem podnosząc się z kanapy - Spieprzaj z mojej głowy gnojku.- nie podoba mi się... to nie w tym rzecz. Ten dzieciak tak bardzo przypomina mi mnie. Dlaczego to akurat ja muszę się z nim "zaprzyjaźnić", a potem uprowadzić? Nie wierzę, ale pierwszy raz w życiu targają mną wyrzuty sumienia mimo że nie zrobiłem jeszcze nic złego. By dłużej się tym nie zadręczać wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Dochodziła 19-sta... to zdecydowanie nie jest moja pora na spanie, jednak dzisiejszego dnia wolałem poleżeć w łóżku i nad wszystkim na spokojnie się zastanowić. Sięgnąłem na szafkę nocną, na której dzień wcześniej położyłem teczkę z papierami chłopaka. Chciałem ponownie ją przeczytać, chociaż wydawało mi się, że wiem już o nim wszystko... sam nie wiem, dlaczego Jaebum mnie tak interesuje - Dość...- syknąłem przykrywając się kołdrą. Po dwukrotnym klaśnięciu światła w pokoju zgasły, a ja na siłę starałem się wyprzeć Jaebuma z mojej głowy.

*

      O dziwo wstałem sam z siebie... bez żadnego przymusu. Dochodziła 7:30. Z uśmiechem na twarzy zbiegłem do kuchni i zacząłem obierać pomarańcze na sok. Gdy wkładałem owoce do blendera usłyszałem dzwonek do drzwi. Oblizując palce pobiegłem zobaczyć kto to.
- To ty nie śpisz?- w drzwiach stał zdziwiony zastępca szefa.
- Jak widać nie... soku?- zapytałem idąc do kuchni.
- Mhm... w sumie czemu nie. Że tak zapytam... coś się stało?
- Nie, a czemu miałoby coś się stać?- zapytałem wręczając mężczyźnie napój. 
- Przyznaj, że ty i poranne wstawanie nie idziecie ze sobą w parze. 
- Poszedłem wczoraj wcześniej spać, to wszystko.- nienawidzę tego jego podejrzliwego wzroku. Usiadłem obok niego i zacząłem zajadać się tostami - O co chodzi?
- Wczoraj dwóch chłopców z twojej nowej szkoły napadło po zajęciach na Jaebuma... szef i pan Kim starają się dowiedzieć kto to i co było przyczyną.- przyznam, że ta informacja trochę zepsuła mi humor.
- Mhmm... czemu mi o tym mówisz?
- Nie zdziw się jak twój nowy kolega przyjdzie do szkoły z obitym ryjem.
- Bawi cię to?- twarz mężczyzny od razu nabrała innego wyrazu.
- N... nie... Szef kazał mi przekazać informację to ją przekazuję.
- Spoko...- wstałem rzucając talerzem do zlewu - A tak swoją drogą... chujowych mamy śledczych. Dzisiaj w dwie minuty dowiem się kto to był i co było przyczyną pobicia. 
- Jackson...
- Możemy już jechać?- zapytałem idąc w stronę przedpokoju. Jaebum to potulny, zamknięty w sobie chłopak. Nie rozumiem jaki ci oprawcy mieli cel w tym pobiciu. Może też działają dla kasy? Amatorzy... chyba nie wiedzą z kim mają do czynienia. 
- Jackson... powiesz mi co tak cię zdenerwowało?- zapytał mężczyzna odpalając samochód.
- Nie ważne... po prostu jedź.
- Wiesz... miałeś się nie angażować w tą znaj...
- O czym ty człowieku mówisz?... Ktoś zlał dupę chłopakowi, na którego dostałem zlecenie więc jest to chyba normalne, że chcę się dowiedzieć kto odbiera mi tę przyjemność, prawda?- nic nie odpowiedział. Reszta drogi minęła nam w całkowitej ciszy. Gdy zajechał pod szkołę westchnąłem - Do której dzisiaj mam?
- Do 15-stej... szef po ciebie przyjedzie.
- Spoko..- wysiadłem z auta kierując się prosto do szkoły. Jako pierwszy mam wf... to śmieszne... jestem pewien, że ci wszyscy pseudo sportowcy nie dorastają mi nawet do pięt. Skręcając do szatni usłyszałem huk i czyjeś głosy. Przystanąłem uważniej im się przysłuchując.
- Słodko wczoraj wyglądałeś błagając o litość.
- Cz... czego wy chcecie...- Jaebum? Chciałem iść mu z "pomocą", jednak wolałem jeszcze przez chwilę przysłuchać się o co chodzi tym chłopakom. 
- W zasadzie robimy to dla zabawy.
- Dokładnie... znęcanie się nad kujonami zawsze sprawiało nam ogromną przyjemność.
- Dajcie mi spokój... proszę... 
- Co takiego? Powtórz.
- D...dajcie mi spokój...
- Jąkasz się jak ciota.- usłyszałem uderzenie i syknięcie chłopaka. Mimo to opanowany wyszedłem zza szafek, po czym stanąłem za oprawcami.
- Co robicie?- ci odwrócili się nerwowo patrząc na mnie wielkimi oczyma.
- Znęcamy się nad pedałem... a co?
- Oo... widzę, że mamy takie samo hobby.- widziałem jak po tych słowach Jaebum siedząc na ziemi spuszcza głowę w dół - Jak się nazywacie?... Ja jestem Jackson.
- Mark.
- Youngjae.
- Hmm...- podszedłem do tych gnojków łapiąc ich za ramiona - A więc Mark i Youngjae... dobrze wam radzę, odpieprzcie się od niego i zajmijcie się nauką, okej?... Jeśli nie to przejdę się do dyrektora i zdradzę mu parę szczegółów. 
- Luzuj...- chłopcy rzucili mi złowrogie spojrzenie i pędem wyszli z szatni. Kucnąłem przy zbolałym Jaebumie starając się go usadzić pod ścianą.
- Widzę, że muszę nauczyć cię kilku rzeczy.- ten jedynie skinął głową i wstał podtrzymując się klamki od drzwi - Posiedź chwilę.
- Nie trzeba...
- Jaebum.- zatrzymałem szarowłosego chłopaka - Gdzie ci się tak spieszy?
- Mamy wf... muszę się przebrać.- ah tak... zapomniałem, że jego ambicje przewyższają jego zdrowy rozsądek.
- Obawiam się, że dzisiaj będziesz musiał przesiedzieć te 45 minut na ławce.
- Mam basen... nie mogę.
- Jaebum do cholery...- chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczyma lekko przytakując.
- Dobrze...- aishhh nie tak to miało zabrzmieć. Wyszedłem pewnie na groźnego dupka. Dobra... pora zacząć działać. Postawiłem go pod ścianą, po czym rozpiąłem guziki w jego koszuli.
- Co... co ty robisz?
- Sprawdzam jaki mięsień ci uszkodzili.- sprostowałem sprawę, po czym delikatnie zacząłem dotykać jego brzucha. Gdy natrafiłem na jeden z punktów na jego ciele, chłopak syknął pochylając się do przodu - Mięsień poprzeczny... lepiej żebyś na jakiś tydzień zapomniał o wysiłku.- spojrzałem mu w oczy lekko się uśmiechając. 
- Skąd... skąd to wiesz?- zapytał starając się zapiąć koszulę drżącymi rękoma. Gdy to zauważyłem zaśmiałem się ponownie go wyręczając.
- Anatomia to mój konik.
- Ja... ja mam z nią problemy...
- Będziesz mnie uczył całego materiału, a ja dam ci korki z anatomii... nawet nie wiesz z jaką przyjemnością.- dodałem przejeżdżając palcem po jego wargach. Po tym geście odwróciłem się, po czym ze skrzywioną miną ruszyłem w stronę basenu. Pierwszy raz dotknąłem chłopaka w ten sposób. W zasadzie... jakby nie patrzeć... nie ma żadnej różnicy między nim a laską, ale sam fakt, że to facet... dziwnie. Zamyślony usiadłem na jednej z ławek i zacząłem wpatrywać się w ludzi, z którymi chodzę do klasy. Muszę przyznać, że są całkiem nieźli, jednak bez wątpienia jestem lepszy od nich.
- Mógłbyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie?- powoli odwróciłem głowę w stronę Jaebuma, który niepewnie zajął koło mnie miejsce.
- Jasne... o co chodzi?
- Jesteś silnym... przebojowym i pewnym siebie chłopakiem... czemu więc... czemu zadajesz się ze mną?... Dla takich ludzi jak ty, w tej szkole to wstyd...
- Hm...- westchnąłem klepiąc chłopaka po ramieniu - Wolę trzymać się z ludźmi inteligentnymi, którzy poprowadzą mnie w górę, a nie z osiłkami myślącymi tylko o tym, komu by tu dzisiaj wpieprzyć.
- Ale w szatni sam powiedziałeś...
- Noszę maskę Jaebum... nie wiesz jaki naprawdę jestem... w zasadzie to sam tego nie wiem..- dodałem cicho skupiając się na zgrabnych, wysportowanych dziewczynach.
- Musisz coś ukrywać.
- Jak każdy...- burknąłem nie odrywając od nich wzroku.
- Pewnie masz rację... hm... czyli nosisz maskę twardziela, a rzeczywiście jesteś typem wrażliwca, który...
- Jaebum... dość... jestem jaki jestem i to się nie zmieni.- chłopak zamilkł lekko się ode mnie odsuwając... boże, jaki ze mnie dupek. Ale tylko dzięki temu, że trzymam wszystkich ludzi na dystans mogę jeszcze normalnie funkcjonować w tym popieprzonym świecie. Zerknąłem na szarowłosego. Wpatrywał się w koleżanki z klasy lekko mrużąc oczy - Która ci się podoba?
- Żadna...- wiem chłopcze, że jesteś homo, ale wśród uczniów liceum takie pytania i podniecanie się laskami to chyba temat numer jeden.
- Nie wstydź się... mów, to coś podziałamy. 
- Nie słyszałeś tego co Mark i Youngjae mówili w szatni?
- Mmm... mówisz o jąkaniu się czy...
- Jestem gejem... nie kręcą mnie dziewczyny...- no wiem wiem... pytanie tylko jak teraz zareagować?
- Hm... czemu mówisz mi o tym tak otwarcie?
- Lepiej żebyś wiedział teraz... później... może jak udałoby nam się zostać kolegami...i... coś takiego by wyszło... pewnie byś mnie zostawił... A tak jak odejdziesz teraz to nie będzie aż takiego rozczarowania...- szkoda mi go. Widzę, że bycie gejem trochę go przerosło.
- Ilu znajomych straciłeś w ten sposób?
- Nawet ich nie zliczę...- Jaebum spojrzał na mnie ze spokojem na twarzy - Twoja kolej Jackson.
- Żartujesz sobie?- uśmiechnąłem się obejmując go ramieniem - O wartości człowieka nie decyduje przecież jego orientacja.
- Tylko ty masz takie podejście.
- I to powinno ci wystarczyć.- dodałem patrząc na jego zdziwioną twarz - Ejjj tylko mi tu nie płacz.
- Przestań...- dostałem od niego lekko w ramię. Po tym geście spuścił głowę lekko się uśmiechając... sama słodycz.
- Wrzuciłbym cię za to do basenu, ale szkoda mi twojego uszkodzonego brzucha.- chłopak spojrzał na mnie chichocząc - Co nie znaczy, że tego nie zrobię... dojdź tylko do siebie.
- Zanim do siebie dojdę to już zdążysz o tym zapomnieć. 
- Czekaj no...- wyciągnąłem telefon, po czym zapisałem sobie w nim słowa: "Wrzucić Jaebuma do basenu za to, że uderzył mnie w ramię". Pokazałem wiadomość chłopakowi na co ten wesoło się roześmiał.
- Podły jesteś.
- Cały ja.- reszta wf i nie tylko niego minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Bardzo dużo rozmawialiśmy... praktycznie o wszystkim. Literatura, muzyka, sport... dobry materiał na przyjaciela. Zauważyłem też, że JB (tak mówiła na niego jego mama) czuje się przy mnie pewniejszy siebie... jest też bardziej otwarty. W sumie racja... z takim kolegą u boku już żaden osiłek mu nie podskoczy.
Wyszliśmy razem ze szkoły. Jaebum trzymając w rękach książkę swojej ulubionej autorki Gong Jiyoung opowiadał mi z przejęciem o jej twórczości.
- Musisz się z nią zapoznać.
- No dobrze, wygrałeś.- wziąłem książkę z jego rąk lekko się uśmiechając - Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- A właśnie...- wyciągnąłem z kieszeni telefon - Dzisiaj piątek... jedziemy do mnie?- twarz Jaebuma od razu nabrała innego wyrazu. Widziałem, że bardzo się tym zmieszał.
- J... jasne... jeśli nie będę ci przeszk...
- Masz mnie uczyć durniu... wyluzuj trochę. 
- Przepraszam...
- Za co?
- Nigdy nie miałem takiego kolegi więc... no... boję się, że coś zepsuję...- przestań do cholery jasnej! Za bardzo działasz na moją wrażliwą stronę i to niesamowicie mnie wkurza! Nie chcę ściągać mojej maski. Nie... nie mogę... chwyciłem go za rękę, po czym gwałtownie wtuliłem w swoje ciało. To było silniejsze ode mnie... nie potrafię opisać tego co się ze mną dzieje gdy jestem blisko Jaebuma - J... Jackson...
- Przestań wygadywać durnoty... proszę cię...
- Wybacz...- puściłem go. Moje serce biło tak szybko jak nigdy dotąd. Twarz Jaebuma była czerwona jak burak.... co się z nami dzieje? W tym samym momencie podjechał po mnie samochód. Drzwi otworzyły się... po chwili z auta wyszedł Park Jinyoung... mój szef.
- Cześć Jackson.
- Hej wujku.- wyraz twarzy szefa po wypowiedzeniu tych słów był bezcenny - Poznaj Jaebuma... będzie mi pomagał dzisiaj w nadrobieniu materiału.- na szczęście połączenie faktów zajęło mu dosłownie chwilkę. Jaebum ukłonił się, po czym wyciągnął w jego stronę rękę.
- Jaebum... miło mi pana poznać.
- Hej... rozumiem, że mam was podwieźć do domu.
- Mhm... w końcu jesteś najlepszym wujkiem na świecie.- rzuciłem z uśmiechem i wprowadziłem chłopaka do środka. Pan Park usiadł za kółkiem dzięki czemu mogliśmy spokojnie porozmawiać.
- Wow... niezła limuzyna.
- Robi wrażenie, co?
- Mhm.- szarowłosy skinął głową - Mieszkasz z wujkiem?
- Nie... on jedynie wozi mnie do szkoły. Mieszkam sam.
- O... jak to?
- Moi rodzice nie żyją.- oho... czekam na tą piękną reakcję.
- Tak mi przykro Jackson... nie wiedziałem...
- Wieeeem, spokojnie... przecież nic się nie stało.
- Ah... czasem jak coś powiem...
- Za bardzo się przejmujesz... naprawdę nic się nie stało. Minął kawał czasu więc rany zdążyły się zagoić.- chłopak przytaknął odwracając głowę. Westchnąłem wciskając guzik, dzięki któremu spod naszych nóg wyłonił się stolik z napojami - Częstuj się.- Jaebum otworzył szeroko oczy sięgając po sok.
- Wow...
- To nie wszystko... jak będziesz grzeczny to pokażę ci inne zalety tego cacka.- po chwili poczułem jak po nodze rozchodzi mi się wibracja pochodząca z telefonu. Wyciągnąłem więc go i przeczytałem wiadomość od... szefa? "Dobra robota Jackson... ale ja twoim wujkiem?". Zaśmiałem się spoglądając w lusterko. Po wymienieniu spojrzeń z panem Parkiem spojrzałem na kolegę.
- Czemu jesteś taki wesoły?
- A nie wiem... tak jakoś.- po chwili zajechaliśmy pod dom. Widziałem jak oczy chłopaka otwierają się bardzo szeroko - Wyskakuj.
- Wow... sam w tak ogromnym domu?
- Nie taki sam...- w rozmowę wtrącił się mój szef.
- Co ma pan na myśli?
- Jackson to niedobry chłopak i czasem zdarza mu się sprowadzić kilku chłopców. 
- Wujku...- syknąłem spoglądając na niego z nienawiścią - W zasadzie to możesz już jechać. 
- Jasne... nie będę wam przeszkadzał.- zaśmiał się wsiadając do auta. Spojrzałem pospiesznie na zaczerwienionego Jaebuma.
- Nie wierz mu.
- Dobrze...- rzucił, po czym weszliśmy do środka.
- Czuj się jak u siebie.
- W zasadzie wnętrze domu mamy dość podobne. - uśmiechnął się, po czym zaczął obchód - Fortepian...- szepnął przejeżdżając ręką po instrumencie - Mógłbym...?
- Pewnie.- podszedłem bliżej niego wręczając mu nuty etiudy, którą próbowałem grać kilka dni temu - Mógłbyś... mógłbyś mi to zagrać?... Pamiętam jedynie kilka pierwszych linijek.- chłopak przytaknął z uśmiechem, po czym zaczął grać... tak płynnie i delikatnie... jego palce dosłownie pieściły klawisze. Tą melodią rozbrzmiewał cały dom... oczywiście gdy mama jeszcze żyła. Grała to dzień w dzień... za każdym razem wczuwała się w utwór coraz bardziej. Gra na fortepianie była dla niej wszystkim. Widok Jaebuma przy jej największym skarbie sprawił, że coś we mnie pękło... ten chłopak w tym momencie uczynił mnie niesamowicie szczęśliwą osobą. Przysiadłem się niepewnie obok niego i zacząłem grać razem z nim. Chłopak posłał mi ciepły uśmiech i kontynuował swoje zadanie. Czułem się teraz tak dobrze... lekko... i beztrosko. Gdy ostatnie dźwięki dopadły moich uszu spojrzałem w oczy kolegi.
- Moja ulubiona etiuda.- szepnął spoglądając ponownie na instument. Przejechałem niepewnie po jego dłoni. Widziałem jak chłopak automatycznie się spina. Gdy na mnie spojrzał postanowiłem wykorzystać sytuację. Głaszcząc go po policzku zbliżyłem się do niego, po czym delikatnie musnąłem jego wargi. Jaebum jęknął lekko się odsuwając. Nie poddawałem się... złapałem za jego twarz pogłębiając pocałunek. Ten jednak ponownie go przerwał - Co ty robisz?- zapytał cicho czerwieniąc się.
- Czemu tak reagujesz?
- Ja... wstydzę się...
- Jaebum...- pocałowałem go w kącik ust. Czułem, że już jest mój... wszystko idzie zgodnie z planem. Uśmiechnąłem się, po czym wstałem wyciągając do niego rękę - To co? Zaczniemy naukę?
- J.. jasne...- chłopak złapał za nią i oboje ruszyliśmy do mojego pokoju. Jego ciężki oddech, szybko bijące serce... oj chłopcze... nawet nie wiesz jaką przyjemność mi tym sprawiasz. Po wejściu do pomieszczenia podszedłem spokojnie do szafki nocnej w celu schownia teczki chłopaka. Po włożeniu jej do szuflady spojrzałem na niego uśmiechając się - Co tam chowałeś?
- Em... piszę książkę i wiesz... lepiej żeby nikt teraz tego nie widział.
- Poważnie? Też piszę... w zasadzie już kończę.- jak można być tak wszechstronnym? - O czym będzie twoja?- myśl do cholery... nigdy jakoś nie brakowało ci pomysłów.
- O miłości homoseksualnej.- rzuciłem odwracając się w stronę biurka... ale ze mnie idiota.
- O... to... dość ciekawe. 
- Tak... od czego zaczniemy?- zapytałem wskazując na książki.
- W poniedziałek mamy test z matematyki i pytanie z angielskiego.
- Z angielskim nie mam problemów.
- Właśnie... ty jesteś...
- Urodziłem się w Stanach... dopiero po kilku latach przeprowadziłem się do Korei.- wyciągnąłem z biurka wcześniej przygotowane zeszyty - Lecimy z matmą?
- Pewnie.- usiedliśmy przy biurku. Jaebum od razu z zapałem zaczął tłumaczyć mi materiał, który w zasadzie całkowicie mnie nie interesował, jednak coś mówiło mi, że mam być taki jak on... tak samo mądry, wykształcony, ciekawy nowych rzeczy... Starałem się skupić na tym co mówi, ale było to niezwykle trudne - Jeśli czegoś nie rozumiesz to mów.
- Wielu rzeczy nie rozumiem... i obawiam się, że nie starczy mi życia, by je zrozumieć.
- Hm?- Jaebum spojrzał na mnie zaciekawiony - O czym ty mówisz?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Ale...- pogłaskałem go po głowie.
- Dzwonię po jedzenie... na co masz ochotę?
- Wiesz... nie chcę ci robić problemu...
- A ty dalej swoje... lubisz bulgogi?
- Tak...- wykonałem telefon do swojej ulubionej knajpki, po czym ponownie usiadłem obok chłopaka.
- To co teraz?
- Może algebra...
- Okej.- szkoda mi go. Jego starania nauczenia mnie czegokolwiek idą na marne. Mam go jedynie zbajerować- zrobione... pocałować- mamy to... i przelecieć... no z tym już może być problem, ale spoko... daj mi szefie tydzień. Oczywiście na pytanie "po cholerę mam go ciągnąć do łóżka?" szef odpowiada "po to, by wasze rozstanie i poznanie przez niego prawdy bardziej go zabolało". Nie rozumiem tylko czemu... Chodzi o wyłudzenie pieniędzy od jego ojca... po co aż tak się w to angażować i go ranić? Ale cóż... jestem jedynie pionkiem w rękach szefa i mam robić to co każe.
- Wiesz...- chłopak zamknął nagle podręcznik uśmiechając się nerwowo - Dawno... dawno nie spędziłem tak miło dnia...- po chwili przygryzł nerwowo wargi czerwieniąc się... cały Jaebum.. jeden, wielki chodzący kompleks - Odkąd mama nie żyje... zapomniałem jak to jest być szczęśliwym... Dzisiaj dzięki tobie znowu poczułem się... wiesz... tak fajnie i beztrosko...- chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się - Dziękuję Jackson.- w tym momencie pękło mi serce... nikt nigdy nie potrafił mnie doprowadzić do takiego stanu. Nie wzruszali mnie nawet ludzie błagający o litość gdy celowałem im w głowy... co on ma w sobie, że tak na mnie działa?
- Jaebum...- westchnąłem siadając bliżej niego. Moja ręka ponownie powędrowała na jego twarz - Musisz być tak wredny i ciągle po kawałku zrywać ze mnie maskę?
- Chcę wiedzieć jaki jesteś naprawdę...- nie chcesz... uwierz mi JB, że nie chcesz poznać prawdziwego mnie. Znów pozwoliłem sobie połączyć nasze wargi. Tym razem chłopak nie stawiał oporów. Odwzajemniał moje pocałunki bardzo powoli i delikatnie... czułem, że się bardzo denerwuje, ale to dodawało mu jedynie jeszcze większego uroku. Spuściłem nieco z tonu starając się włożyć w te pocałunki całego...prawdziwego siebie. Cały nastrój zepsuł jednak dzwonek do drzwi.
- Za chwilę wrócę.- szepnąłem cmokając go w policzek. Pospiesznie zbiegłem na dół po odbiór jedzenia. Moja twarz była rozpalona, a ciało wręcz szalało... nigdy nie czułem czegoś takiego jak dzisiaj. Nagle na posesję podjechał jeden z samochodów szefa. Położyłem bulgogi na szafce, po czym wyszedłem na dwór zamykając za sobą drzwi.
- Jak ci idzie?- zapytał mężczyzna wysiadając z auta.
- To nie jest dobry moment na twoje odwiedziny...
- Kiedy w końcu przyjmiesz mnie do swojego domu tak jak należy?
- Obawiam się, że nigdy...- pan Park uśmiechnął się klepiąc mnie po twarzy.
- Uu jaka rozpalona... co wy tam robicie?
- Boże przestań...- warknąłem odtrącając jego rękę.
- No cóż... mam nadzieję, że się dobrze bawicie.
- Nie zaprzeczę...
- Pamiętaj tylko, że prędzej czy później chłopak zginie... nie angażuj się w to za bardzo... Nie mam ochoty słuchać później twoich lamentów. 
- Bez obaw...
- Jackson?- zamarłem. Odwróciłem się gwałtownie spoglądając na stojącego w drzwiach Jaebuma - Jedzenie stygnie... o pan Park.- chłopak podszedł do nas kłaniając się mężczyźnie - Zje pan z nami?
- Nieee, dziękuję... nie będę wam przeszkadzał.- odpowiedział z uśmiechem, po czym ponownie na mnie spojrzał - Zarezerwuj dla mnie czas jutro koło 20-stej.
- Spoko...- szef wsiadł do samochodu, po czym odjechał. Wziąłem głęboki oddech patrząc na Jaebuma - Ładnie to tak podsłuchiwać?
- A...ale niczego nie słyszałem, przysięgam...
- Żartuję przecież.- kamień spadł mi z serca. Gdyby usłyszał choć słowo to by był już koniec - Chodź jeść.- objąłem go w talii wprowadzając go tym samym do środka. Po zamknięciu drzwi spojrzałem na niego unosząc lekko jego podbródek - Buzi poproszę.- ten uśmiechnął się cmokając mnie nieśmiało. Po chwili jednak złapał za siatki z jedzeniem i pobiegł do mojego pokoju - Eeeej, poczekaj na mnie!
- Chodź szybko, bo nic nie dostaniesz!- podły gnojek... zaśmiałem się idąc za nim. Po wejściu do pokoju zastałem siedzącego na łóżku Jaebuma, który podekscytowany otwierał pudełka - Ale jestem głodny.
- W zasadzie mało zjadłeś podczas obiadu.- usiadłem obok niego sięgając po pałeczki.
- Wtedy nie chciało mi się jeść.
- Yh... jak panienka.- nabrałem jedzenie pałeczkami, po czym wycelowałem je w stronę ust chłopaka - Wcinaj.- wieczór minął w bardzo miłej atmosferze. Znów bardzo dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wymienialiśmy się poglądami... czuję się przy nim wyjątkowo... jakoś tak.... jak z drugą połówką, a nie zwyczajnym kolegą. Znam go dopiero dwa dni, a śmiało mogę stwierdzić, że moje życie zrobiłoby się puste gdyby go nagle zabrakło. Po zjedzeniu ogarnąłem pospiesznie łóżko, po czym znów na nim wylądowaliśmy. Tym razem leżeliśmy i rozmawialiśmy o naszych rodzicach. Oczywiście ja musiałem kłamać w sprawie ojca i śmierci rodziców... niestety. Nasza rozmowa trwała bardzo długo... nie zauważyłem nawet, że dochodzi już 24:00. Widziałem po Jaebumie, że jest już zmęczony. Przykryłem więc go kocem i usiadłem nad nim głaszcząc go po głowie. Nie minęła nawet minuta, a chłopak już spał. Wtedy też usłyszałem jego telefon... w sumie ktoś dobijał się do niego któryś już raz. Chwyciłem za niego wychodząc z pokoju.
- Tak słucham?
- Z kim rozmawiam?- usłyszałem niski, męski głos. Spojrzałem na wyświetlacz... "Tato"... no to wszystko jasne.
- Ah tak... z tej strony Jackson... przyjaciel Jaebuma.
- O... myślałem, że Jaebum nie ma przyjaciół...
- W zasadzie poznaliśmy się kilka dni temu.
- Rozumiem... czemu Jaebum nie odbiera?
- Uczyliśmy się razem i teraz... Jaebum zasnął. Proszę się nie martwić... jutro go odwiozę.
- Nie robi ci problemów?
- Nie, absolutnie... cieszę się, że u mnie zostanie. 
- No dobrze... w takim razie miłej nocy.
- Dobranoc.- rozłączyłem się wzdychając. Przez uchylone drzwi zerknąłem na śpiącego Jaebuma. Wyglądał tak spokojnie i beztrosko. Nie pozwolę, by coś mu się stało...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



6 komentarzy:

  1. O rany rany to takie świetne ;-; Niech Jackson się ogarnie i nic nie robi Jaebumowi ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam opowiadania z Got7, a Tobie opowiadania z tym zespołem wychodzą znakomicie. Na innych blogach wszędzie spotykam Marka i Jaksona, a u Ciebie po raz pierwszy przeczytałam inne pary i się zakochałam! Chyba z pięć razy przeczytałam opowiadania z Jb i Makiem i dalej ani nie mogę wyjść z podziwu ani przestać czytać, bo mi się nie nudzi. Już nie mogę doczekać się kolejnej części!Proszę nie każ nam długo czekać!
    Pozdrawiam ciepło Cuks!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie Jacksonowi pęka serce z kamienia i zaczyna się powoli wahać.
    JB jest taki uroczy, słodki i wstydliwy, że ja się nie dziwię, iż narobił taki mętlik w sercu Jacksona.
    Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże .Cudo(❤ ~❤ ).Nie mam nawet pomysłu jak to skomentować.Z tego co pamiętam pisałaś i nie dokończyłaś pisać podobne ff z Jacksonem w roli głównej i było równie zajebiste.Weny~~~~~

    OdpowiedzUsuń