28 lipca 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.3 [Chani&Rowoon]



                     Spacerowałem pokładem, szukając mojego współlokatora. Chciałem z nim porozmawiać i jeszcze raz podziękować mu za pomoc, ale szukałem go do późnych godzin wieczornych, a po chłopaku nie było ani śladu. Gdy koło 18-tej przebrałem się w swój mundurek i ruszyłem w kierunku sali, w której pracujemy, usłyszałem donośny głos szefa, który mnie tu zatrudnił i o dziwo skruszonego Rowoona.
- Rozumiesz co do ciebie mówię?!
- Tak, zrozumiałem.
- Będziesz mieć za to potrącone z pensji gówniarzu! I tak powinieneś być mi wdzięczny, że cię nie wypieprzyłem na zbity pysk!
- Przepraszam... po prostu uważam, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
- A kto je sprowokował?! Chanhee, a ty głupi musiałeś później dopiąć swego! - otworzyłem szeroko oczy, czując jak przyspiesza mi serce. Co ja do cholery jasnej zrobiłem? Z mocno bijącym sercem, zapukałem do gabinetu szefa, od razu do niego wchodząc.
- Zły moment.. - burknął Rowoon. Przeniosłem na niego wzrok, widząc, że ten ma rozciętą wargę.
- Co ci się stało? 
- Dobrze, że jesteś Chanhee... kolega stanął w twojej obronie, stąd ta warga.
- Sł.. słucham? - zamurowało mnie. Jak to stanął w mojej obronie? Dlaczego i przed kim? - Jak.. jak to w mojej obronie? 
- To prawda, że sprowokowałeś wczoraj bójkę?
- No... tak można powiedzieć..
- I teraz ci chłopcy się na tobie mszczą?
- Ja... chodzi o ten basen?
- Tak, właśnie o to chodzi. Mów Chanhee, bo naprawdę nie mam do tego zdrowia.
- No... tak, jeden z nich wepchnął mnie dzisiaj do basenu, ale..
- Mhm.. Rowoon po tym incydencie rzucił się na tego chłopaka, a on przyszedł do mnie ze skargą. Powinienem zostawić was na najbliższym postoju. - jak to? Rowoon znalazł tego chłopaka i spuścił mu łomot? Czy on na głowę upadł?
- Ale..
- Będziecie mieć potrącone z pensji i oczywiście będę mieć na was oko. A następnym razem, jak zdarzą się takie sytuacje, proszę przychodzić z tym od razu do mnie... czy to jest jasne?
- T..tak.
- Świetnie. A teraz proszę, idźcie już do pracy. 
- Ale..
- Chodź Chani. - burknął Rowoon ciągnąc mnie do wyjścia. Nie rozumiem... Myślałem, że Rowoon jest przeciwny rozwiązywaniu spraw przemocą. W sumie tak twierdził jeszcze wczoraj. Nagle zmienił zdanie?
- Co ty narobiłeś? - zapytałem, gdy tylko drzwi od gabinetu szefa się zamknęły.
- Spoko... zwrócę ci tą straconą kasę ze swojej wypłaty.
- Nie mówię o tym, mam gdzieś te pieniądze.
- To o co chodzi? - chwyciłem gwałtownie jego twarz w obie dłonie, przyglądając się jego rozbitej wardze - Aishh..
- Boli cię?
- Trochę.
- I dobrze. Idiota..
- Hej! Stanąłem w twojej obronie.
- No właśnie... Mało tego. Pobiłeś się z nim.
- Dupek zasłużył.
- Wczoraj zrobiłeś mi awanturę, kiedy wystartowałem z łapami do "pasażera". Przecież płyniesz za jego kasę, nie pamiętasz?
- Mało przez niego nie utonąłeś kretynie. 
- I to był powód, żeby go lać, tak? A to, że potraktował Minę jak ścierwo, to już jest mało istotne?
- Wiesz co... nie mam siły się już o to z tobą kłócić. Przynajmniej wiem, że idiota da ci spokój.
- Ale..
- Nie ma za co... idę się przebrać i bierzemy się za robotę. - jestem w szoku. Nie pomyślałbym, że Rowoon stanie kiedykolwiek w mojej obronie. Zwłaszcza, że wczoraj zarzekał się, że nie lubi stosować takich metod i był na mnie wściekły, kiedy zacząłem podnosić głos na tego osiłka... On naprawdę musi mieć coś z głową i z każdą kolejną godziną jedynie się w tym utwierdzam.


*


                        Wreszcie wolne. Cała nasza zmiana otrzymała wolne po przepracowanych dziesięciu nocach. Przez cały ten czas bardzo martwiłem się o Rowoona i jego rozbitą wargę, mimo że zupełnie nie dawałem tego po sobie poznać. Cały czas byliśmy dla siebie wredni i się przekomarzaliśmy, ale potem się z tego śmialiśmy, więc widzę, że atmosfera między nami nareszcie się poprawia. Jest głupi, ale nawet go lubię. Studenci, którzy przyczepili się mnie na początku wyjazdu, też chyba odpuścili... przynajmniej jak na razie ich nie widuję.
- Aishhh... wreszcie wolne, co? - siedziałem wraz z chłopakami z mojej zmiany na mrożonej kawie, w jednej z kawiarni. Spojrzałem na Inseonga, przytakując.
- Mhmm.. nareszcie odeśpię. 
- Odeśpisz? 
- No tak.
- Proszę cię... Rowoon ci o niczym nie mówił? - spojrzałem na współlokatora, unosząc przy tym brew.
- O czym mi nie powiedziałeś?
- Zapomniałem, sorki.
- No tak, cały Rowoon. - wtrącił Hwiyoung, upijając łyk kawy - Spotykamy się dzisiaj wieczorem u mnie i Inseonga.
- O... co to za okazja?
- Wolne.. napijemy się, pogadamy..
- Ja już z wami nie piję. - zaśmiałem się, czując jak współlokator czochra moje włosy.
- Jasne... do dzisiejszego wieczoru. 
- Serio... mam dość po ostatnim. Poza tym jestem za młody, a ty wciskasz mi alkohol.
- Aaa tam... normalnie bym tego pilnował, ale jesteś na wakacjach. Należy ci się. 
- Pilnowałbyś tego?
- Oczywiście. Nie poznasz drugiego, tak odpowiedzialnego człowieka, jak ja. - usłyszałem jedynie śmiech ze strony Dawona, przez co pospiesznie przeniosłem na niego wzrok.
- Stary... ty i odpowiedzialność? - zaraz po tych słowach ujrzałem jak Hwiyoung kopie pod stołem jego nogę - Aishh. Za co?
- Za nic głąbie... no. - długowłosy chłopak spojrzał w naszym kierunku, uśmiechając się - To zaczynamy o 20-tej. - dziwne... wiem, że Rowoon nie należy do zbyt rozgarniętych osób, ale chyba coś musi być na rzeczy, skoro jego przyjaciele tak się zachowują. Cóż... może dowiem się, jak ci trochę popiją i wtedy Dawon sam się wygada, co miał na myśli.



*


                     Przebywaliśmy w pokoju Hwiyounga i Inseonga od dobrych czterech godzin. Byłem zmęczony jak jasna cholera i chciało mi się spać, ale ci za nic w świecie nie chcieli mnie puścić do siebie.
- Hyung... idę spać. - Rowoon spojrzał na mnie lekko podpitym wzrokiem, uśmiechając się.
- Nigdzie nie pójdziesz. 
- No daj już spokój... spać mi się chce. 
- Dajcie Chaniemu soju, bo przysypia.
- Nie chcę pić.
- Trzymaj młody. - westchnąłem przyjmując butelkę soju od Inseonga.
- Nie mam ochoty tego pić. - burknąłem, obracając w dłoniach zielone szkło. Widziałem, że temu, co robię, uważnie przygląda się Dawon. Po chwili na jego buzi pojawił się szeroki uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego.
- Mam super pomysł.
- Jaki?
- Zagramy w butelkę... prawda albo wyzwanie. - wywinąłem jedynie oczyma, czując, że to będzie kompletna klapa. Wszystkie głosy były jednak "za", więc nie miałem za wiele do powiedzenia. Po kilku kolejkach, dość dziwnych wyznaniach i głupich, choć momentami zabawnych wyzwaniach, szyjka butelki wypadła na Rowoona, który był już tak podpity, że nie wiem nawet, czy cokolwiek ogarniał - Oooo nasz model. Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie oczywiście.
- Hmmm okej. - Dawon zamyślił się chwilę, po chwili przenosząc wzrok na mnie - Pocałujesz Chanheego. 
- Nie ma sprawy.
- Czekajcie, moment. - wtrąciłem, czując jak na moje usta ciśnie się nerwowy uśmiech - Chyba też mam w tej sprawie coś do powiedzenia.
- No dajże spokój młody.
- Dokładnie, to tylko zabawa.
- W takim razie chętnie odstąpię swoje miejsce. 
- Dawaj Chani... to tylko jeden buziak. - Rowoon odstawił butelkę na podłogę, siadając bliżej mnie.
- Nie bawią mnie takie rzeczy. Po ile wy macie lat? 
- Czym jesteśmy starsi, tym bardziej jesteśmy głupi. - no tak, to akurat nie powinno mnie dziwić.
- Dawaj, bo kolejkę blokujecie. 
- Nie ma opcji. - nie mam pojęcia dlaczego, ale potwornie zestresowałem się w tamtym momencie. Nigdy nikogo nie całowałem, a wizja pocałunku z Rowoonem przyprawiała mnie o ciarki... fu. 
- Młooooody.
- Dawaj Chanhee! 
- Nie chcę.
- No nie pękaj!
- Zamknij oczy.
- Co? - nim się obejrzałem, poczułem na twarzy ciepłe dłonie współlokatora, który po chwili wbił się w moje wargi, wprawiając mnie w osłupienie. Otoczenie wokół mnie całkowicie się wyłączyło. Nie słyszałem śmiechu i wiwatów kolegów.. jedyne co słyszałem, to swoje mocno bijące serce i podchodzący do gardła żołądek. Nie miałem pojęcia, co robić. Czułem, że Rowoon starał się naprowadzić mnie na odpowiednią drogę, tylko.... tylko jednego nie mogłem zrozumieć. Dlaczego to trwało tak długo? To miał być buziak, a nie pocałunek trwający wieczność. W pewnym jednak momencie poczułem, jak moje ciało ogarnia spokój, a ja zaczynam coraz bardziej angażować się w to głupie zadanie, mimo że kompletnie nie wiedziałem, jak to robić. Wydaje mi się, że Rowoon jest na tyle pijany, że jutro i tak nie będzie niczego pamiętać, a ja może się czegoś nauczę. Z drugiej jednak strony czuję się idiotycznie... kto to widział, żeby całować drugiego chłopaka? - Wystarczy. - oderwałem się od warg bruneta, łapczywie łapiąc powietrze. W tym samym momencie załączyła mi się świadomość. Zacząłem słyszeć to, co działo się wokół nas i zaczęło docierać do mnie, co właśnie zrobiłem. Wpatrywałem się w hyunga, głęboko przy tym oddychając... chyba całkowicie mi odbiło, że się na to zgodziłem. 
- Zaliczamy?
- Nooo! Tego to się nie spodziewałem panowie. - zaśmiał się Dawon, co kompletnie mnie zawstydziło i wyprowadziło z równowagi. 
- Nie ekscytuj się tak. - zaśmiał się Rowoon, sięgając po butelkę - Teraz ja kręcę. - czuję się paskudnie, co za wstyd. Na oczy im się jutro nie pokażę. Sięgnąłem po swoją butelkę alkoholu, wypijając cały na raz. Po chwili przeszły mnie ciarki wywołane jego cierpkim smakiem... ohyda - Chcesz jeszcze jedną? - uniosłem wzrok na Rowoona, zaprzeczając pospiesznie skinieniem głowy.
- Pójdę już. 
- Co?
- Dlaczego?
- Jestem zmęczony, już mówiłem. - sięgnąłem po swoją bluzę, po czym wstałem z podłogi idąc w kierunku drzwi.
- Poczekaj, odprowadzę cię.
- Trafię.
- Stój Chani. - Rowoon poderwał się z podłogi, biorąc swój sweter.
- Ej no co z wami?
- Za moment wrócę, tylko go odprowadzę. - gdy wyszliśmy z kajuty kolegów, Rowoon spojrzał na mnie, lekko się przy tym uśmiechając - Dlaczego uciekasz?
- Nie uciekam... jest po prostu zmęczony. - odwróciłem wzrok, czując jak się czerwienię. Czułem, że współlokator mi się przygląda, ale nie powiedział w związku z tym ani jednego słowa.
- No dobrze. W takim razie odprowadzę cię do pokoju i wrócę do chłopaków. 
- Naprawdę mogę iść sam.
- Wiem.. ale wolę mieć pewność, że wróciłeś tam bezpiecznie. - westchnąłem jedynie idąc w ciszy w kierunku naszego pokoju. Czuję się teraz niezręcznie. Naprawdę nie wiem, jak powinienem się przy nim zachowywać i co mówić. Może faktycznie omijać ten temat szerokim łukiem i nigdy do niego nie wracać? Skoro Rowoon o niczym nie mówi, to może rzeczywiście to wszystko to była jedynie forma żartu i zabawy? Skoro tak było, to dlaczego nie potrafię podejść do tego na takim luzie jak on? Za bardzo się tym przejąłem i wziąłem chyba to zadanie do siebie zbyt poważnie. Czuję, że będę teraz myśleć o tym przeklętym pocałunku przez bardzo długi czas. Gdy weszliśmy do pokoju, spojrzałem na Rowoona, rzucając przy tym na łóżko swoją bluzę.
- No... to wezmę prysznic i idę spać.
- Na pewno nie chcesz jeszcze z nami posiedzieć?
- Na pewno.. może następnym razem.
- Hm.. - brunet zamyślił się, siadając na jednym z krzeseł - Chodzi ci o ten pocałunek? Zawstydził cię? - zamilkłem czując jak robi mi się gorąco. Mimo to spojrzałem na współlokatora, nabierając do płuc sporą ilość powietrza.
- Możemy o tym nie rozmawiać hyung?
- Czyli to to. - po chwili wstał, narzucając na siebie swój puchaty sweter - Jasne, możemy o tym nie rozmawiać, jeśli nie chcesz. No dobrze... skoro wiem, że jesteś w pokoju to mogę wracać do chłopaków. - skinąłem jedynie głową, odwracając przy tym wzrok - Nie przejmuj się tym... to tylko głupia zabawa. - dodał opuszczając pokój. Ma rację, a ja tradycyjnie wziąłem to za bardzo do siebie. Swoją drogą po alkoholu gada mądrzej jak bez niego... Wydaje mi się, że jutro zarówno on, jak i chłopaki, będą o wszystkim pamiętać. Przysięgam, że spalę się ze wstydu.


*

                     Obudziłem się, czując na sobie ciepłe promienie słoneczne. Moich uszu dobiegał odgłos fal, odbijających się od statku, a z racji tego, że nasze pokoje znajdowały się na jednym z niższych pokładów, słychać je było idealnie. Momentami aż strach jest otworzyć okno, by do pokoju nie wlała się niechciana, słona woda. Cóż... uroki rejsu. Przeciągnąłem się, sięgając zaraz po tym po swój telefon, w którym widniała wiadomość na kakaotalku od Rowoona: "Jesteśmy w Moho Myoll Cafe na śniadaniu. Jak wstaniesz to zapraszamy". Westchnąłem, wracając myślami do poprzedniej nocy. Cały czas mam w głowie to głupie zadanie, a na wargach czuję usta mojego współlokatora... to obrzydliwe. Dlaczego swój pierwszy pocałunek musiałem przeżyć akurat z osobą, z którą mieszkam? Jak mam teraz spojrzeć mu w oczy, nie czując przy tym krzty zażenowania? Mimo to nie mogę przecież wiecznie uciekać od chłopaków. Lubię ich, pracujemy razem... nie da się tak po prostu uciec. Mogę mieć jedynie nadzieję, że za kilka dni temat pocałunku ucichnie, albo że wydarzy się coś innego, równie spektakularnego, co zajmie ich myśli. Mimo wstydu postanowiłem się przełamać i dołączyć na śniadanie do moich kolegów. W momencie wejścia do kawiarni, ujrzałem chłopaków, którzy żywo rozmawiali o czymś, wciągając przy tym gigantyczne porcje naleśników. Gdy podszedłem do ich stolika, ukłoniłem się lekko, słysząc ich radosne okrzyki. 
- Jest i nasze dziecko!
- Chanhee! Siadaj młody.
- Em.. hej. - przywitałem się, zajmując wolne miejsce na wprost Rowoona. 
- Jak się spało? - uniosłem nieśmiało wzrok, wbijając go w uśmiechniętego bruneta.
- Nawet nieźle..
- A gdzie buzi na powitanie? - zażartował Dawon, co ponownie zbiło mnie z tropu. Pamiętają... w sumie mogłem się tego spodziewać. Spuściłem jedynie wzrok, dotykając pospiesznie rozgrzanych policzków.
- Daj spokój stary... było minęło. - Rowoon uciął temat, wręczając mi kartę - Wybierz coś sobie. 
- Oooo.... stawiasz hyung? - zapytał ponownie, chichocząc. Mój współlokator westchnął, przenosząc na niego wzrok.
- Wiem, że doskwiera ci samotność, ale odpuść, hm?
- W sumie nieźle się wczoraj do siebie przyssaliście. - zaśmiał się Hwiyoung, sięgając po swoją kawę. Tego już za wiele... miałem nadzieję, że odpuszczą. W końcu to niemalże dorośli ludzie, a zachowują się jak banda gówniarzy. Wstałem od stołu, sięgając po leżący na nim telefon i klucz do pokoju - Ej, a ty dokąd?
- Nie zostawiaj swojego hyunga, młody. 
- Odwal się, co? - nie wytrzymałem. Wiem, że nie powinienem tak do niego mówić, ale ile można czepiać się o jedną, głupią sprawę z imprezy. Przy stole zapadła kompletna cisza, a ja z sekundy na sekundę nakręcałem się na tę sprawę coraz bardziej - Nie bawią mnie takie rzeczy, hyung. Będziecie mi to teraz wypominać do końca rejsu? 
- Chani... to tylko żarty..
- Ale one mnie nie śmieszą, rozumiesz? Świetnie, że bawicie się moim kosztem, ale ja nie mam zamiaru dalej w tym uczestniczyć.
- Chanhee, daj spokój..
- Na razie. - burknąłem, opuszczając w pośpiechu kawiarnię. Było mi przykro... cholernie przykro. I tak wiem.. na pewno brakuje mi dystansu do samego siebie, ale dla mnie jest to zbyt delikatna sprawa, by robić sobie z niej jaja. 
- Hej! Chanhee, poczekaj chwilę! - zatrzymałem się, słysząc za sobą głos Inseonga - Dawon to kretyn... zawsze musi sobie pożartować.
- Szkoda, że moim kosztem.
- Nie przejmuj się tym... jutro mu przejdzie.
- Wszystko jedno, naprawdę.. Nie mam zamiaru z nim gadać.
- Ej no, co z tobą? To tylko żarty. Jak widzisz, Rowoon ma to totalnie gdzieś.
- Ale ja jestem Chanhee, a nie Rowoon. I ja się przejmuję takimi rzeczami. - blondyn zamyślił się, odciągając mnie na bok od głównych drzwi kawiarni - Chani, a... może no wiesz..
- Nie wiem.
- Może ten pocałunek znaczył dla ciebie coś więcej? - nie, nie wierzę, że to powiedział. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczyma, parskając przy tym śmiechem.
- Co jest z wami nie tak? 
- Nie no... przepraszam, tak się po prostu zastanawiam.
- To już się nie zastanawiaj hyung... proszę cię. - wymusiłem uśmiech, po czym ruszyłem w kierunku swojej kajuty. Byłem zły i głodny, jak cholera, ale duma nie pozwoliła mi na powrót do kawiarni. Dobra, to głupota. Błahostka, o której zapomnę za kilka dni... podobnie jak moi znajomi. Muszę w końcu nauczyć się dystansu i luzu. 
Po wejściu do pokoju, usiadłem na łóżku, wbijając wzrok w podłogę. W sumie teraz zrobiło mi się głupio, że potraktowałem tak Inseonga i Dawona, ale kierowały mną wtedy emocje, nad którymi nie potrafię momentami zapanować. Pewnie jeszcze dzisiaj ich przeproszę, ale póki co muszę zastanowić się nad tym, co powiem Rowoonowi. Zachowałem się przed nim jak skończony idiota. On potrafi podejść do tego na luzie, a ja przeżywam, jakby nie wiem co się stało. Uniosłem lekko głowę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, w których stanął mój współlokator z talerzem naleśników w ręce. Przywitał mnie z uśmiechem na twarzy, stawiając je jakby nigdy nic na naszym niewielkim stoliku.
- Zejdź z tego łóżka i coś zjedz. - co nakazał, to zrobiłem. Zeskoczyłem z łóżka, zajmując jedno z krzeseł. Brunet usiadł po przeciwnej stronie, uważnie mi się przyglądając - Uśmiechnij się.
- Niby po co?
- Poznałem cię uśmiechniętego... niech tak zostanie. 
- Hyung... przepraszam za moje zachowanie. - chłopak westchnął, podsuwając mi pod nos sztućce. 
- Jedz.
- Ale..
- Uważam, że za bardzo się tym przejąłeś. Uwierz mi, że nie zrobiłbym tego gdybym wiedział, że będziesz się z tym tak źle czuć... Ale stało się. To nic takiego Chani. 
- Ja... może przejąłem się, bo... bo..
- Bo całowałeś się po raz pierwszy? - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Zmarszczyłem jedynie brwi, celując w niego nałożonym na widelec naleśnikiem.
- Jestem aż tak kiepski?
- Nie no.. - zaśmiał się, unosząc na mnie wzrok - Było to po prostu.... dość ciekawe doświadczenie. 
- Ej no! - poderwałem się z krzesła, chichocząc - Jesteś okropny!
- Ale to działa.
- Hm?
- Uśmiechnąłeś się.
- Pf. - prychnąłem na niego, zajmując ponownie swoje miejsce - Nigdy więcej tego nie zrobię, możesz być tego pewien. 
- Jasne... zawsze znajdę sposób żeby cię rozśmieszyć.
- Ze swoim poczuciem humoru?
- A co ty chcesz od mojego poczucia humoru? - "oburzył się", nalewając sobie soku stojącego na stole. 
- Jakby to powiedzieć... jest słabe? 
- O ty gnojku. - zaśmiałem się, zajadając się przyniesionymi przez niego naleśnikami. 
- Jesteśmy kwita.
- Będziemy, jak ukręcę ci kark.
- Mhmmm.... nie zrobiłbyś tego.
- Pewny jesteś?
- Na milion procent. - Rowoon poderwał się miejsca, po czym stanął za mną, obejmując moją szyję ręką - Spadaj!
- Pewny jesteś, że ci nie ukręcę tego przemądrzałego łba?
- Pewny! - wtedy też poczułem lekkie szarpnięcie, po którym upadliśmy na puchaty dywan - Głupi jesteś. - zaśmiałem się, patrząc na jego rozbawioną minę - Taki stary, a głupi jak but. 
- Aishhh... jesteś strasznie pyskatym gnojkiem. - pokazałem mu język, widząc ponowne "oburzenie" na jego twarzy - Oszaleję, naprawdę. 
- Widzisz jak dobrze trafiłeś? - usiadłem, poprawiając znajdującą się na moim ciele koszulkę.
- No... mogłem być w pokoju sam, a jestem z pyskatym 16-latkiem.
- Jakbyś był milszy, poznałbyś moje lepsze oblicze.
- Ooo masz takie?
- Pf... oczywiście, że mam. A ty masz coś pod tą powłoką starego grzyba?
- Mam... zbroję odporną na docinki takich dzieciaków. 
- Ojjj... no na pewno masz jaki czuły punkt, w który mógłbym trafić. 
- Mam. - Rowoon nachylił się do mnie gwałtownie, wbijając mnie w dywan. Wpatrywałem się w niego wielkimi oczyma, czując jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej - Szybko ci go nie zdradzę. - na mojej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. Czy on musi być tak bezpośredni i bezwstydny? 
- Co ty... odsuń się.
- Hm.. za to doskonale znam twój. Jesteś dość mało dyskretny Chanhee...





~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


19 lipca 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.2[Chani&Rowoon]




- Chanhee.. - poczułem jak ktoś mnie szturcha, jednak byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet ochoty otworzyć zapuchniętych oczu - Hej... chcesz wody?
- Daj mi spokój. - burknąłem, okrywając się dokładniej kołdrą.
- A masz kaca?
- Mhm... daj mi spać. 
- Ja zaraz umrę. - odwróciłem się niechętnie, widząc przy swoim łóżku, wychylającą się z dołu głowę Rowoona.
- Tylko na mnie nie zwymiotuj.
- Kusząca opcja. - dałem mu niezdarnego pstryczka w czoło, po czym usiadłem czując, jak wszystko w moim żołądku wiruje.
- Aishh..
- Co jest?
- Co jest? Jest mi niedobrze.. 
- Piłeś wczoraj jak głupi.
- Przypomnij mi tylko, kto mi ciągle donosił ten alkohol.
- Dobra no... mieliśmy się wyluzować przed pracą.
- Tak się wyluzowałem, że dzisiaj w pracy zejdę. - sięgnąłem po trzymaną przez współlokatora butelkę wody, upijając z niej kilka bardzo solidnych łyków. Wczoraj Rowoon zabrał mnie na imprezę do jednego z klubów znajdujących się na statku. Z początku było bardzo fajnie... poznałem kilku świetnych chłopaków.. Dawona, Inseonga, Hwiyounga i Youngbina. Oni też pracują jako kelnerzy na nocnej zmianie. Złapaliśmy od samego początku dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy, oni chyba za mocno weszli w rolę starszych braci, bo baaardzo się mną opiekowali. Momentami chyba aż za bardzo, ale to miłe z ich strony. Mimo to, gdy już trochę popili, zaczęli częstować alkoholem też mnie. Z racji tego, że mam 16-cie lat, nigdy dotąd nie piłem, przez co upiłem się bardzo szybko, czego teraz żałuję, bo czuję się fatalnie. Nie wiem nawet jak wróciłem do pokoju, a to już jest szczyt wszystkiego...
- Weź prysznic, pij dużo wody... ja zaraz skombinuję nam coś do jedzenia.
- Niczego nie przełknę.
- Musisz... mówię ci, że poczujesz się lepiej. 
- Najwyżej na ciebie zwymiotuję.
- Może być. - zaśmiał się, schodząc z łóżka. Zaraz po tym zaczął się rozbierać ze spodni i koszuli, które miał na sobie zeszłej nocy. Zasłoniłem pospiesznie oczy, czując jak się czerwienię.
- Zero wstydu. 
- Wyluzuj... nie świecę gołym tyłkiem.
- No jeszcze tego brakowało. 
- Idź do łazienki.. zimny prysznic dobrze ci zrobi.
- Dobra no... moment. 
- Moment... ja wyjdę, a ty pójdziesz dalej spać.
- A nawet jeśli, to co?
- To, że jest 16-ta i niedługo trzeba będzie się szykować do pracy. 
- Że co? - sięgnąłem po telefon, widząc widniejącą na nim godzinę 16:12 - Przespaliśmy cały dzień?
- W zasadzie to nie. Wróciliśmy do pokoju około siódmej... zanim cię położyłem do łóżka, to było grubo po ósmej.
- Jak to położyłeś mnie do łóżka? - Rowoon zaśmiał się, oblizując przy tym wargi.
- Jesteś dość uparty, jak popijesz. 
- A jaśniej?
- Jaśniej... przyprowadziłem cię do pokoju kompletnie pijanego i jak chciałem położyć cię spać, ty upierałeś się, że bawiłeś się tak dobrze, że chcesz wrócić do klubu. Ja cię kładłem do łóżka.. ty wstawałeś i leciałeś do drzwi.. no.. i tak w kółko. - spuściłem głowę, czując jak robi mi się gorąco ze wstydu. Widzę, że ładnie się zaprezentowałem i to na samym wstępie... ale obciach.
- Przepraszam.
- Daj spokój, nic się przecież nie stało. 
- A... zrobiłem coś głupiego?
- Hmm... chyba nie. Po prostu dobrze się bawiłeś.
- Ta.. szkoda, że tego nie pamiętam. 
- Spokojnie.. dwa miesiące przed tobą. Nauczę cię imprezować w taki sposób, żebyś wszystko pamiętał.
- Czad. - upiłem ponownie kilka łyków wody, wpatrując się w Rowoona - Czemu tak na mnie patrzysz?
- Pyskaty jesteś.
- Już mi to mówiłeś.
- No właśnie... pomyśl nad tym. - po tych słowach brunet sięgnął po klamkę, wychodząc z kajuty. Dureń... za kogo on się uważa, by mnie pouczać? Z resztą... czym ja się przejmuję? Powinienem to olać i zająć się pracą i wakacjami. Nie widzę się dzisiaj w pracy. Czuję się tak fatalnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, jaki jest sens picia? Człowiek się sponiewiera jak nie wiem co, o to w tym wszystkim chodzi? Traci świadomość, nie wie, co robi, a na drugi dzień czuje się jak ostatnie ścierwo... bez sensu. Zgodnie z radą współlokatora, wziąłem chłodny prysznic, czując jak powraca mi jasność myślenia. Mimo to mój żołądek nadal wariował, a ja bałem się, że w każdej chwili zwymiotuję pod własne nogi. Jak ja wytrzymam do rana w pracy? W sumie to z drugiej strony chce mi się śmiać, jak przypomnę sobie moje wczorajsze słowa: "Jak zacząć, to z przytupem"... no to zacząłem.. - Jestem. - narzuciłem na siebie bluzkę, widząc wchodzącego do pokoju Roowona.
- Co tam masz?
- Bibimbap... może być?
- Tak... tylko naprawdę nie jestem głodny.
- Zjedz ile dasz radę.. musisz rozruszać żołądek.
- Obawiam się, że jest wystarczająco naruszony. - spojrzeliśmy na siebie, wymieniając się uśmiechami - A tak serio to.. dzięki za to wszystko. 
- Wooo... czyli jednak masz w sobie trochę pokory.
- Nie zaczynaj.
- Dobra, nic już nie mówię. - brunet usiadł obok mnie, władowując po chwili do buzi porządną łyżkę jedzenia - Mmm pycha... spróbuj. - spróbowałem niechętnie, czując jak robi mi się gorąco - Wiem.. może zrobię ci herbatę?
- Mhm... poproszę. - miło z jego strony, że tak o mnie dba. Chyba niepotrzebnie tak na niego naskakuję, ale taki już mam niestety charakter - A... tak w ogóle, to może mi coś o sobie opowiesz?
- W sumie spoko... a co chciałbyś wiedzieć?
- Jesteś z Seoulu?
- Y y... z Daegu.
- Ojj... to kawał drogi.
- A ty co? Stolica? - skinąłem jedynie głową, wpychając w siebie kolejną łyżkę jedzenia - Często tam bywam, to jak się polubimy to może cię z raz odwiedzę. - zaśmiałem się, widząc jak chłopak stawia obok mnie kubek z parującą herbatą.
- Dzięki.
- Liceum już wybrane?
- Tak.. chciałem załatwić wszystko przed wyjazdem.
- Słusznie. I na jaką szkołę postawiłeś? 
- Seoul High School.
- Wooo... renoma. 
- Starałem się. - posłałem w kierunku bruneta ciepły uśmiech, po czym sięgnąłem po kubek, upijając z niego solidny łyk gorącego napoju - Masz rodzeństwo?
- Mhm... starszą siostrę. A ty?
- Ha! Jedynak.
- Zazdroszczę. - zaśmiał się, rozsiadając się wygodniej - Pewnie rodzice chuchają na ciebie, jak na największy skarb.
- Oj tak... czasami to jest męczące. 
- Dlaczego?
- Czasem mam wrażenie, że pójdą za mnie do łazienki, bo sam na pewno sobie nie poradzę.
- Serio? - chłopak wybuchł śmiechem, zakrywając usta dłonią - Aż tak? - skinąłem głową, czując się jak skończony dureń.
- Nie wiem w zasadzie, czemu ci o tym mówię... to takie żenujące. 
- Daj spokój, miło z ich strony. 
- Powiedzmy. - upiłem kolejny łyk herbaty, obserwując rozbawionego Rowoona zajadającego się przyniesionym jedzeniem - A twoja dziewczyna?
- Hm? - nasze spojrzenia się spotkały. Brunet przełknął porcję Bibimbap, oblizując przy tym wargi - Ależ ty zmieniasz tematy. 
- Sorki... jestem po prostu ciekawy tego, z kim mieszkam.
- I dlatego pytasz o moją dziewczynę.
- Jest to w pewnym sensie część ciebie.
- O jak ładnie powiedziane. - współlokator westchnął, odstawiając miskę z jedzeniem - Nie układa się nam, tyle w temacie.
- Rozumiem, że mam to tak zostawić i nie dopytywać... okej, przyjąłem. - na twarzy Rowoona pojawił się lekki uśmiech, jednak równie szybko, co się pojawił, tak samo szybko zniknął.
- Jest strasznie zaborcza i chce mieć nade mną kontrolę, a ja raczej jestem przeciwny takim rzeczom. - cóż... nie pytałem, ale widocznie potrzebuje się wygadać - Ja bardziej obstaję przy tym, że w związku jest dwójka wolnych ludzi, którzy mają swoje zainteresowania, znajomych, swoje własne sprawy i powinno się jakoś rozgraniczać ten czas... Kiedy spędzamy czas razem to wszystko inne zostaje odstawione na bok, a kiedy któraś ze stron chciałaby zająć się swoimi rzeczami, druga osoba powinna to uszanować. - skinąłem jedynie głową, uważnie go słuchając - A ona tego nie rozumie. Ciągle sprawdza co robię, do kogo dzwonię, z kim piszę, co zjadłem, co robię w wolnym czasie... ile można.. 
- Z pewnością nie jest to zdrowa relacja. - palnąłem bez chwili zastanowienia, czując jak robi mi się gorąco.
- Nie jest, wiem to. 
- To dlaczego nadal z nią jesteś? 
- Dobre pytanie.
- Kochasz ją? - chłopak jedynie parsknął śmiechem, sięgając po butelkę wody.
- Bardziej to głupie przyzwyczajenie. - ciekawe dlaczego mi o tym mówi. Albo rzeczywiście potrzebował się wygadać, albo... w sumie nie mam pojęcia, co mogło nim kierować.
- A.. długo jesteście już razem?
- Leci trzeci rok.
- Kawał czasu... zakładam, że nie łatwo jest się z kimś rozstać po tylu latach.
- Wiesz co? Na początku miałem jakieś obawy czy nawet wyrzuty sumienia, że w ogóle myślę o czymś takim, ale teraz szczerze mówiąc mi to wisi. 
- A pierwsza myśl związana z rozstaniem była..
- Półtora roku temu. - zatkało mnie. Wpatrywałem się w chłopaka wielkimi oczyma, nie mogą pojąć absurdu całej tej sytuacji - Szok, co?
- Trochę. - z tego wszystkiego to nawet zachciało mi się jeść. Sięgnąłem po swój bibimbap, wkładając do ust trochę jedzenia - To.. jak wyglądał wasz związek, skoro nic do niej nie czujesz od tak długiego czasu?
- Robienie wspólnych rzeczy, do których przywykliśmy... wyjścia do kina, na kawę, oglądanie filmów w piątkowe wieczory i takie tam... 
- To musiało być dla ciebie strasznie męczące.
- Nadal jest. - Rowoon westchnął, upijając kilka łyków wody - Ale skończę z tym, jak tylko wrócę do Korei.
- Przemyśl to jeszcze.
- Proszę cię... tu nie ma o czym myśleć. Myślę o tym od półtora roku. To chyba wystarczający okres czasu. 
- No tak.. - po chwili po kajucie rozległ się dźwięk wypuszczanego z płuc powietrza.
- Waaa... dzięki Chani. Musiałem to z siebie wyrzucić. 
- No.. jeśli poczułeś się lepiej, to nie ma sprawy. 
- A ty?
- Czy poczułem się lepiej? 
- Nie. - brunet zaśmiał się, pokazując szereg białych zębów rodem z reklamy - Masz kogoś?
- Em.. no nie. 
- A w ilu związkach byłeś? - podrapałem się nerwowo po tyle głowy, słysząc cichy chichot - Achhh jeszcze wszystko przed tobą. 
- Mam dopiero 16-cie lat..
- Nie no pewnie.. nie ma konkretnego wieku, w którym powinieneś wejść w związek, także chill. Fala rozczarowań jeszcze przed tobą.. - dodał nieco ciszej.
- Sugerujesz, że każdy związek to rozczarowania?
- Po pewnym czasie na pewno. 
- W takim razie, po co w ogóle wchodzić w takie rzeczy?
- Dla chwil szczęścia, które są na początku. - zamilkłem, starając się przeanalizować to, co mi powiedział, ale nie wiem czy na gorąco byłbym w stanie się ze wszystkim zgodzić.
- A małżeństwa?
- Osobiście, to dla mnie największa głupota.
- Dlaczego tak uważasz?
- Wiążesz się z kimś na całe życie, bo myślisz, że kochasz tą osobę, ale za rok, trzy lata, sześć, wychodzą różnego rodzaju brudy i dopiero wtedy zaczynasz dostrzegać masę minusów u tej drugiej osoby, które z pewnością odrzuciłyby cię na samym początku, gdybyś tylko dobrze poznał tę osobę dużo wcześniej. - nie wiem z czego wynika jego negatywne nastawienie. Może rzeczywiście ta dziewczyna zrobiła mu wodę z mózgu i zabiła poczucie jakiegokolwiek poczucia własnej wartości?
- To nie tak hyung... wydaje mi się, że po prostu źle trafiłeś. Nie wierzę, że związki to fala nieszczęść. Ludzie by się wtedy nie wiązali... nie zakochiwali, bo wiedzieliby z czym to się może wiązać.. 
- Hm... w takim razie twoim zdaniem, co powinienem zrobić?
- Wiesz... nie czuję się na tyle kompetentny, żeby ci czegokolwiek doradzać..
- Daj spokój Chani.. co ty byś zrobił? - nabrałem powietrza do płuc, unosząc niepewnie wzrok na współlokatora.
- Cóż... zerwał z tą dziewczyną wszelki kontakt, bo ewidentnie widać, że źle na ciebie wpłynęła i... nie wiem.. na pewno dać sobie trochę czasu dla siebie, dla swoich zainteresowań. Wydaje mi się, że tego potrzebujesz. - na twarzy chłopaka ponownie zagościł uśmiech.
- Mówisz, że masz 16-cie lat..
- No tak.
- Bystry z ciebie chłopak. Nie dziwię się, że dostałeś się do Seoul High School. 
- Daj spokój.. to nic takiego. 
- Poważnie... dzięki Chanhee. 




*

                       Siedzieliśmy w kabinie do ostatniej chwili przed momentem rozpoczęcia pracy. Staraliśmy się wyleczyć koszmarnego kaca, rozmawiając w międzyczasie o sobie, swoich zainteresowaniach i znajomych. Muszę przyznać, że całkiem fajny i ciekawy z niego chłopak. Wiedziałem jednak, że na rozmowę z Rowoonem przyjdzie jeszcze czas. Przede mną pierwszy dzień pracy... cholernie jak się okazuje, stresującej pracy. 
- Chanhee, zanieś te drinki do ósmego stolika. - powiedział Dawon, ustawiając na mojej tacy około dziesięciu przeróżnych kieliszków.
- Nie dam rady wziąć tyle na raz.
- Musisz, taka praca.
- Ale..
- Proszę cię, weź je. Ja muszę lecieć do dwunastki. 
- Wezmę, tylko.. 
- Luz, pomogę ci. - uniosłem wzrok, widząc Rowoona, który przekładał uważnie kieliszki i szklanki na swoją tacę - Weźmiesz te cztery?
- Tak, postaram się.
- Dasz radę, tylko spokojnie. - spokojnie? Pracujemy dopiero trzy godziny, a mam wrażenie, że między salą, a kuchnią zdążyłem przebiec maraton. Fakt, obracam się wśród bogatych, fajnych i rozrywkowych ludzi, ale czuję, że jutro nie wstanę z łóżka do wieczora. Rowoon zasuwa z tą tacą jak szalony, ale co tu się dziwić... w końcu to nie jego pierwszy raz w tej pracy. Mam nadzieję, że z czasem też do tego przywyknę. Ustawiłem drinki na stole, po czym odetchnąłem, idąc w kierunku kuchni. Chciałem choć na chwilę kucnąć i napić się wody, ale wtedy zobaczyłem jak 5-osobowa grupa na oko studentów, przygląda się uważnie dziewczynie, którą widziałem wczoraj na spotkaniu z szefem. Niosła tacę z pustymi kieliszkami, kiedy jeden z nich zamachnął się, klepiąc ją z całej siły w pośladki, przez co ta aż upadła. Na sali panował półmrok i słychać było głośną muzykę, przez co nikt nie zorientował się, że na sali miał miejsce wypadek. Mimo to poczułem, jak się we mnie gotuje. Nie myślałem wtedy kategoriami, że jestem w pracy i powinienem zachować zimną krew. Instynkt i dobre wychowanie podpowiedziały mi, bym stanął w jej obronie. Gdy podszedłem do stolika studentów, ujrzałem jak obolała Mina wyciąga z krwawiącej dłoni kawałek potłuczonej szklanki. 
- Co to miało do cholery być?! - goście statku zmierzyli mnie jedynie wzrokiem, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ty się kelnerzyno nie bulwersuj.
- Przeproś ją w tym momencie! 
- Żartujesz? Jestem gościem.
- A gościom wolno wszystko. - co za bydło. Nie mogłem znieść ich śmiechu i płaczącej z bólu koleżanki. Chwyciłem bohatera całego zamieszania za koszulę, popychając go na stolik. Spotkało się to z piskiem Miny i agresją kolegów chłopaka, którzy gwałtownie mnie odepchnęli.
- Jesteście gośćmi statku, ale powinniście zachowywać się jak ludzie, a nie jak dzicz!
- Stul pysk, bo mocno tego pożałujesz!
- Ej, co tu się dzieje?! - usłyszałem za plecami głos Rowoona, odciągającego mnie od pijanej grupki - Co ty wyprawiasz?
- Usadź kolegę... chyba się gnojek zapomniał.
- Zapomniałem się?! A ty co zrobiłeś?! - mówiąc to, pokazałem na dziewczynę, przy której był już Dawon i Hwiyoung - Skończone bydło! 
- Kurwa mać.. - z ust chłopaka słychać było wyraźną złość i agresję. Mówiąc to, odstawił na stół zamówione przez siebie piwo, po czym zrobił krok w moim kierunku. Zatrzymał go Rowoon i to chyba w ostatniej chwili..
- Wyluzuj, okej? Przepraszam za kolegę.
- Powinien oberwać w pysk.
- A ty za skrzywdzenie niewinnej dziewczyny? - student zamilkł, co było wystarczającym dowodem na to, że jest skończonym idiotą z bogatymi rodzicami u boku - No właśnie, więc jesteśmy kwita. My zapominamy o Minie i siedzimy cicho, a wy dajecie mu spokój.
- Żeby mi się to nigdy więcej nie powtórzyło..
- A to już zależy tylko i wyłącznie od ciebie. - dodał z lekkim uśmiechem, po czym chwycił mnie za ramiona, prowadząc mnie w kierunku kuchni. Gdy do niej weszliśmy, w środku czekali już na nas Dawon, Hwiyoung i Mina - Zwariowałeś?! 
- Możesz na mnie nie krzyczeć?
- Jak mam nie krzyczeć?! Zachowałeś się strasznie lekkomyślnie! 
- Facet poniżył ją na oczach innych ludzi... miałem to tak zostawić? - Rowoon wziął głęboki oddech, chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Nie... ale mogłeś to załatwić w inny sposób. Pamiętaj, że to dzięki nim tutaj jesteś.
- Nie chrzań, błagam cię.
- Płyniesz tym statkiem dzięki ich kasie, oprzytomnij! Jakby poszła na ciebie skarga, od razu byś stąd wyleciał na najbliższym postoju! 
- Przynajmniej nie wyszedłby ze mnie taki pieprzony tchórz, jak z ciebie! - krzyknąłem wpatrując się w jego wielkie, czarne oczy.
- Panowie, spokój. Pogadacie o tym później. - wtrącił Dawon. 
- Nie kłóćcie się o to... dziękuję ci Chanhee, ale nie chcę żebyście się przez to kłócili..
- Po prostu każdy facet, niezależnie od swoich uprzedzeń, powinien mieć jaja i wiedzieć jak zachować się w konkretnej sytuacji. - warknąłem, po czym jednym ruchem zdjąłem z siebie fartuch, ciskając nim o ziemię.
- Chanhee, gdzie idziesz?! 
- Muszę się przewietrzyć. - wyszedłem z pomieszczenia, w którym odbywała się impreza, po czym stanąłem przy barierce, głęboko oddychając. Byłem wściekły... na całą tą sytuację, na siebie i Rowoona. Do tego doszedł jeszcze stres i emocje związane z pierwszym dniem pracy, przez co byłem chodzącą bombą zegarową. Wpatrywałem się w pustą przestrzeń, wsłuchując się w odbijające się od statku fale. Starałem się unormować oddech, by móc wrócić do pracy i dokończyć tę nieszczęsną noc.
- Chanhee.. - odwróciłem się, widząc stojącego za sobą Inseonga - Wszystko okej?
- Tak. 
- Dawon powiedział mi, co się stało.
- Nie ma o czym mówić.
- No właśnie jest.. dobrze się zachowałeś. - nabrałem powietrza do płuc, odwracając się ponownie w kierunku wody - Tylko ta spina z Rowoonem..
- Spoko... w końcu mu przejdzie.
- Tak, pewnie tak... On.. on jest po prostu dość specyficzny.
- Tak, to już zauważyłem. - odpowiedziałem drwiąco - Znam go tylko dwa dni i już śmiał mogę powiedzieć, że momentami jest nie do zniesienia.
- Znam go dwa lata i śmiało mogę ci powiedzieć, że się zgadzam. - wymieniliśmy się spojrzeniami, chichocząc - On już taki jest, nie przejmuj się. 
- Wiesz... generalnie nie lubię się kłócić z ludźmi.. tym bardziej, jak muszę z nimi mieszkać. - westchnąłem, bawiąc się nerwowo palcami - Ale nie będę siedzieć cicho, jak bezbronnej dziewczynie dzieje się krzywda, a ten palant będzie mi wyjeżdżał z tekstami, że mam siedzieć cicho, bo płynę za ich pieniądze... Gówno prawda. 
- Palant chciał poprosić cię o rozmowę.. - odwróciliśmy się gwałtownie, widząc stojącego za nami Rowoona - A teraz każę wracać ci do pracy... nie jesteś tu na wakacjach. 
- Rowoon..
- Stolik siódmy, jedenasty i czternasty... do roboty. - no nie wierzę... Myślałem, że już gorzej być nie może, ale myliłem się.
                                     Skończyliśmy pracę o piątej nad ranem. Zanim posprzątaliśmy kuchnię i salę, zaczęliśmy rozchodzić się do swoich pokoi około siódmej nad ranem. Ledwo żyłem. Chciałem jak najszybciej wylądować w łóżku i iść spać, ale z drugiej strony byłem lekko zestresowany kłótnią z Rowoonem. Zachował się jak dupek, ale mogłem nie mówić tego na głos. Z początku totalnie mi to zwisało, ale po tym, jak nakrył mnie na obgadywaniu go, poczułem się trochę głupio. Wracaliśmy do kajuty w kompletnej ciszy, co stresowało mnie jeszcze bardziej. Chciałem go zagadać, ale jak. On też nie jest tutaj bez winy..
- Hyung.. - milczał. Szedł przede mną, udając, że nie słyszy tego, że do niego mówię... dureń - Rowoon, pogadajmy.
- O czym?
- Wiesz o czym. Chciałbym to wyjaśnić.
- Dla mnie sprawa jest prosta.
- To znaczy? - weszliśmy do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Masz rację... dobrze zrobiłeś stając w obronie tej laski, ale nie popieram tego, w jaki sposób zachowujesz się w stosunku do pasażerów. Mamy skakać koło nich jak małpy, a nie rzucać się do nich z łapami i wyzwiskami. 
- Nie przesadzasz? Owszem, to nasza praca i powinniśmy się zachowywać, ale są pewne granice do cholery. 
- Nadal nie rozumiesz..
- Nie, właśnie doskonale rozumiem. Nie jestem tylko w stanie pojąć twojego zachowania. 
- W końcu jestem palantem, nie? My już tak mamy. - westchnąłem czując, jak robi mi się głupio.
- Rowoon..
- Idę pod prysznic i spać... jestem zmęczony. - jak zapowiedział, tak też zrobił.. Powinienem go przeprosić za tego palanta? Kurcze, chyba wypadałoby. Nie zmieni to faktu, że nim jest, ale przynajmniej będę mieć czyste sumienie.


*


                         Kiedy obudziłem się około 15-tej, Rowoona nie było już w pokoju. Przebrałem się niechętnie w byle jakie, wygodne rzeczy, po czym wyszedłem z kajuty z zamiarem zjedzenia czegoś dobrego. Dziwne było dla mnie to, że przez cały swój spacer dolnym pokładem, nie spotkałem nikogo ze znajomych. Ruszyłem zatem na naprawdę długi spacer w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy, jednak nie spotkałem nikogo... cóż. Poszedłem na górny pokład, na którym jest najwięcej restauracji serwujących naprawdę pyszne jedzenie. Miałem nadzieję, że jakieś dobre danie poprawi mi nastrój. Gdy przechodziłem obok basenów, usłyszałem jak ktoś mnie nawołuje. Nie było to wprost po imieniu, ale gdy usłyszałem słowa: "Ty! Kelnerzyna!", to już wiedziałem o co chodzi. Nawet się nie zatrzymałem. Szedłem nadal przed siebie, udając, że nie dosłyszałem. 
- Nie słyszysz, jak cię wołamy?! - przełknąłem dość głośno ślinę, zatrzymując się. Odwróciłem się niechętnie w kierunku grupy studentów, którym zwróciłem uwagę zeszłej nocy - Jednak słyszysz.
- Spieszę się.
- W nocy się nigdzie nie spieszyłeś. 
- Mam teraz czas wolny dla siebie... dacie mi przejść?
- Momeeeent... mamy chyba niewyjaśnioną sprawę. 
- Z mojej strony to wszystko. 
- Teraz chowasz pazurki? - wywinąłem jedynie oczyma, głęboko przy tym wzdychając.
- Naprawdę czerpiecie satysfakcję z kłótni z 16-latkiem? 
- Ile masz lat? 
- 16-cie? - rzeczywiście zabawne. Zaczęli się z tego śmiać, jakbym opowiedział im najlepszy dowcip świata... banda kretynów.
- No.. jeśli to wszystko, to już pójdę. 
- Gówniarz, a jaki pyskaty. 
- O Chryste.. - burknąłem, przeciskając się przez chłopaków, jednak to bardzo im się nie spodobało. 
- Czekaj no. - chłopak, z którym pokłóciłem się zeszłej nocy, zamachnął się, wpychając mnie gwałtownie do basenu, pełnego chlorowanej wody. I w tym momencie jest jedna rzecz, o której nie wspomniałem, a która była niezwykle istotna podczas aplikacji o tę pracę... nie potrafię pływać. Zachłysnąłem się wodą, wpadając z sekundy na sekundę w coraz większą panikę. Nie potrafiłem nawet krzyknąć, by ktoś mi pomógł. Bałem się tak bardzo, że nie wiedziałem, co robię. Machałem rękoma na wszystkie możliwe strony, walcząc o każdą sekundę powietrza. Przez głowę przechodziły mi najczarniejsze myśli, a usta czuły coraz większą ilość ohydnego chloru. Bałem się jak nigdy, a najgorsze było to, że w napadzie paniki nie byłem w stanie racjonalnie pomyśleć, by się uspokoić. W momencie, w którym straciłem jakiekolwiek siły i nadzieję na to, że ktokolwiek będzie w stanie mi pomóc, poczułem jak ktoś łapie mnie kurczowo w pasie. Nie zastanawiałem się wtedy o co chodzi i całkowicie zdałem się na tę osobę.
- Pomóżcie mi! 
- Daj go tutaj!
- Tutaj Rowoon! 
- Wciągnij go. - zostałem wyrzucony na chłodną posadzkę. Mimo to wciąż nie mogłem złapać oddechu, mając w głowie najgorsze.
- Siadaj Chanhee. - Hwiyoung. Chłopak pomógł mi usiąść, po czym wymierzył kilka solidnych uderzeń w moje plecy - Kurwa mać.
- To nie pomaga.
- No co ty nie powiesz?! 
- Odejdź. - Rowoon usiadł za mną, po czym ze spokojem owinął ręce wokół mojej klatki piersiowej. Po trzech mocniejszych ciosach zacząłem pluć tym, co wypiłem podczas kąpieli w basenie... ale wstyd - No dawaj. - uniosłem rękę do góry, dając chłopakom znać, że jest już ze mną lepiej. W końcu byłem w stanie złapać płytki oddech.
- Chanhee, okej?
- Czekaj, daj mu chwilę. - skinąłem jedynie głową, plując chlorowaną wodą - Dajcie jakiś ręcznik. -mój współlokator stanął na wysokości zadania. Wytarł moją twarz, po czym owinął mnie ręcznikiem, starając się mnie ogrzać - Dasz radę wstać?
- Tak. - ale było mi wstyd. Rowoon prowadził mnie do kajuty w absolutnej ciszy. Czuję się głupio, że po tym jak go obraziłem, ten mi pomógł... W sumie chyba każdy by tak postąpił, ale nie wiem, mogę się mylić.
- Rozbieraj się. - burknął, zamykając drzwi. Spojrzałem na niego pytająco, wycierając co chwilę lejącą się z mojego nosa, wodę - No co? Powinieneś się przebrać. - skinąłem jedynie głową, zdejmując z siebie przemoczone rzeczy. Chłopak natomiast zajrzał do mojej szafy, wręczając mi jakąś koszulkę i spodenki - Trzymaj. - gdy w końcu się przebrałem, sięgnąłem po ręcznik z łazienki, po czym usiadłem przy niewielkim stole, wycierając przy tym mokre włosy.
- Dziękuję.
- Co?
- Dziękuję, że mi pomogłeś. - Rowoon zalał w ciszy wielki kubek herbaty, stawiając go przede mną - Rowoon..
- Sam wpadłeś do wody?
- To był wypadek..
- Wypadek czy ktoś ci pomógł? - westchnąłem, układając dłonie na ciepłym kubku - Chani..
- Możesz śmiało teraz powiedzieć, że niepotrzebnie rzucałem się do tego chłopaka, który skrzywdził Minę..
- Czekaj... on wrzucił cię do basenu? - zapytał zdezorientowany, rozbierając się z mokrych ubrań. Odwróciłem pospiesznie wzrok, przytakując - Mówiłem... oni od samego początku wydawali mi się być podejrzani. 
- No widzisz? Mam nauczkę.
- Przecież mogłeś się utopić..
- Ale..
- I że też nikt ci nie pomógł. Przecież tam była setka osób.
- Nie ma o czym mówić. 
- Możesz mi wytłumaczyć, jak dostałeś tę pracę?
- Hm? - uniosłem wzrok, wpatrując się w półnagiego Rowoona, świecącego idealnie wyrzeźbionym brzuchem i klatką piersiową.
- Nie umiesz pływać, a dostałeś pracę na statku... jak?
- W formularzu napisałem, że potrafię... ot cała filozofia.
- I co? Podczas testów nikt tego nie sprawdzał?
- Na szczęście nie.
- Nie wiem czy takie szczęście Chanhee... jakby naprawdę coś się stało, byłbyś pierwszym, który by zginął.
- Co z tobą? Przestaniesz wreszcie snuć te swoje ciemno-filozoficzne myśli? Nic się nie stało, statek jest cały, żyję, siedzę tutaj...
- A gdybym ci nie pomógł? - zamilkłem, przełykając z trudem ślinę - Leżałbyś teraz na dnie basenu. - co jest z tym chłopakiem nie tak?
- Ale nie leżę... dziękuję i.. przepraszam za tego palanta. 
- Zdążyłem już o tym zapomnieć. - burknął, narzucając na siebie koszulkę - A ty zacznij wreszcie używać tego, co masz w głowie. - rzucił, wychodząc z pokoju. Czy on cierpi na jakąś pieprzoną dwubiegunowość, czy o co chodzi? Normalnie momentami mam ochotę dać mu w twarz. Z drugiej jednak strony, jestem mu niesamowicie wdzięczny za to, że mi pomógł. Gdyby nie on... aishh, nawet nie chcę myśleć o tym, co by się mogło stać.







~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


14 lipca 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.1[Chani&Rowoon]





- Jesteś gotowy? 
- Od kilku tygodni. - zaśmiałem się, zapinając walizki.
- Może jednak zrezygnujesz?
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Chani... to niebezpieczne.
- Praca kelnera jest niebezpieczna? - zażartowałem ponownie, podnosząc walizki z ziemi - Ale ciężkie.
- Wiesz o czym mówię... praca na statku to ogromne wyzwanie..
- Z którym świetnie sobie poradzę. Nie musisz się martwić.
- Jestem twoją matką, zawsze będę się martwić.  
- Poradzę sobie, obiecuję. - uśmiechnąłem się, całując ją w policzek - Będę codziennie do ciebie dzwonić, hm?
- Obowiązkowo. Obraziłabym się, jakbyś tego nie robił.
- Koniec gadania... zwijaj się synu.
- Jestem już gotowy. - spojrzałem na mamę, po czym mocno ją przytuliłem, uśmiechając się - Do zobaczenia za dwa miesiące.
- Boże, tak się o ciebie martwię.
- Mamuś, dam radę. Wiesz, że o tym marzyłem..
- Wiem skarbie.
- Dodatkowo coś sobie zarobię i nauczę się pracy, więc same plusy. 
- Wiem... wiem, przepraszam. Jestem po prostu panikarą. 
- Mmmm tak... ja to też wiem. 
- Puszczaj go, bo się chłopak spóźni. 
- Pa mamuś, kocham cię. - cmoknąłem ją jeszcze raz, po czym chwyciłem za walizki, idąc z nimi do drzwi.
- Uważaj na siebie Chanhee! 
- Ty też! - wyruszam dziś w swoją wymarzoną podróż, realizując tym samym swoje największe marzenie. Przede mną dwumiesięczny rejs po Azji. Nie dość, że w końcu popłynę statkiem i zwiedzę trochę świata, to jeszcze zarobię, gdyż zgłosiłem się tam w charakterze kelnera. Niesamowicie się cieszę i już nie mogę się doczekać, kiedy odbijemy od portu. Troszkę się boję, wiadomo, ale jednak znacznie bardziej przemawia przeze mnie podekscytowanie. Ofert zacząłem szukać na początku roku, jak tylko zaczął się styczeń. Wiedziałem, że raczej nigdy nie będzie mnie stać na rejs statkiem, dlatego też zdecydowałem się na pracę połączoną w pewien sposób z wakacjami. Gdy udało mi się znaleźć ofertę pracy na jednym z wycieczkowców, od razu wysłałem swoje CV. Pamiętam, że siedziałem w szkole jak na szpilkach. Odświeżałem maila co chwilę sprawdzając, czy mam już jakieś wieści. Zawsze jednak mojego maila obiegała totalna pustka, a ja z każdym kolejnym dniem traciłem jakiekolwiek nadzieje. Otrzymałem odpowiedź dopiero w maju. Musiałem zdecydować się od razu i na drugi dzień jechać na rozmowę i ewentualne szkolenia... cóż... udało się. Dziś spełniam swoje marzenie.
                          Po pożegnaniu z ojcem, w końcu wszedłem na statek czując jak ogarnia mnie niesamowite szczęście i euforia. Był przeogromny... wiedziałem, że wycieczkowce to olbrzymy, ale jak żyję, nie spodziewałem się czegoś takiego. To wyszło ponad moje wszelkie wyobrażenia i fantazje o tym miejscu. Wiedziałem jednak, że przede mną ponad 60 dni życia na tym olbrzymie i zdążę jeszcze się nim nacieszyć. Musiałem udać się teraz do mężczyzny, który miał wskazać mi miejsce, w którym będę spać i omówić ze mną kwestię pracy.
- Emm.. przepraszam.
- Tak? - w moim kierunku odwróciła się długowłosa brunetka w eleganckim mundurku, charakterystycznym dla tego miejsca.
- Szukam pana Choi zajmującego się kadrą i...
- Ach tak... proszę za mną. - ale jestem podjarany, ja nie mogę. Ruszyłem za kobietą z ogromnym uśmiechem na buzi. Szliśmy długim, wąskim korytarzem, po bokach którego znajdowały się pomieszczenia. Słyszałem jedynie odbijające się od ścian szpilki kobiety i moje hałasujące walizki - Ostatnie drzwi na lewo.
- Dziękuję pani. - ukłoniłem się, kierując się od razu we wskazane miejsce. Niewiele myśląc zapukałem do drzwi. Byłem tak podekscytowany, że chciałem załatwić wszystko w jednej chwili - Dzień dobry.
- Dzień dobry... słucham.
- Nazywam się Kang Chanhee i aplikowałem o pracę tutaj..
- Jako kto?
- Kelner.
- A tak. - mężczyzna podał mi rękę, obdarowując mnie przy tym ciepłym uśmiechem - Miło mi.. usiądź, proszę. - zaraz po tym mężczyzna sięgnął po jakąś teczkę, przeglądając z niej stosy dokumentów - Mhmmm mam cię. Przygotowałem dla ciebie umowę... przeczytaj ją i sprawdź, czy na pewno wszystko ci odpowiada.
- Bez czytania jestem pewien, że tak.
- Podoba mi się twój entuzjazm. - uśmiechnąłem się, przeglądając wręczoną mi umowę. W sumie i tak niewiele z niej rozumiem, więc co za różnica - Cieszysz się z tej pracy?
- Bardzo. Spełnię w tej chwili swoje największe marzenie.
- Naprawdę? Rozumiem, że lubisz pływać.
- Mhm. - skinąłem głową, oddając mężczyźnie dokumenty - Rejs był od zawsze moim marzeniem.
- W takim razie cieszę się, że pomożemy ci je spełnić. - zaraz po tym sięgnął do szuflady wyjmując z niej klucze z doczepionym numerem 9 - Proszę... klucz do twojej kajuty. Pewnie byłeś powiadomiony na rozmowie, że pokoje są dwuosobowe.
- Tak.
- Świetnie... dzisiaj o godzinie 21 zrobimy spotkanie kadry na górnym pokładzie. Powiem wam na czym będzie polegać wasza praca, jakie będą obowiązywać zasady, w jakich godzinach będziecie pracować i tak dalej... jakieś pytania?
- Nie, wszystko jasne.
- Super... w takim razie leć się rozpakować. Dwa miesiące rejsu przed tobą.
- No wiem. - zaszczebiotałem, gryząc się po chwili w język.
- Śmieszny z ciebie dzieciak. 
- Przepraszam.. po prostu bardzo się cieszę.
- W porządku. Oby ta radość trwała jak najdłużej. - porozmawiałem jeszcze chwilę z panem Choi, jednak bardziej ciekaw byłem swojego pokoju i nowego współlokatora niż rozmowy z nim... okrutne, ale niestety taka prawda. Ruszyłem wąskim korytarzem, znajdującym się na dolnym pokładzie. Było naprawdę ciasno, nie mogłem niemalże przecisnąć walizek. Wiem, że zwykle pokoje dla załogi są w nieco gorszych warunkach, ale stwierdziłem, że to nie popsuje mi humoru. Stanąłem przed złotą, widniejącą na drzwiach dziewiątką, pukając w metalowe wejście. Miałem nadzieję, że otworzy mi chłopak, z którym będę mieszkać, ale nikt nie pofatygował się, by to zrobić.
- Może gdzieś poszedł.. - westchnąłem, otwierając. Gdy wszedłem do kajuty, ujrzałem piętrowe łóżko, z leżącym na dole brunetem. Zmarszczyłem jedynie brwi, wprowadzając walizki do środka. Chłopak nie drgnął. Przeglądał coś w telefonie, nie odrywając od niego wzroku nawet na sekundę - Cześć, jestem Chanhee. - brunet przekręcił niechętnie głowę w moim kierunku. Po chwili wydobyło się z niego ciężkie westchnięcie, po którym wstał z łóżka, podchodząc bliżej mnie. Pierwsza myśl? Olbrzym... niesamowicie przystojny, o wyglądzie modela, olbrzym.
- Istnieje od tego jakiś skrót?
- Em... Chani. 
- Chani.. może być. Jestem Rowoon. - uścisnęliśmy sobie dłonie, podczas gdy na twarzy Rowoona pojawił się lekki uśmiech - Też będziesz tu pracować. - oznajmił, wracając na łóżko.
- Tak... będę kelnerem. 
- Ooo to tak jak ja. Jesteś tu pierwszy raz, nie? - potwierdziłem jedynie jego słowa skinieniem głowy - Ja trzeci... jest super, zobaczysz. 
- Naprawdę trzeci? To może zdradzisz mi parę wskazówek? 
- Jak być kelnerem? - zaśmiał się, sięgając po telefon - Bądź sobą i przygotuj się na ciężką pracę, to wszystko. 
- Ah... no tak, dzięki. - dziwny chłopak, no ale cóż... W sumie fajnie, że mam przy sobie kogoś, kto wie na czym polega ta praca. Będę się czuł przy nim bezpieczniej i pewniej... chyba - A... ty już jesteś rozpakowany?
- Mhm... twoja szafa stoi bliżej drzwi. Rozpakuj się i wskakuj do łóżka. Zbieraj lepiej siły na jutro. 
- Jest aż tak ciężko?
- Zależy na jaką kelnerkę cię rzucą, ale zakładam, że będziesz robić w kilku miejscach na raz.
- To znaczy?
- Na przykład możesz robić na śniadaniówce... ale też równie dobrze mogą cię rzucić na obsługę bankietów, wieczorów tematycznych i tak dalej. Nie mówili ci, gdzie będziesz robić?
- Nie, jeszcze nie.
- Hm.. ja za każdym razem pracowałem wieczorami. Wtedy najwięcej się dzieje. Jak zapytają cię na zebraniu, gdzie chcesz robić, powiedz, że chcesz pracować wieczorami i na nocki.
- A co, jeśli nie chcę? - Rowoon spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Uniosłem jedynie brew, lekko się przy tym uśmiechając.
- Cóż... to czeka cię wstawanie o czwartej, żeby się zebrać i żeby przygotować śniadania dla pasażerów.
- Żartujesz..
- Nie.
- A... no to jednak zdecyduję się na twoją propozycję. - brunet zaśmiał się, wbijając ponownie wzrok w telefon.
- Good choice. - powiedział z dość zabawnym, angielskim akcentem. Westchnąłem jedynie zabierając się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Trochę się go wstydzę, ale myślę, że z czasem się dogadamy. Jest... jest chyba dość specyficzny, ale myślę, że w końcu zrozumiem jego poczucie humoru. Gdy wrzucałem swoje rzeczy do szafy, między nami nami panowała kompletna, okropnie niezręczna cisza. Dobrze chociaż, że mamy w kajucie piętrowe łóżko... przynajmniej nie będę krępował się podczas spania. Mimo że kompletnie się nie znamy, po rozładowaniu swoich walizek usiadłem na łóżku Rowoona wpatrując się w niego z uśmiechem. Ten jednak przez dłuższą chwilę nie wykazywał żadnego zainteresowania moją osobą. Dopiero po pewnym czasie odłożył telefon, wpatrując się we mnie z uwagą - Coś się stało?
- Odklej się wreszcie od tego telefonu. 
- Rozmawiam z dziewczyną.
- Jeszcze nie wypłynęliśmy i już tęskni?
- Powiedzmy. - westchnął, odkładając telefon - Co tam?
- Opowiedziałbyś mi coś o tej pracy? - na twarzy chłopaka zagościł lekki uśmiech. Zaraz po tym brunet usiadł, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Jesteś niezmordowany, co? 
- Po prostu pełen energii do pracy. 
- Ojjj przyda ci się. 
- Nie wierzę, że jest tak ciężko.
- Hmm... zazwyczaj w takie rejsy wybierają się niesamowicie bogaci ludzie, którzy na te dwa miesiące wydają tyle, co my przez trzy lata. Trzeba koło nich skakać jak błazny i być na każde ich zawołanie... Niektórzy są bardzo sympatyczni i wyrozumiali, ale trafiają się też tacy upierdliwi ludzie, że nawet sobie nie wyobrażasz. - Rowoon podrapał się po głowie, wzdychając - Pracowałeś już kiedyś?
- Nie.. to moja pierwsza praca.
- Wow, no to odważnie. 
- Jak zacząć, to z przytupem.
- Podoba mi się twój entuzjazm. - wow, usłyszałem te słowa dwa razy w ciągu  dwóch godzin - Nie wiem co mogę ci powiedzieć, bo nie wiem gdzie wylądujesz. Jeśli będziesz tam gdzie ja, to powiem ci, że naprawdę jest świetnie. Poznajesz fajnych ludzi, obracasz się wśród obrzydliwie bogatych i wpływowych osób, bierzesz udział w fajnych imprezach i podjadasz dobre jedzenie. - spojrzeliśmy na siebie, chichocząc - No i pracują tu fajni ludzie. Z tego co wiem do naszej ekipy mają dojść dwie nowe osoby... ty i chyba jakaś dziewczyna. Także jeśli trafimy na jedną zmianę, będą się działy fajne rzeczy.
- Poznasz mnie z ludźmi? 
- Pewnie.. tylko szczerze mówiąc nie wiem czy już wszyscy przyjechali. - brunet sięgnął ponownie po telefon - Mmm czekaj... na konfie pisał tylko Inseong i Dawon, że już przyjechali. Reszta pewnie jeszcze jest w drodze. Polubicie się.
- Oby. - westchnąłem, rozsiadając się nieco pewniej - A.. co robicie w wolnym czasie?
- Śpimy. - cóż... wyglądał na bardzo poważnego mówiąc te słowa. Nie żeby coś, ale chyba nie chcę spędzać dwóch miesięcy w podróży marzeń, śpiąc.
- Serio?
- Mhm.
- Och... mam nadzieję, że jednak będę mieć siłę, żeby trochę pozwiedzać. - Rowoon zaśmiał się, przytakując.
- Po pracy śpimy tak mniej więcej do południa, a potem robimy co chcemy. Zazwyczaj chodzimy na basen albo siłownię. No chyba że stoimy w porcie, to wtedy staramy się szaleć na maxa.
- Oo.. czyli jednak potrafisz wyjść z pokoju i żyć bez telefonu. - Rowoon uniósł brew, patrząc na mnie z pogardą.
- A co to niby miało znaczyć?
- Ja.. po prostu..
- Po prostu jesteś strasznie pyskaty... w której jesteś klasie?
- Po wakacjach pójdę do pierwszej liceum. - chłopak parsknął śmiechem, oblizując przy tym wargi.
- Taki młody, a taki pyskaty. 
- A ty to niby co?
- Jestem twoim hyungiem młody... ja teraz pójdę do trzeciej. 
- Żadna różnica.. 
- Ojj Chani... będę cię mieć na oku. 
- Miej... i dbaj o mnie. - chłopak jedynie spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem - Proszę. - dodałem, uśmiechając się. Na twarzy bruneta zagościł po chwili szeroki, ciepły uśmiech, dzięki któremu wiedziałem, że jestem na wygranej pozycji. Chyba przede mną najciekawsze wakacje, jakie w życiu miałem.


*

- Idziesz? - zatrzymałem się na górnym pokładzie podziwiając przestrzeń znajdującą się wokół nas. Wyruszyliśmy z portu około dwie godziny temu. Znajdowaliśmy się teraz na otwartej wodzie, co trochę mnie przerażało, ale też niesamowicie fascynowało jednocześnie - Chanhee, mówię do ciebie. 
- Hm? - spojrzałem na stojącego za mną Rowoona, który wpatrywał się we mnie jak w kosmitę.
- Mamy za moment spotkanie w sprawie pracy... będziesz tu pracować, pamiętasz?
- Nie rób ze mnie głupka... oczywiście, że pamiętam.
- No to się pospiesz.
- Mamy jeszcze dużo czasu.
- Tak, ale chcę przed tym pogadać jeszcze z chłopakami. Nie widziałem ich przez rok.
- Ojeju... dobra no. - westchnąłem jedynie, idąc posłusznie za swoim współlokatorem. Nie rozumiem go i czuję, że przez długi czas nie będę w stanie go rozgryźć. Raz jest niesamowicie miły i zabawny, a za moment zmienia się w nadymanego gbura.
- Nie musisz ciągle za mną chodzić i robić to co ja, naprawdę..
- Ale..
- Po prostu chciałem być miły i pomóc ci tu jakoś się zaaklimatyzować. Nie jest to łatwe, ale..
- Ale ja ci jestem za to bardzo wdzięczny. - dorównałem brunetowi kroku, uważnie go obserwując - O co ci chodzi?
- O to mi chodzi, że rozumiem, że się cieszysz tym rejsem, ale najpierw załatwmy ważniejsze sprawy, a potem jak chcesz, będziemy spacerować po statku.
- Będziemy? - parsknąłem śmiechem, czując jak robi mi się przykro. Zwykle kiedy jest mi smutno, staję się dość nieprzyjemny, ale nie potrafię wtedy panować nad emocjami - Wiesz.. nie widziałeś się długo ze znajomymi... Chyba wolę sam obejrzeć ten statek.
- Zgubisz się.
- Raczej nie.. - burknąłem, przyspieszając kroku. Wiedziałem w którym miejscu mamy spotkanie i stwierdziłem, że trafię tam sam. Chyba dziś już nie mam ochoty na jego towarzystwo, chociaż wiem, że jest to niestety nieuniknione. Skręciłem jeszcze w kilka wąskich korytarzy, następnie przeszedłem po pokładzie, ciesząc się rześkim powietrzem, po czym dotarłem w umówione miejsce, w którym roiło się aż od nowych twarzy. Z reguły nie lubię takich sytuacji, ale wiedziałem, że muszę się z tym zmierzyć.
- I co? Będziesz tak stać z boku? - wzdrygnąłem się, słysząc za plecami głos Rowoona. Parsknąłem jedynie śmiechem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie... zaraz znajdę sobie miejsce.
- Jasne. Chodź, zapoznam cię z chłopakami. 
- Poradzę sobie. 
- Jak uważasz. - po tych słowach odszedł jak gdyby nigdy nic, witając się z grupką kilku chłopaków. Wyglądali na naprawdę dobrych znajomych. Przytulali się, śmiali, jeden przez drugiego starał się przekrzyczeć jakieś informacje... też bym tak chciał. Stanąłem z boku pokładu, obserwując uważnie ludzi. Widziałem w głównej mierze grupki bądź pary znajomych, ale też kilka samotnych osób, do których chciałem zagadać, ale z drugiej strony nie miałem pojęcia jak to zrobić. Nie lubię kontaktu z ludźmi i raczej staram się ich unikać. Mam kilku znajomych, w stosunku do których jestem śmiałą i otwartą osobą, ale zanim kogoś poznam i się przed nim otworzę, to miną wieki.
- Dobry wieczór państwu! - z rozmyśleń wyrwał mnie donośny głos dyrektora statku. Mężczyzna stanął na podeście, uważnie nam się przyglądając - Jak nastroje?! - wow... wiwatów się tutaj nie spodziewałem. Nie sądziłem, że wszyscy żyją tu ze sobą w tak dobrych stosunkach. Mam nadzieję, że z czasem też zostanę przyjęty do tego grona - Niech humory dopisują wam jak najdłużej dzieciaki! Zobaczycie, że czeka was właśnie przygoda życia! - uśmiechnąłem się pod nosem, zerkając w kierunku mojego współlokatora, którego wzrok skierowany był na moją osobę. Zmieszało mnie to... pospiesznie się odwróciłem, starając się skupić na dyrektorze - Nie chcę was tu trzymać, bo pewnie wolelibyście się teraz poznać i poszaleć, dlatego postaram się załatwić to szybko. Zacznę od kadry naszych niezastąpionych i najlepszych na świecie kelnerów, okej? - zająłem posłusznie jedno z miejsc, czekając na swoją kolej. Poznać się i poszaleć, tak? Owszem, chciałbym, tylko ten Rowoon... yhh, może jednak się do niego przekonam, a on choć w małym stopniu polubi mnie.. - Chanhee! - poderwałem się gwałtownie słysząc swoje imię.
- Tak?
- Myślałeś na jakiej zmianie chciałbyś pracować? - zerknąłem jedynie w kierunku Rowoona, który wyraźnie mówił mi, bym wziął nocną zmianę.. cóż. Chyba warto zaryzykować.
- Tak... chciałbym pracować na nocki.
- Mhmm, już sprawdzam. - mężczyzna spojrzał w papiery, przytakując - Okej, mam wolne miejsce.. pytanie tylko, czy ty się tam sprawdzisz.
- A... a dlaczego nie?
- To ciężka praca od wieczora do białego światu. Przypomnij mi, ile masz lat.
- 16-cie, ale to nie ma żadnego znaczenia.. poradzę sobie, jestem tego pewien. - dyrektor uśmiechnął się cwaniacko, ponownie przytakując.
- Podoba mi się twój zadziorny charakterek... Okej, niech ci będzie. Dam ci tydzień próbny, zobaczymy jak się sprawdzisz. 
- Dam radę, zapewniam pana. 
- W porządku, wierzę w ciebie... hmm następny jest Jeongin. - właściwie nie powinienem pracować w takim miejscu, bo jestem nieletni, a zakładam, że takie nocki to w 3/4 przypadków alkohol i pijani ludzie, ale co mi tam. Rowoon mówił, że dzieją się tam fajne rzeczy, więc zaryzykuję. W dzień trochę pośpię, a potem będę mieć czas na zwiedzanie i cieszenie się rejsem.
                       Gdy spotkanie dobiegło końca, zgodnie z obietnicą daną samemu sobie, ruszyłem wzdłuż górnego pokładu, ciesząc się kompletną ciszą i otaczającą nas pustką. Nie widziałem nic poza ciemnością. Mogłem jedynie wyobrażać sobie to, co może znajdować się wokół nas i przyznam szczerze, że trochę mnie to przerażało. Jakby coś się stało, nikt by nas nie usłyszał i tym samym nikt by nam nie pomógł.. straszne.
- Hej. - podskoczyłem, łapiąc się za klatkę piersiową - Wyluzuj. - odwróciłem głowę, widząc obok siebie chichoczącego Rowoona. Widzę, że jego humor nagle się poprawił... nie jest tym samym, opryskliwym burakiem, który wyszedł z niego przed spotkaniem z dyrektorem.
- Nie spędzasz czasu z chłopakami?
- Spędzam... przyszedłem tylko zobaczyć, co robisz.
- Ciekawość zaspokojona?
- O co ci chodzi? 
- O nic... przepraszam.
- Gorszy dzień? - słucham? Czy ten chłopak jest niepoważny? Zachowuje się jakby nic się nie stało... Może się nie stało, tylko ja demonizuję i to wszystko wyolbrzymiam? Nie powinienem w sumie od razu się do niego zrażać. W końcu będziemy dzielić pokój przez najbliższe dwa miesiące.
- Tak.. chyba za dużo emocji jak na jeden dzień. - wymusiłem uśmiech, widząc szczęście malujące się na jego twarzy.
- Fajnie, że będziemy pracować razem.
- Mhm.. pracować, mieszkać..
- Nooo... z tym mieszkaniem to wiesz..
- Co wiem?
- Wolałbym mieszkać sam. - prychnąłem, uderzając chłopaka w ramię - Auuuć.
- Dobrze ci tak... wredny jesteś. 
- Wredny? Jak chcesz, to dopiero zobaczysz mnie wrednego.
- Chyba wolę nie ryzykować.
- No właśnie, więc uważaj. - odwróciłem głowę, wzdychając. Czułem, że Rowoon cały czas mi się przygląda. Nie lubię takich sytuacji, ale przecież nie powiem mu "nie gap się na mnie" - Do tej pory zawsze mieszkałem sam. Trochę się zdziwiłem, jak mi powiedzieli, że w tym roku będę mieć współlokatora. 
- Jesteś o to zły?
- Nie... całkiem miła iiii... zaskakująca odmiana.
- Nie jestem problematyczny, o to nie musisz się martwić. 
- Luz, jakoś damy radę. To tylko dwa miesiące.
- Właśnie... tylko dwa miesiące. Strasznie szybko to zleci.
- Co z tobą dzieciaku? - brunet poklepał mnie po plecach, marszcząc przy tym brwi - Przed tobą przygoda, która się dopiero zaczyna, a ty już myślisz o jej zakończeniu. 
- No tak, masz rację. - skinąłem głową, ponownie wzdychając.
- Wiesz co? Powinieneś się porządnie wyluzować przed jutrem. - spojrzałem na hyunga, lekko się przy tym uśmiechając.
- Co proponujesz? 
- Imprezę. Ty, ja, chłopaki i jakiś fajny klub.
- Klub? - zaśmiałem się, będąc święcie przekonanym, że mój kolega się pomylił - Gdzie, na morzu chcesz znaleźć klub, hm?
- Na najniższym pokładzie, hm?
- Ale jak to?
- Tak to... na tym statku jest absolutnie wszystko. Kluby, golf, siłownia, baseny, spa, knajpy, kino, kręgielnia... mam wymieniać dalej?
- Wow.
- No właśnie, wow. - zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem - Chodź... obiecuję ci, że dzisiaj wylądujesz na najlepszej imprezie na świecie. 





~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

6 lipca 2019

~♡

Cześć skarby!♡
Co u Was? Jak wakacje? Mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku. Ja właśnie skończyłam pracę i idę pochodzić trochę po Frankfurcie,ale jak wrócę, chętnie zacznę pisać coś nowego.

Szip poszukiwany! Na kogo macie ochotę tym razem? Jaki koncept? Rzucajcie śmiało swoje propozycje!:)


5 lipca 2019

Tylko Ty~cz.9 [Seonho&Kuanlin] KONIEC




- Jeszcze raz. - szepnąłem, przywierając wargami do rozgrzanych ust mojego chłopaka. Kuanlin wykonał kilka ostrożnych ruchów biodrami, doprowadzając mnie do obłędu. Byłem już niemalże przyklejony do jego gorącego, spoconego ciała, które od dłuższego czasu sunęło po moim, tworząc jedną całość - Jeszcze. - Kuanlin zaśmiał się, podgryzając zaraz po tym moje ucho i szyję, przez co z moich ust wydobył się cichy jęk.
- Jeszcze ci mało?
- Mało. - szepnąłem, bawiąc się jego mokrymi kosmykami włosów.
- Daj mi chwilę odsapnąć. - mruknął, wtulając się w moje ciało - Zamęczysz mnie. 
- Przepraszam. - pocałowałem go w czoło, czując jak na moich ustach maluje się lekki uśmiech.
- Uśmiechasz się... czuję to.
- A nie powinienem? - brunet uniósł głowę, spoglądając głęboko w moje oczy. Na dworze zaczęło już świtać, a rześkie, wpadające przez okno powietrze, pozwalało nam na utrzymanie jasności umysłów. Kuanlin spędził w moim pokoju całą noc. Bardzo długo ze sobą rozmawialiśmy... na bardzo szczere i bolesne, jak i błahe i zabawne tematy. Nad ranem poczuliśmy, że potrzebujemy bliskości i zaczęliśmy się kochać. Niesamowicie tego potrzebowałem, dlatego cały czas naciskałem na mojego chłopaka, by tego nie przerywał.
- Powinieneś uśmiechać się jak najczęściej... wiesz, że kocham twój uśmiech najbardziej na świecie. 
- Naprawdę?
- Naprawdę... pamiętaj, co powiedziałem ci w nocy. - że jestem idealny.. najlepszy na świecie.. inteligentny.. wrażliwy i empatyczny.. że nikt nie jest w stanie się ze mną równać. Że mam piękną duszę i charakter i że jestem osobą, przy której Kuanlin czuje się najlepiej. Nie muszę nic mówić... wystarczy bym był, by mój chłopak czuł się szczęśliwy.
- Kocham cię. 
- Też cię kocham Seonho. - w momencie, gdy nasze wargi ponownie do siebie przywarły, usłyszeliśmy ciche puknięcie dobiegające z korytarza.
- Słyszałeś to?
- Mhm... to pewnie podłoga albo schody. 
- Tak myślisz? 
- Wiem to ślicznoto ty moja. - zaśmiał się, przywierając wargami do mojej klatki piersiowej - Ale zaczęło ci bić serce.
- Zdenerwowałem się.
- Ty się wszystkim denerwujesz. - mruknął, dopieszczając moje ciało - Zamknij oczka i spróbuj się wyluzować. 
- A jak to rodzice?
- Jest sobota... na pewno jeszcze śpią. - też prawda, lubią pospać w weekend. Zamknąłem więc oczy, zaciskając bolące dłonie na włosach mojego chłopaka. Starałem się cieszyć tą chwilą najbardziej jak mogłem. Wiem, że nasz dom czasami wydobywa z siebie różnego rodzaju odgłosy, ale w sytuacji jak ta, boję się, że za chwilę zostaniemy przez kogoś przyłapani.
- Daj mi buzi. - Kuanlin przystał na moją prośbę. Zaraz po tym ponownie się na mnie położył, namiętnie mnie całując. Odwzajemniałem jego pocałunki bardzo zachłannie i łapczywie. Sytuacje jak ta uświadamiają mi, że poza miłością postrzegam tego chłopaka, jako ogromny obiekt pożądania. Nie mam pojęcia czy to dobrze, czy źle... boję się, że coś jest ze mną nie tak. Jego biodra delikatnie się poruszały, a ja czułem, że lada moment oszaleję ze szczęścia i przyjemności - Kocham cię. - szepnąłem, słysząc donośny dźwięk charakterystyczny dla moich drzwi. Otworzyłem szeroko oczy, czując jak Kuanlin odrywa się gwałtownie od mojego ciała.
- Wy gówniarze, wiedziałem.. 
- Tato.. - brunet zeskoczył z łóżka, zakrywając się nerwowo koszulką. Chwyciłem za kołdrę okrywając nią nagie, roztrzęsione ciało. Wiedziałem, że ktoś chodzi po domu, po prostu czułem to.
- Seonho. - mama? Boże co za wstyd, za moment zapadnę się pod ziemię.
- Proszę, dajcie nam się ubrać..
- Ja ci dam! - wrzasnął mężczyzna, uderzając Kuanlina w tył głowy - Nie tak cię wychowałem gnoju! 
- Uspokój się, słyszysz? - moja mama złapała go za rękę, ciągnąć go w kierunku drzwi - Chodź, niech się ubiorą.
- To ty widzisz?! Mówiłem ci, że coś jest z nimi nie tak! 
- Widzę... możemy już wyjść? 
- Nie zareagujesz? Znowu?
- Po prostu wyjdź. - warknęła, ciągnąc ojca Kuanlina w kierunku drzwi. Gdy te w końcu się zamknęły, spojrzeliśmy na siebie w kompletnej ciszy. Słyszałem jedynie nasze ciężkie oddechy i mocne bicie serca. Chyba oboje byliśmy wystraszeni na tyle, że nie wiedzieliśmy co zrobić i jak się zachować.
- Ubieraj się. - wydusił mój chłopak, narzucając na siebie swoje rzeczy.
- Ale..
- Ubieraj się, nie słyszałeś? - warknął, robiąc to w niesamowitym pośpiechu. Otworzyłem jedynie szerzej oczy, okrywając się bardziej kołdrą - Seonho.
- Jesteś na mnie zły o to, co się stało? Przecież to nie moja wina.. 
- A czy powiedziałem, że to twoja wina?
- Tak się zachowujesz..
- Jestem po prostu w szoku. Tak samo z resztą jak ty. 
- Co teraz będzie?
- Nie wiem do cholery.. ubierz się wreszcie i chodź na dół. - wstałem w milczeniu z łóżka, po czym narzuciłem na siebie bokserki i koszulkę. Kuanlin stał przy drzwiach uważnie mi się przyglądając. Widziałem jak jego klatka piersiowa pracuje bardzo szybko, a gardło nerwowo przełyka ślinę.
- Kuanlin.. wszystko będzie dobrze..
- O czym ty mówisz dzieciaku? Co będzie dobrze? Nasi rodzice nakryli nas w łóżku. Zdajesz sobie sprawę z tego, co się stało? 
- Dlaczego tak do mnie mówisz? - brunet westchnął, po czym przytulił mnie najmocniej jak potrafił. Po chwili złożył delikatny pocałunek na mojej głowie, co trochę mnie uspokoiło.. chociaż na moment.
- Przepraszam Seonho.. po prostu się przestraszyłem. 
- Ja też.. i jest mi strasznie głupio przed rodzicami.
- To akurat nie powinno cię martwić.
- Hm? - spojrzałem pytająco na Kuanlina.
- Mój ojciec jest ogromnym przeciwnikiem homoseksualizmu... mogę mieć przez to niezłe problemy.
- A..ale... ale jak to?
- Wiedział, że miałem faceta na Tajwanie.. Jak się o tym dowiedział, zlał mnie jak ostatnią ścierę. Ale teraz nie to jest najważniejsze, naprawdę..
- Zejdziecie wreszcie?! - usłyszeliśmy dobiegający z dołu domu, stłumiony krzyk mężczyzny.
- Chodź.
- Boję się.
- Hej, jestem przy tobie. - chłopak posłał mi uśmiech, jednak czułem, że jest on kompletnie nieszczery. Bał się i widać to na kilometr.
- Wiem..
- No... to głowa do góry i chodź do rodziców. - zeszliśmy na dół domu, gdzie ujrzeliśmy siedzących w pokoju rodziców - Jesteśmy..
- Widzę, siadać. - wziąłem głęboki oddech, zasiadając wraz z moim chłopakiem na jednej z kanap. Po chwili poczułem, jak smukła dłoń Kuanlina łapie mnie za rękę. Mimo mojego protestu, chłopak zacisnął uścisk, patrząc na mnie niezwykle ciepłym wzrokiem - Naprawdę nie musisz demonstrować swojego pedalstwa, Kuanlin.
- Nie mów tak do niego. - pouczyła go moja mama, siadając na wprost kanapy - Chłopcy..
- A jak mam do niego mówić? No powiedz mi, jak? Nasze dzieci to obrzydliwe pedały... kurwa mać, jesteście braćmi do cholery. 
- Nie jesteśmy braćmi. - odezwał się Kuanlin - Jesteście razem i co z tego? Nas nie łączą żadne braterskie relacje. 
- Skarbie, on ma rację..
- Ma rację?! Gówniarz ma rację?! Zastanów się co mówisz. 
- Nie krzycz na mnie. 
- Nie krzyczę na ciebie... jestem po prostu zdenerwowany tą sytuacją.
- A nie powinieneś... Nie powinieneś, nic się do cholery nie stało.
- Przyłapaliśmy nasze dzieci w łóżku.. i ty uważasz, że nic się nie stało?
- Tak, tak uważam.. Są dorośli, wiedzą, co robią.
- Naprawdę nie dziwi cię to, że twoje jedyne dziecko jest gejem?
- W końcu zacząłeś nazywać rzeczy po imieniu. Tak, nasze dzieci to geje i co w związku z tym? Mamy za zadanie ich wspierać, a nie poniżać i obrażać. - nie sądziłem, że moja mama przyjmie to z takim spokojem. W tej całej wymianie zdań, spojrzeliśmy na siebie jedynie z Kuanlinem, ściskając się mocniej za ręce. Bałem się... bałem się tego, co zrobi ojciec mojego chłopaka. Wprawdzie sam w tej sprawie ma niewiele do powiedzenia, a wątpię, by przekonał mamę do swojego zdania, ale i tak się boję i nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Czuję lęk, strach, potworny wstyd... Moja mama przyłapała mnie w łóżku... i to z chłopakiem. Przecież to wstyd nie z tej ziemi.
- Ja na to nie pozwolę. Nie pozwolę na to, żeby moje dziecko było ciotą.
- Przestań do cholery tak mówić. Są wolni, mogą być kim chcą i z kim tylko chcą. Ja nie mam nic przeciwko żeby mój Seonho był z takim mądrym i porządnym chłopakiem jak Kuanlin. Ufam im i ty też powinieneś. 
- Ja im ufam, ale to nie chodzi o to. Co ma zaufanie do kwestii tego, że nie chcę, by mój syn był gejem? 
- Ale ty nie możesz o tym decydować. Owszem, możesz wyrazić swoje zdanie, ale nie masz prawa narzucić mu tego, kim ma być.
- Przepraszam. - uniosłem wzrok na Kuanlina, ściskając mocniej jego rękę - My tu jesteśmy... nie traktujcie nas jak powietrza. 
- Ty się gówniarzu w ogóle nie odzywaj. - warknął Chiawei - Znowu mnie zawiodłeś. 
- Rzeczywiście... mam w szkole same 5, nie piję, nie palę, nie ćpam, nie imprezuję, ale mam chłopaka... faktycznie, jak mogłem znowu ci to zrobić.. 
- Nie pyskuj.. doskonale wiesz o czym mówię.
- Nie narzucisz mi tu swojego punktu widzenia i tego, jak mam odbierać świat, z kim być i jaką drogę mam obrać... to jest moje życie tato..
- Nie, dopóki cię utrzymuję.
- Nie chcę twoich pieniędzy... setki razy mówiłem ci, że pójdę do pracy..
- Ty masz się uczyć Kuanlin. To jest teraz twój priorytet. 
- W takim razie przestań mi ciągle wszystkiego zabraniać.. Nie możesz kazać mi być z dziewczyną.. nie kręcą mnie. - rzucił z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Bo to choroba synu... to się leczy.
- Przestań gadać głupoty. - wtrąciła moja mama - Możemy już zamknąć ten temat? Niech idą już do siebie.
- Chcesz to tak po prostu zostawić, tak? 
- Tak, właśnie tak... Uważam, że kompletnie nic się nie stało, a Seonho i Kuanlin mają prawo robić co chcą. 
- Jakbym wiedział, że masz takie podejście do wychowywania dzieci, to..
- To co? Nie związałbyś się ze mną? 
- Nie to chciałem powiedzieć..
- A co? No słucham, co chciałeś powiedzieć.. 
- To.. może my pójdziemy już na górę. - wtrącił nieśmiało Kuanlin - Chodź Seonho. - skinąłem jedynie głową, robiąc to, co mi nakazał. W sumie nie miałem ochoty patrzeć na to, jak moja mama kłóci się z tym prostakiem. Mieliśmy teraz na głowie znacznie poważniejszą sprawę, którą musieliśmy jakoś rozwiązać... sami, bez interwencji rodziców. Gdy weszliśmy do pokoju, poczułem silne szarpnięcie za rękę, po którym wylądowałem w objęciach mojego chłopaka. Odetchnąłem głęboko, zamykając przy tym oczy... czuję się przy nim cholernie bezpiecznie i dobrze.
- Co teraz? - szepnąłem, czując czułego buziaka w głowę.
- Jak to co? Będziemy razem choćby nie wiem co, nie bój się.
- Ale twój ojciec..
- Nie patrz na niego... pogada i w końcu przestanie. 
- Tak myślisz?
- Wiem to, Seonho... nie martw się. - skinąłem jedynie głową, unosząc niepewnie wzrok.
- Myślisz... myślisz, że rzeczywiście chodzi mu o to, że nie chce, żebyś był gejem, czy... czy może chodzi o to, że twoim chłopakiem jestem ja?
- Ty, czyli najfajniejszy chłopak na świecie?
- Nie... ja, czyli chodzące problemy i chwilowa depresja.. - brunet westchnął, wtulając mnie mocniej w swoją klatkę piersiową.
- Wyjdziesz z tego... obiecuję. A ja ci w tym pomogę. 
- Tak mówisz?
- Gwarantuję ci to. 

*

                   Późnym wieczorem, około godziny 21, ja i Kuanlin zostaliśmy zawołani przez moją mamę do kuchni, na kolację. Zszedłem na dół domu z mocno bijącym sercem i sporymi obawami. Czułem, że czeka nas poważna rozmowa, której bardzo się bałem, ale wiedziałem, że nas nie ominie. Może to i lepiej, że będziemy mieć to już za sobą i w końcu będziemy wiedzieć na czym stoimy. 
- Skarbie, nałóż sobie coś. - powiedziała po dłuższym czasie, odkąd usiadłem przy stole.
- Za chwilę... nie jestem głodny. - zerknąłem na Chiaweia, który przyglądał mi się z ogromną uwagą. 
- Dość. - westchnął, odkładając pałeczki - Bardzo długo rozmawialiśmy i powinniście w końcu wiedzieć, co zamierzamy zrobić.
- Poczekaj, niech zjedzą.
- Teraz to na pewno niczego nie przełknę. - westchnąłem, wbijając w nich wzrok - Mówcie. 
- Słuchajcie uważnie, bo nienawidzę się powtarzać... Wasz związek jest nie do zaakceptowania. Pobieramy się, oficjalnie będziecie braćmi... to chore, co robicie chłopcy. 
- Ale..
- Kuanlin za moment rozpocznie studia... wróci na Tajwan, pewnie na najlepszą uczelnię w kraju, ty Seonho... Twoja matka mówi, że od zawsze marzyłeś o Stanach..
- Tak, ale..
- Świetnie... pomogę ci, zapłacę za to.. dokończysz tu liceum i wyjedziesz do wymarzonych Stanów na studia. - w kuchni zapadła totalna cisza. Nie wiedziałem jak się zachować. Mój wzrok błądził jedynie między rodzicami a moim chłopakiem. Nie wierzę w to, co usłyszałem. Jak oni mogą zaproponować nam tak drastyczną opcję? Owszem, marzę o Stanach od zawsze, ale co z tego? Znacznie ważniejszy jest dla mnie Kuanlin, a nie uniwerek na drugim końcu świata... 
- To żart? - odezwał się w końcu brunet, odkładając ze spokojem pałeczki. 
- Wreszcie spotkasz się z dziadkami i przyjaciółmi. Mówiłeś, że bardzo za nimi tęsknisz.
- Oczywiście, że tęsknię, ale chcę zostać tutaj z Seonho.. Chętnie pojadę na Tajwan w wakacje, ale nie na trzy lata studiów, chyba żartujesz.. 
- Tak będzie dla was lepiej.
- Nie tato... tak będzie lepiej dla twojego sumienia... Ja nigdzie nie jadę. Seonho.. - chłopak szturchnął mnie w ramię. Mrugnąłem kilkakrotnie, spoglądając na Chiaweia.
- Nie będziesz za mnie decydować.. 
- Jesteś jeszcze dzieckiem i owszem, będę..
- Taką decyzję mogę podjąć tylko i wyłącznie ja.. ewentualnie z pomocą mamy.
- Skarbie, przemyśl to jeszcze. - wtrąciła, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi - Osobiście nie mam nic przeciwko, żebyś był w związku z chłopakiem, tylko... tylko to może być dla ciebie ogromna szansa, pomyśl o tym.
- W Korei też są uczelnie, wiesz?
- Skarbie, studia za granicą..
- Mam je w dupie. Tyle w temacie. - wstałem od stołu, czując jak ojciec Kuanlina łapie mnie za rękę.
- Siadaj. 
- Odwal się.
- Naucz się wreszcie z nami rozmawiać dzieciaku..
- A ty oducz się wreszcie wtrącania w cudze życie.
- Pojedziesz do tych pieprzonych Stanów czy ci się to podoba, czy nie.
- Nie chcę tam jechać, nie rozumiesz?! Nie chcę! Mam tu ojca, mamę... przyjaciela i Kuanlina! Nie możesz mi tego odebrać!
- Dorastasz! Takie jest dorosłe życie! Nie będziesz cały czas z mamą! Przyjaciele zmieniają się z roku na rok, zrozum to wreszcie! - zacisnąłem dłonie w pięści, zagryzając jednocześnie wargę, z której poczułem po chwili wypływającą ohydną, metaliczną ciecz. 
- Seonho..
- Wpadliście, że chcecie się nas pozbyć? O co wam właściwie chodzi? 
- Nie... chcemy po prostu żebyście zaczęli dorosłe, samodzielne życie.
- Okej, wchodzę w to. - spojrzałem gwałtownie na mojego chłopaka, nie wierząc w to, co słyszę - Wyjedziemy pod warunkiem, że oboje polecimy do Stanów albo na Tajwan. - w kuchni ponownie zapadła cisza - To co? Jaka jest decyzja? Nie będziesz musiał oglądać naszego "pedalstwa". 
- Masz lot zaraz po egzaminach. - Chiawei sprawiał wrażenie, jakby totalnie nie obchodziło go to, co mówi do niego Kuanlin - Wiem, że napiszesz je dobrze, więc od razu kupiłem ci bilet. Seonho za ten czas dokończy sobie liceum i za rok również wyjedzie. 
- Tato... właśnie powiedzieliśmy, że nigdzie nie jedziemy.
- Możecie dokończyć kolację i iść do swoich pokoi. 
- Tato..
- Jeśli nie chcesz jeść, możesz iść już do siebie...


*

                    Wszelkie próby rozmowy z rodzicami szły na marne. Moją mamę całkowicie przekonały argumenty Chiaweia mówiące o tym, że w Stanach czeka na mnie lepsze wykształcenie i przyszłość... po prostu nie wierzę w to, jak ten dupek nią manipuluje. Kuanlin przez ostatnie tygodnie non stop kłócił się ze swoim ojcem. Nie było w tym domu dnia bez awantury. Ciągle starał się przedstawić mu sensowne argumenty, które przemawiałyby na jego korzyść i tego, by został tutaj ze mną... wszystko szło na marne. 
- Nie jedź. - szepnąłem, ściskając mocniej dłonie Kuanlina. Zanosiłem się łzami jak dziecko, któremu odebrano właśnie najcenniejszą rzecz na świecie. Znajdowaliśmy się na lotnisku, z którego lada moment mój chłopak miał wylecieć na Tajwan. Decyzja została podjęta przez jego ojca niemalże siłą. Odkąd wiedzieliśmy, że Kuanlin wyleci na studia na Tajwan, nie było minuty, której nie spędzilibyśmy w swoim towarzystwie. Były to niestety smutne chwile, a w naszych głowach zostaną jedynie obrazy naszych zapłakanych i smutnych twarzy. 
- Wrócę, obiecuję.
- Nie wrócisz... nie wrócisz Kuanlin. - pociągnąłem nosem, wtulając się w jego klatkę piersiową - Błagam cię, zostań. 
- Seonho, proszę cię, nie płacz... mi też nie jest łatwo. - szepnął, całując mnie w głowę - Nie płacz. 
- Nie możesz mnie zostawić.
- Będziemy cały czas w kontakcie. Cały czas... będziemy widywać się w święta, wakacje.. 
- I uważasz, że to przetrwa, tak? 
- Seonho, ja to wiem.
- Gówno prawda. - spojrzałem na niego, mając dziwne przeczucie, że patrzę na niego po raz ostatni - Patrzymy na siebie ostatni raz, Kuanlin.. 
- O czym ty mówisz dzieciaku? Jeszcze dzisiaj do ciebie zadzwonię, przysięgam. 
- Nie wierzę, że tak po prostu się na to zgodziłeś. - brunet złapał moją twarz w obie dłonie, uważnie mi się przyglądając. Wiem, że jemu też nie jest łatwo, czuję to. Widzę to w jego oczach... potrafię wyczytać z nich absolutnie każdą emocję, która towarzyszy mu w danej chwili. 
- Zrozum, że nie miałem wyjścia.. przecież wiesz..
- Wiem, przepraszam.. Ja... po prostu strasznie się boję i już za tobą tęsknię. 
- Damy radę, obiecuję ci to. - szepnął, mocno mnie przytulając. Wiem, że za moment nigdy więcej nie poczuję tego uścisku... wiem, że nigdy już nie poczuję jego zapachu i nie poczuję ciepła, jakim mnie darzył. Czuję jak moje serce rozdziera się na miliony kawałków, a każdy z nich rani mnie jak odłamek szkła, ale wiem też, że nie mogę nic z tym zrobić. Czuję kompletną pustkę, która nigdy nie zostanie już nikim wypełniona... 
- Jesteśmy... - usłyszałem za plecami głos mamy. Mimo to nawet nie drgnąłem. Stałem przyklejony do Kuanlina jak rzep.
- Chodź, pomożemy ci się odprawić.
- Moment.. 
- Spóźnisz się na lot.
- Nie będę rozpaczać z tego powodu. - chłopak spojrzał na mnie, lekko się przy tym uśmiechając - Głowa do góry Seonho. Obiecuję ci, że będziemy codziennie ze sobą rozmawiać, tak długo, jak tylko będziesz chciał. - skinąłem jedynie głową, z trudem hamując łzy - Kocham cię.
- Też cię kocham... proszę cię, pamiętaj o tym. - pocałowałem go w policzek, robiąc niepewnie krok w tył. Czyli to koniec... mój facet wyjeżdża zostawiając mnie z mamą i jej przydupasem. Będę znowu kompletnie sam... bez chłopaka, bez przyjaciela, który od kilku miesięcy nie utrzymuje ze mną kontaktu... sam. Nie wytrzymam tego.
- Zostań tu z Seonho, ja odprowadzę Kuanlina na odprawę.
- Dobrze.. trzymaj się słońce. Wszystko będzie dobrze. 
- Na pewno. - brunet wymusił uśmiech, przytulając się do mojej mamy - Proszę opiekować się Seonho.
- Będę, nie martw się o to. Macie telefony, te wasze facebooki, kakaotalki... poradzicie sobie.
- Na pewno. - westchnął, całując mnie delikatnie w czoło, przez co po całym moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz - Uważaj na siebie. 
- Ty też... jak wylądujesz to od razu do mnie zadzwoń. 
- Dobrze. 
                              Zadzwonił... jeden raz, drugi, trzeci, setny... a potem kontakt nagle się urwał. Już do mnie nie pisał, nie dzwonił, nie wysyłał motywujących cytatów i miłych wiadomości na dzień dobry i dobranoc. Z jego strony zapadła kompletna cisza. Niechętnie także odbierał moje telefony i odpisywał na moje wiadomości. Zupełnie tak, jakbym przestał dla niego istnieć. Na jego profilu w mediach społecznościowych widziałem, że jest kompletnie pochłonięty znajomymi, imprezami, studiami... widać, że w końcu odżył. Potrzebował tego... Korea chyba całkowicie go znudziła i odebrała mu radość życia. Przynajmniej teraz wiem, jaki rzeczywiście był mój chłopak... Nie rozstaliśmy się oficjalnie, ale jeden telefon wykonany raz w tygodniu mówi chyba sam za siebie. Jest mi cholernie przykro, że Kuanlin postąpił tak, a nie inaczej. Jestem potwornie smutny, że wyjechał zostawiając mnie. Jestem rozczarowany tym, że zerwał niemalże ze mną kontakt... Mimo to doszedłem do wniosku, że koniec z ciągłym płaczem i użalaniem się nad sobą... że to czas, w którym wreszcie powinienem zacząć myśleć o sobie. Nadal go kocham... mam wrażenie, że z każdym dniem zależy mi na nim coraz bardziej, ale mam świadomość tego, że już nie wróci. Nawet jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, nasze relacje nigdy nie będą wyglądać już tak samo... że staniemy się dla siebie niemalże obcymi ludźmi... Nie tego chciałem i nie tak to sobie wyobrażałem, ale teraz widzę jak ogromny wpływ na wszelkie relacje ma odległość i zaangażowanie obu stron. Nawet jeśli ja będę się starać, nie ugram absolutnie niczego, jeśli Kuanlin będzie mieć to gdzieś, dlatego odpuszczam... Z tego miejsca oficjalnie rezygnuję ze znajomości z tym człowiekiem. Pewnie jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy... powiemy sobie głupie "cześć", udając, że niczego między nami nie było... Widocznie tak ma być, to jest właśnie prawdziwe życie.... a ja jako osoba słaba psychicznie nie jestem w stanie go udźwignąć. Dlatego też biorę na raz wszystkie tabletki, jakie przypisał mi psychiatra i popijam je soju Chiaweia znalezionym w szafce. Boję się tego, co robię, ale wiem, że to jedyne rozwiązanie... 

->"Seonho, wracam do Korei. Potrzebowałem dużo czasu, by wszystko sobie poukładać. Wiesz... czy aby na pewno związek z chłopakiem jest tym, czego chcę... musiałem pomyśleć, kim tak naprawdę jestem. Zastanowić się, co powinienem zrobić ze swoim życiem, by być szczęśliwym i znam odpowiedź. Muszę być z Tobą, żeby w ogóle mówić o życiu. Wiem, że zdjęcia imprez i ciągłych spotkań z moimi przyjaciółmi Cię ranił, ale to był w pewnym sensie mój sposób na poznanie siebie i tego, czego chcę. Dokończę ten rok studiów i wrócę... obiecuję, że wrócę. Nie powinienem nawet Cię o to prosić, ale poczekaj na mnie. Porozmawiamy, wszystko Ci wyjaśnię. Chcę tylko żebyś wiedział, że jesteś dla mnie bardzo ważny i że bardzo mocno Cię kocham. Daj mi znać, jak będziesz mieć ochotę na rozmowę."





~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------