Siedziałem na tarasie, wsłuchując się we wzburzone morze. Nie powiem wam gdzie mieszkamy, jak mieszkamy, czy jest tu ładnie czy nie, bo nie wiem... Ojciec znalazł nam niewielki, piętrowy dom. Ja zająłem górę, a tato dół. Mam swój pokój, łazienkę... ponoć nawet garderobę... pytanie tylko, co z tego? Codziennie myślę o Rowoonie, wyję za nim po nocach jak głupi i nadal nie potrafię przyznać mu się do tego, że cholernie za nim tęsknię i go potrzebuję.
- Nie jest ci zimno? - usłyszałem za plecami głos ojca. Pociągnąłem jedynie nosem, wycierając pospiesznie policzki.
- Trochę.
- Przyniosłem ci kakao i koc. - mówiąc to wręczył mi ciepły kubek, po czym okrył mnie kawałkiem materiału.
- Dzięki.
- Może w końcu pogadamy, co? - tato usiadł obok mnie, głęboko wzdychając.
- I tak nas to nie ominie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Widać... spuchnięta i czerwona buzia, podkrążone oczy, zatkany nos.
- Ja nie widzę. - burknąłem, upijając łyk kakao.
- Bądź cierpliwy. - mówiąc to objął mnie - Co u Rowoona? - przełknąłem z trudem ślinę, odwracając głowę w przeciwnym kierunku - Bardzo za nim tęsknisz?
- Przestań.
- Zaproś go na weekend.
- Naprawdę nie przeszkadza ci to, co ci powiedziałem?
- Mówisz o tym, że jesteś gejem, a twoim chłopakiem jest twój najlepszy przyjaciel? - zalałem się rumieńcem, uderzając ojca w ramię.
- Nie masz wstydu. - ten jednak zaśmiał się, otulając mnie dokładniej kocem.
- Musiałem to przetrawić, nie ukrywam. Ale to twoje życie, twoja decyzja... nie mam tu nic do gadania. Lubię Rowoona więc nie mam w zasadzie nic przeciwko.
- Dlaczego w takim razie zabrałeś mnie od niego i wywiozłeś tutaj? - tato westchnął, zamyślając się. Między nami zapadła dość niezręczna cisza, jednak na szczęście szybko ją przerwał.
- Nie zabrałem cię od Rowoona, tylko od Seoulu. To miasto całkowicie cię zniszczyło.
- Nie miasto, tylko Yoongi.
- Właśnie... a ten chłopak szlaja się po Seoulu i cholera wie, co by ci jeszcze zrobił.
- Mógłby zrobić coś gorszego?
- Owszem... mógłby napaść na ciebie z nożem czy cholera wie, co jeszcze zrobić. Ten gnój jest nieobliczalny.
- Ta... - westchnąłem, opierając głowę o balustradę.
- Chani?
- Hm?
- Powiedz mi jeszcze jedną rzecz... wtedy jak żegnałeś się z Rowoonem... ty go tak cały czas odtrącasz?
- Podsłuchiwałeś nas?
- Tylko trochę.
- Wiesz co...
- Oj sorki... jestem twoim ojcem... czasami zżera mnie ciekawość. - pokręciłem zrezygnowany głową, ogrzewając przy tym dłonie na cieplutkim kubku - To jak?
- Czasami jestem dla niego dość nieprzyjemny...
- Dlaczego?
- Bo uważam, że do siebie nie pasujemy.
- Okeeej... ponowię pytanie... dlaczego?
- Bo on widzi. - ojciec westchnął, głaszcząc mnie po głowie.
- Odpowiedz sobie na pytanie, jak się przy nim czujesz, dlaczego zdecydowałeś się z nim być... jak on zachowuje się w stosunku do ciebie.
- Tato, krępuje mnie ta rozmowa.
- Mnie też... ale chyba dobrze, że ze sobą o tym rozmawiamy, co? Chcę cię zrozumieć.
- Po prostu uważam, że powinien być z kimś innym, a nie marnować sobie życie przy mnie. Powinien zdać dobrze egzaminy, dostać się na studia, bawić się tam... nie wiem... cieszyć życiem, a nie gnić przy mnie i non stop się mną zajmować.
- Ale...
- To samo tyczy się ciebie. Powinieneś normalnie pracować, może poznać jakąś kobietę... a ty rzuciłeś wszystko żeby się mną zająć. - upiłem łyk kakao, kierując przy tym twarz w stronę morza - Doceniam to, naprawdę.... i tak, jest mi potwornie ciężko, ale potrzebuję czasu. Niedługo nauczę się żyć normalnie.
- Synku... twoim zdaniem Rowoon będąc z tobą zawali swoją przyszłość i życie towarzyskie?
- Tak.
- Gadasz głupoty... A co jeśli jego motywacją, by osiągnąć to wszystko jesteś właśnie ty? Myślałeś o tym w ten sposób?
- No nie.
- No właśnie i to jest twój błąd. Kocham cię najbardziej na świecie, ale zabierasz się do spraw sercowych jak pies do jeża... Daj wam szansę. Jestem pewien, że nie pożałujesz.
- Nie wierzę... mój własny ojciec pcha mnie w stronę chłopaka.
- Bo widziałem jak się przy nim zachowujesz... nigdy nie widziałem cię takiego szczęśliwego, a na tym mi najbardziej zależy... żebyś był szczęśliwy. - skinąłem jedynie głową, zamyślając się - Chodź bliżej staruszka. - mówiąc to przyciągnął mnie bliżej siebie, mocno mnie przytulając.
- Dzięki tato.
- Nie dziękuj, tylko zadzwoń do niego i go do nas zaproś... a jak nie chcesz przyznać się do tego, że za nim tęsknisz, to powiedz, że twój staruszek stęsknił się za jego widokiem. - zaśmiałem się, kierując twarz w stronę taty.
- Chcesz go wystraszyć?
- Też mi coś... jestem przystojnym facetem. - "oburzył" się, całując mnie przy tym w czoło - Pomyślisz o tym, co ci powiedziałem?
- Pomyślę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- No... i nie płacz więcej, bo mi się odwodnisz.
- Mieszkamy nad morzem... szybko mnie nawodnisz.
- Żartowniś. - tato wstał, przeciągając się - Idę pobiegać więc masz czas na pogaduszki. - skinąłem jedynie głową, szukając w spodniach telefonu - I nigdzie nie odchodź... masz być cały czas koło domu.
- Okej. - w sumie mój ojciec ma rację. Jakby Rowoon nie myślał o mnie poważnie, na bank by się w to wszystko nie angażował. A to on przecież pierwszy wyskoczył z tym, że mnie kocha i że chciałby ze mną być. Może faktycznie powinienem odpuścić i dać mu szansę?
- Słucham?
- Hej. - owinąłem się kocem, zaciskając z nerwów dłoń na telefonie.
- Cześć maluszku... jak się czujesz?
- Poza tym, że tęsknię, to dobrze.
- Że co? Czy ja dobrze słyszę? Ty za mną tęsknisz?
- Nawet nie wiesz jak. - westchnąłem, opierając się ponownie o balustradę tarasu.
- Chani... wszystko w porządku?
- Tak... rozmawiałem dzisiaj z ojcem i... trochę mi przemówił do tego pustego łba.
- Hej, nie mów tak. O czym rozmawialiście?
- O nas.
- Czekaj... to twój tato o nas wie?
- No... tak.
- Jak zareagował?
- Bardzo nam kibicuje.
- No to mnie teść zaskoczył. - zaśmiałem się, przypominając sobie w jednej sekundzie, wszystkie chwile spędzone z Rowoonem.
- Przyjedź do mnie na weekend.
- Aż tak za mną tęsknisz?
- Mhm... chcę się do ciebie przytulić.
- Widzę, że teść nieźle ci nawkładał do głowy. Nie poznaję cię.
- Ale chyba wolisz tą wersję mnie, co?
- Każdą wersję ciebie uwielbiam... brakuje mi ciebie, wiesz?
- Mi ciebie też... Sokcho jest dwie godziny od Seoulu... przyjedź dzisiaj. Nie wytrzymam do weekendu.
- W sumie jest czwartek... południe... na 15-stą bym dojechał. - chłopak odchrząknął, wychodząc gdzieś, gdyż usłyszałem trzask drzwi - Słuchaj tego... Mamuuuś!
- Tak?!
- Mogę jechać dzisiaj do Sokcho?!
- Do Sokcho?! Do Chaniego?!
- Tak!
- Dzisiaj?! Jutro masz szkołę!
- Obiecuję, że wszystko nadrobię! - z obydwu stron zapadła cisza - To mogę?!
- Możesz! - uśmiechnąłem się, podskakując ze szczęścia.
- Dziękuję! ... słyszałeś?
- Wszyściuteńko. - wstałem z tarasu, idąc powoli w kierunku drzwi - Będziesz jechał samochodem czy pociągiem?
- Samochodem będzie szybciej.
- Uważaj na siebie, dob... - jęknąłem, osuwając się na ziemię.
- Hej, co to było? Co się stało?
- Aishh... - złapałem się za głowę, porządnie się po niej masując.
- Chanhee.
- Nie trafiłem do drzwi.
- Uderzyłeś się?
- Mhm... nie potrafię wymierzyć sobie tutaj odległości.
- Ludzie, uważaj na siebie... gdzie twój tato?
- Poszedł biegać. - najechałem dłonią na klamkę, wchodząc w końcu do środka.
- Poradzisz sobie sam?
- No pewnie.
- Kociu... ja się pakuję i do ciebie jadę, okej? Idź do swojego pokoju i czekaj na tatę.
- Tylko nie pędź jak wariat... masz uważać.
- Obiecuję. Kocham cię.
- Też cię kocham, pa. - rozłączyłem się, idąc powoli w stronę kuchni - Super... przywitam Rowoona ze śliwą na czole. - burknąłem, szukając czegoś zimnego. Gdy w końcu dotarłem do lodówki, wyjąłem z niej schłodzone piwo ojca, po czym usiadłem na blacie przykładając je sobie do czoła. Chyba bezpieczniej będzie jak poczekam na jego powrót właśnie tutaj.
*
- Oho... Rowoon chyba przyjechał. - powiedział ojciec, wstając od stołu - Akurat załapał się na obiad. - uśmiechnąłem się, po czym rozłożyłem laskę, idąc do drzwi - Pomału, bo się zabijesz. - powiedział, łapiąc mnie przy tym w talii - Ale serce ci bije.
- Trochę się denerwuję.
- Zwariowałeś? Toż to twój przyjaciel i chłopak.
- Mów, że to mój przyjaciel... zawstydzasz mnie. - wtedy też rozległ się dzwonek do drzwi.
- Mam otworzyć?
- Mhm. - skinąłem nerwowo głową, zaciskając obie dłonie na lasce.
- Rowoon... cześć.
- Dzień dobry. - ta... ci to się wyjątkowo szybko zakumplowali. Przybili sobie piątkę, po której dopiero Rowoon wszedł do środka - Chani... - uśmiechnąłem się lądując w ramionach chłopaka - Stęskniłem się.
- A wyjechaliśmy z Seoulu zaledwie tydzień temu. - zaśmiał się ojciec, biorąc od Rowoona walizkę - Zaniosę ci rzeczy na górę, a wy... no...
- Tato...
- No już idę. - Hyung chwycił moją twarz w obie dłonie.
- Ale masz guza.
- Pocałujesz?
- Jeszcze pytasz? - zaśmiał się, całując ostrożnie moje czoło - Moja sirotka. - szepnął, przywierając do moich ust. Nogi się pode mną ugięły... minęło zaledwie siedem dni, a ja wariowałem nie czując ich na co dzień - Dzisiaj w nocy to się chyba od ciebie nie odkleję.
- Nie mam zamiaru protestować.
- Ale najpierw zabiorę cię na spacer i sobie porozmawiamy.
- Brzmi poważnie... nie strasz mnie.
- Bój się, bój... dzisiaj to ja ciebie prześwięcę.
- Hyung, no co ty...
- Głodny? - z góry zbiegł tata, wparowując nam do przedpokoju.
- Oj i to jak.
- Akurat siadaliśmy do obiadu, także zapraszam.
- Dzięki. - ruszyliśmy do kuchni. Z mocno bijącym sercem usiadłem przy stole, szukając pałeczek - Czego szukasz Chani?
- Pałeczek.
- Tutaj. - powiedział, ostrożnie mi je podając.
- Dzięki.
- Opowiadaj Rowoon, co tam u ciebie.
- A w porządku... tylko strasznie smutno bez tej małej marudy.
- Mmm... jęczy cały czas, to fakt. - wymusiłem uśmiech, ładując do buzi kawałek mięsa.
- Słyszałem, że miał ostatnio z panem poważną rozmowę.
- Ostatnio? Dzisiaj w końcu przemówiłem mu do rozumu.
- Nie ma pan nic przeciwko?
- Nie... już mówiłem Chanheemu, że musiałem to przetrawić, ale jak sobie wszystko przemyślałem, doszedłem do wniosku, że nie mam nic przeciwko temu... A jak z twoimi rodzicami?
- Rodzice myślą, że Chani jest moim przyjacielem... znaczy jest... ale no... wie pan o co chodzi.
- Nie pogodziliby się z tym?
- Ciężko powiedzieć. Mama pewnie by z czasem nas zaakceptowała, ale gorzej z ojcem.
- Możemy o tym póki co nie rozmawiać? - sięgnąłem po szklankę z wodą, wzdychając - Przepraszam, że się wtrącam, ale...
- No już, już... nie bądź zazdrosny. - Hyung pocałował mnie w policzek, sprawiając, że znów cały poczerwieniałem - Widział pan tego guza?
- Tak... wyrosła mu śliwa jak ta lala. - odłożyłem pałeczki, biorąc głęboki oddech - Jedz synku.
- Najadłem się, dziękuję.
- Zjadłeś dwa kawałki mięsa... - zaniepokoił się Rowoon, podsuwając mi pod usta jakieś warzywa.
- On teraz skubie jak ptaszek.
- A nie powinien.
- Czemu mówicie o mnie, jakby mnie tutaj w ogóle nie było?
- No tak, masz rację. - Rowoon usiadł bliżej mnie, odgarniając mi grzywkę z czoła, po czym pocałował mnie delikatnie w siniaka - Zjedz coś jeszcze i pójdziemy na spacer, okej?
- Nie mam już na nic ochoty. - westchnąłem kierując twarz w stronę chłopaka.
- Czemu? Jadłeś coś wcześniej? - zaprzeczyłem jedynie skinieniem głowy - To zjedz jeszcze troszkę. Musisz dużo jeść Chani.
- Ale..
- Na co masz ochotę? Mamy tu tteokbokki, bulgogi, kimbap...
- To tteokbokki.
- Tteokbokki... proszę bardzo.
Po zjedzonym obiedzie Rowoon zabrał mnie na spacer. Trzymałem go za rękę, błądząc laską po polnej drodze. Nie wiedziałem, że ojciec znalazł nam dom z dala od jakichkolwiek ludzi, ale to dobrze... on też potrzebuje odpoczynku od tego wszystkiego.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
- O wszystkim. O tobie... o nas... o tym, co dalej z tym wszystkim zrobić. - przełknąłem z trudem ślinę, ściskając mocniej dłoń chłopaka.
- Słucham.
- Jak się czujesz? Tak ogólnie.
- Dobrze.
- Chciałbym porozmawiać z tobą szczerze. - westchnąłem, uderzając laską o jakiś słup - Powoli.
- Kiepsko się czuję... to ostatnie spotkanie z Yoongim trochę mnie dobiło, nie ukrywam.
- To oko... nadal nic?
- Nic Hyung. - złapałem go pod rękę, czując się nieco pewniej - Poza tym ta kolejna przeprowadzka... znowu muszę uczyć się nowego miejsca, przechodzić stres związany ze szkołą... i do tego cholernie za tobą tęsknię.
- Chani...
- Nie umiem wyrażać swoich uczuć Rowoon... ale powiem ci, że po przyjeździe tutaj wyłem za tobą jak głupi. - uśmiechnąłem się pod nosem, odwracając głowę - Wiesz... broniłem się przed tobą, bo się o ciebie bałem. Ja jakbym był zdrowy, nie wiem, czy chciałbym mieć niewidomego chłopaka.
- Czemu?
- To duża odpowiedzialność... non stop trzeba być przy takiej osobie... Sam dzisiaj widziałeś. Głupie pałeczki trzeba mi podawać do ręki.
- Kotuś, ja chcę to robić... chcę ci podawać te zasrane pałeczki do końca życia. - chłopak zatrzymał mnie, trzymając mnie za ramiona. Czułem jedynie dość silny wiatr i mocno wzburzone morze - Cieszę się, że szczerze ze mną rozmawiasz. - skinąłem jedynie głową, czując jak zaraz po tym ląduję w jego ramionach - Strasznie cię kocham.
- Ja ciebie też Hyung. - objąłem go, głęboko wzdychając.
- Od twojego wyjazdu dużo o tobie myślałem...
- I co wymyśliłeś?
- Mmm... nie wiem czy ci to już zdradzę.
- Ej no... wiesz, że jestem niecierpliwy.
- No właśnie wiem. - Rowoon westchnął, całując mnie w głowę - Przyjadę tutaj na studia, co o tym myślisz?
- Co?
- Rozmawiałem o tym z mamą i z twoim ojcem...
- To mój tato o tym wie?
- Nooo.... tak troszkę knuliśmy za twoimi plecami.
- No pięknie... nic mi o tym nie powiedział.
- Mówiłem mu, że chcę ci o tym powiedzieć osobiście. - skinąłem głową, łapiąc chłopaka za rękę, po czym znów ruszyliśmy na spacer - I co o tym myślisz?
- Wiesz... jestem jak najbardziej za, ale to zadupie... chyba... a chciałeś studiować w dużym mieście.
- Y y... chcę studiować tam, gdzie ty jesteś. - uśmiechnąłem się, całując chłopaka w policzek.
- Mieszkałbyś z nami?
- Twój tato już mi to zaproponował, ale nie wiem czy bym czegoś nie wynajął.
- Czemu?
- Nie mogę wam się ładować z buciorami w życie.
- Gadasz głupoty Hyung... ja ci wynajmę mój pokój... z małym, niewidomym, bezproblemowym współlokatorem.
- Jesteś kochany. - zaśmiał się, całując mnie w czoło - Pomyślimy o tym Chani... Ale generalnie pomysł, żebym przyjechał tutaj na studia, ci się podoba, tak?
- Pewnie, że tak. A co na to twoja mama?
- Z początku nie była zadowolona, ale po dwugodzinnej rozmowie to łyknęła.
- A tata?
- Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem... Z nim to jest zupełnie inna gadka. Nie jest taki wyrozumiały jak twój.
- Rozumiem. - westchnąłem, głaszcząc go kciukiem po dłoni - Mój tato może z nim pogadać.
- Nie no co ty... z mamą to jakoś z nim załatwimy, nie martw się.
- Nie chcę żebyś miał przeze mnie jakieś nieprzyjemności.
- Kociu, nie przez ciebie. - uśmiechnąłem się, wtulając się w jego ramię.
- Lubię jak tak do mnie mówisz.
- Mogę mówić tak do ciebie cały czas. - skinąłem głową, całując go w ramię.
- Dokąd idziemy?
- Myślałem o tym żebyśmy poszli do miasta, do jakiegoś sklepu... kupimy coś sobie na wieczór.
- Do miasta?
- Mhm... wasz dom znajduje się spory kawałek od reszty budynków.
- Pokażesz mi?
- Pewnie. - zatrzymaliśmy się. Rowoon stanął za mną, łapiąc mnie za ręce, po czym jedną z nich skierował w moją lewą stronę - Tam jest wasz dom. Drewniany, piętrowy domek z werandą... Obok niego stoi sporo bardzo wysokich drzew, a tuż na przeciwko werandy jest niewielki kawałek plaży i morze. A tam... - mówiąc to chwycił za moją prawą rękę - Tam stoją domy jednorodzinne i jakieś sklepy. Ale żeby do nich dojść, trzeba przejść przez długi odcinek takiej polnej drogi, wiesz?
- A tu? - zapytałem dotykając jakiś wyschniętych roślin.
- Po tej stronie rozciąga się ogrooomne pole... wydaje mi się, że to wrzosy, ale nie jestem pewien. A po drugiej stronie drogi jest niewielki kawałek tych roślin i morze... Pięknie tutaj jest.
- Chciałbym to kiedyś zobaczyć. - odwróciłem się twarzą do morza, wzdychając - Chciałbyś wiedzieć, jak ja widzę świat?
- Jasne. - chłopak złapał mnie za rękę, po czym pocałował mnie w głowę - Co mam zrobić?
- Zamknij oczy.
- Okej, już.
- A teraz spróbuj przywołać sobie obrazy sprzed kilku lat... swoją mamę, tatę, szkołę do której chodziłeś... znajomych, swój pokój... masz to?
- Chwilkę. - ścisnąłem mocniej jego dłoń, głaszcząc ją kciukiem - Mhmm... mam to.
- I teraz wyobraź sobie, że ci wszyscy ludzie, których znasz... którzy są ci bliscy... starzeją się, zmieniają fryzury, zmienia się ich styl ubioru, zmieniają się ich twarze... a ty tego nie widzisz... nie śledzisz tego na bieżąco. W głowie masz tylko jeden obraz, którego trzymasz się kurczowo, żeby nie zapomnieć osób, które kochasz. - westchnąłem, wtulając się w ramię chłopaka - A teraz? Przeprowadzasz się z miejsca, które było ci dobrze znane... Jesteś w nowym miejscu, z nowymi ludźmi... wiesz, że masz na przeciwko siebie morze, ale nie masz zielonego pojęcia jak wygląda. Możesz sobie to jedynie wyobrażać, a i tak wiadomo, że obraz, który sobie wykreujesz będzie zupełnie odstawał od tego rzeczywistego... Stoisz na polnej drodze, blisko morza, drzew i kwiatów... a świadomość, że nigdy tego nie zobaczysz, rozdziera cię od środka. - zaczerpnąłem sporą ilość powietrza do płuc... bałem się, że znów rozkleję się przy Rowoonie - A najgorsze jest to, że jesteś z kimś, kogo cholernie kochasz... a nigdy nawet nie widziałeś tej osoby i nigdy nie zobaczysz. Nie widzisz kiedy się uśmiecha, kiedy płacze... nie potrafisz odczytać jej emocji, a czasami takie odczytanie emocji z twarzy bardzo pomaga w rozwiązaniu jakiegoś problemu. - oblizałem wargi, głaszcząc Rowoona po ręce - Całym twoim światem jest ciemność i otaczające cię dźwięki. - zamilkłem, wsłuchując się w ciężki oddech chłopaka, szum wiatru i odbicia fal od brzegu - Czasami to jest wręcz przerażające. - szepnąłem, słysząc jak Hyung pociąga nosem - Rowoon... - płacze? Nie tego chciałem do cholery - Hyung, przepraszam. - stanąłem przed chłopakiem, wycierając jego policzki - Przepraszam, nie płacz.
- Chodź tu. - wydusił przez ściśnięte gardło, mocno mnie w siebie wtulając.
- Rowoon...
- Nie wiem nawet, co mam ci powiedzieć... zatkało mnie.
- Przepraszam... nie chciałem żebyś się tak poczuł.
- Żartujesz? Powinieneś mi częściej mówić o takich rzeczach. - chłopak przywarł ostrożnie wargami do mojego czoła, po czym zastygł w takiej pozycji na dłuższą chwilę - Bardzo mocno cię kocham... Jesteś strasznie mądrym chłopakiem.
- Też cię kocham Hyung... i proszę cię, nie płacz. Nie chciałem żebyś płakał.
- Chani, jest mi tak przykro... - szepnął, głaszcząc mnie po twarzy. Głupio mi... nie chciałem go smucić.
- To nic takiego, naprawdę. - wspiąłem się na palce, po czym chwyciłem jego twarz w obie dłonie, delikatnie go przy tym całując - Chodź do tego sklepu, bo nam zamkną przed nosem.
- Chanhee..
- No chodź, chodź. - stanąłem za chłopakiem, łapiąc go za ramiona - Mogę?
- Jasne... tylko podskocz. - uśmiechnąłem się, wskakując na plecy mojego chłopaka.
- W drogę... i nie płacz już. - mruknąłem, całując go w kark - Kocham cię.
Po około półgodzinnym spacerze, dotarliśmy pod jakiś sklep. Rowoon postawił mnie na ziemi, po czym wziął głęboki oddech, głaszcząc mnie po głowie.
- Stoi tu trzech chłopaków... chyba są w twoim wieku. - szepnął, poprawiając mi plecak.
- No i co?
- Może powinieneś ich poznać?
- Nie... nawet nie próbuj.
- Cześć panowie. - no tak... mogłem się tego po nim spodziewać. Przysięgam, że po powrocie do domu go zatłukę.
- Siema.
- Hej.
- Jesteście tu nowi, nie?
- Tak, dopiero się tutaj wprowadziliśmy... skąd to wiecie?
- To niewielkie miasto... nowinki szybko się tutaj rozchodzą.
- Poza tym wasz dom był od dawna niewynajmowany. Jak ktoś tam się wprowadza, zawsze wzbudza to sporo emocji wśród mieszkańców.
- Naprawdę? Dlaczego? - zainteresował się Rowoon.
- Jest bardzo drogi... mało kogo z Sokcho na to stać.
- Rozumiem... tak w ogóle to jestem Rowoon, a to Chanhee.
- Ja jestem Jihun... to Dohyeon i Minjae.
- Miło nam... prawda Chani? - skinąłem jedynie głową, chowając się lekko za plecami chłopaka.
- Jesteście braćmi?
- Tak. - wypaliłem pospiesznie, bojąc się, że Rowoon zbyt szybko im zaufa i wypapla, że jesteśmy parą gejów w tej małej mieścinie.
- Mmm no tak. - potwierdził Rowoon, zakładając mi kaptur na głowę - Z tym że ja na razie uczę się w Seoulu, a Chani tutaj iii... nie ukrywam, że przydałoby mu się towarzystwo.
- Rowoon...
- No jasne, rozumiemy. Mieszkamy tutaj więc można powiedzieć, że jesteśmy najbliższymi sąsiadami.
- Może wpadniecie do niego w poniedziałek po szkole, hm?
- Rowoon, no... - warknąłem ponownie, jednak ten całkowicie mnie ignorował.
- Pewnie, bardzo chętnie.
- Oprowadzimy Chanheego po Sokcho.
- Serio? Byłoby super. - ucieszył się chłopak, rozkładając mi przy tym laskę - Szoruj po schodach, tylko uważaj. - westchnąłem, wchodząc ostrożnie po kilku schodkach, prowadzących do sklepu - Idź, zaraz do ciebie przyjdę.
- Ale..
- No leć, leć. - westchnąłem, wchodząc dość niechętnie do środka. Stanąłem jednak przy drzwiach, słuchając uważnie rozmowy mojego chłopaka z tymi obcymi ludźmi.
- Sorki, że pytam, ale... Chanhee jest niewidomy, tak?
- Tak, od trzech lat. Dlatego bardzo zależy mi na tym żeby miał tutaj kogoś pod moją nieobecność.
- No jasne, to jest zrozumiałe.
- Jakbyście mogli się z nim spotkać od czasu do czasu... Oczywiście też nie chcę was do niczego zmuszać.
- Daj spokój, chętnie was bliżej poznamy.
- Dokładnie... Jesteśmy sąsiadami, musimy sobie pomagać.
- Fajne z was chłopaki. - zaśmiał się Rowoon, przybijając sobie z nimi piątkę - Dobra, lecę do Chaniego.
- Poczekaj.
- Tak?
- On jest taki zamknięty w sobie czy... o co chodzi?
- Po prostu jest nieśmiały... potrzebuje czasu.
- Mhm, no rozumiem.
- Rowoon... - otworzyłem drzwi, wzdychając teatralnie.
- Już idę. Na razie. - Hyung wszedł do sklepu, łapiąc mnie w talii - Co bierzemy?
- Cokolwiek. - burknąłem, czując jak się we mnie gotuje.
- Ty nie lubisz słodkiego, to postawimy na chrupki.
- Mhm.
- Co jest kotek?
- Serio? Musiałeś to zrobić?
- Ale o co ci chodzi?
- O co mi chodzi... o to, co odwaliłeś przed sklepem.
- To ja powinienem być zły o to, że mnie przedstawiłeś jako swojego brata.
- Nie wiesz kto to Rowoon. Co jeśli to ludzie pokroju Yoongiego? Sami powiedzieli, że to małe miasto i większość ludzi się tutaj zna. Wiesz co by było, jakby się rozniosła tutaj plotka, że ich nowi sąsiedzi to geje?
- No dobrze, masz rację.... ale i tak mimo wszystko uważam, że powinieneś dać im szansę i się z nimi zakumplować.
- Nie potrzebuję kolegów. - chłopak westchnął, ładując do koszyka jakieś chrupki.
- Chani, ja tu będę tylko na weekendy. Będziesz przez pięć dni sam... musisz kogoś poznać.
- Czemu akurat jakiś łebków z pod sklepu?
- Skarbie, zaufaj mi, okej? Przyjdą do ciebie w poniedziałek... oprowadzą cię po mieście, pogadacie sobie. Jeśli ci się nie spodobają, to osobiście ich pogonię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - szepnął, całując mnie w głowę.
- Niech ci będzie.
- To teraz mi powiedz, na co masz ochotę.
- Hmm... może czipsy krabowe i... nongshim taco.
- Same rybne rzeczy?
- Takie lubię najbardziej. - uśmiechnąłem się, trącając laską o jedną z półek. Po chwili usłyszałem trzask tłuczonego szkła, które sprawiło, że mało nie umarłem ze strachu - Boże, przepraszam.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem za plecami głos jakiejś kobiety... pewnie ekspedientki.
- Mój brat stłukł colę... odkupię ją.
- Przepraszam. - ukłoniłem się, czując jak robi mi się gorąco.
- Ahh... nic się nie stało, nie przejmuj się... To wy wprowadziliście się do domu tuż przy plaży.
- Wow... widzę, że rzeczywiście plotki szybko się rozchodzą po tym mieście. - zaśmiał się Rowoon, prowadząc mnie w stronę kasy.
- Tak, to niewielkie miasto. Większość ludzi się tutaj zna... skąd przyjechaliście? - zapytała, kasując nasze zakupy.
- Z Seoulu.
- Ze stolicy przywiało was akurat tutaj?
- Tak... mój brat potrzebuje spokoju, a nie miejskiej dżungli.
- No tak, rozumiem... 12 tysięcy wonów skarby.
- A policzyła pani colę?
- A tam... to był wypadek, nic się nie stało. - Rowoon uśmiechnął się, wręczając kobiecie pieniądze.
- Dziękujemy. Do widzenia.
- Do widzenia chłopcy. - dziwnie zaczynam się tutaj czuć. Naprawdę... czuję, że coś jest nie tak z tym miejscem. Ruszyliśmy w stronę domu. Rowoon narzucił mi na głowę kaptur, po czym ponownie wziął mnie na barana.
- Powiem ci, że to Sokcho wydaje się być bardzo sympatyczne.
- Ta... żebyś się nie przeliczył.
- Co znowu ci nie pasuje?
- Ci ludzie są dziwni... tacy ciekawscy... poza tym, co to znaczy, że "znowu coś mi nie pasuje"?
- Oj Chani... dobrze wiesz o czym mówimy.
- No wybacz, masz upierdliwego chłopaka.
- To już wiem... ale za to jakiego kochanego.
- Pf... mogłeś zaprzeczyć.
- Nie lubię kłamać. - zaśmiałem się, podgryzając jego kark - Ałaaa.
- Menda.
- Poczekaj no.. dam ci mendę, jak wrócimy do domu.
- Ta? I co niby zrobisz?
- Będę cię torturował.
- Jak? - Rowoon postawił mnie na ziemi, po czym złapał mnie za twarz, muskając niemalże niewyczuwalnie wargami moje usta - Daj buzi.
- Y y.
- No Rowoon. - stanąłem na palcach, szukając jego warg... naprawdę miałem teraz ogromną ochotę na to, by go pocałować.
- Poczekaj... to dopiero początek mojej mendowatej gry.
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Trochę się denerwuję.
- Zwariowałeś? Toż to twój przyjaciel i chłopak.
- Mów, że to mój przyjaciel... zawstydzasz mnie. - wtedy też rozległ się dzwonek do drzwi.
- Mam otworzyć?
- Mhm. - skinąłem nerwowo głową, zaciskając obie dłonie na lasce.
- Rowoon... cześć.
- Dzień dobry. - ta... ci to się wyjątkowo szybko zakumplowali. Przybili sobie piątkę, po której dopiero Rowoon wszedł do środka - Chani... - uśmiechnąłem się lądując w ramionach chłopaka - Stęskniłem się.
- A wyjechaliśmy z Seoulu zaledwie tydzień temu. - zaśmiał się ojciec, biorąc od Rowoona walizkę - Zaniosę ci rzeczy na górę, a wy... no...
- Tato...
- No już idę. - Hyung chwycił moją twarz w obie dłonie.
- Ale masz guza.
- Pocałujesz?
- Jeszcze pytasz? - zaśmiał się, całując ostrożnie moje czoło - Moja sirotka. - szepnął, przywierając do moich ust. Nogi się pode mną ugięły... minęło zaledwie siedem dni, a ja wariowałem nie czując ich na co dzień - Dzisiaj w nocy to się chyba od ciebie nie odkleję.
- Nie mam zamiaru protestować.
- Ale najpierw zabiorę cię na spacer i sobie porozmawiamy.
- Brzmi poważnie... nie strasz mnie.
- Bój się, bój... dzisiaj to ja ciebie prześwięcę.
- Hyung, no co ty...
- Głodny? - z góry zbiegł tata, wparowując nam do przedpokoju.
- Oj i to jak.
- Akurat siadaliśmy do obiadu, także zapraszam.
- Dzięki. - ruszyliśmy do kuchni. Z mocno bijącym sercem usiadłem przy stole, szukając pałeczek - Czego szukasz Chani?
- Pałeczek.
- Tutaj. - powiedział, ostrożnie mi je podając.
- Dzięki.
- Opowiadaj Rowoon, co tam u ciebie.
- A w porządku... tylko strasznie smutno bez tej małej marudy.
- Mmm... jęczy cały czas, to fakt. - wymusiłem uśmiech, ładując do buzi kawałek mięsa.
- Słyszałem, że miał ostatnio z panem poważną rozmowę.
- Ostatnio? Dzisiaj w końcu przemówiłem mu do rozumu.
- Nie ma pan nic przeciwko?
- Nie... już mówiłem Chanheemu, że musiałem to przetrawić, ale jak sobie wszystko przemyślałem, doszedłem do wniosku, że nie mam nic przeciwko temu... A jak z twoimi rodzicami?
- Rodzice myślą, że Chani jest moim przyjacielem... znaczy jest... ale no... wie pan o co chodzi.
- Nie pogodziliby się z tym?
- Ciężko powiedzieć. Mama pewnie by z czasem nas zaakceptowała, ale gorzej z ojcem.
- Możemy o tym póki co nie rozmawiać? - sięgnąłem po szklankę z wodą, wzdychając - Przepraszam, że się wtrącam, ale...
- No już, już... nie bądź zazdrosny. - Hyung pocałował mnie w policzek, sprawiając, że znów cały poczerwieniałem - Widział pan tego guza?
- Tak... wyrosła mu śliwa jak ta lala. - odłożyłem pałeczki, biorąc głęboki oddech - Jedz synku.
- Najadłem się, dziękuję.
- Zjadłeś dwa kawałki mięsa... - zaniepokoił się Rowoon, podsuwając mi pod usta jakieś warzywa.
- On teraz skubie jak ptaszek.
- A nie powinien.
- Czemu mówicie o mnie, jakby mnie tutaj w ogóle nie było?
- No tak, masz rację. - Rowoon usiadł bliżej mnie, odgarniając mi grzywkę z czoła, po czym pocałował mnie delikatnie w siniaka - Zjedz coś jeszcze i pójdziemy na spacer, okej?
- Nie mam już na nic ochoty. - westchnąłem kierując twarz w stronę chłopaka.
- Czemu? Jadłeś coś wcześniej? - zaprzeczyłem jedynie skinieniem głowy - To zjedz jeszcze troszkę. Musisz dużo jeść Chani.
- Ale..
- Na co masz ochotę? Mamy tu tteokbokki, bulgogi, kimbap...
- To tteokbokki.
- Tteokbokki... proszę bardzo.
Po zjedzonym obiedzie Rowoon zabrał mnie na spacer. Trzymałem go za rękę, błądząc laską po polnej drodze. Nie wiedziałem, że ojciec znalazł nam dom z dala od jakichkolwiek ludzi, ale to dobrze... on też potrzebuje odpoczynku od tego wszystkiego.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
- O wszystkim. O tobie... o nas... o tym, co dalej z tym wszystkim zrobić. - przełknąłem z trudem ślinę, ściskając mocniej dłoń chłopaka.
- Słucham.
- Jak się czujesz? Tak ogólnie.
- Dobrze.
- Chciałbym porozmawiać z tobą szczerze. - westchnąłem, uderzając laską o jakiś słup - Powoli.
- Kiepsko się czuję... to ostatnie spotkanie z Yoongim trochę mnie dobiło, nie ukrywam.
- To oko... nadal nic?
- Nic Hyung. - złapałem go pod rękę, czując się nieco pewniej - Poza tym ta kolejna przeprowadzka... znowu muszę uczyć się nowego miejsca, przechodzić stres związany ze szkołą... i do tego cholernie za tobą tęsknię.
- Chani...
- Nie umiem wyrażać swoich uczuć Rowoon... ale powiem ci, że po przyjeździe tutaj wyłem za tobą jak głupi. - uśmiechnąłem się pod nosem, odwracając głowę - Wiesz... broniłem się przed tobą, bo się o ciebie bałem. Ja jakbym był zdrowy, nie wiem, czy chciałbym mieć niewidomego chłopaka.
- Czemu?
- To duża odpowiedzialność... non stop trzeba być przy takiej osobie... Sam dzisiaj widziałeś. Głupie pałeczki trzeba mi podawać do ręki.
- Kotuś, ja chcę to robić... chcę ci podawać te zasrane pałeczki do końca życia. - chłopak zatrzymał mnie, trzymając mnie za ramiona. Czułem jedynie dość silny wiatr i mocno wzburzone morze - Cieszę się, że szczerze ze mną rozmawiasz. - skinąłem jedynie głową, czując jak zaraz po tym ląduję w jego ramionach - Strasznie cię kocham.
- Ja ciebie też Hyung. - objąłem go, głęboko wzdychając.
- Od twojego wyjazdu dużo o tobie myślałem...
- I co wymyśliłeś?
- Mmm... nie wiem czy ci to już zdradzę.
- Ej no... wiesz, że jestem niecierpliwy.
- No właśnie wiem. - Rowoon westchnął, całując mnie w głowę - Przyjadę tutaj na studia, co o tym myślisz?
- Co?
- Rozmawiałem o tym z mamą i z twoim ojcem...
- To mój tato o tym wie?
- Nooo.... tak troszkę knuliśmy za twoimi plecami.
- No pięknie... nic mi o tym nie powiedział.
- Mówiłem mu, że chcę ci o tym powiedzieć osobiście. - skinąłem głową, łapiąc chłopaka za rękę, po czym znów ruszyliśmy na spacer - I co o tym myślisz?
- Wiesz... jestem jak najbardziej za, ale to zadupie... chyba... a chciałeś studiować w dużym mieście.
- Y y... chcę studiować tam, gdzie ty jesteś. - uśmiechnąłem się, całując chłopaka w policzek.
- Mieszkałbyś z nami?
- Twój tato już mi to zaproponował, ale nie wiem czy bym czegoś nie wynajął.
- Czemu?
- Nie mogę wam się ładować z buciorami w życie.
- Gadasz głupoty Hyung... ja ci wynajmę mój pokój... z małym, niewidomym, bezproblemowym współlokatorem.
- Jesteś kochany. - zaśmiał się, całując mnie w czoło - Pomyślimy o tym Chani... Ale generalnie pomysł, żebym przyjechał tutaj na studia, ci się podoba, tak?
- Pewnie, że tak. A co na to twoja mama?
- Z początku nie była zadowolona, ale po dwugodzinnej rozmowie to łyknęła.
- A tata?
- Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem... Z nim to jest zupełnie inna gadka. Nie jest taki wyrozumiały jak twój.
- Rozumiem. - westchnąłem, głaszcząc go kciukiem po dłoni - Mój tato może z nim pogadać.
- Nie no co ty... z mamą to jakoś z nim załatwimy, nie martw się.
- Nie chcę żebyś miał przeze mnie jakieś nieprzyjemności.
- Kociu, nie przez ciebie. - uśmiechnąłem się, wtulając się w jego ramię.
- Lubię jak tak do mnie mówisz.
- Mogę mówić tak do ciebie cały czas. - skinąłem głową, całując go w ramię.
- Dokąd idziemy?
- Myślałem o tym żebyśmy poszli do miasta, do jakiegoś sklepu... kupimy coś sobie na wieczór.
- Do miasta?
- Mhm... wasz dom znajduje się spory kawałek od reszty budynków.
- Pokażesz mi?
- Pewnie. - zatrzymaliśmy się. Rowoon stanął za mną, łapiąc mnie za ręce, po czym jedną z nich skierował w moją lewą stronę - Tam jest wasz dom. Drewniany, piętrowy domek z werandą... Obok niego stoi sporo bardzo wysokich drzew, a tuż na przeciwko werandy jest niewielki kawałek plaży i morze. A tam... - mówiąc to chwycił za moją prawą rękę - Tam stoją domy jednorodzinne i jakieś sklepy. Ale żeby do nich dojść, trzeba przejść przez długi odcinek takiej polnej drogi, wiesz?
- A tu? - zapytałem dotykając jakiś wyschniętych roślin.
- Po tej stronie rozciąga się ogrooomne pole... wydaje mi się, że to wrzosy, ale nie jestem pewien. A po drugiej stronie drogi jest niewielki kawałek tych roślin i morze... Pięknie tutaj jest.
- Chciałbym to kiedyś zobaczyć. - odwróciłem się twarzą do morza, wzdychając - Chciałbyś wiedzieć, jak ja widzę świat?
- Jasne. - chłopak złapał mnie za rękę, po czym pocałował mnie w głowę - Co mam zrobić?
- Zamknij oczy.
- Okej, już.
- A teraz spróbuj przywołać sobie obrazy sprzed kilku lat... swoją mamę, tatę, szkołę do której chodziłeś... znajomych, swój pokój... masz to?
- Chwilkę. - ścisnąłem mocniej jego dłoń, głaszcząc ją kciukiem - Mhmm... mam to.
- I teraz wyobraź sobie, że ci wszyscy ludzie, których znasz... którzy są ci bliscy... starzeją się, zmieniają fryzury, zmienia się ich styl ubioru, zmieniają się ich twarze... a ty tego nie widzisz... nie śledzisz tego na bieżąco. W głowie masz tylko jeden obraz, którego trzymasz się kurczowo, żeby nie zapomnieć osób, które kochasz. - westchnąłem, wtulając się w ramię chłopaka - A teraz? Przeprowadzasz się z miejsca, które było ci dobrze znane... Jesteś w nowym miejscu, z nowymi ludźmi... wiesz, że masz na przeciwko siebie morze, ale nie masz zielonego pojęcia jak wygląda. Możesz sobie to jedynie wyobrażać, a i tak wiadomo, że obraz, który sobie wykreujesz będzie zupełnie odstawał od tego rzeczywistego... Stoisz na polnej drodze, blisko morza, drzew i kwiatów... a świadomość, że nigdy tego nie zobaczysz, rozdziera cię od środka. - zaczerpnąłem sporą ilość powietrza do płuc... bałem się, że znów rozkleję się przy Rowoonie - A najgorsze jest to, że jesteś z kimś, kogo cholernie kochasz... a nigdy nawet nie widziałeś tej osoby i nigdy nie zobaczysz. Nie widzisz kiedy się uśmiecha, kiedy płacze... nie potrafisz odczytać jej emocji, a czasami takie odczytanie emocji z twarzy bardzo pomaga w rozwiązaniu jakiegoś problemu. - oblizałem wargi, głaszcząc Rowoona po ręce - Całym twoim światem jest ciemność i otaczające cię dźwięki. - zamilkłem, wsłuchując się w ciężki oddech chłopaka, szum wiatru i odbicia fal od brzegu - Czasami to jest wręcz przerażające. - szepnąłem, słysząc jak Hyung pociąga nosem - Rowoon... - płacze? Nie tego chciałem do cholery - Hyung, przepraszam. - stanąłem przed chłopakiem, wycierając jego policzki - Przepraszam, nie płacz.
- Chodź tu. - wydusił przez ściśnięte gardło, mocno mnie w siebie wtulając.
- Rowoon...
- Nie wiem nawet, co mam ci powiedzieć... zatkało mnie.
- Przepraszam... nie chciałem żebyś się tak poczuł.
- Żartujesz? Powinieneś mi częściej mówić o takich rzeczach. - chłopak przywarł ostrożnie wargami do mojego czoła, po czym zastygł w takiej pozycji na dłuższą chwilę - Bardzo mocno cię kocham... Jesteś strasznie mądrym chłopakiem.
- Też cię kocham Hyung... i proszę cię, nie płacz. Nie chciałem żebyś płakał.
- Chani, jest mi tak przykro... - szepnął, głaszcząc mnie po twarzy. Głupio mi... nie chciałem go smucić.
- To nic takiego, naprawdę. - wspiąłem się na palce, po czym chwyciłem jego twarz w obie dłonie, delikatnie go przy tym całując - Chodź do tego sklepu, bo nam zamkną przed nosem.
- Chanhee..
- No chodź, chodź. - stanąłem za chłopakiem, łapiąc go za ramiona - Mogę?
- Jasne... tylko podskocz. - uśmiechnąłem się, wskakując na plecy mojego chłopaka.
- W drogę... i nie płacz już. - mruknąłem, całując go w kark - Kocham cię.
Po około półgodzinnym spacerze, dotarliśmy pod jakiś sklep. Rowoon postawił mnie na ziemi, po czym wziął głęboki oddech, głaszcząc mnie po głowie.
- Stoi tu trzech chłopaków... chyba są w twoim wieku. - szepnął, poprawiając mi plecak.
- No i co?
- Może powinieneś ich poznać?
- Nie... nawet nie próbuj.
- Cześć panowie. - no tak... mogłem się tego po nim spodziewać. Przysięgam, że po powrocie do domu go zatłukę.
- Siema.
- Hej.
- Jesteście tu nowi, nie?
- Tak, dopiero się tutaj wprowadziliśmy... skąd to wiecie?
- To niewielkie miasto... nowinki szybko się tutaj rozchodzą.
- Poza tym wasz dom był od dawna niewynajmowany. Jak ktoś tam się wprowadza, zawsze wzbudza to sporo emocji wśród mieszkańców.
- Naprawdę? Dlaczego? - zainteresował się Rowoon.
- Jest bardzo drogi... mało kogo z Sokcho na to stać.
- Rozumiem... tak w ogóle to jestem Rowoon, a to Chanhee.
- Ja jestem Jihun... to Dohyeon i Minjae.
- Miło nam... prawda Chani? - skinąłem jedynie głową, chowając się lekko za plecami chłopaka.
- Jesteście braćmi?
- Tak. - wypaliłem pospiesznie, bojąc się, że Rowoon zbyt szybko im zaufa i wypapla, że jesteśmy parą gejów w tej małej mieścinie.
- Mmm no tak. - potwierdził Rowoon, zakładając mi kaptur na głowę - Z tym że ja na razie uczę się w Seoulu, a Chani tutaj iii... nie ukrywam, że przydałoby mu się towarzystwo.
- Rowoon...
- No jasne, rozumiemy. Mieszkamy tutaj więc można powiedzieć, że jesteśmy najbliższymi sąsiadami.
- Może wpadniecie do niego w poniedziałek po szkole, hm?
- Rowoon, no... - warknąłem ponownie, jednak ten całkowicie mnie ignorował.
- Pewnie, bardzo chętnie.
- Oprowadzimy Chanheego po Sokcho.
- Serio? Byłoby super. - ucieszył się chłopak, rozkładając mi przy tym laskę - Szoruj po schodach, tylko uważaj. - westchnąłem, wchodząc ostrożnie po kilku schodkach, prowadzących do sklepu - Idź, zaraz do ciebie przyjdę.
- Ale..
- No leć, leć. - westchnąłem, wchodząc dość niechętnie do środka. Stanąłem jednak przy drzwiach, słuchając uważnie rozmowy mojego chłopaka z tymi obcymi ludźmi.
- Sorki, że pytam, ale... Chanhee jest niewidomy, tak?
- Tak, od trzech lat. Dlatego bardzo zależy mi na tym żeby miał tutaj kogoś pod moją nieobecność.
- No jasne, to jest zrozumiałe.
- Jakbyście mogli się z nim spotkać od czasu do czasu... Oczywiście też nie chcę was do niczego zmuszać.
- Daj spokój, chętnie was bliżej poznamy.
- Dokładnie... Jesteśmy sąsiadami, musimy sobie pomagać.
- Fajne z was chłopaki. - zaśmiał się Rowoon, przybijając sobie z nimi piątkę - Dobra, lecę do Chaniego.
- Poczekaj.
- Tak?
- On jest taki zamknięty w sobie czy... o co chodzi?
- Po prostu jest nieśmiały... potrzebuje czasu.
- Mhm, no rozumiem.
- Rowoon... - otworzyłem drzwi, wzdychając teatralnie.
- Już idę. Na razie. - Hyung wszedł do sklepu, łapiąc mnie w talii - Co bierzemy?
- Cokolwiek. - burknąłem, czując jak się we mnie gotuje.
- Ty nie lubisz słodkiego, to postawimy na chrupki.
- Mhm.
- Co jest kotek?
- Serio? Musiałeś to zrobić?
- Ale o co ci chodzi?
- O co mi chodzi... o to, co odwaliłeś przed sklepem.
- To ja powinienem być zły o to, że mnie przedstawiłeś jako swojego brata.
- Nie wiesz kto to Rowoon. Co jeśli to ludzie pokroju Yoongiego? Sami powiedzieli, że to małe miasto i większość ludzi się tutaj zna. Wiesz co by było, jakby się rozniosła tutaj plotka, że ich nowi sąsiedzi to geje?
- No dobrze, masz rację.... ale i tak mimo wszystko uważam, że powinieneś dać im szansę i się z nimi zakumplować.
- Nie potrzebuję kolegów. - chłopak westchnął, ładując do koszyka jakieś chrupki.
- Chani, ja tu będę tylko na weekendy. Będziesz przez pięć dni sam... musisz kogoś poznać.
- Czemu akurat jakiś łebków z pod sklepu?
- Skarbie, zaufaj mi, okej? Przyjdą do ciebie w poniedziałek... oprowadzą cię po mieście, pogadacie sobie. Jeśli ci się nie spodobają, to osobiście ich pogonię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - szepnął, całując mnie w głowę.
- Niech ci będzie.
- To teraz mi powiedz, na co masz ochotę.
- Hmm... może czipsy krabowe i... nongshim taco.
- Same rybne rzeczy?
- Takie lubię najbardziej. - uśmiechnąłem się, trącając laską o jedną z półek. Po chwili usłyszałem trzask tłuczonego szkła, które sprawiło, że mało nie umarłem ze strachu - Boże, przepraszam.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem za plecami głos jakiejś kobiety... pewnie ekspedientki.
- Mój brat stłukł colę... odkupię ją.
- Przepraszam. - ukłoniłem się, czując jak robi mi się gorąco.
- Ahh... nic się nie stało, nie przejmuj się... To wy wprowadziliście się do domu tuż przy plaży.
- Wow... widzę, że rzeczywiście plotki szybko się rozchodzą po tym mieście. - zaśmiał się Rowoon, prowadząc mnie w stronę kasy.
- Tak, to niewielkie miasto. Większość ludzi się tutaj zna... skąd przyjechaliście? - zapytała, kasując nasze zakupy.
- Z Seoulu.
- Ze stolicy przywiało was akurat tutaj?
- Tak... mój brat potrzebuje spokoju, a nie miejskiej dżungli.
- No tak, rozumiem... 12 tysięcy wonów skarby.
- A policzyła pani colę?
- A tam... to był wypadek, nic się nie stało. - Rowoon uśmiechnął się, wręczając kobiecie pieniądze.
- Dziękujemy. Do widzenia.
- Do widzenia chłopcy. - dziwnie zaczynam się tutaj czuć. Naprawdę... czuję, że coś jest nie tak z tym miejscem. Ruszyliśmy w stronę domu. Rowoon narzucił mi na głowę kaptur, po czym ponownie wziął mnie na barana.
- Powiem ci, że to Sokcho wydaje się być bardzo sympatyczne.
- Ta... żebyś się nie przeliczył.
- Co znowu ci nie pasuje?
- Ci ludzie są dziwni... tacy ciekawscy... poza tym, co to znaczy, że "znowu coś mi nie pasuje"?
- Oj Chani... dobrze wiesz o czym mówimy.
- No wybacz, masz upierdliwego chłopaka.
- To już wiem... ale za to jakiego kochanego.
- Pf... mogłeś zaprzeczyć.
- Nie lubię kłamać. - zaśmiałem się, podgryzając jego kark - Ałaaa.
- Menda.
- Poczekaj no.. dam ci mendę, jak wrócimy do domu.
- Ta? I co niby zrobisz?
- Będę cię torturował.
- Jak? - Rowoon postawił mnie na ziemi, po czym złapał mnie za twarz, muskając niemalże niewyczuwalnie wargami moje usta - Daj buzi.
- Y y.
- No Rowoon. - stanąłem na palcach, szukając jego warg... naprawdę miałem teraz ogromną ochotę na to, by go pocałować.
- Poczekaj... to dopiero początek mojej mendowatej gry.
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Super! Wreszcie normalna para. Mam nadzieję, że nie będą mieli żadnych kłopotów w tym Sokcho. Czekam na kolejną część❤️Hwaiting!
OdpowiedzUsuńpodpisuje się pod tym!
UsuńOMO 😍 UWIELBIAM! 💞💞💞
OdpowiedzUsuńBoże jak ja cię kocham za ten rozdział ❤❤❤
OdpowiedzUsuńNiby w wszystko super ale znając ciebie w następnym znowu coś się odwali xd
Powodzenia w pisaniu