11 kwietnia 2018

Od nowa~cz.10 [Rowoon&Chanhee-Koniec]





- Nic nie powiesz? - westchnąłem, zaciskając dłonie na materiale spodni.
- Gratuluję. - szepnąłem, czując jak w środku mnie wszystko się sypie. Dlaczego Rowoon nic mi o tym nie powiedział? Mógł chociaż jakoś mnie przygotować na tą wiadomość. I dlaczego musi tam lecieć z Minjae?! Ten fakt chyba irytuje mnie najbardziej.
- Chani... nie podjąłem jeszcze decyzji.. - Rowoon złapał mnie za rękę, jednak pospiesznie ją zabrałem - Chanhee.
- Pójdę już. - burknąłem, wstając niezdarnie od stołu.
- No co ty, Chani. Zaraz przyniosą nam jedzenie.
- Gdzie ty chcesz niby iść? - mój chłopak złapał mnie mocno za nadgarstek, tak, że nie miałem możliwości zabrania ręki.
- Puszczaj. 
- Nie dojdziesz sam do domu. 
- Puść mnie do cholery. - wyrwałem rękę, starając się jak najszybciej wyjść z knajpy. Pytanie tylko, co dalej? Ruszyłem przed siebie, machając laską na wszystkie strony. W zasadzie było mi wszystko jedno dokąd idę... chciałem być jak najdalej od Minjae i Rowoona, by ochłonąć i jakoś to wszystko przetrawić. Przecież chciałem, by Rowoon poszedł na sesję z tym dupkiem... sam go w to wepchnąłem. Nie sądziłem jednak, że jakaś agencja zechce wywieźć go aż do Japonii.
Po kilku minutach takiego "spacerku", usłyszałem jadący za sobą samochód. Nie wierzę, że nie miał jak mnie wyminąć. Mimo to zszedłem mu z drogi, czekając aż ten przejedzie.
- Możesz mi powiedzieć, co ty tu do cholery robisz?
- Tata?
- Co ty tu robisz? Gdzie jest Rowoon? - ojciec zatrzymał się, po czym pomógł mi wejść do samochodu.
- Nie ważne.
- Nie wierzę, że sam tu przyszedłeś... Zostawiłem was tylko na dwie godziny, a ciebie wywiało aż tutaj? Co by było jakbym cię nie znalazł? 
- Za dużo gadasz... - burknąłem, otwierając sobie okno.
- Chani... uważaj co i do kogo mówisz.
- Przepraszam... przepraszam, ale jestem wściekły...
- To już zdążyłem zauważyć. Mów, o co chodzi. 
- Nie chcę. 
- Wiesz jak to działa synek... jak się wygadasz, to ci ulży. - wziąłem głęboki oddech, przytakując.
- Rowoon był dzisiaj na tej sesji z Minjae.
- Oo i jak?
- Jak wrócił, nie chciał mi powiedzieć jak było. Potem przyjechał do nas Minjae i zabrał nas na kolację... no... z której wyszedłem. 
- Dlaczego? Co się stało?
- To się stało, że ta agencja, w której pracuje Minjae, zaproponowała Rowoonowi kontrakt...
- Poważnie? No to rewelacja, dlaczego się nie cieszysz?
- Cieszę się... ale chcą go wywieźć do Tokio... - ojciec westchnął, głaszcząc mnie po głowie.
- Chanhee... sam mówiłeś, że to jest dla niego szansa...
- Tak, wiem... ale nie sądziłem, że wyjedzie tak daleko.
- A podjął już decyzję? Wprost ci powiedział, że poleci do Tokio?
- No nie... nie podjął jeszcze decyzji. 
- Czyli...
- Tato? - pociągnąłem nosem, wystawiając rękę za okno - Będę złym chłopakiem, jak zabronię mu tego wyjazdu?
- Moim zdaniem powinieneś dać mu wolną rękę... wiem, że to będzie dla ciebie bolesne, ale skoro ci na nim zależy, to powinieneś mu pozwolić się spełniać. 
- On nigdy nie rozważał takiej opcji żeby zostać modelem. 
- Do tej pory nie... ale jak dostał tak poważną propozycję...
- Dobra, nie mówmy o tym.
- Najpierw porozmawiaj o tym spokojnie z Rowoonem... później będziemy się dopiero martwić. 


*

                      Leżałem w łóżku, wsłuchując się w tykanie zegara. Nie mam pojęcia, która była godzina, ale chyba było dość późno, gdyż już od dłuższego czasu nie słyszałem krzątającego się taty. Chciałbym zasnąć, ale nie potrafię. Nie zasnę dopóki Rowoon nie wróci do domu. Nie mam dzisiaj ochoty z nim rozmawiać... nie chcę się kłócić i mówić, co jest dla niego dobre, a co złe. Chcę tylko mieć pewność, że jest już cały i zdrowy w domu. Kto wie jak skończy się ta ich jazda po... zaraz... przecież te oszołomy piły soju. Sięgnąłem pospiesznie po telefon, wybierając numer mojego chłopaka.
- Jeszcze nie śpisz? - odetchnąłem, wypuszczając z płuc powietrze.
- Gdzie jesteś?
- Pod domem. Za sekundę będę.
- Okej. - rozłączyłem się, czując jak w sekundę schodzi ze mnie cały stres. Cholera wie, ile wypili alkoholu. Przecież ten kretyn - Minjae, mógł zabić mojego chłopaka.
- Jestem. - usłyszałem cichy głos Rowoona i dźwięk zamykanych za nim drzwi.
- To dobrze... dobranoc. - owinąłem się kołdrą, odwracając się plecami do chłopaka. Po chwili poczułem jak ten kładzie się za mną, mocno mnie przytulając.
- Czekałeś na mnie? 
- Śmierdzisz alkoholem. 
- Mm no wiem. - mruknął, całując mnie w kark - Przepraszam. 
- Chciałbym już iść spać. - Hyung westchnął, wtulając twarz w mój kark.
- Chcę tylko żebyś wiedział, że nigdzie się nie wybieram... Nie zostawię cię. - i to jest ten moment, w którym teoretycznie powinienem się cieszyć, jednak te słowa wzbudziły we mnie jedynie poczucie winy.
- Wolisz zgnić na tym zadupiu? 
- Wolę być tam, gdzie ty.
- Przestań... nie chcę teraz o tym rozmawiać. 
- A kiedy? Jutro jadę do Seoulu, Chani. 
- Sam? Czy z Minjae? - chłopak zamilkł, co było wystarczającą odpowiedzią. Parsknąłem jedynie śmiechem, odtrącając jego rękę - Głupio pytam. - wstałem z łóżka, owijając się kocem.
- Chanhee, on ma w poniedziałek sesję...
- Nie interesuje mnie to, naprawdę. - sięgnąłem po laskę, idąc powoli w stronę drzwi.
- Dokąd idziesz?
- Na kanapę.
- Co? Nie żartuj. 
- Wyglądam jakbym żartował? 
- Kociu, no proszę cię...
- Dobranoc. - burknąłem, wychodząc z pokoju.

*

                         Obudziłem się, słysząc jak ktoś krząta się po kuchni. Przeciągnąłem się, czując potworny ból w plecach... ewidentnie spanie na kanapie mi nie służy.
- Auć. - syknąłem, masując dół pleców.
- Bolą plecki? - skinąłem głową, siadając z grymasem na twarzy - Proszę... łyk kawki i zaraz zrobię ci masaż. 
- Dzięki. - burknąłem, upijając łyk gorącego napoju. Rowoon pocałował mnie w czoło, głaszcząc mnie przy tym po policzku.
- Niewyspane maleństwo, to złe maleństwo.
- Nie... zdradzone maleństwo, to złe maleństwo... - oddałem chłopakowi kubek, kładąc się pospiesznie na brzuchu - Masuj. 
- Chani, nie zdradziłem cię. 
- Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. - Rowoon wziął głęboki oddech, masując dokładnie moje plecy - Powinieneś jechać do tego Tokio.
- Chanhee...
- Poczekaj... daj mi powiedzieć... Po pierwsze, zabolało mnie to, że dowiedziałem się o tym wszystkim od Minjae, a nie od ciebie... Po drugie, nie podoba mi się to, że ten dupek się do ciebie przystawia...
- Co? - chłopak parsknął śmiechem, masując moje barki.
- Po trzecie... tak, ten wyjazd to dla ciebie ogromna szansa. Będę za tobą tęsknił... i to bardzo... ale wiem, że.. chyba będziesz szczęśliwy.
- To teraz ja coś powiem kociu... Chciałem ci o wszystkim powiedzieć, ale wtedy powiedziałeś mi o Busan i tym lekarzu i zupełnie nie myślałem o jakimś modelingu... Po drugie, Minjae to bardzo fajny chłopak, ale on jest moim kolegą... nic więcej... I po trzecie. - Rowoon kucnął, całując mnie w ucho - Nie będę szczęśliwy w tym Tokio, bo nie będzie tam ciebie. 
- Rowoon, to jest twoja szansa...
- Przestań Chanhee... Chcę iść normalnie na studia, mieszkać na zadupiu i mieć przy sobie najcudowniejszego chłopaka na świecie... no i fajnego teścia. - uśmiechnąłem się, głaszcząc go po policzku - Kocham cię. Nie wyobrażam sobie wyjazdu do Tokio, na kij wie jak długo... Mam teraz wszystko czego potrzebuję... nie chcę nic zmieniać. - usiadłem dość leniwie, układając dłonie na twarzy Hyunga.
- Przemyśl to jeszcze.
- Nie muszę... od samego początku wiedziałem, że nigdzie nie pojadę.
- Naprawdę? 
- Naprawdę. - szepnął, całując mnie w czoło - I wiesz co?
- Co?
- Nie mogę już się doczekać przyszłego piątku. - uśmiechnąłem się, wtulając się w Rowoona.
- Mam nadzieję, że Minjae mi ciebie nie zabierze...
- Nie ma opcji. Pojadę z tobą do Busan choćby się waliło i paliło.
- Ogólnie mówię... 
- Chani... 
- Ooo dzień dobry chłopcy. 
- Dzień dobry teściu.
- Aishh ty dzieciaku. - Hyung zaśmiał się, głaszcząc mnie po dłoniach - A ty co Chanhee? Spałeś na kanapie?
- Nie... dopiero tu przyszedłem. 
- Mhm... co jemy na śniadanko? 
- Już wszystko przygotowałem. Niech pan idzie na taras, zaraz przyjdziemy.
- Ooo śniadanko na tarasie... idealnie. - Rowoon spojrzał na mnie, głęboko wzdychając.
- Skarbie, nie zdradziłem cię i nie zdradzę. Z tego co wiem, Minjae gustuje w dziewczynach więc nie ma opcji żeby do mnie startował. - skinąłem jedynie głową - Wierzysz mi?
- Wierzę... tylko proszę cię, uważaj na niego.
                     Po śniadaniu poszedłem z moim chłopakiem nad wodę. Przesiedzieliśmy tam cały dzień, rozmawiając, wygłupiając się i generalnie rzecz biorąc, ciesząc się wspólnie spędzonym czasem. Koło 17-tej wróciliśmy do domu. Rowoon musiał się spakować, by wrócić do tego cholernego Seoulu.
- Rowoon! Minjae przyszedł! - westchnąłem, otwierając okno w pokoju.
- Już schodzę na dół! - chłopak objął mnie, całując mnie w kark - Chodź... pożegnasz się ze mną. 
- Chyba lepiej będzie, jak pożegnamy się tutaj. - szepnąłem, zarzucając ręce na jego szyję.
- Musisz stanąć na palcach krasnalu, bo do ciebie nie dosięgam.
- Ha ha ha... bardzo śmieszne. - wspiąłem się na palce, wbijając się w wargi chłopaka. Jeszcze nie wyjechał, a już cholernie za nim tęsknię - Kocham cię Rowonnie. 
- Też cię kocham skarbie... i wiesz co ci powiem?
- Co takiego?
- Przyjadę do ciebie we czwartek po szkole... co ty na to?
- Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?
- Raczej nie. - mruknął, całując mnie w czoło - Chodź. Odprowadzisz mnie. - gdy zeszliśmy na dół, Rowoon przybił piątkę z Minjae, po czym poszli do samochodu mojego chłopaka, zanieść bagaże.
- Co oni robią? - zapytałem, łapiąc ojca za koszulkę.
- Hmm... Minjae jakoś tak... nie wiem synek, nie znam się, ale dziwnie to wygląda.
- Wiedziałem... - warknąłem, schodząc z werandy - Minjae.
- Co tam?
- Co tam? Odwal się od Rowoona, dobrze ci radzę!
- Słu... słucham?
- Chanhee, co w ciebie wstąpiło? 
- Chani... ja wiem, że ty i Rowoon jesteście blisko, ale...
- Gówno wiesz...
- Chanhee! - mój chłopak złapał mnie za ramię, odciągając mnie od Minjae.
- Przestań mącić mu w głowie i przestań się do niego przystawiać, rozumiesz? Zawiezie cię do Seoulu i na tym wasza znajomość ma się skończyć...
- Myślę, że Rowoon sam o tym zadecyduje. 
- Trzymaj łapy z dala od mojego... mojego brata. - warknąłem, wracając do domu.
- Przepraszam... ja... poczekaj na mnie. - Rowoon pobiegł za mną, łapiąc mnie za nadgarstek - Co to miało być?
- A co? Czyżbym ci zniszczył jakieś plany?
- Co ty mówisz? Przecież już o tym rozmawialiśmy. - wziąłem głęboki oddech, odwracając głowę.
- Przepraszam... ale jestem o ciebie zazdrosny.
- Chani, nie możesz się tak zachowywać, zrozum. 
- Przeprosiłem cię.
- Ale to nie mnie powinieneś przepraszać.
- Nie Rowoon... nie mam do niego za grosz szacunku i nie odezwę się już do niego ani słowem. 
- Co mam do cholery zrobić, żebyś mi uwierzył, że cię nigdy nie zdradzę?
- Jedźcie już Rowoon, ja z nim pogadam. - mój ojciec złapał mnie za ramię, ciągnąc mnie do tyłu.
- Tak chyba będzie lepiej... 
- Tato, nie wtrącaj się. 
- Kocham cię Chani... do widzenia. 
- Do widzenia. 


*

- Denerwujesz się?
- Jak cholera. - westchnąłem lądując w ramionach Rowoona. Była sobota. Od wczoraj jesteśmy w Busan - ja, Rowoon i mój tata. Wczoraj przeszedłem rozmowę z psychologiem i całą masę badań i właśnie czekaliśmy na wyniki. Pewnie jesteście ciekawi, co z Minjae, Rowoonem i tym, że tak naskoczyłem na tego chłopaka. Cóż... przeszedłem z moim chłopakiem baaardzo poważną rozmowę, po której w końcu zrozumiałem, że ten wariat świata poza mną nie widzi i nigdy w życiu nie zrobiłby niczego, co by mnie skrzywdziło. Co do Minjae... mój chłopak nadal się z nim kumpluje. Można by powiedzieć, że są przyjaciółmi. Nie powiem żeby mi się to podobało, ale stwierdziłem, że odpuszczę i dam mu wolną rękę. Nie mam prawa wybierać mu znajomych.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry doktorze. - mój ojciec wstał gwałtownie, podając rękę mojemu lekarzowi - Wiadomo już coś?
- Tak, proszę się uspokoić. 
- Co? - uniosłem głowę, czując jak przyspiesza mi serce - Są już wyniki? 
- Mhm... wszystko już jest jasne. Mogę cię prosić Chani?
- Samego? Możemy wejść z nim?
- Chciałbym porozmawiać najpierw z Chanim. Zaraz panów zawołam. - mężczyzna chwycił mnie pod rękę, po czym zaprowadził mnie do gabinetu. Czułem jak z nerwów się rozklejam. Mimo że nic jeszcze nie wiedziałem, po moich policzkach spływały łzy - Dlaczego płaczesz? - usiadłem na jakimś krześle, wycierając niezdarnie policzki.
- Przepraszam... trochę się denerwuję. 
- Czym?
- Wynikami..
- Mhmm.. rozumiem. Jeśli udałoby nam się coś z tym zrobić, kogo chciałbyś najbardziej zobaczyć? - zacisnąłem dłonie na spodniach, czując jak płaczę jeszcze bardziej.
- Tatę i... mojego... mojego brata. - aishh, to jest takie męczące. Ale z drugiej strony po co mam trąbić na lewo i prawo, że jestem gejem?
- Nie mam serca trzymać cię dłużej w niepewności... Zrobimy operację. - uniosłem głowę, głęboko oddychając.
- A... ale jak? Mogę odzyskać wzrok?
- Podejmiemy się próby Chani. Mamy 70% szans na to, że odzyskasz wzrok w lewym oku. Sprawa prawego oka wygląda nieco gorzej... wszystkie nerwy są bardzo mocno uszkodzone. Oczywiście możemy próbować, ale... Chanhee, w porządku? - skinąłem jedynie głową, trzęsąc się z nadmiaru emocji - Chani... jestem twoim lekarzem i muszę być z tobą szczery. To prawe oko...
- Nie... przepraszam, ale to ze szczęścia. - pociągnąłem nosem, czując jak mężczyzna głaszcze mnie po ramieniu - Jakbym odzyskał wzrok w jednym oku... żebym mógł zobaczyć cokolwiek... będę najszczęśliwszą osobą na świecie. 
- No to co chłopaku? Idę po twojego tatę i brata... niech wiedzą, co was niedługo czeka.


*

                        Od mojej operacji minęły trzy tygodnie. Zaraz po wynikach, lekarz zajął się przygotowywaniem mnie do zabiegu. Musiał zostać w Busan przez cały tydzień. Wiecie, co jest najlepsze? Rodzice Rowoona zgodzili się na to, by został ze mną i uwaga... osobiście przyjechali mnie odwiedzić. Jego mama dała mi bardzo dużo wsparcia i miłości... jest to coś, czego bardzo potrzebowałem. Później przez dwa tygodnie byłem w Sokcho. Chodziłem z bandażem na oczach, przez co tata i Rowoon śmiali się ze mnie, że wyglądam jak kryminalista, którego dziennikarze nie chcą do końca ujawnić. 
- Jak tam Chanhee? Jesteś gotowy? - siedziałem w gabinecie lekarza, trzymając kurczowo rękę Rowoona. 
- Chyba nie. 
- Niech pan mu zdejmie te bandaże, bo za moment stracę krążenie w ręce. - mężczyzna zaśmiał się, przygotowując jakiś sprzęt.
- Słyszysz Chanhee? Zostałeś przegłosowany.
- Będzie dobrze synku, nie bój się. - powiedział ojciec ściskając moją drugą dłoń.
- Panowie... decyzja należy tylko i wyłącznie do Chaniego. - zaprzeczyłem skinieniem głowy, biorąc głęboki oddech - Chcesz jeszcze poczekać?
- Tak.
- Chani, nie ma na co czekać... Na pewno wszystko się udało. - Hyung pocałował moją rękę, uśmiechając się - Jestem pewien, że za moment się zobaczymy. 
- A jak nie?
- To nadal będę kochać cię tak mocno jak teraz i cały czas będę przy tobie... nie bój się. - skinąłem głową, przełykając z trudem ślinę.
- To jak? Ściągamy?
- Tak. - poczułem jak mężczyzna ściąga z mojej twarzy delikatny kawałek materiału. Moje serce biło tak szybko jak podczas pierwszego zbliżenia z Rowoonem - inaczej mówiąc, czułem, że jestem bliski zawału.
- Mhm. Chanhee, posłuchaj mnie uważnie. Otwórz najpierw prawe oko, dobrze? Tylko prawe. 
- Już?
- Tak. - ścisnąłem mocniej dłonie taty i Hyunga, otwierając dość niepewnie prawe oko - Nic... - szepnąłem, czując jak się rozklejam.
- Ale nie płacz, Chanhee. Uspokój się. Pamiętasz naszą rozmowę? Mówiłem ci, że z prawym okiem mogą być problemy. - skinąłem jedynie głową - Nie bój się. Otwórz teraz drugie oko.... tylko bardzo ostrożnie, okej? 
- Okej. - skinąłem głową, otwierając bardzo niepewnie lewe oko. Gdy poczułem uderzające w nie białe światło, zamknąłem je pospiesznie, łapiąc się za głowę.
- Chyba sukces. - zaśmiał się lekarz, przemywając mi czymś powieki.
- Jak... on widzi? - zdziwił się ojciec, łapiąc mnie przy tym za rękę - Chani, ty widzisz?
- Nie wiem... strasznie mnie coś razi.
- Rowoon, zgaś proszę światło. - powiedział lekarz, zasuwając w międzyczasie rolety.
- Jasne. 
- Dobra Chanhee... spróbuj jeszcze raz. - wziąłem głęboki oddech, otwierając ponownie oczy. Widziałem jedynie zamazane kształty wśród otaczającej mnie ciemności - Możesz mieć lekko zamazany ten obraz, ale z czasem to przejdzie.
- I jak Chani?
- Chanhee, powiedz coś. - skinąłem jedynie głową, czując jak po policzkach spływają mi łzy - Widzisz?
- Tak. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, będąc w tak ogromnym szoku, że nie byłem w stanie wydusić z siebie nic więcej.
- Boże, rewelacja! Chani, nie płacz.
- Ja panów na chwilę zostawię. - doktor wstał, kierując się do drzwi - Za moment wrócę. 
- Hej... synku.. - mrugnąłem kilkakrotnie, zerkając niepewnie na tatę.
- Nic się nie zmieniłeś. - szepnąłem wzruszony, lądując w jego ramionach.
- Jestem taki szczęśliwy Chani... zobaczysz, że teraz wszystko będzie dobrze. Zaczniesz wszystko od nowa. - skinąłem jedynie głową, nie mogąc się od niego oderwać. Tak bardzo tęskniłem za widokiem tego staruszka. Wtedy też poczułem jak Rowoon głaszcze mnie po tyle głowy.
- Chani... - odwróciłem się niepewnie, widząc przed sobą strasznie wysokiego, niesamowicie przystojnego chłopaka... zamurowało mnie. Czułem, że chłopak, z którym jestem jest bliski ideału... ale nie sądziłem, że człowiek idealny jednak istnieje - Hej... co z tobą? - gdy się uśmiechnął, poczułem przyjemne mrowienie w brzuchu i szybsze bicie serca.
- To ja wyjdę. - tato wyszedł pospiesznie z sali, zostawiając nas samych.
- Chani, to ja... poznajesz? - chłopak kucnął przede mną, łapiąc mnie za dłonie, które po chwili przyłożył do swojej twarzy - Poznajesz mnie? - skinąłem głową, nieśmiało się przy tym uśmiechając - Chodź tu. - Hyung wtulił mnie w siebie, całując mnie w głowę.
- Ja... nie wiem... nie wiem, co powiedzieć. 
- To co czujesz. - spojrzałem na chłopaka, czując jak moja zapłakana twarz, pokrywa się rumieńcem.
- Jesteś... wow.
- Ooo... to chyba najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek w życiu dostałem. - tak, to mój Rowoon. Zaśmialiśmy się, po czym wspiąłem się na palce, nieśmiało go całując. Byłem w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie. W końcu mogłem zobaczyć, kogo nazywam mianem swojego chłopaka. Powiem wam, że byłem w totalnym szoku. W życiu nie pomyślałbym, że taka osoba zwróci na mnie uwagę.
                        Dzięki tej operacji, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Dzięki niej staram się czerpać z każdej chwili jak najwięcej. Biorę z życia to, co najlepsze i z każdym kolejnym dniem czuję się coraz lepiej. Siniaki na moich powiekach i twarzy już się zagoiły i teraz mogę stwierdzić, że... cóż... jestem całkiem przystojny.
Z powodu egzaminów, Rowoon nie przebywał ostatnio w Sokcho, jednak zaraz po napisaniu ich, przyjechał do mnie, by złożyć papiery na tą malutką, śmieszną uczelnię. Mimo tego, że odzyskałem wzrok w lewym oku, mój tato nie chciał puścić mnie na studia do innego miasta. Jak mam być szczery, absolutnie mi to nie przeszkadza. Mieszkam w tak pięknym miejscu, że za nic w świecie nie chciałbym go opuszczać.
Jaka wynika z tego "lekcja"? Hmm... może, że absolutnie żadna z naszych "niedoskonałości" nie jest w stanie zepchnąć nas na margines? Że mimo tego, że posiadamy jakąś "wadę", zasługujemy na wszystko, co najlepsze, jak na przykład miłość? Może też, że żaden z naszych kompleksów nie powinien nas przed niczym hamować i że mimo to powinniśmy próbować absolutnie każdej rzeczy? Cóż... przemyślenia zostawiam Wam kochani. Trzymajcie się!


~Koniec.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


4 komentarze:

  1. Szkoda, że już koniec, ale cieszę się, że skończyło się to tak, a nie inaczej
    Opowiadanie cudowne jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No i co ja moge innego napisac niz "woow" "swietne" itp, itd? Idealnie Ci to wyszlo 💕

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że tak szybko skończyłaś, ale cieszę się z tego happy endu:-) Naprawdę wspaniałe opowiadanie❤️❤️❤️

    Czy następny paring może być Hanjoo albo coś z Zelo? Proszę :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja reakcja na słowo Koniec w tytule to chyba największe rozczarowanie jakie mogło być xd
    Ale
    Teraz po przeczytaniu rozumiem że zakończenie tego opowiadania jest jedynym słusznym rozwiazaniem a zakończenie go w ten sposób to był chyba szczyt moich marzeń
    Dziękuję ci bbbb za to że było to tak długie i już czekam na następne
    :-*
    Ps. Czy rozwazalas może paring kenta x donghan jako ten na następny czy mamy oczekiwać innej niespodzianki

    OdpowiedzUsuń