Znów zacząłem chodzić do szkoły. O dziwo nikt nie wypomina mi imprezy sprzed dwóch tygodni. Z tego co wiem, Yoongi siedzi w areszcie i czeka go proces za handel narkotykami, za bójki, za zmuszanie nieletniego do przyjmowania narkotyków i za zmuszanie mnie i Rowoona do "publicznego uprawiania seksu, wbrew naszej woli". Tak, tak zostało to nazwane w protokole.
- Dzień dobry Chanhee. - uniosłem głowę, widząc stojącą nad sobą wychowawczynię. Wstałem, głęboko się jej kłaniając - Usiądź proszę. - nauczycielka zajęła miejsce obok mnie. Zacisnąłem dłoń na lasce, lekko się denerwując. Miałem nadzieję, że Rowoon przyjdzie wkrótce do szkoły i wybawi mnie z tej niezręcznej sytuacji. Tylko przy nim czuję się pewnie - Dobrze cię widzieć... jak się czujesz?
- Lepiej... dziękuję.
- Jeśli źle się poczujesz... albo będziesz chciał porozmawiać... zawsze będę do twojej dyspozycji. - skinąłem głową, wzdychając - Jest mi naprawdę bardzo przykro Chani.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć... ale nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Rozumiem... a jak czuje się Rowoon?
- Lepiej... rodzice nam dużo pomagają.
- Bardzo dobrze.
- A... czy ktoś w szkole... wie pani... dużo osób o tym mówi?
- Nie kochanie, nie martw się. Nikt już o tym nie pamięta.
- Dzień dobry.
- O, dzień dobry. - Rowoon. Uniosłem głowę, widząc jego rozmazaną, czarną sylwetkę - Cieszę się, że wróciliście do szkoły.
- W domu idzie zwariować z tego wszystkiego. - burknął, siadając obok mnie. Oparłem głowę o jego ramię, zamykając przy tym oczy - Jak tam?
- W porządku.
- Zostawię was. - nauczycielka wstała, chwilę się nam przyglądając - Będzie dobrze, głowa do góry. -Rowoon położył dłoń na moim udzie, delikatnie mnie po nim głaszcząc.
- Nie rób tak... zaraz będą gadać.
- Niech gadają. - złapałem go za rękę, kierując głowę w jego stronę.
- Chyba przynoszę ludziom pecha.
- Czemu tak mówisz?
- Tylko przyjechałem do Seoulu i już narobiłem ci problemów.
- Przestań tak mówić. To nie jest twoja wina...
- Ale...
- Po prostu o tym nie myśl, okej? Nie było tego.
- Chciałbym o tym zapomnieć, uwierz mi.
- No już. - Rowoon wtulił mnie w siebie, głaszcząc mnie po głowie - Seungjun idzie.
- Jaki wstyd... - westchnąłem, starając się go dopatrzeć.
- Cześć chłopaki.
- Cześć. - Seungjun usiadł obok nas, podając nam rękę.
- Jak tam?
- Lepiej, dzięki.
- Chani... - skinąłem jedynie głową, wstając z ławki - Powiedziałem coś nie tak?
- Nie... muszę iść do łazienki. - burknąłem, rozkładając laskę.
- Poczekaj, pójdę z tobą. - Rowoon złapał mnie za rękę, zatrzymując mnie.
- Nie... porozmawiaj z Seungjunem. Zaraz wrócę. - chyba źle zrobiłem wracając do szkoły. To za wcześnie. Niby ludzie nie gadają za moimi plecami, nikt się ze mnie nie nabija, ale to nie zmienia faktu, że czuję się paskudnie i najchętniej wróciłbym do domu. Zamknąłem się w jednej z kabin, po czym wyjąłem z plecaka leki uspokajające. Po wzięciu kilku tabletek, oparłem się o ścianę kabiny, głęboko wzdychając. To jakiś koszmar. Z jednej strony nie wyobrażam sobie kolejnej przeprowadzki - głównie ze względu na Rowoona - z drugiej jednak strony wiem, że dzięki temu bym choć na chwilę zapomniał i odetchnął od tego wszystkiego.
- Chanhee... jesteś tutaj?
- Tak.
- Otwórz drzwi. - sięgnąłem do zamka, po czym usiadłem ponownie na toalecie. Rowoon kucnął przede mną, uważnie mi się przyglądając - Co jest?
- Mógłbyś pomóc mi znaleźć telefon? Wrzuciłem go do plecaka i nie mogę go znaleźć.
- Jasne... ale coś się stało?
- Chcę wrócić do domu... Zadzwonię po tatę.
- Ja cię odwiozę.
- Zostań w szkole.
- Nie... powiedz mi, o co chodzi.
- O nic... chcę po prostu wrócić do domu. Pospieszyłem się z tą szkołą.
- Chani... ja wszystko rozumiem. Ale my za moment mamy egzaminy...
- Mam gdzieś te egzaminy, rozumiesz? - ukryłem twarz w dłoniach, głęboko oddychając - Mam głęboko w dupie te egzaminy...
- Chani...
- Wszystko mam w dupie... Chcę wrócić do domu... do domu.
- Rozumiem, uspokój się. - chłopak pogłaskał mnie po głowie, wzdychając - Zawiozę cię do domu, tylko się nie denerwuj.
*
- Połóż się. Zadzwonię do twojego taty, że jesteś w domu. - skinąłem głową, idąc leniwie do swojego pokoju. Niewiele myśląc zdjąłem z siebie mundurek i położyłem się do łóżka w samych bokserkach i koszulce. Leki, które wziąłem w szkole, w końcu zaczęły działać. Czułem się dużo spokojniejszy. Może spowodowane to było lekami... a może tym, że w końcu byłem w swoim pokoju, z dala od wszystkich? Nie wiem... grunt, że moja psychika w tym momencie odpoczywała - Nie jest ci zimno?
- Trochę. - Rowoon przykrył mnie kołdrą, głaszcząc mnie po głowie.
- Twój tato prosił żebym z tobą został. Wróci dopiero wieczorem.
- Nie Rowoon... nie możesz mnie non stop niańczyć. Wracaj do szkoły.
- Nie ma opcji, nie zostawię cię. - chłopak zdjął marynarkę od mundurka, po czym położył się za mną, mocno mnie przytulając.
- Zawalisz przeze mnie egzaminy.
- Ale zyskam zdrowego... silnego psychicznie przyjaciela. - szepnął, wtulając twarz w mój kark. Chwyciłem go za rękę, mocno za nią ściskając - Wiesz, że będziemy szli na studia w tym samym czasie?
- Mhm.
- Myślałeś już o jakimś kierunku?
- Zawsze chciałem studiować medycynę. Moja mama była lekarzem... była strasznie dumna kiedy mówiłem, że chcę iść w jej ślady. - westchnąłem, przykładając dłoń Rowoona bliżej ust - Nie wiem jak, ale zrobię to... nie mogę jej znowu zawieść...
- Znowu? Czemu tak mówisz?
- Grałem kiedyś na skrzypcach, wiesz? W dniu mojego pierwszego, dość poważnego koncertu, totalnie dałem ciała, a mama tak bardzo na to czekała... Po prostu po wyjściu na scenę tak się zestresowałem, że nie byłem w stanie wydać z tych skrzypiec najmniejszego, jednego dźwięku...
- Na pewno była cholernie dumna, że ćwiczyłeś i podjąłeś się próby zagrania na tym koncercie... jestem tego pewien. - mówiąc to jego wargi delikatnie pieściły mój kark - I jestem pewien, że dostaniesz się na medycynę i będziesz najlepszym lekarzem w Korei.
- Jestem ślepy Rowoon... - westchnąłem, zamykając powieki - Jestem bezużyteczny.
- Nie pozwalam ci tak mówić. Jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem jakiego znam. Nikt nie jest w stanie ci dorównać. - przekręciłem się dość leniwie na plecy, zerkając na zamazaną twarz przyjaciela.
- A ty?
- Ja?
- O czym myślałeś?
- Tylko o dziennikarstwie.
- Tylko? A jakim dziennikarzem chciałbyś być?
- Telewizyjnym... prezenter... coś w tym stylu. - ująłem twarz chłopaka w obie ręce, lekko się uśmiechając.
- Powiem ci, że reszta chętnych ma przed sobą ogromną konkurencję.
- Nie kokietuj.
- Nie kokietuję. - oburzyłem się, tarmosząc go za policzki.
- To boli matole. - Rowoon złapał mnie za nadgarstki, uśmiechając się - Zrobisz coś dla mnie?
- Zależy co.
- Zrobisz czy nie?
- Nie będę zgadzał się w ciemno.
- Chani no... - westchnąłem, przytakując.
- Niech ci będzie. O co chodzi?
- Zagrasz kiedyś dla mnie na skrzypcach. - moje serce zabiło szybciej. Nie grałem od ponad trzech lat... nie wiem czy znów potrafiłbym to zrobić.
- Chyba już nie umiem.
- Jestem pewien, że umiesz. - Rowoon nachylił się do mnie, całując mnie delikatnie w czoło.
- A to za co?
- Tak na zachętę. - zaczerwieniłem się, wtulając się w chłopaka.
- Zawstydzasz mnie.
- Jestem twoim Hyungiem... wolno mi robić takie rzeczy.
- Mhm.
- Myślałeś już o jakimś kierunku?
- Zawsze chciałem studiować medycynę. Moja mama była lekarzem... była strasznie dumna kiedy mówiłem, że chcę iść w jej ślady. - westchnąłem, przykładając dłoń Rowoona bliżej ust - Nie wiem jak, ale zrobię to... nie mogę jej znowu zawieść...
- Znowu? Czemu tak mówisz?
- Grałem kiedyś na skrzypcach, wiesz? W dniu mojego pierwszego, dość poważnego koncertu, totalnie dałem ciała, a mama tak bardzo na to czekała... Po prostu po wyjściu na scenę tak się zestresowałem, że nie byłem w stanie wydać z tych skrzypiec najmniejszego, jednego dźwięku...
- Na pewno była cholernie dumna, że ćwiczyłeś i podjąłeś się próby zagrania na tym koncercie... jestem tego pewien. - mówiąc to jego wargi delikatnie pieściły mój kark - I jestem pewien, że dostaniesz się na medycynę i będziesz najlepszym lekarzem w Korei.
- Jestem ślepy Rowoon... - westchnąłem, zamykając powieki - Jestem bezużyteczny.
- Nie pozwalam ci tak mówić. Jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem jakiego znam. Nikt nie jest w stanie ci dorównać. - przekręciłem się dość leniwie na plecy, zerkając na zamazaną twarz przyjaciela.
- A ty?
- Ja?
- O czym myślałeś?
- Tylko o dziennikarstwie.
- Tylko? A jakim dziennikarzem chciałbyś być?
- Telewizyjnym... prezenter... coś w tym stylu. - ująłem twarz chłopaka w obie ręce, lekko się uśmiechając.
- Powiem ci, że reszta chętnych ma przed sobą ogromną konkurencję.
- Nie kokietuj.
- Nie kokietuję. - oburzyłem się, tarmosząc go za policzki.
- To boli matole. - Rowoon złapał mnie za nadgarstki, uśmiechając się - Zrobisz coś dla mnie?
- Zależy co.
- Zrobisz czy nie?
- Nie będę zgadzał się w ciemno.
- Chani no... - westchnąłem, przytakując.
- Niech ci będzie. O co chodzi?
- Zagrasz kiedyś dla mnie na skrzypcach. - moje serce zabiło szybciej. Nie grałem od ponad trzech lat... nie wiem czy znów potrafiłbym to zrobić.
- Chyba już nie umiem.
- Jestem pewien, że umiesz. - Rowoon nachylił się do mnie, całując mnie delikatnie w czoło.
- A to za co?
- Tak na zachętę. - zaczerwieniłem się, wtulając się w chłopaka.
- Zawstydzasz mnie.
- Jestem twoim Hyungiem... wolno mi robić takie rzeczy.
*
- Tato. - wszedłem do kuchni. Był sobotni poranek... Mój ojciec siedział przy stole pijąc kawę i czytając na tablecie wiadomości ze świata.
- Wyspałeś się?
- Powiedzmy.
- Siadaj... dam ci kawę.
- Dzięki. - usiadłem przy stole, bawiąc się nerwowo palcami - Chciałbym z tobą pogadać.
- Jasne, a o czym?
- Chciałbym się ciebie zapytać... - wziąłem w dłonie ciepły kubek, głęboko wzdychając - Miałbyś coś przeciwko, jakbym wrócił do grania na skrzypcach?
- Mówisz poważnie? - skinąłem jedynie głową - Bardzo bym tego chciał... mama na pewno też. Pytanie tylko, czy aby na pewno tego chcesz?
- Wiesz... ostatnio rozmawiałem z Rowoonem o planach na przyszłość i... dopiero wtedy dotarło do mnie, że nigdy w życiu nie zostanę lekarzem. Myślałem o tym żeby po liceum pójść na National University of arts. - machnąłem ręką, spuszczając głowę - Tak tylko głośno myślę.
- Chanhee...
- Chciałbym zrobić coś dla mamy... Ona uwielbiała słuchać mnie jak gram.
- Tak, to prawda. Moim zdaniem Chani jest to rewelacyjny pomysł, tylko musisz mieć na uwadze jedną rzecz.
- Jaką?
- Wybierz taką uczelnię i taki kierunek, który naprawdę cię kręci. Studia mają być dla ciebie przyjemnością, a nie katorgą z przedmiotami, których nie znosisz.
- W zasadzie jestem zdecydowany.
- Ta uczelnia jest w Seoulu, prawda?
- Tak.
- Hm... widzę, że będę musiał porozmawiać o tym z szefem...
- W zasadzie rozmawiałem o tym z Rowoonem...
- I?
- Mówił, że też chce zostać na studia w Seoulu. Mógłbym się wprowadzić do niego i jego rodziców.
- Nie ma takiej opcji. - hm... a byłem pewien, że się zgodzi.
- Dlaczego?
- Chani... ja naprawdę nie chcę ci niczego wypominać...
- Tak wiem, jestem ślepy i co z tego? Jak widzisz, dobrze sobie radzę.
- Synu... studia to dorosłe, samodzielne życie...
- Jestem samodzielny, a ty niesprawiedliwy... trochę więcej wiary we mnie.
- Ale to nie chodzi o to. Wierzę w ciebie jak nikt inny... po prostu się o ciebie boję.
- Tato... weź też poprawkę na to, że za te pięć czy dziesięć lat i tak się rozejdziemy... może będę miał swoją rodzinę czy coś...
- Chani, ty masz dopiero 15 lat, o czym ty mówisz? Jesteś dzieckiem.
- Nastolatkiem... a ty nie możesz pogodzić się z tym, że dorastam. - wziąłem kubek z kawą, wstając gwałtownie od stołu.
- Chani...
- Idę pod prysznic... zaraz ma po mnie wpaść Rowoon. - ojciec westchnął, głaszcząc mnie po dole pleców.
- Dokąd zamierzacie iść?
- Nie wiem... ale nie chce nam się siedzieć w domu. - burknąłem idąc w stronę łazienki. Kocham mojego ojca jak cholera, ale niesamowicie wkurza mnie to, że nadal traktuje mnie jak dziecko. No okej, może nie wiadomo jak dorosły to nie jestem, ale mam już te "naście" lat i masę życiowego doświadczenia. Na to oczywiście nie zwróci uwagi. Jakby nie patrzeć, rozumiem też jego obawy... jakbym miał niewidome dziecko, też pewnie bałbym się zostawiać je w obcym mieście, ale z drugiej strony nigdy nie nauczę się dorosłości i samodzielności, będąc non stop pod jego opieką.
Po prysznicu i jako takim doprowadzeniu się do ładu, wyszedłem z łazienki słysząc rozmowę ojca z Rowoonem.
- Nie, proszę pana... mówiłem mu o tym zupełnie szczerze. Rozmawiałem już o tym z rodzicami i się zgodzili.
- Sam nie wiem... póki co tego nie widzę.
- Wie pan... jakby nie patrzeć czas nas goni. Zaraz egzaminy, a po nich trzeba będzie składać papiery na uczelnie.
- Rowoon... ja to wszystko rozumiem, ale on...
- Jest niewidomy, tak wiem... Ale to go nie wyklucza ze społeczeństwa i tego, by żył normalnie. Jest młody, chce spróbować swoich sił na National University of arts... Kiedy ma tego próbować jak nie teraz?
- Racja. - ojciec westchnął, siadając przy stole - Zgoda, pomyślę o tym. - cóż... z dnia na dzień coraz bardziej czuję, że jestem zbędny. Może inaczej... czuję, że jestem problemem dla ojca. Mówiłem wam, że mój tata jest wojskowym. Zawsze chciał mieć silnego syna, który swoją postawą będzie dumnie reprezentował nasz kraj i będzie dumą rodziny... tymczasem ma kalekę, którą musi się non stop zajmować. Kiedy odda mnie pod opiekę Rowoona i jego rodziców, spadnie mu ciężar z barków. Wtedy po jakimś czasie mój przyjaciel poczuje, że codzienne życie ze mną wcale nie jest tak łatwe i kolorowe. Czasami sobie myślę, że to moja mama powinna przeżyć wypadek... to ja powinienem zejść im z barków. Moi rodzice pewnie mieliby teraz uroczego dwulatka... może też Chanheego... kto wie.
- Hej, Chani. - westchnąłem, czując przed sobą silny zapach perfum Rowoona.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- W porządku? - skinąłem głową, rozkładając laskę. Ruszyłem zaraz za nią do przedpokoju. Jedyne czego chciałem, to jak najszybsze wyjście z domu - Później go odprowadzę, także nie musi pan się martwić.
- A dokąd idziecie?
- Zależy gdzie zechce iść Chanhee. - w ciszy nakładałem na siebie kurtkę, czapkę oraz resztę niezbędnych rzeczy - Chani...
- Tak, może być. - burknąłem, szukając klamki.
- A słyszałeś, co powiedziałem?
- Jestem ślepy, ale nie głuchy.
- Co się ugryzło?
- Szczerze? - wziąłem głęboki oddech, widząc przed sobą dwie, coraz bardziej rozmazane postaci. Nie chciałem martwić ojca, ani zawracać głowy Rowoonowi, ale z dnia na dzień widzę coraz gorzej. Lekarze mówili, że z upływem lat może tak się stać... nie sądziłem jednak, że nadejdzie to tak szybko - Irytuje mnie wasza troska... Wiem, że chcecie dobrze, ale nie róbcie ze mnie kaleki. Radzę sobie... naprawdę sobie radzę i dla waszej wiadomości... nie będę ciężarem dla żadnego z was. Pójdę na studia z dala od was, tak będzie najlepiej.
- Czekaj, Chanhee...
- Nie mówię tego dlatego, że cię nie lubię Rowoon, bo wiesz, że uwielbiam cię ponad wszystko i bardzo dużo ci zawdzięczam i właśnie dlatego nie chcę ci truć życia swoją osobą. - westchnąłem, najeżdżając dłonią na klamkę - Muszę się przejść.
- Idę z tobą.
- Zostaw... niech pobędzie chwilę sam. - westchnął ojciec, zatrzymując chłopaka. Wyszedłem z domu, kierując się alejką domków jednorodzinnych. Powinienem zniknąć. Nie mówię o samobójstwie, nie bójcie się. Wydaje mi się, że nie miałbym na tyle odwagi. Ale wyjazd do innego miasta, z dala od ojca i Rowoona wyszedłby im na dobre. Rowoon pewnie szybko by o mnie zapomniał... nauka, nowi ludzie, masa imprez. Ojciec pewnie ułożyłby sobie życie na nowo. Może poznałby nową kobietę, miał z nią dzieci... pewnie bardzo tego chce, a kto go hamuje? Ja.
- Wyspałeś się?
- Powiedzmy.
- Siadaj... dam ci kawę.
- Dzięki. - usiadłem przy stole, bawiąc się nerwowo palcami - Chciałbym z tobą pogadać.
- Jasne, a o czym?
- Chciałbym się ciebie zapytać... - wziąłem w dłonie ciepły kubek, głęboko wzdychając - Miałbyś coś przeciwko, jakbym wrócił do grania na skrzypcach?
- Mówisz poważnie? - skinąłem jedynie głową - Bardzo bym tego chciał... mama na pewno też. Pytanie tylko, czy aby na pewno tego chcesz?
- Wiesz... ostatnio rozmawiałem z Rowoonem o planach na przyszłość i... dopiero wtedy dotarło do mnie, że nigdy w życiu nie zostanę lekarzem. Myślałem o tym żeby po liceum pójść na National University of arts. - machnąłem ręką, spuszczając głowę - Tak tylko głośno myślę.
- Chanhee...
- Chciałbym zrobić coś dla mamy... Ona uwielbiała słuchać mnie jak gram.
- Tak, to prawda. Moim zdaniem Chani jest to rewelacyjny pomysł, tylko musisz mieć na uwadze jedną rzecz.
- Jaką?
- Wybierz taką uczelnię i taki kierunek, który naprawdę cię kręci. Studia mają być dla ciebie przyjemnością, a nie katorgą z przedmiotami, których nie znosisz.
- W zasadzie jestem zdecydowany.
- Ta uczelnia jest w Seoulu, prawda?
- Tak.
- Hm... widzę, że będę musiał porozmawiać o tym z szefem...
- W zasadzie rozmawiałem o tym z Rowoonem...
- I?
- Mówił, że też chce zostać na studia w Seoulu. Mógłbym się wprowadzić do niego i jego rodziców.
- Nie ma takiej opcji. - hm... a byłem pewien, że się zgodzi.
- Dlaczego?
- Chani... ja naprawdę nie chcę ci niczego wypominać...
- Tak wiem, jestem ślepy i co z tego? Jak widzisz, dobrze sobie radzę.
- Synu... studia to dorosłe, samodzielne życie...
- Jestem samodzielny, a ty niesprawiedliwy... trochę więcej wiary we mnie.
- Ale to nie chodzi o to. Wierzę w ciebie jak nikt inny... po prostu się o ciebie boję.
- Tato... weź też poprawkę na to, że za te pięć czy dziesięć lat i tak się rozejdziemy... może będę miał swoją rodzinę czy coś...
- Chani, ty masz dopiero 15 lat, o czym ty mówisz? Jesteś dzieckiem.
- Nastolatkiem... a ty nie możesz pogodzić się z tym, że dorastam. - wziąłem kubek z kawą, wstając gwałtownie od stołu.
- Chani...
- Idę pod prysznic... zaraz ma po mnie wpaść Rowoon. - ojciec westchnął, głaszcząc mnie po dole pleców.
- Dokąd zamierzacie iść?
- Nie wiem... ale nie chce nam się siedzieć w domu. - burknąłem idąc w stronę łazienki. Kocham mojego ojca jak cholera, ale niesamowicie wkurza mnie to, że nadal traktuje mnie jak dziecko. No okej, może nie wiadomo jak dorosły to nie jestem, ale mam już te "naście" lat i masę życiowego doświadczenia. Na to oczywiście nie zwróci uwagi. Jakby nie patrzeć, rozumiem też jego obawy... jakbym miał niewidome dziecko, też pewnie bałbym się zostawiać je w obcym mieście, ale z drugiej strony nigdy nie nauczę się dorosłości i samodzielności, będąc non stop pod jego opieką.
Po prysznicu i jako takim doprowadzeniu się do ładu, wyszedłem z łazienki słysząc rozmowę ojca z Rowoonem.
- Nie, proszę pana... mówiłem mu o tym zupełnie szczerze. Rozmawiałem już o tym z rodzicami i się zgodzili.
- Sam nie wiem... póki co tego nie widzę.
- Wie pan... jakby nie patrzeć czas nas goni. Zaraz egzaminy, a po nich trzeba będzie składać papiery na uczelnie.
- Rowoon... ja to wszystko rozumiem, ale on...
- Jest niewidomy, tak wiem... Ale to go nie wyklucza ze społeczeństwa i tego, by żył normalnie. Jest młody, chce spróbować swoich sił na National University of arts... Kiedy ma tego próbować jak nie teraz?
- Racja. - ojciec westchnął, siadając przy stole - Zgoda, pomyślę o tym. - cóż... z dnia na dzień coraz bardziej czuję, że jestem zbędny. Może inaczej... czuję, że jestem problemem dla ojca. Mówiłem wam, że mój tata jest wojskowym. Zawsze chciał mieć silnego syna, który swoją postawą będzie dumnie reprezentował nasz kraj i będzie dumą rodziny... tymczasem ma kalekę, którą musi się non stop zajmować. Kiedy odda mnie pod opiekę Rowoona i jego rodziców, spadnie mu ciężar z barków. Wtedy po jakimś czasie mój przyjaciel poczuje, że codzienne życie ze mną wcale nie jest tak łatwe i kolorowe. Czasami sobie myślę, że to moja mama powinna przeżyć wypadek... to ja powinienem zejść im z barków. Moi rodzice pewnie mieliby teraz uroczego dwulatka... może też Chanheego... kto wie.
- Hej, Chani. - westchnąłem, czując przed sobą silny zapach perfum Rowoona.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- W porządku? - skinąłem głową, rozkładając laskę. Ruszyłem zaraz za nią do przedpokoju. Jedyne czego chciałem, to jak najszybsze wyjście z domu - Później go odprowadzę, także nie musi pan się martwić.
- A dokąd idziecie?
- Zależy gdzie zechce iść Chanhee. - w ciszy nakładałem na siebie kurtkę, czapkę oraz resztę niezbędnych rzeczy - Chani...
- Tak, może być. - burknąłem, szukając klamki.
- A słyszałeś, co powiedziałem?
- Jestem ślepy, ale nie głuchy.
- Co się ugryzło?
- Szczerze? - wziąłem głęboki oddech, widząc przed sobą dwie, coraz bardziej rozmazane postaci. Nie chciałem martwić ojca, ani zawracać głowy Rowoonowi, ale z dnia na dzień widzę coraz gorzej. Lekarze mówili, że z upływem lat może tak się stać... nie sądziłem jednak, że nadejdzie to tak szybko - Irytuje mnie wasza troska... Wiem, że chcecie dobrze, ale nie róbcie ze mnie kaleki. Radzę sobie... naprawdę sobie radzę i dla waszej wiadomości... nie będę ciężarem dla żadnego z was. Pójdę na studia z dala od was, tak będzie najlepiej.
- Czekaj, Chanhee...
- Nie mówię tego dlatego, że cię nie lubię Rowoon, bo wiesz, że uwielbiam cię ponad wszystko i bardzo dużo ci zawdzięczam i właśnie dlatego nie chcę ci truć życia swoją osobą. - westchnąłem, najeżdżając dłonią na klamkę - Muszę się przejść.
- Idę z tobą.
- Zostaw... niech pobędzie chwilę sam. - westchnął ojciec, zatrzymując chłopaka. Wyszedłem z domu, kierując się alejką domków jednorodzinnych. Powinienem zniknąć. Nie mówię o samobójstwie, nie bójcie się. Wydaje mi się, że nie miałbym na tyle odwagi. Ale wyjazd do innego miasta, z dala od ojca i Rowoona wyszedłby im na dobre. Rowoon pewnie szybko by o mnie zapomniał... nauka, nowi ludzie, masa imprez. Ojciec pewnie ułożyłby sobie życie na nowo. Może poznałby nową kobietę, miał z nią dzieci... pewnie bardzo tego chce, a kto go hamuje? Ja.
*
- Wrócił. - od wejścia usłyszałem zaniepokojony głos Rowoona.
- Zajmiesz się nim. - znów to samo... nawet nie mam już siły na to reagować.
- No pewnie. Jakby coś się działo, to zadzwonię. - rozebrałem się, idąc leniwie w stronę swojego pokoju - Chanhee...
- Synu, wychodzę. - westchnąłem, odwracając się w kierunku ojca.
- Dokąd?
- Mam kolację służbową.
- Kolację? Już jest tak późno?
- Nie było cię cały dzień. - Rowoon podszedł bliżej mnie, uważnie mnie obserwując.
- Mhm... z kim ta kolacja? Z ludźmi z pracy czy twoją miłą przełożoną?
- Chani, ja...
- Nie tłumacz się... pozdrów ją ode mnie... - burknąłem przez zaciśnięte zęby, znikając za drzwiami pokoju. Nigdy nie pogodzę się z tym, że ojciec ma na oku nową kobietę i powoli zapomina o mamie, ale to jego życie... nie mogę się w nie wtrącać. Położyłem się na łóżku, głęboko wzdychając. Swoją drogą, gdzie ja byłem przez cały dzień? Wyszedłem rano, a wróciłem na noc... nie mam pojęcia gdzie chodziłem... Zamknąłem oczy, słysząc po chwili jak do pokoju wchodzi Rowoon. Nie wydał z siebie ani słowa. Położył się za mną, mocno mnie w siebie wtulając.
- Pogadamy? - szepnął, głaszcząc mnie po dłoniach.
- O czym?
- O wszystkim... o tym, co powiedziałeś dzisiaj rano.
- Nie ma o czym mówić.
- Tak? Ja myślę, że jest.
- Powiedziałem tylko to, co myślę.
- Irytuje cię to, że się tobą opiekuję?
- Krępuje... ty i ojciec traktujecie mnie jak dziecko.
- Bo nam na tobie zależy i się o ciebie boimy.
- Miło mi, naprawdę.... ale ja już swoje powiedziałem. Pójdę na studia gdzieś daleko od Seoulu i już.
- A co, jeśli ci na to nie pozwolimy? - przekręciłem się na plecy, spoglądając na Rowoona zapewne ostatni już raz.
- Nie chcę wyjść na chama, ale ty Rowoon masz tu niewiele do pow... - chłopak nachylił się do mnie gwałtownie, po czym zamknął mi usta swoimi wargami. Byłem w szoku, jednak mimo to nie potrafiłem zaprotestować. Odruchowo ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej, czując rozchodzące się po moim ciele ciepło - Co ty wyprawiasz? - szepnąłem, płonąc ze wstydu. Rowoon jedynie pogłaskał mnie po policzku, lekko się przy tym uśmiechając.
- Za długo to w sobie trzymałem, przepraszam. - moje serce biło jak szalone. Chłopak położył na nim dłoń, głaszcząc moją klatkę piersiową kciukiem - Denerwujesz się?
- Nie mówiłeś, że jesteś gejem...
- Nie wiem czy nim jestem. Tylko przy tobie nie potrafię nad sobą zapanować. - przełknąłem z trudem ślinę... Moje dłonie pociły się jak głupie, a ja za nic w świecie nie potrafiłem zapanować nad targającymi mną emocjami - Jeśli cię tym uraziłem...
- Nie.... zaskoczyłeś mnie. - usiadłem, przecierając twarz dłońmi.
- Chanhee...
- Ja nie widzę Rowoon... nie uraziłeś mnie tym, ale zastanów się co robisz i czego się podejmujesz.
- Przestań non stop mówić o tym, że jesteś niewidomy. - chłopak usiadł za mną, przytulając mnie - Nie widzisz i co z tego? Wiem, że cierpisz z tego powodu, ale dla mnie to nie jest żaden problem, naprawdę... Poza tym chcę się tobą zająć, pomóc ci, a ty mnie ciągle odtrącasz.
- Bo nie chcę być dla nikogo ciężarem.
- Nie chrzań, błagam cię... Zaufaj mi i daj mi szansę.
- Nie Rowoon... i zobaczysz, że jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz...
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Synu, wychodzę. - westchnąłem, odwracając się w kierunku ojca.
- Dokąd?
- Mam kolację służbową.
- Kolację? Już jest tak późno?
- Nie było cię cały dzień. - Rowoon podszedł bliżej mnie, uważnie mnie obserwując.
- Mhm... z kim ta kolacja? Z ludźmi z pracy czy twoją miłą przełożoną?
- Chani, ja...
- Nie tłumacz się... pozdrów ją ode mnie... - burknąłem przez zaciśnięte zęby, znikając za drzwiami pokoju. Nigdy nie pogodzę się z tym, że ojciec ma na oku nową kobietę i powoli zapomina o mamie, ale to jego życie... nie mogę się w nie wtrącać. Położyłem się na łóżku, głęboko wzdychając. Swoją drogą, gdzie ja byłem przez cały dzień? Wyszedłem rano, a wróciłem na noc... nie mam pojęcia gdzie chodziłem... Zamknąłem oczy, słysząc po chwili jak do pokoju wchodzi Rowoon. Nie wydał z siebie ani słowa. Położył się za mną, mocno mnie w siebie wtulając.
- Pogadamy? - szepnął, głaszcząc mnie po dłoniach.
- O czym?
- O wszystkim... o tym, co powiedziałeś dzisiaj rano.
- Nie ma o czym mówić.
- Tak? Ja myślę, że jest.
- Powiedziałem tylko to, co myślę.
- Irytuje cię to, że się tobą opiekuję?
- Krępuje... ty i ojciec traktujecie mnie jak dziecko.
- Bo nam na tobie zależy i się o ciebie boimy.
- Miło mi, naprawdę.... ale ja już swoje powiedziałem. Pójdę na studia gdzieś daleko od Seoulu i już.
- A co, jeśli ci na to nie pozwolimy? - przekręciłem się na plecy, spoglądając na Rowoona zapewne ostatni już raz.
- Nie chcę wyjść na chama, ale ty Rowoon masz tu niewiele do pow... - chłopak nachylił się do mnie gwałtownie, po czym zamknął mi usta swoimi wargami. Byłem w szoku, jednak mimo to nie potrafiłem zaprotestować. Odruchowo ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej, czując rozchodzące się po moim ciele ciepło - Co ty wyprawiasz? - szepnąłem, płonąc ze wstydu. Rowoon jedynie pogłaskał mnie po policzku, lekko się przy tym uśmiechając.
- Za długo to w sobie trzymałem, przepraszam. - moje serce biło jak szalone. Chłopak położył na nim dłoń, głaszcząc moją klatkę piersiową kciukiem - Denerwujesz się?
- Nie mówiłeś, że jesteś gejem...
- Nie wiem czy nim jestem. Tylko przy tobie nie potrafię nad sobą zapanować. - przełknąłem z trudem ślinę... Moje dłonie pociły się jak głupie, a ja za nic w świecie nie potrafiłem zapanować nad targającymi mną emocjami - Jeśli cię tym uraziłem...
- Nie.... zaskoczyłeś mnie. - usiadłem, przecierając twarz dłońmi.
- Chanhee...
- Ja nie widzę Rowoon... nie uraziłeś mnie tym, ale zastanów się co robisz i czego się podejmujesz.
- Przestań non stop mówić o tym, że jesteś niewidomy. - chłopak usiadł za mną, przytulając mnie - Nie widzisz i co z tego? Wiem, że cierpisz z tego powodu, ale dla mnie to nie jest żaden problem, naprawdę... Poza tym chcę się tobą zająć, pomóc ci, a ty mnie ciągle odtrącasz.
- Bo nie chcę być dla nikogo ciężarem.
- Nie chrzań, błagam cię... Zaufaj mi i daj mi szansę.
- Nie Rowoon... i zobaczysz, że jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz...
~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dlaczego nie, Chanhee? Rowoon będzie świetnym chłopakiem. Daj mu szansę...
OdpowiedzUsuńCudo ❤️❤️❤️
TAAAAAAK
OdpowiedzUsuńNareszcie boże mam wrażenie że wieki na to czekałam
Kocham cię bbbbb za ten rozdział i mam nadzieję że następny bedzie jak najszybciej bo chyba nie wytrzymie jak się nie dowiem co będzie dalej xd