16 marca 2018

Od nowa~cz.1[Rowoon&Chanhee]





                  Kolejna przeprowadzka, kolejna nowa szkoła, nowi "znajomi", nowe "lepsze" życie. Nienawidzę zawodu mojego ojca. Przez jego pracę przeprowadzaliśmy się już trzy razy. Jest wojskowym i co chwilę jest rzucany w inne miejsce. Tym razem padło na Seoul. Bałem się, że któregoś dnia wylądujemy właśnie tutaj. Ogrom tego miasta, ilość ludzi, ulic i miejsc, koszmarnie mnie przerażają.
- Denerwujesz się, prawda? - skinąłem jedynie głową słysząc głos nauczycielki, prowadzącej mnie do klasy - Naprawdę nie masz czym. Jestem pewna, że ci się u nas spodoba.
- Nie wykluczam tego. - westchnąłem, uważnie śledząc każdy jej ruch - Pewnie jak znajdę przyjaciół, ojciec oznajmi, że przenosimy się do innego miasta. 
- To jego praca kochanie... nie możesz być na niego o to zły. 
- Nie jestem zły proszę pani. Jest mi po prostu przykro... przez to wszystko nie mam swojego miejsca, które mógłbym nazwać domem. 
- Dom jest tam, gdzie jesteś ty i twój tata. Cztery betonowe ściany nie powinny być wyznacznikiem domu Chanhee. - westchnąłem jedynie, przytakując - Jesteś gotowy?
- Chyba tak.
- No to zapraszam do sali... zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. - wszedłem niepewnie za nauczycielką. Czułem na sobie spojrzenia o dziwo niezwykle cichych uczniów - Kochani. Chciałabym przedstawić wam waszego nowego kolegę. Chanhee przyjechał tutaj z Gunsan i jest od was o trzy lata młodszy, także mam szczerą nadzieję, że będziecie dla niego dobrym wzorcem i odpowiednio się nim zaopiekujecie. 
- Dlaczego jest w naszej klasie, skoro jest o trzy lata młodszy? 
- Chanhee... może powiesz swoim kolegom? - skinąłem głową, biorąc głęboki oddech. Przerabiałem już takie sytuacje kilka razy, ale nadal nie potrafię do tego przywyknąć. Przemawianie przed dużą grupą ludzi jest dla mnie koszmarnie stresujące.
- Ja... bardzo lubię się uczyć i... przeskoczyłem kilka klas. 
- Kujon! 
- Yoongi, proszę o spokój. Akurat ty mógłbyś pójść w jego ślady. 
- Ej, on jest ślepy?
- Nie ślepy, tylko niewidomy kretynie. - w sali zapadła cisza. Zaczyna się.
- Chłopcy, co z wami?! - oburzyła się nauczycielka, łapiąc mnie w pasie - Nie chcę nigdy więcej słyszeć takich docinek, zrozumiano? - zacisnąłem dłoń na lasce ułatwiającej mi poruszanie się - Zaprowadzę cię do ławki.
- Nie... poradzę sobie proszę pani. - wymusiłem uśmiech, idąc praktycznie na oślep w kierunku wolnego miejsca.
- Tutaj jest wolne. - poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Chłopak odsunął mi krzesło, po czym pomógł mi na nim usiąść.
- Dziękuję. - szepnąłem, wyjmując z plecaka tablet, na którym zawsze notuję.
- Chanhee, tak? - skinąłem głową, spoglądając na chłopaka. Widzę go, jak przez mgłę. Całkowicie nie widzę na lewe oko... na prawe, cóż... obraz jest rozmazany i potwornie niewyraźny, ale lepsze to niż nic, prawda? - Jestem Rowoon.
- Miło mi. - uśmiechnąłem się, podając mu rękę.
- Chłopcy. Bardzo się cieszę, że złapaliście wspólny język, ale wstrzymajcie się z rozmowami do przerwy, dobrze? 
- Przepraszamy. 


*

- I jak wrażenia? - oparłem się o ścianę, zamyślając się.
- Ciężko powiedzieć.
- No tak... w sumie za nami dopiero pięć lekcji. 
- Ci ludzie z klasy...
- Są dość specyficzni, to fakt... ale nie wszyscy. Jest sporo fajnych osób. - skinąłem głową, błądząc laską po korytarzu. W pewnym momencie jednak ktoś się o nią potknął, wydając z siebie donośne "kurwa".
- Jeju, przepraszam. 
- Przepraszam? Co ty sobie gnojku wyobrażasz?
- Yoongi, daj mu spokój. - znowu on. Czuję, że z tym chłopakiem nie będzie łatwo.
- Nie... niech ta kaleka uważa, co robi. 
- Nie jestem kaleką. 
- Nie? A jak nazwiesz ten swój defekt? 
- Jestem po prostu niewidomy... widzę na jedno oko, ale bardzo słabo...
- Chanhee, nie tłumacz się temu debilowi... i tak nie zrozumie. 
- Już raz się doigrałeś. Znowu zaczynasz? - warknął Yoongi, po czym pchnął chłopaka na ścianę.
- Dość, przestańcie! - ukłoniłem się przed klasowym łobuzem, po czym rozłożyłem laskę, uważając, by go nie uderzyć - Przepraszam, że przeze mnie się potknąłeś. Na drugi raz będę uważał.
- No ja myślę. 
- Pójdę już. - szepnąłem, idąc przed siebie.
- Poczekaj. - westchnąłem, siadając na jednej z ławek stojących na korytarzu - W porządku?
- Tak, nie przejmuj się mną. - spojrzałem na kolegę, starając dopatrzeć się jego twarzy - Kim jest ten cały Yoongi?
- Klasowy kretyn... nie ma o czym mówić.
- Odgrażał ci się. 
- Daj spokój... naprawdę nie ma o czym mówić.
- Nie chciałem ci robić problemów.
- Chanhee, co z tobą? Wyluzuj trochę. 
- Pobędę tu dwa czy trzy miesiące i pojadę gdzie indziej, a ciebie zostawię z problemami, których ci narobiłem swoim kalectwem. 
- Chanhee... 
- O, dzwonek. - całe szczęście... ta rozmowa zaczynała być dość niezręczna. Poderwałem się na równe nogi, idąc w kierunku klasy. Widzę, że ten cały Rowoon to sympatyczny, opiekuńczy chłopak, dlatego też muszę trzymać się od niego z daleka. Nielogiczne, co? Ale tak jak powiedziałem... za jakiś czas stąd wyjadę. Nie chcę znów angażować się silnie w jakiekolwiek znajomości, bo potem tylko będę cierpiał.

*

- Jak było w szkole synu? - siedziałem z ojcem przy stole, jedząc w końcu kolację. Przez cały dzień w szkole, nic nie mogło przejść mi przez gardło. 
- Super... a jak w pracy?
- Całkiem nieźle... mam bardzo miłą przełożoną. - odłożyłem pałeczki, głęboko przy tym wzdychając - Coś nie tak?
- Najadłem się. - burknąłem, sięgając po szklankę z wodą.
- Synu... 
- Nie mów do mnie synu... mam na imię Chanhee. - wstałem od stołu, kierując się do swojego pokoju. 
- Hej, poczekaj. - ojciec złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując mnie - Co znowu zrobiłem nie tak?
- Oglądasz się za innymi kobietami. Przypominam ci, że mama...
- Nie żyje od trzech lat... musisz się w końcu z tym pogodzić.
- Widzę, że ty bardzo szybko się z tym pogodziłeś. 
- Nie... absolutnie nie. Uwierz mi, że cierpię tak samo jak ty... ale zrozum, że chciałbym znowu żyć.. tak jak kiedyś. 
- Bez mamy, nigdy nie będzie tak jak kiedyś. 
- Chanhee, tak mi przykro... 
- Nie kłam. 
- Chodź. - ojciec wtulił mnie w siebie, po czym pocałował mnie w głowę - Kocham cię najbardziej na świecie i to ty jesteś dla mnie najważniejszy. Obiecuję ci, że nigdy żadna kobieta nie zajmie twojego miejsca...
- Nie mojego... mamy. - westchnąłem, łapiąc ojca za mundur - Tęsknię za nią. 
- Wiem synu... ja też i to bardzo. Ale zrozum, że życie płynie dalej. Musimy się otrząsnąć i żyć. Mama na pewno bardzo by chciała żebyś był w końcu szczęśliwy. - skinąłem głową, czując jak znów pęka mi serce. Każda rozmowa z ojcem, upamiętniająca mamę sprawia, że czuję się jak wrak człowieka.
- Dokończ kolację, bo wystygnie...
- Też powinieneś zjeść.
- Nie jestem głodny. - westchnąłem, idąc do pokoju. Gdy w końcu do niego doszedłem, położyłem się na łóżku, zaciskając dłonie na pościeli. To już trzy lata odkąd nie ma z nami mamy, a ja nadal nie potrafię się pogodzić z tym, co się stało. Zrobiłbym wszystko żeby teraz z nami była. Chciałbym też żeby mój ojciec był szczęśliwy, ale nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że miałby się związać z inną kobietą, a ja miałbym mieć coś, na wzór macochy... po moim trupie.

*

- Chanhee, wstawaj. - wziąłem głęboki oddech, zakrywając się w pełni kołdrą - Synu, zbieraj się, bo się spóźnię do pracy... Co chcesz na śniadanie?
- Nie idę dzisiaj do szkoły.
- Jak to nie idziesz do szkoły? 
- Nie mam ochoty. - ojciec usiadł na łóżku, głaszcząc mnie po głowie.
- Też nie mam ochoty na wiele rzeczy, ale wiem, że muszę je robić... wstawaj.
- Proszę cię, nie zmuszaj mnie... nie dzisiaj. 
- Coś się stało w szkole, tak? Gnębią cię?
- Nie... chcę dzisiaj zostać w domu... sam. 
- Sam? Chanhee...
- Nie zrobię nic głupiego, obiecałem ci. 
- Ufam ci, ale się martwię... wiesz, że wrócę dopiero wieczorem. 
- Nie ruszę się z łóżka przez cały dzień, obiecuję. - ojciec nakrył mnie dokładnie kołdrą, po czym wstał z łóżka, wzdychając.
- Będę do ciebie dzwonił... masz odbierać, jasne? 
- Jasne, jasne. - zamknąłem oczy, starając się znów zasnąć. Zmiany miejsca zawsze mnie męczyły i przy każdej przeprowadzce miałem kilka dni na zaaklimatyzowanie się.
                  Obudziłem się koło południa. Zgodnie z obietnicą daną tacie, leżałem w łóżku, wpatrując się zamglonym okiem w sufit. Wtedy też usłyszałem dźwięk telefonu. Sięgnąłem po niego, dość niechętnie odbierając.
- Żyję.
- Em... Domyślam się. - usłyszałem w słuchawce śmiech jakiegoś chłopaka.
- Kto mówi?
- Rowoon... teraz poznajesz?
- Tak, ale skąd masz mój numer? - usiadłem, przeczesując dość gwałtownie włosy.
- Wziąłem od wychowawczyni. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
- Nie, skąd... a... coś się stało?
- Dobre pytanie... czemu nie ma cię w szkole? 
- Ah... źle się czuję.
- To coś poważnego?
- Nie, nie zawracaj sobie tym głowy. - westchnąłem, przecierając twarz.
- Może wpadnę do ciebie po szkole, co? Powiem ci, co dzisiaj robiliśmy.
- Nie chcę żebyś marnował swój czas...
- Nie żartuj. Wpadnę do ciebie za godzinę, okej? 
- Dobrze, tylko...
- Adres wezmę od wychowawczyni. - uśmiechnąłem się, przytakując.
- Okej... to... że tak zażartuję, do zobaczenia. - rozłączyłem się, wstając z łóżka. Musiałem trochę ogarnąć w domu i przygotować coś na obiad... Rowoon na pewno będzie głodny po całym dniu w szkole. Swoją drogą to dość dziwne, że tak szybko udało mi się znaleźć kolegę. Zwykle proces ten nadchodził po kilku miesiącach, kiedy musiałem przenosić się do innego miasta. Znam Rowoona zaledwie dwa dni i wydaje mi się być bardzo opiekuńczym i miłym chłopakiem, ale tak jak powiedziałem... nie mogę tak szybko się z nim zaprzyjaźnić. Najlepiej byłoby gdybyśmy w ogóle trzymali się od siebie z daleka. Nie wyobrażam sobie przeprowadzki i dodatkowego bólu związanego z pozostawieniem przyjaciela.
Posprzątałem swój pokój i przygotowałem obiad. Zdziwicie się pewnie, że radzę sobie mimo praktycznie całkowitej utraty wzroku. Żyję tak już trzy lata i uwierzcie mi, że człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego. Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, ruszyłem w ich kierunku, starając się to zrobić jak najszybciej.
- Już idę! Chwila! - stanąłem pod drzwiami, łapiąc za zamek - Kto tam?
- Rowoon. - wziąłem głęboki oddech, wpuszczając chłopaka do środka - Cześć Chanhee.
- Hej. - zamknąłem za nim drzwi, wymuszając przy tym uśmiech. Trochę krępowała mnie ta sytuacja. Nigdy nikt do mnie nie przychodził więc była to dla mnie zupełnie nowa sytuacja.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, dzięki. - rozłożyłem laskę, idąc powoli w kierunku kuchni - Chodź... zrobiłem obiad. 
- Super. Co zrobiłeś?
- Pad thai. Ja i tata jesteśmy wielkimi fanami tajskiej kuchni... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
- No coś ty. Bardzo chętnie zjem. - po wejściu do kuchni zacząłem szukać szafki, w której mój ojciec ukrył talerze - Siadaj, ja nałożę.
- Nie, nie, poradzę sobie. 
- Nalegam. - skinąłem jedynie głową, siadając do stołu. Co za wstyd. Mam teraz nauczkę, żeby na drugi raz nauczyć się, co i gdzie jest pochowane - Wooo, ale wielkie krewetki. Wygląda super.
- Mam nadzieję, że też dobrze smakuje.
- Na pewno. - zaczęliśmy jeść w absolutnej ciszy. Nie lubię takich sytuacji.
- I jak? - zapytałem dość nieśmiało, ładując do buzi krewetkę.
- Pycha... tak mi smakuje, że aż mi mowę odebrało. - uśmiechnąłem się przytakując.
- A jak było w szkole?
- Nudno, jak zwykle. Yoongi sprał jakiegoś pierwszoroczniaka, bo ten mu się postawił i w sumie z takich ciekawszych rzeczy to tyle. - westchnąłem, kręcąc z niedowierzaniem głową - A... w przyszły wtorek mamy mieć sprawdzian z fizyki. 
- Mógłbyś mi potem wytłumaczyć z czego?
- No jasne.
- Dziękuję... a co do Yoongiego. Co jest nie tak z tym chłopakiem?
- Pochodzi z nieciekawej rodziny. Miał kilka zakrętów w życiu... wiesz... to wszystko negatywnie na niego wpływa. 
- I szkoła go toleruje?
- Nie ma wyjścia. Poza tym to klasa maturalna więc niedługo i tak się go pozbędą. 
- No tak, racja. 
- A właśnie... Nie boisz się zdawania egzaminów w wieku 15- stu lat?
- Trochę się boję, ale lubię się uczyć i nigdy nie miałem z tym większych problemów więc mam nadzieję, że może się uda.
- Na pewno się uda. - uśmiechnąłem się, upijając kilka łyków wody - Przyjechałeś do Seoulu z ojcem?
- Tak.
- A twoja mama? - odstawiłem szklankę, głęboko wzdychając.
- Moja mama nie żyje. 
- A... Jezu, przepraszam. Przepraszam, nie miałem pojęcia.
- Spokojnie... nie zapytałeś o nic złego. - wstałem od stołu, wstawiając naczynia do zlewu. Na szczęście Rowoon nie pytał o nic więcej i szybko zmienił temat. Gdy przeszliśmy do mojego pokoju, chłopak usiadł na łóżku, rozkładając zeszyty z dzisiejszymi notatkami - Rowoon?
- Tak?
- Powiesz mi jak wyglądasz? - usiadłem obok niego, mrużąc oczy.
- Daj ręce.
- Po co?
- No daj. - gdy wyciągnąłem dłonie w jego kierunku, chłopak chwycił za nie, przykładając je do swojej twarzy.
- Jesteś pewien?
- Jasne. - wziąłem głęboki oddech, dotykając ostrożnie jego buzi, oczu, ust. Rowoon co chwilę chichotał, twierdząc że go to łaskocze.
- Już kończę. - uśmiechnąłem się, dotykając jego uszu i włosów.
- I co powiesz?
- Że musisz być bardzo przystojny. 
- Po czym tak wnioskujesz?
- Masz mocno zarysowaną szczękę, gładką skórę, duże usta... - zamyśliłem się, dotykając ponownie jego włosów - Gęste... czarne włosy, dobrze mówię?
- Bardzo dobrze. - zabrałem ręce, wzdychając. Było to troszkę krępujące, ale z drugiej strony, miło z jego strony, że pozwolił mi się tak poznać - Coś nie tak?
- Nie... dziękuję, że mi na to pozwoliłeś. 
- To nic takiego.
- Dla ciebie. Dla mnie to znaczy bardzo dużo.


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



4 komentarze:

  1. Super! Z początku byłem przeciwny temu paringowi, ale zapowiada się ciekawie. Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny początek i świetny pomysł i to jeszcze z moim otp
    Czego chcieć więcej ❤
    Ze zniecierpliwieniem czekam na następną część

    OdpowiedzUsuń
  3. OMO! KOCHAM CIE ZA TO NORMALNIE 💞💞💞 Zapowiada sie ciekawie i nawet paring tak jakos idealnie pasuje 😏 Jestem chyba twoja najwieksza fanka to juz drugie opowiadanie, ktore powstalo na moja prosbe. Zycze Ci ogromnego naplywu weny kochana. Hwaiting!😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu świetnie się zapowiada *o* weny życzę <3 i miło zobaczyć na ulubionym blogu sf9 :>

    OdpowiedzUsuń