18 marca 2018

Od nowa~cz.2 [Rowoon&Chanhee]




                  Siedziałem na korytarzu, wsłuchując się w to, co działo się wokół mnie. Większość tych ludzi zachowuje się jak totalne oszołomy. Niby to liceum, niby ludzie dorośli, a co poniektórzy zachowują się jak dzieci. Biegają, krzyczą, śmieją się tak głośno, że chyba słychać ich na obrzeżach Seoulu... jedna wielka dzicz.
- Cześć Chani. - uniosłem głowę, widząc zamazaną sylwetkę Rowoona.
- Hej... co słychać?
- W porządku. - chłopak usiadł obok mnie, uważnie mi się przyglądając - A co tam u ciebie?
- Nic ciekawego. - westchnąłem, bawiąc się laską.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? 
- Poza szkołą? Zero planów.
- Zabieram cię w takim razie na hot pot. 
- Mnie? 
- Mhm... czemu jesteś taki zdziwiony?
- Nie znamy się...
- Hm... skoro uważasz, że się nie znamy, to będzie idealna okazja żeby się poznać, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się jedynie, odwracając głowę - Rozumiem, że zaproszenie przyjęte. 
- Jasne. - przytaknąłem, czując jak się czerwienię. Może ten Seoul nie będzie wcale taki zły. Pytanie tylko, jak długo potrwa ta bajka?

*

- Jak zjemy to odwiozę cię do domu, nie martw się. 
- Masz samochód?
- Tak... jakiś czas temu udało mi się zdać na prawo jazdy. 
- Wow... gratuluję. 
- Dzięki. - Rowoon zaśmiał się, po czym otworzył drzwi do samochodu - Poradzisz sobie?
- Tak. - po dokładnym poznaniu auta poprzez dotyk, wsiadłem do niego, uśmiechając się - I voila.
- No pięknie sobie radzisz. - kolega zapiął mi pas, po czym zamknął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy - Gotowy? 
- Tak... tylko proszę cię, jedź powoli. - Rowoon zamilkł, jednak po chwili odpalił samochód, przytakując.
- Okej, nie bój się. 
- Przepraszam, ja po prostu...
- Nie przepraszaj mnie, rozumiem. Nigdzie nam się nie spieszy. - chłopak jechał rzeczywiście bardzo powoli. To dobrze. Nie jestem fanem jazdy samochodem i najchętniej nigdy w życiu bym tego nie praktykował. Czasem jednak zdarzają się takie sytuacje, w których chcąc nie chcąc muszę z tego skorzystać. Za każdym razem jednak odczuwam dziwny lęk, którego nie potrafię opisać i modlę się o to, by moja podróż już się skończyła.
                   Dojechaliśmy na miejsce po około 20-stu minutach. Rowoon pomógł mi wysiąść, po czym złapał mnie pod rękę, prowadząc mnie do środka.
- Nie wstydzisz się? - brunet zmarszczył brwi, otwierając przede mną drzwi.
- O czym ty mówisz?
- Zwykle ludzie się mnie wstydzili. 
- Widocznie trafiałeś na samych idiotów. - szepnął mi do ucha, po czym usadził mnie przy jednym ze stolików - Pójdę zamówić.
- Okej.
- A co chcesz do picia?
- Mmm... poproszę wodę.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobra... to za moment wrócę. - przytaknąłem, czując jak w kieszeni spodni wibruje mój telefon. Pewnie tata. Wyjąłem go z mundurka, odbierając.
- Słucham.
- Cześć Chani... jesteś już w domu?
- Nie. Kolega zaprosił mnie na obiad, także dzisiaj wrócę później.
- Ooo... ten sam chłopak, z którym się ostatnio uczyłeś?
- Tak.
- No to świetnie... Bawcie się dobrze, tylko z głową.
- Nie martw się. 
- Dobrze, dobrze... tylko pamiętaj, że po powrocie do domu musisz się uczyć. - uniosłem głowę, słysząc jak ktoś siada przy stoliku.
- Wiem tato... muszę kończyć, odezwę się jak będę w domu.
- Okej, narazie.- schowałem telefon do kieszeni, mrużąc przy tym oczy.
- Przyniosłem ci wodę. 
- Dzięki. - uśmiechnąłem się, szukając szklanki.
- Czekaj. - Rowoon złapał mnie za rękę, naprowadzając mnie na napój. Czułem jak moja twarz znów się czerwieni. Nie przywykłem do dotyku i uprzejmości ludzi. Jest to bardzo przyjemne doznanie, które z pewnością chciałbym nie raz powtórzyć - Zawstydzam cię?
- Trochę. - uśmiechnąłem się, upijając łyk wody.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Sam nie wiem. 
- Jak mam być szczery, wyglądasz na taką cichą, zamkniętą w sobie osobę. Jeśli się mylę, to przepraszam.
- Nie... w sumie masz rację. Ale nawet jak się staram, to nie potrafię nic z tym zrobić.
- Nie musisz się zmieniać. Taki już jesteś... Chodzi bardziej o twój komfort psychiczny. Z tego, co słyszałem, osobom zamkniętym w sobie żyje się dość ciężko. 
- To zależy też pewnie od sytuacji.
- Weźmy na przykład to, co stało się teraz. Dotknąłem cię żeby ci pomóc, a ty mało nie spłonąłeś ze wstydu. 
- Przepraszam... nie wiem dlaczego tak się dzieje. - Rowoon zaśmiał się wkładając do hot pota przyniesione przez kelnerkę warzywa oraz mięso.
- Przepraszasz mnie za to, jaki jesteś?
- Chyba tak...
- Wiesz, że nie powinieneś. 
- Czasami już nie wiem, co powinienem, a co nie. - uformowałem usta w coś na kształt kreski, po czym zmrużyłem oczy, szukając talerza z surowymi warzywami - Pomogę ci. - mój kolega westchnął, podsuwając mi talerz.
- Okej, tylko uważaj żebyś się nie poparzył. - skinąłem głową, nakładając jedzenie do gorącej, bulgocącej wody.
- Ale pachnie. 
- Mhm... jesteś głodny?
- Strasznie. - po chwili poczułem podsunięte pod usta jakieś zawiniątko - Co to?
- Spróbuj. - otworzyłem usta, czując zawinięte w liść sałaty tofu z kilkoma warzywami - A teraz musisz poczekać aż reszta się ugotuje. - uśmiechnąłem się jedynie, przytakując - Mogę o coś zapytać?
- Mhm.
- Ciągle zastanawia mnie to, dlaczego boisz się jazdy samochodem... znaczy wiesz... nie chcę na tobie niczego wymuszać, ale nie ukrywam, że trochę mnie to ciekawi. - wziąłem głęboki oddech, przepijając swoją przekąskę wodą.
- Zostanie to między nami, prawda?
- Jasne, że tak. - nie wiem dlaczego, ale od pierwszej chwili, gdy tylko go poznałem, czułem, że temu człowiekowi można zaufać.
- Trzy lata temu miałem wypadek samochodowy. Moja mama w nim zginęła, a ja poważnie uszkodziłem wzrok. - zacisnąłem dłonie na spodniach mundurka, wsłuchując się w nasz gotujący się obiad. 
- Chanhee... nawet nie wiem, co mam powiedzieć...
- Obiecaj mi, że nikt się o tym nie dowie.
- Przysięgam. - skinąłem głową, sięgając po wodę.
- To dziwne... jesteś pierwszą osobą, z którą tak otwarcie rozmawiam. - zaufałem mu zbyt szybko i może to właśnie był błąd. Sam nie wiem. Niby wydaje się być człowiekiem godnym zaufania, ale z drugiej strony, zawsze mam w głowie myśl, że to, co komuś powiem, zostanie z czasem obrócone przeciwko mnie.
- Wiem, że znamy się dość krótko, ale zapewniam cię, że to, co mi powiesz, zostanie tylko i wyłącznie między nami. 


*

- Tata. - wszedłem do salonu, siadając na jednym z foteli. 
- Co tam?
- Wiesz jak długo tutaj zostaniemy? - minęły trzy tygodnie odkąd mieszkamy w Seoulu. Codziennie po lekcjach spotykam się z Rowoonem. Głównie się uczymy, ale też zdarza nam się wyjść na jedzenie, spacer czy do kawiarni. Mój ojciec ufa mu w pełni i nie ma nic przeciwko, gdy znikam na całe dnie z domu. Powiedziałbym nawet, że wypycha mnie z mieszkania, żebym tylko spędzał jak najwięcej czasu z ludźmi. 
- Czemu pytasz?
- Wydaje mi się, że mam do tego prawo. - przełknąłem z trudem ślinę, głęboko po tym wzdychając - Napiszę egzaminy tutaj czy w innym mieście?
- Oczywiście, że masz do tego prawo. - ojciec kucnął przede mną, głaszcząc mnie po kolanach - Postaram się zrobić wszystko, żebyś zdał egzaminy w tej szkole. 
- Jest grudzień... egzaminy są w maju. Do tego czasu możemy obskoczyć kolejne dwa miasta.
- Synek... ty jesteś tak mądry, że poradzisz sobie w każdej szkole. 
- Ale to nie chodzi o to. 
- A o co?
- Pierwszy raz tak szybko się z kimś zaprzyjaźniłem...
- No tak. - ojciec westchnął, łapiąc mnie za dłonie - Cholernie się cieszę, że w końcu kogoś poznałeś... kogoś, przed kim się otwierasz i z kim spędzasz czas. Ale musisz też wiedzieć, że znajomości z ludźmi zwykle nie trwają wiecznie. 
- Nie mów tak... to nieprawda. 
- Nie uważasz, że za szybko się przed nim otworzyłeś? Może za szybko mu zaufałeś? 
- Sugerujesz, że przez wzgląd na twoją pracę, powinienem do końca życia być sam, tak? Nie poznawać ludzi, nie wchodzić z kimś w głębsze znajomości, bo w każdej chwili możemy zostać oddelegowani do innego miasta... Już mnie to męczy tato. 
- Chani...
- A co, jak jakimś cudem poznam dziewczynę, co? Może tak przecież być, że ktoś się we mnie zakocha mimo tego, że jestem ślepy... 
- Oczywiście, że może tak być... jestem pewien, że tak będzie...
- I co wtedy? Rozstaniemy się, bo będę musiał jechać z tobą do innego miasta? - wziąłem głęboki oddech, czując jak oczy zachodzą mi łzami - Błagam cię, zrób coś z tym.
- Ja naprawdę rozumiem, że po wszystkim, co cię spotkało, chciałbyś żyć spokojnie i stabilnie... naprawdę to rozumiem. Ale ja nie wybierałem swojego trybu pracy. 
- Dlaczego nie możesz zostawić mnie w jednym miejscu i sam bawić się w te ciągłe przeprowadzki? 
- Bo jestem twoim rodzicem, a ty jesteś nieletni... poza tym cholernie cię kocham i umarłbym z tęsknoty za tobą. - uśmiechnąłem się lekko, czując jak po moim policzku spływa łza - Mam tylko ciebie Chanhee. - wtuliłem się w ojca, głęboko wzdychając. Cieszę się, że w tym wszystkim mam z nim tak dobry kontakt. Wiecie... zwykle wojskowi kojarzą się z psychopatycznymi, znęcającymi się nad rodzinami, wariatami. Ludzie gadają durnoty, że wojsko i ciągła dyscyplina piorą im mózgi... jest to bajka wyssana z palca - Obiecuję, że kiedyś ci to wszystko wynagrodzę. 
- Przestań.... cieszę się, że mam takiego ojca, wiesz?
- A ja się cieszę, że mam tak mądrego, wspaniałego syna. - po mieszkaniu rozległ się dźwięk mojego telefonu - Oho... kto do ciebie dzwoni o tej porze?
- Nie mam pojęcia.
- Poczekaj, przyniosę ci telefon. - tato poderwał się na równe nogi, biegnąc do pokoju - Ooo Rowoon.
- Ciekawe, co chce. - wziąłem od niego telefon, głęboko wzdychając - Słucham?
- Cześć... przepraszam, że przeszkadzam.
- Przestań, wcale mi nie przeszkadzasz... coś się stało? - jego głos brzmiał dość dziwnie. Do tego miałem wrażenie, że płacze - Rowoon...
- Wiem, że jest późno... 
- Coś jest nie tak... - wstałem z fotela, przeczesując nerwowo włosy - Powiedz mi, co się dzieje. 
- Czy... czy mógłbym do ciebie przyjść? 
- Jasne. Gdzie teraz jesteś? 
- Niedaleko ciebie...
- Powiem tacie żeby po ciebie wyszedł... jest późno.
- Nie... nie zawracaj mu głowy. - wziąłem głęboki oddech, czując jak do słuchawki nachyla się mój ojciec.
- Pójdę po niego. - szepnął, idąc pospiesznie do wyjścia.
- Mój tato po ciebie idzie. - słyszałem jedynie jego ciężki oddech, przeplatany szlochem i pociągnięciami nosa - Hej.
- Chanhee... jest mi tak głupio...
- Przestań. Zaraz porozmawiamy. 
- Widzę chyba twojego tatę.
- Boże, kto ci to zro... - rozłączył się. Ktoś mu coś zrobił? Rozłożyłem laskę, idąc w kierunku drzwi. Cholernie mnie to przeraziło. Może ktoś na niego napadł? Ale nie... zabrałby mu na pewno telefon. Niech oni już wrócą, bo zwariuję. Wyszedłem na podwórko, starając się dopatrzeć taty i Rowoona. Widząc idące w oddali zamazane sylwetki, odetchnąłem, ciesząc się, że są już w domu - Chanhee do domu! 
- Ale...
- Masz na sobie gacie i koszulkę... jest grudzień, pamiętasz? - skinąłem głową, wpatrując się w Rowoona. Jego twarzy była cała czerwona - Chani, mówię do ciebie.
- To krew? 
- Do środka... jeden i drugi. - wszedłem do domu najszybciej jak umiałem. Gdy znaleźliśmy się w przedpokoju, podszedłem do kolegi, dotykając ostrożnie jego twarzy - Nie dotykaj.
- Co się stało... - byłem w szoku. Widok, zapach i sama świadomość tego, że w moim pobliżu jest krew, przyprawia mnie o dreszcze i mdłości. Tym razem jednak, tak przejąłem się stanem chłopaka, że ta lepka, śmierdząca miedzią ciesz, znajdująca się na moich dłoniach, absolutnie mi nie przeszkadzała. Czemu on milczy? - Tato...
- Idź umyć ręce... a ty Rowoon, chodź ze mną do kuchni. - zrobiłem to, co nakazał mi ojciec, po czym jak najszybciej ruszyłem w kierunku kuchni. Nic już nie rozumiem... Dlaczego on nie chce ze mną rozmawiać? Dlaczego szukał pomocy właśnie tutaj? Mam nadzieję, że jak poczuje się bezpiecznie, w końcu coś mi powie - Okej... przytrzymaj teraz tutaj.
- Aishh... boli.
- Poczekaj... spróbuję to zrobić inaczej.
- Pomogę. - usiadłem obok Rowoona, starając się dopatrzeć tego, co robi mój ojciec.
- Jak? Zadzwoń lepiej na policję.
- Nie! - Rowoon poderwał się, po chwili jednak jęcząc z bólu.
- Nie wierć się dzieciaku.
- Żadnej policji, błagam. 
- Ktoś cię pobił... takie rzeczy się zgłasza. 
- Nie... to nic takiego. - złapałem Rowoona za rękę, głęboko wzdychając.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, nie martw się. 
- Dobra, gotowe. Rowoon do wanny.... Chani, daj mu ręcznik i jakieś swoje rzeczy. - skinąłem głową, wstając z krzesła.
- Nie, nie... nie chcę wam przeszkadzać.
- Zakładam, że twoja mama nie byłaby zadowolona, widząc cię w takim stanie. - odpowiedział mój ojciec, chowając apteczkę.
- No nie...
- Właśnie. Daj mi do niej numer, ja to załatwię. - Rowoon wręczył ojcu swój telefon, po czym ukłonił się.
- Bardzo panu dziękuję. 
- Nie ma o czym mówić. - westchnął, głaszcząc mnie po głowie - A teraz idźcie się oporządzić i spać... jutro macie szkołę. - Rowoon milczał cały czas. Nie chciał powiedzieć mi, kto go pobił i dlaczego. Gdy tylko chciałem go o to dopytać, to zmieniał temat... dziwne. Zaczął ze mną rozmawiać dopiero rano, kiedy ojciec zwlókł nas na śniadanie. Dowiedziałem się tylko tyle, że gdy wychodził z treningu, napadła na niego jakaś grupa chłopaków. Nie chcieli od niego pieniędzy ani telefonu. Nie chcę mi się w to wierzyć, że ktoś napadł na niego tak po prostu... Coś musi się za tym kryć.
                       Mój ojciec wysadził nas przed bramą szkoły. Rowoon chwycił mnie pod ramię, prowadząc mnie do budynku.
- Powiesz mi, kto ci to zrobił?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ale Rowoon...
- Ooo... kogo ja widzę? 
- Kto to?
- Yoongi i jego przygłupi znajomi... 
- Jak tam Rowoon? Widzę, że nadal wolisz towarzystwo tej kaleki. 
- Nie mów tak o nim.
- Uuu... widzę, że po wczorajszym spraniu cię, nadal jesteś rozszczekany. - zamarłem. Przeszło mi przez myśl, że mógł to zrobić Yoongi, ale szybko się tego wyzbyłem. Nie sądziłem, że ten chłopak jest zdolny do takich rzeczy - Nie podoba mi się to, co robisz.
- A mnie gówno obchodzi, co ci się podoba, a co nie. 
- Chodź... nie dyskutuj z nim. - szepnąłem, ciągnąc go lekko za rękę.
- Co ty tam burczysz? - Yoongi nachylił się do mnie, śmiejąc mi się prosto w twarz - Widzisz mnie? 
- Odwal się od niego. - warknął Rowoon, chowając mnie za swoimi plecami.
- Uważaj żebyś nie pożałował tych słów. 
- Posłuchaj mnie uważnie... Skończyliśmy naszą znajomość dawno temu, ale wiem, że dla takiej osoby jak ty jest to dość ciężkie do pojęcia. Wciąż coś do mnie masz? Okej... Ale Chanhee niczemu nie zawinił więc dobrze ci radzę, odpieprz się od niego. - Yoongi parsknął śmiechem, po czym pchnął mnie z bara, wzdychając.
- Zwijamy się chłopaki.
- Masz zamiar to tak zostawić? 
- Nie... ale takie rzeczy załatwia się z dala od szkoły. - zacisnąłem dłonie na kurtce Rowoona. Chłopak w milczeniu rozłożył ponownie moją laskę, po czym chwycił mnie w pasie, prowadząc mnie do szkoły.
- Chcę wiedzieć o co chodzi. - szepnąłem będąc totalnie zdezorientowanym.
- Nie ma o czym mówić.
- Żartujesz? - zatrzymałem się, spoglądając na chłopaka - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to Yoongi cię pobił? Poza tym nie wspominałeś, że kiedyś Yoongi był twoim kolegą. 
- Nie ma się czym chwalić.
- Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. - Rowoon zamilkł, uważnie mi się przyglądając - Przyjaciele mówią sobie o wszystkim... 
- Chani...
- Poza tym nie wiem, czy mogę czuć się przy tobie bezpieczny... - odwróciłem się na pięcie, czując jak pęka mi serce.
- Chanhee, poczekaj. - machnąłem ręką, idąc w kierunku sali - Chanhee! - czyżby mój ojciec miał rację? Znajomości nie trwają wiecznie... poszło szybciej niż myślałem.

*

                    Przez cały dzień nie zamieniłem z Rowoonem ani słowa. Nie mogłem skupić się na żadnej lekcji. Ciągle myślałem o tym, co stało się rano. Może Rowoon był kiedyś taki sam jak Yoongi? Albo mnie oszukuje i obaj coś kombinują? 
Wracałem właśnie ze szkoły. Z tego, co się orientuję, dochodziłem dopiero do bramy wyjściowej.
- Chani! - westchnąłem zatrzymując się - Hej, zaczekaj. - ktoś złapał mnie za przedramię. Ktoś... nikt inny, jak Rowoon. W zasadzie z nikim innym nie utrzymuję kontaktu w tej szkole. 
- Hm?
- Proszę cię, pogadajmy. - skinąłem głową, zamyślając się.
- Ale szczerze.
- Tylko szczerze. 
- Niech będzie. - Rowoon chwycił mnie pod ramię, uważnie mi się przyglądając.
- Mogę?
- Skoro chcesz gdzieś ze mną dojść, to nie mamy wyjścia. - szliśmy w absolutnej ciszy. Słuchałem jedynie oddechu chłopaka i skrzypiącego pod naszymi nogami śniegu - Dokąd w zasadzie idziemy?
- Nad Han. Jesteśmy prawie na miejscu. - chłopak zatrzymał się, po czym odgarnął śnieg z jednej z ławek. Następnie położył na niej swój szalik, sadzając mnie na nim.
- To twój szalik?
- Mhm.
- Nie powinienem...
- Przestań. - Rowoon usiadł obok mnie, wzdychając - Nie wiem w zasadzie od czego mam zacząć. 
- Chcę po prostu poznać prawdę. 
- Poznałem Yoongiego cztery lata temu. Był wtedy moim najlepszym kumplem i byłem pewien, że wiem o nim absolutnie wszystko... Nie powiedział mi jednak o sobie dość istotnej rzeczy, którą odkryłem totalnie przez przypadek. 
- Co masz na myśli?
- On jest ode mnie o trzy lata starszy. To, że utknął w naszej klasie, pokazuje jedynie jakim jest kretynem, ale mniejsza o to... Jak miałem 14 lat, on miał 17 i strasznie mi imponowało to, że mam starszego kolegę. Kiedyś... kiedyś wracałem z dodatkowych zajęć i byłem świadkiem tego, jak Yoongi sprzedaje prochy jakiemuś chłopakowi. Przestraszył się, że został przyłapany i zagroził mi, że albo do niego dołączę albo cała ta sytuacja obróci się przeciwko mnie. 
- Dilowałeś razem z nim...
- Chanhee, to trwało chwilę... Yoongi mnie nachodził, zastraszał, wplątywał w strasznie nieciekawe i podejrzane sytuacje... Poszedłem na policję i o wszystkim powiedziałem. Zamknęli go w poprawczaku, bo nie był wtedy pełnoletni... Nie sądziłem jednak, że wypuszczą go tak szybko i że trafimy do tej samej szkoły.
- Nie wierzę...
- Znalazłem się po prostu w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Dawno z tym skończyłem i chciałem zacząć wszystko od nowa... 
- Pewny jesteś, że robisz dobrze, mówiąc mi o tym? Może wcale nie jestem osobą godną zaufania...
- Jesteś. Takie rzeczy się czuje.
- Czemu więc nie miałeś takiego przeczucia co do Yoongiego?
- Widocznie musiałem się sparzyć żeby otworzyć oczy. - skinąłem głową, biorąc głęboki oddech.
- Brałeś?
- Ani razu, przysięgam. 
- Nie wiem dlaczego ci we wszystko wierzę. - przekręciłem głowę w kierunku kolegi, starając się dopatrzeć jego mimiki - Myślisz, że Yoongi mści się teraz za to, że zgłosiłeś go na policję?
- Jestem pewien, że właśnie dlatego to robi.
- Dlatego nie chciałeś dzwonić na policję po tym, jak cię pobił.
- Właśnie... to mogłoby pogorszyć sprawę jeszcze bardziej. - skinąłem ponownie głową, zagryzając przy tym wargę.
- Nie możesz żyć w ciągłym strachu. 
- Za kilka miesięcy zdam egzaminy i wyjadę na studia. Może wtedy odpuści. - no tak... lada moment nasze ścieżki się rozejdą i znowu zostanę sam. Chyba w związku z tym nie ma sensu kłócić się o coś, co jest w tym wypadku nieistotne - Wiem, co teraz sobie myślisz... ale uwierz mi, że nie jestem złym człowiekiem. 
- Wiem... i wcale nie myślę o tobie źle. 
- Jesteś strasznie mądrym chłopakiem. - uśmiechnąłem się lekko, szturchając jego ramię - Nie jesteś na mnie zły?
- Y y... bardziej wdzięczny za to, co mi powiedziałeś. - dość długo rozmawialiśmy o tej sytuacji, jednak z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez Rowoona, wiedziałem, że w pełni mogę mu zaufać, w każdej możliwej sytuacji - Wiesz co?
- Co takiego?
- Wstyd się przyznać, ale nigdy nie widziałem rzeki Han i tego słynnego mostu Banpo.
- Hm... - chłopak wstał z ławki, po czym stanął za nią, łapiąc mnie za ręce - Zaraz zobaczysz. - po tych słowach skierował moją lewą rękę w kierunku mostu - Tam gdzie pokazujesz jest most. Wiesz pewnie, że czasami puszczane są z niego fontanny.
- Mhm.
- Zgadnij w jakim są teraz kolorze.
- Hmm... niebieskie.
- Blisko... fioletowe. - zaśmiał się, kierując moją dłoń nieco niżej - Tam są ścieżki rowerowe, ścieżki służące do spacerów... w lecie jest to dobre miejsce na pikniki. Jak chcesz, to na wiosnę się wybierzemy. - skinąłem pospiesznie głową, uśmiechając się - A tam jest N Seoul Tower. Idealnie na wprost nas. 
- Jak wygląda?
- Cóż... rakieta z wysokim szpicem, świecąca teraz na niebiesko. - zaśmialiśmy się, zerkając na siebie. Chłopak skierował moją dłoń niżej, rysując nią długą, prostą linię - A tam płynie Han. Na brzegach pokryty lekko lodem i śniegiem, ale jego środek wciąż płynie. - Rowoon westchnął, otulając mnie bardziej szalikiem - Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć...
- Widzę. Dzięki tobie widzę absolutnie wszystko. 


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zapraszam na mój nowy fp :) ---> K-pop Yaoi

2 komentarze:

  1. Super! Nie mogę się doczekać kolejnej części ❤️ ❤️ ❤️ Szczerze mówiąc, to czytając to opowiadanie z perspektywy niewidomego Chanhee, sam mam zamazany obraz:-) Hwaiting!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz tylko czekac na jakis zwrot akcji po którym nie zmruze oka do następnego rozdziału
    Trzymam kciuki żeby kolejna część wyszła jak najszybciej ��

    OdpowiedzUsuń