20 kwietnia 2016

Jackson & Jungkook~cz.10 [Nowa rodzina- Koniec]

1 2 3 4 5 6 7 8 9


- Jungkook...
- Hm?- leżałem plecami do drzwi wpatrując się tym samym w ulice Seoulu.
- Pogadamy?
- O czym?- chłopak podszedł do mnie siadając na łóżku.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie... ale wiem, że ty jesteś zły na mnie. 
- Nie jestem...- Jackson westchnął głaszcząc mnie po głowie - Jak się czujesz?
- Źle.
- A co się dzieje?- przewróciłem się na plecy patrząc w wielkie oczy siedzącego nade mną chłopaka.
- Mam... mam dziwne wrażenie, że ja i BamBam...
- Jungkook...
- Sam nie wiem...- ciało bruneta zawisło nade mną, a jego wargi delikatnie dotknęły moich.
- Jesteś cały mój, jasne?
- Jackson...
- Jasne czy nie?- skinąłem głową cmokając go. Dla Jacksona było to jednak za mało. Wbił się w moje usta badając bardzo dokładnie ich wnętrze. 
- Ekhem... nie chciałbym wam przeszkadzać panowie...- speszyłem się odwracając głowę w stronę okna.
- Ale to robisz... daj nam chwilę.- burknął Jackson wpatrując się w stojącego w drzwiach Marka.
- Chcę tylko powiedzieć, że jest najwyższa pora żebyśmy jechali do BamBama.
- Co?- spojrzałem na mojego chłopaka - Po co mamy do niego jechać?
- W ramach zemsty skarbie.
- Co?... ja nie jadę.
- Wszyscy jedziemy.- po chwili do pokoju wparował Junior z Jaebumem. Jackson wciąż wisiał nade mną pieszcząc nosem moje ucho... czułem jak robię się czerwony jak burak. 
- Dacie mi pobyć chwilę z Jungkookiem?
- A nie możemy na was popatrzeć?- zaświergotał JR.
- Mmm słodko razem wyglądacie.
- Boże weź ich stąd.- szepnąłem chowając twarz w bluzie bruneta.
- Dwie minuty... a teraz wypad mi stąd.- chłopcy zaśmiali się, po czym opuścili pokój zamykając za sobą drzwi - Wyszli... dawaj buziaka.
- Aish...- spojrzałem na chłopaka, na co ten zareagował szerokim uśmiechem - Co jest?
- Ale jesteś czerwony.
- Bo mnie jełopy zawstydzili.
- Spokojnie.- szepnął całując mnie po szyi - Ale mam na ciebie ochotę.
- Przestań, bo znowu tu wejdą.
- Jak wszystko załatwimy z tym ćwokiem to nie wypuszczę cię z łóżka do powrotu rodziców.
- W końcu by ci się znudziło.
- Twoje słodkie ciałko?
- Boże Hyung...- zepchnąłem go na ziemię cicho chichocząc. Chłopak syknął masując się po pośladkach - Co jest?
- Zemszczę się.
- I tak nic nie poczuję.- pokazałem mu język wskakując na wózek.
- Spokojnie... mam swoje sposoby.- oho... jak tak mówi to czuję, że nieźle dzisiaj pożałuję.
- Spadaj.- wyjechałem do salonu ze spuszczoną głową. Przez tego durnia było mi wstyd patrzeć jego kolegom w oczy.
- I jak tam Kookie?- jako pierwszy kucnął przy mnie Mark - Jak się czujesz?
- Dobrze... dzięki.
- Mmmm wszystko za sprawą Jacksona, co?
- Skończ.
- Nie wstydź się tak.
- To nie poruszaj tego tematu.- po chwili obok mnie stanął Jackson - Jungkooka to krępuje, tak?- nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, bo już po chwili chłopak całował mnie na oczach swoich przyjaciół.
- Nienawidzę cię...- jęknąłem - Jedźmy już... chociaż nie wiem do czego ja tam jestem potrzebny.
- Dowiesz się w swoim czasie.- nie rozumiem po jaką cholerę miałem się tłuc przez cały Seoul do tego kretyna. Jakoś nie bardzo miałem ochotę go oglądać, no ale cóż... chcę zobaczyć jak chłopaki się na nim mszczą. W samochodzie panował gwar i ogólnie wszystkim było dość wesoło... poza mną. Bałem się konfrontacji z tym dupkiem.
- Jesteśmy.- Jaebum zajechał pod ogromną willę, w której rzekomo mieszka BamBam. Hm... widzę, że mój chłopak i ten ćwok idealnie się dobrali. Oboje z bogatych, zarabiających miliony rodzin. Mimo że moja mama również zarabia kupę kasy, to poczułem się gorszy... czuję, że nie pasuję do Jacksona.
- Czekajcie tu... a Ty Kookie idziesz ze mną.- zamurowało mnie.
- Co?... czemu?
- Ta sprawa dotyczy naszej trójki, tak?
- No... chyba tak.
- No właśnie.- mówiąc to wysiadł z auta rozkładając mój wózek, na którym po chwili mnie posadził.
- Nie chcę go widzieć...
- Czego ty się tak boisz? Przecież przy mnie ci niczego nie zrobi.- westchnąłem nie odzywając się już do chłopaka ani słowem. Brunet wyczuł, że mam już fazę wstępną do tzw. focha, dlatego też bez słowa złapał za wózek prowadząc mnie na posiadłość BamBama. Szliśmy krętymi, zadbanymi alejkami, które wiodły do domu, na basen, miejsce na grilla oraz kort tenisowy... wow.
- Widzę, że dobrze znasz ten teren...
- Nie zaczynaj.
- Jestem zestresowany, jasne?
- Nie rozumiem tylko dlaczego.- warknąłem zaciskając dłonie na wózku... doszliśmy pod drzwi. Gdy Jackson zadzwonił poczułem jak wnętrzności podchodzą mi do gardła.
- Nie ma go... wracajmy do domu.
- Cierpliwości.- fakt... po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanął uśmiechnięty BamBam.
- Cześć Jackson.
- Też tu jestem...- syknąłem.
- Niestety to widzę... czego chcecie?
- Pszyszedłem z tobą pogadać.- Jackson wprowadził mnie do środka - Rozumiem, że jesteś sam.
- Nadal pamiętasz w jakich godzinach pracują moi rodzice i kiedy bezkarnie możesz do mnie wpadać.- czułem jak się we mnie gotuje... co za dupek.
- Ta... to może salon?
- Zapraszam.- ten podły uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chłopak postawił wózek koło kanapy, na której po chwili usiadł. BamBam zajął miejsce obok niego przygryzając wargi - To co? Mała powtórka sprzed miesiąca?- otworzyłem szeroko oczy spoglądając na nieporuszonego Jacksona.
- Słucham...
- Kookie... daj mi to załatwić.- westchnął spoglądając na BamBama - O czym ty kurwa mówisz?
- Ahh no tak... zapomniałem o Jungkooku. Mam ci może przypomnieć?
- Jackson...- miałem ochotę jak najszybciej stamtąd wyjść.
- Jungkook, on ściemnia... zaufaj mi.- wziąłem głęboki oddech, po czym skinąłem lekko głową.
- Uuu jaki łatwowierny... strasznie nim manipulujesz.- i komu ja mam do cholery wierzyć?!
- Zamknij się i mnie uważnie posłuchaj...- brunet wziął głęboki oddech - Wiem co zrobiłeś wczoraj Jungkookowi...
- Skarbie...
- Nie mów tak do mnie!- aż podskoczyłem... jego krzyk naprawdę mnie wystraszył - Daj mi powiedzieć... Wiem, że go spiłeś i nafaszerowałeś jakimiś prochami...
- Ale...
- Nie skończyłem...- BamBam westchnął wyciągając z kieszeni telefon.
- Za to ja zaraz zakończę wasz związek raz na zawsze.
- Co ty pieprzysz do cholery...
- Zobacz.- mówiąc to włączył jakiś filmik, którego w zasadzie nie widziałem... słyszałem jedynie westchnięcia i głos BamBama oraz moje ciche jęki przeplatane z histerycznym błaganiem, by... coś ode mnie zabrał.
- Jackson...- załapałem go niepewnie za rękę. Chłopak spojrzał na mnie ogromnymi oczyma.
- Pamiętasz to?
- Nie wiem...- brunet wyrwał telefon z rąk byłego, po czym mi go wręczył. Gdy zobaczyłem treść filmiku zamurowało mnie. BamBam w najlepsze się do mnie dobierał, po czym mnie zgwałcił. Ze łzami w oczach rzuciłem telefonem na ziemię - Co to jest?!
- Kookie, przecież sam tego chciałeś.- odpowiedział drwiąco.
- Upiłeś mnie i wykorzystałeś!- pospiesznie starałem się odblokować wózek i stąd uciec, jednak w przypływie emocji nie byłem w stanie tego zrobić.
- Zgwałciłeś go...- Jackson złapał mnie za ręce biorąc głęboki oddech - Uspokój się... Jaebum zaraz po ciebie przyjdzie...
- Jackson, ja naprawdę tego nie chciałem! Ja...
- Wiem... idź do przedpokoju...
- Co ty chcesz...
- No już. 
- Jackson chce po prostu pobyć ze mną sam na sam.- odpowiedział z uśmiechem BamBam.
- Nie odzywaj się!- po moim krzyku Jackson zamachnął się uderzając z całej siły w twarz chłopaka. Ten padł na ziemię jak długi jęcząc z bólu - Jackson jedźmy do domu...
- Daj mi to załatwić do końca.- brunet był naprawdę wściekły. Złapał BamBama za koszulkę stawiając go do pionu - Co teraz powiesz chuju....
- Jackson...
- Wiesz, że to twój koniec...- co... on chyba nie zamierza...
- Jackson zostaw go.
- Jungkook nie wtrącaj się.- mówiąc to przycisnął chłopaka do ściany ciskając jego głową o beton. Po kilku uderzeniach biała farba splamiona była krwią.
- Jackson!
- Oho.. już zaczęli?- odwróciłem się za siebie słysząc głos JB.
- Zrób coś!
- Spokojnie... Jackson zawsze tak załatwia sprawy.- Jaebum złapał za wózek prowadząc mnie do wyjścia.
- Spokojnie?! On go zabije!
- I dobrze... należy mu się...- wtedy też usłyszałem przeraźliwy głos BamBama. Zrobiło mi się niedobrze... wolę nie wiedzieć co właśnie robi z nim Jackson.
- Przecież go znajdą! Jackson trafi do więzienia!
- Widzę, że mało wiesz o swoim chłopaku.- wyszliśmy z willi. Idąc alejkami wpatrywałem się ślepo przed siebie.
- O czym ty mówisz...
- O tym, że Jackson załatwił już niejednego, a że jego ojciec jest prawnikiem...
- Co...
- Maszyna do zabijania... tak go nazywamy.
- Odwieź mnie do domu...
- Kookie...
- No już! Chcę do domu!- boję się go. Nie chcę go widzieć, ale wiem, że nie jest to możliwe... Zacząłem płakać z trudem łapiąc powietrze. Jaebum otworzył bagażnik vana po czym mnie w nim usadził wręczając mi wodę.
- Napij się i się uspokój.
- Zawieź mnie do domu...
- Co się stało?- Mark spojrzał na nas wielkimi oczyma - Chyba mu nie powiedziałeś...
- Sam widział jak Jackson rozwala młodemu łeb. Reszta morderstw to jedynie kwestia czasu.- zacisnąłem powieki ciężko oddychając.
- Super...- Mark usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem, jednak pospiesznie je odtrąciłem - Jungkook...
- Dobra, jestem.- usłyszałem głos Jacksona. Spuściłem głowę zaciskając dłonie na plastikowej butelce - Kookie, tak mi przykro.- gdy mnie objął zacząłem bić go po plecach i klatce piersiowej z nadzieją, że mnie puści - Jungkook...
- Nie dotykaj mnie! 
- Zasłużył na to... po tym jak cię wczoraj potraktował...
- Ten gwałt jest niczym w porównaniu z tym co ty wyprawiasz!... Ile osób już zabiłeś?! Myślisz, że jak Sungjun jest prawnikiem to jesteś bezkarny?! 
- Co? Jungkook, uspokój się...
- Mam dość twoich kłamstw, rozumiesz?! 
- Daj mi wyjaśnić...
- Nie chcę cię słuchać! Nie uwierzę w żadne twoje słowo!
- Wyjaśnicie to w domu... musimy spadać...- Mark pomógł mi usiąść, po czym ruszyliśmy w stronę centrum Seoulu. Czułem obrzydzenie siedząc obok Jacksona. Chciałem by ta droga minęła nam jak najszybciej... Mój chłopak zabił właśnie człowieka... przy mnie... skąd mam mieć pewność, że taki los nie czeka też mnie? Nienawidzę go... nie chcę go znać i mieć z nim cokolwiek wspólnego. Od dzisiaj dla mnie nie istnieje.
- Pomogę ci.- nie odezwałem się ani słowem przejeżdżając jedynie chłopakowi po nodze. Ten pospiesznie pożegnał się z przyjaciółmi i pędem ruszył za mną - Jungkook.... musimy ze sobą porozmawiać.- milczałem... bałem się odezwać... Wjechałem do windy naciskając ostatnie piętro. Jackson w milczeniu stał obok mnie. Czułem na sobie jego spojrzenie... to było okropne. Gdy winda się zatrzymała pospiesznie ruszyłem do mieszkania. Po wjechaniu do środka od razu ruszyłem do swojego pokoju. Chciałem się w nim zamknąć i nie wychodzić do powrotu rodziców, jednak Jackson był szybszy ode mnie. Wziął mnie na ręce wtulając mnie w siebie - Posłuchaj mnie...
- Puść mnie!
- Jungkook do cholery...
- Puść bo wezwę policję! 
- Obiecaj, że mnie wysłuchasz.
- Posadź mnie na wózku...- gdy to zrobił zacisnąłem dłonie na wózku spuszczając głowę w dół - Mów...
- Kookie...- chłopak kucnął głaszcząc mnie po twarzy. [włączamy]
- Kurwa nie dotykaj mnie...- warknąłem odwracając głowę. Jackson westchnął zabierając dłoń.
- Posłuchaj... wiem... wiem jak się teraz czujesz i jest mi z tego powodu bardzo przykro... 
- Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?- po moich policzkach zaczęły spływać łzy - Pewnie myślałeś, że skoro kaleka to pewnie też idiota, co?
- Nie... nie myślałem tak, ale miałem szczerą nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiesz... Chciałem... chciałem i nadal chcę być kimś... chcę być w twoich oczach kimś w rodzaju bohatera... kimś, przy kim będziesz czuł się bezpiecznie... kimś, komu będziesz ufać...
- Za późno...
- Wiem... Jungkook...- chłopak westchnął wycierając łzy w mojej twarzy - Nie płacz... tak mi przykro...
- Tobie jest przykro?.... To nie ciebie oszukała osoba, którą kochasz najbardziej na świecie.... To nie twój chłopak morduje wszystkich, którzy wejdą mu w drogę. Mnie też zabijesz?
- Nie popadaj w paranoje... to nie tak...
- A jak?- spojrzałem na jego przejętą... pełną wyrzutów twarz - Jackson ja cię kocham... czemu ty to robisz?... Jak ja mam się teraz przy tobie czuć?... Uważasz, że powinienem czuć się przy tobie bezpiecznie? 
- Nie... wiem, że widzisz teraz we mnie potwora, ale uwierz mi, że ciebie nigdy bym nie skrzywdził... 
- BamBamowi mówiłeś pewnie to samo...
- Jungkook, nasze relacje są zupełnie inne...
- Błagam cię, nie kłam...- złapaliśmy się za ręce... mimo że się go boję nie wyobrażam sobie życia bez niego... - Ile... ile osób zabiłeś?
- Cztery...
- Dlaczego?- pisnąłem zaciskając uścisk.
- Za każdym razem jedna z nich raniła najbliższe mi osoby... nie jestem w stanie tolerować czegoś takiego...
- Jackson...
- Jeśli chcesz dam ci czas żeby to przemyśleć... nie będę się do ciebie zbliżał, tylko wiedz, że nie dam ci tak łatwo odejść... za bardzo cię kocham...
- Ja... nie wiem...
- Wiem, że się mnie boisz... czuję to Jungkook...
- Boję... ale też cholernie cię kocham...- puściłem jego dłoń udając się w stronę pokoju.
- Kookie...
- Daj mi chwilę, proszę cię...
- Jasne...- nie potrafiłem tak tego zostawić. Jeszcze tego samego dnia szczerze ze sobą porozmawialiśmy. Po powrocie rodziców Sungjun zatuszował sprawę chłopaka, ostrzegając go, że był to jego ostatni taki wyskok. Następnym razem będzie odpowiadał przed sądem i jeśli będzie taka potrzeba, pójdzie siedzieć. Mój ojciec miesiąc temu trafił za kratki i będzie odsiadywał dożywocie przez co jestem niezwykle szczęśliwy. Hm... ja i Jackson jesteśmy ze sobą już pół roku. Tworzymy szczęśliwą, bezkonfliktową parę, która przede wszystkim opiera się teraz na szczerości i wzajemnym zaufaniu. Jackson nawet chciał wynająć nam mieszkanie żebyśmy spróbowali dorosłego życia, jednak nasi rodzice, ze względu na to, że jeszcze się uczę, nie wyrazili na to zgody i nadal musimy mieszkać z nimi. Jednak z tym również sobie poradziliśmy. Jackson wprowadził się do mojego pokoju przez co spędzamy ze sobą dosłownie każdą sekundę. Nie poszedł też na studia prawnicze, tylko na rehabilitację... idiota, no ale cóż. Dzięki niemu przynajmniej odzyskuję powoli czucie w nogach. Chłopak mi nie odpuszcza... ćwiczy ze mną dzień w dzień po kilka godzin, nie dając mi chwili wytchnienia. Jak mówi: "To dla mojego dobra". Dzięki temu zacząłem wierzyć w jego dobre serce i szczere intencje wobec mnie. Czasem się zastanawiam czy nie zakochałem się zbyt szybko, ale później dochodzę do wniosku, że chyba w każdym związku są wzloty i upadki i każdy związek musi przejść przez setki szczerych, niekiedy niezwykle bolesnych rózmów, ale to tylko po to, by w stu procentach upewnić się co do naszego wybranka. Wtedy też dochodzi do nas, jak bardzo kochamy daną osobę i że jesteśmy w stanie znieść dosłownie wszystko w imię miłości do niej.
Nie będę już Was zanudzał... poza tym jest wieczór, a my jesteśmy sami w mieszkaniu, to chyba nie muszę Wam tłumaczyć o co chodzi... Trzymajcie się!

~Koniec.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



6 komentarzy:

  1. Wowwww!!! Świetne zakończenie. Było strasznie. Jak Jackson mógł zabić 4 osoby! Wystraszyłam się go naprawdę. Czekam na następną historie i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jak to Jackono zabijał... Oooo nie! Tego się nie spodziewałam!!!
    Grrrry!!!!
    Po mimo tego wszystkiego dobrze, że wszystko skończyło się ok!
    Ach! mam problem co napisać w recenzji!
    Czekam na kolejne opowiadanie mam nadzieję, że z Markiem^^ plllllis nie zwiedź mnie! :D
    Pozdrawiam...!

    OdpowiedzUsuń
  3. No.. takiego zakończenia się na spodziewałam.. zresztą jak zawsze - Twoje zakończenia potrafią mnie zdziwić :D i oczywiście strasznie to w Twoich opowiadaniach lubię ♡
    Czekam na kolejne historie ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Cała ta seria była bardzo oryginalna i wciągająca brakowało mi takiego czegoś

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Całe opowiadanie jest cudne, bardzo uczuciowe i musze przyznać ze dość drastyczne. Ale te wydarzenia uformowaly charaktery Jacksona i Jungkooka. Strasznie mi się spodobała ta opowieść. W niektórych momentach aż ściska gardło... Bardzo się ciesze ze tak się skończyło, i że im się udało.
    Czekam aż napiszesz opowiadanie o Marku i Jacksonie ♡ #teamMarkson!

    OdpowiedzUsuń