30 marca 2018

Od nowa~cz.6 [Rowoon&Chanhee]





- Rowoon. - gdy chłopak wyszedł z sali, wpadł na mojego ojca.
- Tak?
- Pokłóciliście się. 
- Słucham?
- Płaczesz. 
- Ahh... - chłopak wytarł pospiesznie policzki, wymuszając uśmiech - Takie tam... pierdoły.
- Porozmawiam z nim.
- Nie... to raczej nie ma sensu.
- Posłuchaj... nie wiem o co wam poszło, ale Chanhee ma teraz bardzo ciężki okres przed sobą i...
- Ja to wszystko rozumiem proszę pana... tylko... nie, pójdę już. Do widzenia. 



*

- Chani... pogadamy? - jakiś czas temu wyszedłem ze szpitala. Odkąd wróciłem do domu ani razu nie opuściłem swojego pokoju. Rowoon też nie zadzwonił do mnie ani razu, nie odwiedził mnie... wiem, tego właśnie chciałem, ale nie sądziłem, że to zaboli mnie tak bardzo - Synku...
- Tak. - ojciec usiadł na łóżku, głaszcząc mnie po biodrze.
- Słuchaj... podjąłem decyzję, co zrobimy dalej. - zacisnąłem powieki, spodziewając się najgorszego. Chociaż z drugiej strony, czy może mi się przydarzyć coś jeszcze gorszego? - Przejdę na wcześniejszą emeryturę... już rozmawiałem o tym z szefem.
- Co?
- Wyjedziemy do Sokcho. Już nam znalazłem dom nad morzem... będziesz miał dostęp do plaży... zawsze chciałeś tak mieszkać. 
- Nie...
- Zdasz tam egzaminy... Jest też tam niewielki, prywatny uniwersytet. Też już z nimi rozmawiałem. 
- Co? Dlaczego ustalasz wszystko beze mnie? 
- Wyjazd stąd dobrze ci zrobi. 
- Nie... znowu decydujesz za mnie. Skąd możesz wiedzieć co jest dla mnie dobre, a co złe?
- Jestem twoim ojcem...
- To nie oznacza, że masz za mnie decydować. 
- Chani, już postanowiłem. 
- Świetnie. - burknąłem, szukając telefonu - Wyjdź, muszę zadzwonić.
- Chanhee...
- Mógłbyś wyjść? - pociągnąłem nosem, znów się rozklejając - Proszę. 
- Tak będzie lepiej.
- Tato, chcę zadzwonić. - sięgnąłem po telefon, szukając po omacku numeru Rowoona. Dopiero gdy usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, wybrałem do niego numer, czując jak mocno bije mi serce.
- Słucham? - gdy usłyszałem głos Rowoona, poczułem jednocześnie mocne kłucie w sercu i silny ścisk żołądka - Halo?
- Hej...
- Chanhee... coś się stało? - pociągnąłem nosem, zaciskając dłoń na poduszce - Hej, Chani.
- Przyjdź do mnie.
- Ale..
- Musimy pogadać.
- Chani... nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego.
- Potrzebuję z tobą porozmawiać... - szepnąłem, czując jak rozsypuję się na tysiące kawałków - Proszę. 
- Dobrze... już do ciebie jadę, tylko obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Nie płacz już, okej? Za moment u ciebie będę. 
- Okej. - rozłączyłem się, wtulając się w stos poduszek. Co ja mam teraz do cholery zrobić? Powiedzieć mu o wyjeździe, to jest pewne. Ale co z nami? Mam mu powiedzieć o tym, że go kocham i że będę za nim potwornie tęsknił? Nie, to bez sensu. Co to zmieni? Nie mam pojęcia co robić. Czuję się w tym wszystkim strasznie bezradny.
                     Leżałem plecami do drzwi, mieląc w dłoni poszewkę poduszki. Wśród otaczającej mnie ciemności, widziałem jedynie wyidealizowaną twarz Rowoona. Chcę cały czas przywoływać ten obraz, by go nie zapomnieć.
- Chanhee. - westchnąłem, przekręcając się na plecy.
- Tak?
- Rowoon do ciebie przyszedł. - gdy usłyszałem jego imię, moje serce zabiło dwa razy mocniej.
- Niech wejdzie. 
- Proszę.
- Dzięki. - szepnął Rowoon, wchodząc do pokoju - Cześć. 
- Zamknij drzwi na klucz i chodź tutaj. - usiadłem dość leniwie, starając się wsłuchać w każdy ruch chłopaka. Klucz w zamku został przekręcony. Słyszałem trzeszczące lekko pod ciężarem chłopaka panele, co zwiastowało jego obecność w odległości dosłownie kilku centymetrów ode mnie - Usiądź. - gdy Rowoon usiadł na łóżku, przysunąłem się bliżej niego, oblizując nerwowo wargi.
- Co się dzieje? - dotknąłem niepewnie jego ciała, po czym usiadłem na nim okrakiem, wtulając twarz w jego szyję - Chani... - chłopak objął mnie, głaszcząc mnie po plecach - Martwię się... powiedz co się stało.
- Przepraszam. - szepnąłem, czując jak po moich policzkach i szyi Rowoona spływają łzy.
- Za chwilę o tym pogadamy, tylko nie płacz.
- Nie, Rowoon... ja wyjeżdżam, rozumiesz? Znowu wyjeżdżam.
- Co?... Co ty mówisz? Jak to wyjeżdżasz? Niby dokąd?
- Do Sokcho. Ojciec znalazł nam już dom, uczelnię dla mnie... - złapałem oddech, zanosząc się przy tym łzami.
- Uspokój się.
- Rowoon, mam do ciebie tylko jedną prośbę. - owinąłem ręce wokół jego szyi, głęboko wzdychając.
- Zrobię wszystko Chani.
- Wszystko? - pociągnąłem nosem, po czym przejechałem kciukiem po ustach chłopaka - Kochaj się ze mną... tylko ten jeden raz, potem zniknę. Chcę cię dobrze zapamiętać. - szepnąłem, dość niezdarnie go przy tym całując.
- Nie pozwolę ci wyjechać. - Rowoon położył mnie na łóżku nachylając się nade mną - Nie płacz już... nienawidzę tego widoku. 
- Przepraszam... ale tak się boję. 
- Nie bój się... nie pozwolę ci wyjechać. 
- Rowoon. - dotknąłem jego twarzy, ciesząc się tym, że mogę czuć chociaż jego obecność i bliskość - To, jak cię potraktowałem...
- Nie myśl o tym.
- Nie... zrobiłem to, bo chcę dla ciebie dobrze. Zrozum, że spieprzyłbyś sobie przy mnie życie. 
- Nienawidzę jak tak mówisz. Wiesz, że to nieprawda.
- Jedyną rzeczą jaką wiem, to to, że cię kocham i będę za tobą cholernie tęsknił... przepraszam. - chłopak przywarł do moich ust, głęboko przy tym wzdychając - Kocham cię. - zarzuciłem ręce na jego szyję, odwzajemniając jego pocałunki - Zamknąłeś drzwi?
- Tak. - Rowoon wsunął dłoń pod moją koszulkę, po czym przeniósł wargi na moją szyję.
- To dobry pomysł, prawda?
- Bardzo dobry. - szepnął, całując mnie w czoło - Nie pozwolę ci odejść. 
- Y y... prześpisz się ze mną i zapomnimy o sobie.
- Przestań tak mówić. - znów zaczęliśmy się całować. Kocham jego wargi. Mógłbym czuć je na sobie cały czas. Po chwili Rowoon wsunął dłoń z moje dresy, dotykając ostrożnie mojego członka. Wzdrygnąłem się, czując rozchodzące się po moim ciele ciepło. Dodatkowo jego delikatną skórę pieścił materiał bokserek doprowadzając mnie do obłędu - Nie za szybko? - szybko, powoli... wtedy o tym nie myślałem. Może rzeczywiście nie tak wyobrażałem sobie swój pierwszy raz, ale tak naprawdę co za różnica. Grunt, że przeżyję go z kimś, na kim potwornie mi zależy. Może faktycznie wolałbym romantyczny wieczór i długą, namiętną noc, a nie południe i ojca za ścianą, ale wyjadę stąd lada moment... nie mogę wybrzydzać. Chwyciłem jedynie chłopaka za twarz, po czym znów zatopiłem się w jego ustach. Rowoon poruszał powoli ręką sprawiając, że na moje usta cisnęły się ciche jęki i westchnięcia i mimo że bardzo chciałem dać im upust, musiałem się hamować ze względu na ojca.
- Zróbmy to. - zdjąłem z niego koszulkę, dotykając nieśmiało jego umięśnionej klatki piersiowej.
- Chani...
- Nie ma na co czekać. - pociągnąłem znów nosem, wtulając w siebie Hyunga. Rowoon pocałował mnie w policzek, powoli wstając - Co robisz? - chłopak zsunął ze mnie spodnie wraz z bielizną. Zakryłem jedynie twarz rękoma, czując jak telepię się z emocji i towarzyszącego mi stresu. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Chciałem już mieć za sobą ten pierwszy szok i falę bólu i móc cieszyć się z bliskości z chłopakiem.
- Na pewno tego chcesz?
- Na pewno. - wtedy też poczułem jak coś we mnie wchodzi. Zagryzłem wargę, łapiąc odruchowo za ramiona Rowoona. Chłopak przywarł do mnie ciałem, mocno mnie przytulając.
- Może cię boleć...
- Pieprzyć to, naprawdę. - Hyung pocałował mnie w czoło, a potem przywarł na dłużej do moich ust.
- Obejmij mnie. - szepnął, całując mój kącik ust. Objąłem go rękoma i nogami, po czym ukryłem twarz w jego rozbudowanej klatce piersiowej - Kocham cię. - mruknął, pieszcząc wargami moje ucho. W międzyczasie coraz głębiej wsuwał we mnie członka. Pisnąłem, wbijając paznokcie w jego plecy. Czułem jakby ktoś wbijał we mnie setki igieł, ale w końcu to mój pierwszy raz... coś musi być nie tak - Jeszcze chwilka. - chłopak pogłaskał mnie po twarzy, głęboko przy tym oddychając - Wytrzymaj. - skinąłem jedynie głową, czując jak do oczu cisnął mi się łzy. W ogóle nie byliśmy na to przygotowani... nie planowaliśmy tego tak szybko, stąd też wszelkie nieudogodnienia i ból. Rowoon pewnie też inaczej wyobrażał sobie nasz pierwszy raz, a ja zmusiłem go do tego akurat dzisiaj - Już. - chłopak położył się na mnie, głaszcząc mnie po spoconej twarzy - Oddychaj. 
- Boli. - szepnąłem, zaciskając powieki.
- Póki co nic nie robię. - przytaknąłem, starając się unormować oddech - Chanhee, jeśli tego nie chcesz to powiedz. 
- To mój pierwszy raz Rowoon... musi boleć. - chłopak przywarł wargami do mojej twarzy, delikatnie mnie po niej całując. Ułożyłem dłonie na jego pośladkach, starając się zachęcić go do działania. Bałem się, że w każdej chwili może przerwać nam ojciec. Rowoon oparł się na przedramionach tuż obok mojej głowy, po czym wykonał jeden, bardzo powolny i dokładny ruch. Zaraz po potwornym bólu, przez moje ciało przeszedł bardzo przyjemny dreszcz. Jęknąłem zaciskając przy tym dłonie na pościeli.
- Jesteś przeuroczy Chani. - szepnął, całując mnie. Objąłem go, odwzajemniając tą pieszczotę, podczas gdy Rowoon coraz śmielej się we mnie poruszał - W porządku? - skinąłem głową, starając się odrzucić na bok myśli związane z towarzyszącym mi bólem i w pełni skupić się na moim pierwszym i ostatnim razie z Rowoonem.
- Hyung? - jęknąłem drapiąc go po głowie.
- Tak?
- Jak... aish... jak wyobrażałeś sobie... nasz pierwszy raz? - z trudem łapałem oddech. Byłem tak podniecony całą tą sytuacją, że ciężko było mi się wysłowić.
- Właśnie tak... jest idealnie. - szepnął ponownie, całując mnie po szyi. Grunt, że on jest zadowolony - Nie ważne jest miejsce i czas Chanhee... najważniejsze, że jesteśmy razem, tak? 
- Ostatni raz. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, czując jak chłopak ściąga ustami łzy z mojej twarzy.
- Zapewniam cię, że to nie jest ostatni raz. Nie płacz. 
- Obiecaj mi coś. - chwyciłem w obie dłonie jego mokrą twarz, pieszcząc ją ostrożnie kciukami.
- Co takiego?
- Jak skończymy... wyjdzie... wyjdziesz stąd... i nigdy... nigdy już się do mnie nie odezwiesz.
- Nie mogę ci tego obiecać. - mruknął całując mnie w nos - Za bardzo mi na tobie zależy.
- To... to dla twojego...
- Nie Chani, mylisz się. - ruchy chłopaka stawały się coraz płynniejsze i spokojniejsze, dzięki czemu seks z nim zaczął powoli dawać mi coś w rodzaju przyjemności - Będę szczęśliwy tylko i wyłącznie z tobą. 
- Nie okłamuj sam siebie. - wziąłem głęboki oddech, czując jak powoli wszystko wraca do normy - Nie musisz się nade mną litować... Ulży mi jak znajdziesz kogoś innego. 
- Ale ja chcę ciebie. Tylko i wyłącznie ciebie. - Rowoon zbliżył do mnie swoją twarz, dzięki czemu nasze czoła dotykały się.
- Nie wiesz tego... jestem pewien, że spotkasz dziesiątki lepszych ludzi... Ja nie jestem odpowiednią osobą. 
- A gdybyś widział? - przełknąłem z trudem ślinę, zaciskając dłonie na ramionach Rowoona.
- Ale nie widzę. 
- Ale tak czysto teoretycznie.
- Czysto teoretycznie nie widzę i nie będę widział. - objąłem go, przywierając do jego słodkich warg.
- Chanhee...
- Jakbym widział, to chciałbym z tobą być. 
- Skarbie, to nie może być przeszkoda... 
- Nie rozmawiajmy już o tym. 
                                Dziwnie się czuję i dopiero teraz zaczynam racjonalnie myśleć. To nie był dobry pomysł żebym przespał się z Rowoonem. Wydaje mi się, że po tym wszystkim będziemy cierpieć jeszcze bardziej.
- O czym myślisz? - Rowoon leżał za mną mocno mnie przytulając.
- O nas.
- Zdradzisz mi co nie co?
- Lepiej nie.
- Czemu? - westchnąłem, łapiąc go za rękę.
- Powinieneś już iść. 
- Wyganiasz mnie?
- Nie.
- Ale?
- Ale chciałbym pobyć dzisiaj sam. - chłopak westchnął, siadając na łóżku - Przepraszam.
- Zbyt często jesteś sam. 
- Lubię być sam.
- Rozumiem... - Hyung pocałował mnie w głowę, wstając z łóżka - Zadzwonię wieczorem.
- Nie.
- Chani... błagam cię, odpuść.
- Nie... daj sobie ze mną spokój. 
- Chanhee, nie chcę się kłócić.
- Nie kłóćmy się. Po prostu zapomnijmy o sobie.
- Znowu zaczynasz... a co będzie za dwa dni? Znowu otrzymam od ciebie telefon, że mam do ciebie przyjść?
- Nie... bo już prawdopodobnie mnie tutaj nie będzie. 
- Przestań do cholery tak mówić. Jakąś godzinę temu mówiłeś mi, że mnie kochasz i że będziesz za mną tęsknił. Co ci się znowu poprzestawiało w tej głowie?
- Wyjeżdżam...
- No i co z tego? Będę do ciebie przyjeżdżał w piątki i wyjeżdżał w niedzielę. To naprawdę nie jest żaden problem. 
- Tak? I ile chcesz to ciągnąć?
- Tak długo, jak się da. 
- Przestań... myśl realnie. 
- Ochłoń, wiesz? Zadzwonię wieczorem. - usłyszałem westchnięcie i trzask drzwi. Wiem, że jestem upierdliwy i niezdecydowany, ale przedstawiłem Rowoonowi swoje warunki... seks i zapominamy o sobie. Może to i głupie rozwiązanie, ale mówię... chciałem go dobrze zapamiętać.


*

- I kiedy wyjeżdżacie?
- Jutro. - westchnąłem siadając na kanapie. Rozmawiałem przez telefon z Rowoonem. Od naszego ostatniego spotkania minęły dwa dni i prosiłem go, by dał mi póki co spokój, bo chcę przemyśleć sobie kilka spraw - Ojciec już praktycznie wszystko zapakował.
- Może powinienem dzisiaj do ciebie przyjść?
- Po co?
- Chanhee... już za tobą tęsknię.
- Mówiłem ci coś. 
- Przestań grać twardego... Wiem, że w środku cierpisz tak samo jak ja.
- Nie, nie wiesz tego i nie wiesz, co czuję. - zagryzłem wargę, czując jak obok mnie siada ojciec.
- Przyjdę jutro się pożegnać. 
- Nie rób tego. - pociągnąłem nosem, nie mając już siły udawać... nawet przy tacie. 
- Do jutra. - rozłączyłem się, chowając twarz w dłoniach. Ojciec objął mnie, całując mnie w głowę.
- Opowiadaj. 
- Daj spokój. - szepnąłem, wycierając policzki.
- Rowoon może przecież do ciebie przyjeżdżać...
- Nic nie rozumiesz.
- To mnie oświeć. Jestem przecież twoim ojcem. 
- I właśnie dlatego nie mogę. - wydmuchałem nos w podaną przez tatę chusteczkę, po czym wziąłem głęboki oddech chcąc w końcu się otworzyć i wyrzucić z siebie to wszystko, ale nie mogłem... hamowała mnie myśl, że to mój rodzic.
- Chani... coś się stało między tobą i Rowoonem? 
- Powiedzmy.
- Co to znaczy?
- Nie za dużo chciałbyś wiedzieć?
- No wiesz... żyjemy ze sobą bardzo dobrze, jak na ojca i syna więc...
- Byłbyś bardzo mną rozczarowany tato. - ojciec spojrzał na mnie, odchrząkując.
- Teraz zaczynam się o ciebie bać.
- Zawsze chciałeś mieć silnego syna, prawda? Takiego, który będzie wzorem dla innych... Pewnie nawet chciałeś wysłać mnie do wojska i tak naprawdę, kto wie, czy bym się na nie nie zdecydował, gdyby nie ten wypadek. - westchnąłem, wycierając ponownie nos - Miałem być wzorem mężczyzny, pomagać innym i być dumą twoją i mamy...
- Chani...
- A jestem ślepą ciotą, która sypia z facetami... a w zasadzie z jednym. - zerwałem się z kanapy, bojąc się reakcji ojca. Zacząłem iść po omacku w stronę swojego pokoju i pierwszy raz w życiu nie usłyszałem żadnego sprzeciwu ze strony taty. Pewnie to dla niego spory szok... wcale mu się nie dziwię, ale cieszę się, że w końcu to z siebie wyrzuciłem.

*

                  Nie spałem całą noc. Non stop myślałem o Rowoonie i tym, jak bardzo zawiodłem ojca. Czuję, że w tym pieprzonym Sokcho da mi niezłą szkołę. 
- Wyjeżdżamy. - usłyszałem jedynie burknięcie ojca. Skinąłem głową, po czym rozłożyłem laskę idąc w kierunku drzwi - Pomóc ci?
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie. - jedyne czego chciałem, to jak najszybsze wejście do samochodu i odjechanie stąd. Nienawidzę pożegnań. Gdyby Rowoon tu dzisiaj przyszedł, chyba bym tego nie zniósł. Z drugiej strony, jazda samochodem z ojcem przez dobre kilka godzin... czuję, że nie ominiemy pewnych tematów. Wyszedłem przed dom. Schodząc ze schodków, źle je wyliczyłem i przy ostatnim podwinęła mi się noga, przez co upadłem na zimny beton - Auć. 
- O masz... nic ci nie jest? - ojciec podbiegł do mnie, łapiąc mnie w pasie.
- Nie.
- Rowoon do ciebie przyszedł. Czeka przy samochodzie.
- Co?
- Cześć. - słysząc jego głos, nogi się pode mną ugięły. 
- Zostawię was samych. - odwróciłem głowę, czując jak do oczu cisnął mi się łzy. Po jaką cholerę on tu przychodził?
- Chciałem się pożegnać...
- Prosiłem cię żebyś tego nie robił. 
- Chodź tu. - chłopak wtulił mnie w siebie, głaszcząc mnie po głowie - Jest parę rzeczy, o których muszę ci powiedzieć. - Hyung pociągnął nosem, zaciskając wolną dłoń na moim ubraniu - Kocham cię Chanhee... chcę z tobą być i żadna odległość nie jest w stanie tego spieprzyć, rozumiesz? 
- Nie, Rowoon...
- Tak wiem, jesteś niewidomy... kocham cię właśnie takiego. W niczym mi to nie przeszkadza i jestem wściekły, że nie będę mógł być przy tobie cały czas. 
- Odetchniesz.
- Nie pieprz głupot... będę codziennie do ciebie dzwonił. Rano, po południu i wieczorem, obiecuję. 
- Rowoon, posłuchaj... - złapałem chłopaka za ręce, czując jak dławię się łzami - Znajdź kogoś normalnego, proszę cię.... Niczego innego teraz nie chcę. 



~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zapraszam na nowy fp --> K-pop Yaoi  oraz na mojego ig --> instagram i snapa --> xiaolu_95  :)

27 marca 2018

Od nowa~cz.5 [Rowoon&Chanhee]




                     Obudziłem się wyjątkowo wcześnie. Śpiący obok mnie Rowoon chrapał w najlepsze i nie miałem serca go obudzić. Wstałem dość leniwie z łóżka, po czym ruszyłem do kuchni, napić się wody. Po drodze wstąpiłem do pokoju ojca, by sprawdzić czy w ogóle wrócił na noc. Cóż... mogłem się tego spodziewać, że jego łóżko będzie puste. Pewnie po kolacji poszedł do tej pindy, ale tak jak powiedziałem - nie będę się w to wtrącał. W sumie mam teraz na głowie większe zmartwienie. Rowoon powiedział mi wczoraj, że chciałby ze mną być. Nie wiem, co mam o tym myśleć... dopiero dzisiaj, na trzeźwo. Wczoraj wieczorem niby mu odmówiłem, ale w nocy długo o tym rozmawialiśmy, Rowoon mnie przytulał, całował... Na samą myśl mam przysłowiowe motyle w brzuchu i nawet gdybym coś do niego poczuł, nie chciałbym z nim być. Nie, może inaczej... nawet jakbym chciał, nie mogę mu tego zrobić. Nie chcę schrzanić mu całego albo chociaż kawałka życia.
Siedziałem w kuchni ze szklanką wody w ręku. Ciągle myślałem o ojcu, jego pracy, Rowoonie, naszych studiach, tym, co mówiłem wczoraj... co ja mam do cholery zrobić? Rowoon, Rowoon, Rowoon... co ja mam z tobą począć? Nie jestem gejem... W zasadzie nigdy nie zastanawiałem się nad tym, kim jestem, ale naturalne dla mnie było to, że myślałem o założeniu rodziny i posiadaniu dzieci z kobietą. Mam dopiero 15 lat i jest to idealny czas, by próbować i poznawać siebie, ale związek z chłopakiem? To tak jak ciągła obecność twojego najlepszego przyjaciela i osoby, którą kochasz w jednym. Niby fajna sprawa, ale jak pokazalibyśmy się przy ludziach, co na to nasi rodzice? Moja mama nie byłaby zadowolona...
- Nie śpisz? - uniosłem głowę, widząc sunącego w moim kierunku Rowoona. Zaprzeczyłem jedynie skinieniem głowy, upijając łyk wody - Coś się stało? - chłopak kucnął przede mną, całując mnie w czoło.
- Nie... po prostu nie mogę spać.
- Dochodzi dopiero siódma. Chodź, jeszcze poleżysz. - Rowoon wyjął z moich dłoni szklankę, po czym dokończył jej zawartość - Chodź. 
- Ojciec jeszcze nie wrócił.
- Widocznie dobrze się bawi... powinieneś być zadowolony.
- Ta... powiedzmy, że jestem. - chłopak chwycił mnie w talii, prowadząc mnie powoli do łóżka.
- Chani... twój tata chce być znów szczęśliwy.
- Wiem. - burknąłem, wyciągając przed siebie ręce. Co jest nie tak z tym cholernym okiem? Nic już praktycznie nie widzę.
- Chowaj łapki, bo zaraz się uderzysz.
- Tak czuję się pewniej.
- Nie ufasz mi? - zapytał, kładąc mnie do łóżka.
- Ufam.... to nie chodzi o to.
- A o co? - mruknął, kładąc się obok mnie. Po upływie kilku sekund nachylił się nade mną, całując moje powieki.
- Ja... jak nie mam laski, to muszę się czymś wspomagać. - wydusiłem na jednym tchu, łapiąc go za koszulkę.
- Masz mnie... nie potrzebujesz niczego innego. - szepnął, przywierając do moich warg. Odwzajemniłem nieśmiało jego pocałunek, po czym "posmyrałem" go palcem po policzku, lekko się uśmiechając - Musisz się częściej uśmiechać. 
- Tak mówisz?
- Mhm. - chłopak pocałował mnie w czoło, po czym wtulił się w moją klatkę piersiową. Przytuliłem go dość nieśmiało, głaszcząc go po głowie - Ale bije ci serce.
- No wiem... to dla mnie nowa sytuacja. - westchnąłem, bawiąc się jego włosami - Byłeś kiedyś w związku?
- Dwa razy.
- I jak to jest?
- Masz przy sobie osobę, na której możesz polegać, której możesz się ze wszystkiego zwierzać, rozmawiać o wszystkim, śmiać się i płakać... jesteś z kimś, kogo kochasz i masz świadomość, że dla tej osoby jesteś wszystkim. - skinąłem głową, głębiej się nad tym zastanawiając. Brzmi fajnie... tylko w tym wszystkim szkoda Rowoona.
- Czemu się rozstałeś z tymi dziewczynami?
- Jedna mnie zdradziła... z drugą z dnia na dzień miałem coraz mniej tematów do rozmów. Non stop opowiadała mi o swoich przyjaciółkach, zakupach, o tym jaki film widziała z koleżankami i o tym, na jaki kolor powinna pomalować paznokcie... Związek z dziewczyną jest dla naprawdę cierpliwych facetów. - zaśmiałem się, czując jak ciepłe wargi chłopaka pieszczą moją szyję - Chanhee...
- Hm?
- Rozumiem, że zmieniłeś swoje wczorajsze zdanie. - odsunąłem się od chłopaka, biorąc głęboki oddech - O co chodzi?
- To nie jest takie łatwe.
- Nie rozumiem.
- Hyung... załóżmy tak czysto teoretycznie, że też tego chcę. Powiedz mi, jak byś nas widział za te pięć lat?
- Cóż... będziemy robić magisterkę. Wynajęlibyśmy jakieś fajne mieszkanie, ty byś był światowej klasy muzykiem, ja bym roznosił kawę na praktykach w jakiejś redakcji. - Rowoon uśmiechnął się, spoglądając na mnie - A ty?
- Ja tego nie widzę Rowoon... Może teraz byłaby to fajna odskocznia od tego wszystkiego, ale nie widzę czegoś takiego na dłuższą metę.
- Chani... co ty mówisz...
- Mówiłem ci o tym setki razy... Ojciec mnie tutaj nie zostawi. Za jakiś czas się stąd wyniesiemy i co wtedy? Związek na odległość? Nawet nie będę mógł ci napisać głupiej wiadomości, bo nic nie widzę, a jeden telefon dziennie jest totalnie bez sensu... Myślmy realnie Rowoon... a nie tym, czego pragniemy na daną chwilę. - poczułem jak Hyung wstaje z łóżka. Przełknąłem z trudem ślinę, zamykając przy tym oczy. Wiem, że musiałem go tym zranić, ale wydaje mi się, że lepiej dla nas będzie, kiedy nie rozpoczniemy tego związku. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk zamykanych na zamek drzwi w moim pokoju oraz dokładne zasunięcie zasłon - Rowoon... - chłopak usiadł na mnie okrakiem, czym totalnie zbił mnie z tropu - Co ty wyprawiasz? - odruchowo zasłoniłem twarz dłońmi. Hyung złapał mnie za ręce, kładąc je obok mojej głowy - Hej... - jego wargi zaczęły pieścić mój policzek... jeden, później drugi... czułem na skórze jego ciepły oddech i przyjemną wilgoć jego ust.
- Myślę o tobie odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz. 
- Co?
- Pragnę cię jak nikogo innego... teraz, jutro, za miesiąc i za dziesięć lat... Zakochałem się w tobie. - szepnął, ostrożnie mnie całując - Kocham cię Chanhee. - zakręciło mi się od tego wszystkiego w głowie. Nawet nie wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć. Na usta cisnęło mi się jedynie "co takiego?" - Chociaż spróbujmy... Spróbuj mi zaufać, nie zawiodę cię. 
- Rowoon.
- Daj mi godzinę... postaram się cię przekonać do siebie. - niewiele myśląc, skinąłem głową. Rowoon przywarł do moich ust, całując mnie niezwykle namiętnie, ale przy tym bardzo czule i ostrożnie. Jego dłoń dotykała mojej talii, wywołując u mnie niekontrolowane jęki i westchnięcia. Dopiero gdy poczułem ją na nagim ciele, wygiąłem się lekko, czując przyjemne mrowienie w podbrzuszu - Nie jest tak źle, co? - potwierdziłem jego słowa skinieniem głowy, układając wolną dłoń na jego karku. Rowoon uniósł lekko ku górze dłoń, za którą mnie trzymał, po czym zaczął ją delikatnie całować, przechodząc przez całą jej długość. Jego wargi przywarły do mojej klatki piersiowej, pieszcząc ją przez materiał koszulki.
- To... to krępujące. 
- Zaufaj mi... nie zrobię ci krzywdy Chani. - skinąłem głową, z sekundy na sekundę łapiąc coraz ciężej oddech - Jak będziesz miał dość to mi powiedz. - szepnął, głaszcząc mnie po twarzy.
- Czas ci ucieka. - Rowoon zaśmiał się, po czym lekko się po mnie zsunął. Jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę, unosząc ją do góry, podczas gdy wargi chłopaka przywarły do mojej klatki piersiowej i brzucha. Z moich ust wydobył się stłumiony jęk. Było to tak przyjemne doznanie, że byłem bliski odpłynięcia. Mimo to czułem się potwornie skrępowany i nadal z tyłu głowy czułem, że to, co robimy nie ma najmniejszego sensu. Rowoon zdjął ze mnie koszulkę, rzucając ją na podłogę. Jego ciało przywarło do mojego, a usta znów spróbowały moich. Wtedy też usłyszałem, że do domu wrócił ojciec. Zamknął drzwi i zaczął się rozbierać. Swoją drogą po wypadku, mój słuch bardzo się wyostrzył i chyba nic nie jest w stanie się przede mną ukryć - Tata...
- Hm?
- Wrócił do domu. - Rowoon zszedł ze mnie, podając mi koszulkę.
- Zamknąłem drzwi do pokoju.
- Wyczuje, że coś jest nie tak. - poderwałem się z łóżka, idąc po omacku w stronę drzwi.
- Chanhee, co ty wyprawiasz?
- Udawaj, że śpisz.
- Co?
- Muszę z nim pogadać.
- Ale... - wyszedłem z pokoju, idąc w stronę przedpokoju.
- Wróciłeś. - burknąłem, opierając się o ścianę.
- Oo Chani... już nie śpisz? 
- Nie mogłem spać. Gdzie byłeś przez całą noc? - byłem tak poddenerwowany tym wszystkim, że nie mogłem pohamować emocji.
- Em... a dobrze się czujesz?
- Co? Czemu pytasz? - ojciec podszedł do mnie, przykładając dłoń do mojego czoła - Ej...
- Co "ej"? Masz gorączkę? 
- Tak... z tego wszystkiego dostałem gorączki. - założyłem nerwowo ręce, czując jak zalewa mnie zimny pot - Wszystko dlatego, że nie śpię po nocach, tylko zastanawiam się, gdzie się szlajasz. 
- Chani... idź do łóżka, co? Dziwnie się zachowujesz. 
- Bo się o ciebie bałem. 
- Ja się nim zajmę. - wryło mnie w ziemię, słysząc za plecami niski głos Rowoona - Miał w nocy koszmary... nadal po nich bredzi. 
- Właśnie widzę. - ojciec pocałował mnie w głowę, uśmiechając się - Idźcie spać chłopcy... też pójdę się położyć. 
- Jasne... chodź Chani. - chłopak chwycił mnie w pasie, prowadząc mnie do pokoju.
- Przestań. - burknąłem, czując jak Rowoon zamyka za nami drzwi - Rowoon... 
- Nie skończyliśmy. - mruknął, opierając mnie o ścianę. Jego dłonie spoczęły na mojej talii, dociskając moją miednicę do lodowatego betonu.
- Co ty wyprawiasz? 
- Co wyprawiam? - szepnął, całując mnie po szyi - Całuję moje maleństwo. 
- Głupi jesteś. - uśmiechnąłem się, kładąc mu rękę na karku.
- Tylko troszkę. - zaśmiał się, przywierając do mnie wargami.

*

- Tato, wychodzę! 
- Chwila, poczekaj. - ojciec wszedł do przedpokoju, poprawiając mi szalik - Gdzie się wybierasz?
- Jadę do Rowoona.
- Jak? Sam?
- Mhm... wytłumaczył mi gdzie mam wysiąść. Ma na mnie czekać na przystanku. 
- Może cię odwiozę?
- Nie... poradzę sobie. 
- Masz telefon?
- Tak.
- Zadzwoń jak u niego będziesz.
- Okej... narazie. - uśmiechnąłem się, wychodząc z domu. Od półtora tygodnia jestem z Rowoonem. Staram się trzymać go na dystans, nie pozwalać na zbyt wiele, ale cóż... koniec końców i tak mu ulegam. Zero asertywności... ja nie wiem, co ten chłopak ze mną robi.
Po dojechaniu na miejsce, wysiadłem z autobusu, rozglądając się za Rowoonem, jednak na przystanku nie było żywego ducha. Wykręciłem więc do niego numer, czekając aż odbierze.
- Chanhee, przepraszam, ale się spóźnię. 
- Nie przejmuj się... powiedz mi, gdzie mam iść. 
- Nie ruszaj się stamtąd... zaraz po ciebie przyjdę. - westchnąłem, kręcąc nogą w stercie śniegu.
- Wyjdę ci na przeciw. Nie jestem dzieckiem.
- Dobra, dobra.... widzisz taki wysoki, neonowy znak?
- Hmm... ten czerwony?
- Tak... idź powoli w jego stronę. 
- Okej... do zobaczenia. - uśmiechnąłem się, chowając telefon do kieszeni kurtki. Rozłożyłem laskę, idąc powoli w kierunku znaku. Lekki, padający z nieba śnieg, muskał moją rozgrzaną z emocji twarz, a jego grube złoża chrupały pod moimi nogami. Uśmiechnąłem się pod nosem, zastanawiając się nad tym, co na dziś przygotował dla mnie Rowoon. Czasami chciałbym gnić z nim na kanapie przez cały dzień, jeść coś dobrego i oglądać filmy... No właśnie... momentami nienawidzę siebie za swoje kalectwo.
- Chanhee. - zatrzymałem się, marszcząc brwi.
- Rowoon? - jakiś chłopak parsknął śmiechem, podchodząc bliżej mnie.
- Nie poznajesz nawet głosu osoby, której obciągałeś pałę? 
- Yoongi... - przełknąłem z trudem ślinę, czując jak uginają się pode mną nogi. Miał siedzieć w areszcie i czekać na proces... dlaczego jest na wolności?! - Co ty...
- Co tu robię? Obserwuję cię od dłuższego czasu i widziałem, że jedziesz do Rowoona. Mamy chyba do pogadania, nie sądzisz?
- Powinieneś siedzieć w areszcie.
- Ale jak widzisz, nie siedzę. - warknął, łapiąc mnie za kurtkę.
- Puszczaj.
- Stul pysk gnoju... wystarczająco namieszałeś. - chłopak zaciągnął mnie w jakąś boczną uliczkę, pchając mnie na mur otaczający jeden z domów.
- Błagam, zostaw mnie. 
- Co takiego?
- Nie krzywdź mnie. - Yoongi chwycił mnie za kurtkę, uśmiechając się przy tym.
- Z tego, co pamiętam, widzisz na jedno oko, tak? 
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknąłem, zaczynając się z nim lekko przepychać.
- Mogłeś spieprzyć mi życie dupku, ale wiesz co? Odegram się za to.
- Pomocy! - wrzasnąłem, czując mocne uderzenie w brzuch. Jęknąłem, opierając się o mur. Bałem się, że to niezrównoważone psychicznie bydle coś mi zrobi - Aishh...
- Zamknij mordę... nie rozumiesz czegoś? - skinąłem głową, łapiąc się kurczowo za brzuch - Świetnie. - Yoongi pchnął mnie na ziemię, po czym zaczął kopać mnie jak opętany. Kopał tak szybko i tak mocno, że nie miałem nawet szans, by zakrywać części ciała, w które celuje. Po wciśnięciu mi kilku kopniaków w okolice mostka, przywarłem do ziemi, próbując ostatkiem sił złapać oddech. Wtedy stało się coś, czego nie spodziewałbym się nawet po nim. Yoongi zamachnął się, kopiąc mnie z całej siły w głowę. Była to chwila, w której straciłem jakikolwiek kontakt ze światem. Widziałem przed oczami czarną plamę... coś, czego tak cholernie się bałem. Wpadłem w tak ogromną panikę, przez którą zacząłem dusić się jeszcze bardziej - Zdychaj cioto. - chłopak splunął na mnie, jak na największe ścierwo. Nie zasłużyłem na takie traktowanie... Zaraz po tym wśród moich łapczywych zachłyśnięć powietrza, usłyszałem dźwięk odchodzącego Yoongiego. Czyżby to był mój koniec? Tak szybko? Ja mam dopiero 15 lat... błagam, nie...
- Tam ktoś leży. - usłyszałem głos jakiegoś chłopaka i pisk towarzyszącej mu dziewczyny - O matko..
- Żyje?
- Nie słyszysz jak oddycha? Dzwoń po karetkę. 
- Już... już dzwonię. - chwyciłem chłopaka za nogawkę, starając się zwrócić na siebie jak największą uwagę. Byłem pewien, że za moment się uduszę.
- Już jedzie karetka, spokojnie. - wtedy też z mojej kurtki dobiegł nas dźwięk mojego telefonu. Pokazałem na kieszeń mając nadzieję, że chłopak domyśli się o co chodzi i odbierze - Powiem co się stało, nie denerwuj się.... Halo? 
- Ha... halo? Chanhee?
- Posłuchaj uważnie... Nie mam pojęcia kim jesteś, ale ten Chanhee został pobity. Moja dziewczyna zadzwoniła już po karetkę...
- Co? Co ty mówisz?
- On ledwo oddycha... boże, nie wiem, co mamy jeszcze zrobić.
- Gdzie jesteście?
- Na Myeongdong.... czekaj... dom numer 63.
- Dobra, wiem gdzie to. - chłopak schował telefon do mojej kieszeni i zaczął klepać mnie delikatnie po twarzy. Czułem, że schodzę powoli na tamten świat.
- Hej... Chanhee, tak? Słyszysz mnie?
- Co jest?
- Stracił chyba przytomność. Gdzie ta karetka?
- Nie wiem... mówili, że szpital jest dwa kroki stąd, zaraz pewnie będzie.
- Chanhee! - poczułem jedynie jak ktoś upada na kolana, lekko mnie przy tym szturchając - Boże, Chani...
- To z tobą rozmawiałem?
- Tak. Co tutaj się stało?
- Nie mam pojęcia. Jak go zobaczyliśmy to już tak leżał. 
- Dzwoniliście po karetkę?
- Jedzie! - krzyknęła dziewczyna - Jedzie, już jedzie. Tutaj!


*

                              Wybudziłem się po dobrych kilku godzinach. Leżałem w szpitalu, słysząc jedynie cichy dźwięk maszyn, do których byłem podpięty. Cały czas jednak miałem zamknięte oczy. Bałem się je otwierać... boję się, że moje obawy się potwierdzą i że całkowicie straciłem wzrok.
- Chani... - tata... Rowoon powiadomił go zaraz po tym, jak zabrała mnie karetka. Siedział przy mnie całą noc... ciągle trzymał mnie za rękę, mówiąc, że wszystko będzie dobrze - Synku, jak się czujesz? - odwróciłem jedynie głowę, przełykając z trudem ślinę - Proszę cię, powiedz coś... cokolwiek. Spójrz chociaż na mnie. - westchnąłem ściskając mocniej rękę ojca - Co się dzieje?
- Tato.
- Spokojnie. - tato pogłaskał mnie po głowie, po czym nachylił się do mnie, całując mnie w czoło - Co się dzieje? 
- Ja... boję się.
- Chani... nic ci się nie stanie, obiecuję. Przysięgam, że nie spuszczę cię z oka nawet na sekundę. 
- Nie... - zacisnąłem powieki, czując jak wypływają spod nich łzy - On kopnął mnie w głowę. 
- Co..
- Boję się... boję się, że nie widzę. 
- Nie, nie, nie synek... spokojnie. - ojciec chwycił moją twarz w obie dłonie. Czułem jak mocno się trzęsą... czuł, że coś może być nie tak - Otwórz oczka.
- Nie.
- Proszę cię. 
- Nie... boję się. - tato westchnął, łapiąc mnie za ręce.
- Synku, jestem przy tobie. Jestem tu, słyszysz? Za moment mnie zobaczysz, tylko otwórz oczy. 
- A co, jeśli straciłem wzrok?
- Nie straciłeś.
- A co jakbym stracił? 
- Zrobiłbym absolutnie wszystko żebyś go odzyskał. - wziąłem głęboki oddech, ściskając dłonie ojca, po czym uchyliłem niepewnie powieki - Chani... - pociągnąłem jedynie nosem, wybuchając zaraz po tym płaczem - Boże.
- Zobaczę cię, tak?! - wrzasnąłem, uderzając rękoma o łózko - Zrób coś! 
- Chani...
- Nic nie widzę! Nic!
- Synku.
- Pomóż mi! Błagam, zrób coś!
- Co tu się dzieje? - do sali wbiegł lekarz - Czemu tak krzyczysz, co?
- Mój syn stracił całkowicie wzrok...
- Zróbcie coś. - pisnąłem, rzucając się po łóżku.
- Proszę się odsunąć... podam coś na uspokojenie. - mężczyzna wraz z jakąś pielęgniarką chwycili mnie za rękę, wbijając w nią igłę - Lek zaraz zacznie działać. Niech pan pozwoli ze mną do mojego gabinetu. 
- Chwilkę... zawołam jego przyjaciela. - to Rowoon tutaj jest? Zacisnąłem dłonie na pościeli czekając na wejście chłopaka. Nie mogę znieść myśli, że nigdy już go nie zobaczę... podobnie jak mojego ojca. Jak ja sobie poradzę w życiu?
- Ale jak to?
- Zaraz pogadamy... zostań z nim. - usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Czułem obecność Rowoona. Chciałem poczuć jego bliskość, jednak ten nie palił się do tego, by do mnie podejść.
- Chanhee... - chłopak usiadł na łóżku, łapiąc mnie za rękę - Tak mi przykro. - przyciągnąłem go bliżej siebie, dotykając niepewnie jego twarzy. Z każdym kolejnym dotykiem moje serce pękało na tysiące kawałków - Żabko... jak ty się czujesz? - szepnął, całując moje dłonie - Coś cię boli?
- To koniec.
- Żaden koniec. - Rowoon przyłożył dłoń do mojego policzka, delikatnie mnie po nim głaszcząc - Ja i twój ojciec zrobimy wszystko żeby przywrócić ci wzrok. Obiecuję ci to. 
- Nie... koniec z nami. 
- Chanhee, jesteś w szoku... ja też... ale proszę cię, nie gadaj takich głupot. 
- Wyjdź stąd.
- Przestań... Przejdziemy przez to razem. 
- Wyjdź.
- Kocham cię.
- Ja ciebie nie kocham... wyjdź. - oczywiście to nieprawda. Zakochałem się w nim jak głupi i chciałbym z nim być do końca życia, ale nie mogę pozwolić na to, by miał przeze mnie spieprzone życie. Ciągła opieka nade mną, ciągła obecność przy mnie, ciągłe tłumaczenie mi wszystkiego... mówienie co gdzie leży, co gdzie jest schowane, prowadzenie mnie do szkoły, ze szkoły... nie.
- Chani... co ty mówisz?
- Ja jestem ślepy, a ty głuchy... wypad. - odwróciłem się plecami do Rowoona, czując jak pęka mi serce. Zachowałem się jak dupek, ale wiem, że za jakiś czas Rowoon to zrozumie. Zacisnąłem dłoń na pościeli, starając się nie rozkleić. Słyszałem jedynie jak chłopak wstaje ostrożnie z łóżka i wychodzi z sali... nigdy w życiu nie czułem się tak podle.


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

24 marca 2018

Od nowa~cz.4 [Rowoon&Chanhee]




                   Znów zacząłem chodzić do szkoły. O dziwo nikt nie wypomina mi imprezy sprzed dwóch tygodni. Z tego co wiem, Yoongi siedzi w areszcie i czeka go proces za handel narkotykami, za bójki, za zmuszanie nieletniego do przyjmowania narkotyków i za zmuszanie mnie i Rowoona do "publicznego uprawiania seksu, wbrew naszej woli". Tak, tak zostało to nazwane w protokole.
- Dzień dobry Chanhee. - uniosłem głowę, widząc stojącą nad sobą wychowawczynię. Wstałem, głęboko się jej kłaniając - Usiądź proszę. - nauczycielka zajęła miejsce obok mnie. Zacisnąłem dłoń na lasce, lekko się denerwując. Miałem nadzieję, że Rowoon przyjdzie wkrótce do szkoły i wybawi mnie z tej niezręcznej sytuacji. Tylko przy nim czuję się pewnie - Dobrze cię widzieć... jak się czujesz?
- Lepiej... dziękuję. 
- Jeśli źle się poczujesz... albo będziesz chciał porozmawiać... zawsze będę do twojej dyspozycji. - skinąłem głową, wzdychając - Jest mi naprawdę bardzo przykro Chani. 
- Proszę mnie źle nie zrozumieć... ale nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Rozumiem... a jak czuje się Rowoon?
- Lepiej... rodzice nam dużo pomagają. 
- Bardzo dobrze.
- A... czy ktoś w szkole... wie pani... dużo osób o tym mówi?
- Nie kochanie, nie martw się. Nikt już o tym nie pamięta.
- Dzień dobry.
- O, dzień dobry. - Rowoon. Uniosłem głowę, widząc jego rozmazaną, czarną sylwetkę - Cieszę się, że wróciliście do szkoły.
- W domu idzie zwariować z tego wszystkiego. - burknął, siadając obok mnie. Oparłem głowę o jego ramię, zamykając przy tym oczy - Jak tam?
- W porządku.
- Zostawię was. - nauczycielka wstała, chwilę się nam przyglądając - Będzie dobrze, głowa do góry. -Rowoon położył dłoń na moim udzie, delikatnie mnie po nim głaszcząc.
- Nie rób tak... zaraz będą gadać.
- Niech gadają. - złapałem go za rękę, kierując głowę w jego stronę.
- Chyba przynoszę ludziom pecha.
- Czemu tak mówisz?
- Tylko przyjechałem do Seoulu i już narobiłem ci problemów. 
- Przestań tak mówić. To nie jest twoja wina... 
- Ale...
- Po prostu o tym nie myśl, okej? Nie było tego. 
- Chciałbym o tym zapomnieć, uwierz mi.
- No już. - Rowoon wtulił mnie w siebie, głaszcząc mnie po głowie - Seungjun idzie. 
- Jaki wstyd... - westchnąłem, starając się go dopatrzeć.
- Cześć chłopaki.
- Cześć. - Seungjun usiadł obok nas, podając nam rękę.
- Jak tam?
- Lepiej, dzięki.
- Chani... - skinąłem jedynie głową, wstając z ławki - Powiedziałem coś nie tak?
- Nie... muszę iść do łazienki. - burknąłem, rozkładając laskę.
- Poczekaj, pójdę z tobą. - Rowoon złapał mnie za rękę, zatrzymując mnie.
- Nie... porozmawiaj z Seungjunem. Zaraz wrócę. - chyba źle zrobiłem wracając do szkoły. To za wcześnie. Niby ludzie nie gadają za moimi plecami, nikt się ze mnie nie nabija, ale to nie zmienia faktu, że czuję się paskudnie i najchętniej wróciłbym do domu. Zamknąłem się w jednej z kabin, po czym wyjąłem z plecaka leki uspokajające. Po wzięciu kilku tabletek, oparłem się o ścianę kabiny, głęboko wzdychając. To jakiś koszmar. Z jednej strony nie wyobrażam sobie kolejnej przeprowadzki - głównie ze względu na Rowoona - z drugiej jednak strony wiem, że dzięki temu bym choć na chwilę zapomniał i odetchnął od tego wszystkiego.
- Chanhee... jesteś tutaj? 
- Tak.
- Otwórz drzwi. - sięgnąłem do zamka, po czym usiadłem ponownie na toalecie. Rowoon kucnął przede mną, uważnie mi się przyglądając - Co jest?
- Mógłbyś pomóc mi znaleźć telefon? Wrzuciłem go do plecaka i nie mogę go znaleźć.
- Jasne... ale coś się stało?
- Chcę wrócić do domu... Zadzwonię po tatę.
- Ja cię odwiozę.
- Zostań w szkole.
- Nie... powiedz mi, o co chodzi.
- O nic... chcę po prostu wrócić do domu. Pospieszyłem się z tą szkołą. 
- Chani... ja wszystko rozumiem. Ale my za moment mamy egzaminy...
- Mam gdzieś te egzaminy, rozumiesz? - ukryłem twarz w dłoniach, głęboko oddychając - Mam głęboko w dupie te egzaminy... 
- Chani...
- Wszystko mam w dupie... Chcę wrócić do domu... do domu.
- Rozumiem, uspokój się. - chłopak pogłaskał mnie po głowie, wzdychając - Zawiozę cię do domu, tylko się nie denerwuj.


*

- Połóż się. Zadzwonię do twojego taty, że jesteś w domu. - skinąłem głową, idąc leniwie do swojego pokoju. Niewiele myśląc zdjąłem z siebie mundurek i położyłem się do łóżka w samych bokserkach i koszulce. Leki, które wziąłem w szkole, w końcu zaczęły działać. Czułem się dużo spokojniejszy. Może spowodowane to było lekami... a może tym, że w końcu byłem w swoim pokoju, z dala od wszystkich? Nie wiem... grunt, że moja psychika w tym momencie odpoczywała - Nie jest ci zimno?
- Trochę. - Rowoon przykrył mnie kołdrą, głaszcząc mnie po głowie.
- Twój tato prosił żebym z tobą został. Wróci dopiero wieczorem.
- Nie Rowoon... nie możesz mnie non stop niańczyć. Wracaj do szkoły.
- Nie ma opcji, nie zostawię cię. - chłopak zdjął marynarkę od mundurka, po czym położył się za mną, mocno mnie przytulając.
- Zawalisz przeze mnie egzaminy. 
- Ale zyskam zdrowego... silnego psychicznie przyjaciela. - szepnął, wtulając twarz w mój kark. Chwyciłem go za rękę, mocno za nią ściskając - Wiesz, że będziemy szli na studia w tym samym czasie?
- Mhm.
- Myślałeś już o jakimś kierunku?
- Zawsze chciałem studiować medycynę. Moja mama była lekarzem... była strasznie dumna kiedy mówiłem, że chcę iść w jej ślady. - westchnąłem, przykładając dłoń Rowoona bliżej ust - Nie wiem jak, ale zrobię to... nie mogę jej znowu zawieść... 
- Znowu? Czemu tak mówisz?
- Grałem kiedyś na skrzypcach, wiesz? W dniu mojego pierwszego, dość poważnego koncertu, totalnie dałem ciała, a mama tak bardzo na to czekała... Po prostu po wyjściu na scenę tak się zestresowałem, że nie byłem w stanie wydać z tych skrzypiec najmniejszego, jednego dźwięku...
- Na pewno była cholernie dumna, że ćwiczyłeś i podjąłeś się próby zagrania na tym koncercie... jestem tego pewien. - mówiąc to jego wargi delikatnie pieściły mój kark - I jestem pewien, że dostaniesz się na medycynę i będziesz najlepszym lekarzem w Korei.
- Jestem ślepy Rowoon... - westchnąłem, zamykając powieki - Jestem bezużyteczny. 
- Nie pozwalam ci tak mówić. Jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem jakiego znam. Nikt nie jest w stanie ci dorównać. - przekręciłem się dość leniwie na plecy, zerkając na zamazaną twarz przyjaciela.
- A ty?
- Ja?
- O czym myślałeś?
- Tylko o dziennikarstwie. 
- Tylko? A jakim dziennikarzem chciałbyś być?
- Telewizyjnym... prezenter... coś w tym stylu. - ująłem twarz chłopaka w obie ręce, lekko się uśmiechając.
- Powiem ci, że reszta chętnych ma przed sobą ogromną konkurencję. 
- Nie kokietuj.
- Nie kokietuję. - oburzyłem się, tarmosząc go za policzki.
- To boli matole. - Rowoon złapał mnie za nadgarstki, uśmiechając się - Zrobisz coś dla mnie?
- Zależy co.
- Zrobisz czy nie?
- Nie będę zgadzał się w ciemno. 
- Chani no... - westchnąłem, przytakując.
- Niech ci będzie. O co chodzi?
- Zagrasz kiedyś dla mnie na skrzypcach. - moje serce zabiło szybciej. Nie grałem od ponad trzech lat... nie wiem czy znów potrafiłbym to zrobić.
- Chyba już nie umiem. 
- Jestem pewien, że umiesz. - Rowoon nachylił się do mnie, całując mnie delikatnie w czoło.
- A to za co?
- Tak na zachętę. - zaczerwieniłem się, wtulając się w chłopaka.
- Zawstydzasz mnie. 
- Jestem twoim Hyungiem... wolno mi robić takie rzeczy. 


*

- Tato. - wszedłem do kuchni. Był sobotni poranek... Mój ojciec siedział przy stole pijąc kawę i czytając na tablecie wiadomości ze świata.
- Wyspałeś się?
- Powiedzmy.
- Siadaj... dam ci kawę.
- Dzięki. - usiadłem przy stole, bawiąc się nerwowo palcami - Chciałbym z tobą pogadać. 
- Jasne, a o czym?
- Chciałbym się ciebie zapytać... - wziąłem w dłonie ciepły kubek, głęboko wzdychając - Miałbyś coś przeciwko, jakbym wrócił do grania na skrzypcach? 
- Mówisz poważnie? - skinąłem jedynie głową - Bardzo bym tego chciał... mama na pewno też. Pytanie tylko, czy aby na pewno tego chcesz?
- Wiesz... ostatnio rozmawiałem z Rowoonem o planach na przyszłość i... dopiero wtedy dotarło do mnie, że nigdy w życiu nie zostanę lekarzem. Myślałem o tym żeby po liceum pójść na National University of arts. - machnąłem ręką, spuszczając głowę - Tak tylko głośno myślę. 
- Chanhee...
- Chciałbym zrobić coś dla mamy... Ona uwielbiała słuchać mnie jak gram.
- Tak, to prawda. Moim zdaniem Chani jest to rewelacyjny pomysł, tylko musisz mieć na uwadze jedną rzecz.
- Jaką?
- Wybierz taką uczelnię i taki kierunek, który naprawdę cię kręci. Studia mają być dla ciebie przyjemnością, a nie katorgą z przedmiotami, których nie znosisz. 
- W zasadzie jestem zdecydowany. 
- Ta uczelnia jest w Seoulu, prawda?
- Tak.
- Hm... widzę, że będę musiał porozmawiać o tym z szefem...
- W zasadzie rozmawiałem o tym z Rowoonem...
- I?
- Mówił, że też chce zostać na studia w Seoulu. Mógłbym się wprowadzić do niego i jego rodziców.
- Nie ma takiej opcji. - hm... a byłem pewien, że się zgodzi.
- Dlaczego?
- Chani... ja naprawdę nie chcę ci niczego wypominać...
- Tak wiem, jestem ślepy i co z tego? Jak widzisz, dobrze sobie radzę. 
- Synu... studia to dorosłe, samodzielne życie...
- Jestem samodzielny, a ty niesprawiedliwy... trochę więcej wiary we mnie.
- Ale to nie chodzi o to. Wierzę w ciebie jak nikt inny... po prostu się o ciebie boję. 
- Tato... weź też poprawkę na to, że za te pięć czy dziesięć lat i tak się rozejdziemy... może będę miał swoją rodzinę czy coś...
- Chani, ty masz dopiero 15 lat, o czym ty mówisz? Jesteś dzieckiem. 
- Nastolatkiem... a ty nie możesz pogodzić się z tym, że dorastam. - wziąłem kubek z kawą, wstając gwałtownie od stołu.
- Chani...
- Idę pod prysznic... zaraz ma po mnie wpaść Rowoon. - ojciec westchnął, głaszcząc mnie po dole pleców.
- Dokąd zamierzacie iść?
- Nie wiem... ale nie chce nam się siedzieć w domu. - burknąłem idąc w stronę łazienki. Kocham mojego ojca jak cholera, ale niesamowicie wkurza mnie to, że nadal traktuje mnie jak dziecko. No okej, może nie wiadomo jak dorosły to nie jestem, ale mam już te "naście" lat i masę życiowego doświadczenia. Na to oczywiście nie zwróci uwagi. Jakby nie patrzeć, rozumiem też jego obawy... jakbym miał niewidome dziecko, też pewnie bałbym się zostawiać je w obcym mieście, ale z drugiej strony nigdy nie nauczę się dorosłości i samodzielności, będąc non stop pod jego opieką.
                        Po prysznicu i jako takim doprowadzeniu się do ładu, wyszedłem z łazienki słysząc rozmowę ojca z Rowoonem.
- Nie, proszę pana... mówiłem mu o tym zupełnie szczerze. Rozmawiałem już o tym z rodzicami i się zgodzili.
- Sam nie wiem... póki co tego nie widzę.
- Wie pan... jakby nie patrzeć czas nas goni. Zaraz egzaminy, a po nich trzeba będzie składać papiery na uczelnie. 
- Rowoon... ja to wszystko rozumiem, ale on...
- Jest niewidomy, tak wiem... Ale to go nie wyklucza ze społeczeństwa i tego, by żył normalnie. Jest młody, chce spróbować swoich sił na National University of arts... Kiedy ma tego próbować jak nie teraz?
- Racja. - ojciec westchnął, siadając przy stole - Zgoda, pomyślę o tym. - cóż... z dnia na dzień coraz bardziej czuję, że jestem zbędny. Może inaczej... czuję, że jestem problemem dla ojca. Mówiłem wam, że mój tata jest wojskowym. Zawsze chciał mieć silnego syna, który swoją postawą będzie dumnie reprezentował nasz kraj i będzie dumą rodziny... tymczasem ma kalekę, którą musi się non stop zajmować. Kiedy odda mnie pod opiekę Rowoona i jego rodziców, spadnie mu ciężar z barków. Wtedy po jakimś czasie mój przyjaciel poczuje, że codzienne życie ze mną wcale nie jest tak łatwe i kolorowe. Czasami sobie myślę, że to moja mama powinna przeżyć wypadek... to ja powinienem zejść im z barków. Moi rodzice pewnie mieliby teraz uroczego dwulatka... może też Chanheego... kto wie.
- Hej, Chani. - westchnąłem, czując przed sobą silny zapach perfum Rowoona.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- W porządku? - skinąłem głową, rozkładając laskę. Ruszyłem zaraz za nią do przedpokoju. Jedyne czego chciałem, to jak najszybsze wyjście z domu - Później go odprowadzę, także nie musi pan się martwić. 
- A dokąd idziecie?
- Zależy gdzie zechce iść Chanhee. - w ciszy nakładałem na siebie kurtkę, czapkę oraz resztę niezbędnych rzeczy - Chani...
- Tak, może być. - burknąłem, szukając klamki.
- A słyszałeś, co powiedziałem?
- Jestem ślepy, ale nie głuchy. 
- Co się ugryzło?
- Szczerze? - wziąłem głęboki oddech, widząc przed sobą dwie, coraz bardziej rozmazane postaci. Nie chciałem martwić ojca, ani zawracać głowy Rowoonowi, ale z dnia na dzień widzę coraz gorzej. Lekarze mówili, że z upływem lat może tak się stać... nie sądziłem jednak, że nadejdzie to tak szybko - Irytuje mnie wasza troska... Wiem, że chcecie dobrze, ale nie róbcie ze mnie kaleki. Radzę sobie... naprawdę sobie radzę i dla waszej wiadomości... nie będę ciężarem dla żadnego z was. Pójdę na studia z dala od was, tak będzie najlepiej.
- Czekaj, Chanhee...
- Nie mówię tego dlatego, że cię nie lubię Rowoon, bo wiesz, że uwielbiam cię ponad wszystko i bardzo dużo ci zawdzięczam i właśnie dlatego nie chcę ci truć życia swoją osobą. - westchnąłem, najeżdżając dłonią na klamkę - Muszę się przejść.
- Idę z tobą.
- Zostaw... niech pobędzie chwilę sam. - westchnął ojciec, zatrzymując chłopaka. Wyszedłem z domu, kierując się alejką domków jednorodzinnych. Powinienem zniknąć. Nie mówię o samobójstwie, nie bójcie się. Wydaje mi się, że nie miałbym na tyle odwagi. Ale wyjazd do innego miasta, z dala od ojca i Rowoona wyszedłby im na dobre. Rowoon pewnie szybko by o mnie zapomniał... nauka, nowi ludzie, masa imprez. Ojciec pewnie ułożyłby sobie życie na nowo. Może poznałby nową kobietę, miał z nią dzieci... pewnie bardzo tego chce, a kto go hamuje? Ja.

*

- Wrócił. - od wejścia usłyszałem zaniepokojony głos Rowoona. 
- Zajmiesz się nim. - znów to samo... nawet nie mam już siły na to reagować.
- No pewnie. Jakby coś się działo, to zadzwonię. - rozebrałem się, idąc leniwie w stronę swojego pokoju - Chanhee...
- Synu, wychodzę. - westchnąłem, odwracając się w kierunku ojca.
- Dokąd?
- Mam kolację służbową.
- Kolację? Już jest tak późno?
- Nie było cię cały dzień. - Rowoon podszedł bliżej mnie, uważnie mnie obserwując.
- Mhm... z kim ta kolacja? Z ludźmi z pracy czy twoją miłą przełożoną?
- Chani, ja...
- Nie tłumacz się... pozdrów ją ode mnie... - burknąłem przez zaciśnięte zęby, znikając za drzwiami pokoju. Nigdy nie pogodzę się z tym, że ojciec ma na oku nową kobietę i powoli zapomina o mamie, ale to jego życie... nie mogę się w nie wtrącać. Położyłem się na łóżku, głęboko wzdychając. Swoją drogą, gdzie ja byłem przez cały dzień? Wyszedłem rano, a wróciłem na noc... nie mam pojęcia gdzie chodziłem... Zamknąłem oczy, słysząc po chwili jak do pokoju wchodzi Rowoon. Nie wydał z siebie ani słowa. Położył się za mną, mocno mnie w siebie wtulając.
- Pogadamy? - szepnął, głaszcząc mnie po dłoniach.
- O czym?
- O wszystkim... o tym, co powiedziałeś dzisiaj rano. 
- Nie ma o czym mówić. 
- Tak? Ja myślę, że jest.
- Powiedziałem tylko to, co myślę. 
- Irytuje cię to, że się tobą opiekuję?
- Krępuje... ty i ojciec traktujecie mnie jak dziecko. 
- Bo nam na tobie zależy i się o ciebie boimy.
- Miło mi, naprawdę.... ale ja już swoje powiedziałem. Pójdę na studia gdzieś daleko od Seoulu i już.
- A co, jeśli ci na to nie pozwolimy? - przekręciłem się na plecy, spoglądając na Rowoona zapewne ostatni już raz.
- Nie chcę wyjść na chama, ale ty Rowoon masz tu niewiele do pow... - chłopak nachylił się do mnie gwałtownie, po czym zamknął mi usta swoimi wargami. Byłem w szoku, jednak mimo to nie potrafiłem zaprotestować. Odruchowo ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej, czując rozchodzące się po moim ciele ciepło - Co ty wyprawiasz? - szepnąłem, płonąc ze wstydu. Rowoon jedynie pogłaskał mnie po policzku, lekko się przy tym uśmiechając.
- Za długo to w sobie trzymałem, przepraszam. - moje serce biło jak szalone. Chłopak położył na nim dłoń, głaszcząc moją klatkę piersiową kciukiem - Denerwujesz się?
- Nie mówiłeś, że jesteś gejem...
- Nie wiem czy nim jestem. Tylko przy tobie nie potrafię nad sobą zapanować. - przełknąłem z trudem ślinę... Moje dłonie pociły się jak głupie, a ja za nic w świecie nie potrafiłem zapanować nad targającymi mną emocjami - Jeśli cię tym uraziłem...
- Nie.... zaskoczyłeś mnie. - usiadłem, przecierając twarz dłońmi.
- Chanhee...
- Ja nie widzę Rowoon... nie uraziłeś mnie tym, ale zastanów się co robisz i czego się podejmujesz. 
- Przestań non stop mówić o tym, że jesteś niewidomy. - chłopak usiadł za mną, przytulając mnie - Nie widzisz i co z tego? Wiem, że cierpisz z tego powodu, ale dla mnie to nie jest żaden problem, naprawdę... Poza tym chcę się tobą zająć, pomóc ci, a ty mnie ciągle odtrącasz. 
- Bo nie chcę być dla nikogo ciężarem. 
- Nie chrzań, błagam cię... Zaufaj mi i daj mi szansę. 
- Nie Rowoon... i zobaczysz, że jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz... 


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

20 marca 2018

Od nowa~cz.3 [Rowoon&Chanhee]




- Głodny jestem. - burknąłem błądząc dłonią po ścianie. Był piątek. Po skończonych lekcjach, Rowoon zabrał mnie do siebie na weekend, gdyż jego rodzice wyjechali za miasto. Leżeliśmy na łóżku rozmawiając o szkole i nauczycielce matematyki, która zapowiedziała nam tak ciężki sprawdzian, że pierwszy raz w życiu miałem przeczucie, że dostanę jedynkę.
- Dopiero jadłeś żarłoku.
- Ej... nie dopiero, tylko z dwie godziny temu. - Rowoon sięgnął po telefon, zerkając na mnie.
- Okej, zamówimy coś. Na co masz ochotę? 
- Hmm... dawno nie jadłem tteokbokków.
- Dawno? Jedliśmy je w środę. - zaśmiał się, szturchając mnie w ramię.
- Wiesz, że je bardzo lubię.
- Wiem, wiem... już zamawiam. - przekręciłem się na bok, kierując twarz na Rowoona. Znamy się ledwo ponad miesiąc, a ja czuję jakbym znał go całe życie. Dogadujemy się ze sobą świetnie i wiemy o sobie bardzo dużo rzeczy. Najlepsze jest to, że mogę być przy nim sobą... nie muszę nikogo udawać czy kreować się na kogoś, kim nie jestem - Iiii "zamów"... Musimy czekać pół godziny.
- Spoko, wytrzymam. 
- Na pewno? Jesteś chodzącym pochłaniaczem jedzenia. - zaśmiałem się, uderzając go w klatkę piersiową.
- Menda z ciebie... Stara, upierdliwa menda. 
- Ja ci dam mendę. - Rowoon usiadł na mnie okrakiem łaskocząc mnie - I co teraz?
- Nie mam łaskotek. - pokazałem mu język, słysząc westchnięcie kolegi.
- Poddaję się. - wtedy też tuż obok mojego ucha rozległ się dźwięk telefonu bruneta - O... Seungjun dzwoni.... No halo. - ułożyłem dłonie na jego udach, stukając w nie, jakbym grał na perkusji. Nie mam pojęcia czemu, ale strasznie mnie to cieszyło - No pewnie, że będziemy... o której? - ciekawe gdzie wybiera się Rowoon... mam nadzieję, że za moment wszystkiego się dowiem - To wyślij mi jeszcze adres.... No... no spoko, trzymaj się.
- Co tam?
- Seungjun robi jutro imprezę w domku za miastem i nas zaprasza. 
- Nas? 
- No tak.
- Wiesz... ty powinieneś pójść, ale takie imprezy to chyba nie moja bajka. 
- Ta? A kiedy ostatnio byłeś na imprezie?
- No... w zasadzie to nigdy.
- No więc właśnie. Skąd możesz wiedzieć czy to twoja bajka czy nie?
- Hm.. może nie zauważyłeś, ale jestem ślepy... Jak ja mam niby iść na tą imprezę i się dodatkowo bawić? 
- Przecież ja tam będę. 
- Tak, ale nie chciałbym cię ograniczać. 
- Oh Boże, jak ty coś powiesz. - Rowoon zszedł ze mnie, dźgając mnie w brzuch - Pójdziemy tam, poznasz nowych ludzi... Twój ojciec na pewno będzie zachwycony tym pomysłem. 
- Owszem, on tak... ale nie wiem, czy ja jestem tym równie zachwycony. 
- Oj no proszę cię Chani. Pójdziemy na dwie godzinki i jak ci się nie spodoba to wrócimy do mnie, hm?
- No dobra. Ale w zamian zabierzesz mnie w niedzielę na dobre jedzonko.
- Niech będzie. - zaśmiał się, ponownie się koło mnie kładąc.

*

- Pewny jesteś, że to tutaj? - od godziny błądziliśmy po lesie. Co najciekawsze, droga do domku letniskowego Seungjuna prowadziła przez totalne chaszcze. 
- Tak, za moment będziemy. - przyznam, że byłem już zmęczony tym brnięciem w śniegu. Błądzenie na ślepo po nowym miejscu jest strasznie męczące - Oo... to tutaj. 
- Nie wiem czy ta impreza to dobry pomysł. 
- Chanhee... będzie super, mówię ci. - chłopak złapał mnie za rękę, wprowadzając mnie do środka. Już od wejścia uderzyła w nas głośna muzyka i śmiech znajomych ze szkoły. Aishh dobra... to tylko dwie godziny, jakoś dam radę. A może Rowoon ma rację i rzeczywiście mi się tu spodoba? 
- No cześć! Shocik na dzień dobry! 
- Dzięki! - krzyknął Rowoon, wlewając w siebie alkohol.
- Chanhee, częstuj się!
- On nie może pić! 
- Co?! Dlaczego?!
- Bo ma 15 lat! Ale ja chętnie! - chłopak wypił kolejnego shota, po czym złapał mnie w talii, gdzieś mnie prowadząc.
- Rowoon, ja nic nie widzę! Źle się tutaj czuję! 
- Dlatego zabieram cię gdzieś, gdzie jest mniej ludzi! - moja impreza obracała się wokół kanapy i Rowoona. Głównie rozmawiałem tylko z nim. Czasami tylko przysiadali się do nas jego koledzy z równoległych klas, jednak nie potrafiłem powiedzieć przy nich ani słowa - Idę po piwo! Chcesz coś?! 
- Sok! 
- Wszystko jedno jaki?! - skinąłem jedynie głową. Rowoon pogłaskał mnie po głowie, po czym wstał z kanapy idąc po napoje. Zacisnąłem dłonie na spodniach, starając się dopatrzeć czegokolwiek, jednak w domku było tak ciemno, że nie widziałem absolutnie nic. 
- Cześć Chanhee! - odwróciłem pospiesznie głowę w stronę głosu. 
- Hej... - burknąłem pod nosem, nie wiedząc z kim w zasadzie mam styczność.
- Jestem Junhyung! Stary znajomy Rowoona! Zszedł na dół i prosił żebym cię przypilnował! - uśmiechnąłem się jedynie, lekko przy tym przytakując - Przyniosłem ci sok, masz ochotę?! 
- Jasne! - chłopak wręczył mi szklankę, dotykając przy tym mojej dłoni... dziwne. Wydaje mi się, że skądś znam ten dotyk - Dziękuję! 
- Do dna! 
- Nie ma tu alkoholu?! 
- Ani jednej kropelki! - skinąłem głową, upijając kilka łyków.
- Od razu lepiej!
- Oho... Rowoon wraca! To narazie!
- Ale... - uniosłem rękę, chcąc zatrzymać chłopaka, jednak ten bardzo szybko zniknął z pola mojego dość ograniczonego zasięgu.
- Czego on chciał?! - przyjaciel pociągnął mnie za rękę, stawiając mnie do pionu.
- Co...
- Nic ci nie zrobił?! 
- O czym ty mówisz?! Sam go do mnie przysłałeś!
- To był Yoongi! Oprzytomnij! - chłopak złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął mnie do jakiegoś cichego pokoju - Daj mi to. - warknął, wyrywając mi szklankę, która po chwili wylądowała z hukiem na ziemi.
- Rowoon...
- Ile tego wypiłeś?
- Kilka łyków.
- Fuck... nie poznałeś, że to on?
- Żartujesz? Tam jest głośno jak cholera.
- Mógł ci czegoś dosypać... dobrze się czujesz? - skinąłem jedynie głową - Może lepiej się położysz, co? 
- Rowoon, co z tobą? 
- Po prostu znam Yoongiego i wiem, że nie miał szczerych intencji. - westchnąłem namierzając laską stojącą w pokoju kanapę.
- Okej... jeśli to cię uspokoi to się położę, a ty wracaj na imprezę.
- Ale Chani... - usiadłem na kanapie wymuszając uśmiech.
- No leć, baw się. Zobaczysz, że nic mi nie będzie i za pół godziny do ciebie dołączę. 
- Masz przy sobie telefon?
- Tak.
- Jakby coś się działo, to dzwoń. 
- Za bardzo się mną przejmujesz. - położyłem się twarzą do ściany, wzdychając. Głupi nie jestem i wiem o co chodzi. Rowoon chce się zabawić... jasne, rozumiem to. Nie musiał jednak robić ze mnie ofiary Yoongiego i wmawiać mi, że powinienem "odpocząć". Wystarczyło powiedzieć, że musimy się na chwilę rozdzielić, bo chce pobyć ze znajomymi. Po co od razu robić ze mnie ćpuna? 
                   Nie mam pojęcia o co chodzi, ale leżąc w bezruchu, czułem jak z minuty na minutę kręci mi się coraz bardziej w głowie. Moje ciało dosłownie falowało... miałem wrażenie, że przechodzę do zupełnie innego wymiaru. 
- Cicho kretynie. - usłyszałem czyjś szept. Przekręciłem się na plecy, rozglądając się po pokoju, jednak wśród ciemności nie potrafiłem niczego dostrzec. 
- Rowoon?
- No tak. - wśród głosów usłyszałem cichy chichot. Czułem się niesamowicie rozluźniony, jednocześnie pełen energii i jakiś taki bardziej otwarty niż zwykle.
- Co tam? Jak się bawisz?
- A jakoś tak nudno bez ciebie. Chodź do nas. - wstałem pospiesznie czując, jak kręci mi się w głowie - W porządku?
- Tak, tak... trochę mi się tak... jakoś tak w głowie zakręciło. - ktoś złapał mnie w pasie, chichocząc.
- A to pewnie od tego leżenia. Zaraz ci przejdzie. - zostałem wyprowadzony z pokoju. Muzyka, która wcześniej dudniła jak szalona, teraz grała nieco ciszej.
- Rowoon...
- Hm?
- Strasznie mi się kręci w głowie, wiesz?
- Chani... Chanhee! - zostałem pchnięty na ziemię - Co ty wyprawiasz?! - jęknąłem, po czym usiadłem z dość dużym trudem, masując swoje przedramię.
- Rowoon... co ty robisz? - byłem totalnie skołowany i zdezorientowany. W pewnym momencie poczułem jak ktoś unosi mój podbródek, śmiejąc mi się prosto w twarz - Co z tobą? - szepnąłem, czując jak moje oczy zachodzą łzami.
- To ja... Yoongi, kretynie. Smakował ci soczek, który ci dałem? 
- Dałeś mi tam coś... ja nie jestem ćpunem. 
- Yoongi, zostaw go, dobrze ci radzę! 
- Uciszcie go. - usłyszałem jedynie jęk Rowoona wywołany bólem.
- Ej... zostawcie Rowoona. Yoongi.... zostaw go.
- Chanhee... lubisz Rowoona, prawda? - skinąłem jedynie głową - Rozumiem, że nie chciałbyś żeby twój przyjaciel wrócił do dilowania i prochów. 
- Chanhee, nie słuchaj go!
- Nie chciałbym...
- Jaki mądry chłopiec. W takim razie zrobisz wszystko, co ci każę... rozumiesz? - przytaknąłem, przełykając z trudem ślinę - Zaczynamy przedstawienie panowie. - Yoongi złapał mnie za ubrania i rzucił mną niemalże pod nogi Rowoona. Chwyciłem za kostki chłopaka, czując jak trzęsę się z nerwów. O co tu do cholery chodzi?
- Chani, nic nie rób, słyszysz? 
- Rowoon... o co chodzi? - uniosłem głowę, widząc zamazaną sylwetkę chłopaka. Trzymany był przez dwóch kolegów Yoongiego, którzy wpatrywali się we mnie, śmiejąc się w najlepsze.
- Nie rób niczego, do czego cię nakłonią, rozumiesz?
- Oh zamknij się, bo przynudzasz. - Yoongi kucnął obok mnie, robiąc coś przy spodniach Roowona.
- Co ty...
- Do roboty. - ujrzałem przez mgłę członka chłopaka. Moja twarz pokryła się rumieńcem, a ciało zalał zimny pot.
- Przestańcie!
- Do roboty kaleko!
- Ja... ja nie umiem... - szepnąłem, z trudem powstrzymując się od łez - Nie potrafię. 
- Chanhee, nie rób tego, słyszysz? 
- Masz kilka sekund... uwierz mi, że nie należę do cierpliwych osób. Jeśli tego nie zrobisz, Rowoon gorzko tego pożałuje. - skinąłem głową, ujmując w dłoń jego członka. Moja ręka drżała tak bardzo, że nie potrafiłem niczego nią zrobić.
- Chanhee, nie. - czułem jak w pokoju robi się tłoczno. Z każdej strony dobiegały mnie szepty i śmiechy - Bawi was to?! Wypad stąd! - zacisnąłem powieki, czując jak wypływają spod nich łzy. Nagle dłoń Yoongiego zacisnęła się dość mocno na moich włosach. Syknąłem, czując jak członek Rowoona ląduje w moich ustach. Od razu oprzytomniałem. Nadal kręciło mi się w głowie, ale strach, który mi towarzyszył, przewyższył wszystkie inne, targające mną emocje. Dusiłem się... chwyciłem Rowoona za biodra, starając się pozbyć jego członka z ust, jednak Yoongi i jego koledzy trzymali nas tak mocno, że żadna siła nie była w stanie ich powstrzymać - On... on się dusi... - wydyszał chłopak, pociągając przy tym nosem - Dość... Dość! 
- To chore... dzwonię na policję. - usłyszałem głos jakiejś dziewczyny.
- Przestańcie! Niech ktoś ich powstrzyma!
- Posrało was?! - Seungjun... poznałem jego głos. Yoongi został powalony na ziemię. Osunąłem się na podłogę, łapiąc z trudem powietrze - Niech ktoś zadzwoni po policję! 
- Puść mnie do cholery! - splunąłem na ziemię, czując jak robi mi się niedobrze.
- Chani... hej... - pisnąłem, odpychając osobę, która chciała pomóc mi wstać - To ja... Chanhee.. - Rowoon... zacisnąłem dłoń na jego nadgarstku, wymiotując pod siebie.
- Rowoon, zabierz go stąd, słyszysz? Jedźcie do domu. - słyszałem jedynie szloch mojego przyjaciela. Oboje byliśmy w tak ogromnym szoku, że żaden z nas nie potrafił myśleć racjonalnie - Rowoon, obudź się! 
- Chanhee... chodź... chodź do domu. - chłopak chwycił mnie w pasie, prowadząc mnie do wyjścia. Słyszałem wśród patrzących na nas ludzi chichot, współczucie, płacz... chciałem wyjść stąd jak najszybciej i najlepiej się rozpłynąć... co za upokorzenie. Po dłuższej chwili w moją twarz uderzyła potężna fala orzeźwiającego zimna. Pod nogami czułem jedynie chrupiący śnieg, a na buzi zimne, spadające z nieba płatki - Chani...
- Zwymiotuję. - szepnąłem, czując jak Rowoon pochyla mnie w przód. Kilka głębszych wdechów i znów zwróciłem... przepraszam Was.
- Jestem przy tobie, słyszysz? - pociągnął nosem, wycierając moje usta śniegiem - Nic się nie stało... to nic... 
- Przestań. 
- Yoongi za to odpowie...
- Przestań! - usiadłem na śniegu, starając się pozbierać myśli. Wiem, że Rowoon niczemu nie zawinił, ale czułem się tak paskudnie, że nie potrafiłem panować nad emocjami.
- Przepraszam. - chłopak usiadł obok mnie, po czym uniósł rękę do góry, chcąc mnie objąć.
- Nie... zostaw mnie. 
- Chani, nie odtrącaj mnie. 
- Chcę iść do domu... - szepnąłem, masując obolałe skronie.
- Co?
- Chcę iść do domu! Zaprowadź mnie do domu! 


*

- Chanhee, otwórz. - wróciłem do domu w środku nocy. Miałem spędzić ten weekend u Rowoona, ale nie miałem ochoty na jego towarzystwo. Chciałem być sam... zupełnie sam... Mój ojciec dobijał się do drzwi przez pół niedzieli, ale nie byłem w stanie mu otworzyć i z nim porozmawiać - Chani, mnie to już nie bawi, rozumiesz? Otwórz te cholerne drzwi. - nakryłem się cały kołdrą, głęboko przy tym wzdychając. Od rana wydzwaniał do mnie Rowoon, jednak odrzucałem każde jego połączenie - Chanhee, wiem, że poszedłeś pierwszy raz w życiu na imprezę... może próbowałeś alkoholu... okej, to normalne w twoim wieku. Może masz kaca i boisz się, że będę na ciebie zły? 
- Tak... mam kaca... - wydusiłem, zaciskając dłoń na pościeli.
- Synek... - ojciec westchnął, pukając ponownie do drzwi - Otwórz. Nie jestem na ciebie zły.
- Chcę spać...
- Przyniosę ci wodę i coś do jedzenia... dochodzi 16-sta. 
- Tato... chcę spać. 
- No dobrze... jakbyś czegoś potrzebował to mnie zawołaj, dobrze?
- Mhm. 
                      Wtorek... mój ojciec stracił cierpliwość i wyjął drzwi z zawiasów. Mimo to nie zaczepia mnie, nie rozmawia ze mną. Wprawdzie kazał mi iść w poniedziałek do szkoły, ale wykręciłem się mówiąc mu, że dostałem poważnego zatrucia alkoholowego... uwierzył. Rowoon poddał się i przestał do mnie dzwonić. Słyszałem, że ludzie zgromadzeni w domku Seungjuna nagrali to upokarzające nas zdarzenie i wrzucili do internetu, ale nie miałem wystarczająco odwagi, by to zobaczyć.
- Dzień dobry.
- Rowoon... wejdź, proszę. - co? Po co on tutaj przyszedł? Schowałem się pod kołdrą mając szczerą nadzieję, że chłopak jednak mnie nie odwiedzi.
- Zastałem Chanheego?
- Tak, ale chyba śpi... ale dobrze, że cię widzę. Chcesz kawkę?
- Poproszę. - słyszałem jak mój ojciec i Rowoon siadają w kuchni - Proszę pana...
- Tak?
- Chani... wspominał coś o tej imprezie?
- Mhm... ostro przesadził z alkoholem. Chyba się zatruł. 
- Ta... od niedzieli próbuję się do niego dodzwonić, ale nie odbiera...
- Ze mną też nie chce rozmawiać... może rzeczywiście źle się czuje. Chyba że się pokłóciliście, ale nie chce mi nic powiedzieć.
- Nie... chyba nie. 
- Nie rozumiem. 
- Proszę pana... na tej imprezie... - zacisnąłem dłoń na kołdrze, czując jak się we mnie gotuje. Spłonąłbym ze wstydu, jakby mój ojciec się o wszystkim dowiedział - To wszystko to moja wina... ale ja go zostawiłem dosłownie na pięć minut... 
- Rowoon, poczekaj.... spokojnie. Każdy z nas przechodził przez coś takiego. Spróbował i teraz będzie miał nauczkę na przyszłość... Nie obwiniaj się. 
- Nie... pan nic nie rozumie.
- Rowoon... mów o co chodzi, bo zaczynam się martwić. 
- Niech pan zobaczy.
- Tato! - wrzasnąłem, wstając z łóżka - Tato!
- Oo... poczekaj chwilkę, Chani wstał. - mało brakowało... - Co się dzieje?
- Ah... miałem zły sen. - machnąłem ręką, wzdychając.
- Ale już w porządku? - skinąłem jedynie głową - Rowoon przyszedł. 
- Tak? I co chce? 
- Martwi się o ciebie.
- Nic mi nie jest. - położyłem się ponownie, wtulając twarz w poduszki.
- Chanhee... o co wam poszło?
- Cześć... - zamarłem. Nie byłem w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Liczyłem na to, że Rowoon nie będzie miał na tyle odwagi, by ze mną porozmawiać - Powinniśmy pogadać. 
- Wyjdź stąd.
- To mnie dotknęło tak samo jak ciebie.
- Powiedziałem, że masz wyjść. 
- Chłopcy...
- Chani, nie obwiniaj mnie o to! To nie jest moja wina! - poderwałem się z łóżka, czując spływające po policzkach łzy.
- O nic cię nie obwiniam! Jest mi wstyd, rozumiesz?! Jest mi potwornie wstyd! Nigdy nie robiłem czegoś takiego, czuję się poniżony! 
- Hej, stop... dość panowie. - ojciec stanął między nami, głęboko oddychając - O czym wy mówicie? 
- Niech pan to zobaczy. - wydusił Rowoon, wręczając mojemu ojcu telefon - Ten blondyn mnie pobił, a na imprezie podał Chanheemu jakieś prochy... nie potrafiłem nad tym zapanować...
- Przestań! 
- Twój ojciec musi znać prawdę... Yoongi go zastraszył... kazał mu to zrobić...
- Zamknij się w końcu! - usiadłem na łóżku, zanosząc się łzami. Było mi tak cholernie wstyd.
- Nie mogę dłużej na to patrzeć... - czułem, że mój tata jest rozżalony tym, co się stało. Nie tego się po mnie spodziewał... ćpałem i do tego... nie... nawet mi to przez gardło nie przejdzie - Chanhee...
- Tato, przepraszam. - szepnąłem, pociągając nosem - Przepraszam. 
- Uspokój się. - ojciec wtulił mnie w siebie, głaszcząc mnie po głowie... płakał... - Obiecuję ci, że ten chłopak za to odpowie. 
- Nie wytrzymam tego... nie dam rady..
- Błagam cię, uspokój się.
- Nie... nie dotykaj mnie. - chciałem się wyrwać, jednak tata trzymał mnie tak mocno, że nie byłem w stanie - Brzydzę się sobą.
- Chanhee... - poczułem na nadgarstku chłodną dłoń Rowoona - Jesteśmy w tym razem... razem, rozumiesz? 

*

                         Piątek. Ojciec pozwolił mi znów zostać w domu. Przez cały ten tydzień nie wychodziłem z pokoju nawet na krok. Rodzice Rowoona zostali powiadomieni o całym zajściu i z tego co wiem, zapisali go do psychologa. Rozmawiając z nim zrozumiałem, że ta sytuacja nie kręci się jedynie wokół mnie. Mój przyjaciel przeżył to równie mocno jak ja. Dodatkowo non stop obwinia się za to, że mnie nie upilnował. Zabrał mnie tam na swoją odpowiedzialność i czuł, że musi mnie "pilnować". Spuszczenie mnie z oczu na kilka minut wystarczyło... 
- Chani... - uniosłem głowę, widząc w drzwiach zamgloną postać taty.
- Hm?
- Idę do pracy... Rowoon już przyszedł. 
- Niech tu przyjdzie. - mruknąłem zaspanym głosem, zatapiając się ponownie w poduszkach. 
- Jestem cały czas pod telefonem, pamiętasz?
- Mhm. 
- Śpi? - szepnął Rowoon, podchodząc bliżej mojego pokoju.
- Nie, ale nie bardzo wie, co się dzieje... Obiad macie w lodówce. Ja wrócę koło 20-stej. 
- Poradzimy sobie. Niech pan się nie martwi. 
- Martwienie się to moje drugie imię Rowoon. - ojciec poklepał chłopaka po ramieniu, po czym ruszył w stronę drzwi. Po chwili poczułem jak ten wchodzi pod kołdrę, wzdychając.
- Hej. - wtuliłem się w niego przytakując. 
- Mhm. - mruknąłem będąc myślami w zupełnie innym świecie. Rowoon poznał mnie na tyle, że wie, że rankiem nie ma ze mną żadnej rozmowy.
                       Wstaliśmy koło południa. Chłopak przygotował nam śniadanie oraz kawę. Siedząc w kuchni wsłuchiwałem się w ciszę i kapiący momentami kran. Rowoon też nie rwał się do rozmowy. Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyśmy spędzali mimo wszystko ze sobą czas. Nasi rodzice i psycholog stwierdzili, że będzie to dla nas najlepsza terapia... Nie uciekanie od siebie i problemu, tylko wzajemne wspieranie się. 
- Byłem wczoraj u psychologa. - mruknął, gryząc przy tym tosta.
- I jak?
- Nie potrafiłem mu o tym powiedzieć. - sięgnąłem po kubek z kawą, grzejąc na nim dłonie.
- Wiesz... powinienem cię przeprosić.. Źle zrobiłem, naskakując na ciebie. 
- Przestań... nie ma o czym mówić. 
- Y y... ja.. wiesz czym się najbardziej przejmuję? 
- Czym?
- Tym, że zbłaźniłem się przed tobą. 
- Chanhee...
- Mam gdzieś zdanie innych ludzi, naprawdę... Bo to na tobie i twojej opinii zależy mi najbardziej...


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Chcesz być ze wszystkim na bieżąco? Zapraszam na nowy fp ---> K-pop Yaoi :)

18 marca 2018

Od nowa~cz.2 [Rowoon&Chanhee]




                  Siedziałem na korytarzu, wsłuchując się w to, co działo się wokół mnie. Większość tych ludzi zachowuje się jak totalne oszołomy. Niby to liceum, niby ludzie dorośli, a co poniektórzy zachowują się jak dzieci. Biegają, krzyczą, śmieją się tak głośno, że chyba słychać ich na obrzeżach Seoulu... jedna wielka dzicz.
- Cześć Chani. - uniosłem głowę, widząc zamazaną sylwetkę Rowoona.
- Hej... co słychać?
- W porządku. - chłopak usiadł obok mnie, uważnie mi się przyglądając - A co tam u ciebie?
- Nic ciekawego. - westchnąłem, bawiąc się laską.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? 
- Poza szkołą? Zero planów.
- Zabieram cię w takim razie na hot pot. 
- Mnie? 
- Mhm... czemu jesteś taki zdziwiony?
- Nie znamy się...
- Hm... skoro uważasz, że się nie znamy, to będzie idealna okazja żeby się poznać, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się jedynie, odwracając głowę - Rozumiem, że zaproszenie przyjęte. 
- Jasne. - przytaknąłem, czując jak się czerwienię. Może ten Seoul nie będzie wcale taki zły. Pytanie tylko, jak długo potrwa ta bajka?

*

- Jak zjemy to odwiozę cię do domu, nie martw się. 
- Masz samochód?
- Tak... jakiś czas temu udało mi się zdać na prawo jazdy. 
- Wow... gratuluję. 
- Dzięki. - Rowoon zaśmiał się, po czym otworzył drzwi do samochodu - Poradzisz sobie?
- Tak. - po dokładnym poznaniu auta poprzez dotyk, wsiadłem do niego, uśmiechając się - I voila.
- No pięknie sobie radzisz. - kolega zapiął mi pas, po czym zamknął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy - Gotowy? 
- Tak... tylko proszę cię, jedź powoli. - Rowoon zamilkł, jednak po chwili odpalił samochód, przytakując.
- Okej, nie bój się. 
- Przepraszam, ja po prostu...
- Nie przepraszaj mnie, rozumiem. Nigdzie nam się nie spieszy. - chłopak jechał rzeczywiście bardzo powoli. To dobrze. Nie jestem fanem jazdy samochodem i najchętniej nigdy w życiu bym tego nie praktykował. Czasem jednak zdarzają się takie sytuacje, w których chcąc nie chcąc muszę z tego skorzystać. Za każdym razem jednak odczuwam dziwny lęk, którego nie potrafię opisać i modlę się o to, by moja podróż już się skończyła.
                   Dojechaliśmy na miejsce po około 20-stu minutach. Rowoon pomógł mi wysiąść, po czym złapał mnie pod rękę, prowadząc mnie do środka.
- Nie wstydzisz się? - brunet zmarszczył brwi, otwierając przede mną drzwi.
- O czym ty mówisz?
- Zwykle ludzie się mnie wstydzili. 
- Widocznie trafiałeś na samych idiotów. - szepnął mi do ucha, po czym usadził mnie przy jednym ze stolików - Pójdę zamówić.
- Okej.
- A co chcesz do picia?
- Mmm... poproszę wodę.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobra... to za moment wrócę. - przytaknąłem, czując jak w kieszeni spodni wibruje mój telefon. Pewnie tata. Wyjąłem go z mundurka, odbierając.
- Słucham.
- Cześć Chani... jesteś już w domu?
- Nie. Kolega zaprosił mnie na obiad, także dzisiaj wrócę później.
- Ooo... ten sam chłopak, z którym się ostatnio uczyłeś?
- Tak.
- No to świetnie... Bawcie się dobrze, tylko z głową.
- Nie martw się. 
- Dobrze, dobrze... tylko pamiętaj, że po powrocie do domu musisz się uczyć. - uniosłem głowę, słysząc jak ktoś siada przy stoliku.
- Wiem tato... muszę kończyć, odezwę się jak będę w domu.
- Okej, narazie.- schowałem telefon do kieszeni, mrużąc przy tym oczy.
- Przyniosłem ci wodę. 
- Dzięki. - uśmiechnąłem się, szukając szklanki.
- Czekaj. - Rowoon złapał mnie za rękę, naprowadzając mnie na napój. Czułem jak moja twarz znów się czerwieni. Nie przywykłem do dotyku i uprzejmości ludzi. Jest to bardzo przyjemne doznanie, które z pewnością chciałbym nie raz powtórzyć - Zawstydzam cię?
- Trochę. - uśmiechnąłem się, upijając łyk wody.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Sam nie wiem. 
- Jak mam być szczery, wyglądasz na taką cichą, zamkniętą w sobie osobę. Jeśli się mylę, to przepraszam.
- Nie... w sumie masz rację. Ale nawet jak się staram, to nie potrafię nic z tym zrobić.
- Nie musisz się zmieniać. Taki już jesteś... Chodzi bardziej o twój komfort psychiczny. Z tego, co słyszałem, osobom zamkniętym w sobie żyje się dość ciężko. 
- To zależy też pewnie od sytuacji.
- Weźmy na przykład to, co stało się teraz. Dotknąłem cię żeby ci pomóc, a ty mało nie spłonąłeś ze wstydu. 
- Przepraszam... nie wiem dlaczego tak się dzieje. - Rowoon zaśmiał się wkładając do hot pota przyniesione przez kelnerkę warzywa oraz mięso.
- Przepraszasz mnie za to, jaki jesteś?
- Chyba tak...
- Wiesz, że nie powinieneś. 
- Czasami już nie wiem, co powinienem, a co nie. - uformowałem usta w coś na kształt kreski, po czym zmrużyłem oczy, szukając talerza z surowymi warzywami - Pomogę ci. - mój kolega westchnął, podsuwając mi talerz.
- Okej, tylko uważaj żebyś się nie poparzył. - skinąłem głową, nakładając jedzenie do gorącej, bulgocącej wody.
- Ale pachnie. 
- Mhm... jesteś głodny?
- Strasznie. - po chwili poczułem podsunięte pod usta jakieś zawiniątko - Co to?
- Spróbuj. - otworzyłem usta, czując zawinięte w liść sałaty tofu z kilkoma warzywami - A teraz musisz poczekać aż reszta się ugotuje. - uśmiechnąłem się jedynie, przytakując - Mogę o coś zapytać?
- Mhm.
- Ciągle zastanawia mnie to, dlaczego boisz się jazdy samochodem... znaczy wiesz... nie chcę na tobie niczego wymuszać, ale nie ukrywam, że trochę mnie to ciekawi. - wziąłem głęboki oddech, przepijając swoją przekąskę wodą.
- Zostanie to między nami, prawda?
- Jasne, że tak. - nie wiem dlaczego, ale od pierwszej chwili, gdy tylko go poznałem, czułem, że temu człowiekowi można zaufać.
- Trzy lata temu miałem wypadek samochodowy. Moja mama w nim zginęła, a ja poważnie uszkodziłem wzrok. - zacisnąłem dłonie na spodniach mundurka, wsłuchując się w nasz gotujący się obiad. 
- Chanhee... nawet nie wiem, co mam powiedzieć...
- Obiecaj mi, że nikt się o tym nie dowie.
- Przysięgam. - skinąłem głową, sięgając po wodę.
- To dziwne... jesteś pierwszą osobą, z którą tak otwarcie rozmawiam. - zaufałem mu zbyt szybko i może to właśnie był błąd. Sam nie wiem. Niby wydaje się być człowiekiem godnym zaufania, ale z drugiej strony, zawsze mam w głowie myśl, że to, co komuś powiem, zostanie z czasem obrócone przeciwko mnie.
- Wiem, że znamy się dość krótko, ale zapewniam cię, że to, co mi powiesz, zostanie tylko i wyłącznie między nami. 


*

- Tata. - wszedłem do salonu, siadając na jednym z foteli. 
- Co tam?
- Wiesz jak długo tutaj zostaniemy? - minęły trzy tygodnie odkąd mieszkamy w Seoulu. Codziennie po lekcjach spotykam się z Rowoonem. Głównie się uczymy, ale też zdarza nam się wyjść na jedzenie, spacer czy do kawiarni. Mój ojciec ufa mu w pełni i nie ma nic przeciwko, gdy znikam na całe dnie z domu. Powiedziałbym nawet, że wypycha mnie z mieszkania, żebym tylko spędzał jak najwięcej czasu z ludźmi. 
- Czemu pytasz?
- Wydaje mi się, że mam do tego prawo. - przełknąłem z trudem ślinę, głęboko po tym wzdychając - Napiszę egzaminy tutaj czy w innym mieście?
- Oczywiście, że masz do tego prawo. - ojciec kucnął przede mną, głaszcząc mnie po kolanach - Postaram się zrobić wszystko, żebyś zdał egzaminy w tej szkole. 
- Jest grudzień... egzaminy są w maju. Do tego czasu możemy obskoczyć kolejne dwa miasta.
- Synek... ty jesteś tak mądry, że poradzisz sobie w każdej szkole. 
- Ale to nie chodzi o to. 
- A o co?
- Pierwszy raz tak szybko się z kimś zaprzyjaźniłem...
- No tak. - ojciec westchnął, łapiąc mnie za dłonie - Cholernie się cieszę, że w końcu kogoś poznałeś... kogoś, przed kim się otwierasz i z kim spędzasz czas. Ale musisz też wiedzieć, że znajomości z ludźmi zwykle nie trwają wiecznie. 
- Nie mów tak... to nieprawda. 
- Nie uważasz, że za szybko się przed nim otworzyłeś? Może za szybko mu zaufałeś? 
- Sugerujesz, że przez wzgląd na twoją pracę, powinienem do końca życia być sam, tak? Nie poznawać ludzi, nie wchodzić z kimś w głębsze znajomości, bo w każdej chwili możemy zostać oddelegowani do innego miasta... Już mnie to męczy tato. 
- Chani...
- A co, jak jakimś cudem poznam dziewczynę, co? Może tak przecież być, że ktoś się we mnie zakocha mimo tego, że jestem ślepy... 
- Oczywiście, że może tak być... jestem pewien, że tak będzie...
- I co wtedy? Rozstaniemy się, bo będę musiał jechać z tobą do innego miasta? - wziąłem głęboki oddech, czując jak oczy zachodzą mi łzami - Błagam cię, zrób coś z tym.
- Ja naprawdę rozumiem, że po wszystkim, co cię spotkało, chciałbyś żyć spokojnie i stabilnie... naprawdę to rozumiem. Ale ja nie wybierałem swojego trybu pracy. 
- Dlaczego nie możesz zostawić mnie w jednym miejscu i sam bawić się w te ciągłe przeprowadzki? 
- Bo jestem twoim rodzicem, a ty jesteś nieletni... poza tym cholernie cię kocham i umarłbym z tęsknoty za tobą. - uśmiechnąłem się lekko, czując jak po moim policzku spływa łza - Mam tylko ciebie Chanhee. - wtuliłem się w ojca, głęboko wzdychając. Cieszę się, że w tym wszystkim mam z nim tak dobry kontakt. Wiecie... zwykle wojskowi kojarzą się z psychopatycznymi, znęcającymi się nad rodzinami, wariatami. Ludzie gadają durnoty, że wojsko i ciągła dyscyplina piorą im mózgi... jest to bajka wyssana z palca - Obiecuję, że kiedyś ci to wszystko wynagrodzę. 
- Przestań.... cieszę się, że mam takiego ojca, wiesz?
- A ja się cieszę, że mam tak mądrego, wspaniałego syna. - po mieszkaniu rozległ się dźwięk mojego telefonu - Oho... kto do ciebie dzwoni o tej porze?
- Nie mam pojęcia.
- Poczekaj, przyniosę ci telefon. - tato poderwał się na równe nogi, biegnąc do pokoju - Ooo Rowoon.
- Ciekawe, co chce. - wziąłem od niego telefon, głęboko wzdychając - Słucham?
- Cześć... przepraszam, że przeszkadzam.
- Przestań, wcale mi nie przeszkadzasz... coś się stało? - jego głos brzmiał dość dziwnie. Do tego miałem wrażenie, że płacze - Rowoon...
- Wiem, że jest późno... 
- Coś jest nie tak... - wstałem z fotela, przeczesując nerwowo włosy - Powiedz mi, co się dzieje. 
- Czy... czy mógłbym do ciebie przyjść? 
- Jasne. Gdzie teraz jesteś? 
- Niedaleko ciebie...
- Powiem tacie żeby po ciebie wyszedł... jest późno.
- Nie... nie zawracaj mu głowy. - wziąłem głęboki oddech, czując jak do słuchawki nachyla się mój ojciec.
- Pójdę po niego. - szepnął, idąc pospiesznie do wyjścia.
- Mój tato po ciebie idzie. - słyszałem jedynie jego ciężki oddech, przeplatany szlochem i pociągnięciami nosa - Hej.
- Chanhee... jest mi tak głupio...
- Przestań. Zaraz porozmawiamy. 
- Widzę chyba twojego tatę.
- Boże, kto ci to zro... - rozłączył się. Ktoś mu coś zrobił? Rozłożyłem laskę, idąc w kierunku drzwi. Cholernie mnie to przeraziło. Może ktoś na niego napadł? Ale nie... zabrałby mu na pewno telefon. Niech oni już wrócą, bo zwariuję. Wyszedłem na podwórko, starając się dopatrzeć taty i Rowoona. Widząc idące w oddali zamazane sylwetki, odetchnąłem, ciesząc się, że są już w domu - Chanhee do domu! 
- Ale...
- Masz na sobie gacie i koszulkę... jest grudzień, pamiętasz? - skinąłem głową, wpatrując się w Rowoona. Jego twarzy była cała czerwona - Chani, mówię do ciebie.
- To krew? 
- Do środka... jeden i drugi. - wszedłem do domu najszybciej jak umiałem. Gdy znaleźliśmy się w przedpokoju, podszedłem do kolegi, dotykając ostrożnie jego twarzy - Nie dotykaj.
- Co się stało... - byłem w szoku. Widok, zapach i sama świadomość tego, że w moim pobliżu jest krew, przyprawia mnie o dreszcze i mdłości. Tym razem jednak, tak przejąłem się stanem chłopaka, że ta lepka, śmierdząca miedzią ciesz, znajdująca się na moich dłoniach, absolutnie mi nie przeszkadzała. Czemu on milczy? - Tato...
- Idź umyć ręce... a ty Rowoon, chodź ze mną do kuchni. - zrobiłem to, co nakazał mi ojciec, po czym jak najszybciej ruszyłem w kierunku kuchni. Nic już nie rozumiem... Dlaczego on nie chce ze mną rozmawiać? Dlaczego szukał pomocy właśnie tutaj? Mam nadzieję, że jak poczuje się bezpiecznie, w końcu coś mi powie - Okej... przytrzymaj teraz tutaj.
- Aishh... boli.
- Poczekaj... spróbuję to zrobić inaczej.
- Pomogę. - usiadłem obok Rowoona, starając się dopatrzeć tego, co robi mój ojciec.
- Jak? Zadzwoń lepiej na policję.
- Nie! - Rowoon poderwał się, po chwili jednak jęcząc z bólu.
- Nie wierć się dzieciaku.
- Żadnej policji, błagam. 
- Ktoś cię pobił... takie rzeczy się zgłasza. 
- Nie... to nic takiego. - złapałem Rowoona za rękę, głęboko wzdychając.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, nie martw się. 
- Dobra, gotowe. Rowoon do wanny.... Chani, daj mu ręcznik i jakieś swoje rzeczy. - skinąłem głową, wstając z krzesła.
- Nie, nie... nie chcę wam przeszkadzać.
- Zakładam, że twoja mama nie byłaby zadowolona, widząc cię w takim stanie. - odpowiedział mój ojciec, chowając apteczkę.
- No nie...
- Właśnie. Daj mi do niej numer, ja to załatwię. - Rowoon wręczył ojcu swój telefon, po czym ukłonił się.
- Bardzo panu dziękuję. 
- Nie ma o czym mówić. - westchnął, głaszcząc mnie po głowie - A teraz idźcie się oporządzić i spać... jutro macie szkołę. - Rowoon milczał cały czas. Nie chciał powiedzieć mi, kto go pobił i dlaczego. Gdy tylko chciałem go o to dopytać, to zmieniał temat... dziwne. Zaczął ze mną rozmawiać dopiero rano, kiedy ojciec zwlókł nas na śniadanie. Dowiedziałem się tylko tyle, że gdy wychodził z treningu, napadła na niego jakaś grupa chłopaków. Nie chcieli od niego pieniędzy ani telefonu. Nie chcę mi się w to wierzyć, że ktoś napadł na niego tak po prostu... Coś musi się za tym kryć.
                       Mój ojciec wysadził nas przed bramą szkoły. Rowoon chwycił mnie pod ramię, prowadząc mnie do budynku.
- Powiesz mi, kto ci to zrobił?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ale Rowoon...
- Ooo... kogo ja widzę? 
- Kto to?
- Yoongi i jego przygłupi znajomi... 
- Jak tam Rowoon? Widzę, że nadal wolisz towarzystwo tej kaleki. 
- Nie mów tak o nim.
- Uuu... widzę, że po wczorajszym spraniu cię, nadal jesteś rozszczekany. - zamarłem. Przeszło mi przez myśl, że mógł to zrobić Yoongi, ale szybko się tego wyzbyłem. Nie sądziłem, że ten chłopak jest zdolny do takich rzeczy - Nie podoba mi się to, co robisz.
- A mnie gówno obchodzi, co ci się podoba, a co nie. 
- Chodź... nie dyskutuj z nim. - szepnąłem, ciągnąc go lekko za rękę.
- Co ty tam burczysz? - Yoongi nachylił się do mnie, śmiejąc mi się prosto w twarz - Widzisz mnie? 
- Odwal się od niego. - warknął Rowoon, chowając mnie za swoimi plecami.
- Uważaj żebyś nie pożałował tych słów. 
- Posłuchaj mnie uważnie... Skończyliśmy naszą znajomość dawno temu, ale wiem, że dla takiej osoby jak ty jest to dość ciężkie do pojęcia. Wciąż coś do mnie masz? Okej... Ale Chanhee niczemu nie zawinił więc dobrze ci radzę, odpieprz się od niego. - Yoongi parsknął śmiechem, po czym pchnął mnie z bara, wzdychając.
- Zwijamy się chłopaki.
- Masz zamiar to tak zostawić? 
- Nie... ale takie rzeczy załatwia się z dala od szkoły. - zacisnąłem dłonie na kurtce Rowoona. Chłopak w milczeniu rozłożył ponownie moją laskę, po czym chwycił mnie w pasie, prowadząc mnie do szkoły.
- Chcę wiedzieć o co chodzi. - szepnąłem będąc totalnie zdezorientowanym.
- Nie ma o czym mówić.
- Żartujesz? - zatrzymałem się, spoglądając na chłopaka - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to Yoongi cię pobił? Poza tym nie wspominałeś, że kiedyś Yoongi był twoim kolegą. 
- Nie ma się czym chwalić.
- Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. - Rowoon zamilkł, uważnie mi się przyglądając - Przyjaciele mówią sobie o wszystkim... 
- Chani...
- Poza tym nie wiem, czy mogę czuć się przy tobie bezpieczny... - odwróciłem się na pięcie, czując jak pęka mi serce.
- Chanhee, poczekaj. - machnąłem ręką, idąc w kierunku sali - Chanhee! - czyżby mój ojciec miał rację? Znajomości nie trwają wiecznie... poszło szybciej niż myślałem.

*

                    Przez cały dzień nie zamieniłem z Rowoonem ani słowa. Nie mogłem skupić się na żadnej lekcji. Ciągle myślałem o tym, co stało się rano. Może Rowoon był kiedyś taki sam jak Yoongi? Albo mnie oszukuje i obaj coś kombinują? 
Wracałem właśnie ze szkoły. Z tego, co się orientuję, dochodziłem dopiero do bramy wyjściowej.
- Chani! - westchnąłem zatrzymując się - Hej, zaczekaj. - ktoś złapał mnie za przedramię. Ktoś... nikt inny, jak Rowoon. W zasadzie z nikim innym nie utrzymuję kontaktu w tej szkole. 
- Hm?
- Proszę cię, pogadajmy. - skinąłem głową, zamyślając się.
- Ale szczerze.
- Tylko szczerze. 
- Niech będzie. - Rowoon chwycił mnie pod ramię, uważnie mi się przyglądając.
- Mogę?
- Skoro chcesz gdzieś ze mną dojść, to nie mamy wyjścia. - szliśmy w absolutnej ciszy. Słuchałem jedynie oddechu chłopaka i skrzypiącego pod naszymi nogami śniegu - Dokąd w zasadzie idziemy?
- Nad Han. Jesteśmy prawie na miejscu. - chłopak zatrzymał się, po czym odgarnął śnieg z jednej z ławek. Następnie położył na niej swój szalik, sadzając mnie na nim.
- To twój szalik?
- Mhm.
- Nie powinienem...
- Przestań. - Rowoon usiadł obok mnie, wzdychając - Nie wiem w zasadzie od czego mam zacząć. 
- Chcę po prostu poznać prawdę. 
- Poznałem Yoongiego cztery lata temu. Był wtedy moim najlepszym kumplem i byłem pewien, że wiem o nim absolutnie wszystko... Nie powiedział mi jednak o sobie dość istotnej rzeczy, którą odkryłem totalnie przez przypadek. 
- Co masz na myśli?
- On jest ode mnie o trzy lata starszy. To, że utknął w naszej klasie, pokazuje jedynie jakim jest kretynem, ale mniejsza o to... Jak miałem 14 lat, on miał 17 i strasznie mi imponowało to, że mam starszego kolegę. Kiedyś... kiedyś wracałem z dodatkowych zajęć i byłem świadkiem tego, jak Yoongi sprzedaje prochy jakiemuś chłopakowi. Przestraszył się, że został przyłapany i zagroził mi, że albo do niego dołączę albo cała ta sytuacja obróci się przeciwko mnie. 
- Dilowałeś razem z nim...
- Chanhee, to trwało chwilę... Yoongi mnie nachodził, zastraszał, wplątywał w strasznie nieciekawe i podejrzane sytuacje... Poszedłem na policję i o wszystkim powiedziałem. Zamknęli go w poprawczaku, bo nie był wtedy pełnoletni... Nie sądziłem jednak, że wypuszczą go tak szybko i że trafimy do tej samej szkoły.
- Nie wierzę...
- Znalazłem się po prostu w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Dawno z tym skończyłem i chciałem zacząć wszystko od nowa... 
- Pewny jesteś, że robisz dobrze, mówiąc mi o tym? Może wcale nie jestem osobą godną zaufania...
- Jesteś. Takie rzeczy się czuje.
- Czemu więc nie miałeś takiego przeczucia co do Yoongiego?
- Widocznie musiałem się sparzyć żeby otworzyć oczy. - skinąłem głową, biorąc głęboki oddech.
- Brałeś?
- Ani razu, przysięgam. 
- Nie wiem dlaczego ci we wszystko wierzę. - przekręciłem głowę w kierunku kolegi, starając się dopatrzeć jego mimiki - Myślisz, że Yoongi mści się teraz za to, że zgłosiłeś go na policję?
- Jestem pewien, że właśnie dlatego to robi.
- Dlatego nie chciałeś dzwonić na policję po tym, jak cię pobił.
- Właśnie... to mogłoby pogorszyć sprawę jeszcze bardziej. - skinąłem ponownie głową, zagryzając przy tym wargę.
- Nie możesz żyć w ciągłym strachu. 
- Za kilka miesięcy zdam egzaminy i wyjadę na studia. Może wtedy odpuści. - no tak... lada moment nasze ścieżki się rozejdą i znowu zostanę sam. Chyba w związku z tym nie ma sensu kłócić się o coś, co jest w tym wypadku nieistotne - Wiem, co teraz sobie myślisz... ale uwierz mi, że nie jestem złym człowiekiem. 
- Wiem... i wcale nie myślę o tobie źle. 
- Jesteś strasznie mądrym chłopakiem. - uśmiechnąłem się lekko, szturchając jego ramię - Nie jesteś na mnie zły?
- Y y... bardziej wdzięczny za to, co mi powiedziałeś. - dość długo rozmawialiśmy o tej sytuacji, jednak z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez Rowoona, wiedziałem, że w pełni mogę mu zaufać, w każdej możliwej sytuacji - Wiesz co?
- Co takiego?
- Wstyd się przyznać, ale nigdy nie widziałem rzeki Han i tego słynnego mostu Banpo.
- Hm... - chłopak wstał z ławki, po czym stanął za nią, łapiąc mnie za ręce - Zaraz zobaczysz. - po tych słowach skierował moją lewą rękę w kierunku mostu - Tam gdzie pokazujesz jest most. Wiesz pewnie, że czasami puszczane są z niego fontanny.
- Mhm.
- Zgadnij w jakim są teraz kolorze.
- Hmm... niebieskie.
- Blisko... fioletowe. - zaśmiał się, kierując moją dłoń nieco niżej - Tam są ścieżki rowerowe, ścieżki służące do spacerów... w lecie jest to dobre miejsce na pikniki. Jak chcesz, to na wiosnę się wybierzemy. - skinąłem pospiesznie głową, uśmiechając się - A tam jest N Seoul Tower. Idealnie na wprost nas. 
- Jak wygląda?
- Cóż... rakieta z wysokim szpicem, świecąca teraz na niebiesko. - zaśmialiśmy się, zerkając na siebie. Chłopak skierował moją dłoń niżej, rysując nią długą, prostą linię - A tam płynie Han. Na brzegach pokryty lekko lodem i śniegiem, ale jego środek wciąż płynie. - Rowoon westchnął, otulając mnie bardziej szalikiem - Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć...
- Widzę. Dzięki tobie widzę absolutnie wszystko. 


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zapraszam na mój nowy fp :) ---> K-pop Yaoi