16 sierpnia 2017

Loneliness~cz.4[V&Jungkook]



                     Siedziałem na tarasie wpatrując się w zachodzące słońce. Byłem potwornie zmęczony. Czym? W zasadzie to sam nie wiem. Chyba tym lenistwem i nic nierobieniem. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Taehyung obiecał mi, że porozmawia ze swoim szefem żeby mnie zatrudnił. Gdybym znalazł pracę byłoby naprawdę super. Zszedłbym rodzicom z głowy i w końcu byłbym niezależnym facetem. Sięgnąłem po telefon, który w chwili wzięcia go do ręki zaczął dzwonić doprowadzając mnie do lekkiego zawału.
- Ja pierdziele...- westchnąłem odbierając - Tak?
- Kookie, zbieraj się i chodź do kawiarni.
- Mmm... po co?
- Po to, że masz rozmowę kwalifikacyjną. W sumie jest ona tylko formalnością, bo ładnie cię wybieliłem przed szefem, ale wiesz... wskocz w białą koszulę i chodź szybko. 
- Zestresowałeś mnie.- poderwałem się z krzesła, po czym wbiegłem do mieszkania szukając koszuli i spodni.
- Daj spokój, wszystko będzie dobrze. Zachowuj się naturalnie... po prostu bądź sobą, polubi cię.
- Dobra, dobra...- usiadłem na łóżku zmieniając pospiesznie spodnie - Dzięki Tae, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Spokojnie... jeszcze dzisiaj będziemy opijać naszą współpracę.- uśmiechnąłem się nakładając pospiesznie koszulę.
- Kończę... będę u ciebie za 20 minut.- rozłączyłem się poprawiając włosy. Muszę przyznać, że wyglądałem dziś całkiem nieźle więc nie potrzebowałem wielu poprawek. Sięgnąłem po telefon oraz klucze, po czym wyszedłem pospiesznie z domu. Byłem potwornie podekscytowany tą rozmową. Czułem, że mi się uda i cieszyłem się, że będę pracował u boku najlepszego kumpla. Co jeszcze mogę powiedzieć? Kupię dzisiaj naprawdę dobre jedzenie i soju dla Taehyunga. W końcu będzie co świętować. W pewnym momencie przypomniałem sobie, że nie mam przecież CV. Wyjąłem więc telefon wybierając numer przyjaciela.
- No co tam?
- Tae, nie mam CV.
- To nic. Kiedyś zanosiłem szefowi twoje CV, pamiętasz? Dałeś mi je jakiś czas temu.
- A tak, racja.
- Nie stresuj się tak.- zaśmiał się przygotowując zapewne kolejną kawę gdyż w tle dało się usłyszeć spieniacz do mleka.
- Nie stresuję się, ja tylko...- usłyszałem potworny dźwięk przeszywający całe moje ciało. Brzmiał zupełnie jak klakson ostrzegawczy... ten, którego używają maszyniści. Stanąłem jak wryty widząc nadjeżdżający w moim kierunku pociąg.... zamurowało mnie do tego stopnia, że nie byłem w stanie się ruszyć.
- Jungkook, co jest?... Jungkook!- ostatnie słowo przeleciało przez moją głowę niosąc się echem. Nie wiem co się stało... nie czułem absolutnie nic. Zero bólu... zero jakiejkolwiek świadomości... co się dzieje do cholery?

*

- Tak mi przykro... nie możemy nic więcej zrobić.
- Jaka... jaka jest szansa, że się wybudzi?
- Daję mu 60% szans, ale to naprawdę bardzo dużo. Proszę być dobrej myśli.- mama? Zaraz... czy ona płacze? Aishh, ale boli mnie głowa. Głowa i... całe ciało potwornie mnie rwie. Nie potrafię opisać tego dziwnego uczucia.
- Zapewni mu pan opiekę psychologa?- tata? Jakiego psychologa?
- Tak... pański syn otrzyma od nas najlepszą opiekę, mogą być państwo tego pewni. 
- Boże, to takie wrażliwe dziecko... on się załamie psychicznie.- dość... różnie jest między mną a mamą, ale nie jestem w stanie słuchać tego jak płacze. Otworzyłem lekko usta czując w nich potworną saharę. Woda... woda to jest to, co uratowałoby mi teraz życie. 
- Mama...- przełknąłem z trudem ślinę otwierając lekko oczy, jednak po tym jak uderzyła w nie fala światła, zamknąłem je pospiesznie krzywiąc się - Mamo...
- Jungkook...- poczułem na twarzy jej delikatne dłonie. Nie rozumiem dlaczego po moich policzkach popłynęły łzy... nigdy wcześniej tak nie reagowałem - Skarbie, jak się czujesz?
- Spokojnie... proszę dać mu chwilę.- co to za facet? Dlaczego on mnie dotyka?
- Mm... zostaw...
- Synku, to lekarz... spokojnie, już jest wszystko dobrze.- lekarz? Jaki lekarz do cholery? Nie mam czasu na lekarzy, mam przecież rozmowę o pracę.
- Ciśnienie w normie, praca serca również jest prawidłowa... przyślę za chwilę pielęgniarkę żeby podała synowi odpowiednie leki i zmieniła kroplówkę. 
- Dziękuję panu.- szepnęła kobieta całując mnie w czoło - Synku...
- Mamo... 
- Wszystko będzie dobrze kochanie, nie martw się.
- To tylko kawiarnia...- przełknąłem ślinę otwierając lekko powieki - Na pewno będzie dobrze.
- Kookie...- mama zasłoniła usta dłonią rozklejając się. Zerknąłem na ojca, który za szklaną ścianą rozmawiał z jakimś lekarzem. Jestem w szpitalu? Tak... chyba tak, ale dlaczego?
- Głowa mnie boli... 
- Spróbuj... spróbuj zasnąć synku.
- Ja... chcę się zobaczyć z Tae.
- Śpi na korytarzu... zawołam go.- szepnęła mama wstając dość chwiejnym krokiem z krzesła. Taehyung śpi na korytarzu? Dlaczego?
- Wie?
- Nie, jeszcze nie.- spojrzałem na drzwi, w których stanął zaspany, jednak mimo to przerażony chłopak.
- Kookie...- gdy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy podbiegł do łóżka siadając na nim, po czym wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi - Wybudziłeś się.
- Nie rozumiem... - uniosłem z trudem prawą rękę kładąc ją na włosach przyjaciela - Dostałem tą pracę?- chłopak nie odpowiedział. Po chwili mogłem czuć na szyi jego chłodne łzy - Zawiodłem cię?- cholera jasna! Co zrobiłem nie tak?! Wydaje mi się, że byłem dobrze przygotowany - Przepraszam... wiesz, że nie chciałem.
- O czym ty mówisz?- Tae spojrzał na mnie zapłakanym, zmęczonym wzrokiem - Nie dotarłeś na rozmowę.
- Jak to...
- Nic nie pamiętasz, prawda?
- Ale... czego nie pamiętam?
- Taehyung, błagam, nie teraz...- zerknąłem na chodzącą nerwowo po pomieszczeniu mamę.
- Mamo, o co chodzi?
- Jungkook... miałeś wypadek.- wbiłem wzrok w przyjaciela marszcząc brwi.
- Wypadek? Ale... ja nie mam samochodu.
- Wpadłeś pod pociąg... tego dnia jak szedłeś na rozmowę o pracę.- po twarzy chłopaka popłynęły łzy - Miałeś bardzo dużo szczęścia, bo pociąg dojeżdżał do stacji i hamował... mogłeś zginąć.- szepnął głaszcząc mnie po głowie. O czym on mówi? Naprawdę niczego nie pamiętam.
- Tae... niczego nie pamiętam...
- Lekarz mówił, że może tak być... ale nie martw się... to tym lepiej dla ciebie.
- Wszystko pamiętam, a... wypadek?- zmarszczyłem brwi biorąc głęboki oddech - Chcę porozmawiać z lekarzem.- chwyciłem za kołdrę zsuwając ją z ciała.... to co zobaczyłem kompletnie odjęło mi mowę.
- Kookie...- moje oczy zaszły łzami. To sen... to na pewno tylko zły sen - Kookie, ja ci pomogę...
- Synku, powiedz coś.- mama kucnęła obok łóżka głaszcząc mnie po ramieniu - Skarbie, to cud, że żyjesz... niczym innym się nie przejmuj, błagam cię.- w tym całym rzekomym wypadku straciłem lewą nogę i lewą rękę... nie wierzę, po prostu nie wierzę... Dotknąłem niepewnie miejsca po nodze... coś obrzydliwego. Czułem jak po moich policzkach spływają łzy, a w gardle gromadzi się gula uniemożliwiająca mi normalne oddychanie czy powiedzenie czegokolwiek. Zerknąłem na lewe ramię... gdzie jest do cholery jasnej moja ręka?! Zagryzłem wargi wybuchając płaczem. Nie chcę żyć w taki sposób! Jak ja mam w ogóle tak żyć?! Przecież to ohydne! Kurwa mać, błagam niech ktoś mnie obudzi! To musi być sen!
- Uspokój się.- wylądowałem w ramionach Taehyunga. Nie chciałem być dotykany. Dotykanie mnie musi wywoływać u niego odruch wymiotny. Wolę mu tego oszczędzić. Odepchnąłem więc przyjaciela nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Chciałem wyjść z sali i iść przed siebie, ale jak? Jak mam to zrobić bez tej pieprzonej nogi?! - Kookie, proszę cię...- chłopak dotknął mojego policzka delikatnie mnie po nim głaszcząc - Wiem, że jest to dla ciebie ogromny cios, ale nie jesteś w tym sam... Masz rodziców i mnie, pomożemy ci, słyszysz? To jest cud, że przeżyłeś... 
- Synku....
- Odwalcie się...- szepnąłem kładąc się z powrotem do łóżka... to sen, to tylko zły sen...

*

                  Od tego nieszczęsnego wypadku minął równy miesiąc. Kilka dni temu opuściłem szpital. Moi rodzice przebywają ze mną w wynajmowanej kawalerce i opiekują się mną jak niemowlęciem. Taehyung codziennie po pracy przychodzi do mnie, przynosi mi jedzenie, moje ulubione słodycze... wolałbym dostać z powrotem nogę i rękę... dlaczego nie mogę tego od niego dostać? 
                 Właśnie siedzieliśmy całą czwórką na tarasie. Ojciec rozpalił grilla, mama i Tae szykowali jedzenie... wszyscy ze sobą rozmawiali, uśmiechali się... Nie powinni tego robić. Czy oni nie widzą w jakim jestem stanie? 
- Pierwsza porcja mięsa ugrillowana... Kookie, na co masz ochotę?- zerknąłem na ojca ciężko wzdychając.
- Nie chcę jeść...
- Chociaż kawałek... lubisz przecież grilla.- podjechałem wózkiem do stolika, na którym stały napoje, po czym nalałem sobie coli upijając kilka łyków - Synu...
- Długo macie zamiar tu jeszcze być?- na tarasie zapanowała cisza. Taehyung westchnął zerkając na moich rodziców.
- Proszę mu wybaczyć...
- Synku...- mama kucnęła na przeciwko mnie głaszcząc mnie po udzie - Postanowiliśmy z ojcem, że wrócisz z nami do domu... tak będzie dla ciebie lepiej.- otworzyłem szerzej oczy czując jak ostatni gwóźdź wbija się w moją wyimaginowaną trumnę - Tam też jest uczelnia, dokończysz tam studia...
- Nie.
- Kookie, nie widzimy innej opcji...
- Nie rozumiesz słowa "nie"?- spojrzałem na Taehyunga czując jak kipi we mnie złość - Pozwalasz im mnie zabrać? 
- Jungkook, posłuchaj...
- Problem z głowy, co?! 
- Kookie, nie chcę tego, uwierz mi...
- Kłamiesz!- złapałem za koło od wózka chcąc uciec do domu, jednak poruszanie się na nim za pomocą jednej ręki było koszmarnie trudne. Uderzyłem ręką w kółko rozklejając się. To jest potworne być do końca życia uzależnionym od drugiej osoby.
- Pomogę ci.- Tae chwycił za wózek zaprowadzając mnie do domu. Czułem jak serce pęka mi na tysiące kawałków. Będę sam... do końca tego zasranego życia będę sam - Jungkook...
- Odwal się.
- Nie... najpierw mnie posłuchasz.- chłopak kucnął przede mną patrząc mi uważnie w oczy - Nie chcę żeby mi ciebie zabrali, zrozum. Jesteś moim najlepszym przyjacielem... Nie ma to dla mnie znaczenia czy jesteś w pełni sprawny, czy jeździsz na wózku... Jesteśmy przyjaciółmi i to się nigdy nie zmieni...
- Spadnie ci garb z pleców jak wyjadę...
- Nie mów tak... Chcę żebyś tu został i chcę się tobą zajmować. Dałbym radę...
- Chcę zostać sam...- Taehyung wziął głęboki oddech całując mnie w czoło. Poczułem jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
- Przyniosę ci coś do jedzenia.
- Tae...
- Tak?- chwyciłem go za rękę uważnie mu się przyglądając - Porozmawiam z twoimi rodzicami, nie martw się.
- Kucnij...- gdy zrobił to, o co go poprosiłem, przyłożyłem dłoń do jego policzka patrząc mu w oczy. Ile ja bym dał żeby być taki jak on... przystojny, w pełni sprawny... cały świat stoi przed nim otworem... 
- Co się stało?- nachyliłem się do przyjaciela ostrożnie go całując. W zasadzie nie można nazwać tego pocałunkiem... musnąłem jedynie lekko jego wargi. 
- Nie pozwól mi stąd wyjechać...- szepnąłem nieśmiało się oblizując. Taehyung skinął jedynie głową wychodząc z kawalerki. Cieszę się, że to zrobiłem... Nie planuję żyć długo i szczęśliwie. Nie wiem kiedy stąd odejdę... Dobrze, że go pocałowałem... teraz już niczego nie chcę żałować...

~c.d.n.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak rzadko dodaję wpisy. Mam teraz dwie prace, wyjazdy, koncerty itp., ale cały czas o Was pamiętam. Postaram się dodawać posty częściej:)
Buziaki;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz