22 marca 2016

V & Youngjae ~cz.1 [Spotkanie po latach]



              Tamtejszą noc spędziłem w podziemiach budynku przyglądając się treningom chłopaków. Były one niezwykle brutalne, kipiące wręcz agresją. Najgorsze jest to, że walczą gołymi pięściami... bez jakichkolwiek ochraniaczy na twarzy, nogach czy rękach. Co chwilę któryś obrywał po twarzy, jednak trenerzy czy szefostwo nic sobie z tego nie robili. Chłopcy pomagali sobie nawzajem, po czym znów wracali do treningu. Mam coraz większe wątpliwości... zaraz... źle mówię. Wiem, że to co zrobiłem jest totalną głupotą, ale wiem też, że nie mam już odwrotu... to koniec. 
- Do szatni! Zaraz przyjdą na walkę!
- Kto... kto przyjdzie?- spojrzałem na mężczyznę z blizną na twarzy. Ten zerknął na mnie odpalając papierosa.
- Wierni fani naszych chłopców. Podczas każdej walki stawiają kupę kasy na swojego ulubieńca. Ten który wygra walkę zgarnia 65% pieniędzy... reszta idzie do mnie.
- Rozumiem...
- Masz szczęście, że dzisiaj cię to omija... popatrzysz na to całe przedstawienie ze mną i resztą chłopaków, którzy dzisiaj nie biorą udziału.
- A kto dzisiaj walczy?
- Jackson i Jimin... ulubieńcy tłumu.- skinąłem twierdząco głową idąc za mężczyzną we wskazane miejsce. 
- Mogę mieć pytanie?
- Dawaj.
- Ilu już zginęło?- mężczyzna zatrzmał się głęboko wzdychając.
- Jeszcze jakieś dwa lata temu ginęło max pięciu na cały rok... od jakiś dwóch miesięcy padają jak muchy... jeden za drugim.
- Codziennie ktoś ginie?- mój głos drżał... to co mówi ten dupek jest przerażające.
- No jakoś co 2-3 dni ktoś stąd odchodzi.
- Nie mogę tego zrozumieć...
- W takim razie co tutaj robisz?- przełknąłem z trudem ślinę rozglądając się po sali, którą powoli zapełniała masa zakapiorów - No właśnie... Ci chłopcy to maszyny do zabijania... to już nie są ludzie. Daje ci jakieś trzy miesiące... uwierz mi, że nie będzie się liczyło dla ciebie nic poza wpieprzeniem komuś.- wtedy też obok nas zaczęli zasiadać moi przyszli koledzy - A tak... i nie przywiązuj się zbytnio do nikogo.
- Słucham...
- Może się okazać, że ten ktoś polegnie podczas walki... nie potrzebuję tu zbędnej histerii.- wziąłem głęboki oddech patrząc na zdenerwowanych chłopców, którzy żywo o czymś dyskutowali.
- Jackson wygra...
- Wiem... w końcu jest jednym z lepszych...
- Miejmy nadzieję, że nie zatłucze Jimina.
- Wszystko zależy od kasy jaką na niego postawią.- Boże, o czym oni mówią? Wystarczy pomachać im przed oczami pieniędzmi, by ci bez żadnych wyrzutów sumienia zabili drugiego człowieka? - Oo cicho... zaczyna się.- rzeczywiście. Na sali zapanowała ciemność. Oświetlony był jedynie betonowy ring. Światło było niezwykle zimne... pasowało wręcz idealnie do tego klimatu. 
- Witam wszystkich na dzisiejszym starciu między Jacksonem a Jiminem!- na sali zapanował chaos. Mężczyźni krzyczeli, gwizdali, wymawiali imię swojego ulubieńca - Żeby nie przedłużać... Kto z was stawia na wygraną Jacksona?!- podniosło się około 3/4 sali... musi być naprawdę dobry - Mmm... myślę, że się nie zawiedziecie! Chłopak bardzo dużo trenował!- znów krzyki i gwizdy... czułem pewnego rodzaju podekscytowanie, jednak wiem jak to starcie może się skończyć i właśnie to zakończenie trzymało mnie przy zdrowych zmysłach - Chłopcy przelecą się teraz po pieniądze! Niech ten kto stawia na wygraną Jacksona wstanie!- podniosła się praktycznie cała sala... kilku chłopców zaczęło biegać między ławkami zbierając pieniądze. Szczerze mówiąc nie chciałbym być teraz w skórze Jimina... Po kilku minutach banknoty zostały wręczone prowadzącemu - No no... ktoś się dzisiaj bardzo wzbogaci!... Jesteście gotowi?!- moje serce biło jak szalone. Dłonie drżały, będąc zalewane przez zimny pot - Zaczynamy!- po dwóch stronach ringu znajdowały się kamienne drzwi, które otwierały się poprzez podniesienie do góry. Z jednych z nich wybiegł Jimin... z drugich natomiast ulubieniec tłumu- Jackson. Wiwatom nie było końca. Mężczyźni dopingowali swoich ulubieńców ze wszystkich sił - Pamiętajcie... w tej grze nie obowiązują żadne zasady. Nagrodą jest szacunek tłumu i życie... z przegranym natomiast zobaczymy się za kilkanaście lat w piekle.- zaczęło się. Chłopcy rzucili się na siebie jak zwierzęta. Cały się trząsłem gdy na to patrzyłem. Nie wyobrażam sobie siebie w ciele Jimina, który już po pierwszych dziesięciu sekundach wylądował na betonie. Wyglądało to okropnie, jednak ten pospiesznie podniósł się rzucając się z pięściami na przeciwnika, któremu po chwili pociekła po brodzie krew z rozciętej wargi. 
- To jest okropne...- szepnąłem ze łzami w oczach. Mężczyzna siedzący obok mnie uśmiechnął się klepiąc mnie po plecach.
- Spokojnie... to dopiero początek.- miał racje. Najgorsze dopiero miało nadejść. Jackson przewrócił wycieńczonego chłopaka na ziemię siadając na nim okrakiem. Z ust Jimina leciała gęsta krew... ręce natomiast drżały starając się go odepchnąć. 
- Jackson! Walczysz o okrągły milion!- tłum zaczął krzyczeć, by ten zabił go na ich oczach. Z daleka widziałem jedynie wypowiadane przez Jacksona słowa "Wybacz mi". Po nich głowa Jimina została roztrzaskana o beton. Właśnie byłem świadkiem zabójstwa... czułem jak wnętrzności podchodzą mi do gardła.
- Przepraszam...- zerwałem się na równe nogi wybiegając z sali. Pospiesznie zacząłem szukać łazienki. Gdy już ją znalazłem zamknąłem się w kabinie wymiotując i histerycznie płacząc. Ten widok był okropny... jak ja mogłem zgodzić się na coś takiego? Jak... jak można zabijać za pieniądze?! Przecież godzinę temu Jackson i Jimin byli najlepszymi kumplami. Gdy któryś oberwał, drugi biegł do niego, by wytrzeć go z krwi... co kasa potrafi zrobić z człowiekiem?!
- Youngjae.... jesteś tutaj?- starałem się pohamować łzy, by nikt mnie nie znalazł, ale wewnętrzny ból był silniejszy ode mnie - Youngjae... otwórz drzwi.
- Proszę, zostaw mnie.- nie mam pojęcia, kto stał za drzwiami. Nawet szczerze mówiąc mnie to nie interesuje... chcę jedynie stąd uciec i o wszystkim zapomnieć. 
- Otwórz, porozmawiamy.- sięgnąłem do zamka przekręcając go. Po chwili obok mnie kucnął drobny chłopak o dosłownie anielskiej twarzy - Mów na mnie Suga... tak jakby co...- skinąłem głową sięgając po papier. Suga jednak wyprzedził mnie urywając kawałek, którym zaczął wycierać mi usta. 
- Przestań... czuję się upokorzony...
- To nie wstyd... często to się tutaj zdarza.- nastolatek westchnął siadając obok mnie - Jak się czujesz?
- Źle... to było przerażające...
- Wiem... Jimin... Jimin był mi dość bliski. Wiesz... opiekował się mną jako jedyny, uczył mnie, doradzał...- wytarłem oczy spoglądając na kolegę.
- Więc jak się z tym czujesz?
- Niezbyt dobrze, ale od samego początku byłem nastawiony na stratę... 
- Jak to...
- Szef lubił wystawiać go do walk z najsilniejszymi. Jimin po każdej walce trafiał do szpitala z obrażeniami... czułem, że któregoś dnia już tego nie wytrzyma.
- Przykro mi...- pogłaskałem chłopaka po ramieniu.
- Mm spoko... tutaj musimy przyjąć zasadę, że co ma sie stać to się stanie... cokolwiek by to nie było musimy zacisnąć zęby i iść do przodu.
- Nie dam rady...
- Musisz Youngjae... niestety nie ma już odwrotu...
- Gdzie ten nowy?- dobiegł nas z korytarza męski głos. Bałem się, że to szef... że za chwilę coś mi się stanie... jednak myliłem się. 
- Tutaj!
- Kto to?- zapytałem patrząc na Sugę.
- Zaraz zobaczysz.- podniosłem głowę na osobę stojącą w drzwiach... wryło mnie w podłogę. Nie wiedziałem jak mam się zachować i co powiedzieć. Siedziałem jedynie na ziemi z szeroko otwartymi oczami i ustami nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. 
- Youngjae...- ten głos... zaczęło wracać do mnie coraz więcej wspomnień... zarówno tych szczęśliwych jak i potwornie bolesnych spowodowanych rozstaniem.
- V... co ty...
- Suga, mógłbyś nas zostawić?- Taehyung spojrzał na zdezorientowanego chłopaka. Ten jedynie skinął głową, po czym opuścił łazienkę - Co... co ty tu do cholery robisz?
- A... a ty?- w moim gardle urosła wielka gula uniemożliwiająca mi wysławianie się. 
- Boże, Youngjae...- chłopak upadł na kolana wtulając mnie w siebie. Nie wytrzymałem... był to dla mnie zbyt duży szok. Wtuliłem się w niego płacząc - Nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.
- Czemu więc urwałeś ze mną kontakt?!... wiesz jak ja się czułem?!
- Mówiłem, że to dla twojego dobra... teraz już wiesz dlaczego.- spojrzałem na niego wycierając mokre policzki. Nic się nie zmienił... no... może zmężniał, jednak wciąż jest tym samym, słodkim chłopakiem jakiego zapamiętałem. 
- Hyung... nie wiem... nie wiem co mam powiedzieć...- byłem naprawdę poruszony naszym spotkaniem... nie przypuszczałem, że spotkam tu najlepszego przyjaciela. 
- Chodź.- zostałem wyprowadzony z łazienki. Chłopak postawił mnie przy ścianie, po czym zaczepił szefa mówiąc, że już wychodzimy. Gdy opuściliśmy budynek poczułem się trochę lepiej, jednak przez głowę wciąż przewijał mi się obraz umierającego w męczarniach Jimina - Jest tyle rzeczy, o które chcę cię zapytać... Youngjae... jest mi tak głupio, że zostawiłem cię bez słowa, ale sam rozumiesz... świat, w którym się obracam jest bardzo niebezpieczny. Nie chciałem cie narażać.- skinąłem jedynie głową. V westchnął łapiąc mnie pod ramię. Często w ten sposób spacerowaliśmy uliczkami Mokpo - Co robisz w Seoulu?
- Rodzice się rozwiedli... ojciec stwierdził, że przeprowadzimy się tutaj... jego firma się tu przeniosła.
- Mieszkasz z ojcem?
- Ta... mama uciekła z kochankiem do Chin.
- Przykro mi... naprawdę...
- Spoko... cieszę się, że ojciec się mną zajmuje.- chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
- Masz ochotę na kawę?- wciąż pamięta... jestem wręcz od niej uzależniony. W Mokpo wypady na kawę były codziennością.
- Tak... ale chodźmy do mnie. Mamy za dużo rzeczy do obgadania.- po około godzinie jazdy nocnym autobusem dotarliśmy na miejsce. Osiedle spało... słychać było jedynie szelest drzew i szum znajdującej się nieopodal rzeki Han. Po wejściu do mieszkania zauważyłem, że Tae czuje się dość nieswojo - Co jest?
- Wiesz... czuję się jakbym był dla ciebie obcy.
- Jesteś... dlatego mamy całą noc żeby poznać się na nowo.- posłałem mu wymuszony uśmiech zapraszając go do kuchni. Wymusiłem go gdyż mimo ogromnej radości spowodowanej spotkaniem przyjaciela moje serce rozdzierało wspomnienie sprzed dwóch godzin - Siadaj... już robię kawę.
- A twój ojciec?
- Jest w Busan na delegacji.- nastawiłem wodę, po czym zająłem się przygotowaniem napoju - Opowiadaj co u ciebie.
- W sumie nic ciekawego.
- Ta... nie widzieliśmy się trzy lata... należą mi się jakieś wyjaśnienia.- usiadłem na przeciwko niego wręczając mu kubek z kawą.
- Youngjae... wiem, że głupio zrobiłem, ale mafia potrafi zrobić ci z mózgu niezłą sieczkę...
- Czekaj... co?
- Chodzi mi o walki... 
- Właśnie... jak to się stało, że do nich przynależysz? 
- Szukałem dla siebie zajęcia... nawet nie wiesz jak mi tu było źle bez ciebie...- chłopak westchnął upijając łyk kawy - Wiesz... po pewnym czasie dopiero zrozumiałem, że moja rodzina i przyjaciele dużo ryzykują zadając się ze mną. Wynająłem mieszkanie... urwałem ze wszystkimi kontakt... przynajmniej mam pewność, że nic im nie jest.
- Jak...
- Bardziej zastanawia mnie to po jaką cholerę ty tam poszedłeś... wiesz czym ryzykujesz?
- Wiem... ale tak samo jak ty szukałem z tęsknoty jakiegoś zajęcia...- zamilkliśmy. Oboje wbiliśmy wzrok w parującą ciecz. Targały mną setki emocji. Chciałem rzucić się na V i wytulić go za te wszystkie lata, powiedzieć mu jak było mi bez niego źle i jak bardzo za nim tęskniłem. Z drugiej strony czułem się jednak lekko skrępowany jego towarzystwem... bałem się o cokolwiek pytać... nie wiedziałem na co mogę sobie pozwolić - Cieszę się, że przez te trzy lata uczestniczenia w walkach nic ci nie jest...
- Chcę żyć za wszelką cenę... dopiero w tym miejscu doceniłem życie... Nie wyobrażam sobie w tej roli ciebie...
- Jak to?
- Jesteś zbyt delikatny i wrażliwy...
- A ty? Znam cię jako chodzącą oazę spokoju.
- Miesiąc walk nauczył mnie bycia bezdusznym dupkiem...
- Powinienem się bać?
- Ciebie nie skrzywdzę... i nie pozwolę na to, by ktoś zrobił ci krzywdę...- znów zamilkliśmy. Widziałem jak do oczu przyjaciela napływają łzy - Odnalazłem cię po trzech latach i nie mogę znów cię stracić.- rozmawialiśmy do 9 nad ranem. Po tym czasie jednak byliśmy tak zmęczeni, że położyliśmy się spać... tak jak kiedyś. Wtulony w swojego Hyunga mogłem w spokoju odreagować poprzedni dzień i noc...

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




4 komentarze:

  1. O boże boże spotkanie po latach. Kocham!! I naprawdę jeszcze raz dziękuję za to opowiadanie. Czekam na dalsze części. Weny!! Hwaiting!! <3 <3 :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie zaczyna się coś dziać. Youngjae wreszcie spotkał V.
    Co do tych walk to nie mogę sobie wyobrazić jak Youngjae okładać kogokolwiek pięściami. No, bo on jest taki uroczy, delikatny i wrażliwy. Skoro zwymiotował na widok walki to ciekawe jak zareaguje gdy sam będzie musiał komuś przywalić...
    Mam nadzieję, że szybko dodasz nową część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ich relacja będzie piękna, ja to czuję, jak wszystko co tworzysz!
    Nie mogę się doczekać kolejnej części, proszęęę! Ciekawe jak to się wszystko potoczy, weny i chęci~

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudo, czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń