21 marca 2016

V & Youngjae ~wstęp [Spotkanie po latach]




                         Kolejny, bezsensowny dzień... coraz częściej mam wrażenie, że moje życie to jedno wielkie pasmo porażek i niepowodzeń. Odkąd moi rodzice się rozwiedli i wraz z ojcem przeprowadziłem się z Mokpo do Seoulu nie czuję już potrzeby życia i robienia czegokolwiek, by chociaż poegzystować na tym zasranym świecie.
Może zacznę od początku? Nazywam się Choi Youngjae i mam 19 lat. Urodziłem się w Mokpo, w którym dorastałem, uczyłem się i poznawałem świat. W wieku przedszkolnym... hm.. miałem może około 4 lat, poznałem starszego ode mnie o rok Taehyunga, z którym przyjaźniłem się do czasów liceum. Gdy ten mając 16 lat wyjechał z rodzicami do Seoulu kontakt całkowicie nam się urwał. Do tego czasu jednak byliśmy nierozłączni. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Tae pomagał mi w nauce, tłumaczył mi wiele rzeczy... był dla mnie jak starszy brat- przewodnik. Byłem zapatrzony w niego jak w obrazek. Po jego wyprowadzce załamałem się. Przestałem chodzić do szkoły, przez co rodzice zmuszeni byli do załatwienia mi korepetycji w domu. V... bo tak go nazywałem nie odezwał się do mnie ani słowem. A nie, przepraszam... utrzymywaliśmy kontakt przez jakieś trzy dni. Później jednak napisał mi, że musimy zakończyć naszą znajomość... ponoć dla mojego dobra. Kiedy próbowałem się dowiadywać o co chodzi, jego telefon milczał. No cóż... widocznie znalazł nowych znajomych, a starych postanowił odesłać w kąt... i tak bywa.
Gdy skończyłem 17 lat rodzice oświadczyli, że się rozwodzą... kolejny cios. Mama uznała, że wraz z kochankiem wyjeżdża do Chin, przez co nie chce się mną zajmować. Ojciec stwierdził, że wyjedziemy do Seoulu, gdyż tam przenosi się firma, w której pracuje. Zapisał mnie do liceum, na dodatkowe zajęcia sportowe... wszystko po to, bym nie myślał za dużo o tym, co działo się w Mokpo. W sumie to na nic. Na dodatkowe zajęcia nie chodzę gdyż nie mam na to ochoty. W zasadzie rzadko kiedy pokazuję się też w szkole. Nie czuję potrzeby chodzenia do niej. Jak już mówiłem nie widzę sensu życia... moje bynajmniej jest tak nudne, monotonne i szare, że to się w głowie nie mieści. Chciałbym coś zmienić... spróbować czegoś nowego... pytanie tylko czego?
- Youngjae...
- Hm?- nie odrywałem wzroku od telewizora.
- Musimy pogadać.
- Mów.
- Może troszkę więcej szacunku, hm?- ojciec nachylił się do telewizora wyłączając go. Westchnąłem okrywając się kocem - Co się z tobą dzieje?
- A co ma się dziać?
- Widzę przecież jak się zachowujesz... 
- No i?
- Porozmawiajmy... może jakoś ci pomogę.- uśmiechnąłem się drwiąco.
- Nie baw się w dobrego rodzica... poradzę sobie.
- Synu... po prostu się o ciebie martwię.
- Niepotrzebnie... całe życie radziłem sobie ze wszystkim sam.- przeciągnąłem się odpalając ponownie telewizor.
- Jeszcze nie skończyłem...
- Słucham... mam podzielną uwagę.
- Wieczorem wyjeżdżam w delegację do Busan.
- Spoko... ile cię nie będzie?
- Tydzień... z racji tego, że jesteś dużym chłopcem nie chcę sprowadzać tutaj babci.
- Zwariowałeś?
- Youngjae... nie przerywaj mi.- wywróciłem oczami patrząc leniwie na ojca - Jeśli będziesz czuł się źle, będziesz chciał pogadać... dzwoń... zgoda?
- Mhm...
- Mówię poważnie... o każdej porze... zawsze odbiorę.
- Nie rozmawiamy ze sobą mieszkając pod jednym dachem... myślisz, że twój wyjazd to zmieni?- ojciec westchnął siadając obok mnie.
- Co ja ci zrobiłem?... Wydaje mi się, że nie zasłużyłem na takie traktowanie.
- Pocieszę cię, że nie jesteś wyjątkiem... nie chcę mieć kontaktu z nikim, jasne?
- Youngjae...- ta... zgrywam tylko takiego bezdusznego twardziela. W rzeczywistości okropnie brakuje mi rozmów z ojcem i jego ciągłej opieki i obecności, ale przecież za cholerę mu tego nie powiem.
- Idź się pakować... jest już po 16-stej...- gdy ojciec zniknął za drzwiami swojej sypialni sięgnąłem po tablet przeglądając wiadomości. Nagłówek górujący na każdej stronie brzmiał: "Coraz więcej śmiertelnych ofiar nielegalnych, podziemnych walk... Co skłania młodych ludzi do tak drastycznej pracy?". Powiem szczerze, że bardzo mnie to zainteresowało. Przeczytałem każdy artykuł... łącznie było ich może siedem. Większość z nich mówiła o działającej, nielegalnej organizacji, która trenuje młodych chłopców na maszyny do zabijania. Ponoć każda taka walka jest niezwykle dochodowa zarówno dla sportowca jak i jego trenera - Hm... w sumie to nie takie głupie.
- Co nie jest głupie?- zablokowałem pospiesznie tablet spoglądając na ojca.
- Nic... jedziesz już?
- Niestety... chodź się pożegnać.
- Jestem dorosły...
- I co w związku z tym?- tato podszedł do mnie, po czym kucnął obok kanapy całując mnie w czoło.
- Boże, skończ.- wiem, że takim zachowaniem wyrządzam mu wielki ból, ale nie potrafię już zachowywać się inaczej w stosunku do niego.
- Przelałem ci na konto pieniądze... jakby ci brakło to dzwoń.
- Mhm...
- Zero fasfoodów, alkoholu i fajek, jasne?
- Ta...
- Zero dziewczyn... nie no... raz możesz sobie jakąś sprowadzić.
- Nie czuję takiej potrzeby... narazie... baw się dobrze...
- Uważaj na siebie, błagam cię.... i chodź do szkoły.
- Okej... pa.- ojciec wyczuł, że mam już dość jego obecności, dlatego też po moich ostatnich słowach opuścił mieszkanie zamykając je na wszystkie możliwe zamki. Szczerze? Już mi go brakuje... Wtuliłem się w poduszki zaciskając kurczowo oczy. Czemu nie potrafię być dla niego tak dobrym dzieckiem jakim on jest dla mnie rodzicem? Współczuję mu, że musi mieć takiego bachora jak ja.
Po kilku minutach użalania się nad sobą i swoim losem zwlokłem się z kanapy idąc do kuchni. Sięgnąłem po piwo imbirowe wypijając je jednym duszkiem. Z racji tego, że nie piję, czułem jak po kilku minutach alkohol uderza mi do głowy - Pora wykonać telefon.- uśmiechnąłem się sięgając po komórkę i tablet, w którym miałem wszystkie dane organizacji. Tłuc się za wielką kasę? Być szanowaną osobą w mafijnym świecie? Właśnie tego chyba potrzebowałem.
- Słucham.
- Dzień... dzień dobry... Dzwonię w sprawie nielegalnych walk...
- Pomyłka.
- Nie! Proszę poczekać! Jestem zdecydowany i chcę dla pana pracować!- cisza... przełknąłem z trudem ślinę czekając na odpowiedź.
- Przejście podziemne koło mostu Banpo... dzisiaj o 22.- rozłączył się... nawet nie zdążyłem mu podziękować. Po tym telefonie poczułem lekki strach. W sumie jakby nie patrzeć nie mam nic do stracenia. Taehyung już o mnie nie pamięta, mama też pewnie zapomniała o tym, że ma syna... hm... jedynie ojciec odczułby moją stratę. Z drugiej jednak strony popłacze tydzień czy dwa i pogodzi się z losem... stwierdzi pewnie, że tak musiało być. Sięgnąłem więc po kolejne piwo... potem jeszcze jedno... Wesoły i pewny siebie ruszyłem w umówione miejsce. Dochodziła 22. Na dworze było chłodno i bardzo spokojnie jak na Seoul. Nie było tu praktycznie żywego ducha... zdaje mi się, że mężczyzna wiedział jakie miejsce wybiera. Usiadłem na ławce rozglądając się dookoła. To miejsce mnie przerażało... wokół panowała ciemność i głucha cisza przeplatana niekiedy podmuchem wiatru. Nagle przy jednym z wejść ujrzałem postać. Budową przypominała mężczyznę. Domyślam się, że to właśnie z nim rozmawiałem przez telefon. Wbiłem wzrok w ziemię... bałem się... bałem się jak jasna cholera, ale wiedziałem, że teraz nie ma już odwrotu. Gdy usłyszałem kroki odbijające się echem po murach zamarłem. Czułem jak mężczyzna nade mną stoi, jednak nie miałem odwagi podnieść głowy - Choi Youngjae?
- Słucham?- zaskoczony podniosłem wzrok. Skąd on zna moje imię?
- To ty?
- Tak...- ale zakapior. Jego twarz wygląda okropnie. Cała pokryta jest bliznami... od razu widać czym się zajmuje.
- Za mną.- skinąłem głową od razu podnosząc się z ławki. Szliśmy w zupełnej ciszy. Na końcu korytarza czekało na nas auto, do którego zostałem niemalże wepchnięty siłą - Ruszaj.
- Dokąd... dokąd jedziemy?
- Zaraz się dowiesz.- bałem się, jednak chciałem wyjść z całej tej sytuacji z twarzą. Jechaliśmy dobre 40 minut. Po tym czasie samochód zatrzymał się w nieciekawie wyglądającej uliczce, na końcu której znajdował się słabo oświetlony, niewielki budynek - Wysiadaj.- wyskoczyłem z auta idąc za mężczyzną. Serce biło mi coraz mocniej... nie wiem czy było to spowodowane podekscytowaniem czy strachem. Po wejściu do środka nie widziałem nic poza otaczającą mnie ciemnością.
- Czemu nic nie widać?
- Musisz zadawać tyle pytań?
- Jestem po prostu ciekawy...
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- mężczyzna zatrzymał się przed wielkimi drzwiami otwierając je - Zgrzeszyłeś... witam więc w piekle.- przełknąłem z trudem ślinę przekraczając próg. Moim oczom ukazały się dziesiątki chłopców w podobnym wieku do mojego. Wszyscy wyglądali bardzo groźnie... można powiedzieć, że miejsce, po którym teraz stąpałem wyglądało jak ring. Ring, tyle że betonowy, bez lin zabezpieczających... wszystko otoczone było betonowymi ławkami znajdującymi się bardzo wysoko nad polem walki. Uczestnicy nie mieli szans, by stąd uciec...
- Ja...
- Siema... nowy?- stanął przede mną chłopak mojego wzrostu, ubrany w czarne, skórzane spodnie i biały, rozciągnięty t-shirt. Jego głowę przykrywał snapback, a w ustach z jednej strony na drugą kotłował się lizak.
- Chyba...
- Spodoba ci się... jestem Jackson.
- Youngjae...
- Rozejrzyj się dokładnie... pewnie za jakieś dwa tygodnie będziesz tu walczył o całą buźkę... lub życie... zależy na kogo trafisz.
- Jackson, durniu, nie strasz go.- stanął przy nas dobrze zbudowany, spocony chłopak... musiał być w trakcie treningu - Jestem Jimin... a ty?
- Youngjae...
- Nie masz zbyt ładnej facjaty na pracę tutaj?
- Nie rozumiem...
- Chodzi o to, że po pierwszej walce twoja twarz będzie wyglądała zupełnie inaczej.- do rozmowy znów wtrącił się Jackson. Jimin zmierzył go wzrokiem wzdychając.
- No chybaże umiesz się bić i walczyć o swoje... wtedy nic ci nie będzie.
- Umiem być twardy jak trzeba...
- Dobrze.- brunet uśmiechnął się odgarniając z twarzy mokre włosy - Spadaj do szefa... od jutra pewnie zaczniesz.- ukłoniłem się podchodząc znów do mężczyzny z blizną na twarzy.
- Nie będę pytał czy jesteś zdecydowany... nie masz już odwrotu.- w tym momencie zaczęła się moja największa i jednocześnie najniebezpieczniejsza przygoda. Jeśli chcecie wiedzieć więcej na ten temat zapraszam na ciąg dalszy.

~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


9 komentarzy:

  1. Czekam na ciąg dalszy <3:-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już mnie ciekawość zżera co będzie dalej. Zapowiada sie bardzo ciekawie. Licze na dalszy ciąg. Życzę wszystkim oczywiście weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się ciekawie. Walki na śmierć i życie. No, no już nie mogę się doczekać aż dodasz pierwszą część. Mam tylko nadzieję, iż ładna buźka Youngjae nie zostanie zmasakrowana.
    Cieszę się, że wybrałaś taki paring, ponieważ lubię o nich czytać opka yaoi.
    No nic. Jak narazie to się więcej nie rozpiszę, bo nie mam o czym. Jednak jak już dodasz kontynuację to z wielką chęcią skomentuję. Powodzenia 😄

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz mi że to napiszę <3 Mimo że prosiłam o Yugyeoma i V z tych zespołów to chciałam ci bardzo bardzo podziękować że połączyłaś te dwa zespoły mimo że Youngjae to nie Yugyeom to i tak już kocham to opowiadanie bardzo ale to bardzo dziękuję <3 :-* <3 :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie Cię przepraszam;; Właśnie ciągle pamiętałam o twojej prośbie, ale nie mogłam sobie przypomnieć czy chodziło o Youngjae czy o Yugyeoma, a nie mogłam znaleźć Twojego komentarza.
      Mam jednak nadzieję, że opko Ci się spodoba i że Cię nie zawiodę <3 :)

      Usuń
    2. Nie no spokojnie <3 Też bardzo lubię Youngjae więc na pewno mi się spodoba. I naprawdę dziękuję że pamiętałaś o mojej prośbie. Po prostu chciałam Yugyeoma i V bo są to moi Ultimate biasy ale Youngjae też bardzo lubię wiec jeszcze raz dziękuję <3 <3 ;-)

      Usuń
  5. No, no... zaczyna się ciekawie.
    P.S. Gratuluje świetnego pomysłu, BST w połączeniu z GOT7
    Czekam na kolejną część!
    Pozdrawiam ciepło,
    Cuks! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo tego bym sie nie spodziewała

    OdpowiedzUsuń
  7. Ooo tego bym sie nie spodziewała

    OdpowiedzUsuń