27 kwietnia 2015

Mark & JB ~cz.4 [Miłość ze szkolnej ławki]


                   
                   Nie spałem całą noc. Dochodziła 12, a ja z szeroko otwartymi oczyma leżałem na łóżku w pokoju mamy. Cały czas nerwowo zerkałem na znaleziony poprzedniej nocy list jakby to miało w czymś pomóc. Półprzytomny wsłuchiwałem się w cichy dźwięk chodzącego zegarka. Czułem jak mocno bije moje serce, które kłóciło się ze wspomnianym wcześniej odgłosem. Starałem się zrozumieć czym zawiniła moja mama i kto mógłby chcieć zemsty na niej, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i jak jej pomóc. Wśród wszystkich złych i przytłaczających myśli przewijał się obraz Marka z wczorajszego wieczoru. Chciałem by teraz przy mnie był i powiedział co mam robić... chciałem żeby mi pomógł. Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon. Cztery nieodebrane połączenia od Marka. Nie miałem siły do niego oddzwaniać. Liczyłem na to, że zadzwoni jeszcze raz i będę mógł mu o wszystkim powiedzieć. Wtedy przypomniałem sobie, że od czterech godzin powinienem być w szkole. Jak gdyby nigdy nic poszedłem do swojego pokoju i zacząłem ubierać się w mundurek. Coś kazało spędzić mi ten dzień w normalny sposób. Podczas wykonywania codziennej monotonii myślami krążyłem wokół wczorajszego wypadku i porwania mamy. Schodząc na dół zerknąłem przelotnie na kuchnię i salon. Po ujrzeniu krwawej plamy do oczu ponownie napłynęły mi łzy. Co jeśli ją zabili i już nigdy jej nie zobaczę? Co jeśli zadania, które dostanę będą tylko grą mającą na celu przynieść jakieś korzyści porywaczom, a z czego ja nie dostanę nic? Dlaczego każdy dzień musiał być kolejnym gwoździem do mojej trumny? Czym zawiniłem, że ciągle dostaję po dupie? Dlaczego moje życie nie mogłoby być po prostu... zwyczajne... szare, monotonne, ale spokojne? Czemu każdego dnia musiałem zmagać się z przeciwnościami losu? Wiem... nikt nie mówił, że życie jest lekkie, ale wydaję mi się, że zwalanie całego zła na moje 18-letnie barki to stanowcza przesada. Wchodząc do kuchni sięgnąłem po notes, z którego mama zawsze wyrywała kartki, by napisać mi jakąś wiadomość. Wyrwałem jedną z nich i położyłem na stole. Następnie wyjąłem z plecaka długopis i napisałem wiadomość do niej: "Jestem w szkole. Nie martw się o mnie.". Sam nie wiem po co to zrobiłem. Gdzieś z tyłu głowy kryła się chyba iskierka nadziei, że po powrocie ze szkoły zobaczę w domu mamę, całą i zdrową. Zerknąłem ponownie na list i wyszedłem z mieszkania. Znalazłem się na osiedlowej uliczce z pozoru cichej i spokojnej. Wczoraj te wyobrażenia zostały zburzone. Zastanawiam się, dlaczego nikt z sąsiadów nie zareagował? Od środka dom wyglądał jak pobojowisko... nie wierzę, że nikt nic nie słyszał. Może nikt nie chciał słyszeć? Czemu ludzie widząc zło udają, że tego nie odczuwają? Czemu nie zareagują, nie pomogą? Rzucą tylko okiem na sytuację, po czym odwrócą się na pięcie i pośpiesznie odejdą, zostawiając ofiarę samej sobie. Ta świadomość, że żyję w tak zepsutym, pełnym nienawiści i egoizmu świecie boli. Gdybym mógł stworzyłbym świat na nowo. Wybiłbym wszystkich przestępców i kryminalistów, zgładziłbym grasujące gangi, wykastrował wszystkich zboczeńców i zwyrodnialców. Sądzę, że potrafiłbym uczynić ten świat lepszym. Teraz tylko pozostało pytanie jak to zrobić? Hm... chyba od tych wszystkich złych doświadczeń i przeżyć poprzewracało mi się w głowie. Ale z drugiej strony, czy to coś złego, że marzę o świecie pełnym dobra i spokoju? Z równymi prawami bez względu na to skąd pochodzisz i jaki status społeczny posiadasz. To chyba nie takie głupie... Zamyślony znalazłem się pod szkołą. Spojrzałem na budynek i westchnąłem. Nie miałem ochoty siedzieć w niej przez jeszcze pół dnia. Nie wiedziałem jak powinienem zachować się po spotkaniu Marka. Jesteśmy razem czy nie? W końcu się całowaliśmy...hm...ale co z tego? W dzisiejszych czasach każdy całuje się z każdym, potem idą ze sobą do łóżka i do widzenia... udają, że się nie znają. Nie chciałem, by po wczorajszym wieczorze nasza relacja wyglądała właśnie w ten sposób. Dzwonek... wzdrygnąłem się nieco na jego dźwięk. Po zerknięciu na zegarek zorientowałem się, że to czas na tzw. długą przerwę. Nienawidziłem kiedy na szkolne korytarze wylatywała masa uczniów... irytowali mnie. Ogólnie ludzie działali mi na nerwy. Grali przyjaznych, uczciwych, pomocnych... a tak naprawdę każdy nadawał na ciebie za plecami jak tylko miał do tego okazję. Za to właśnie nienawidzę ludzi... za ich dwulicowość, fałszywość i brak empatii.
Wszedłem do szkoły i skierowałem się w stronę szatni. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że nie natknę się dzisiaj na Marka... w sumie nikt inny poza nim by się do mnie nie odezwał...może to i lepiej. Zmieniłem buty i ruszyłem w stronę sali. Po drodze minąłem wiele osób, z którymi uczęszczałem do klasy, jednak nikt nie był łaskawy się ze mną przywitać. Jak już mówiłem byłem dla nich niewidzialny. W końcu stanąłem przed drzwiami do klasy, wziąłem głębszy oddech i je otworzyłem. Pusto... wszyscy uczniowie, włącznie z Markiem znajdowali się poza salą, co było dla mnie dziwne. Przecież Mark był nowy. Znam moją klasę i wiem, że nigdy nie zaproponowała by mu wspólnego wyjścia. Sam raczej też nigdzie nie poszedł. Wolałem jednak dać sobie z tym spokój... miałem teraz poważniejsze sprawy na głowie niż Mark i moja przygłupia klasa. Usiadłem w ławce i wyciągnąłem zeszyty. Cały czas zastanawiałem się nad zniknięciem mamy i nad tym, kto byłby do tego zdolny. Wprawdzie krążyły plotki, że w Seoulu grasuje nowy gang, ale jakoś specjalnie nie przykuwałem do tego uwagi. Hm... a może to rzeczywiście oni? Może moja mama to tylko przykrywka i tak naprawdę chodzi im o mnie? Ale z drugiej strony czego mogą chcieć ode mnie wyrzutki społeczne i zwyrodnialce? Jestem przecież tylko zwyczajnym uczniem klasy maturalnej... nic specjalnego. Wątpię żeby jakaś w miarę rozgarnięta, zorganizowana grupa przestępcza chciała mnie w swoich szeregach. A może im czymś podpadłem? Ale czym? Przecież całymi dniami siedzę w szkole, a później grzecznie wracam do domu. Nie wydaje mi się, by mój powrót do mieszkania w czymś im przeszkadzał. Westchnąłem i odwróciłem głowę w stronę okna wybiegającego na szkolny dziedziniec. Był ogromny. Zawsze w ciepłe dni gromadził setki uczniów. Ja tradycyjnie przebywając w klasie mogłem podziwiać ich głupie i dziecinne zachowanie. Czułem się jakbym patrzył na zwierzęta w zoo. Mnóstwo pustych panienek uganiąjąych się za szkolnymi przystojniakami, grupka kujonów, sportowcy, cheerleaderki, "gwiazdy" pochodzące z obrzydliwie bogatych rodzin, szkolni "gangsterzy" chcący za wszelką cenę zasłynąć tak jak prawdziwe, Seoulskie gangi, dusze artystyczne i zwyczajni szarzy uczniowie, nie przynależący do żadnej grupy. Chociaż ci ostatni siedzieli raczej w klasach i zajmowali się podziwianiem tego cyrku. W pewnym momencie poczułem przeciąg... ktoś musiał otworzyć drzwi do klasy. Przewróciłem oczami i spojrzałem w stronę źródła przeciągu. W drzwiach stał Mark, wpatrujący się we mnie ze strachem w oczach. Nie miałem pojęcia skąd wzięła się u niego taka reakcja. Odwróciłem się za siebie, ale nikogo tam nie było...musiał patrzeć na mnie.
- Mark...
Chłopak nic nie odpowiedział. Podbiegł do mnie i mocno przytulił do swojej klatki piersiowej. Czułem jego mocno bijące serce i drżące dłonie zaciskające się na moich włosach i marynarce.
- Nic ci nie jest...- szepnął, po czym pocałował mnie w głowę. Co miał na myśli mówiąc, że nic mi nie jest? Chciałem na niego spojrzeć, ale jego silny uścisk mi to uniemożliwiał.
- O czym ty mówisz?
Chłopak puścił mnie i usiadł na mojej ławce. Widziałem w jego oczach strach pomieszany z poczuciem winy. Ciekawe czym i komu zawinił. A może to on stoi za porwaniem mojej mamy? Może o wszystkim wie? Może myśli, że do porwania doszło kiedy byłem już w domu i coś mogło się stać również mi? W mojej głowie zaczęła rodzić się chora konfabulacja, ale coś w środku mnie miało wielką nadzieję, że to tylko moja niezdrowa fantazja. Nie chciałem wierzyć w to, że Mark należy do nowego, Seoulskiego gangu, o którym jest teraz wszędzie głośno. Byłby to chyba dla mnie najgorszy, możliwy scenariusz napisany przez życie. Nie chcę grać głównej roli w tak pokręconym, pełnym bólu i rozczarowań filmie... to nie dla mnie. Oczy Marka wyrażały ból. Widziałem, że usilnie chce mi o czymś powiedzieć, ale nie bardzo wie jak się do tego zabrać.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć?- nie miałem ochoty na rozmowę z nim. Wolałem chyba żyć domysłami niż znać prawdę. Przynajmniej na dzień dzisiejszy wydawało mi się to najlepszą opcją.
- Martwiłem się o ciebie...
Hm? Ktoś taki jak Mark się o mnie martwił? Ale dlaczego? Może ten pocałunek to nie była jednorazowa przygoda i może chłopak rzeczywiście ma poważniejsze plany co do mojej osoby? Poczułem nagły przypływ uczuć i wielką chęć pokazania mu jak bardzo mi na nim zależy. Moje ciało znów zaczęło się buntować. Miałem ogromną ochotę wstać i go pocałować, ale gdzieś w głowie mówiłem sobie stanowcze "nie". Moje ciało zaczęło drżeć. Sam nie wiedziałem co mam zrobić.
- Jaebum...- Mark wyraźnie to zauważył. Po usłyszeniu jego spokojnego, opanowanego głosu nie wytrzymałem. Stanąłem między jego nogami i zatopiłem usta w jego delikatnych, słodkich wargach. Po chwili poczułem jak Mark oddaje moje pocałunki. Jego dłoń znalazła się na mojej twarzy głaszcząc ją w bardzo łagodny sposób. Druga natomiast delikatnie masowała moje plecy, jednak co chwilę znajdowała się na niższych partiach mojego ciała. Czułem się niesamowicie. Nie sądziłem, że jeden najprostszy gest ze strony osoby, którą tak bardzo kochasz może sprawić tyle przyjemności. Sprawić, że zapomnisz o wszystkim co złe i poddasz się jedynie tej urokliwej chwili. Jak mogłem być takim dupkiem i pomyśleć, że Mark stoi za porwaniem mojej mamy? W głębi duszy przeklinałem się w najgorszy możliwy sposób. Jakbym mógł dałbym sobie teraz porządnie w twarz, ale nie miałem jak bo była ona w rękach Marka. Po pewnym czasie zacząłem zauważać, że chłopak chce czegoś więcej. Jego usta znalazły się na mojej szyi, a ręce szybko starały się pozbawić mnie mundurka.
- Przestań...
Mark kontynuował jednak zaczętą wcześniej czynność. Nie miałem na to ochoty. Jak już mówiłem nie pożądam go póki co w taki sposób jak on mnie w tej chwili. Chciałem wyrwać się z jego objęć jednak ten położył mnie na jednej z ławek i szepnął bym mu zaufał. Bałem się... cholernie bałem się kontaktu z drugim człowiekiem. Zapewne jest to spowodowane moją przeszłością. Hasło "świnki" coś Wam mówi? W gimnazjum byłem jedną z nich... Firma mamy miała wtedy spore problemy finansowe, a ja jako gówniarz nie mogłem tego zrozumieć i co chwilę prosiłem mamę o pieniądze na rzeczy, które z perspektywy czasu wydają się totalnie zbędne. Mimo to postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Pokręciłem się po najgorszych dzielnicach Seoulu, w których poznałem dużo starsze towarzystwo. Jeden z chłopaków o imieniu Jihoon, z którym jak myślałem "zaprzyjaźniłem" się zaproponował mi pewien układ. 23-latek powiedział, że znalazł dla mnie idealną pracę. Sądziłem, że będzie to coś w rodzaju majsterkowania przy kradzionych samochodach czy handel narkotykami, ale gdy to usłyszał jedynie mnie wyśmiał. Pamiętam, że następnego dnia po złożeniu oferty zabrał mnie na "wycieczkę" za miasto. Gdy zajechaliśmy na jeden z parkingów przy wylotówce na Incheon kazał mi wysiąść i podejść do samochodu stojącego kilka metrów dalej. Bałem się, ale postanowiłem mu zaufać. Z Astona Martin Rapide wyszedł mężczyzna koło 40-stki. Ubrany był w drogi garnitur, który jeszcze bardziej świadczył o jego zamożności. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się lekko i podszedł do Jihoon'a, po czym wręczył mu kopertę wypełnioną pieniędzmi. Mój pracodawca spojrzał na mnie i pchnął mnie w stronę mężczyzny, mówiąc, że po dobrze wykonanej robocie otrzymam 60% zawartości koperty. Dalej nie docierało do mnie o co dokładnie w tym chodzi. Dopiero po wycieczce do hotelu na obrzeżach Incheon wiedziałem na czym będzie polegać moja dorywcza "praca". Miałem puszczać się z biznesmenami, dzięki czemu codziennie wpadało mi do ręki kilkanaście tysięcy wonów. Wszystko to trwało dobry rok. Mimo polepszenia sytuacji finansowej mamy ja wciąż pragnąłem zarabiać. Dopiero gdy zostałem wynajęty na noc jako chłopiec do towarzystwa coś we mnie pękło i za wszelką cenę chciałem z tym skończyć. Dlaczego? Zwykle podczas spotkań z mężczyznami to ja ustalałem warunki na jakich będziemy się "bawić" i zwykle oni się do tego dostosowywali. Podczas ostatniej nocy mojej pracy zostałem wykorzystany jak najgorszy śmieć. Grupka 30-latków zrobiła ze mną co chciała... począwszy od bicia, torturowania i molestowania, skończywszy na porządnym, okropnie bolesnym nie tylko pod kątem fizycznym,ale też psychicznym, gwałcie. Jeden z nich wyrywał mi żywcem paznokcie z palców u stóp, po czym podpalał te miejsca. Miałem wtedy 13 lat i nie byłem odporny na tak ogromny ból. W sumie to zastanawiam się, czy nawet dorosły, silny mężczyzna zniósłby coś takiego. Po wszystkim zostałem wyrzucony na terenie starej, opuszczonej hurtowni. Od tamtej pory powiedziałem sobie, że z tym kończę i za żadne skarby świata do tego nie wrócę. Teraz sytuacja z Markiem o wszystkim mi przypomniała...
- Mark, do cholery puść mnie.
- Jaebum zaufaj mi. 
- Powiedziałem nie!- nie wytrzymałem. Mimo, że po dwóch dniach mogłem stwierdzić, że go kocham, nie ufałem mu na tyle, by się z nim kochać... nie po tym co przeszedłem i nie w chwili gdy jakiś gang przetrzymuje moją matkę. Odepchnąłem chłopaka z całej siły tak, że wylądował na stoliku znajdującym się naprzeciwko nas. Pośpiesznie zabrałem swoje rzeczy i wybiegłem z klasy. Chciało mi się płakać... nie dlatego, że Mark chciał to ze mną zrobić, w końcu o niczym nie wiedział. Bardziej chodziło mi o moje zachowanie. Mogłem mu o wszystkim powiedzieć, a nie robić mu awanturę. Teraz jednak nie miałem na tyle odwagi by wrócić do sali i go przeprosić. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu i o wszystkim zapomnieć. Odciąć się od świata i od wszystkich złych wspomnień. Chciałem by chociaż jeden dzień w moim nazwijmy to "dorosłym" życiu był normalny i spokojny. Słyszałem za plecami głos Marka, ale nie zatrzymywałem się. Wybiegłem na ulicę znajdującą się przy liceum i pospiesznie ruszyłem nią w stronę domu. W sumie nie mogłem nazywać już tego domem... wracałem na pobojowisko pokryte bolesnymi wspomnieniami. Mieszkałem tam od urodzenia... w murach tego domu zapisana była cała moja dotychczasowa historia. Ściany widziały każdą moją łzę i każdy uśmiech. Wiedziały o moich problemach, z którymi się zmagałem. Widziały też kto porwał mamę. Dlaczego nie mogłby mi nic powiedzieć? Dlaczego do cholery milczały?! Dlaczego moje życie musi być tak bolesne i popieprzone?!... Przystanąłem na ulicy, na której znajdował się mój dom i odetchnąłem. Potrzebowałem złapać oddech, bo ze zmęczenia zaczynałem już wariować. Powolnym, ale zdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę mojej posesji. Bałem się wchodzić na podwórko, nie wspominając już o wejściu do samego mieszkania. Było teraz pod odstrzałem bandziorów... cały czas pod ich okiem. Członkowie gangu widzieli zapewne każdy mój ruch. Musiałem być twardy. Nie mogłem polec i tym razem... w końcu nie chodziło tu już o mnie tylko o moją mamę, za którą oddałbym życie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo ją kocham i jak bardzo boję się ją stracić. Dlaczego musimy doświadczyć tak bolesnych sytuacji, by dotarły do nas takie rzeczy? Niestety zwykle tak bywa... doceniamy coś dopiero wtedy gdy to stracimy.
Wszedłem do domu... z mocno bijącym sercem ruszyłem do kuchni. Z daleka widziałem, że na blacie leży kartka, podczas gdy ja zostawiłem swój list do mamy na stole. Po zerknięciu w tamto miejsce go nie widziałem... ktoś tu był i musiał go zabrać. Trzęsącą się ręką podniosłem kartkęz blatu.

"Jutro, godzina 18, dzielnica Dongjak-gu. Widzimy się w opuszczonej fabryce nad Han'em."

Zacisnąłem list w dłoni i osunąłem się na ziemię... to nie było na moje siły...


~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------


5 komentarzy:

  1. Boże... :o czekam na ciąg dalszy...


    ... Tak tylko tyle jestem w stanie napisać... hmmm jak się ogarnę to podejrzewam że, rozwinę moją hmm... "wypowiedź" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowne *.* brak słów ... kocham.... genialnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże co ty ze mna robisz? Jestem tak cholernie ciekawa co tam jeszcze wymyślisz, że asdfghjkl. ;;;;;; Postaram sie cierpliwie czekać na ciąg dalszy. Hwaiting! <3 /Lee

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz bardziej wciągające @_@

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahhh nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału >.<

    OdpowiedzUsuń