22 kwietnia 2015

Mark & JB~cz.1 [Miłość ze szkolnej ławki]



                    Właśnie wracałem ze szkoły. Połowa roku szkolnego... w sumie nie jest tak źle. Powoli szła wiosna więc po szkole mogłem cieszyć się lekkimi promieniami słońca padającymi na moją zmęczoną twarz. Zwykle podczas powrotu z liceum myślałem o tym by odrobić jak najszybciej lekcje i zająć się czymś w miarę kreatywnym w czasie popołudnia. Dzisiaj jednak moje myśli krążyły wokół nowego chłopaka, który dnia dzisiejszego dołączył do mojej klasy. Jest wysokim, rudowłosym przystojniakiem, na którego poleciała już większość klasy... a raczej jego żeńska część. Mark, bo tak na imię miał nowy, przyjechał do Seoulu ze Stanów. Jego ojciec jest Chińczykiem, a mama Amerykanką, a mimo to postanowili przeprowadzić się do Korei....dziwne. Ale nie mnie to oceniać...ich sprawa. Mark przez cały dzień milczał. Bez przerwy siedział w telefonie i namiętnie z kimś pisał. Pewnie jego dzieczyna została w Stanach i teraz piszą sobie jak to bardzo za sobą tęsknią...obleśne. Może powiem tak... nie mam nic przeciwko miłości i związkom,ale takie nadgorliwe okazywanie sobie miłości jest jak dla mnie niesmaczne i robione na pokaz...ale nie ważne. Właśnie wchodziłem w moją ulubioną, Seoulską uliczkę. To w niej każdego roku jako pierwsze rozkwitały drzewa. Widok był niesamowity i miałem duże szczęście, że uliczka ta była po drodze do mojego domu. Gdy tylko wychodziło słońce roiło się na niej od ludzi handlującymi drobnymi rzeczami robionymi własnoręcznie i od handlarzy słodyczami i innymi przysmakami i to właśnie ta druga grupa interesowała mnie bardziej. Z uśmiechem na twarzy podszedłem do kobiety robiącej tradycyjne ppopgi. Są to "ciasteczka" robione z cukru i odrobiny sody. Tak niewiele składników, a smakowały po prostu bajecznie. Po kupnie dwóch ppopgi rozejrzałem się po uliczce. Wydawało mi się, że widziałem na niej Marka idącego pod rękę z jakimś chłopakiem. Poprosiłem kobietę o kolejne dwa ppopgi i do nich podszedłem.
- Hej, co tu robisz?- zapytałem z uśmiechem i wręczyłem mu słodycze - Spróbuj.
- Oh...- widziałem, że Mark był nieco zmieszany tym spotkaniem. Wziął jednak ode mnie ciastka i lekko się ukłonił - Dziękuję.
- To twój...- tu spojrzałem na mierzącego mnie wzrokiem towarzysza kolegi z klasy.
- Mój brat.... Jackson. 
- Ah... miło cię poznać.- uśmiechnąłem się, jednak ten nie wykazywał żadnej reakcji na moją osobę.
- Em... może my już pójdziemy. Do zobaczenia jutro.
Po tych słowach chłopcy zniknęli między tłumem ludzi. Dziwne rodzeństwo... zwłaszcza ten cały Jackson. Jakiś taki hm... podejrzany typ, tyle powiem. Po obejściu uliczki ruszyłem w stronę domu. Nie wiem dlaczego, ale cały czas myślałem nad tym spotkaniem. Coś dziwnego było w ich rodzinie, to jest pewne. Mimo to chciałem zaprzyjaźnić się z Markiem. Nie miałem nikogo bliskego w szkole. Zwykle bywałem samotnikiem odizolowanym od reszty klasy. Nie byłem ani kujonem, ani donosicielem, nie zaliczałem się też do grupy sportowców czy klasowych cwaniaczków. Byłem... zwyczajny, a mimo to nigdy nie mogłem z nikim znaleźć wspólnego języka.
Po wejściu do domu ugotowałem sobie ramen i zabrałem się za lekcje. Niestety było ich tak dużo, że na nic innego nie miałem dzisiaj czasu i po zrobieniu ich poszedłem prosto do łóżka.

*

Piątek... no nareszcie. Zwykle w ten dzień chodziłem do szkoły z uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, z którego zawsze każdy się śmiał... dlaczego? Jak się uśmiechałem moje oczy totalnie znikały... dosłownie. Ale tyle lat już to przerabiałem, że w liceum nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Tradycyjnie usiadłem w ostatniej ławce pod oknem i czekałem na lekcje koreańskiego. Wtedy do klasy wszedł Mark. Mimo przywitania się z resztą klasy nikt mu nie odpowiedział...norma. 
- Mark... siadaj tutaj.- powiedziałem machając chłopakowi. Ten lekko zmieszany usiadł obok mnie i zaczął się rozpakowywać. 
- Dzięki za ciastka, które mi wczoraj dałeś... były naprawdę dobre. 
- Nie ma sprawy... jak chcesz to po lekcjach na nie pójdziemy. 
Po dłuższej chwili zastanowienia chłopak przytaknął i żeby nie kontynuować ze mną rozmowy zabrał się za powtórkę materiału. Zastanawiałem się czy on rzeczywiście jest tak skryty i zamknięty w sobie, czy to nowe otoczenie tak na niego działa. W sumie przeprowadzka ze Stanów do Korei musiała być dla niego dużym przeżyciem. Tam pewnie miał swoich przyjaciół, dziewczynę i tak dalej, a tu? Nowa szkoła, nowy dom, znajomi, obyczaje...ale myślę,że z czasem powinien przywyknąć. Na pewno będę się starał mu w tym pomóc. Po wejściu nauczycielki do klasy rozpoczęliśmy lekcje. Czytaliśmy twórczość Ku Sanga... niestety na głos. 
- Dziękuję... może następny wers przeczyta nam Mark. 
Widziałem jak oczy chłopaka zrobiły się wielkie ze strachu. Z trudem łykał ślinę, a pod ławką bawił się nerwowo spoconymi dłońmi. Mimo że nienawidziłem czytać na głos postanowiłem mu pomóc. Westchnąłem i zacząłem czytać za niego. 
- Widzę, że Jaebum źle zrozumiał, ale cóż... dziękujemy, teraz może SooJin.
Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Marka. Na jego twarzy malowało się wielkie zdziwienie pomieszane z wdzięcznością.
- Nie wiem jak mam ci dziękować.- szepnął i poklepał mnie po udzie. Ja jedynie lekko się uśmiechnąłem. Nerwy i emocje w środku mnie nie pozwalały mi na powiedzenie czegokolwiek sensownego. Po lekcjach zgodnie z umową poszedłem z Markiem na ppopgi. Większość drogi upłynęła nam w zupełnej ciszy. Czułem się z tym nieco niezręcznie, ale sam nie wiedziałem o co mogę go zagadywać. Po kupnie słodyczy Mark przystanął i spojrzał na mnie.
- Może chciałbyś poznać moją rodzinę?
Hm... trochę mnie to zdziwiło. Nie byliśmy ani kolegami, ani przyjaciółmi...ani..parą...fu, a on wyskakuje mi z taką propozycją. W sumie nie miałem nic do stracenia.
- Skąd taka propozycja?
- Sam nie wiem, ale chciałbym ci ich przedstawić.
- No dobrze.- po tych słowach ruszyliśmy do domu chłopaka. Znów w całkowitej ciszy. Tu ze sobą nie rozmawiamy i praktycznie nic o sobie nie wiemy,a on wyskakuje mi z taką propozycją. Czy to dowód tego, że mi ufa i chce wejść ze mną w głębszą relację? Głębsza relacja... w przypadku dwóch mężczyzn brzmi to trochę dziwnie, ale nie wiedziałem jakiego określenia tu użyć. Szliśmy dość długo, po drodze mijając dziesiątki szkół. Mark równie dobrze mógł iść do nich. Dlaczego więc wybrał liceum znajdujące się tak daleko od jego domu? Kolejna sprawa, która nie będzie dawała mi spokoju. Weszliśmy w końcu w wąską uliczkę, w której muszę przyznać nigdy nie byłem. Okolica budziła we mnie mieszane uczucia. Było to totalne pustkowie z pięcioma domami na krzyż. By wejść na posesję Marka musieliśmy przejść pod stertą kartonów. Wyglądało to tak jakby jego rodzina bała się czegoś i specjalnie się ukrywała. Myślałem, że wielki pan z Ameryki będzie mieszkał w centrum miasta,a tu proszę. 
- Gdzie my jesteśmy?
- Zaraz zobaczysz. - szepnął chłopak i szeroko się uśmiechnął. Pierwszy raz widziałem na jego twarzy taką radość. Posłusznie szedłem za nim. W pewnym momencie do moich uszu dotarły wesołe rozmowy wielkiej grupy ludzi. Zaraz po tym poczułem cudowny zapach grillowanego mięsa - Jestem!
Weszliśmy na wielkie, zagracone podwórko, na którym przebywało na oko dwadzieścia osób. Wszyscy radośnie przywitali Marka, po czym przenieśli oczy na mnie. 
- To mój kolega, Jaebum. 
Po chwili spoglądania po sobie, rodzina przywitała mnie i zaprosiła do stołu. Widziałem jak Jackson odciąga na bok Marka i na niego krzyczy. Nie słyszałem o co dokładnie im poszło, bo co chwilę byłem zagadywany. Nie sądziłem, że Mark sprowadzi się tutaj z tak liczną rodziną. Muszę przyznać, że czułem się bardzo dobrze w ich towarzystwie i na pewno chętnie będę ich odwiedzał. Babcia kolegi co chwilę przynosiła mi z grilla nowe pyszności i kazała jeść mówiąc, że źle wyglądam. Do jedzenia nie trzeba było mnie długo namawiać...zwłaszcza takiego z grilla. Poznałem również drugiego brata Marka, YoungJae. Ponoć adoptowali go jak miał 3 lata. Głównie rozmawiałem z nim, bo Mark i Jackson gdzieś zniknęli. 
- Gdzie Mark? - zapytałem ładując kolejną porcję mięsa do ust. 
- Em... rozmawia z Jacksonem... pewnie zaraz przyjdą.
- Wiesz... nie chcę nic mówić, ale widziałem jak Jackson na niego krzyczy. 
Youngjae zamilkł. Widziałem jak szybko układa w głowie wymówkę. Czułem, że coś wisi nad tą rodziną... jakaś tajemnica, którą chciałem poznać za wszelką cenę. 
- Może jeszcze mięska?- zawisła nade mną mama chłopaka. Widziałem jak z Youngjae uchodzi powietrze. Tym razem postanowiłem odpuścić i nie wnikać w ich rodzinne sprawy.
- Poproszę.- cały dzień spędziłem z zupełnie mi obcymi ludźmi. Gdy się ściemniło Mark podszedł do mnie lekko zmieszany i koło mnie usiadł.
- To... jak się bawiłeś?
- Dobrze... ale wolałbym spędzić ten czas również z tobą.
- Przepraszam... miałem do załatwienia pewną sprawę.
- Widziałem jak kłóciłeś się z Jacksonem...mogę wiedzieć o co poszło?
- Nie bądź taki wścibski...- usłyszałem za plecami niski, męski głos. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem Jacksona patrzącego na mnie z wielką nienawiścią. 
- Jackson daj spokój...
- Ustalaliśmy coś, tak? A ty i tak musiałeś zrobić po swojemu.
- To... może ja już pójdę...- w tej chwili czułem się jak intruz. Wolałem wrócić do domu i nie robić Markowi problemów.
- Przyjdź do mnie jutro!- usłyszałem za sobą gdy byłem już przy wyjściu na główną ulicę. Całą drogę do domu zastanawiałem się nad umową Marka i Jacksona. Miałem nadzieję, że kiedyś sam mi wyjaśni o co chodzi. Póki co wolałem się nastawić psychicznie na nasze jutrzejsze spotkanie.


~c.d.n.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------



6 komentarzy:

  1. Ciekawie się zaczyna. Czekam na kontynuacje. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  2. Hyhy Mark taki tajemniczy, podoba mi się. Czekam na kolejne rozdziały. ^^ Hwaiting! /Lee

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale supi *-* i takie tajemnicze...już to lubie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie się zapowiada ^^
    Czekam na kolejne rozdziały XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie się zapowiada ^^ Poza tym robisz bardzo dobre opisy, hwaiting ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie, że to wampiry/mafia.

    OdpowiedzUsuń