23 kwietnia 2015

Mark & JB ~cz.2 [Miłość ze szkolnej ławki]


     
               Sobota. Leżąc...a raczej gnijąc w łóżku rozmyślałem o sytuacji Marka. W sumie wszystko było tylko i wyłącznie moimi domysłami, których nie mogłem podeprzeć żadną potwierdzoną informacją. Bardzo chciałem się z nim spotkać, ale wiedziałem, że nie jestem mile widzianym gościem w jego domu... przynajmniej ze strony Jacksona. Jako nastolatek z wybujałą wyobraźnią dochodziłem do różnych wniosków, np. że Mark i jego rodzina są tu nielegalnie. Stąd też niechęć Jacksona do mojej osoby. Wniosek numer dwa... rodzina chłopaka zajmuje się czarnym handlem i w obawie, że mógłbym ich wydać nie chcą do siebie nikogo dopuszczać. I w końcu wniosek numer trzy... są zwyczajnie aspołeczni i wolą trzymać się w gronie rodzinnym nie dopuszczając do siebie osób z zewnątrz. Nie... jak tak dłużej o tym pomyślałem, to stwierdzam, że wszystkie te wnioski są głupie i zapewne niesłuszne. Pogrążony w myślach zszedłem do kuchni. Już miałem wołać mamę, ale tradycyjnie zamiast niej zastałem na stole karteczkę z wiadomością od niej. Nawet jej nie czytałem... znałem te liściki na pamięć. Na każdym z nich napisane było: "Musiałam wyjść pilnie do pracy. Miłego dnia". Ile można.... już powoli zaczynałem powątpiewać w to czy rzeczywiście mam matkę. Miałem tak naprawdę tylko ją. Ojciec zostawił mamę, jak dowiedział się, że jest w ciąży...dupek. Miałem nadzieję, że nigdy go nie spotkam.
Dochodziła 13. Zrobiłem sobie szybko kale-jangtteok...coś w rodzaju omleta z warzywami...i pędem wyszedłem z domu. Nie lubiłem w nim siedzieć. Był taki pusty i chłodny... brakowało w nim rodzinnego ciepła i miłości. Uwielbiałem całymi dniami włóczyć się po Seoulu, który z dnia na dzień zaskakiwał mnie coraz bardziej. Miasto to bazuje na dowcipach, zachciankach i różnych zbiegach okoliczności. Każdy jednak interpretował tą zasadę po swojemu. Jak dla mnie było to miasto przejęte przez gangi, przepełnione pracoholizmem i pogonią za szczęściem. Obcokrajowcy przyjeżdżali tutaj z nadzieją, że Seoul coś zmieni w ich życiu... może je nawet polepszy. Gówno prawda. Po kilku tygodniach tracili własne przyzwyczajenia i zasady i podporządkowywali się panującym tu regułom. Mieszkałem tu od urodzenia i wiedziałem jaka jest stolica Korei. Ze smutkiem patrzyłem na ludzi tracących własne wartości tylko po to, by nie odstawać od Koreańczyków. Co oni myślą? Że jesteśmy w czymś lepsi? Że trzeba nas naśladować pod każdym względem, bo inaczej będzie się wytykanym? Nie... Koreańczycy kochają przyjezdnych. Lubią patrzeć...a nawet podziwiać ich "inność" i uczyć się od nich czegoś nowego. Nie rozumiałem dlaczego obcokrajowcy na siłę chcą się zmieniać, ale cóż... to ich sprawa. Jak już wcześniej wspomniałem, Seoul to miasto przejęte przez grasujące tu gangi. Każdy bez względu na to jaką robotę wykonywał, panicznie się ich bał. Nie ważne czy był to prawnik, lekarz, czy pani z biblioteki... każdy mógł im czymś podpaść i któregoś dnia "przypadkowo" zniknąć. Może mój ojciec, który ponoć zasuwał w warsztacie samochodowym podpadł jednemu z gangów i postanowili się nim zająć? Na samą tą myśl pod moim nosem malował się cwaniacki i złośliwy uśmiech. Pogrążony w myślach wpadłem na coś... bądź kogoś z ogromną siłą. Zakręciło mi się w głowie, ale mimo to starałem się utrzymać w pionie.
- Przepraszam.- jęknąłem i lekko się ukłoniłem. W odpowiedzi usłyszałem jedynie ciche westchnięcie i jęk bólu. Podniosłem oczy i zauważyłem przed sobą Marka - Mark?....bardzo cię boli?
- Hm?- chłopak spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął - Oh...nie...jest okej. Co tutaj robisz?
- Właśnie się do ciebie wybierałem.
- O...- aishhh... dlaczego Mark musiał być tak wszystkim speszony i zaskoczony? Przecież ta łajza sama mnie do siebie zapraszała, a teraz zachowuje się jakby pierwszy raz o tym słyszał. Westchnąłem i złapałem go za nadgarstek.
- Zrobimy sobie wycieczkę po Seoulu, co ty na to?
Mark przytaknął z uśmiechem i po chwili ruszyliśmy do wypożyczalni rowerów. Po wynajęciu dwóch pojazdów skierowaliśmy się w stronę rzeki Han. Chciałem zacząć naszą wycieczkę od czegoś spokojnego. Nie chciałem tak szybko wprowadzać Marka w zgiełk Seoulskich ulic. Za szybko przewróciłyby mu w głowie. Był środek dnia więc nad Hanem kręciło się sporo ludzi odpoczywająych dzisiaj od pracy. Całe szczęście była też ścieżka rowerowa, na której nie było aż tak wiele osób. Lenie siedzące na co dzień w wielkich korporacjach wolały wygrzewać tyłki na kocach niż spędzić ten czas aktywnie... ale jak już mówiłem... to tym lepiej dla nas. Zatrzymaliśmy się przy automacie z napojami. Kupiłem Markowi sok winogronowy i lekko się uśmiechnąłem.
- Zdrówko.- chłopak odwzajemnił uśmiech i pijąc napój cały czas wpatrywał się na rozciągające się za rzeką centrum miasta. Ja natomiast nie mogłem oderwać wzroku od niego. Jego uśmiech wywoływał na moim ciele dreszcze. Był tak czarujący i ciepły... nigdy nie czułem się tak wspaniale patrząc na czyjś uśmiech. Jego cera była nieskazitelnie mleczna i delikatna. Rudawe włosy gęste i błyszczące. Ciało z pewnością też było niczego sobie, wnioskując po umięśnionych ramionach. Do tego jego charakter... zamknięty w sobie, cichy i spokojny chłopak. Coś dla mnie. Znaczy... jezu... mam na myśli przyjaciela... nic więcej. Z resztą kogo ja próbuję oszukać. Od dawna czułem, że jest ze mną coś nie tak. Przestałem patrzeć na dziewczyny, jako na potencjalne kandydatki na partnerki. Zacząłem je traktować jak powietrze. Totalnie mnie nie interesowały i tym bardziej nie pociągały. Może ludzie to wyczuwają i dlatego się ode mnie odsuwają? Jak już mówiłem nigdy nie miałem żadnego kolegi czy przyjaciela. Całe życie byłem sam. W liceum dopiero zacząłem zauważać moją "inność" i wtedy też zacząłem czuć się jak wyrzutek. Bałem się odezwać do kogokolwiek, by nie popełnić jakiejś gafy. Bałem się, że mój homoseksualizm bije ode mnie na kilometr, a każda przechodząca na przeciwko mnie osoba widzi na moim czole wymalowe słowo "gej". Fakt... czułem się źle sam ze sobą. Do końca nie wiedziałem dlaczego. Przecież nikogo nie zabiłem, nie skrzywdziłem, nie ośmieszyłem...a mimo to czułem się jak najgorszy zwyrodnialec. Setki razy starałem się sobie wmówić, że to, że podobają mi się chłopcy to nie choroba ani żaden wstyd. Wręcz przeciwnie... chciałem podziwiać siebie jako osobę oryginalną, nie robiącą tego samego co reszta społeczeństwa, ale takie tłumaczenie nie starczyło na długo. Te myśli dręczyły mnie każdego dnia i powtarzanie w kółko słów "jesteś normalny", "nie robisz tym nikomu krzywdy", "żyj jak żyłeś do tej pory", "nie jesteś inny, jesteś oryginalny" w niczym niestety już nie pomagały. Przestałem przez to uczęszczać na lekcje w-f'u i dodatkowe zajęcia w kosza, które tak bardzo lubiłem. Moja odmienność przeszkadzała mi w życiu codziennym... dopiero teraz zacząłem to zauważać. Nawet teraz będąc z Markiem miałem ochotę stanąć na przeciwko niego i spróbować jego delikatnych warg. Spodobał mi się pierwszego dnia, jak tylko wszedł do klasy. Wiedziałem jednak, że nie mam u niego żadnych szans. Taki przystojniak, który ma laski na pęczki nie okazałby się nigdy gejem. Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Tak... byłem słaby. Świadczyły też o tym moje blizny na nadgarstkach i leki przyjmowane każdego dnia w ukryciu przed mamą.
- ...i pomyślałem, że może byśmy się tam wybrali.- co? Mark cały czas coś do mnie mówił? Cholera jasna - Jaebum... ty płaczesz?
- Co?- wytarłem szybko oczy i chwyciłem za puszkę trzymaną przez chłopaka. Upiłem z niej łyk soku i głęboko odetchnąłem - Tak, możemy tam iść.- choć do końca nie wiedziałem gdzie.
- Słuchałeś mnie w ogóle? 
- Tak...
- Jaebum... coś się stało?
- Nie... em... powiedz mi jeszcze raz, gdzie chciałeś iść?
Mark przyglądał mi się dłuższą chwilę i westchnął.
- Chciałem pojechać na N Seoul Tower, a potem coś zjeść. 
- Hm...- musiałem teraz jak najszybciej pozbyć się myśli związanych z moim zamiłowaniem do tej samej płci i zająć się wycieczką Marka - Akurat zanim tam dojedziemy to się ściemni. A widok na Seoul jest najpiękniejszy nocą.- N Tower... punkt widokowy znajdujący się na szczycie Namsan. Dobre miejsce dla zakochanych par, nie dla dwójki kumpli, ale skoro Mark chciał tam iść to nie miałem nic do gadania. Jadąc ramię w ramię ruszyliśmy w ustalone miejsce. Widziałem jak Mark co chwilę zerka na mnie i się uśmiecha. Jak zwykle musiałem to interpretować jako zainteresowanie moją osobą i podryw. Prawda jednak była bliższa temu, że chłopak chciał być zwyczajnie miły, a uśmiech spowodowany był ekscytacją związaną z wycieczką po zupełnie mu obcym miejscu. Westchnąłem i spuściłem głowę. Myśli związane z nagłym przyjazdem Amerykańskiej rodziny do Seoulu odeszły na drugi plan. Bardziej teraz głowiłem się nad tym jak powiedzieć delikatnie Markowi, że jestem gejem, tak by go nie spłoszyć. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłem. Czułem, że Mark może być pierwszą osobą, która pozna o mnie całą prawdę. Z drugiej strony, czy to nie będzie jednak za szybko? Co jeśli chłopak wygada to całej klasie i będę gnębiony i poniżany do końca szkoły? Ale jeśli mamy się przyjaźnić to chyba lepiej żeby poznał o mnie prawdę teraz niż za kilka miesięcy jak już będziemy na zaawansowanym szczeblu przyjaźni. Łatwiej ewentualnie byłoby się rozstać teraz niż później. Nie byliśmy ze sobą zżyci, ale ciężko byłoby mi się pożegnać z Markiem... mimo wszystko. Znów miałem ochotę wybuchnąć płaczem. Zawsze gdy o tym myślałem napływały mi do oczu łzy. Łzy, które z czasem zamieniały się w rozpacz i użalanie się nad własnym losem i zagubioną tożsamością. W pewnym momencie poczułem ogromny ból w okolicy barku. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w głowie szumiało mi tak,że nie byłem w stanie usłyszeć nawet własnych myśli. Nie wiedziałem co się stało. Usłyszałem tylko przeraźliwy krzyk Marka.
- Jaebum, słyszysz mnie?!- czułem, jak ktoś mnie obejmuje i delikatnie klepie po twarzy wypowiadając przy tym moje imię. Co się właściwie stało? Delikatnie otworzyłem oczy. Znajdowałem się na trawniku w objęciach kolegi. Jeśli tak wygląda niebo to ja chcę już w nim zostać. Spadłem z roweru? Chyba tak... moje kalectwo nie znało granic. Musiałem wpaść na jakąś latarnię czy słup i runąć na ziemię. Ale wstyd. Spojrzałem zamglonymi oczyma na Marka. Jego twarz wyrażała mnóstwo emocji. Odkąd zamknąłem się w swoim świecie zacząłem dostrzegać uczucia innych ludzi dwa razy mocniej niż było mi to dane do tej pory. Widziałem, że chłopak był przestraszony i zaniepokojony. Nie wiedział jak ma się zachować... wołać pomoc czy czekać aż sam się ocknę i do siebie dojdę? Jak dla mnie nie musiał nic robić. Wystarczyło, że przy mnie był i mnie tulił.... cholernie tego potrzebowałem od bardzo dawna. Czyjejś bliskości i troski.
- Jaebum, popatrz na mnie... słyszysz mnie?
- Mhm..- burknąłem i złapałem się za ramię - Aishh...- musiałem syknąć z bólu. Chyba jeszcze nigdy nic mnie tak nie bolało poza sercem.
- Zadzwonię po karetkę, nie ruszaj się.
- Mm... nie trzeba. Daj mi chwilę...
Grałem twardego, mimo że w środku wariowałem z bólu.
- JB, nie wygłupiaj się...
JB?...to moja ksywka z podstawówki i gimnazjum. Skąd wiedział, że tak mnie nazywano? Otworzyłem szerzej oczy. Mark odwrócił wzrok i głaszcząc mnie po policzku szepnął:
- Zaniosę cię do domu, zgoda?
Przytaknąłem jednym skinienem głowy i po chwili znajdowałem się w silnych ramionach Marka. Z jednej strony byłem w siódmym niebie... z drugiej było mi cholernie wstyd, że nic nie wyjdzie z naszej dzisiejszej wycieczki. Musiałem się teraz sporo nagłowić żeby mu to jakoś porządnie wynagrodzić.


~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



7 komentarzy:

  1. Ciekawe, ciekawe. Czekam na kontynuacje. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku zrobiłaś ze wszystkiego taką tajemnice, że asdfghjkl ;;;;; Czekam na kolejne... Weny! <3 /Lee

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę na bloggera, a tu 2 rozdziały. <3 Opowiadanie ciekawe. Co to znaczy hwaiting? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. I czy w Seoulu na serio jest tyle gangów?

    OdpowiedzUsuń
  5. hwaiting to to samo co fighting i może oznaczać "walcz". używa się tego zazwyczaj, gdy sie kogoś dopinguje ;)


    co do opowiadania świetne, czekam na więcej... więc... HWAITING!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne fajne. Takie tajemnicze ;D
    Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo podobają mi się rozmyślania JB w tym opowiadaniu... I ta cała tajemniczość rzecz jasna ^^ Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń