31 sierpnia 2019

Przerwa, Korea, książka~

Cześć kochani!
Wakacje niestety dobiegają końca... mam nadzieję, że były one dla Was udane, pełne przygód, uśmiechu i nowych rzeczy. Życzę Wam powodzenia w nadchodzącym roku szkolnym! Nie dajcie się, skupiajcie swoją uwagę na przedmiotach, które kochacie i z którymi wiążecie swoją przyszłość, pracujcie ciężko, a na pewno Wam się to opłaci. Trzymam za Was kciuki!

Ja 4 września wylatuję do Korei. Myślałam o tym żeby zrobić dla Was po wszystkim wpis na blogu, będący odskocznią od ficzków. Wpis pojawiłby się pod koniec września, gdyż wracam dopiero 27.09. Ale to nie wszystko! Jestem umówiona w Seoulu z dwiema masterkami Stray Kids na krótki wywiad! Pojawi się on na stronie redakcji, w której jestem oraz na fp Stray Kids Poland. Na pewno Wam go podlinkuję.:) Będę także w KBS i Arirang na krótkich praktykach, z których także chętnie zdam Wam relacje. Może ktoś z Was jest zaciekawiony pracą koreańskich dziennikarzy? 

Przez wrzesień na blogu nie pojawi się żaden ficzek, za co bardzo przepraszam. Jadę do Korei do znajomego i chciałabym w pełni wykorzystać ten czas.:) W międzyczasie jednak będę zbierać materiały...i tu mały spoiler... na książkę, do której podchodzę śmiertelnie poważnie. Mam opiekuna, który monitoruje moje poczynania w tym zakresie i wydawnictwo, także mam nadzieję, że za jakiś czas wyjdzie z tego coś fajnego. Zdradzę Wam jedynie, że tematyka koreańska i oczywiście wszystko w klimacie naszego ukochanego yaoi. 

Tymczasem życzę Wam udanego roku szkolnego! Dajcie z siebie wszystko, zawierajcie nowe przyjaźnie i rozwijajcie się w interesujących dla Was dziedzinach! Nie stresujcie się, uśmiechajcie się, na pewno ze wszystkim sobie poradzicie! 

Buziaki~

24 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.9 [Chani&Rowoon] KONIEC





- Wróciłem! - zamknąłem drzwi, zdejmując z ramion jesienny płaszcz. Byłem tak cholernie zmęczony po pracy, że jedyne czego pragnąłem to kolacja z Rowoonem i chwila dla nas - Rowoonie! Jestem! - westchnąłem, wchodząc wgłąb mieszkania. Nie wrócił jeszcze z pracy? Dziwne.. mówił, że kończy o 17-tej i od razu ucieka do domu, a było grubo po 20-tej - Hyung! - wrzuciłem zakupy do kuchni, idąc leniwym krokiem w kierunku naszej sypialni, z której dobiegał mnie cichy dźwięk telewizora i bijące od niego, chłodne światło. Może biedak zasnął? - Row... - otworzyłem szeroko oczy, widząc leżącego na podłodze, pobrudzonego krwią bruneta. Obok niego leżał nasz kuchenny nóż, z którego sączyła się krew - Hyung! - upadłem na kolana, klepiąc mojego chłopaka po twarzy - Hyung, popatrz na mnie! Hyung! - po moich policzkach spływały łzy, a trzęsące się dłonie starały się za wszelką cenę ocucić 32-latka - Rowoonie! Skarbie, nie rób mi tego! - sięgnąłem po leżący na obok niego telefon, widząc w nim wiadomość, której ewidentnie nie zdążył wysłać... "Chanhee, oni tutaj są! Nie wracaj dzisiaj do domu". Będąc w absolutnym szoku, wybrałem numer na pogotowie, nie przestając przy tym cucić Rowoona - Rowoon, błagam cię.. proszę cię, ocknij się. - wtuliłem twarz w zakrwawioną koszulkę bruneta, zanosząc się przy tym łzami - Rowoon! 
- Byli tu.. - uniosłem gwałtownie głowę, spoglądając na ledwo kontaktującego chłopaka. Ułożyłem roztrzęsione dłonie na jego policzkach, muskając je najdelikatniej jak potrafiłem, ale każde moje dotknięcie zostawiało za sobą ohydną smugę krwi, która rozdzierała moje serce jeszcze bardziej.
- Rowoonie... karetka tutaj jedzie, słyszysz? Pomogą ci.
- Nikt... nie pomoże nam nikt.
- Skarbie o czym ty mówisz? - zdjąłem pospiesznie marynarkę, podkładając ją pod głowę Rowoona - Miałeś kolejny atak? 
- Byli tu..
- Hyung. - zacisnąłem dłonie na jego koszulce, płacząc przy tym jak dziecko. Nie mam siły. Nie mogę zostawić go nawet na minutę... co on znowu sobie dzisiaj ubzdurał? Mógł się zabić. Pieprzony kretyn mógł się zabić! - Boże, nie rób mi tego. 
- Broniłem... broniłem domu.. - przemawiający przeze mnie ból i strach były tak silne, że mój płacz z sekundy na sekundę nasilał się coraz bardziej. Nie wiem co mam robić. Nie wiem do cholery jasnej, co ja mam z nim zrobić! Siąść w domu i pilnować go 24 godziny na dobę? Przecież tak się nie da żyć.
                         Rowoon został przewieziony do szpitala. Powiadomiłem o wszystkim rodziców i Sowoon, spakowałem do torby najpotrzebniejsze Rowoonowi rzeczy, po czym udałem się do szpitala. Czekałem na korytarzu przed salą, zastanawiając się nad tym, co się właściwie stało. A jeśli to była próba samobójcza? Nie... absolutnie nie. Nie bredziłby wtedy o tym, że ktoś nas rzekomo nachodzi. Z resztą... sam już nie wiem. Po hyungu można spodziewać się wszystkiego. Jednego jestem pewien... nie mam już do tego wszystkiego siły.
- Chani, synku. - uniosłem wzrok, widząc kucającą przede mną mamę i siadającego obok mnie ojca.
- Przyjechaliśmy najszybciej, jak mogliśmy. - skinąłem jedynie głową, wycierając przy tym spływającą po policzku łzę.
- Jak się czujesz skarbie? - ukryłem twarz w dłoniach, szlochając. Nigdy nie chciałem pokazywać przy rodzicach i Sowoon swoich słabości, ale to dla mnie za dużo. Nie daję rady tego udźwignąć, przerasta mnie to - Chanhee..
- Pociął się nożem... cały, od stóp do głów, pociął się idiota nożem..
- Co?
- Nie mogę go spuścić z oczu nawet na sekundę... na sekundę, rozumiecie to?! - poderwałem się na równe nogi, uderzając z całej siły dłonią o ścianę.
- Synu..
- Nie mam siły.. Nie mam siły pracować, kontrolować Rowoona, pilnować godzin kiedy powinien brać leki, kiedy powinien zjeść, kiedy ma się wykąpać i położyć spać... Nie mogę normalnie pracować, bo mając w gabinecie pacjenta, muszę przerwać rozmowę i dzwonić do Rowoona, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku... czy nie zapomniał o lekach, czy nie miał ataku.. - nabrałem dużo powietrza do płuc, przecierając twarz dłonią - Kocham go, ale tak bardzo mnie to wszystko przytłacza. 
- Jesteś bardzo dzielny Chani. - mama przytuliła mnie, głaszcząc mnie delikatnie po głowie - Żadna osoba, którą znam, nie podjęłaby się tak odpowiedzialnego zadania... Wiem, że jest ci ciężko, ale pamiętaj, że masz Sowoon, mnie i tatę. Zawsze wam pomożemy. 
- Chani! - uniosłem głowę, widząc wbiegającą na korytarz Sowoon. Kobieta podbiegła do nas, kłaniając się moim rodzicom - Dobry wieczór.
- Dobry wieczór.
- Co z nim? Żyje, prawda?
- Tak, ale..
- Co się stało? Co mu jest? 
- Nie wiem... miał chyba kolejny atak. 
- Co? Jaki atak?
- Jak wróciłem do domu, to leżał w sypialni cały we krwi... bredził coś, że ktoś nas szuka i że bronił domu. - pociągnąłem nosem, nie mogąc uwierzyć w to, jakie bzdury opowiadam. Przecież to brzmi jak wytwór science fiction, a nie prawdziwe życie.
- Gdzie wtedy byłeś? Jak mogłeś zostawić go samego?
- Do cholery jasnej, pracuję! - nie wytrzymałem. Opiekuję się Rowoonem jak dzieckiem. Jak ona śmie oskarżać mnie o cokolwiek? - Robię co mogę, nie rozdwoję się! Od rana do wieczora zapieprzam w pracy, kontrolując przy tym co godzinę Rowoona! Jak wracam, to mu gotuję, podstawiam pod nos, piorę, sprzątam i pilnuję leków! Jak możesz mi coś jeszcze zarzucać?! - kobieta odwróciła jedynie wzrok, przytakując.
- Masz rację, przepraszam. Po prostu strasznie się o niego boję. 
- Jestem coraz bliższy decyzji o oddaniu go do tego ośrodka. Nie wiem do cholery, nie widzę innego rozwiązania. 
- Skarbie, przemyśl to jeszcze. - wtrąciła moja mama, która od samego początku odradzała mi umieszczenia 32-latka w ośrodku.
- Myślę o tym od miesiąca... wystarczy. Tylko... tylko pogadam z nim o tym dopiero, jak dojdzie do siebie. Powinien teraz odpocząć. - usiadłem na krześle, chowając twarz w dłoniach.
- Chani... pomyśl jeszcze nad tym. To zbyt poważna decyzja..
- Mamo, zadecydowałem. - spojrzałem na nią, wzdychając - Jak dojdzie do siebie, będę z nim o tym rozmawiać. - oblizałem nerwowo wargi, przenosząc wzrok na przestraszoną siostrę mojego hyunga - Sowoon.
- Tak?
- Myślisz... myślisz, że te problemy Rowoona..to na pewno wynika ze śmierci waszych rodziców?
- Co masz na myśli?
- Nie powinienem do tego wracać, ale... wydaje mi się, że to wszystko trwa zbyt długo. - kobieta zmarszczyła brwi, kucając tuż przede mną.
- Chanhee, o czym ty..
- Nie zauważyłaś niczego podejrzanego w jego zachowaniu, kiedy... kiedy wasi rodzice żyli?
- Nie.. Rowoon zawsze był ambitnym, radosnym dzieciakiem. Nigdy nie działo się z nim nic niepokojącego. 
- To wszystko trwa już 16 lat, prawda? - Sowoon skinęła jedynie głową, poprawiając przy tym moje rozczochrane kosmyki włosów - Za długo... coś jest nie tak. 
- Chani, o czym ty mówisz?
- Rowoon doznał silnego urazu, po tym jak w jego życiu wydarzyła się tragedia, co jest całkowicie normalne, ale... boję się po prostu, że mogło się to przerodzić w coś jeszcze poważniejszego. 
- Dobry wieczór. - poderwaliśmy się na równe nogi, słysząc nad sobą głos lekarza.
- Co z nim?
- Wszystko w porządku?
- Tak, proszę się nie martwić.. Na szczęście rany, które znalazły się na ciele pańskiego partnera nie są poważne. Były dość płytkie, wystarczyło kilka szwów.
- A... a co z jego psychiką? 
- Póki co wszystko jest w normie, ale.. - mężczyzna westchnął, przeglądając coś w papierach chłopaka - Nie wolno tego lekceważyć. Wprawdzie nie znam całej historii choroby, ale sprawa wydaje się być bardzo poważna. 
- Mogę spojrzeć? - przejąłem dokumentację Rowoona, wczytując się w jej zawartość - Który psycholog zajął się diagnozą?
- Słucham?
- Dwubiegunowość? Naprawdę? - parsknąłem śmiechem, oddając lekarzowi papiery - Przecież to absurd... On ma napady paniki, nie panuje nad sobą, nie ma świadomości tego, co robi, a wy nazwaliście to dwubiegunowością, tak? 
- Chanhee, daj spokój. - ojciec pociągnął mnie lekko za ramię, chcąc mnie utemperować.
- Nie, nie dam spokoju. Nie wierzę, że chorzy ludzie trafiają pod opiekę takich konowałów, którzy nie znają się najwidoczniej na swoim fachu.
- Proszę wszelkie pretensje i uwagi kierować do pana Kim Byunghuna.
- Tak zrobię, proszę się o to nie martwić. 
- Chanhee..
- Moglibyśmy zobaczyć się z moim bratem? - lekarz westchnął, przytakując skinieniem głowy.
- Tak, proszę... tylko ostrożnie. - wściekły do granic możliwości spojrzałem na mężczyznę, wchodząc do sali, w której przebywał mój chłopak. Leżał spokojnie na łóżku, wpatrując się ślepo i kompletnie bez emocji w znajdujące się na wprost niego okno.
- Rowoonie.. - Sowoon usiadła na łóżku, łapiąc go ostrożnie za pozszywaną dłoń. Przełknąłem jedynie zalegającą w gardle gulę, czując cisnące się do oczu łzy. Jak przypomnę sobie widok leżącego na podłodze chłopaka, serce pęka mi na miliony kawałków. A gdybym wrócił później? Co bym zrobił, gdyby tego wieczoru doszło do tragedii? - Jak się czujesz? - wzrok hyunga powędrował w moim kierunku. Z trudem zatrzymałem cisnące się do oczu łzy, ale nie był to najlepszy moment na okazywanie swoich słabości.
- Chani, przepraszam. - szepnął, sprawiając, że nie wytrzymałem. Mimo szczerych chęci pozostania twardym, rozpłakałem się, klękając przy łóżku Rowoona. Chwyciłem jedynie za jego chłodną dłoń, przykładając ją do swojej twarzy. Tak strasznie się o niego boję, a czuję, że nie jestem wystarczająco silny, by zapewnić mu opiekę - Przepraszam. - wziąłem kilka głębokich oddechów, unosząc zapuchnięte oczy na mojego chłopaka.
- Jak się czujesz?
- Co ja znowu narobiłem.. - twarz Rowoona nabrała wyraźnego grymasu, a spod jego powiek wypłynęły stróżki łez - Mam siebie dość, Chanhee. 
- Nie mów tak, hyung. - usiadłem na łóżku, wycierając ostrożnie jego policzki - W końcu to minie, przecież ci to obiecałem. Musisz być cierpliwy i silny... jesteś silny, prawda? - gdy Rowoon skinął głową, złożyłem na jego czole pocałunek, uważnie mu się przyglądając - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - westchnąłem, pieszcząc opuszkami palców jego chłodną, bladą twarz - Najważniejsze jest to, że nic ci się nie stało. 
- Mogłoby..
- Co?
- Mogłoby... wreszcie byś się ode mnie uwolnił. 
- Rowoon, nie pozwalam ci tak mówić. - odwróciłem wzrok, z trudem łapiąc powietrze. Dlaczego on wygaduje takie rzeczy? Doskonale wie, że cholernie bolą mnie takie słowa, a mimo to, non stop twierdzi, że powinno coś mu się stać, bym wreszcie zaczął żyć swoim życiem - Wiesz, jak ważny dla mnie jesteś. Dlaczego ciągle mówisz takie rzeczy? - zacisnąłem dłonie na pościeli chłopaka, mając wrażenie, że lada moment uduszę się z nadmiaru stresu - Sprawiasz mi tym przykrość..
- Chodź. - mimo znajdujących się na jego dłoniach bandaży, 32-latek złapał mnie za nadgarstek, wtulając mnie w swoją klatkę piersiową.
- Uważaj.
- Nic mi nie będzie. - hyung pocałował mnie w głowę, wzdychając - Moglibyście nas na moment zostawić? 
- T...tak.. tak, oczywiście.
- Chodźcie na kawę. - gdy moi rodzice i Sowoon opuścili salę, uniosłem niepewnie głowę, spoglądając na mojego faceta. Był smutny, zmęczony, przestraszony... kłębiło się w nim tysiące emocji i czułem, że nie potrafię wyczytać ich wszystkich, mimo że kiedyś nie miałem z tym najmniejszej trudności.
- Wszystko w porządku? - pociągnąłem nosem, wycierając delikatnie jego mokry policzek.
- Chani.. - 32-latek przełknął nerwowo ślinę, drapiąc mnie po tyle głowy - Jest mi tak głupio, że nie wiem co mam ci powiedzieć i jak cię przepraszać. 
- Nie musisz mnie przepraszać hyung.. Musisz... musisz mi powiedzieć, co się dzisiaj stało, że to zrobiłeś. Dlaczego pociąłeś się nożem? - mój głos się załamał, a serce zakuło tak bardzo, że aż zacisnąłem dłoń na koszuli w jego miejscu.
- Co się dzieje?
- Nic.. nie, nie przejmuj się tym. 
- Chanhee..
- Nic mi nie jest. - powtórzyłem, odgarniając grzywkę z jego czoła, na którym po chwili złożyłem czuły pocałunek - Powiedz mi, co się stało. 
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Na pewno, przysięgam. - Rowoon nabrał powietrza do płuc, odwracając przy tym wzrok.
- Dzisiaj... byłem święcie przekonany, że ktoś wchodzi do domu. Ci ludzie szukali ciebie Chani... coś mi odwaliło, nie wiem... byłem przekonany, że cię krzywdzą.. 
- Skarbie, mnie nie było przecież w domu.. 
- Wiem... wszedłem po pracy do domu, wszystko było normalne. Wziąłem prysznic, chciałem zrobić kolację i... i wtedy się zaczęło.. 
- Hyung. - ułożyłem twarz na jego klatce piersiowej, zanosząc się przy tym łzami. Nie wiem czy bardziej ze strachu czy ze stresu. O mały włos Rowoon nie zabił dzisiaj siebie. Kto wie, co mu wpadnie do głowy i co zechce zrobić. Czy któregoś dnia nie rzuci się na mnie, albo rzeczywiście poważnie zagrozi sobie. A co, jeśli dostanie ataku w pracy? Co jeśli rzuci się na jakiegoś pracownika?
- Chanhee, przepraszam. Przepraszam cię. 
- Rowoon. - usiadłem ponownie, przecierając twarz dłonią - Zrezygnujesz z pracy, ja będę przyjmować pacjentów w domu... poradzimy sobie.
- Słucham?
- Nie każ mi się powtarzać.
- Chani.. wiesz, że nie zrezygnuję z pracy.
- To nie jest dobry moment, żeby o tym rozmawiać. Odpoczniesz.. wrócimy do domu.. tam o wszystkim porozmawiamy. 
- Skarbie, ja wiem, że jest ci ciężko..
- Nie teraz, proszę cię. - wstałem z łóżka, czując jak kręci mi się lekko w głowie. Nerwy... zdecydowanie wychodzą teraz ze mnie wszystkie nerwy.
- Chanhee, usiądź. 
- Pójdę tylko po kawę. 
- Ale..
- Chcę iść tylko po kawę! - Rowoon zamilkł, cicho przy tym wzdychając. Zacisnąłem jedynie powieki, czując się przy tym jak ostatni śmieć. Jak mogłem podnieść na niego głos? I to teraz, kiedy mnie najbardziej potrzebuje? Boże, jestem beznadziejnym facetem i współczuje Rowoonowi z całego serca. Powinien mieć przy sobie kogoś z dużo większą empatią i cierpliwością - Rowoonie..
- Jesteś zmęczony, wiem... nie przepraszaj. 
- Ja... po prostu tak cholernie się o ciebie boję. - wypuściłem powietrze z płuc, czując ponownie cisnące się do oczu łzy - Nie powinienem na ciebie krzyczeć, przepraszam. 
- Daj spokój. - brunet złapał za moją dłoń, ostrożnie przesuwając po niej kciukiem - Należy mi się... Musisz czasem na mnie krzyknąć żebym oprzytomniał. 
- To nie tak..
- No już... leć na tą kawę, należy ci się. 




*


                      Po trzech dniach obserwacji, zabrałem Rowoona do domu, w którym zapewniłem mu absolutną ciszę i spokój, by w pełni doszedł do siebie. Wzięliśmy tydzień urlopu, by pobyć razem i zastanowić się nad tym, co dalej. Kiedy przedstawiłem Rowoonowi swoją propozycję, ten absolutnie się na nią nie zgodził. Powiedział, że nie zrezygnuje z pracy, bo jest ona jego jedyną odskocznią od smutnej rzeczywistości, co mogę jeszcze zrozumieć. Bardziej zdenerwował mnie jego argument mówiący o tym, że to on jest starszy i to jego obowiązkiem jest zapewnienie mi godnego życia... bzdury. Nie chcę jego pieniędzy i nigdy ich nie chciałem. Chcę jedynie, by był zdrowy, to wszystko. Chcę się z nim zestarzeć, patrzeć na jego szczery uśmiech i zadowolenie z życia. Mam dość jego napadów, tego jak źle się po nich czuje, jego wyrzutów sumienia względem mnie. Te momenty to kolejny, mały stopień do mojej trumny, do której mam wrażenie, jest mi coraz bliżej. 
Obiecałem Rowoonowi, że zrezygnuję ze swojego gabinetu na Gangnam, na rzecz przyjmowania pacjentów w naszym mieszkaniu. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Powiedziałem sobie, że nie ruszę się z domu nawet na krok, w momencie, gdy Rowoon będzie do niego wracał. Chcę mieć go na oku przez cały czas. Dopiero dotarło do mnie, że był to zły pomysł, w momencie kiedy Rowoon dostał ataku paniki przy jednym z moich pacjentów. Było mi tak cholernie wstyd, że nie miałem pojęcia, jak się zachować i co zrobić. Wprawdzie zagospodarowaliśmy jeden, mały, nieużywany dotąd pokój na mój gabinet, ale gdy mój chłopak zaczął biegać po mieszkaniu i wykrzykiwać niestworzone rzeczy, nawet ściany i drzwi pokoju nie pomogły. W tamtym momencie dotarło do mnie, że nie chcę tak żyć.. że dłużej już tak nie mogę, nie mam siły. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się wyspałem. W nocy zamiast odpoczywać od tego wszystkiego, leżę wpatrzony w Rowoona i modlę się o to, by do rana wszystko było już dobrze. Moje życie nie może tak wyglądać... nie zniosę kolejnego, takiego dnia...



*

- Wróciłem! - ściągnąłem fartuch z bioder, słysząc wchodzącego do mieszkania Rowoona.
Dochodziła 20-ta. Przygotowałem dla nas niesamowicie dobrą kolację, którą planowałem od samego rana. Homary, wino, świece... ten wieczór był dla mnie niezwykle ważny i z pewnością jedyny w swoim rodzaju - Cześć bąblu.
- Hej. - wspiąłem się na palce, przywierając do zimnych warg bruneta - Zmarzłeś. 
- Trochę. - mruknął, całując mnie przy tym w ucho - Ale zapachy... czuć aż na klatce schodowej.
- Starałem się. - westchnąłem, rozpinając beznamiętnie jego płaszcz - Zrobię ci coś ciepłego do picia.
- Zrobisz mi kawki?
- Nie, jest za późno... zrobię ci herbatę. 
- Chaniiii..
- Herbata. - powtórzyłem, wracając do kuchni. Planowałem ten wieczór od kilku dni, mimo iż pomysł zrodził się w mojej głowie około trzech lat temu... Boję się tego, co się dzisiaj wydarzy..
- Mogę przyjść do kuchni?! Czy coś kombinujesz?! 
- Chwila! - nastawiłem wodę w czajniku, po czym trzęsącymi się dłońmi rozpaliłem stojące na stole i meblach świeczki. Następnie zgasiłem światło, wyłożyłem na stół przygotowane wcześniej homary, oraz wyjąłem z lodówki nasze ulubione wino - Idealnie. - szepnąłem, zalewając herbatę Rowoona. Wziąłem w obie dłonie jego ulubiony kubek, idąc z nim w kierunku sypialni, w której brunet przebierał się w swoje ulubione, domowe rzeczy - Proszę.
- Dzięki słońce.
- Jak było w pracy? Wszystko w porządku?
- Pozyskałem nowego klienta. 
- Jak to?
- Został wybrany mój projekt.
- Mówisz o tym parku wodnym?
- Dokładnie.
- Wow. - cieszyłem się... cholernie się cieszyłem i byłem z niego niesamowicie dumny, ale nie potrafiłem tego okazać... moje myśli cały czas krążyły wokół czegoś innego.. - Gratuluję... wiedziałem, że ci się uda.
- Mmmm Chani, co z tobą? - Rowoon podszedł do mnie, głaszcząc mnie po policzku - Wszystko w porządku?
- Tak, przepraszam.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie... znam cię nie od dzisiaj. 
- Y y... wszystko jest okej, ja... po prostu się dzisiaj nie wyspałem i.. nie wiem, gorszy dzień. - Rowoon uśmiechnął się jedynie, dając mi przy tym buziaka w czoło.
- Ale jesteś dumny ze swojego starego chłopa, co?
- Oczywiście, że jestem. Zawsze w ciebie wierzyłem hyung. 
- I to mi wystarczy. - szepnął, obdarowując mnie drugim całusem - Powiesz mi, co dobrego zrobiłeś?
- A tak... zapraszam do kuchni. - muszę oprzytomnieć, ale jak? Mam ochotę strzelić sobie w twarz i rozpłakać się w tym momencie... jak mogłem wpaść na taki pomysł? Nie wiem... moje zmęczenie i chęć normalnego, spokojnego życia przegrały ze zdrowym rozsądkiem i jakimkolwiek ludzkim zachowaniem.
- Wow, Chanhee... - brunet spojrzał na przygotowany stół, podczas gdy w jego czarnych, dużych oczach stanęły łzy - Z jakiej to okazji?
- Bez okazji. - wtuliłem się w jego plecy, głęboko przy tym wzdychając - Po prostu bardzo cię kocham, hyung. - Rowoon chwycił delikatnie za moje dłonie, przesuwając po nich swoimi długimi, wiecznie chłodnymi palcami.
- Też cię kocham Chani... wiem, że nie jest ci ze mną łatwo, ale będę się starać. - zagryzłem wargę, czując przy tym słony posmak krwi. Do moich oczu napłynęły łzy, a dłonie zacisnęły się na czarnej bluzce 32-latka - Zrobię dla ciebie wszystko, tylko potrzebuję czasu. Kiedyś będzie dobrze... po prostu normalnie.. - szepnął sprawiając, że moje serce ponownie rozdarło się na miliony kawałków, a wyrzuty sumienia sprawiać, że chciałem wycofać się z tego, na co przygotowywałem się psychicznie latami - Ale dzisiaj nie będziemy o tym rozmawiać, hm? - Rowoon uniósł moje dłonie, składając na nich czułe pocałunki - Moje spracowane łapki... może po kolacji coś obejrzymy? 
- Pewnie.. zrobimy wszystko, na co będziesz mieć ochotę.
- Wszystko?
- Wszystko Rowoonie. - odkleiłem twarz od jego pleców, unosząc wzrok na chłopaka. Jego idealna twarz oświetlana była ciepłym światłem dobiegającym z płomieni drobnych, poustawianych wszędzie świeczek. Wyglądał idealnie... tak spokojnie. Będę cholernie tęsknić za tym widokiem.. Jego dłoń znalazła się po chwili na moim policzku, głaszcząc go w delikatny, niemalże niewyczuwalny sposób, a kąciki ust uniosły się lekko ku górze. W tym momencie byłem posiadaczem najpiękniejszego widoku na świecie... - Chciałbym móc zrobić dla ciebie wszystko. 
- Jesteś przy mnie, opiekujesz się mną i mnie kochasz... robisz dla mnie wszystko. 
- Mam wrażenie, że to za mało. 
- Chani, co się znowu stało?
- Nic, naprawdę nic. Znasz mnie już 12 lat... wiesz, że czasami mam gorsze dni.
- Wiem.. niestety to wiem. - westchnął, wbijając się w czuły sposób w moje wargi. Odwzajemniałem jego pocałunki najczulej jak potrafiłem. Chciałem cieszyć się tą chwilą do końca życia... do końca swojego życia pamiętać i czuć ten moment - Zobaczysz, że wszystko się ułoży. - szepnął, całując mnie w czoło - Czas i jeszcze raz czas... daj mi go jeszcze trochę. - nie Rowoon, ja już nie mam na to siły. Słyszę o tym czasie odkąd dowiedziałem się o tym, że chorujesz. Nie mam już siły znosić twoich zmiennych nastrojów, nie mam siły cię uspokajać, pilnować, pocieszać... po tym, jak dostanę w twarz, zapewniać cię, że nic się nie stało... to mnie przerosło już dawno, dawno temu. Mimo to skinąłem tylko głową, odsuwając krzesło, na którym zawsze siedzi Rowoon.
- Usiądź... wystygnie ci kolacja. 
- Zrobiłeś takie pyszności, że już nie mogę się doczekać. 
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - usiadłem na przeciwko chłopaka, nalewając sobie wino... mimo wszystko w mojej głowie zachował się obraz niepijącego chłopaka. Nie powinien tego robić, choć dzisiaj to już nie powinno mieć najmniejszego znaczenia.
- Nalejesz mi?
- A powinieneś pić?
- Chyba dzisiaj mogę zrobić wyjątek, co? - po chwili czerwony płyn zaczął rozlewać się po ściankach kieliszka Rowoona, otulając kuchnię swoim cierpkim, mocnym zapachem.
- Jeszcze raz bardzo ci gratuluję. - wymusiłem uśmiech, unosząc swój kieliszek ku górze. Po chwili wlałem w siebie całą zawartość szklanego kieliszka, sięgając ponownie po butelkę.
- Chanhee..
- Tak?
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? - uniosłem wzrok na 32-latka, odstawiając czarną butelkę na stół.
- A... wiem, a coś się stało?
- Ty mi lepiej powiedz. 
- Chodzi ci o to, że wypiłem cały kieliszek na raz?
- Chodzi mi o twoje zachowanie. Co się dzieje? 
- Rowoon.. - oblizałem nerwowo wargi, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc - Jestem po prostu zmęczony. Ostatnio nie dosypiam, stresuję się... gorszy okres, to wszystko. 
- Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?
- Masz teraz dużo na głowie.
- Ale to ty jesteś dla mnie najważniejszy. - wbiłem nóż w homara, zastanawiając się nad tym, czy to, co chcę zrobić jest aby na pewno słuszne... Nie... to najgorszy pomysł, na jaki mogłem wpaść, ale nie dam rady. Po prostu nie dam rady. Jak myślę o jutrzejszym dniu i tym, że miałby on być znów pełen nerwów, stresu, niepewności i niepokoju, mam ochotę wybiec z domu z wrzaskiem i rzucić się pod najszybciej pędzące auto. Przerosło mnie dorosłe życie i opieka nad osobą, którą mimo wszystko kocham najbardziej na świecie. Mimo to, nie dam najzwyczajniej po ludzku rady dalej tego ciągnąć. Czuję, że w tym wszystkim zaczynam powoli głupieć - Bąblu.. - pierwszy raz powiedział tak do mnie, gdy ukończyłem liceum. Na ceremonii rozdania świadectw i dyplomów, Rowoon podszedł do mnie z ogromnym bukietem kwiatów i zaproszeniem na kolację, nazywając mnie przy tym swoim 'bąblem'. Tłumaczył to tym, że dopiero co miałem 16-cie lat i się poznaliśmy, a już ukończyłem liceum i będę starać się o miejsce na najlepszej uczelni w Korei. Mimo to zawsze będę dla niego małym, kochanym dzieciakiem, którym chce się opiekować... szkoda, że te role się pozamieniały.
- Skarbie, wszystko jest w porządku. Zobaczysz, że jutro już mi przejdzie. - wypiłem kolejną lampkę wina, wzdychając - Przepraszam, że nie mam humoru właśnie dzisiaj, kiedy odniosłeś w pracy tak ogromny sukces... naprawdę przepraszam. - na buzi mojego chłopaka pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Brunet wstał ze swojego krzesła, po czym kucnął obok mnie, głaszcząc mnie przy tym po udzie.
- W porządku, nie martw się tym. - mówiąc to złapał za moje dłonie, lekko muskając je wargami - A teraz zjedz, weź gorącą kąpiel... musisz dzisiaj wypocząć.
- Weźmy ją razem Rowoon. - spojrzałem na hyunga, widząc jak ten przytakuje skinieniem głowy.
- No pewnie. Musimy dobrze wykorzystać ten wieczór.
- Mówisz, że masz ochotę coś obejrzeć..
- Mhm.. ale jeśli nie chcesz..
- Y y, obejrzyjmy coś. Komedia?
- Czemu nie. - niech wybierze co chce... niech robi dzisiaj ze mną, na co tylko ma ochotę... to jego wieczór. Ja spełnię jedynie każdą jego zachciankę. Po kolacji i trzech butelkach wina, wzięliśmy z Rowoonem długą kąpiel, dużo znów rozmawialiśmy, a ja z każdą kolejną minutą chciałem wycofać się ze swojego planu. Przygotowywałem się jednak do niego latami... wiem, że gdy nie zrealizuję go dzisiaj to się wykończę. Później przygotowałem kolejną butelkę wina oraz przekąski... Wino dla siebie.. zdrowe przekąski dla Rowoona. Mimo wszystko, z czystego przyzwyczajenia, chcę trzymać jego dietę i nadal wciskać w niego same zdrowe rzeczy - Znowu będziesz pić? - brunet rozsiadł się na kanapie, zaczesując przy tym swoje lekko mokre jeszcze włosy.
- Wiem, nie powinienem. - westchnąłem, odstawiając butelkę na jej miejsce.
- Chani, pij jeśli masz dzisiaj taką ochotę... tylko uważaj, okej? 
- Nie, wystarczy już na dzisiaj. 
- Cieszę się, że nad tym panujesz. - usiadłem obok Rowoona, opierając się o jego ramię.
- Nie jestem alkoholikiem.
- Wiem, ale każdy ma czasami ochotę się napić... mimo wszystko cieszę się, że umiesz powiedzieć sobie "stop". - uniosłem wzrok na chłopaka, czując buziaka na swoim czole.
- Rowoonie..
- Hm?
- Jesteś czymś najlepszym, co spotkało mnie w życiu, wiesz? - 32-latka zatkało. Chłopak zmarszczył jedynie czoło, uważnie mi się przyglądając.
- Chani, co jest?
- Nic... po prostu chcę żebyś wiedział, że cię bardzo... bardzo mocno kocham. Musisz to wiedzieć. 
- Wiem kochanie... bardzo dobrze to wiem. 
- Czasami nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry, ale się staram..
- Chanhee, wiem to.. Jesteś najlepszym facetem na świecie. - Rowoon nachylił się do mnie, muskając moje wargi - Gdyby nie ty, dawno bym całkowicie oszalał. - pogłębiłem pocałunek, siadając na nogach mojego chłopaka. Moje dłonie pieściły jego klatkę piersiową, a biodra wykonywały ostrożne, powolne ruchy - Widzę, że odpuszczamy sobie film.
- Zdecydowanie. - to, co wydarzyło się tego późnego wieczoru, było czymś najprzyjemniejszym i najbardziej zaskakującym, co mnie w życiu spotkało. Był to pierwszy raz, kiedy kochałem się z Rowoonem tak delikatnie, czule i długo. Nie miałem pojęcia, że taki stosunek z nim jest w ogóle możliwy. Pamiętam nasze pierwsze zbliżenia... pełne brutalności, nieracjonalnego popędu i szczeniackich emocji. Szybkie załatwienie swojej potrzeby, zakończone najczęściej kłótnią czy sprzeczką. Wszystko zmieniło się w momencie gdy skończyliśmy szkołę i poszliśmy na studia... nasze myślenie i postrzeganie siebie, diametralnie się zmieniło. Weszliśmy w dorosłość, myśląc o sobie niezwykle poważnie. Mimo to nasz seks nigdy nie był tak czuły i subtelny jak dzisiaj. Potrzebowałem tego... cholernie tego potrzebowałem i z tego co widzę, Rowoon chyba też.
                          Dochodziła 3 nad ranem. Odkleiłem się od rozgrzanego ciała hyunga, narzucając na siebie bokserki i koszulkę.
- Dokąd uciekasz?
- Przez to wszystko zapomnieliśmy o twoich lekach. - mój głos się załamał, a ja poczułem cisnące się do oczy łzy i coraz bardziej trzęsące się dłonie. Już za moment to się stanie... jeszcze chwila i się od tego uwolnimy.. Mam coraz większe wątpliwości i obawy, ale myślałem o tym trzy lata... trzy pieprzone lata. Wydaje mi się, że mam dopięte wszystko na ostatni guzik, tylko... tylko przemawiające przeze mnie wyrzuty sumienia, starają się teraz za wszelką cenę mnie powstrzymać.
- Chodź po prostu ze mną poleżeć. Dajmy sobie dzisiaj z nimi spokój.
- Nie możemy hyung. Nie możemy tego zaniedbać. - brunet jedynie przeciągnął się, obdarowując mnie przy tym najcudowniejszym i najcieplejszym uśmiechem na świecie. Nie, nie zniosę tego ani chwili dłużej - Za moment wrócę. - ruszyłem niepewnie w kierunku kuchni, w której trzymane były leki chłopaka. Bałem się. W tym momencie nienawidziłem samego siebie, ale jestem gotowy i zdecydowany... muszę wreszcie to zrobić. Wiem, że trafię przez to do piekła nie widząc już nigdy więcej mojego ukochanego Rowoona. Wiem, że będę się smażyć przez wieki... zasłużę sobie na to.. Przygotowałem stały zestaw leków. Siedem tabletek, szklanka wody... jeszcze tylko jedna rzecz. Ponad rok temu na jednej z aukcji internetowych, działających w ukrytej sieci, zakupiłem truciznę... Truciznę tak silną, że potrafi wykończyć dorosłego człowieka w przeciągu minuty. Długo myślałem nad jej zakupem... długo walczyłem z tym, jak ją odebrałem. Tysiące razy chciałem się jej pozbyć, ale nie potrafiłem. Moje zmęczenie i strach przed kolejnym dniem wygrały. Nie mogłem już znieść widoku cierpiącego Rowoona. Tego jak się okalecza, jak krzyczy, płacze, boi się, ma wyrzuty sumienia... nie mogłem już najzwyczajniej po ludzku tego znieść. Trzęsącą się dłonią wlałem zawartość buteleczki do szklanki z wodą. Jej zapach oraz kolor nie uległy żadnej zmianie. Ponoć smak trucizny jest także niewyczuwalny.. Za moment zabiję osobę, którą kocham... Dzisiaj, 6 sierpnia, na dzień przed jego 33 urodzinami. Dzisiejszego wieczoru i nocy starałem się cieszyć absolutnie wszystkim. Każdym jego spojrzeniem, dotykiem, słowem i uśmiechem... ale wiem, że dziś rano ta magiczna bańka mydlana by pękła, a ja otrzymałbym kolejny, bolesny dla nas obu atak. Wszedłem do naszej sypialni w kompletnej ciszy, stawiając na szafce nocnej talerzyk ze szklanką oraz tabletkami. Następnie usiadłem koło bruneta, wpatrując się w niego ze łzami w oczach i tak mocno bijącym sercem, że byłem pewien, iż całe osiedle jest w stanie je usłyszeć.
- Jesteś chyba bardzo zmęczony, co? - skinąłem jedynie głową, patrząc jak długie palce Rowoona zaciskają się na szklance. Przełknąłem jedynie z trudem ślinę, obserwując uważnie każdy jego ruch. Miałem wrażenie, że ta rutynowa czynność trwała wieki. Tak bardzo go kocham.... za moment stracę osobę, którą tak bardzo kocham... - Wezmę to cholerstwo i pójdziemy spać. A jutro zabiorę cię na spacer w jakieś fajne miejsce, co ty na to?
- T..tak.. pewnie. - odwróciłem głowę, czując spływającą po policzku łzę. Za moment nie wytrzymam i wybuchnę przy nim płaczem. Tabletki znikały, a wraz z nimi zawartość jego szklanki. Minuta... została mu w tym momencie ostatnia minuta życia.
- Pomyśl na co byś miał jutro ochotę.. może jakiś dobry obiad? 
- Hyung. - usiadłem między jego nogami, wtulając go w swoje ciało. Chciałem czuć jego ciepło choć przez moment... ostatni już raz. Rowoon wtulił twarz w moją szyję, obdarowując ją czułymi pocałunkami, jednak z sekundy na sekundę były one coraz słabsze i mniej wyczuwalne.
- Tak... tak dziwnie się czuję.. - zacisnąłem powieki nie będąc w stanie kryć już swoich emocji. Moje dłonie zacisnęły się na jego koszulce, a twarz znalazła się w jego włosach, napawając się ich zapachem - Cha.. ni.. 
- Przepraszam... hyung przepraszam, nie miałem wyjścia!
- Ciężko mi.. nie mogę... nie mogę oddychać..
- Przepraszam, to za moment minie... minie, słyszysz?! Zaraz wszystko minie.. - wybuchnąłem płaczem, ściskając w ramionach ciało mojego chłopaka. Jego obejmujące mnie dłonie spadły po chwili na łóżko, a niespokojny, ciężki oddech, w jednej chwili zanikł... tak po prostu... to koniec - Rowoonie.. - wrzasnąłem, dotykając roztrzęsioną dłonią jego twarzy - Przepraszam, wybacz mi... wybacz mi, ja już nie mogłem tego znieść! - nie odpowiadał.. za 10 minut będę mieć pewność, że już nigdy się nie obudzi. Że to już koniec jego męki... nareszcie - Boże, co ja narobiłem.. - zabiłem człowieka. Byłem w tak silnym szoku, że nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Poszedłem do kuchni po nóż... leżał na dnie szuflady, przygotowany od kilku miesięcy. Po wyciągnięciu go, wróciłem do sypialni, siadając obok ciała Rowoona.. mojego Rowoona, którego uważam za swój najcenniejszy skarb i którego kocham najbardziej na świecie. A mimo to postanowiłem go zabić... nie zawahałem się nawet przez moment. Jestem potworem... pieprzonym potworem, który będzie smażyć się w piekle. Sięgnąłem po leżący na szafce nocnej telefon, wybierając numer na policję. Mój wzrok cały czas wbity był w hyunga. Tak spokojnego i bezbronnego hyunga. Jego wszelkie problemy w końcu minęły. To koniec jego męki...
- Policja, Seoul, słucham zgłoszenia. - przełknąłem z trudem ślinę, wypuszczając przy tym zalegające w płucach powietrze - Halo... słucham zgłoszenia. 
- Zabiłem swojego chłopaka. - wyszeptałem, zaciskając palce wolnej dłoni na rączce noża.
- Gdzie pan teraz jest? 
- On był chory psychicznie... ja już nie miałem na to siły.. - nie mogłem złapać oddechu. Było mi tak źle... tak ciężko... Boję się, co ja narobiłem?!
- Proszę mi podać adres, wysyłam pomoc. 
- Nazywam się Kang Chanhee.. 6 sierpnia zabiłem Rowoona.. zabiłem go na dzień przed jego urodzinami.. - pociągnąłem nosem przykładając nóż do swojej klatki piersiowej - Nie mogłem patrzeć, jak się męczy. Jego ataki wykańczały nas obu... nie miałem już na to siły.. 
- Chanhee, wysyłam pomoc. Policja i pogotowie przyjadą za kilka minut. 
- Nie miałem już na to wszystko siły.. - rozłączyłem się, spoglądając ostatni raz na Rowoona. To koniec... koniec nas obu. Niewiele myśląc wymierzyłem nóż w swoją klatkę piersiową, czując jak chłodne strużki potu zalewają moje skronie. Zasłużyłem na to, by teraz cierpieć. Nie dałem mojemu chłopakowi odpowiedniej opieki, której potrzebował. Nie potrafiłem się nim odpowiednio zająć... - Przepraszam hyung. - były to moje ostatnie, wypowiedziane słowa. Nigdy nie sądziłem, że skończę w ten sposób... że tak pożegnam się z osobą, którą kocham... że umrę w wieku 28 lat. Byłem jednak niesamowicie wymęczony psychicznie. I zamiast racjonalnego myślenia, przemówiło przeze mnie owe zmęczenie i chęć ucieczki od problemów... jestem tchórzem. Zwykłym tchórzem i mordercą...






~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem skarby, czy zaczynać kolejnego ficzka, czy póki co się wstrzymać. Wyjeżdżam we wrześniu do Korei, nie będzie mnie przez miesiąc, a nie będę raczej brać ze sobą laptopa. Jeszcze nad tym pomyślę. :)
Buziaki~

19 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.8 [Chani&Rowoon]




- Na pewno już śpi... o 23 bierze zawsze ostatnie leki, po których od razu zasypia. - powiedziała siostra Rowoona, gdy tylko weszliśmy do ich niewielkiego domu w dzielnicy Mapo-gu.
- Na rejsie ich nie brał..
- Tak.. na rejs miał przygotowaną osobną rozpiskę od lekarza. Leki, które normalnie bierze o 23, tam brał po pracy.
- Rozumiem. - westchnąłem, zdejmując buty i bluzę - Mógłbym pójść do jego pokoju?
- Tak. Masz ochotę coś jeszcze zjeść? Będę robić kolację.
- Em... w sumie to chętnie.
- Chodź do kuchni. Zrobię coś dobrego. - wymusiłem uśmiech, idąc w ciszy za brunetką we wskazane miejsce. Gdy przechodziliśmy przez dłuższy korytarz, na końcu którego znajdowała się kuchnia, ujrzałem ścianę, na której umieszczona była masa zdjęć rodzinnych. Zatrzymałem się, wpatrując się uważnie w uśmiechniętego Rowoona, który pozował do zdjęć ze swoimi rodzicami... jest identyczny jak jego mama - Podobny do naszej mamy, co?
- Jest niemalże identyczny.
- To prawda. Nasza mama gdy była młoda, pracowała jako modelka... Rowoon chciał być taki sam jak ona. 
- Ma idealne warunki.
- Prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się, jednak uśmiech ten szybko zniknął z jej twarzy - Teraz... teraz nie mam pojęcia, jaka czeka go przyszłość. Chce podróżować... proszę bardzo, tylko za co? Jak długo to potrwa? - westchnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Uważa pani... myśli pani czasami o Rowoonie, jak o ciężarze? 
- Kiedyś tak myślałam, ale bardzo znienawidziłam się za te myśli. Przecież to mój młodszy brat i moim obowiązkiem jest opieka nad nim. Mimo że jest  to momentami cholernie trudne to... kocham go najbardziej na świecie i chcę dla niego jak najlepiej. - skinąłem jedynie głową. Wiem, co ona czuje. Też kocham Rowoona i chciałbym, by kiedyś udało mu się żyć normalnie i się w pełni realizować. Pytanie tylko, jak to zrobić? - Popatrz tutaj. - brunetka wskazała na zdjęcie przedstawiające ją, Rowoona, ich rodziców i jakiś starszych ludzi - Byliśmy tu w odwiedzinach u dziadków w Daegu.
- W Daegu? - zdziwiłem się, przenosząc pospiesznie wzrok na kobietę.
- Tak... nasza mama stamtąd pochodzi. A coś się stało? 
- Rowoon... jak go poznałem powiedział, że jest z Daegu. Nie wspominał, że mieszka w Seoulu. 
- Jest bardzo mocno związany z tym miejscem. On... on nie kłamie świadomie Chanhee. W jego mniemaniu jest święcie przekonany, że to, co mówi, jest prawdą. 
- Czyli... czyli jak mi mówił, że jestem dla niego nikim...
- Nie. To była forma obrony. Chciał się z tobą rozstać, bo bał się, że kopniesz go w tyłek, jak dowiesz się prawdy o nim. On wie, że ma problem... wie, że choruje. Nie do końca może jest tego świadomy i często o tym zapomina, ale mimo wszystko czuje, że coś jest nie tak. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się zatrzymać cisnące się do oczu łzy. Przykro jest słuchać o chorobie osoby, którą się bardzo kocha i dla której chce się jak najlepiej. Człowiek czuje wtedy straszną niemoc i bezsilność.. chcesz pomóc, ale nie wiesz jak.
- A... mówiła pani o tym, że on traci panowanie nad sobą..
- Zobacz. - dziewczyna podwinęła rękawy koszuli, prezentując szczupłe ręce pokryte niemalże w całości siniakami.
- To.. Rowoon to zrobił?
- Tak. Czasami jest bardzo agresywny... potem oczywiście przeprasza, płacze... albo w ogóle nie pamięta, że coś takiego miało miejsce. - brunetka objęła mnie, wprowadzając mnie do kuchni - Dlatego powiem jeszcze raz... zastanów się, czy aby na pewno chcesz się w to pakować. 
                        Rozmawiałem z siostrą Rowoona przez bardzo długi czas. Dopiero około godziny 3 w nocy wskazała mi pokój chłopaka, do którego mogłem pójść. Gdy do niego wszedłem, ujrzałem półnagiego chłopaka, wtulonego w błękitny koc. Wyglądał jak aniołek... był tak spokojny, niewinny... Dałem mu jedynie buziaka w czoło, kładąc się po cichu obok niego. Wpatrywałem się w niego tak długo, dopóki za oknem nie zaczęło świtać. Dopiero wtedy ze zmęczenia, najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Nie wiem która była godzina, gdy się obudziłem, ale zakładam, że spałem dość krótko, bo byłem niesamowicie zmęczony. Gdy otworzyłem oczy, nie zauważyłem też leżącego obok mnie hyunga. Usiadłem gwałtownie, widząc siedzącego przy biurku chłopaka, wpatrującego się we mnie z ogromną nienawiścią.
- Cześć hyung.
- Co ty tutaj robisz? - warknął wstając. Przełknąłem jedynie głośno ślinę, wstając ostrożnie z jego łóżka.
- Ja... rozmawiałem z twoją siostrą.
- Z moją siostrą? O czym? - brunet zbliżał się do mnie coraz bardziej, wywołując ciarki na moich plecach. Z każdym jego krokiem, cofałem się, uderzając w końcu plecami o ścianę.
- Hyung, ja musiałem poznać prawdę. - Rowoon złapał mnie za koszulkę, wpatrując się we mnie przeszklonymi oczyma.
- Prawdę? Jaką prawdę?
- O tobie.
- Co..
- Wiem o twojej chorobie... hyung, ja..
- Powiedziała ci o wszystkim?! - otworzyłem szerzej oczy, czując bolesny ścisk w żołądku.
- Tak, przepraszam..
- Świetnie! - brunet cisnął mną o ścianę, parskając przy tym nerwowym śmiechem - Zajebiście wręcz! No śmiało, powiedz wszystkim! No powiedz! 
- Nie zrobię tego.
- Nie wierzę ci, rozumiesz?! Nie chcę z tobą być! Po jaką cholerę ciągle za mną łazisz?! - spuściłem wzrok, czując napływające do oczu łzy. Nie wytrzymałem... Jego słowa zbyt mocno we mnie uderzyły. Zacisnąłem dłonie na spodniach, czując spływające po policzkach strużki łez, których za nic w świecie nie mogłem zatrzymać - Chanhee..
- Rowoon, co z tobą? - uniosłem głowę, widząc stojącą w drzwiach siostrę chłopaka.
- Jak mogłaś? 
- Chanhee zasługuje na to, by znać prawdę o tobie.
- Nie powinnaś się w to wtrącać!
- Tak? A sam przyznałbyś się do swojej choroby? 
- Oczywiście, że nie!
- Dlaczego?
- Bo się wstydzę. - chłopak jakby nagle złagodniał. Wytarłem policzki, robiąc niepewny krok w jego kierunku - Jestem idiotą, wstydzę się tego. 
- Hyung.. - stanąłem twarzą w twarz z chłopakiem, łapiąc jego buzie w obie dłonie. - słyszałem też, jak w tym samym momencie drzwi za dziewczyną zamykają się, a my zostajemy zdani tylko i wyłącznie na siebie.
- Chani, proszę..
- Daj nam szansę... jedną, nie spieprzę jej, obiecuję.
- Nie, ty nie.... ja to zrobię, a... Chanhee za bardzo mi na tobie zależy. Nie mogę spieprzyć ci życia, zrozum.. 
- Rowoon..
- Zniszczyłem życie mojej siostrze, wystarczy. 
- O czym ty mówisz? - moje palce sunęły ostrożnie po jego buzi. Czułem, jak pod wpływem mojego dotyku, chłopak całkowicie się rozluźnia.
- Nie mówiła ci, jakie miała kiedyś plany?
- Powiedz mi o nich.
- Chciała podróżować... po studiach miała w planach założyć własną firmę, a... przeze mnie nigdzie nie pojechała.. niczego nie zobaczyła... osiadła w jakimś pieprzonym biurowcu, z którego wychodzi po 23... I tak dzień w dzień. Wszystko po to, by mnie utrzymać i mieć za co kupować te przeklęte leki.. - po bladej buzi hyunga spłynęła pojedyncza łza, którą starłem opuszkami palców - Też zawsze chciałem jeździć po świecie, ale wiem, że nie powinienem... nie chcę kraść jej marzeń i spełniać ich na swój rachunek, to okropne. 
- Rowoonie... masz prawo do tego, by żyć jak chcesz i spełniać się w tym, w czym chcesz. Rozmawiałem z twoją siostrą... ona bardzo chce, żebyś zwiedzał świat i był szczęśliwy.
- Tylko tak mówi.
- Nie... czuję, że ona chce dla ciebie jak najlepiej. Oboje chcemy dla ciebie jak najlepiej. 
- Chanhee.. nie powinno cię przy mnie być, zrozum. Nie chcę cię krzywdzić. Nie chcę mówić ci nieprzyjemnych rzeczy... nie chcę... Boże, jakbym cię uderzył, nie wybaczyłbym sobie tego..
- Hyung..
- Ja nad sobą nie panuję, rozumiesz? Teraz wiem co mówię, co robię... a za 10 minut mogę bredzić albo mieć napad złości. Nie chcę żebyś musiał to znosić i się przy mnie męczyć. 
- Ale ja chcę ciągle przy tobie być... chcę cię wspierać i ci pomagać.. 
- Chani, błagam cię, odejdź.
- Rowoon, ja cię kocham... kocham, rozumiesz? - przywarłem do niego czołem, czując coraz mocniej bijące serce - Co mam zrobić żebyś dał nam szansę? Będę dla ciebie najlepszą osobą na świecie, tylko mi na to pozwól. 
- Wiem to Chani, już jesteś. - szepnął, zamykając przy tym oczy - Nie zasługuję na ciebie. 
- Rowoonie.. ja potrzebuję ciebie, a ty mnie.. Zobaczysz, że wszystko się poukłada, obiecuję. 
- Boję się. 
- Wiem.. wiem, ale nie masz czego. Poradzimy sobie, zobaczysz. 
- Chani... ty.. ty powinieneś teraz skupić się na nauce i... i spędzać czas z przyjaciółmi, a nie gnić przy mnie. 
- Ale ja nie chcę niczego innego poza byciem przy tobie, rozumiesz? - zacisnąłem powieki, czując, że coraz bardziej brakuje mi sił. Bałem się, że nie da mi szansy, że od tak powie, że to koniec i rozstaniemy się na dobre. Skoro go teraz odzyskałem, nie mogę pozwolić na to, by znów ode mnie uciekł - Twoja choroba nie jest dla mnie żadnym problemem. Zakochałem się w tobie Rowoon... nigdy nie czułem czegoś takiego..
- A.. a twoi rodzice? Nie będą zadowoleni wiedząc, że ich syn spotyka się z chłopakiem. 
- Dają mi w tej kwestii wolną rękę. To moja sprawa z kim się spotykam. 
- Chani..
- Proszę cię hyung... nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma. - oblizałem wargi, spoglądając niepewnie na bruneta - Odpowiedz mi na jedno pytanie... tylko.. tylko szczerze, proszę cię. - gdy chłopak skinął głową, nabrałem powietrza do płuc, dotykając ostrożnie jego chłodnych policzków - Czy... czy ty kiedykolwiek coś do mnie czułeś? - walczył z samym sobą, widziałem to. Przez to wszystko jeszcze bardziej bałem się jego odpowiedzi, która zaważy teraz tak naprawdę na wszystkim - Zastanów się hyung.
- Kochałem cię... kocham... cholernie kocham... i wiem, że będę kochać. Jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu i... właśnie dlatego, że tak bardzo cię kocham, boję się naszego ewentualnego związku. Chanhee, boję się. - stanąłem lekko na palcach, wtulając go w swoją klatkę piersiową. Najchętniej nie wypuszczałbym go z rąk. Jest tak niewinny i bezbronny... jak mogłem tak źle ocenić go na początku naszej znajomości?



*


                     Nasza sielanka trwała przez wiele lat. Rowoon skończył liceum, dostał się na studia, podczas gdy ja walczyłem o ukończenie szkoły. Codziennie się ze sobą spotykaliśmy, dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy się różnymi spostrzeżeniami... Było nam ze sobą dobrze, mimo że przychodziły dość trudne momenty, przez które musieliśmy przejść. Będąc jeszcze w liceum, płakałem niemalże codziennie... przez kłótnie, ze strachu o niego, ze strachu o naszą przyszłość. Na tamten moment potwornie mnie to przytłaczało, ale chciałem z nim być i wiedziałem, że muszę znieść wszystko, by tak się stało. Szkoła też nam tego nie ułatwiała. Gdy dzieciaki dowiedziały się o naszym związku, część z nich bardzo nam kibicowała, podczas gdy znaczna większość była przeciwko, dokuczając nam na wszelkie możliwe sposoby. Gdy Rowoon po roku opuścił szkołę i poszedł na studia, zostałem z tym wszystkim sam. Musiałem znosić ciągłe docinki ze strony głównie chłopaków. Zaczepianie mnie, popychanie, zamykanie w łazienkach czy klasie... dziecinada. Pamiętam, że kiedyś rozmawiałem przez telefon z lekarzem mojego chłopaka. Byłem przekonany, że nikt mnie nie słucha i że mogę swobodnie prowadzić rozmowę, ale bardzo się pomyliłem. Na drugi dzień cała szkoła wyśmiewała się z tego, że Rowoon jest chory. Nazywali go idiotą, popaprańcem, mieszali go ciągle z błotem. Byłem wtedy w trzeciej klasie liceum i cała ta sytuacja przytłoczyła mnie tak bardzo, że przeszedłem coś w rodzaju załamania nerwowego. Miałem wsparcie siostry Rowoona, moich rodziców i Hyunjina, ale czułem, że nie podołam zadaniu, które przed sobą postawiłem. Że nie dam rady opiekować się chorą psychicznie osobą. Wiedziałem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie nam rzucał kłody pod nogi, ale na tamten czas otrzymałem od rówieśników tak dużo nienawiści, że całkowicie chciałem się poddać. Raz nawet przekląłem Rowoona i to, że się z nim związałem. Znienawidziłem się za to. Płakałem całą noc, rwąc sobie włosy z głowy... nie mogłem zrozumieć tego, jak mogłem źle pomyśleć o osobie, którą tak cholernie kocham. W tamtym momencie dotarło do mnie, że muszę ochronić go za wszelką cenę przed złem, które na niego czyha. Gdy dostałem się na studia, podjęliśmy z Rowoonem decyzję o przeprowadzce "na swoje". Mimo sprzeciwu siostry chłopaka, udało nam się wynająć niewielkie mieszkanie na poddaszu jednego z domów zamieszkiwanych przez starszą kobietę. Żyło nam się świetnie... tak lekko.. beztrosko.. żyliśmy tylko naszą miłością i faktem, że jesteśmy sami, w pełni oddani sobie. Spoczywał na mnie jednak obowiązek pilnowania go z lekami, pilnowaniem jego posiłków... znoszenia jego humorków. Tak... te ostatnie momentami robiły z mojego życia, piekło...
                   Teraz mam 28 lat, a mój Rowoon 32. Ukończyłem Uniwersytet Seoulski, jestem psychologiem, choć nigdy nie chciałem nim być. Postawiłem jednak wszystko na mojego chłopaka i to, by było nam jak najlepiej i żyło nam się trochę łatwiej. Podporządkowałem pod niego całe swoje życie...
                    Stałem przy zlewie, myjąc naczynia, które zostały po naszym dość późnym obiedzie. Po moich policzkach spływały łzy, do których powinienem już przywyknąć, ale kłótnie z Rowoonem bolą tak bardzo, że mimo 12 lat związku, nie jestem w stanie przywyknąć do jego zmiennego nastroju.
- Chanhee.. - pociągnąłem nosem, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech. Rowoon stał w drzwiach kuchennych, wpatrując się we mnie jak zbity pies, czuję to. Znam go na wylot. Nie muszę się nawet odwracać, by to wiedzieć.
- Co tam?
- Znowu mnie poniosło... strasznie cię przepraszam.
- Za co? Nic się przecież nie stało. 
- Bąblu... popatrz na mnie. - brunet podszedł do mnie, po czym zakręcił wodę, stawiając mnie przodem do siebie - Zapuchnięta buzia i ten smutek w oczach... - hyung westchnął, wycierając ostrożnie moje policzki - Przepraszam. - wytarłem ręce, łapiąc nimi twarz mojego faceta.
- Nic się nie stało. - szepnąłem, całując go w czoło - Mam też gorszy okres w pracy... nagromadziło mi się za dużo nerwów i... sam widzisz. - wymusiłem uśmiech, muskając jego wargi - Bardzo cię kocham, wiesz? 
- Wiem... też cię bardzo kocham i... i naprawdę.. uwierz mi Chani, że nie chcę cię krzywdzić. 
- Nie krzywdzisz mnie Rowoon. - wspiąłem się lekko na palce chcąc go przytulić, jednak poczułem tak silnie rwący ból w nodze, że od razu powstrzymałem się przed tym pomysłem. Przytuliłem się do jego klatki piersiowej, mając ochotę wybuchnąć. Jestem tym wszystkim tak bardzo zmęczony... i mimo że go kocham, nie daję już powoli z tym wszystkim rady - No i widzisz? Od razu mi lepiej. - wtedy też po kuchni rozległ się dźwięk mojego telefonu. Pocałowałem szyję mojego chłopaka, sięgając po leżący na stole telefon - Twoja siostra... no cześć.
- Cześć Chani... jesteś teraz bardzo zajęty?
- Nie, w zasadzie to nie. A coś się stało?
- Moglibyśmy się spotkać? Sami. - przełknąłem z lekkim trudem ślinę, zerkając na zaciekawionego hyunga.
- Tak, jasne... napisz mi gdzie, to przyjadę.
- Dzięki.. Sprawa jest dość poważna, więc powinniśmy omówić ją wspólnie.
- Tak... tak, no pewnie.
- Rozumiem, że nie masz jak rozmawiać... W takim razie piszę ci adres, do zobaczenia.
- Mhm, pa. - rozłączyłem się, nabierając dużo powietrza do płuc.
- Coś się stało?
- Nie, nie martw się. 
- Wychodzisz na spotkanie z moją siostrą? 
- Tak. Prosiła o oddanie jej tej... tej formy, w której w weekend przyniosła nam ciasto. Ponoć jest z kimś umówiona i jej potrzebuje.
- To nie może tu po nią podjechać?
- Oj wiesz, jak jest. Jest zabiegana jak mało kto, nie ma na to czasu. Podrzucę jej i tak nie mam co robić.
- Jak to nie? - spojrzałem pytająco na Rowoona, widząc jak ten wyciąga rękę w moim kierunku. Podałem mu więc dłoń, przywierając po chwili do jego ciała - Musisz spędzić trochę czasu ze mną. 
- Spędzimy razem wieczór, obiecuję. 
- Kiedy wrócisz? Chcę ci jakoś zrekompensować kolejną kłótnię..
- Nie musisz skarbie... nic się przecież nie stało. 
- Muszę muszę... będziesz na 21?
- No pewnie. - pocałowałem go w policzek, wymuszając przy tym kolejny uśmiech - Biorę formę i lecę. Naczynia zostaw, zajmę się nimi jak wrócę. 
- Nie, ja to dokończę. Wystarczająco już się narobiłeś.
- Jesteś najlepszy, wiesz?
- Nie jestem Chani... ale bardzo się staram. 
- Rowoon..
- No leć leć. Sowoon nie lubi czekać. - skinąłem jedynie głową, po czym sięgnąłem po wcześniej wspomnianą blachę, udając się do wyjścia. Nie powinienem go teraz zostawiać. Dopiero co miał kolejny atak... cholera wie, co mu przyjdzie do głowy. Poza tym nie lubię tego, jak mówi, że ma świadomość tego, że jest dla mnie złym facetem. Strasznie mnie to boli. Gdy wsiadłem do samochodu, rzuciłem blachę na tylne siedzenie, krzycząc przy tym tak głośno, na ile miałem sił w płucach. Mam dość.. mam tak bardzo dość. Dzisiaj Rowoon w napływie szału tak mocno mnie zlał, że byłem święcie przekonany, że połamie mi nogę. Przez to właśnie ciągle czuję w niej okropne rwanie. Mimo to duszę emocje w sobie, udając przed nim, że wszystko jest w porządku. Nie mogę wpędzać go w wyrzuty sumienia. Wystarczająco źle się czuje, nie mogę bardziej napadać na jego psychikę.
- Boże, nie dam rady.. - szepnąłem, zalewając się przy tym łzami - Kurwa, nie dam rady! - uderzyłem dłonią o kierownicę, mając nadzieję, że choć na moment rozładuje to moje emocje i duszący się we mnie ból i ciągły strach. W tym samym momencie poczułem wibrację telefonu. Sowoon przysłała mi adres... niewielka, dość kameralna knajpka, do której chodzimy dość często na obiady. W sumie ta opcja mi odpowiada, mają tam świetną kawę, której bardzo teraz potrzebowałem.
                      Po około 15-stu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka, widząc siedzącą przy stoliku kobietę, pijącą czerwone wino. Wyglądała na zmartwioną... jakby biła się z własnymi myślami. Ciekawe po co było to całe spotkanie.
- Cześć.
- Hej Chani. - przywitaliśmy się buziakiem w policzek, po czym zająłem miejsce na przeciwko niej - Zamówiłam ci kawę, tą co zawsze.
- Super, dzięki.
- Masz ochotę coś zjeść?
- Nie, dziękuję... dopiero co jadłem. - kobieta westchnęła, uważnie mi się przyglądając - Coś się stało?
- Płakałeś... znowu. - zamilkłem, wbijając wzrok w stół. Nie ma sensu przed nią kłamać. Zna nas na wylot. Wie, kiedy się kłócimy, kiedy Rowoon ma wahania nastroju, kiedy wszystko jest w porządku... nic się przed nią nie ukryje - Co się stało?
- Powiedz lepiej, jak w pracy.
- Bardzo dobrze, ale nie o tym teraz mowa... co się dzieje dzieciaku?
- Rowoon... Rowoon się dzieje. 
- Co tym razem? - do stolika podszedł kelner, stawiając przy mnie moją ulubioną kawę.
- Dziękuję. - upiłem niewielki łyk, wdychając - Popatrz. - podwinąłem rękawy bluzy, pokazując kobiecie posiniaczone ręce - Sowoon... ja nie wiem, co mam robić. 
- To wszystko idzie w złą stronę.. Chani, ostrzegałam cię. Prosiłam, żebyście nie mieszkali razem..
- I co by to zmieniło? Jego choroba by minęła? Zatrzymałaby się? Byłoby dokładnie tak samo.
- Nie miałbyś z nim styczności 24 godziny na dobę... on cię wykończy.
- Jak możesz tak mówić o swoim bracie?
- Chanhee... ja go cholernie kocham, ale to nie zmienia faktu, że życie z nim to istne piekło. - poczułem narastającą w gardle gulę. Spuściłem wzrok, wbijając go w parującą filiżankę kawy. Bolą mnie jej słowa. Moi rodzice mówią to samo, mimo że bardzo lubią Rowoona. Twierdzą, że z czasem nie wytrzymam i psychicznie się przy nim wykończę - Co dzisiaj mu wpadło do głowy?
- On... nie mówiłem ci o tym wcześniej, ale.. on..
- Chanhee, co jest do cholery?
- Ma jakieś zwidy... omamy, nie wiem jak to nazwać.
- Co?
- Dzisiaj sobie ubzdurał, że chodzi po mnie jakieś robactwo, rozumiesz to? Zaczął mnie okładać pięściami, jak głupi i krzyczał, że "za moment mi pomoże". - pociągnąłem nosem, sięgając po leżące na stole serwetki. Sowoon wpatrywała się we mnie w ciszy, intensywnie nad czymś myśląc. Nie chcę pokazywać przy niej swoich słabości.. nie chcę żeby prawiła mi morały... ale to wszystko tak mnie przytłacza, że momentami nie daję już rady opanować łez.
- Dlatego właśnie mam dla ciebie propozycję...
- Propozycję? - uniosłem wzrok, wpatrując się w nią z mocno bijącym sercem.
- Tak... jesteś z Rowoonem 12 lat, więc uznałam, że powinniśmy podjąć decyzję wspólnie.
- O czym ty mówisz?
- W Yeosu jest rewelacyjna klinika dla osób, które mają większe bądź mniejsze problemy z psychiką... 
- Yeosu jest setki kilometrów stąd.
- Poczekaj... jakiś czas temu do kliniki dołączyło dwóch lekarzy, którzy znani są na całym świecie. Ich metody są ponoć rewelacyjne i naprawdę skuteczne... Pomyślałam, że powinniśmy spróbować wysłać tam Rowoona. Dzwoniłam do kliniki, mają miejsce... czekają tylko na naszą decyzję..
- Co? Czekaj, czekaj, czekaj. - nabrałem dużo powietrza do płuc, starając się przetrawić to, co powiedziała mi jego siostra - Znowu zmieniasz Rowoonowi lekarza i to bez konsultacji z nim?
- Zrozum, że to dla niego ogromna szansa. 
- Tak... to samo słyszałem przy każdym innym lekarzu. 
- Chanhee.. - brunetka przetarła twarz dłońmi, wzdychając - Proszę cię, spróbujmy. Jeśli to nie pomoże, dam ci wolną rękę.
- Kiedy chciałabyś tam z nim pojechać? Muszę wziąć wolne w pracy. 
- Ale... to jego leczenie to minimum rok czasu. - otworzyłem szeroko oczy, parskając przy tym śmiechem.
- No to nie mamy o czym rozmawiać. 
- Do cholery jasnej, Chanhee... nie bądź egoistą.
- Egoistką w tym momencie to jesteś ty. Zależy ci na leczeniu Rowoona, czy tym, żeby mieć wreszcie święty spokój?
- Nie zapędzaj się.
- Po prostu tego nie rozumiem. Zmieniasz mu lekarzy jak rękawiczki... Przyzwyczai się do jednego, zaufa mu, a ty posyłasz go do kolejnego, to mu nie pomaga... Ciągle walczysz z jego chorobą, nie zatrzymasz tego, Sowoon... pokochaj go wreszcie takiego, jakim jest. - kobieta zamilkła, upijając przy tym solidny łyk wina. Wiem, że opieka nad 32-letnim, dorosłym facetem to dla niektórych abstrakcja, ale on jest chory i czy tego chcemy, czy nie, naszym zasranym obowiązkiem jest trwanie przy nim i wspieranie go, a nie ucieczka od problemów i podrzucanie Rowoona setkom ludzi, byleby samemu nie mieć z nim styczności. Oczywiście, że chciałbym, by zaczął normalnie żyć, ale nie wyobrażam sobie wysłania go na rok w obce mu miejsce, z dala od otoczenia, które zna, jego pracy, mnie czy Sowoon. Znam go i wiem, że to by jedynie pogorszyło sprawę.
- Chani, ja go kocham..
- Bzdury. Mówisz tak, żeby uspokoić swoje wyrzuty sumienia... Ile razy myślałaś o nim źle? Przyznaj się Sowoon, ile razy chciałaś skończyć to wszystko i się go pozbyć? Wiem, że marzysz o założeniu rodziny i lepszej pracy i wiem też, że ze względu na Rowoona nie możesz tego mieć.. 
- Przyznaję, spieprzył mi życie.. - brunetka pociągnęła nosem, podczas gdy po jej bladych policzkach zaczęły spływać łzy - Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Po studiach miałam jechać w podróż dookoła świata... potem chciałam pracować w wymarzonej branży... a skończyłam z chorym bratem na karku, który zabrał mi wszystkie nerwy i chęć do życia... Ale kocham go Chanhee... kocham go najmocniej na świecie, mam tylko jego. Nie wmówisz mi, że jest inaczej.
- Przepraszam. - szepnąłem, odwracając przy tym wzrok. Burak ze mnie... pieprzony idiota, ale nie wytrzymałem. Oboje już nie dajemy rady.
- Wiem... wiem, że kiedyś mnie zabraknie.. Chcę mieć pewność, że Rowoon sobie poradzi. Są momenty, że radzi sobie rewelacyjnie, ale są też takie, że traci kontakt z rzeczywistością.. nie ma pojęcia kim jest, co się z nim dzieje.. przecież doskonale to wiesz. I co wtedy? 
- Sowoon, po prostu się boję... Boję się wysłać go w nowe miejsce, do nowych ludzi.. Boję się pustki, która po nim zostanie..
- Chanhee, to tylko rok... a ten rok może naprawdę bardzo dużo zmienić. Nie musisz podejmować decyzji teraz, jutro... daj sobie na to czas. - wbiłem wzrok w szklaną ścianę, zamyślając się. Rok bez Rowoona? Osoby, z którą spędzam każdy dzień? Tęsknię na samą myśl, nie wyobrażam sobie tego.
- A Rowoon? Myślisz, że się zgodzi?
- Ty musisz go przekonać.
- Ja? Sowoon, to ty wpadłaś na ten pomysł..
- Ale tylko ciebie słucha. 
- Boże, oszaleję. - ukryłem twarz w dłoniach, głęboko oddychając.
- Wyślę ci na maila stronę tego ośrodka, opinie o lekarzach i numery do nich. Zadzwonisz do nich, dopytasz o wszystko, co cię interesuje. 
- Potrzebuję na to trochę czasu..
- Nie poganiam cię. Proszę cię tylko o jedno. - uniosłem na nią wzrok, widząc jak kobieta ponownie upija swoje wino - Raz... choć raz, pomyśl w tym wszystkim o sobie. 
- Dopiero nazwałaś mnie egoistą.
- Wiesz, co mam na myśli. 
- Sowoon... jestem z nim od 12 lat. Przeszyliśmy przez takie piekło, że teraz wiem, że zniosę już wszystko. 
- Ciągłe lanie... poniżanie.. i obrażanie też? - przełknąłem nerwowo ślinę, przytakując.
- Też.
- Nie rozumiem Chani.. Jesteście ze sobą tak długo, a ty wciąż przeżywasz ten związek, jakbyście byli świeżą parą z miesięcznym stażem.
- Po prostu go bardzo kocham i mi na nim zależy... powinno cię to cieszyć, jako jego siostrę.
- Cieszy, tylko...
- Dla nas każdy dzień to nowa walka... każdy dzień jest inny. Przepraszam, ale... mówiłaś, że nigdy nie byłaś zakochana... nie zrozumiesz tego. - dopiłem pospiesznie lekko chłodną już kawę, wstając z miejsca - Dziękuję za kawę.
- Chanhee..
- Przemyślę to, nie martw się. - przemyślę.. będę myśleć tak długo, aż oszaleję. Może powinienem porozmawiać o tym z Rowoonem? Pewnie byłby zły, ale jest inne wyjście? On musi być wszystkiego świadomy. Nie powinienem mieć przed nim żadnych tajemnic, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy jego.
                           Długo jeździłem po mieście. Chciałem się uspokoić, pozbierać myśli do kupy... nie mogłem wrócić do mieszkania zły.
- Jesteś Chani?! - zamknąłem za sobą drzwi, słysząc głos mojego faceta.
- Tak, wróciłem! - rozebrałem się, wchodząc wgłąb mieszkania. Rowoon siedział na kanapie, oglądając swój ulubiony serial i zajadając się przy tym niezdrowymi przekąskami - Co ty znowu jesz?
- Jakie znowu?
- Przecież to niezdrowe. - sięgnąłem po paczki z chipsami i innymi przekąskami, widząc niezadowolenie na jego twarzy.
- No Chaniiiii...
- Zaraz zrobię ci jakąś sałatkę, jak chcesz. 
- Aishh... ty to jesteś..
- Brałeś leki?
- Tak, wziąłem je.
- Dobrze. - zaniosłem rzeczy do kuchni, po czym wróciłem do pokoju, siadając okrakiem na nogach bruneta.
- Jak było z Sowoon? - zapytał, głaszcząc mnie po udach.
- W porządku.. będzie robiła twoje ulubione ciasto.
- Oooo rewelacja.
- Ale nie dostaniesz ani okruszka. Muszę lepiej dbać o twoją dietę. 
- Aishh... ciągle karmisz mnie chudym mięsem i zieleniną.
- Bo to jest dla ciebie zdrowe. - oblizałem wargi, składając delikatny pocałunek na ustach Rowoona - Kocham cię. 
- Wszystko w porządku?
- Tak... tęskniłem za tobą.
- Mój dzieciak. - hyung wtulił mnie w swoje ciało, drapiąc mnie po plecach - 28-letni dzieciak.. - westchnął, składając kilka pocałunków na mojej głowie - Ale ten czas leci.
- Dopiero co wszedłem do kabiny, w której mieszkałeś. - na samo wspomnienie na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech - Fajne czasy, co?
- Hmm... a może zrobimy powtórkę?
- O czym ty mówisz?
- Znajdę nam jakiś krótki rejs, żebyśmy nie musieli brać dużo wolnego w pracy.
- Rowoon, co ty..
- Powspominamy.. co ty na to? - uniosłem głowę, wymieniając z nim kilka, czułych pocałunków.
- Wariat jesteś. 
- Wariat, który cię cholernie mocno kocha... chce dla ciebie jak najlepiej, tylko... tylko nie zawsze potrafi to pokazać..
- Rowoonie..
- Przepraszam za dzisiaj. Nie wiem, co mi strzeliło do tego głupiego łba.
- Nie mów tak.
- Jest mi strasznie głupio.. nie wiem, jak ci to wynagrodzić. - dotknąłem czołem czoła chłopaka, uważnie mu się przyglądając.
- Pocałuj mnie.
- Chani, nie żartuj.
- Pocałuj mnie... proszę. - jego pocałunki są dla mnie lekarstwem na całe zło i wszelki ból. Dzięki temu mogę choć na moment zapomnieć o naszych ciągłych problemach i wyzwaniach, które przed sobą stawiam. Kocham go... tak bardzo go kocham. Co ja mam teraz zrobić?








~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

14 sierpnia 2019

Za zamkniętymi drzwiami~cz.7 [Chani&Rowoon]





- Halo, Chani. - nie mogę pogodzić się z tym, że to już koniec. Cały czas ściskam w dłoni telefon, zastanawiając się czy powinienem napisać do Rowoona czy odpuścić. Rozstaliśmy się w milczeniu około 15-stu minut temu, a ja już czuję rozdzierającą mnie pustkę - Synek! - mrugnąłem kilkakrotnie, spoglądając na siedzącą z przodu samochodu mamę - Słyszysz co do ciebie mówię?
- Mhm.
- No to opowiadaj jak było. Umieraliśmy z ojcem z ciekawości.
- Właśnie... nie zadzwoniłeś do nas ani razu... ani razu Chanhee. Co z tobą?
- Przepraszam... miałem dużo pracy.
- Cały czas? - skinąłem jedynie głową, czując w ręku wibrację idącą od mojego telefonu. Spojrzałem na niego pospiesznie z nadzieją, że to Rowoon, jednak na ekranie wyświetliła mi się wiadomość od Inseonga.
<- Jak się czujesz młody? 
-> Świetnie
<- Nie zamieniliście z Rowoonem ani słowa..
-> Nie musisz mi przypominać hyung 
<- Pogadam z nim, ale niczego nie obiecuję
-> Nie ma sensu
<- Może da się coś z tym zrobić? Widzę, że cierpisz
-> I co? Za miesiąc pewnie mi przejdzie 
Rzuciłem telefon na siedzenie obok, głęboko przy tym wzdychając.
- A ty co taki zły?
- Mamo... nie teraz, proszę cię. 
- Coś cię ugryzło na tym rejsie? Jesteś zły odkąd wyszedłeś ze statku.
- Jutro ma pierwszy dzień szkoły... to pewnie przez to. Koniec wakacji. - zaśmiał się ojciec, denerwując mnie jeszcze bardziej - Zaczniesz liceum synek... nowy etap... zobaczysz, że będzie fajnie.
- Na pewno. - burknąłem, zaciskając mocno dłonie na materiale dresowych spodni. Bałem się, że za moment się przy nich rozpłaczę. Tak bardzo tęsknię za Rowoonem, że nie potrafię sobie z tym poradzić, a minęło zaledwie kilka minut od naszego rozstania.
- A jak rejs? Jak praca? Fajna?
- Tak... całkiem spoko.
- A ludzie? Poznałeś kogoś fajnego? - zagryzłem wargę, nabierając przy tym dużo powietrza do płuc.
- Tak... było ze mną sporo fajnych ludzi. 
- A współlokator? Dało się z nim wytrzymać czy jakiś burak? - tego już za wiele. Sięgnąłem po telefon, podpinając do niego pospiesznie słuchawki, które już po chwili znalazły się w moich uszach. Burak? Za mało powiedziane... pieprzony egoista, bojący się nawet własnego cienia. Dupek, któremu bym najchętniej przyłożył, a potem przytulił się do niego, zapominając o tym, co złe. Oszaleję bez niego, czuję to. Mam nadzieję, że w szkole od samego początku będę mieć tak dużo obowiązków, że nie będę mieć nawet czasu na myślenie o nim. Jeszcze rodzice.... zachowuję się strasznie chamsko w stosunku do nich, ale jestem tak bardzo rozgoryczony całą tą sytuacją, że nie panuję nad sobą i swoimi emocjami. Będę musiał ich przeprosić i z nimi porozmawiać, ale nie teraz... nie mam na to siły. Chcecie wiedzieć, jak wyglądały nasze ostatnie dni na statku? Cóż... w życiu nie miałem tak złego i dobijającego okresu. Po mojej kłótni z Rowoonem na oczach całej ekipy pracującej na nocki, Mina domyśliła się, że coś jest na rzeczy. Na drugi dzień spytała mnie o to, czy coś mnie łączy z Rowoonem. Powiedziałem jej całą prawdę, którą przyjęła ze sporym spokojem... stwierdziła, że rozumie i że będzie nam kibicować mimo, że sprawa do łatwych nie należy. Byłem w szoku, ale bardzo to doceniam. Ja i Rowoon... cóż... było mi bardzo ciężko, zważając dodatkowo na fakt, że pracowaliśmy na jednej zmianie i dzieliliśmy pokój. Z początku nie zamienialiśmy ze sobą ani słowa. Na 3-4 dni przed dobiciem do portu, coś ruszyło. Wychodząc spod prysznica, specjalnie narzuciłem na siebie jego za dużą koszulkę. Chciałem jeszcze raz poczuć jego zapach i sprowokować go tym samym do chwili rozmowy. Rowoon zapytał jedynie, co wyprawiam, nakładając jego rzeczy... Udałem głupka, tłumacząc mu, że musiałem pomylić koszulki. Rowoon jednak stwierdził, że uwielbia gdy chodzę w jego ubraniach... że wyglądam wtedy niewinnie i bardziej krucho i delikatnie niż zwykle. Znowu zaczęliśmy się całować, oboje tego potrzebowaliśmy... Jak teraz o tym myślę, uważam, że nasza znajomość i sposób, w jaki ją celebrujemy jest niedorzeczny. Dlaczego ciągle mu się dawałem i czemu nadal chcę o niego walczyć, mimo iż wiem, że nic z tego nie będzie? Że to już koniec... że nigdy się nie zobaczymy.. Nigdy się nie zobaczymy... to w tym wszystkim boli mnie najbardziej.



*


                      Od kilku dni jestem wrakiem człowieka. Nie chce mi się jeść, w nocy nie mogę zasnąć nawet na moment, a w szkole nie mogę się na niczym skupić. Ciągle myślę o tym kretynie, czując jak powoli się wykańczam. Jedyną dobrą wiadomością, o ile w tym wypadku cokolwiek może być dobre, to fakt, że jestem w klasie z chłopakiem z poprzedniej szkoły... przynajmniej mam się do kogo odezwać. 
- Chanhee.
- Hm?
- Masz odrobioną matmę?
- A było coś zadane? - spojrzałem na Hyunjina, głęboko przy tym wzdychając.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic... żyję jeszcze wakacjami.
- Właśnie widzę. Zawsze leciałeś na samych piątkach, a póki co łapiesz tróję za tróją.
- A tam.. to tylko oceny. - wzruszyłem ramionami, przenosząc wzrok na szkolny korytarz, jednak wtedy stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał, nawet w snach.
- Do tej pory były dla ciebie najważniejsze. - wyjąłem pospiesznie telefon z kieszeni spodni, wchodząc w galerię, z której wybrałem swoje zdjęcie z Rowoonem. 
- To ten chłopak, prawda?
- Hm?
- Powiedz mi, że nie zwariowałem. 
- Czekaj, spokojnie. - Hyunjin spojrzał na zdjęcie oraz na stojącego na końcu korytarza bruneta - No on... a kto to jest? - otworzyłem szerzej oczy, czując jak telefon wyślizguje się z mojej dłoni, lądując przy tym z hukiem na podłodze - Aishh Chani, telefon. - co on tu do cholery robi? Przecież wyraźnie mi powiedział, że jest z Daegu, a to aż cztery godziny stąd - No ładnie... poszła ci szybka. - rzuciłem plecak na ziemię, idąc szybkim krokiem w kierunku Rowoona. Ubrany był w mundurek należący do tej szkoły... w co on pogrywa do cholery? Czułem jak z każdym kolejnym krokiem, coraz bardziej uginają się pode mną nogi, a serce zaczyna bić niezwykle szybko. Nie zwariowałem, przecież Hyunjin potwierdził, że to Rowoon.. Niewiele myśląc wparowałem w grupkę 3-klasistów, stając twarzą w twarz z uśmiechniętym od ucha do ucha chłopakiem. 
- Ejjj..
- Co ty wyprawiasz gnojku? 
- Chani. - Rowoon przywitał mnie radośnie, czochrając moje włosy.
- Znasz go?
- Tak, byliśmy razem na rejsie. 
- Co ty tutaj robisz? - wypaliłem bez najmniejszego zastanowienia. Nie mogłem uwierzyć w to, że stoję znów twarzą w twarz z moim... z moim byłym chłopakiem.
- Chodzę tu do szkoły. - zaśmiał się, poprawiając mi marynarkę mundurka - Już nie pamiętasz?
- Nie rób ze mnie idioty... Mówiłeś, że mieszkasz w Daegu. 
- Chanhee, co z tobą?
- To może my was zostawimy..
- Widzimy się potem Rowoon. - ja chyba śnię. Co ten idiota wyprawia? Ja... nie wiem nawet, co mam powiedzieć. Przecież wyraźnie mówił, że jest z Daegu... że często bywa w Seoulu i być może kiedyś mnie odwiedzi. Czy on jest naprawdę jakiś nienormalny, czy to ze mną jest coś nie tak? 
- Cieszę się, że cię widzę. - powiedział z uśmiechem, gdy jego koledzy zostawili nas samych. Zmarszczyłem jedynie brwi, przełykając z trudem gulę znajdującą się w moim gardle. Znów miałem ochotę mu przyłożyć i wtulić się w niego jednocześnie. 
- Ty... ty sobie ze mnie żartujesz?
- O czym ty mówisz?
- Co ty tu robisz do cholery jasnej? 
- Uczę się w tej szkole od trzech lat. 
- Rowoon... nasza pierwsza, poważniejsza rozmowa, pamiętasz? Opowiadałeś mi o swojej dziewczynie, siostrze, Daegu... naprawdę tego nie pamiętasz?
- Hm... chyba się ostatnio nie wysypiasz. - westchnął, głaszcząc mnie po policzku. Czując jego dłoń na swojej twarzy, poczułem jak przez moje ciało przebiega ciepły dreszcz. Chciałem wbić się w jego wargi i nie odklejać się od nich przez długie godziny. Strasznie za nim tęskniłem... - Dobrze się czujesz?
- Rowoon.. - zrobiłem krok w kierunku bruneta, po czym stając z nim twarzą w twarz, dotknąłem ostrożnie jego warg, czując jak ten obdarowuje moje palce czułym, ledwo wyczuwalnym pocałunkiem. Robił to za każdym razem, gdy dotykałem jego ust... to pamięta - Nic nie rozumiem.
- Co ty chcesz tu rozumieć dzieciaku? - nasze oddechy stawały się coraz cięższe. Czułem się jak w jakimś pieprzonym filmie, z nie do końca dopracowaną fabułą. Okłamał mnie, dlaczego? - Tęskniłem za tobą, wiesz?
- To dlaczego się nie odezwałeś?
- Obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię.
- Hyung, my... musimy o tym porozmawiać.
- Porozmawiamy... ale nie teraz. - brunet szarpnął mnie za nadgarstek, ciągnąc mnie w kierunku najbliższej łazienki. Czułem jak z nerwów mundurek przykleja się do mojego ciała, a serce bije tak mocno, jakby miało za moment wyskoczyć z piersi. Zapytam jeszcze raz... co on tutaj robi i dlaczego kłamał? Co jest z tym chłopakiem nie tak i czemu daję mu się wplątać w tą jego chorą grę? Gdy weszliśmy do łazienki, Rowoon wepchnął mnie do jednej z kabin, zamykając za nami drzwi. Po chwili stałem przyciśnięty do ściany kabiny, rozgrzanym ciałem chłopaka. Rowoon wbił się w moje drżące wargi, całując mnie tak namiętnie i zachłannie, jak nigdy dotąd. Odwzajemniałem jego pocałunki ze łzami w oczach. Nigdy nie przypuszczałbym, że znów spotkam Rowoona i że będę tak blisko niego. Moje drżące dłonie błądziły po jego spodniach, chcąc ściągnąć je z niego jak najszybciej. Czułem się jak zwierzę. Nie mogłem zapanować nad swoimi emocjami... po prostu czułem ogromną potrzebę kochania się z Rowoonem. Nawet jeśli miałoby to się odbyć w szkolnej łazience, co jest wręcz karygodne i cóż... głupie. Wszystko działo się bardzo szybko. Nie zorientowałem się nawet, kiedy chłopak zsunął ze mnie spodnie. Byłem tak bardzo skupiony na pocałunkach z nim, że nie patrzyłem na to, co robią jego ręce. 
- Rowoon.. - z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk wywołany nagłą bliskością z chłopakiem. Przywarłem bardziej do jego ciała, czując na szyi jego zachłanne, lekko agresywne pocałunki. Jego biodra pracowały bardzo szybko, a ja z każdą kolejną sekundą czułem, jak odpływam coraz bardziej, tracąc jakąkolwiek świadomość i zdolność racjonalnego myślenia - Nie... nie wytrzymam.
- Chodź. - Rowoon usiadł na ubikacji, ciągnąc mnie tym samym za sobą. Kontynuowałem nasz obrzydliwie zwierzęcy stosunek, siedząc na nim okrakiem. Odjęło mi czucie w nogach. Byłem tak podniecony i zaskoczony tym wszystkim, że części mojego ciała odmawiały mi współpracy. W pewnym momencie po szkole rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Chwyciłem twarz hyunga w obie dłonie, stykając się z jego czołem. Wymienialiśmy się jedynie ciężkimi, niemiarowymi oddechami i niedokładnymi pocałunkami.
- Dzwonek.
- Pieprzyć to. - Rowoon rozpiął kilka guzików mojej koszuli, wbijając się wargami w moje obojczyki i klatkę piersiową. Wygiąłem się jedynie lekko do tyłu, opierając się dłońmi na jego kolanach. Moje biodra zaczęły pracować coraz szybciej, czym sprawiałem sobie ogromny ból, ale chęć i potrzeba bycia blisko chłopaka tuszowała cały dyskomfort. 
- Jeszcze... jeszcze moment. - hyung chwycił mnie za biodra, wykonując przy tym bardzo mocne, gwałtowne ruchy, na które nie byłem gotowy. Mimo to, zacisnąłem kurczowo dłonie na jego mundurku, wgryzając się niemalże do krwi w jego szyję. Poczułem jak przyjemne ciepło i miłe mrowienie w podbrzuszu, zalewają moje ciało. Lekko przyćmiony i zdezorientowany, spojrzałem na Rowoona, widząc malujący się na jego buzi uśmiech - Hyung. - owinąłem ręce wokół jego szyi, składając przy tym czuły pocałunek na jego słodkich, ciepłych wargach - Kocham cię nad życie. - szepnąłem, czując jak jego dłonie suną pod koszulą mojego mundurka. 
- Nie opowiadaj takich rzeczy. - mruknął, drapiąc lekko moje plecy - To tylko seks. - przełknąłem z trudem ślinę, spoglądając niepewnie na bruneta.
- Nie rób mi tego po raz drugi. - cała rozkosz i przyjemność, które towarzyszyły mi przez ostatnie minuty, zaczęły powoli zamieniać się w ból i gorycz - Nie rób mi tego, błagam cię. 
- Chanhee, o czym ty mówisz? 
- Rowoon, nie.. - do moich oczu napłynęły łzy. Wbiłem je w hyunga, wpatrując się w niego jak zbity pies, ale do niego nic nie trafiało. Zaczął się nagle zachowywać jak skończony burak, który chciał tylko zaspokoić swoją seksualną potrzebę i znów się ze mną pożegnać.
- Ale o czym ty mówisz? Od początku rejsu chodziło przecież tylko o jedno.
- Chyba nie rozumiem.
- Umawialiśmy się tylko na seks.
- Co ty pieprzysz? - zerwałem się na równe nogi, pospiesznie się ubierając - Rowoon, nie poznaję cię.
- Chyba teraz to ja nie rozumiem. 
- Byliśmy przecież razem... nie rozumiem o jakim seksie mówisz. Dzisiaj był drugi raz kiedy... sam wiesz.. - hyung wpatrywał się we mnie z drwiącym uśmiechem, co niezwykle mnie bolało, ale wiedziałem też, że nie mogę nic z tym zrobić.. nie poznaję go - Rowoon.. 
- Widzimy się po lekcjach?
- Słucham.. 
- Chcesz się spotkać czy nie?
- Nie. - powiedziałem stanowczo, sięgając dłonią na klamkę - Przynajmniej jedna rzecz się w tobie nie zmieniła... jesteś tak samo beznadziejny jak podczas rejsu. 
- Chani.. 
- Jesteś.. aishh nie warto o ciebie walczyć, wiesz? I głupi byłem, że w ogóle próbowałem.
- Ale..
- Pieprz się. - wyszedłem z kabiny, trzaskając mocno drzwiami.
- To już mnie nie kochasz?! - zatrzymałem się, czując cisnące się do oczu łzy. Byłem zabawką w jego rękach? Boże, nie rozumiem... przecież widziałem, jak na mnie patrzył... czułem bijącą od niego miłość, kiedy do mnie mówił... dotykając mnie, pieścił jakby dotykał najdelikatniejszej istoty na świecie. Co się z nim dzieje?
- Kocham! I co to zmienia?! - Rowoon jedynie oblizał wargi, uciekając przy tym wzrokiem - No właśnie... spieprzyłeś mi ten wyjazd i spieprzysz ten rok w nowej szkole. 
- Chanhee.. - wyszedłem z łazienki, czując jak złość i ogromne rozczarowanie Rowoonem rozsadza mnie na miliony kawałków. Nie wiem co mam robić i czy w ogóle jest sens robić cokolwiek. Czuję się beznadziejnie. Nie wierzę, że dałem mu się tak łatwo omotać i znów dać wykorzystać. Boże, jakie to podłe z jego strony. Ale nie spocznę... nie poddam się, dopóki nie poznam prawdy o tym kretynie.



*


                  Nie mogłem skupić się na lekcjach przez cały dzień. Cały czas zastanawiałem się nad tym, dlaczego spotkałem tu Rowoona, skoro twierdził, że mieszka w Daegu. Dlaczego kłamał? I... i ten seks. To było niesamowicie ekscytujące, ale teraz czuję się podle. Czuję się upokorzony i pomieszany z błotem... zdeptany jak ściera. Jak on mógł mi coś takiego zrobić? 
               Wyszedłem ze szkoły, wpatrując się ślepo przed siebie. Nie chciałem wracać do domu.. nie miałem też ochoty iść z Hyunjinem na obiad... miałem ochotę zapomnieć o wszystkim i zniknąć, tak po prostu. Kręcąc się po szkolnym dziedzińcu, zauważyłem wychodzącego na parking Rowoona. Przystojnego, cholernie pociągającego Rowoona. Byłem jednak tak wściekły, że jedyne na co miałem ochotę, to porządne danie mu w twarz. Niewiele więc myśląc ruszyłem w jego kierunku, zaciskając przy tym drżące dłonie w pięści. Wtedy jednak na parking wjechał jakiś czarny, sportowy samochód, ewidentnie trąbiąc na chłopaka. Nie zatrzymywałem się. Wbiegłem na parking, zrzucając przy tym plecak z ramion.
- Rowoon! - auto zatrzymało się, a ze środka wyszła niesamowicie wysoka i piękna brunetka, która przywitała chłopaka szerokim uśmiechem. Wydaje mi się, że to może być jego siostra... są do siebie bardzo podobni.
- Jak tam w szkole?
- Nudy jak zawsze.
- Ja ci dam nudy, leniu! Wskakuj do samochodu, bo nie mamy czasu.
- Rowoon.. - podbiegłem do samochodu, wpatrując się z przejęciem w chłopaka. Ten jednak westchnął głęboko, otwierając sobie drzwi.
- Spieszę się Chani.
- Ale..
- Do jutra. - burknął, wchodząc do środka. Zagryzłem jedynie wargę, czując cisnące się do oczu łzy.
- Hej... co się dzieje? - uniosłem wzrok, widząc zainteresowaną tą sceną młodą kobietę. Stwierdziłem, że jest to moja jedyna i ostatnia szansa, by dowiedzieć się czegoś o Rowoonie.
- Kang Chanhee... nazywam się Kang Chanhee, proszę mnie gdzieś znaleźć. Muszę z panią porozmawiać. 
- Ale o co chodzi?
- Noona! Spieszymy się! 
- Proszę, to dla mnie bardzo ważne. 
- W porządku. Wieczorem postaram się do ciebie odezwać. - gdy odjeżdżali, moje serce biło niezwykle szybko. Ta kobieta może mi pomóc poznać prawdę o tym chłopaku. Obiecuję sobie z tego miejsca, że gdy tylko dowiem się dlaczego Rowoon tak się zachowuje to odpuszczę. Zmienię szkołę, usunę go ze wszystkich możliwych portali.. czuję, że tak będzie najlepiej. 


*


                              Gdy tylko wróciłem do domu, zamknąłem się w swoim pokoju, kręcąc się po nim niezwykle nerwowo. W rękach ściskałem swój telefon, czekając na jakąkolwiek wiadomość od dziewczyny. Pewnie już pracuje i ma dużo rzeczy na głowie i w sumie nazwę to cudem jeśli się odezwie, ale nie mogę tracić nadziei... w końcu obiecała. Minuty podczas czekania dłużyły mi się niesamowicie. Każda z nich przybliżała mnie do kolejnej godziny czekania... jedna, dwie, trzy... dochodziła już 23:24... W momencie, w którym usiadłem na łóżku, godząc się powoli z porażką, w ściskanym w dłoni telefonie poczułem wyraźną wibrację. Spojrzałem na niego, widząc w nim wiadomość od obcej mi osoby. To ona! 
<- Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale dopiero skończyłam pracę. 
-> Nic się nie stało, naprawdę. Dziękuję, że Pani napisała
<- W porządku. Pewnie będziesz mieć teraz problem z wyjściem z domu, prawda? 
Chce się spotkać teraz? Dziwne, ale z drugiej strony chcę załatwić to jak najszybciej, by jak najszybciej odciąć się od tego buraka. 
-> Nie, moi rodzice już śpią. Dam radę wyjść
<- Napisz mi adres, przyjadę do Ciebie
Byłem dziwnie podekscytowany tym faktem, sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że w końcu dowiem się w kim tak naprawdę się zakochałem? Komu zaufałem i z kim sypiałem... Bałem się tej prawdy, ale z drugiej strony musiałem ją poznać. Nie widziałem tu innej opcji. Po około 20-tu minutach dostałem wiadomość, by zejść na dół. Gdy zszedłem pod blok, zauważyłem stojący na parkingu samochód, który widziałem dzisiaj pod szkołą. Wsiadłem do niego bez najmniejszego zawahania, mimo że kompletnie nie znałem tej kobiety, nie wiedziałem jaka jest, do czego jest zdolna... 
- Dobry wieczór.
- Cześć... Chanhee, tak? - skinąłem jedynie głową, widząc jak ta głęboko wzdycha, popijając kupioną w kawiarni obok kawę - O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
- O... o Rowoonie. To pani brat, prawda? 
- Tak... to mój brat. - powiedziała niezwykle cicho, wbijając wzrok w pusty parking - Coś się stało?
- On... on na coś choruje.. a ja muszę wiedzieć, co to jest. - brunetka spojrzała na mnie, marszcząc przy tym brwi.
- Kim dla niego jesteś, że tak cię to interesuje? - no tak, mogłem się spodziewać tego pytania. Muszę jej powiedzieć prawdę, by ta przyznała się do choroby swojego brata.
- Ja... byliśmy razem na rejsie... byłem jego współlokatorem i.. my.. 
- Chanhee, co tam się stało?
- Byliśmy razem.... chyba. - dziewczynę zamurowało. Odstawiła pospiesznie swój kubek z kawą, głęboko się nad czymś zastanawiając. Bałem się odezwać choćby jednym słowem. Wiem, że musi być zaskoczona faktem, że jej brat jest chyba gejem... sam nie wiem jak to nazwać. 
- Ja... nie powinnam o to pytać, ale... jak blisko byliście? - odwróciłem jedynie wzrok, bawiąc się przy tym nerwowo palcami - Mhm... powiedz mi, ile masz lat?
- 16-cie.
- Boże kochany. - westchnęła, zaciskając dłonie na kierownicy - Nie powinieneś..
- Teraz już za późno..
- Tak.. masz rację, ale... Boże, co za idiota, wstyd mi za niego. 
- On... ciągle słyszałem o jego chorobie, ale nikt nie chciał mi powiedzieć o co chodzi. Ciągle miał zmienny nastrój, jakieś tajemnice... raz... raz mówił.. - wziąłem głęboki oddech, odrywając z nerwów skórkę znajdującą się blisko paznokcia - Raz byłem dla niego ważny, a za dziesięć minut byłem największym śmieciem.
- Chanhee, posłuchaj mnie... 
- Zależy mi na nim, naprawdę... ja muszę wiedzieć, co mu jest.
- Masz dopiero 16-cie lat.. przed tobą masa takich miłości.
- Nie. - zaprzeczyłem pospiesznie, spoglądając na kobietę - Błagam... proszę mi powiedzieć. Chcę wiedzieć, jak mu pomóc.
- Jemu nie da się pomóc, Chanhee. - otworzyłem szerzej oczy, czując towarzyszący mi, coraz większy strach. Moje oczy zaszły łzami, a ręce zaczęły trząść się jak przysłowiowa galareta - Dobrze, powiem ci.. Wszystko zaczęło się po śmierci naszych rodziców. - skoro na wstępie otrzymałem tak bolesną i mocną informację, boję się myśleć, co będzie dalej - Straciliśmy ich cztery lata temu. Wracali od znajomych, mieszkających dosłownie kilka domów od nas. Wjechał w nich jakiś pijany mężczyzna... nasza mama zginęła na miejscu.. ojciec w drodze do szpitala. - kobieta nabrała dużo powietrza do płuc, podczas gdy jej wymalowane idealnie oczy zaszły łzami - Rowoon bardzo się w sobie zamknął. Był wtedy tak naprawdę dzieciakiem... Bał się, że trafi w ręce opieki społecznej.. każdej nocy, przez równe siedem miesięcy, budził się z krzykiem.. płakał. Nie mógł się pogodzić z odejściem rodziców. W końcu gdy sąd przyznał mi prawa do opieki nad nim, zapisałam go na terapię. Nie miałam siły się nim opiekować, strasznie mnie to przerosło... Miałam wtedy tylko 24 lata, a musiałam rzucić studia, by w stu procentach zająć się pracą, żeby nas utrzymać. Bałam się o niego, dlatego szukałam pomocy u lekarzy... - brunetka zrobiła przerwę, upijając lekko drżącą ręką łyk kawy - Rowoon leczył się u sześciu psychiatrów, ale żaden nie potrafił mu pomóc... zaczął mieć zaburzenia psychiczne... zaburzenia, które postępują z dnia na dzień. - wcisnęło mnie w fotel. Czułem, że coś może być na rzeczy, ale nie sądziłem, że sprawa jest aż tak poważna. Teraz już wiem dlaczego oburzał się, kiedy nazywałem go idiotą i śmiałem się, że pomieszane w głowie. Ma świadomość tego, że coś jest z nim nie tak... jak to działa do cholery?
- Ja... nie wiem co powiedzieć, przepraszam. 
- W porządku... jeśli.. jeśli nie będziesz chciał utrzymywać z nim kontaktu, zrozumiem to..
- Nie. - spojrzałem na kobietę, widząc lekkie zdziwienie na jej twarzy - Ja... hyung jest dla mnie bardzo ważny, on... - zacisnąłem powieki, nabierając dużo powietrza do płuc. Cholera jasna, nie wierzę. Jak to się w ogóle stało, że wpadłem na kogoś takiego? Ba! Że się w kimś takim zakochałem. Ale czy jego choroba coś zmienia? Nie... nadal go kocham, nadal uważam, że jest to osoba, której potrzebuję i nadal chcę z nim być. Pytanie tylko, czy sobie z tym wszystkim poradzę - Problem w tym, że.. że nie potrafię momentami pojąć jego zachowania. Na początku naszej znajomość wydawał się normalnym, fajnym chłopakiem, a... a potem coś się zmieniło...
- Pewnie po tym, jak skończyły mu się leki i zaczął przyjmować nowe. - spojrzałem na brunetkę, marszcząc przy tym brwi - Wysłałam mu leki, jak mieliście postój.. chyba na Filipinach.. milion razy pytałam go, czy aby na pewno wziął odpowiednią ilość leków. A w trakcie rejsu napisał do mnie, że mu się leki skończyły... nieodpowiedzialny dureń. - teraz wszystko zaczyna mi się układać w jedną całość. Jego złość i gwałtowne przekopywanie pokoju... poczta, o której nie chciał mi nic powiedzieć i nagła zmiana nastroju... zmienił leki - Chanhee... - dziewczyna  spojrzała na mnie, wzdychając - Mam nadzieję, że cię w żaden sposób nie skrzywdził. 
- Zależy jak na to patrzeć. - burknąłem, zaciskając dłonie na spodniach.
- Co masz na myśli?
- Nigdy mnie nie uderzył... może parę razy obraził, ale... ale jakoś starałem się przymykać na to oko.. Najgorsze jest to, że on sam nie wie czego chce. - wziąłem głęboki oddech, oblizując nerwowo wargi - Strasznie głupio mi o tym mówić..
- Daj spokój, jestem jego siostrą i jedyną osobą, jaką ma... muszę wiedzieć, co się działo na tym rejsie. 
- Raz twierdził, że mnie kocha i że jestem dla niego najważniejszą osobą na świecie, a na drugi dzień ot tak potrafił kopnąć mnie w dupę, twierdząc, że nic do mnie nie czuje. - powiedziałem na jednym tchu, odwracając przy tym wzrok. Czułem się przygnębiony i zażenowany tą sytuacją, ale wiedziałem, że jego siostra jest moją jedyną deską ratunku.
- Chanhee.. musisz wiedzieć, że Rowoon zapomina o wielu rzeczach. Pamięta twarze, ludzi, ale co z nimi robił... strasznie mu się to miesza. Dużo rzeczy robi nieświadomie... nieświadomie też krzywdzi.. potrafi uderzyć, powiedzieć coś nieprzyjemnego.. - kobieta westchnęła, dopijając swoją kawę, której mocny zapach rozszedł się już po całym samochodzie - Nie powinieneś się w to pakować... jesteś na to za młody.
- Nie.. obiecałem sobie, że jak poznam o nim prawdę to odpuszczę, ale nie potrafię. Czuję się za niego odpowiedzialny. Może... może nigdy nic dla niego nie znaczyłem, ale chcę być ciągle przy nim.
- Mądry z ciebie dzieciak, ale... ale nadal dzieciak..
- Mam rozumieć, że lepszą opcją dla Rowoona będzie to, żeby był cały czas sam, tak? Bez znajomych, przyjaciół... sam.. 
- Nie.. on powinien mieć wokół siebie jak najwięcej ludzi. Tylko co ja poradzę na to, że ci ludzie po pewnym czasie się od niego odwracają, bo nie są w stanie udźwignąć problemu?
- I pani uważa, że jestem taki sam? 
- W zasadzie jesteś pierwszą osobą, która tak o niego walczy. 
- Widocznie to za mało.. - burknąłem, wbijając wzrok w pusty parking. Nie ufa mi... dlaczego nie chce dopuszczać do Rowoona ludzi? Aż dziwię się, że nie zabrała go jeszcze ze szkoły i że nie trzyma go 24 godziny na dobę w jego pokoju.
- Chcesz mi powiedzieć, że umiałbyś zająć się 20-latkiem?
- Słucham? - spojrzałem na nią gwałtownie, mając wrażenie, że się porządnie przesłyszałem.
- Tego też ci nie powiedział..
- Przecież jest w trzeciej liceum.
- Tak, bo nie zdał. Przez długie leczenie zawalił dwa razy drugą klasę. - przetarłem twarz dłońmi, biorąc przy tym porządnie głęboki oddech.
- Czy... czy jest o nim coś jeszcze, czego nie wiem?
- Nie ufa ludziom. Odkąd ta laska z rejsu tak go potraktowała, nabrał ogromnego dystansu. Zauważyłam, że czasami nawet boi się powiedzieć o tym, co czuje, żeby nie zostać wyśmianym..
- Muszę z nim porozmawiać.
- Co?
- Teraz... proszę.
- Jest po 24. Chanhee, przemyśl to jeszcze milion razy, a potem kolejny milion, proszę cię. 
- Nie mam nad czym myśleć. To, że jest chory niczego nie zmienia. Bardzo mi na nim zależy i nie mogę pozwolić na to żeby był sam.
- Rozumiem, że możesz być zakochany, ale w tym wieku... w twoim wieku związki kończą się bardzo szybko..
- Ciągle mnie pani obraża.
- Nie, absolutnie nie.
- To proszę przestać traktować mnie jak dziecko. - zapiąłem pasy, spoglądając na kobietę - Proszę.. muszę go zobaczyć.
- Uparty z ciebie chłopak. - westchnęła, ruszając. Chyba już nie miała siły dłużej nastawiać mnie przeciwko chłopakowi, a ja nie miałem najmniejszej ochoty nadal tego wysłuchiwać. Zakochałem się w chorej psychicznie osobie, która nie ufa ludziom, boi się ich, trzyma na dystans... która momentami nie ma pojęcia, co robi i nie panuje nad własnymi emocjami... która przeszła w życiu więcej niż wszyscy moi znajomi razem wzięci. A mimo to kocham go i chcę ciągle przy nim być. Pytanie tylko czy on tego chce i czy mi na to pozwoli...







~c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------