- Denerwujesz się?
- Nie. - spojrzałem na zaniepokojonego Taeyonga, popijającego szpitalną kawę z automatu. Kilka dni temu, gdy u niego spałem, zaciągnął mnie na badania. Opowiedział lekarzowi o moich krwotokach, o tym, że miewam gorączkę, o nadużywaniu alkoholu. Byłem badany przez kilka godzin pod różnym kątem, a teraz od ponad godziny siedzieliśmy na korytarzu, czekając na wyniki - Wiem po prostu, że nic mi nie jest.
- No to się zaraz okaże.
- Ładnie mi życzysz. - zaśmiałem się, upijając kilka łyków wody.
- Yuta.. przecież wiesz, że mam nadzieję, że nic ci nie jest.
- Wiem, przecież żartuję. - uniosłem wzrok, widząc jak drzwi do gabinetu lekarza w końcu się otwierają.
- Nakamoto Yuta?
- Tak, to ja.
- Zapraszam. - wziąłem głęboki oddech, idąc w kierunku mężczyzny. Tae od razu poderwał się z krzesła, chcąc wejść ze mną do gabinetu - Niech pana chłopak lepiej zostanie.. Chcę najpierw porozmawiać na osobności.
- A.. nie, to nie jest mój chłopak.
- Tym lepiej.. proszę zostać i poczekać na kolegę. - skąd w jego głowie uroił się taki pomysł, że Taeyong to mój chłopak? Głupota.. - Niech pan siada. - zająłem wyznaczone miejsce, wbijając wzrok w mężczyznę.
- Wiadomo, co mi jest?
- Tak. - moje serce zabiło dwa razy mocniej. Od samego początku liczyłem na odpowiedź: "Nic ci nie jest".
- No to..
- Jeśli na korytarzu siedzi pański partner, lepiej będzie dla niego, jeśli też wykona badania.
- Słucham? Niby dlaczego miałby to robić? - lekarz sięgnął po kopertę z dokumentami, podsuwając ją pod mój nos. Drżącymi rękoma wyjąłem z niej kilka kartek, mierząc się z ostatecznym wyrokiem - HIV? - poczułem, jak tracę grunt pod nogami. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Doigrałem się... złapałem to gówno na własne życzenie i przez własną głupotę - Ale jak to..
- Rozumiem, że jest pan zdenerwowany..
- Ja umrę? - pociągnąłem nosem, starając się walczyć z emocjami, ale nie potrafiłem. Był to dla mnie tak bolesny cios, że nie potrafiłem nad sobą zapanować.
- Nie.. proszę mnie posłuchać. - lekarz westchnął, uważnie mi się przyglądając - Na pana szczęście, wykryliśmy to w początkowym stadium, dzięki czemu od razu zabierzemy się za leczenie. Nie pozbędzie się pan choroby, ale zapewniam pana, że dzięki leczeniu, nie będzie ona postępować. - wytarłem nerwowo mokre od łez policzki, spoglądając na mężczyznę - Będzie pan musiał przyjmować leki, ograniczyć kontakty seksualne.. Jeśli będzie pan chciał się kochać, będzie pan musiał się zabezpieczać. Pan i pana partner.
- Boję się.
- Rozumiem.. Ale proszę mi uwierzyć, że jest pan w dobrych rękach. - skinąłem głową, starając się uspokoić. Wiedziałem, że za moment stanę twarzą w twarz z Taeyongiem, a nie chcę, by wiedział o chorobie - Proszę ochłonąć.. umówimy się za kilka dni na badania, opowiem panu o lekach.. Wszystko będzie dobrze.
- Mam prośbę.
- Słucham.
- Te wyniki.. to sprawa między mną a panem.
- Nie chce pan nikogo upoważniać do wglądu w wyniki.
- Nie... nikt nie może się dowiedzieć.
- Rozumiem.
- Dziękuję.. - wstałem z krzesła, czując jak robi mi się słabo.
- W porządku?
- Tak.. tak, jest okej. - zakleiłem dokładnie kopertę z wynikami, idąc w kierunku drzwi - Do widzenia.
- Głowa do góry. - wziąłem głęboki oddech, przyklejając uśmiech do twarzy.
- I co? - Taeyong wyrwał w moim kierunku, łapiąc mnie za nadgarstek - Wiedzą co ci jest?
- Wszystko jest w porządku.
- Serio?
- Tak.. to tylko zmęczenie.
- O Jezu, jakie szczęście. - przyjaciel uśmiechnął się, klepiąc mnie po plecach - Tak się denerwowałem, że myślałem, że jajko tu zniosę.
- Szkoda, że nie zniosłeś. To byłoby coś. - chciałem być już sam. Chciałem w końcu się wypłakać i wykląć swoją głupotę, ale przy chłopaku musiałem być twardy - To co? Odwiozę cię do domu i spadam do siebie.
- Chodź na jakieś żarcie. Musimy to uczcić.
- Nie jestem głodny. Może skoczymy wieczorem?
- Yutaaaa..
- Tae, proszę cię.. Chcę trochę ochłonąć.
- Dobra no. Niech ci będzie. - gdy wsiedliśmy do samochodu, rzuciłem kopertę z wynikami na tylne siedzenie, odpalając auto.
- Zajedziemy jeszcze na stację. Muszę zatankować.
- Okej. A na którą się wstępnie umawiamy?
- Hm.. może 20-ta?
- Spoko. Może pogadam z Sichengiem, żeby z nami poszedł? - HIV... przecież to brzmi jak wyrok. Jak mogłem być takim idiotą? Zachowywałem się tak irracjonalnie, tylko dlatego, że nie mogłem pogodzić się z odejściem Sichenga. A teraz do końca życia będę walczyć z chorobą, która kojarzy się z narkomanami i dewiantami. Gdybym nie wiózł teraz Tae, wjechałbym w jakiś słup i oszczędził sobie takiego upokorzenia.. - Hej, Yuta.
- Hm? - spojrzałem na chłopaka, ruszając.
- W porządku?
- Tak.. zamyśliłem się.
- Nad czym?
- Nad tym, gdzie pójdziemy. - chłopak parsknął śmiechem, uważnie mnie obserwując.
- Jaja se robisz?
- Czemu?
- Co to za dylemat?
- No widzisz... każdy jakieś miewa.
- Tak błahe?
- Co cię wzięło na takie filozoficzne myśli?
- A bo ja wiem. - chłopak wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodnie - No.. mówiłem, że może Sicheng by z nami poszedł, co?
- Daj spokój.
- Dlaczego? Ostatnio odwaliłeś taką akcję, że może wreszcie zrozumie, że ci na nim zależy?
- Dobrze się stało.
- Yuta, co z tobą? - zatrzymałem się na stacji benzynowej, otwierając drzwi.
- Chcesz coś?
- Nie, dzięki. - to jakiś żart. Nie wierzę w to, że jestem nosicielem tego gówna. Kocham Sichenga nad życie, ale dobrze się stało, że się rozstaliśmy. W życiu nie wybaczyłbym sobie, gdybym go zaraził. Jest tak delikatnym i wrażliwym chłopakiem, że w życiu nie udźwignąłby takiego ciężaru. A Tae? Jest moim przyjacielem do cholery. Nie dam rady ukrywać przed nim faktu, że jestem chory. Prędzej czy później się o tym dowie. Jestem ciekaw jak zareaguje... Zatankowałem, po czym poszedłem zapłacić i kupić sobie coś do picia. Trochę mi to zajęło przez tłok panujący na stacji. Gdy w końcu udało mi się wszystko załatwić, wróciłem do samochodu. W momencie, w którym do niego wsiadałem, zauważyłem przeglądającego dokumenty chłopaka.
- Kto pozwolił ci to ruszać?! - wrzasnąłem, wyrywając z jego rąk moje wyniki - Musiałeś je przejrzeć, prawda?! Inaczej nie byłbyś sobą!
- Yuta..
- Jak mogłeś.. - warknąłem, rzucając je na tylne siedzenia. Ale wstyd. Co ja mam mu teraz powiedzieć?
- HIV? - szepnął, kładąc rękę na moim udzie - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chcę o tym gadać.
- Yuta, jesteśmy przyjaciółmi.. - zagryzłem wargę, czując spływającą po policzku, chłodną łzę. Przeniosłem wzrok na chłopaka, mając wrażenie, że moje serce lada moment eksploduje.
- To nie jest proste, Taeyong... Poza tym, czym mam się chwalić?
- Nie chwalić, ale porozmawiać ze mną.. szczerze.
- Wszystko już wiesz. - ruszyłem. Ten dzień to dla mnie kolejny, silny szok. Naprawdę mam już dość tego wszystkiego.
- I co teraz będzie?
- Nic. - wzruszyłem ramionami, przyspieszając - Będę się leczyć.. tyle w temacie.
- Wiem, że się boisz.. - zahamowałem gwałtownie, zatrzymując się na bocznej, niewielkiej uliczce, którą jechaliśmy.
- Nie, niczego nie wiesz Tae! I błagam cię, skończmy ten temat!
- Nie krzycz.
- To wszystko jest cholernie ciężkie. - uderzyłem ręką o kierownicę, biorąc przy tym głęboki oddech.
- Wiem, jak musisz się teraz czuć, ale jestem przy tobie i będę, rozumiesz? Pomogę ci.
- Jak? - spojrzałem na przyjaciela, pociągając przy tym nosem - Jestem nosicielem, dociera to do ciebie?
- Dociera, ale to nie jest wyrok, Yuta. Żyjemy w takich czasach, że lekarze na pewno ci pomogą.
- To wszystko to kara. - Tae otworzył szerzej oczy, przełykając przy tym dość głośno ślinę - To kara za Sichenga.
- Co ty opowiadasz?
- Mówię ci... karma wraca. Najpierw straciłem osobę, którą kocham, a dzisiaj dowiedziałem się, że jestem chory. - sięgnąłem po chusteczki, wydmuchując przy tym nos - Boże, gdybym go zaraził..
- Nie kochaliście się?
- Nie.. na szczęście nie. Poza tym złapałem to gówno po tym, jak mnie zostawił. Przegrałem nie tylko nasz zakład.. w tym momencie przegrałem absolutnie wszystko. - Taeyong szarpnął mnie za rękę, mocno mnie przytulając.
- Obiecuję ci, że wszystko się dobrze skończy. Daj sobie tylko trochę czasu.
- Nie dam rady..
- Dasz. Jesteś silnym, dzielnym facetem. Musisz tylko wziąć się w garść.
- Nic nikomu nie mów, błagam cię.
- Jasne.. wszystko zostanie między nami. Nie bój się.
*
Leżałem na kanapie, przeglądając wyniki badań. W moim mieszkaniu panowała kompletna cisza. Zagłuszał ją jedynie dudniący o szyby deszcz i silny wiatr, próbujący włamać się w szczeliny okien. Od dłuższego czasu wpatrywałem się beznamiętnie w swój wynik.. Trzy proste litery, a narobiły tyle zamieszania i napędziły tyle strachu, że to się w głowie nie mieści. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Nawet nie drgnąłem.. Wpatrywałem się w karty badań, czując coraz większą gorycz i żal do całego świata. Dzwonek i pukanie do drzwi nie ustępowały. Odłożyłem kartki na stół, po czym ruszyłem niechętnie do przedpokoju.
- Moment! - wywinąłem oczami, szarpiąc gwałtownie za klamkę. Ujrzałem stojącego w progu przemokniętego i zmarzniętego Sichenga. Płakał... nie rozumiem, co musiało się stać, że przyszedł akurat do mnie - Sichengie.. - 18-latek wszedł do środka, mocno mnie przytulając. W momencie, w którym przywarł do mojego ciała, zaczął zanosić się łzami jak dziecko. Mimo że był zimny i mokry jak diabli, przytuliłem go z całej siły, całując go odruchowo w głowę - Co się stało?
- Yuta..
- Rozbierz się. - pchnąłem drzwi nogą, po czym zabrałem się za rozpinanie jego kurtki.
- Taeyong mi o wszystkim powiedział. - zawiesiłem się. Trzymając za materiał jego ubrania, wpatrywałem się w jego klatkę piersiową, przeklinając w myślach swojego przyjaciela - Yuta.
- O czym ci powiedział?
- O tym, że jesteś chory. - wydusił przez ściśnięte gardło, wpatrując się we mnie zapłakanymi oczyma - Nie zostawię cię z tym.
- Słucham? - nastolatek chwycił mnie za twarz, przywierając do mnie wargami. Rozpłynąłem się. Czułem, że jest to najlepsze lekarstwo na całe zło tego świata.
- Przepraszam.. przepraszam, że to powiem, ale dopiero jak uświadomiłem sobie, że mogę cię stracić, zrozumiałem jak mocno cię kocham. - wyszeptał, ponownie się do mnie przytulając - Kocham cię. - jak się czułem? Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Nie sądziłem, że taki moment jeszcze kiedykolwiek nadejdzie. Wiedziałem, że powinienem mu powiedzieć, że to koniec, bo ryzyko zarażenia go jest ogromne, ale nie potrafiłem. Mając go znów przy sobie nie myślałem racjonalnie. Znów wyszedłem na pieprzonego egoistę. Chwyciłem jego drobną buzię w obie dłonie, uważnie mu się przyglądając. Chciałem się uśmiechać. Śmiać się tak, jak dawniej, ale widząc wymalowany na jego twarzy ból i smutek, miałem ochotę płakać razem z nim..
- Nie płacz.
- Wiem, nie powinienem... przepraszam.
- Wyjdę z tego, obiecuję. Dla ciebie..
- Yuta..
- Tylko bądź przy mnie. Bądź przy mnie dzieciaku. - przywarłem do niego czołem, głęboko przy tym oddychając - Przepraszam cię za wszystko. Dostałem już odpowiednią karę..
- Nie gadaj głupot, błagam cię.
- Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj. Cokolwiek by się nie stało, pamiętaj o tym. Zrozumiałeś?
- Yuta..
- Powiedz mi, czy to rozumiesz.
- Rozumiem. - był w totalnej rozsypce. Nigdy nie widziałem go w tak opłakanym stanie. Było mi go tak potwornie żal, ale co miałem zrobić? Powiedzieć mu, czy pozbędę się choroby? Że będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce? Nie, nie będziemy. Możemy do tego dążyć, ale zawsze natrafimy na jakieś problemy. Nie wiem co ze mną będzie. Nie wiem, co stanie się jutro, za tydzień, za pół roku.. Nie wiem i nie chcę obiecywać mu rzeczy, których nie spełnię.
- Moment! - wywinąłem oczami, szarpiąc gwałtownie za klamkę. Ujrzałem stojącego w progu przemokniętego i zmarzniętego Sichenga. Płakał... nie rozumiem, co musiało się stać, że przyszedł akurat do mnie - Sichengie.. - 18-latek wszedł do środka, mocno mnie przytulając. W momencie, w którym przywarł do mojego ciała, zaczął zanosić się łzami jak dziecko. Mimo że był zimny i mokry jak diabli, przytuliłem go z całej siły, całując go odruchowo w głowę - Co się stało?
- Yuta..
- Rozbierz się. - pchnąłem drzwi nogą, po czym zabrałem się za rozpinanie jego kurtki.
- Taeyong mi o wszystkim powiedział. - zawiesiłem się. Trzymając za materiał jego ubrania, wpatrywałem się w jego klatkę piersiową, przeklinając w myślach swojego przyjaciela - Yuta.
- O czym ci powiedział?
- O tym, że jesteś chory. - wydusił przez ściśnięte gardło, wpatrując się we mnie zapłakanymi oczyma - Nie zostawię cię z tym.
- Słucham? - nastolatek chwycił mnie za twarz, przywierając do mnie wargami. Rozpłynąłem się. Czułem, że jest to najlepsze lekarstwo na całe zło tego świata.
- Przepraszam.. przepraszam, że to powiem, ale dopiero jak uświadomiłem sobie, że mogę cię stracić, zrozumiałem jak mocno cię kocham. - wyszeptał, ponownie się do mnie przytulając - Kocham cię. - jak się czułem? Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Nie sądziłem, że taki moment jeszcze kiedykolwiek nadejdzie. Wiedziałem, że powinienem mu powiedzieć, że to koniec, bo ryzyko zarażenia go jest ogromne, ale nie potrafiłem. Mając go znów przy sobie nie myślałem racjonalnie. Znów wyszedłem na pieprzonego egoistę. Chwyciłem jego drobną buzię w obie dłonie, uważnie mu się przyglądając. Chciałem się uśmiechać. Śmiać się tak, jak dawniej, ale widząc wymalowany na jego twarzy ból i smutek, miałem ochotę płakać razem z nim..
- Nie płacz.
- Wiem, nie powinienem... przepraszam.
- Wyjdę z tego, obiecuję. Dla ciebie..
- Yuta..
- Tylko bądź przy mnie. Bądź przy mnie dzieciaku. - przywarłem do niego czołem, głęboko przy tym oddychając - Przepraszam cię za wszystko. Dostałem już odpowiednią karę..
- Nie gadaj głupot, błagam cię.
- Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj. Cokolwiek by się nie stało, pamiętaj o tym. Zrozumiałeś?
- Yuta..
- Powiedz mi, czy to rozumiesz.
- Rozumiem. - był w totalnej rozsypce. Nigdy nie widziałem go w tak opłakanym stanie. Było mi go tak potwornie żal, ale co miałem zrobić? Powiedzieć mu, czy pozbędę się choroby? Że będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce? Nie, nie będziemy. Możemy do tego dążyć, ale zawsze natrafimy na jakieś problemy. Nie wiem co ze mną będzie. Nie wiem, co stanie się jutro, za tydzień, za pół roku.. Nie wiem i nie chcę obiecywać mu rzeczy, których nie spełnię.
*
- Misiek.. - zatrzymałem się, słysząc za sobą zaspany głos Sichenga. Minęło wiele czasu. Jego rodzice po tym, jak dowiedzieli się, że jest gejem i że jest w związku ze mną, byli bardzo szczęśliwi, że trafił na takiego chłopaka jak ja. Przez to jestem w ich domu jeszcze częściej i często zostaję tutaj na noc.. teraz jednak śpię w łóżku nastolatka, a nie Taeyonga.
- Śpij, jest późno.
- Ale dokąd idziesz? - mruknął, leniwie siadając. Podszedłem do łóżka, po czym nachyliłem się do chłopaka, delikatnie go całując.
- Idę do łazienki.
- Źle się czujesz?
- Nieee, spokojnie. - uśmiechnąłem się, głaszcząc go po głowie - Kładź się, okej? Za moment wrócę.
- Szybko. Chcę się przytulić.
- Słodki jesteś. - uśmiechnąłem się, dając mu buziaka w głowę - Wracaj do spania. - musiałem wyjść. Obudził mnie kujący ból w klatce piersiowej, który uniemożliwiał mi spanie. Miałem nadzieję, że przemknę przez pokój niezauważony, ale Sicheng ma niesamowicie czujny sen. Wystarczy, że coś stuknie, poczuje, że coś się obok niego rusza i od razu się budzi. Gdy znalazłem się w łazience, otworzyłem okno, głęboko oddychając. Z każdym kolejnym oddechem ból powoli puszczał, a ja cieszyłem się, że nie jest to noc, podczas której się przekręcę.. mam jeszcze na to czas.
- Yuta. - zamknąłem oczy, czując jak drobne ręce Sichenga owijają się wokół mojej talii. Chłopak wtulił się w moje plecy, głęboko przy tym wzdychając - Co się dzieje?
- Nic skarbie... miałeś spać.
- Coś cię boli?
- Już nie.
- A co cię bolało? - odwróciłem się w kierunku nastolatka, mocno go przytulając.
- Nic Sicheng.. nie martw się. - 18-latek uniósł na mnie wzrok, wpatrując się we mnie zmęczonymi i smutnymi oczami.
- Dlaczego nie jesteś ze mną szczery?
- Jak to nie?
- Szczerość to nie tylko mówienie sobie, jak bardzo się kochamy, Yuta... Chcę żebyś mi mówił o tym, co cię boli. Boję się o ciebie, rozumiesz? - wziąłem głęboki oddech, wtulając go w swoją klatkę piersiową.
- Właśnie dlatego, że tak mocno cię kocham, nie chcę cię martwić.
- Ale Yuta..
- Chcę ci oszczędzić nerwów za wszelką cenę.
- I chcesz mnie ciągle okłamywać, tak?
- Nie, po prostu..
- Po prostu mów mi o tym, jak się źle poczujesz, okej?
- Okej. - westchnąłem, całując go w czoło. Nastolatek uniósł głowę, wbijając się w moje wargi. Odwzajemniałem jego pocałunki, czując jak z każdą kolejną sekundą, chłopak nabiera coraz więcej śmiałości - Kotek..
- Tak?
- Chodź już do pokoju. - szepnąłem, głaszcząc go po plecach - Rano musisz wstać do szkoły.
- A jak się czujesz?
- Dobrze.. naprawdę dobrze.
- Na pewno?
- Przysięgam. - nastolatek uśmiechnął się, całując mnie przy tym w policzek.
- To chodź. - Sicheng złapał mnie za rękę, ciągnąc mnie w kierunku pokoju. Gdy do niego weszliśmy, zamknął drzwi na klucz, uważnie mi się przyglądając.
- Co kombinujesz?
- Wiem, że to nie najlepszy moment..
- Ale?
- Ale chciałbym się z tobą kochać, Yuta... teraz. - westchnąłem, odwracając przy tym wzrok. Odkąd poszliśmy do łóżka po raz pierwszy, Sicheng nie daje mi spokoju. Tak mu to zasmakowało, że najchętniej nie wypuszczałby mnie z łóżka. To nie jest tak, że nagle doznałem magicznej przemiany i seks już kompletnie mnie nie interesuje... nie. Po prostu cholernie się boję o to, że go zarażę tym gównem, mimo że się zabezpieczamy na sto różnych sposobów - Yutaaaa. - chłopak przywarł wargami do mojej szyi, sprawiając, że automatycznie się rozpłynąłem.
- Rozmawialiśmy o tym setki razy.
- No wiem, ale no nie daj się prosić. - jego drobna łapka zsunęła się na mojego członka, przez co zapomniałem o zdrowym rozsądku. Uwielbiam się z nim kochać... ubóstwiam, naprawdę. Jest tak delikatną i słodką istotką, że odklejenie się od niego jest niemalże niemożliwe - Strasznie cię kocham.
- Źle robimy Sicheng. - położyłem go na łóżku, po czym zawisłem nad nim, nurkując pod jego koszulką. Po chwili usłyszałem jego cichy chichot. Moje usta pieściły jego klatkę piersiową i brzuch.. wiem, że ten dzieciak to uwielbia.
- Kochamy się.. to nic złego. - chłopak zawsze śpi w przeogromnej koszulce, przez co mieścimy się w niej we dwójkę. Wyłoniłem spod niej głowę, całując go przy tym w policzek.
- Nie, to nie jest nic złego... ale ja jestem chory.
- A ja nie chcę o tym myśleć chociaż przez chwilę. Chcę mieć namiastkę normalności.
- Wiem kotek. - westchnąłem, wychodząc spod jego bluzki. Nastolatek klęknął przede mną, ściągając ze mnie koszulkę. Nie odrywał ode mnie wzroku. Wpatrywał się w moje oczy z tak ogromną troską i jednoczesnym pożądaniem, że nie byłem w stanie mu odmówić.
- Pocałuj mnie. - usiadłem, łapiąc go za biodra. Sicheng usiadł na mnie okrakiem, smakując moich warg. Jego dłonie błądziły po mojej klatce piersiowej, dotykając jej niesamowicie ostrożnie i nieśmiało. Jest przeuroczy. Rozebrałem go, pieszcząc opuszkami palców jego uda, czując jak z każdym moim dotykiem, jego ciało drży. Nastolatek poruszał delikatnie biodrami, słodko się przy tym uśmiechając.
- Ale kombinujesz. - zaśmiałem się, widząc jak na jego buzi pojawia się rumieniec.
- Zawstydzasz mnie.
- Nie chciałem. - szepnąłem, kładąc go ostrożnie na pościeli. Po chwili przywarłem do jego rozgrzanego ciała, zakładając za jego głowę, jego chude jak patyki ręce. Zacząłem całować go niesamowicie zachłannie, ale wiem, że Sicheng to lubi. Niby gra takiego nieśmiałego i zamkniętego w sobie, ale jak przychodzi co do czego, to potrafi wyjść z niego mała bestyjka.
- Hyung..
- Hyung? - zaśmiałem się ponownie, spoglądając na swojego chłopaka - Nigdy tak do mnie nie powiedziałeś.
- Jestem Chińczykiem, a ty Japończykiem... trochę dziwnie. - uśmiechnął się, wijąc się pod moim ciałem.
- A jednak ci się wyrwało.
- Mogę cię tak nazywać?
- Nazywaj mnie jak chcesz. - szepnąłem, zdejmując z siebie bokserki.
- Ooo wreszcie. - chłopak aż klasnął w dłonie z podekscytowania, co wywołało jedynie śmiech z mojej strony.
- Jesteś niemożliwy. - sięgnąłem do szuflady, w której chowamy prezerwatywy, jednak po chwili odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, dając mu buziaka - I cholernie uroczy.
- Kochasz mnie Yuta?
- Oczywiście, że cię kocham. Czemu w ogóle o to pytasz? - mówiąc to przygotowywałem się, siadając za chłopakiem.
- Lubię po prostu, jak mi to mówisz.
- Cukierku. - przywarłem do jego ciała, ostrożnie w niego wchodząc. Sicheng jedynie owinął ręce wokół mojej szyi, cicho przy tym pojękując - Będę ci to mówić codziennie, milion razy dziennie, dopóki nie umrę... obiecuję.
- Ale ty nigdy nie umrzesz.
- Nigdy? - zachichotałem, powoli się w nim poruszając - Nie pozwolisz mi?
- Y y.. nie pozwalam. - nastolatek złapał moją twarz, całując mnie po niej, centymetr po centymetrze - Byłem idiotą, że ci od razu nie uwierzyłem, wiesz?
- O czym ty mówisz? - tak... to taki nasz standard. Za każdym razem jak się kochamy, dużo ze sobą rozmawiamy. Zazwyczaj bardzo szczerze, momentami nawet niesamowicie emocjonalnie, przez co ta kulka słodyczy pęka i płacze.
- Jak zapewniałeś mnie, że mnie kochasz.. a ja wolałem unieść się dumą..
- Skarbie, nie ma o czym mówić. - pocałowałem go w czoło, czując jak jego smukłe palce pieszczą moje ramiona. Spojrzałem na jego twarz, widząc na niej ogromną zmianę... z wielkiego podekscytowania do ponownego smutku i zatroskania - Sicheng..
- No bo ja sobie nie wyobrażam, że kiedyś cię zabraknie. - szepnął, rozklejając się. O tym właśnie mówiłem..
- Na każdego z nas przyjdzie kiedyś pora.
- Ale.. - pochyliłem się nad chłopakiem, subtelnie go całując.
- Ale ja będę przy tobie baaaardzo długo... tak długo, że już będziesz miał mnie dosyć.
- Nigdy nie będę miał cię dosyć.
- Jesteś dla mnie największą motywacją do walki z tym gównem, wiesz?
- Tak?
- Mhm. - skinąłem głową, mocno go przytulając - Proszę cię, nie płacz... uwielbiam cię uśmiechniętego.
- Przepraszam. Czasami jak mnie najdą czarne myśli, to gadam takie głupoty.. - chłopak objął mnie, coraz ciężej oddychając - Tylko... tylko co ja na to poradzę, że tak bardzo mi na tobie zależy.
- Chciałeś żyć normalnie, prawda?
- Tak.
- To proszę cię, przestań się tym zadręczać. Przecież wszystko jest ze mną w porządku.
- Wiem.. - szepnął, owijając nogi wokół moich bioder - Mam nadzieję, że tak już zostanie, Yuta.
- Zostanie, zapewniam cię. - uniosłem głowę, całując jego zapłakane oczy - Głupoty gadam.. będzie tylko lepiej, zobaczysz.
Wiele się nie pomyliłem. Mój stan zdrowia stoi w miejscu. Nie jest lepiej, ale najważniejsze jest to, że choroba nie postępuje. Kazałem Sichengowi badać się raz w tygodniu. Wiem, że to gruba przesada, ale strasznie się o niego martwię. Lepiej żeby biegał co kilka dni na badania, niż żebyśmy później, całkowicie przez przypadek dowiedzieli się, że zachorował. Czasami się o to pokłócimy, bo gnojek uważa, że przesadzam, ale co mi tam. Wolę się z nim kłócić i mieć czyste sumienie, że jest zdrowy, niż żyć z nim jak w różowej bajeczce, ale z wirusem na karku. Chyba podziękuję za taki scenariusz... Sicheng skończył szkołę i uwaga... dostał się na studia medyczne. Z tego, co wiem, nigdy nie chciał być lekarzem. Jego mama twierdzi, że nigdy nawet o tym nie wspomniał, więc bardzo się zdziwiła, że wybrał właśnie taki kierunek. Cóż... dobrze, że nie zna przyczyny jego decyzji. Radzi sobie póki co świetnie, mówi, że jest zadowolony, więc o to właśnie chyba chodzi. Ja z Taeyongiem skończyliśmy studia licencjackie i szarpnęliśmy się na magistra. Znalazłem też pracę, do której chodzę po zajęciach i w weekendy, dzięki czemu mogę trochę rozpieszczać mojego bąbla. Hm.. chyba nie wypada mi już tak o nim mówić, bo wyrósł z niego kawał chłopa, ale dla mnie zawsze będzie słodką, zakompleksioną kluską, przez którą o mały włos nie popadłem w alkoholizm i nie stoczyłem się na samo dno. Mówcie co chcecie, ale druga osoba, o ile natrafimy na to odpowiednią, naprawdę jest w stanie wiele zmienić. Gdyby nie Sicheng, nie wiem, jaką bym był teraz osobą i jak wyglądałoby moje życie. Czy lepiej? Szczerze w to wątpię. Wszystko tak naprawdę zacząłem sobie porządkować dopiero po tym, jak go bliżej poznałem. On otworzył mi oczy na wiele spraw i sprawił, że stałem się lepszym człowiekiem. To on wyciągnął mnie z największego bagna i tylko dzięki niemu się opamiętałem. Dlaczego? Bo go kocham i właśnie dla niego chcę być lepszym facetem. Takim, na jakiego w pełni zasługuje...
~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Yuta. - zamknąłem oczy, czując jak drobne ręce Sichenga owijają się wokół mojej talii. Chłopak wtulił się w moje plecy, głęboko przy tym wzdychając - Co się dzieje?
- Nic skarbie... miałeś spać.
- Coś cię boli?
- Już nie.
- A co cię bolało? - odwróciłem się w kierunku nastolatka, mocno go przytulając.
- Nic Sicheng.. nie martw się. - 18-latek uniósł na mnie wzrok, wpatrując się we mnie zmęczonymi i smutnymi oczami.
- Dlaczego nie jesteś ze mną szczery?
- Jak to nie?
- Szczerość to nie tylko mówienie sobie, jak bardzo się kochamy, Yuta... Chcę żebyś mi mówił o tym, co cię boli. Boję się o ciebie, rozumiesz? - wziąłem głęboki oddech, wtulając go w swoją klatkę piersiową.
- Właśnie dlatego, że tak mocno cię kocham, nie chcę cię martwić.
- Ale Yuta..
- Chcę ci oszczędzić nerwów za wszelką cenę.
- I chcesz mnie ciągle okłamywać, tak?
- Nie, po prostu..
- Po prostu mów mi o tym, jak się źle poczujesz, okej?
- Okej. - westchnąłem, całując go w czoło. Nastolatek uniósł głowę, wbijając się w moje wargi. Odwzajemniałem jego pocałunki, czując jak z każdą kolejną sekundą, chłopak nabiera coraz więcej śmiałości - Kotek..
- Tak?
- Chodź już do pokoju. - szepnąłem, głaszcząc go po plecach - Rano musisz wstać do szkoły.
- A jak się czujesz?
- Dobrze.. naprawdę dobrze.
- Na pewno?
- Przysięgam. - nastolatek uśmiechnął się, całując mnie przy tym w policzek.
- To chodź. - Sicheng złapał mnie za rękę, ciągnąc mnie w kierunku pokoju. Gdy do niego weszliśmy, zamknął drzwi na klucz, uważnie mi się przyglądając.
- Co kombinujesz?
- Wiem, że to nie najlepszy moment..
- Ale?
- Ale chciałbym się z tobą kochać, Yuta... teraz. - westchnąłem, odwracając przy tym wzrok. Odkąd poszliśmy do łóżka po raz pierwszy, Sicheng nie daje mi spokoju. Tak mu to zasmakowało, że najchętniej nie wypuszczałby mnie z łóżka. To nie jest tak, że nagle doznałem magicznej przemiany i seks już kompletnie mnie nie interesuje... nie. Po prostu cholernie się boję o to, że go zarażę tym gównem, mimo że się zabezpieczamy na sto różnych sposobów - Yutaaaa. - chłopak przywarł wargami do mojej szyi, sprawiając, że automatycznie się rozpłynąłem.
- Rozmawialiśmy o tym setki razy.
- No wiem, ale no nie daj się prosić. - jego drobna łapka zsunęła się na mojego członka, przez co zapomniałem o zdrowym rozsądku. Uwielbiam się z nim kochać... ubóstwiam, naprawdę. Jest tak delikatną i słodką istotką, że odklejenie się od niego jest niemalże niemożliwe - Strasznie cię kocham.
- Źle robimy Sicheng. - położyłem go na łóżku, po czym zawisłem nad nim, nurkując pod jego koszulką. Po chwili usłyszałem jego cichy chichot. Moje usta pieściły jego klatkę piersiową i brzuch.. wiem, że ten dzieciak to uwielbia.
- Kochamy się.. to nic złego. - chłopak zawsze śpi w przeogromnej koszulce, przez co mieścimy się w niej we dwójkę. Wyłoniłem spod niej głowę, całując go przy tym w policzek.
- Nie, to nie jest nic złego... ale ja jestem chory.
- A ja nie chcę o tym myśleć chociaż przez chwilę. Chcę mieć namiastkę normalności.
- Wiem kotek. - westchnąłem, wychodząc spod jego bluzki. Nastolatek klęknął przede mną, ściągając ze mnie koszulkę. Nie odrywał ode mnie wzroku. Wpatrywał się w moje oczy z tak ogromną troską i jednoczesnym pożądaniem, że nie byłem w stanie mu odmówić.
- Pocałuj mnie. - usiadłem, łapiąc go za biodra. Sicheng usiadł na mnie okrakiem, smakując moich warg. Jego dłonie błądziły po mojej klatce piersiowej, dotykając jej niesamowicie ostrożnie i nieśmiało. Jest przeuroczy. Rozebrałem go, pieszcząc opuszkami palców jego uda, czując jak z każdym moim dotykiem, jego ciało drży. Nastolatek poruszał delikatnie biodrami, słodko się przy tym uśmiechając.
- Ale kombinujesz. - zaśmiałem się, widząc jak na jego buzi pojawia się rumieniec.
- Zawstydzasz mnie.
- Nie chciałem. - szepnąłem, kładąc go ostrożnie na pościeli. Po chwili przywarłem do jego rozgrzanego ciała, zakładając za jego głowę, jego chude jak patyki ręce. Zacząłem całować go niesamowicie zachłannie, ale wiem, że Sicheng to lubi. Niby gra takiego nieśmiałego i zamkniętego w sobie, ale jak przychodzi co do czego, to potrafi wyjść z niego mała bestyjka.
- Hyung..
- Hyung? - zaśmiałem się ponownie, spoglądając na swojego chłopaka - Nigdy tak do mnie nie powiedziałeś.
- Jestem Chińczykiem, a ty Japończykiem... trochę dziwnie. - uśmiechnął się, wijąc się pod moim ciałem.
- A jednak ci się wyrwało.
- Mogę cię tak nazywać?
- Nazywaj mnie jak chcesz. - szepnąłem, zdejmując z siebie bokserki.
- Ooo wreszcie. - chłopak aż klasnął w dłonie z podekscytowania, co wywołało jedynie śmiech z mojej strony.
- Jesteś niemożliwy. - sięgnąłem do szuflady, w której chowamy prezerwatywy, jednak po chwili odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, dając mu buziaka - I cholernie uroczy.
- Kochasz mnie Yuta?
- Oczywiście, że cię kocham. Czemu w ogóle o to pytasz? - mówiąc to przygotowywałem się, siadając za chłopakiem.
- Lubię po prostu, jak mi to mówisz.
- Cukierku. - przywarłem do jego ciała, ostrożnie w niego wchodząc. Sicheng jedynie owinął ręce wokół mojej szyi, cicho przy tym pojękując - Będę ci to mówić codziennie, milion razy dziennie, dopóki nie umrę... obiecuję.
- Ale ty nigdy nie umrzesz.
- Nigdy? - zachichotałem, powoli się w nim poruszając - Nie pozwolisz mi?
- Y y.. nie pozwalam. - nastolatek złapał moją twarz, całując mnie po niej, centymetr po centymetrze - Byłem idiotą, że ci od razu nie uwierzyłem, wiesz?
- O czym ty mówisz? - tak... to taki nasz standard. Za każdym razem jak się kochamy, dużo ze sobą rozmawiamy. Zazwyczaj bardzo szczerze, momentami nawet niesamowicie emocjonalnie, przez co ta kulka słodyczy pęka i płacze.
- Jak zapewniałeś mnie, że mnie kochasz.. a ja wolałem unieść się dumą..
- Skarbie, nie ma o czym mówić. - pocałowałem go w czoło, czując jak jego smukłe palce pieszczą moje ramiona. Spojrzałem na jego twarz, widząc na niej ogromną zmianę... z wielkiego podekscytowania do ponownego smutku i zatroskania - Sicheng..
- No bo ja sobie nie wyobrażam, że kiedyś cię zabraknie. - szepnął, rozklejając się. O tym właśnie mówiłem..
- Na każdego z nas przyjdzie kiedyś pora.
- Ale.. - pochyliłem się nad chłopakiem, subtelnie go całując.
- Ale ja będę przy tobie baaaardzo długo... tak długo, że już będziesz miał mnie dosyć.
- Nigdy nie będę miał cię dosyć.
- Jesteś dla mnie największą motywacją do walki z tym gównem, wiesz?
- Tak?
- Mhm. - skinąłem głową, mocno go przytulając - Proszę cię, nie płacz... uwielbiam cię uśmiechniętego.
- Przepraszam. Czasami jak mnie najdą czarne myśli, to gadam takie głupoty.. - chłopak objął mnie, coraz ciężej oddychając - Tylko... tylko co ja na to poradzę, że tak bardzo mi na tobie zależy.
- Chciałeś żyć normalnie, prawda?
- Tak.
- To proszę cię, przestań się tym zadręczać. Przecież wszystko jest ze mną w porządku.
- Wiem.. - szepnął, owijając nogi wokół moich bioder - Mam nadzieję, że tak już zostanie, Yuta.
- Zostanie, zapewniam cię. - uniosłem głowę, całując jego zapłakane oczy - Głupoty gadam.. będzie tylko lepiej, zobaczysz.
Wiele się nie pomyliłem. Mój stan zdrowia stoi w miejscu. Nie jest lepiej, ale najważniejsze jest to, że choroba nie postępuje. Kazałem Sichengowi badać się raz w tygodniu. Wiem, że to gruba przesada, ale strasznie się o niego martwię. Lepiej żeby biegał co kilka dni na badania, niż żebyśmy później, całkowicie przez przypadek dowiedzieli się, że zachorował. Czasami się o to pokłócimy, bo gnojek uważa, że przesadzam, ale co mi tam. Wolę się z nim kłócić i mieć czyste sumienie, że jest zdrowy, niż żyć z nim jak w różowej bajeczce, ale z wirusem na karku. Chyba podziękuję za taki scenariusz... Sicheng skończył szkołę i uwaga... dostał się na studia medyczne. Z tego, co wiem, nigdy nie chciał być lekarzem. Jego mama twierdzi, że nigdy nawet o tym nie wspomniał, więc bardzo się zdziwiła, że wybrał właśnie taki kierunek. Cóż... dobrze, że nie zna przyczyny jego decyzji. Radzi sobie póki co świetnie, mówi, że jest zadowolony, więc o to właśnie chyba chodzi. Ja z Taeyongiem skończyliśmy studia licencjackie i szarpnęliśmy się na magistra. Znalazłem też pracę, do której chodzę po zajęciach i w weekendy, dzięki czemu mogę trochę rozpieszczać mojego bąbla. Hm.. chyba nie wypada mi już tak o nim mówić, bo wyrósł z niego kawał chłopa, ale dla mnie zawsze będzie słodką, zakompleksioną kluską, przez którą o mały włos nie popadłem w alkoholizm i nie stoczyłem się na samo dno. Mówcie co chcecie, ale druga osoba, o ile natrafimy na to odpowiednią, naprawdę jest w stanie wiele zmienić. Gdyby nie Sicheng, nie wiem, jaką bym był teraz osobą i jak wyglądałoby moje życie. Czy lepiej? Szczerze w to wątpię. Wszystko tak naprawdę zacząłem sobie porządkować dopiero po tym, jak go bliżej poznałem. On otworzył mi oczy na wiele spraw i sprawił, że stałem się lepszym człowiekiem. To on wyciągnął mnie z największego bagna i tylko dzięki niemu się opamiętałem. Dlaczego? Bo go kocham i właśnie dla niego chcę być lepszym facetem. Takim, na jakiego w pełni zasługuje...
~Koniec.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli nie dodam nic do poniedziałku, pragnę życzyć Wam wesołych, przede wszystkim rodzinnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Żebyście w końcu wypoczęli i zapomnieli o codziennych troskach. Odpoczywajcie, napełniajcie brzuchy na maksa, cieszcie się z prezentów i integrujcie się z rodzinami.:) Wszystkiego dobrego!~
ah tym hivem to mi śmierdziało na kilometr, ale cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło
OdpowiedzUsuńi również życzę ci Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że spełnisz je w miłej i kochanej atmosferze <3
Jak zwykle świetnie napisane! I ten happy end - kocham! ❤️ ❤️ ❤️
OdpowiedzUsuńCo do życzeń, to Tobie też Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Wielu prezentów, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze. Żeby Ci się w życiu wiodło i przede wszystkim żebyś nie zostawiła nigdy pisania, bo piszesz naprawdę wspaniale! ;-) Udanego wypoczynku przez ferie świąteczne! :-*
Chętnie przeczytałabym ficzek w którym miłość staczałaby bohaterów na dno ;D takie przeciwieństwo tego
OdpowiedzUsuńAle mimo w miare happy endingu to przyjemnie sie czytało tylko troche zbyt oczywiste było haha lubie jak rozwijasz ukryte wątki albo nagłe zwroty akcji wprowadzasz w tym mi tego zabrakło