7 grudnia 2018

Zakład~cz.4 [Yuta&WinWin]




                        Odłożyłem laptopa, wstając niechętnie z łóżka. Zostałem zerwany przez dźwięk dzwonka do drzwi i to o 19-tej, co jest w moim przypadku dość nietypową porą na odwiedziny. Otworzyłem drzwi, widząc stojącego w nich, niesamowicie zmieszanego Sichenga.
- O.. cześć. - zmarszczyłem brwi, uważnie mu się przyglądając - Co ty tutaj robisz? 
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- Porozmawiać.. - mrugnąłem kilkakrotnie, otwierając przy tym szerzej drzwi - Wejdź. - 18-latek wszedł niepewnie do mieszkania, bawiąc się nerwowo palcami - Zdejmuj kurtkę.. zrobię ci herbatę. Albo kawę, co wolisz?
- Herbatę.
- Okej. - poszedłem do kuchni, będąc absolutnie zdezorientowanym. Co on tutaj robi i w ogóle skąd wiedział, gdzie mieszkam? Przecież nie zapytał o to Taeyonga. I jeszcze ta rozmowa.. dlaczego na myśl o niej moje serce bije ze zdwojoną siłą? - Idź do salonu. - powiedziałem, widząc stojącego w drzwiach nastolatka. Wyglądał uroczo i sam nie wierzę w to, że używam tego słowa w stosunku do chłopaka. Jego niesamowicie szczupłe nogi przykryte były poszarpanymi, czarnymi rurkami, a tułów okrywała bluza, rodem "zdjętej ze starszego brata". Chłopak naciągał nerwowo na dłonie przyduże rękawy, nie odrywając ode mnie wzroku - Sicheng..
- Poczekam na ciebie.
- Ah... w porządku. - sięgnąłem po dwa kubki z herbatą, idąc powoli w stronę pokoju - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - milczał. Dopiero gdy usiadł na kanapie i zatopił wargi w gorącym napoju, odetchnął unosząc na mnie wzrok.
- Kiedyś mój ojciec odwoził do ciebie Taeyonga. Pojechałem wtedy z nimi.
- Sprytnie. - uśmiechnąłem się, nie odrywając od niego oczu - Coś się stało? 
- Wiesz... mam pytanie i... i wydaje mi się, że tylko ty możesz na nie odpowiedzieć. 
- O.. to słucham. - przyznam, że trochę mnie zaskoczył. Czuję się dziwnie, będąc jedyną osobą, która jest w stanie mu pomóc.
- Myślisz, że zawsze już tak będzie?
- Ale co masz dokładnie na myśli?
- No.. że będę traktowany jak ostatnie ścierwo. To strasznie męczące. - westchnąłem, odstawiając kubek na niewielki stolik. Sicheng siedział na baczność, wpatrując się beznamiętnie w parującą herbatę.
- Posłuchaj... wydaje mi się, że jesteś teraz w dość trudnym wieku. Nie wszyscy jeszcze rozumieją czym jest homoseksualizm i nie we wszystkich wytworzyła się empatia i tolerancja.. Jestem pewien, że z biegiem lat to się zmieni. U mnie na uczelni jest kilka homoseksualnych par i szczerze mówiąc, nie wzbudzają wśród ludzi większych emocji.. Nikt ich z tego powodu nie poniża i im nie dogryza. Tobie też odpuszczą. 
- A jeśli nie? - zapytał, zerkając na mnie.
- Nie możesz myśleć w taki sposób. Ludzie i ich mentalność zmieniają się z każdym, kolejnym dniem.. Jestem pewien, że Korea wkrótce otworzy się na takie sprawy. - Sicheng siedział zamyślony, obserwując dokładnie moją twarz. Czułem się dziwnie.. zupełnie tak, jakby przeszywał mnie wzrokiem na wylot. Wygląda jakby miał rentgen w oczach.
- Boję się. - szepnął, upijając łyk herbaty - To wszystko stało się tak nagle i.. trochę się pogubiłem.
- Ja..
- W zasadzie nie wiem, dlaczego mówię o tym akurat tobie.. Wydajesz się być dobrą osobą. - poczułem kłucie w sercu. Odwróciłem wzrok, czując jak wyrzuty sumienia skręcają mnie od środka - I chyba nie mam już nikogo poza tobą, Yuta. - nie wiedziałem, co powiedzieć. Przytaknąć? Nie, bo bym go okłamał.. Zaprzeczyć i powiedzieć mu prawdę? Nie, bo wtedy bym go stracił. Co za beznadziejna sytuacja. Usiadłem jedynie bliżej chłopaka, niepewnie go przytulając. Zrobiłem to odruchowo.. tak podpowiadał mi rozum i czysta, ludzka wrażliwość - Przepraszam, że byłem taki podły. 
- Nie przepraszaj mnie, dzieciaku. - chwyciłem jego twarz w obie dłonie, pieszcząc ją kciukami - Porozmawiaj z rodzicami.. z Tae.. Powiedz im o tym, co cię boli i co się dzieje w twoim życiu. Ulży ci.
- Nie. I proszę cię, niech to zostanie między nami. 
- Zostanie.. Tylko powiedz mi dlaczego nie chcesz z nikim rozmawiać.
- Bo im nie ufam. 
- Ale.. ale dlaczego?
- Wiem, że by tego nie zrozumieli. - westchnął, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Objąłem go jedną ręką, głaszcząc go po plecach. Najchętniej bym się rozpłakał i przeklinał na głos ten przeklęty zakład, ale nie mogę. Chcę dociągnąć to do końca, bez względu na konsekwencje - Yuta.. ja wiem, że Taeyong to twój najlepszy przyjaciel, ale proszę cię. Nie mów mu o niczym, bo mnie zgnoi. 
- Sicheng, on taki nie jest..
- Chyba go dobrze nie znasz. - westchnął, zaciskając dłoń na mojej koszulce. Nie chciałem ciągnąć tego tematu. Tae jest dla mnie najlepszym kumplem pod słońcem i nie mam mu nic do zarzucenia. Dlaczego więc mam wierzyć w to, co mówi mi ten dzieciak? Siedzieliśmy w ciszy przez bardzo długi czas. Sicheng trzymał kurczowo mojego ubrania, jakby bał się, że lada moment mogę od niego uciec i zostawić go na dobre. Ja natomiast cały czas myślałem o tym, co mi dotychczas powiedział. Jestem nim zauroczony... tak po prostu. Nie planowałem tego, nie chciałem. Miałem zmieszać go z błotem i zapomnieć, że taka akcja miała miejsce. A ja tymczasem przytulam go, czując jak jest mi ciepło na sercu. Czuję się dobrze.. Mimo, że wiem, że robię coś nieodpowiedniego, czuję się szczęśliwy. Całą tę sielankę przerwał dźwięk jego telefonu. 18-latek oderwał się ode mnie, niechętnie odbierając - Słucham... Jestem u kolegi, nie martw się... Tak.. Dobrze, niedługo wrócę... Mhm, pa. - Sicheng rozłączył się, wzdychając.
- Co tam?
- Mama dzwoniła. 
- Musisz już iść?
- Jest późno.. dochodzi 22. 
- Jutro jest sobota.. zostań. - nie wierzę, że to powiedziałem. Odchrząknąłem jedynie, widząc zdziwienie na jego twarzy - Rano cię odwiozę. 
- Ale..
- To znaczy.. nie chcę naciskać. To była luźna propozycja. - wstałem z kanapy, sięgając po puste już kubki, po czym ruszyłem z nimi w kierunku kuchni. Jaki ze mnie idiota.. co ja do cholery wygaduję? Co ja niby mam z nim robić? Jak wytłumaczę się Tae? Albo co zrobię, jeśli nagle wypali z tekstem, że kupi soju i wpadnie do mnie na noc? Naprawdę nie wiem, jak rozegrać to wszystko.
- Chętnie zostanę. - odwróciłem się w kierunku nastolatka, widząc na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Naprawdę?
- Mhm. - chłopak przytaknął, naciągając ponownie rękawy bluzy na dłonie - Mam ochotę na dobre jedzenie i jakiś film.
- O! To jesteś w dobrych rękach. - zaśmiałem się, wyjmując gwałtownie nóż z szuflady - Jestem mistrzem w kuchni. - pierwszy raz ujrzałem na jego twarzy szczery, szeroki uśmiech. Pierwszy raz odkąd go znam... przyznam, że jest to niezwykle przyjemna odmiana po tych trzech latach - Na co masz ochotę?
- Hmm... zaskocz mnie. - zaśmiał się, wskakując na blat.
- Ja mam zaskakiwać, a ty będziesz siedział na blacie i się przyglądał? 
- Zgadza się.
- O ty wredoto. - trąciłem palcem jego nos, widząc lekkie rumieńce na jego twarzy, w towarzystwie pięknego, niewymuszonego uśmiechu - Patrz, jak pracuje mistrz. - przygotowałem swoje popisowe danie, z którym ruszyliśmy znów na kanapę. Kiedy ja gotowałem, Sicheng wybierał film, na jaki ma ochotę. Postawił na jakąś komedię romantyczną, a ja mimo tego, że nie cierpię tego gatunku, przytaknąłem bez najmniejszego zawahania. W sumie fakt, że będę oglądał romansidło w towarzystwie młodszego chłopaka, wprawiał mnie trochę w zakłopotanie, ale pospiesznie starałem się wypierać te niekomfortowe myśli. I tak moją największą atrakcją podczas oglądania filmu, było obserwowanie tego dzieciaka i tego, jak wczuwa się w każdą scenę. Najpiękniejszy moment ujrzałem w momencie, gdy podczas sceny ukazującej jakże piękną, filmową miłość, została puszczona piosenka Queen- "Love of my life". Sicheng siedział z podkulonymi nogami, płacząc przy tym jak dziecko. Nie próbował nawet hamować łez. Był przy mnie w stu procentach sobą. Wrażliwym, kochanym, pogubionym chłopakiem - Nie płacz. - szepnąłem, obejmując go. Ten jedynie ułożył głowę na moim ramieniu, nie odrywając wzroku od telewizora. Czułem się niesamowicie lekko. Wtuliłem twarz w jego włosy, zamykając przy tym oczy. Pachniały cudownie, sprawiając, że zapominałem przez to o Bożym świecie. W pewnym momencie poczułem, jak chłopak unosi głowę. Uchyliłem powieki, spotykając się z jego przeszklonymi oczami. Z racji tego, że siedział blisko mnie, czułem jego mocno bijące serce, które wprawiało mnie w spore zakłopotanie, gdyż mogłem wnioskować, co za moment może się wydarzyć - Nie płacz. - powtórzyłem, czując jak ten obejmuje moją twarz drobnymi dłońmi. Będąc w liceum i teraz na studiach, miałem kontakt z masą dziewczyn i znajdowałem się z nimi w przeróżnych sytuacjach, ale żadna z nich nie działała na mnie tak, jak Sicheng. Chłopiec przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, analizując moją mimikę, jednak ja pod wpływem szoku nie potrafiłem nic sobą pokazać. Wtedy też 18-latek przywarł wargami do kącika moich ust. Było to niesamowite uczucie, zwłaszcza, że wymierzył idealnie w tekst piosenki "Love of my life, don't leave me". 
- Przepraszam. - szepnął, podrywając się gwałtownie z kanapy, jednak zdążyłem chwycić go za nadgarstek. Poszedłem w jego ślady. Wstałem, wbijając w niego wzrok. Jego twarz aż płonęła ze wstydu, a oddech stawał się coraz cięższy i szybszy. Przyznam szczerze, że dla mnie ta sytuacja również nie była komfortowa, ale mimo wszystko, zachęcony tym gestem, chciałem więcej - Yuta.. - musnąłem jego wargi, czując jak pod chłopakiem uginając się kolana. Złapałem go w talii, kontynuując tę pieszczotę. Sicheng nigdy się nie całował, co było wyczuwalne na kilometr, ale ta jego nieudolność i zakłopotanie były cholernie urocze. W pewnym momencie jego drobne łapki powędrowały na moją klatkę piersiową, zaciskając się tym samym na materiale mojego ubrania. Stwierdziłem, że mimo ogromnego pożądania, oszczędzę mu stresu. Przerwałem pocałunek, kończąc go czułym buziakiem w czoło, po którym nastolatek zatopił się w moich ramionach. Ten wieczór wzbudził we mnie masę bardzo sprzecznych ze sobą emocji. Z jednej strony byłem w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Sicheng bardzo mi się podoba.. jest czułym, wrażliwym, inteligentnym chłopakiem. Dobrze się przy nim czuję i miło spędzam z nim czas, mimo że z początku bardzo tego nie chciałem. Z drugiej jednak strony czuję, że mimo to działam wbrew sobie. Żaden inny chłopak nie działa na mnie tak, jak ten gnojek. Nie wiem zatem, czy mogę nazwać się osobą biseksualną, czy Sicheng jest chwilową odskocznią. Wiem też, że sprawa z zakładem w końcu wyjdzie na jaw, a wtedy będę z pewnością na spalonej pozycji. No i sprawa Taeyonga... Co ja mu do cholery powiem? Zabije mnie śmiechem, jak dowie się, że zauroczyłem się jego bratem..


*

                            Obudziły mnie promienie światła dobijające się do mojej sypialni. Mruknąłem przekręcając się na drugi bok, po czym zacząłem szukać ręką śpiącego dziś ze mną 18-latka. 
- Sicheng.. - gdy pod dłonią nie poczułem niczego innego, poza kołdrą, otworzyłem w końcu oczy, widząc, że jestem w pokoju sam. Poczułem lekki niepokój, gdyż noc, którą razem spędziliśmy była naprawdę wyjątkowa i upłynęła nam bardzo spokojnie. Długo ze sobą rozmawialiśmy, przytulając się i całując. Dlatego właśnie brak Sichenga w łóżku, porządnie mnie zdziwił. Narzuciłem na siebie bluzę, wychodząc z pokoju. Gdy tylko przekroczyłem próg drzwi, poczułem cudowny zapach, unoszący się w powietrzu. Zapach jedzenia i świeżo zaparzonej kawy. 
- Wstałeś. - rozpływałem się. Przywitał mnie ciepły, szeroki uśmiech na buzi najbardziej uroczej osoby na świecie. 18-latek podszedł do mnie, witając mnie buziakiem w policzek - Jak spałeś?
- Wyjątkowo dobrze. - uśmiechnąłem się, drapiąc go po głowie - A ty? 
- Patrzyłem jak śpisz.. nie mogłem zasnąć.
- Serio? - zachichotałem, wpatrując się w jego błyszczące oczy.
- Nigdy nie śpię w nowym miejscu. 
- To jak cię odwiozę do domu, to masz iść od razu do łóżka.
- A co ty... i tak nie zasnę. - chłopak podszedł do blatu, sięgając po różnego rodzaju naczynia z parującym jedzeniem. 
- Dostarczyłem ci aż tylu emocji? - zaśmiałem się, przytulając go od tyłu. 
- Oj przestań.
- Powiedz mi prawdę. - Sicheng wyrywając się, śmiał się, starając się odtrącić mnie za wszelką cenę.
- Spadaj. 
- No nie bądź taki. 
- Będę. - powiedział, sprytnie mnie wymijając - Siadaj. Zrobiłem śniadanie.
- Wygląda pysznie.
- Starałem się. - Sicheng zalał się rumieńcem, podsuwając mi pod nos masę jedzenia. Gdy sięgnąłem po ryż, usłyszałem dobiegający z pokoju dźwięk mojego telefonu.
- O ludu. - jęknąłem, niechętnie wstając - Poczekaj chwilkę. - nie patrząc na ekran, odebrałem, rzucając się przy tym na łóżko - Słucham.
- No hej! Co się nie odzywasz? 
- Taeyong.. - usiadłem gwałtownie, przecierając twarz.
- No ja... a kogo się spodziewałeś? 
- Ja..
- Mów, co dzisiaj robimy. Może jakaś impreza? 
- Mm.. wiesz co..
- W ogóle słuchaj. Sicheng chyba znalazł jakiegoś kumpla, bo napisał mamie, że śpi u kolegi.
- O.. naprawdę?
- No.. także ty lepiej się pospiesz, bo ktoś ci go sprzątnie sprzed nosa.
- O to bym się raczej nie martwił. - odchrząknąłem, widząc kątem oka, wcinającego ryż 18-latka.
- Ciekawe, co to za chłopak. Będę musiał go jakoś wyczaić.
- Mm tak... tak, lepiej to zrób. 
- Dobra.. to mów, co dzisiaj robimy. 
- Wiesz.. źle się od wczoraj czuję. Chyba mnie przewiało.
- O luduuu... no nie żartuj. Dzisiaj Jaehyun robi imprezę. 
- A tak, zapomniałem.. Ale idź. Wyjdziemy razem gdzieś za tydzień.
- Nie chcę iść sam. Wpadnę do ciebie, co?
- A... a o której?
- Mogę i zaraz. Nudzi mi się jak cholera. 
- Dopiero wstałem..
- No i co? Widziałem cię wymemłanego jak gówno setki razy. 
- Ale Tae..
- To do zobaczenia. - rozłączył się. Co ja mam teraz zrobić? Wyrzucić Sichenga z mieszkania? Obiecałem, że go odwiozę.. kiedy to zrobię?
- Kto dzwonił?! - wziąłem głęboki oddech, idąc z powrotem do kuchni.
- Taeyong.. 
- Co? 
- Jedz spokojnie. - pocałowałem go w głowę, sięgając po kubek kawy.
- Ma tu przyjść?
- Tak, ale.. - nie zdążyłem dokończyć, gdyż 18-latek zerwał się na równe nogi, idąc do pokoju po swoje rzeczy - Sicheng. 
- Muszę iść.
- Ale dlaczego?
- Nie może mnie tutaj zobaczyć. 
- Nie panikuj.
- Chyba by mnie zabił.
- Czemu miałby to zrobić?
- Nie wiem.. po prostu się boję. - złapałem go za nadgarstek, uważnie mu się przyglądając - Puść.. naprawdę muszę już iść.
- Boisz się Taeyonga?
- Oboje mielibyśmy problemy, Yuta.
- Dlaczego? Co z tobą? - Sicheng nachylił się do mnie, delikatnie mnie całując. Nie chciałem się z nim rozstawać. Najchętniej zatrzymałbym go w domu i nigdy stąd nie wypuszczał. Chwyciłem jego drobną twarz w obie dłonie, pogłębiając pocałunek. 18-latek całował tak niezdarnie.. starał się ze wszystkich sił, ale bardzo mu to nie wychodziło - Jesteś uroczy. - szepnąłem, ponownie muskając jego wargi. Na jego buzi pojawił się nieśmiały uśmiech, a ręce owinęły się wokół mojej szyi.
- Muszę iść Yuta.
- Nie idź. - przeniosłem dłonie na jego szczupłą talię, delikatnie jej dotykając. Sicheng pod wpływem mojego dotyku przysunął się bliżej mnie, wydobywając z siebie słodkie westchnięcie.
- Kiedy się zobaczymy?
- Jak najszybciej. 
- Jutro wieczorem Taeyong idzie z rodzicami na jakiś bankiet.
- Mhm.. coś mi wspominał. - mruknąłem, całując jego szyję. Chłopak zadrżał, zaciskając odruchowo dłoń na mojej bluzie.
- Przestań. - zaśmiał się, lekko się przy tym ode mnie odsuwając - To łaskocze.
- Co ty nie powiesz.
- Jak jutro wyjdą z domu, to do ciebie zadzwonię. - powiedział pospiesznie, dając mi buziaka w policzek.
- Sicheng..
- I nie mów nic Tae.. proszę cię. - wyszedł... Zagryzłem dolną wargę, uderzając zaciśniętą w pięść dłonią w stolik. Cholera jasna, co ja wyprawiam? Miałem go w sobie rozkochać i kopnąć w tyłek, a tymczasem... kuźwa, chyba się zakochałem. Póki co nic mu nie powiem. Niech będzie między nami tak, jak jest. Kilka buziaków, trochę przytulania... przecież to do niczego jeszcze nie zobowiązuje.. chyba. Naprawdę nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Nigdy, przenigdy nie zwróciłem uwagi na żadnego chłopaka, ale Sicheng... Ten dzieciak jest naprawdę wyjątkowy i nie wyobrażam sobie, że miałby być z kimś innym niż ja.
                                  Siedziałem z Taeyongiem przy kuchennym stole, wpatrując się bez słowa w jedzenie, które Sicheng przygotował rano. Chciałbym mu o wszystkim powiedzieć i się go poradzić, co powinienem robić. W końcu to mój najlepszy przyjaciel. Wiem jednak, że rozmowa z nim o jego bracie to stąpanie po naprawdę kruchym lodzie... po co tak ryzykować?
- Powiesz mi, po co ci tyle jedzenia? - chłopak przerwał ciszę, unosząc na mnie wzrok.
- Byłem strasznie głodny i.. nudziłem się.. 
- Mhm.. no to chyba szkoda, żeby to teraz stało, co?
- No tak.. jedz ile chcesz. - Tae nałożył sobie wszystkiego po trochu, zabierając się za jedzenie.
- A co z Sichengiem? Kiedy będziesz działać? - spiąłem się, czując jak w gardle staje mi ogromna gula.
- Em.. sam nie wiem.
- Jutro wychodzę z rodzicami na bankiet, pamiętasz?
- Ahh tak. Coś mi wspominałeś.
- Przyjedź wtedy do Sichenga. Że niby nic nie wiedziałeś, że mnie nie będzie. - zaśmiał się, sięgając po kawę - Serio nie mogę się już doczekać finału.
- Mm... może cię nieźle zaskoczyć.. 
- Nie mówiłem ci tego, ale podziwiam cię.
- Co? - zaśmiałem się, spoglądając na niego.
- W życiu nie zgodziłbym się na podrywanie chłopaka.. i to jeszcze tak popieprzonego chłopaka. - odchrząknąłem, wbijając wzrok w stół.
- Nie mów tak o nim... Przecież to twój brat.
- No i co z tego? Przestań być taki święty. 
- Nie chcę po prostu żebyś źle o nim mówił.. to nie w porządku. 
- Serio? Chcesz mnie pouczać w kwestii Sichenga? 
- Ktoś musi. On cię potrzebuje, a ty traktujesz go jak psa. - nie wytrzymałem. Mam dość słuchania od Tae, jakiego to ma beznadziejnego brata. Sicheng jest cudowną osobą. Jest niesamowitym, wrażliwym, mądrym chłopakiem, a Tae traktuje go jak śmiecia.
- Bo na to zasłużył, co z tobą? 
- Może miał powód?
- Yuta, do cholery jasnej, opanuj się. 
- Wiesz co? Zamknij się i jedz, bo już nie mogę cię słuchać. - wstałem gwałtownie, przenosząc się do salonu. Przysięgam, że jeszcze moment i bym mu coś zrobił. Najgorsze jest to, że jakiś czas temu byłem dokładnie taki sam, jak on. Też miałem Sichenga za nic i wiem, że to był ogromny błąd. Nie powinno się oceniać ludzi na podstawie opinii innych.
- Co się dzieje? - odwróciłem się, widząc stojącego w drzwiach przyjaciela.
- Nic.
- Słuchaj... jeśli to przez nasz głupi zakład masz taki humor..
- Nie, daj spokój. 
- Widzę, że cię to męczy.
- Wiele rzeczy mnie męczy, Tae.. I naprawdę nie musisz teraz przejmować się tym, co czuję. Mogłeś o tym pomyśleć przed tym pieprzonym zakładem. 
- Yuta, co się z tobą dzieje? - oblizałem jedynie wargi, odwracając przy tym wzrok - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.. 
- Mogę, ale nie chcę. 
- Co?
- Nie chcę rozmawiać o tym, co czuję... nie chcę, rozumiesz? I tak byś nie zrozumiał.. - chłopak wziął głęboki oddech, lekko przy tym przytakując.
- No tak... W takim razie, pójdę już. 
- Taeyong, przepraszam.
- Jak zdecydujesz się pogadać, to daj znać. - burknął idąc w stronę drzwi.
- Tae..
- Widzę, że masz jakiś problem, ale nie chcę naciskać. Widocznie niewystarczająco mi ufasz.. - rzucił, wychodząc z mieszkania.
- Kurwa mać! - osunąłem się na ziemię, starając się uspokoić i pozbierać myśli, ale było to dużo trudniejsze niż mi się wydawało. Nie sądziłem, że ta "zabawa" będzie niosła za sobą takie skutki. Mam tylko Taeyonga, a rzuciłem się do niego z pretensjami jak skończony idiota. Jak dobrze, że jesteśmy facetami.. nasze kłótnie zwykle nie trwają zbyt długo. Tak czy inaczej, będę musiał go niedługo przeprosić... Ta kłótnia była zupełnie niepotrzebna.




~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


6 komentarzy:

  1. "Stwierdziłem, że mimo ogromnego pożądania, oszczędzę mu stresu. " ach no szkoda xD

    OdpowiedzUsuń
  2. matko aż mnie w brzuchu skręca, bo chcę wiedzieć co dalej ahgxvdhbc

    OdpowiedzUsuń
  3. jezujezu qxpaljsk co dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby tae wyświadczył mu przydługie i się nie wygadał
    Lub sicheng podsłuchał łagodniejsza wersje i wybaczył ;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję że yuta posłucha serca i zerwie zakład

    OdpowiedzUsuń