14 grudnia 2018

Zakład~cz.6 [Yuta&WinWin]





- Wiesz co?
- Hm? - spojrzałem na leżącego obok mnie Taeyonga, zajadającego się naszymi ukochanymi ciastkami.
- Miałem ci to powiedzieć już dawno, ale cały czas gryzłem się w język. - zmarszczyłem brwi, wpatrując się w niego z zaniepokojeniem.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jak patrzyłem na ciebie podczas imprez, to rwałeś laski na pęczki... co noc miałeś inną..
- Dajże spokój.
- No słuchaj.. a teraz nie potrafisz sobie poradzić z 18-letnim gnojkiem.. do tego gejem. Co z tobą do cholery? - nie potrafię sobie poradzić? Oj Tae, Tae, gdybyś tylko wiedział.. Jestem z twoim młodszym bratem od trzech miesięcy, tylko sprytnie to ukrywamy.
- Wbrew pozorom laski jest łatwiej rozgryźć niż nastolatka.
- Co ty pieprzysz? Sam niedawno byłeś nastolatkiem.
- Każdy jest inny Tae. A twój brat... no on jest dość specyficzny. 
- Ale żeby przez trzy miesiące nie zrobić kompletnie nic? 
- Mówiłem ci, że się do tego nie nadaję. - westchnąłem, sięgając po ciastko - Może darujemy to już sobie, co?
- No chyba zwariowałeś. Stawiam ci żarcie od trzech miesięcy.. chcę coś z tego mieć.
- Mogę ci oddać kasę.
- Nie chcę twojej kasy Yuta... chcę skrzywdzonego Sichenga. - z trudem powstrzymywałem to, co chciałem w tym momencie powiedzieć.
- Ale sam ostatnio mówiłeś, że wasze relacje się poprawiły. 
- No to co z tego? Ale do tej pory dawał mi nieźle po dupie.
- Może to kwestia tego, że dojrzewa? 
- O patrz... jednak ta psychologia cię czegoś nauczyła. 
- Może ja się zmieniłem? - chłopak spojrzał na mnie, przytakując.
- Zmieniłeś się... tylko nie rozumiem dlaczego. Coś musiało się stać. 
- Przestało mnie bawić moje dotychczasowe życie... pora skupić się na czymś poważnym, a nie na ciągłych imprezach i zaliczaniu kolejnych dziewczyn.
- Co ty gadasz? - Taeyong zaśmiał się, przekręcając się na bok - Nabrałeś się czegoś, czy o co chodzi?
- A możesz mi powiedzieć, dlaczego nie traktujesz poważnie tego, co mówię?
- Bo nie znam cię od tej strony. Zawsze byłeś uśmiechniętym chłopakiem, który robił najgłupsze rzeczy na świecie i nie bał się konsekwencji. 
- Ten zakład też się do nich zalicza... tylko że konsekwencje mogą być tragiczne.
- Tragiczne? Nie przesadzasz? - Tae zaśmiał się, dając mi pstryczka w czoło - Popłacze i tyle z tego będzie. 
- Dobra.. zmieńmy temat, co? 
- Dlaczego?
- Bo już mnie to męczy. 
- Dobra... skoczę do kibelka i coś obejrzymy. - gdy chłopak zniknął za drzwiami, sięgnąłem po telefon, czując cisnący się na moje usta uśmiech.

-> Co porabia najlepszy chłopak na świecie?

<- Leży na łóżku z Twoim braciszkiem i je słodycze
-> Gruby będziesz
<- Wtedy już nie będę Ci się podobać?
-> Będziesz! Zawsze będziesz mi się podobać, stary pryku
<- Stary pryku... a Ty GNOJU co robisz?
-> Gnojek siedzi w szkole i się nudzi jak nie wiem co
<- Przyjedź do mnie po szkole:)
-> Po szkole mam korki:( Mogę przyjechać wieczorem?
<- Musisz! 

- Co oglądamy? - odłożyłem telefon na szafkę, widząc stojącego w drzwiach Taeyonga. 

- A.. wybierz coś. 
- Wybierz coś... horror?
- Może być. - w sumie wszystko mi jedno. I tak przez cały czas będę myślał o Sichengu i tym, że niedługo go zobaczę. Widuję się z nim codziennie, ale za każdym razem, gdy tylko się rozstaniemy, potwornie za nim tęsknię. 



*


                      Dochodziła 19-sta. Słysząc pukanie do drzwi, ruszyłem pospiesznie w ich kierunku, wiedząc kogo zastanę po drugiej stronie. Nie mogłem się już doczekać tego spotkania. Jedyne czego pragnąłem, to schowanie w swoich ramionach tego małego bąka i powiedzenie mu, jak bardzo mi na nim zależy. Po otwarciu drzwi ujrzałem w nich uśmiechniętego od ucha do ucha Sichenga. Gdy mnie zobaczył, rzucił mi się na szyję, przytulając mnie ile miał tylko sił w tych swoich chudych łapkach.
- Yutaaaaa!
- Cześć gnojku. - zaśmiałem się, obejmując go - Dawaj buziaka. 
- Mmm jednego? - uśmiechnął się, muskając moje wargi - Czy może więcej?
- To może więcej. - uwielbiam go! Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Jest największym szczęściem, jakie mnie spotkało - Rozbieraj się. 
- Śmiała propozycja.
- Z płaszcza, durniu. - zaśmiałem się, biorąc od niego plecak - Co chcesz zjeść?
- Masz ramen?
- A mam.
- A byś mi zrobił? Umieram z głodu.
- To może zrobię ci coś porządniejszego?
- Nieee... ramen mi w zupełności wystarczy. 
- No dobrze, jak chcesz. - jest uroczy i bezbronny jak dziecko. Czuję się odpowiedzialny za tą kruchą istotkę i chcę dla niego jak najlepiej. Najchętniej nie spuszczałbym go z oka nawet na sekundę. Chciałbym go prowadzić wszędzie za rękę i cały czas patrzeć na to, co robi. Wrzucając kluski do garnka, poczułem jak 18-latek mnie obejmuje. Uśmiechnąłem się jedynie, ciesząc się tym prostym, ale niesamowicie przyjemnym gestem - Co tam?
- Tęskniłem. 
- Chodź tu. - objąłem go, dając mu długiego buziaka w czoło - Zostaniesz dzisiaj na noc?
- A mogę?
- Możesz tu przychodzić i spać kiedy tylko chcesz. - szepnąłem, wpatrując się w jego wiecznie uśmiechnięte oczy. Sicheng pogłaskał mnie jedynie po policzku, przytakując.
- To chętnie zostanę, aleeee... pod jednym warunkiem.
- O proszę, jeszcze będziesz mi stawiać warunki? - chłopiec zaśmiał się, całując mnie w policzek.
- Zrobisz mi masaż pleców? Strasznie mnie bolą od tego plecaka. - jest przesłodki. Przytaknąłem jedynie, chichocząc.
- No pewnie.. a teraz siadaj, dam ci jeść. - nie mogłem oderwać od niego wzroku i słuchałem go, jakby mówił mi o najciekawszych rzeczach świata, a opowiadał mi jedynie o tym, jak minął mu dzień w szkole. Mógłbym go schrupać. Jest chodzącą kulką szczęścia i słodyczy, którą kocham najbardziej na świecie. Gdy Sicheng w końcu zjadł, poszliśmy do pokoju, kładąc się wygodnie na łóżku, z zamysłem obejrzenia jakiegoś filmu - Zdejmuj górę mundurka.. wymasuję ci te plecki. 
- Tak bez ubrań?
- No tak. 
- No weź. - na jego buzi pojawił się delikatny, ale całkiem wyraźny rumieniec.
- Widziałem cię bez ubrań.
- Co? Kiedy?
- Pamiętasz jak kiedyś spiłeś się na imprezie i spałeś u mnie?
- Pamiętam..
- No właśnie.. przebierałem cię wtedy. 
- Ah.. no racja. - chłopak zdjął marynarkę, po czym przeszedł do rozpinania guzików w koszuli.
- Naprawdę nie musisz się mnie wstydzić. 
- Nie wstydzę się ciebie, Yuta.. tylko tak ogólnie. 
- Tu nie ma nikogo poza mną. - uśmiechnąłem się, całując go przy tym w głowę - Także wyluzuj. Sam bym chciał masaż takiego profesjonalisty. 
- Pf.. zaraz sam to ocenię.
- Nie prychaj, tylko się połóż. - gdy 18-latek położył się, usiadłem okrakiem na jego pośladkach zabierając się za masaż. W momencie gdy dotknąłem jego nagich pleców, Sicheng spiął się, robiąc się przy tym ciepły jak grzejnik. Mimo to stwierdziłem, że przemilczę ten temat, by go dodatkowo nie stresować.
- Troszkę w lewo. 
- Tutaj? - zapytałem, naciskając na niesamowicie spięte miejsce. Sicheng jęknął, zaciskając przy tym dłonie na pościeli.
- Jak to boli.
- Masz strasznie pospinane te plecy... postaraj się rozluźnić. 
- To przez ten plecak. 
- A boli cię kręgosłup? - zapytałem przejeżdżając palcami przez całą jego długość. Przez ciało nastolatka przebiegł dreszcz. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując z tego tytułu niesamowitą satysfakcję. 
- Boli... strasznie boli. - po kilku minutach dotykania jego nagiego, bezbronnego ciała, nie byłem w stanie powstrzymać się przed pocałowaniem go. Pochyliłem się nad nim, muskając wargami jego barki i kark - Yutaaa. - jego drobne dłonie szarpały za kołdrę, a z ust wydobywały się ciche jęki, pod wpływem których aż się rozpływałem - Co... co ty wyprawiasz? - zachichotał, czerwieniąc się.
- Całuję moje największe szczęście na świecie. - szepnąłem, dając mu buziaka w rozgrzany policzek. 
- Chciałbym cię pocałować, ale nie mam jak. - zaśmiałem się, schodząc z jego drobnego ciała. Sicheng klęknął pospiesznie, jednak przed pocałowaniem mnie, zawiesił się, uważnie mi się przyglądając.
- Coś się stało? - chłopak ułożył dłoń na mojej klatce piersiowej, głęboko przy tym oddychając - Sicheng.. 
- Zdejmij ją. - moje serce zabiło mocniej. Wykonałem jego polecenie, widząc jak ten wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili jednak owinął ręce wokół mojej szyi, całując mnie. Położyłem go ostrożnie na łóżku, nie mogąc powstrzymać się przed dotknięciem jego klatki piersiowej i brzucha. Zachowywał się tak uroczo pod wpływem mojego dotyku. Pojękiwał przy tym niesamowicie słodko, chichocząc dość nerwowo. Stresował się, co widać było z odległości kilometra, ale czułem też, że z każdą kolejną minutą otwiera się na mnie coraz bardziej. Nie mogąc dłużej wytrzymać, ułożyłem dłoń na jego spodniach, starając się dobrać do zamka. Sicheng przerwał wtedy nasz pocałunek, wpatrując się we mnie wielkimi oczyma - To już?
- Co.. co już?
- Będziemy się kochać? - zatkało mnie. Autentycznie pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co powiedzieć. Zacząłem wycofywać rękę, jednak została ona zatrzymana przez 18-latka - Yuta..
- Tak?
- Ufam ci.. najbardziej na świecie. Tylko.. 
- Nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Nie, to dobry krok. - wyszeptał, czerwieniąc się - Tylko to mój pierwszy raz..
- Wiem to. - nachyliłem się do chłopaka, całując go po twarzy - Nie zrobię ci krzywdy. - Sicheng skinął głową, lekko się przy tym uśmiechając. Nie sądziłem, że ten moment nadejdzie tak szybko i.. i że w ogóle kiedykolwiek nadejdzie. Jest to dla nas niesamowicie ważny krok i wszystko w tym momencie zależy ode mnie. Jeśli to spieprzę, to będę sobie pluć w brodę do końca życia. 
- Nie wiem, co robić. - zaśmiał się, obserwując mnie. 
- Przede wszystkim, przestać się denerwować. Jesteś w dobrych rękach.
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. - uśmiechnąłem się, nachylając się do jego zapadniętego brzucha. Pieściłem go ciepłym oddechem i delikatnymi, niemalże niewyczuwalnymi pocałunkami. Jego reakcja na każdy mój dotyk była przeurocza. Jego jęki i westchnięcia doprowadzały mnie do obłędnego stanu. 
- Sichengie.. - całując jego klatkę piersiową, uniosłem gwałtownie głowę, wpatrując się w jego roześmiane oczy.
- Tak?
- Przed tym wszystkim chciałbym ci coś powiedzieć.
- Co takiego? - oblizałem nerwowo wargi, przykładając dłoń do jego twarzy. Strasznie się denerwowałem.. zupełnie tak, jakbym miał zamiar się oświadczyć... czy coś. 
- Kocham cię najbardziej na świecie.. i chciałbym, żeby między nami było tak już zawsze. 
- Yuta.. - chłopak oparł się na przedramionach, wpatrując się we mnie wielkimi oczyma - Ty.. mówisz prawdę? Nie żartujesz? 
- Kocham cię. - powtórzyłem, muskając jego wargi - Kocham jak jasna cholera i chcę żebyś o tym wiedział. - Sicheng przyciągnął mnie do siebie, całując mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Chciałbym usłyszeć to samo od niego, ale nie chcę na niego naciskać. Czuję, że mnie kocha i to mi w zupełności wystarczy. 
- Yuta.. - gdy nastolatek oderwał się od moich warg, spoglądając mi tym samym w oczy, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi - Spodziewasz się kogoś?
- Nie. - mruknąłem, przywierając ustami do jego szyi. Chciałem totalnie zlać fakt, że ktoś chce nam przeszkodzić, ale ten ktoś nie dawał o sobie zapomnieć. Po mieszkaniu rozległ się dzwonek, a zaraz po nim kilka uderzeń w drzwi - Czego.. - westchnąłem, wstając niechętnie z łóżka. 
- Boję się. - Sicheng naciągnął na siebie kołdrę, wpatrując się we mnie wielkimi oczami. 
- Ja cię obronię. - zaśmiałem się, nachylając się do niego - Buzi. - 18-latek cmoknął mnie w kącik ust, nie odrywając wzroku od drzwi - Kocham cię, pamiętaj. - posłałem w jego kierunku szeroki uśmiech, po czym ruszyłem w stronę przedpokoju - No moment! Już otwieram! - wywinąłem oczami, otwierając gwałtownie drzwi.
- No co tak długo? - doznałem takiego szoku, że aż moje usta samoistnie się otworzyły - Ziemia do Yuty. - Taeyong zaśmiał się, machając w górze reklamówką z soju - Mam świetny plan, który musimy omówić. 
- Plan? - spojrzałem nerwowo za siebie, starając się ułożyć w głowie jakąś sensowną wymówkę - Ja.. właśnie miałem się położyć.
- Co? Jest lekko po 20-tej.
- Coś słabo się czuję.
- Spooooko. Napijesz się i się obudzisz. - Tae wparował do mieszkania, idąc od razu do kuchni.
- Taeyong, ja naprawdę... 
- Słuchaj.. mam taki plan odnośnie Sichenga, że nie ma opcji żeby to nie wypaliło. 
- Tae..
- Przyniosłem nawet soju, żeby już to opić. Normalnie jestem geniuszem. - trzęsło mną jak jasna cholera. Byłem tak zestresowany, że nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Stres całkowicie odciął mnie od logicznego myślenia.
- To jest nieaktualne. 
- Nie pieprz... Skoro Sicheng nie chce zakochać się w tobie po dobroci, zrobi to pod wpływem alkoholu. Widziałeś jaki jest podatny.
- Co ty pieprzysz?
- Nie oszukujmy się... zrobił się z ciebie słaby podrywacz. Jak spijemy Sichenga, wtedy będziesz mógł śmiało działać..
- O czym on mówi? - odwróciłem się gwałtownie, widząc stojącego za sobą 18-latka.
- Co ty tu robisz? - Taeyong parsknął śmiechem, siadając na kuchennym blacie. 
- Yuta... o czym on mówi? - chłopak spojrzał na mnie przeszklonymi oczyma, z trudem łapiąc oddech.
- Daj mi wytłumaczyć.. 
- Ale tu nie ma co tłumaczyć. - wciął Tae, doprowadzając mnie tym samym do szału - Założyliśmy się o ciebie.
- Taeyong, zamknij się. - warknąłem, przenosząc wzrok na nastolatka - Sicheng, to nie tak.. 
- To wszystko to był żart, tak? - jego drobne dłonie zacisnęły się w pięści, a po bladych policzkach spłynęły łzy, łamiące mi serce na tysiące kawałków - Założyłeś się o mnie? 
- Nie.. 
- Jak to nie, Yuta? - mój przyjaciel zeskoczył z blatu, podchodząc bliżej nas - To kara za twoje podłe zachowanie, gnojku.. 
- Stul pysk do cholery! - chłopak otworzył szerzej oczy, robiąc odruchowo krok w tył.
- Jak mogłeś? - nie mogę na niego patrzeć... Płakał jak dziecko, a bijący od niego ból i żal niszczyły mnie od środka - Zaufałem ci! 
- Sicheng, to wszystko, co mówiłem, to prawda.. Musisz mi uwierzyć.
- Nie... nie chcę cię nigdy więcej widzieć. 
- Sicheng.. - złapałem go za nadgarstek, jednak ten pospiesznie wyrwał rękę, idąc w kierunku drzwi - Poczekaj! 
- Daj sobie z nim spokój. - Tae przytrzymał moje ramię, podczas gdy po całym mieszkaniu rozległ się donośny trzask drzwiami - Nooo... wprawdzie nie wiem, co on tutaj robił, ale powiem ci, że świetnie wczułeś się w rolę. - pociągnąłem nosem, unosząc na niego wzrok. Chłopak otworzył szerzej oczy, uważnie mnie obserwując - Co ty.. płaczesz?
- Jak mogłeś.. - wyszeptałem, ruszając w pogoń za Sichengiem. Nie mogę go stracić. Do cholery jasnej, nie mogę! Miał się o wszystkim dowiedzieć, ale nie w taki sposób... nie w towarzystwie Taeyonga, który jedynie zaogniał całą i tak już gównianą sytuację - Sicheng! - wybiegłem na dwór bez koszulki i butów.. Nie przeszkadzał mi panujący na dworze chłód. Jedyne o czym myślałem, to ogromne pragnienie porozmawiania z Sichengiem i wytłumaczenie mu całej tej sytuacji - Sicheng! 
- Yuta.. - Taeyong wybiegł za mną, narzucając na mnie płaszcz - Chodź do domu.
- Sicheng! 
- Przestań krzyczeć... zaczynasz przyciągać uwagę ludzi. 
- W dupie ich mam, rozumiesz? Mam to głęboko w dupie. - wytarłem policzki, rozglądając się po ulicy. 
- Proszę cię, pogadajmy. - powiedział spokojnie, ciągnąć mnie w kierunku bloku - Chodź. - jestem załamany. Nie chcę nawet myśleć, co musi teraz czuć ten dzieciak. Wiedziałem przecież, że to wyjdzie na jaw. Dlaczego nie powiedziałem mu tego od razu? Jestem pewien, że teraz nie byłoby tej sytuacji.. - Usiądź. - chłopak posadził mnie przy stole. Sięgnąłem od razu po przyniesione przez niego soju, wypijając duszkiem pół butelki - Yuta... powiedz mi, o co tu do cholery jasnej chodzi. - milczałem. Boję się o niego. Boję się, że nie wróci do domu, tylko coś sobie zrobi... w życiu bym sobie tego nie darował - Yuta.. coś was łączy? - uniosłem na niego wzrok, lekko przytakując.
- Łączyło. 
- Co? - zaśmiał się, siadając bliżej mnie - Ale jak to? - wpatrując się w jego oczy, poczułem jak po moim policzku spływa kolejna łza. Tae wytarł ją pospiesznie, otwierając przy tym szerzej usta... sam był nieźle skołowany całą tą sytuacją.
- Zakochałem się w nim.. wiem, że to absurdalnie brzmi, ale to wspaniały chłopak. - dopiłem alkohol, uderzając ręką o stół - Kurwa, nie wytrzymam. 
- Poczekaj.. spokojnie. - mój przyjaciel wziął głęboki oddech, otwierając mi przy tym kolejną butelkę alkoholu - Spotykałeś się z nim?
- Tak.
- I... byliście razem? - skinąłem głową, biorąc kilka łyków soju - Jak długo?
- Trzy miesiące.
- Trzy miesiące?! Dlaczego nic o tym nie wiedziałem?
- A byś to zrozumiał? - pociągnąłem nosem, czując narastającą w gardle gulę - Nie zrozumiałbyś Tae.. Pałasz taką nienawiścią do Sichenga, że totalnie nie zwracałeś uwagi na to, co do ciebie mówiłem. Nie chciałem tego zakładu... Powiedz mi, ile razy mówiłem ci, że chcę się wycofać?
- Mówiłeś... ale w życiu nie powiedziałbym, że to przez to, że jesteś z Sichengiem..
- On nie potrafił nikomu zaufać. Wiesz dlaczego był taki opryskliwy? 
- Nie mam pojęcia..
- Bo po tym, jak jego znajomi dowiedzieli się, że jest gejem, odwrócili się od niego... Nie dość, że został zupełnie sam, to jeszcze byli znajomi się nad nim pastwili..
- Pamiętam jak wrócił do domu pobity, ale szczerze mówiąc totalnie mi to zwisało.. 
- No właśnie. - dopiłem drugą butelkę alkoholu, rzucając nią o szafkę.
- Yuta..
- Błagam cię Tae, zrób coś. 
- Ale..
- Mam ochotę dać sobie w twarz, rozumiesz? Nienawidzę siebie za to, co zrobiłem. - poderwałem się z krzesła, po czym podszedłem do okna, otwierając je na całą szerokość.
- Przeziębisz się..
- Nie rozśmieszaj mnie. - oparłem się o futrynę, starając się unormować oddech. Czułem, że jeśli za moment się nie uspokoję to poważnie coś uszkodzę. 
- Yuta, ja.. ja nawet nie wiem, co ci powiedzieć. Jestem w szoku..
- Mówiłem ci kiedyś, że finał cię zaskoczy. 
- Najgorsze jest to, że chcę ci pomóc, ale nie mam pojęcia jak... Sicheng nie będzie chciał ze mną gadać.
- A dziwisz się? - chłopak zamilkł, podchodząc bliżej mnie - Proszę cię, jedź już do domu.
- Nie zostawię cię teraz samego.
- Zobacz co z Sichengiem. Czy wrócił w ogóle do domu.
- Zadzwonię do mamy i..
- Nie... sprawdź to osobiście i do mnie zadzwoń. - Taeyong przyglądał mi się dłuższą chwilę, zagryzając przy tym wargę - Mógłbyś to dla mnie zrobić?
- Jasne. - chłopak poklepał mnie po ramieniu, wzdychając - Przepraszam.. naprawdę nie miałem pojęcia.
- Przeproś Sichenga, nie mnie.. wiesz, że między nami zawsze wszystko jest okej..
- Nie do końca. Dałem dupy, ale nie miałem o niczym pojęcia. - powiedział, zbierając się do wyjścia - Jak pogadam z Sichengiem, od razu do ciebie zadzwonię.
- Dzięki. - nienawidzę samego siebie. Od samego początku wiedziałem, że jest mu ciężko.. że jest cholernie wrażliwy i boi się odrzucenia ludzi. Że został potraktowany przez najbliższych jak śmieć, przez co ciężko jest mu się teraz otworzyć na innych. A mimo to zawiodłem go. Byłem kolejną osobą, która go zraniła... bliską mu osobą, a nie kumplem ze szkoły. Jakim trzeba być kretynem, by zrobić coś takiego? Mam ochotę się wykląć, potrząsnąć sobą i dać kilkakrotnie w twarz, ale co to zmieni? Wtedy Sicheng do mnie wróci? Nie.. Teraz zaczynam się zastanawiać czy w ogóle kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. 



*

- Cześć. - zdjąłem kaptur z głowy, słysząc za sobą głos Taeyonga. 
- Hej. - burknąłem wyciągając z automatu gorący kubek z kawą. 
- W końcu pojawiłeś się na uczelni.
- Ta.. kiedyś trzeba. - nie przychodziłem na uczelnię przez tydzień. Nie odbierałem też w tym czasie telefonów mojego przyjaciela i nie odpisywałem na jego wiadomości. Chciałem spędzić ten czas sam, żeby zastanowić się co dalej. Czy rzeczywiście chcę być z Sichengiem i o niego walczyć, czy był jedynie chwilową zachcianką i odskocznią od codzienności? Za każdym razem, gdy myślałem o drugiej wersji, uderzałem się w policzek. Nie wiem, jak mogłem w ogóle pomyśleć o czymś takim. Rzeczywiście z początku go wręcz nienawidziłem. Cholernie mnie irytował tym, że jest taki arogancki, rozpuszczony i że uważa się za lepszego od reszty. Dopiero po tym nieszczęsnym wyjściu na basen zrozumiałem, że to niesamowicie wartościowy chłopak, który pogubił się w życiu i który potrzebuje kogoś, kto się nim zaopiekuje. Czułem, że to muszę być ja. Z każdym kolejnym dniem, odrzucałem myśli, że Sicheng mógłby być z kimś innym... w głowie mi się to nie mieściło. Oczywiście Sicheng nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu. Nie odbiera ode mnie telefonu, czasem nawet odrzuca połączenia. Strasznie za nim tęsknię, ale wiem, że nie mogę go do niczego zmusić. Nie zmuszę go do tego, by się znowu we mnie zakochał i spróbował mi zaufać..
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - upiłem łyk kawy, odwracając się przodem do przyjaciela - A co z Sichengiem?
- Jezu, jak ty wyglądasz.
- Jak zawsze.
- Chuchnij. 
- Nie żartuj.
- No chuchaj. 
- Trochę wczoraj wypiłem.. darujmy sobie to chuchanie.
- Wali od ciebie na kilometr. Dalej jesteś pijany?
- Zwariowałeś? 
- Yuta, co z tobą do cholery? - oparłem się o automat z napojami, nakładając ponownie kaptur na głowę.
- Powiesz mi co u Sichenga?
- Uparty jesteś.. - Taeyong westchnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej - No.. chodzi do szkoły, ale tylko dlatego, że rodzice mu każą. Jak wraca to od razu zamyka się w pokoju.. ciągle słyszę, jak płacze. - odchrząknąłem, czując potworne kłucie w sercu. Jak mogłem doprowadzić go do takiego stanu.. - Nie chce nic jeść.. mama zaczęła go dopytywać o co chodzi, ale z nikim nie chce gadać. 
- A ty z nim rozmawiałeś?
- Próbowałem, ale czułem jakbym mówił do ściany.
- To znaczy?
- Gapił się przed siebie.. wiesz.. jakby był myślami zupełnie w innym świecie. - wręczyłem chłopakowi kawę, poprawiając znajdujący się na ramieniu plecak - Co robisz?
- Muszę się z nim zobaczyć.
- Nie, to nie jest dobry pomysł. - ruszyłem w kierunku wyjścia. Tae szedł za mną, próbując co chwilę złapać mnie za rękę - Yuta, dajmy mu czas.
- Ile mam czekać? Muszę mu pokazać, że mi na nim zależy.
- On to wie... doskonale to wie.. 
- W takim razie muszę mu o tym przypomnieć. - wyszedłem z budynku. Był chłodny, deszczowy dzień, który wbrew pozorom był dla mnie zbawieniem. Przez ostatni tydzień piłem jak głupi i dziś jadąc na uczelnię, myślałem, że przekręcę się siedząc za kierownicą. Może te zimne krople deszczu trochę mnie obudzą.
- Yuta..
- Przyjedź do mnie po zajęciach. Czuję, że to nie będzie przyjemna rozmowa. - gdy wsiadłem do samochodu, poczułem lekkie wątpliwości. Przecież ten dzieciak za nic w świecie nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Z drugiej jednak strony nie mogę odpuścić. Kiedy przestanę się do niego odzywać i się o niego starać, ten może pomyśleć, że już mi na nim nie zależy, a tak nie jest. Z każdą kolejną godziną kocham go coraz bardziej.. 
Po przyjechaniu pod szkołę Sichenga, długo siedziałem w samochodzie, zanim zdecydowałem się na wyjście z niego. Wsłuchiwałem się w dudniące o szyby ciężkie krople deszczu, myśląc o tym, co w zasadzie powinienem mu powiedzieć. Słowo "przepraszam" tutaj zdecydowanie nie wystarczy. No cóż.. muszę pamiętać, że to przecież Sicheng. Przy tym dzieciaku zdecydowanie najlepszy jest spontan. Po wyjściu z samochodu, przebrnąłem pospiesznie przez szkolny dziedziniec, wchodząc tym samym do jego szkoły. Pamiętam, że kiedyś, gdy opowiadał mi o swojej szkole, wspominał o klasie, do której chodzi. Zacząłem więc błądzić po szkolnych korytarzach, szukając tego konkretnego miejsca. Gdy w końcu trafiłem na korytarz, na którym znajdują się klasy najstarszych uczniów, zacząłem zaglądać w każde możliwe okno, szukając 18-latka. Gdy w końcu natknąłem się na jego salę, ujrzałem siedzącego w ostatniej ławce Sichenga. Smutnego, zamyślonego, wpatrującego się w zalane deszczem okno, chłopaka. Miałem ochotę wejść do środka, paść przed nim na kolana i przepraszać go, dopóki mi nie wybaczy. Z drugiej strony miałem świadomość tego, że muszę rozegrać to w inny sposób. Tak, by nikt nie wiedział, że coś nas łączyło. Znów pewnie znalazłaby się grupa ludzi, która by się nad nim z tego tytułu pastwiła. Oparłem się więc o ścianę, czekając na dzwonek. Każda upływająca minuta, dłużyła mi się w nieskończoność. Z każdą kolejną minutą, do mojej głowy napływało coraz więcej myśli, przez które mój lęk jedynie narastał. Miałem już naprawdę dość... 
W końcu usłyszałem upragniony dźwięk dzwonka, który swoją drogą rozsadzał mi niemalże głowę. Tae ma rację.. chyba wypity alkohol nadal się mnie trzymał. Wyprostowałem się gwałtownie, śledząc wzrokiem wychodzących uczniów i chichoczące na mój widok uczennice.
- To student.
- Chyba tak.
- Wooo... jaki przystojny. 
- Jestem zajęty, przepraszam. - posłałem w ich kierunku wymuszony uśmiech, wchodząc do pustej klasy. Zamknąłem za sobą drzwi, nie wzbudzając u Sichenga żadnych emocji. Nadal siedział w bezruchu, wpatrując się w okno - Sicheng. - dotknąłem niepewnie jego ramienia, czując jak ten zrywa się na równe nogi. Wpatrywał się we mnie wielkimi oczami, z których wyczytać można było ogromny żal i lęk - Proszę cię, posłuchaj mnie.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - po jego bladych policzkach spłynęły łzy. Zagryzłem jedynie wargę, czując jak serce pęka mi na tysiące kawałków. 
- Nie płacz.
- Mów czego chcesz i idź już stąd.
- Sichengie.. - złapałem go za dłonie, wpatrując się w jego piękne oczy - Posłuchaj mnie uważnie..
- Mów.
- Ten zakład.. Taeyong wpadł na ten pomysł.. 
- A ty się zgodziłeś. Słaba wymówka. - burknął, zabierając ręce.
- Tak, zgodziłem się. Zgodziłem się, bo nie ukrywam, że za tobą nie przepadałem.. myślałem, że to będzie świetna zabawa.. 
- Przynajmniej teraz wiem, co o mnie myślisz..
- Nie, Sicheng... To wszystko się zmieniło. Zmieniło, rozumiesz? Zobaczyłem, że jesteś niesamowicie wartościowym chłopakiem... zakochałem się w tobie.
- Przestań... nie chcę tego słuchać. - chwyciłem jego twarz w obie dłonie, zmuszając go do tego, by na mnie spojrzał.
- Kocham cię, dzieciaku. Kocham cię najbardziej na świecie i strasznie żałuję tego, co zrobiłem. Musisz mi uwierzyć. - dlaczego on płacze? Widok płaczącej osoby, którą tak mocno kocham sprawia, że czuję się jak śmieć. Bezwartościowy, paskudny śmieć - Bardzo cię przepraszam. 
- Yuta.. - 18-latek chwycił za moje dłonie, kierując je ku dołowi - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
- Co? Sicheng..
- Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził... Moich znajomych jestem w stanie przeżyć, ale ty.. - chłopak zacisnął dłonie w pięści, zanosząc się przy tym łzami - Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, a ty się mną jedynie bawiłeś..
- Nie, to nie tak.
- Od samego początku podchodziłeś do mnie jak do zakładu, którego nie możesz przegrać z moim durnym bratem... Myślałem, że to on jest najpodlejszą osobą, jaką znam, ale wiesz co? Teraz widzę, że obaj jesteście siebie warci. - zabolało. Wiem, że ma rację i za nic w świecie nie mogę tego przełknąć - Może Tae zechce z tobą być. 
- Słucham?
- Dopasowane charaktery i tak dalej..
- Nie gadaj durnot, błagam cię. 
- Chcę być z kimś, kto naprawdę będzie mnie kochać... a nie z kimś, kto kocha mnie, bo takie są zasady zakładu. 
- Jesteś niesprawiedliwy..
- Ja? Ja jestem niesprawiedliwy?
- Przyznałem się do błędu.
- I myślisz, że to wszystko załatwi, tak?
- Sicheng.. - odwróciłem się gwałtownie, widząc stojącego w drzwiach chłopaka w mundurku - Wszystko w porządku?
- A możesz się nie wtrącać? - warknąłem, celując w niego morderczym wzrokiem - Rozmawiamy.
- Tak, jest okej. 
- Mam iść po nauczyciela? - nie wytrzymałem. Podszedłem do niego, łapiąc go za marynarkę mundurka - Co ty..
- Wypieprzaj, ale już. 
- Yuta, uspokój się. - Sicheng podszedł do mnie, łapiąc mnie za ramię - Puść go.
- Od niego śmierdzi alkoholem. Trzeba to zgłosić. 
- Yuta już wychodzi. Nie musisz niczego zgłaszać. - 18-latek złapał mnie za wolną rękę, ciągnąc mnie w kierunku drzwi - Chodź już. - wpatrywałem się w tego chłopaka z taką nienawiścią, że gdybym mógł, najchętniej bym go zabił - No chodź. 
- Trzymaj się z dala od Sichenga, zrozumiałeś?
- Przestań do cholery. - nastolatek wyprowadził mnie na korytarz, po czym zaczął mnie ciągnąć w kierunku wyjścia - Zwariowałeś..
- Kto to był?
- Przewodniczący klasy.
- Chyba jest tobą zainteresowany.
- Przestań. Nawet jeśli jest, to ja mam to głęboko w nosie. - stanęliśmy pod drzwiami. Sicheng przyjrzał mi się uważnie, jednak zaraz po tym odwrócił wzrok, wzdychając - Na drugi raz nie wsiadaj do samochodu w tym stanie... śmierdzi od ciebie alkoholem. 
- Sicheng, ja sobie z tym wszystkim nie radzę.
- Mi też nie jest lekko. - szepnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej - Mogłeś to wszystko inaczej rozegrać. - dodał, oddalając się. Patrzyłem na niego tak długo, dopóki nie zniknął na schodach, prowadzących do góry. Z jednej strony byłem bardzo szczęśliwy, że go w końcu zobaczyłem. Z drugiej natomiast, miałem coraz większe poczucie, że to koniec. Że mój związek z tym dzieciakiem to przeszłość. Naprawdę nie wiem co robić, by go odzyskać.. 





~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

3 komentarze:

  1. O Matko... Jakie to jest przytłaczające. Idzie się popłakać z emocji. Liczę na happy end! ❤️ ❤️ ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. yuta ty durniu coś narobil

    OdpowiedzUsuń