18 grudnia 2018

Zakład~cz.7 [Yuta&WinWin]



         
                          Nie potrafię wysiedzieć w domu. Samotność strasznie mnie przytłoczyła, a ja na siłę szukam coraz to nowszego sposobu, by mieć kontakt z ludźmi. Szlajam się po klubach, kłamiąc przed samym sobą, że się świetnie bawię. Prawda jest taka, że piję na umór, wracając później z ogromnym trudem do mieszkania. Czasami przejdę się na uczelnię, jednak w większości przypadków spędzam całe dnie w domu. Bardzo tęsknię za Sichengiem. Nie ma chwili, podczas której bym o nim nie myślał, jednak z każdą, kolejną myślą uświadamiam sobie, że straciłem go na dobre...
- Dobrze, że nie brałeś samochodu. - spojrzałem na Taeyonga, otwierając drzwi do jego ulubionego klubu.
- Czemu?!
- Będziemy mogli pić do nieprzytomności!
- Idę dzisiaj jako twój opiekun! Ostatnio przeginasz! - parsknąłem jedynie śmiechem, podchodząc do baru.
- Yuta! Co dla ciebie?! - cóż... ostatnio bywam w tym miejscu codziennie, przez co stałem się rozpoznawalny wśród tutejszych barmanów.
- To co zwykle!
- Już się robi! - Tae spojrzał na mnie wielkimi oczyma, szturchając moje ramię.
- To co zwykle?!
- 40 szotów! Wystarczy nam na rozgrzewkę! 
- Zapytam jeszcze raz! To co zwykle?! To ile razy byłeś tutaj beze mnie?! - wzruszyłem jedynie ramionami, wpatrując się w chłopaka, przygotowującego nam alkohol - Yuta! 
- Daj już spokój! Chcę się dobrze bawić, a nie słuchać twoich pouczeń! - oparłem się o bar, obserwując przy tym parkiet. Znam tu już praktycznie każdego. Ten klub to najgorsza speluna z możliwych, więc przychodzi tu raczej stałe grono. Nowi ludzie po zobaczeniu go od razu się wycofują. W pewnym momencie podbiegła do mnie krótkowłosa dziewczyna, szeroko się przy tym uśmiechając.
- Yuta! 
- Hej! - objąłem ją, dając jej przy tym buziaka w policzek - Co tam?! 
- To co zwykle! - Yuji przeniosła wzrok na Taeyonga, lekko się przed nim kłaniając - Przyszedłeś z kolegą?! 
- Dzisiaj możesz zabawić się z nim! Na pewno nie odmówi!
- W sumie czemu nie! Przemyślę to! - mówiąc to, uśmiechnęła się w kierunku mojego przyjaciela. Zaraz po tym jednak zniknęła na parkiecie wśród rozbawionych ludzi.
- Yuta, szoty dla ciebie! - spojrzałem na barmana, rzucając na ladę pieniądze.
- Dzięki! - wypiłem jednego z nich, spoglądając na zdezorientowanego Tae - Częstuj się!
- Co to miało być?! 
- Niby co?!
- Co to za laska?!
- Stara znajoma! - wypiłem pięć kolejnych kolejek, po czym podsunąłem jeden z kieliszków pod nos chłopaka - Pij! 
- Kurwa, co z tobą?! Kto to był?! 
- Nieważne.. - burknąłem pod nosem, wpatrując się w jeden z kieliszków. Ostatnio robię złe rzeczy i zachowuję się jak skończony idiota, ale gdy wypiję, mój umysł przestaje pracować. Poza tym czuję się jak kompletne gówno i nie jestem w stanie poradzić sobie z niczym. Czasem odnoszę wrażenie, że przy Sichengu stałem się lepszym człowiekiem. Bez niego znów jestem starą wersją siebie, której nie cierpię.
                  Po upływie kilku godzin, czułem, że ledwo trzymam się już na nogach. Moje i Tae drogi się rozeszły i każdy z nas bawił się we własnym gronie znajomych. Dopiero gdy było ze mną naprawdę źle, poczułem, że potrzebuję jego pomocy. Wstałem więc od stolika, idąc powoli w kierunku sali. Dudniąca muzyka i ciężkie opary alkoholu nie ułatwiały mi sprawy. Czułem się fatalnie.. jak co wieczór. Usiadłem na jednym z barowych krzeseł, kładąc głowę na betonowej ladzie. Wiem, że upadłem bardzo nisko, ale tak cholernie tęsknię za tym dzieciakiem, że nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.
- Coś ci podać?! - zaprzeczyłem skinieniem głowy, czując jak skręca mnie od środka - A gdzie ten twój kolega?!
- Nie wiem.
- Co?!
- Nie wiem! 
- Poszukam go! Źle wyglądasz! - czekałem i czekałem i nie mogłem się doczekać. Przecież Taeyong by mnie tu nie zostawił. Fakt... miał prawo być na mnie zły, ale znam go i wiem, że choćby nie wiem jak źle było między nami, nigdy by mnie nie opuścił - Tu siedzi!
- Yuta! - poczułem ostre szarpnięcie. Skrzywiłem się jedynie, niechętnie prostując swoje ciało - W porządku?! Hej! 
- Zabierz go lepiej do domu! 
- Zawsze taki jest?!
- Co wieczór!
- Co.. co wieczór?! Ja pierdzielę.. - Tae pomógł mi wstać, łapiąc mnie przy tym w pasie - Wychodzimy! - nie pamiętam, jak znalazłem się na dworze, ale gdy uderzyło we mnie chłodne, nocne powietrze, poczułem się znacznie lepiej - Siadaj. - usiadłem na chłodnej ziemi, opierając się plecami o boczną ścianę klubu - Oddychaj głęboko. 
- Przepraszam. - usłyszałem głośne westchnięcie. Chłopak kucnął przede mną, głaszcząc mnie przy tym po głowie.
- Yuta, co z tobą? 
- Jestem kompletnym zerem.. - pociągnąłem nosem, rozklejając się. Co noc, gdy za dużo wypiję, nachodzą mnie różne myśli, jednak za każdym razem towarzyszy mi jedna i ta sama myśl: "jestem zerem i nic tego nie zmieni".
- Nie pieprz głupot.
- Kiedy to prawda. - czknąłem, czując jak zbiera mi się na wymioty - Fuck.. - odwróciłem się plecami do przyjaciela, zwracając to, co wypiłem.
- Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. - westchnął ponownie, głaszcząc mnie po plecach - Wal na maksa.. może się lepiej poczujesz. - pod jakim względem? Jedynie pozbędę się alkoholu, ale to nie naprawi mojej psychiki i nie uspokoi moich wyrzutów sumienia - Yuta.. - wytarłem usta, wstając dość chwiejnym krokiem.
- Przepraszam.
- Wymiotowałeś krwią. - nie pierwszy raz. Spojrzałem jednak na przyjaciela, wymuszając przy tym uśmiech.
- To szoty.
- Nie rób ze mnie kretyna.
- Poważnie.. później piłem coś.. coś czerwonego. Nie wiem co to było. 
- Yuta, wiem co piłeś.
- Chodźmy już do domu.. strasznie źle się czuję. 
- Ale rano o tym pogadamy. Nie odpuszczę ci.
- Rano.. a teraz już chodź. - po około 40-stu minutach dotarliśmy do mojego mieszkania. Taeyong pomógł mi dojść do łóżka i jako tako przygotować się do spania. W momencie, w którym kładł mnie do łóżka, usłyszałem jego głośne westchnięcie - Co jest?
- Masz na szafce zdjęcie z Sichengiem. 
- Szczyt żenady, co? 
- Nie. - chłopak sięgnął po ramkę ze zdjęciem, na którym obejmuję roześmianego w najlepsze 18-latka. Uwielbiam to zdjęcie. Byliśmy wtedy w kinie. Po filmie zabrałem go na kolację, gdzie zrobiliśmy to zdjęcie. Wyszło to zupełnie spontanicznie, a uwierzcie mi, że efekt jest niesamowity - To samo zdjęcie wisi nad biurkiem Sichenga.
- Naprawdę?
- Mm... nigdy nie widziałem, żeby się tak uśmiechał. 
- Mam nadzieję, że wkrótce znowu zobaczysz. - szepnąłem, kładąc się do łóżka.
- Tylko ty potrafiłeś tak na niego wpłynąć. - zacisnąłem dłoń na kołdrze, starając się powstrzymać łzy. Jestem pewien, że jakbym był teraz sam, już dawno dałbym upust emocjom. Za każdym razem gdy kładę się spać, patrzę na to zdjęcie. Na ten piękny uśmiech, w którym się zakochałem i za którym teraz tak bardzo tęsknię. Ile bym dał żeby cofnąć czas. Dlaczego to nie jest takie proste? - Pogadamy o tym rano.. śpij. 



*

                             Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy. Jęknąłem jedynie, szukając po omacku butelki z wodą, którą zawsze trzymam przy łóżku.. tak na wszelki wypadek.
- Wody?
- Mhmm. - nie otwierając oczu, oparłem się na przedramionach, starając się jakoś dojść do siebie. 
- Pomóc ci?
- Nie no.. dam radę. - odpowiedziałem ochrypniętym głosem, wypijając całą, półtoralitrową butelkę wody - O matko.
- Jak się czujesz? - położyłem się z powrotem do łóżka, biorąc przy tym głęboki oddech.
- Bywało lepiej. 
- Zrobię ci herbatę.
- A daj spokój. - przerzuciłem rękę przez leżącego obok mnie Taeyonga, czując jak znów odpływam. Przyjaciel ułożył jedynie dłoń na moim ramieniu, delikatnie mnie po nim głaszcząc. Cieszę się, że przy mnie jest. Cholernie go teraz potrzebuję, więc jestem mu za to niesamowicie wdzięczny.
- Yuta..
- Mmm.
- Cholera jasna. - chłopak zerwał się, sięgając po leżące na szafce nocnej chusteczki - Siadaj. - chyba nie wytrzeźwiałem do końca. Usiadłem z lekkim trudem, czując jak ten przykłada do mojego nosa wspomniane wcześniej chusteczki.
- Co..
- Wstawaj... No wstawaj, musisz iść do łazienki. - spojrzałem na nie, widząc że są one pobrudzone krwią. Kurwa mać, co się ze mną dzieje? Mam tak od kilku dni i niesamowicie zaczyna mnie to irytować. Do tego jestem ciągle śpiący, a wieczorami miewam podwyższoną temperaturę. Z początku myślałem, że to jedynie przeziębienie, ale te wymioty i krwotoki z nosa mogą zwiastować coś poważniejszego - Pochyl się nad umywalką. Przyniosę ci lód. - skinąłem jedynie głową, robiąc to, co nakazał mi przyjaciel. Może to na wskutek stresu? Albo ostro przeginam z alkoholem? W sumie te opcje są dość prawdopodobne - Jutro idziesz do lekarza, nie żartuję. - Tae przyłożył lód do mojego nosa, uważnie mnie przy tym obserwując.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Nie pieprz, okej? Osobiście cię tam zaprowadzę. 
- Po prostu jestem zmęczony.
- Tak? A to, że rzygasz jak kot i to na dodatek krwią, też jest ze zmęczenia?
- Kto wie..
- Jak cię słucham, to mam ochotę cię zabić, wiesz? Pieprzysz jak potłuczony..
- Dobra, nie denerwuj się.
- Nie denerwuj się.. coś ci jest i trzeba to sprawdzić. 
- Sprawdzisz, okaże się, że nic mi nie jest i będziesz tylko zły, że zmarnowałeś na to czas.
- Przynajmniej będę zły mając spokojną głowę. - mówiąc to, zabrał chusteczki z mojej twarzy, wzdychając - Chyba jest okej. 
- Oczywiście, że jest okej. - przepłukałem twarz zimną wodą, wymuszając przy tym uśmiech - To co? Kawy?
- Ja zrobię. Idź do pokoju.
- Nie rób ze mnie kaleki.
- Nie robię, ale idź się położyć.
- Ale..
- Będę chciał z tobą pogadać. - znacie ten dyskomfort gdy ktoś ci mówi, że musi z tobą pogadać, a ty przypominasz sobie najczarniejsze scenariusze ze swojego życia? Właśnie tak się teraz czułem.. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, przykrywając się ciepłym kocem. Byłem bardzo ciekaw tego, o czym chce rozmawiać ze mną Taeyong. Mam nadzieję, że poprzedniego wieczoru nie zrobiłem niczego głupiego... - Trzymaj. Tylko się nie poparz. 
- Dzięki. - chłopak usiadł obok mnie, wbijając we mnie wzrok - Coś zrobiłem, tak?
- Po kolei. - Tae westchnął, przecierając dłońmi zmęczoną twarz - Za dużo się dzieje od samego rana..
- Taeyong, co jest? - naprawdę się bałem, a każda kolejna sekunda jedynie potęgowała mój lęk.
- Słuchaj.. wczoraj w klubie rozmawiałeś z jakąś dziewczyną..
- Tak... z Yuji. 
- Właśnie.. powiedziałeś... powiedziałeś coś w stylu, że może się ze mną zabawić. - chłopak parsknął śmiechem, sięgając po swoją kawę - Rozumiem, że wcześniej kochała się z tobą. - zagryzłem wargę, odwracając przy tym wzrok - Wiem, że potrafiliśmy robić różne głupie rzeczy na imprezach, tylko... tylko chciałbym wiedzieć, ile miałeś takich lasek?
- Jakie to ma znaczenie?
- Spałeś z nią po tym, jak rozstałeś się z Sichengiem?
- Nie rozumiem tego przesłuchania...
- Nie, to nie jest przesłuchanie.. Chcę cię zrozumieć. Widzę, że coś jest nie tak. 
- Następne pytanie.
- Yuta.. chciałeś ze mną poważnie rozmawiać. Rozmawiajmy. - wziąłem głęboki oddech, odkładając kubek na stół, po czym nakryłem się dokładniej kocem - Powiedz mi, co cię boli.. 
- Nie dam rady. 
- Stary.. - Tae usiadł bliżej mnie, łapiąc mnie za rękę - Tęsknisz za Sichengiem, tak? 
- Oczywiście, że tak.. Cholernie za nim tęsknię. - westchnąłem, unosząc niepewnie wzrok - Czuję się jak skończony idiota.. To miał być tylko głupi zakład.
- Ale się zakochałeś i nie widzę w tym nic złego.
- Jasne... doskonale wiemy, że gardzisz pedałami. 
- Nie.. chcę żebyś był szczęśliwy z Sichengiem.
- Ale nie będziemy... Nie będziemy, bo spieprzyłem sprawę, a Sicheng nie chce mnie znać. - zacisnąłem wargi, czując cisnące się do moich oczu łzy - Zaraz będę wyć, a nie chcę wyjść na debila. 
- Daj spokój... płacz, jeśli chcesz. 
- Tae, o co ci chodzi? - chłopak splótł nasze dłonie, wzdychając.
- Biegasz na imprezy i sypiasz z przypadkowymi laskami żeby zapomnieć o Sichengu? - poczułem jak moje serce przyspiesza. Przełknąłem jedynie głośno ślinę, uciekając przy tym wzrokiem.
- Nie zapomnieć... i nie tylko z laskami. - wydusiłem przez ściśnięte gardło, wstając gwałtownie z kanapy. W pokoju panowała kompletna cisza. Czułem się z tym okropnie, bo wiedziałem, że wyszedłem przed swoim najlepszym kumplem na dewianta i zboczeńca, który szuka przygód na każdym kroku - Taeyong, ja sobie nie radzę.. Potrzebuję go, rozumiesz? - uderzyłem ręką o ścianę, po czym osunąłem się na podłogę, płacząc przy tym jak dziecko - Bez niego jestem nikim.. Nikim! - poczułem jedynie jak chłopak klęka za mną. Po chwili odwrócił mnie do siebie, mocno mnie przytulając. Nic nie mówił.. i dobrze. Wystarczyło mi to, że w końcu wyrzuciłem z siebie coś, co koszmarnie mnie męczyło i że Tae chyba mnie zrozumiał - Czuję się jak śmieć. 
- Coś ty nawywijał.. - szepnął, głaszcząc mnie po plecach.
- Potrzebuję go. Tae..
- Wiem. Wszystko wiem. - płakałem przez najbliższą godzinę. Musiałem w końcu wyrzucić z siebie cały żal... chciałem, by ktoś mnie wreszcie wysłuchał. Żeby ktoś po prostu przy mnie był. Zmęczony płaczem i męczącym mnie kacem, zasnąłem. Obudziłem się, gdy na dworze było już ciemno. Przynajmniej czułem się znacznie lepiej niż rano, a czułem, że przede mną kolejna rozmowa z moim przyjacielem. Wyszedłem niechętnie z sypialni, widząc palące się w kuchni światło. Taeyong siedział przy stole popijając przy tym intensywnie pachnącą kawę. Wpatrywał się w nią z wyraźnie zmartwioną miną, bardzo mocno o czymś rozmyślając.
- Taeyong.. - chłopak uniósł głowę, lekko się uśmiechając.
- Jak się spało?
- W porządku. - usiadłem na wprost niego, wbijając wzrok w drewniany stół.
- Zrobię ci coś jeść.
- Nie.. niczego nie przełknę. 
- Rozmawiałem z Sichengiem. - uniosłem gwałtownie głowę, widząc lekki uśmiech na twarzy przyjaciela - Prosił żebyś przeszedł się do lekarza.
- Po co mu o tym mówiłeś?
- Żebyś miał motywację. Wiem, że mnie byś nie posłuchał. 
- Nie powinieneś się nim wysługiwać... wyrządziłem mu wystarczająco krzywdy. 
- Wyrządziliśmy... ale on nadal cholernie się o ciebie martwi. - skinąłem głową, głęboko przy tym wzdychając - Słuchaj Yuta... ja wiem, że ten dzień nie należy do najlepszych, ale mam do ciebie jeszcze parę pytań.
- Chyba już nie mam nic do ukrycia. 
- Jest mi cholernie niezręcznie, ale.. 
- Dawaj. - wzruszyłem ramionami, patrząc na niego beznamiętnie.
- Co ci przyszło do głowy żeby sypiać z facetami?
- Chyba nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. 
- Ale..
- Nie wiem... może to była forma sprawdzenia się? Ukarania?
- Ukarania? 
- Robili ze mną co chcieli.. - parsknąłem śmiechem, czując jak po moim policzku spływa łza - Błagam cię, nie mów o niczym Sichengowi. 
- Niczego mu nie powiem.. Boże, Yuta..
- Wiem, jestem idiotą. Skończonym idiotą.. - spojrzałem na przyjaciela, wycierając pospiesznie policzek - Przepraszam Tae, ale chciałbym już zostać sam.
- Nie mogę cię zostawić..
- Nie mam dwóch lat. Poradzę sobie. 
- Yuta..
- Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Zrozum, że muszę sobie wszystko poukładać.
- A twoje zdrowie?
- Taeyong.. doceniam to, że się o mnie martwisz, naprawdę. Ale dzisiaj już wystarczająco się nad sobą użalałem... czuję się jak frajer. 
- Powiedziałem ci, że to nie wstyd.. 
- Przestań już, okej? - wstałem od stołu, podchodząc do kuchennego okna - Chcę zostać sam. 
- Nie potrafisz mówić o swoich emocjach.. 
- Nie potrafię.. czasami pewne rzeczy wolę zostawić dla siebie. 
- Myślisz, że powrót Sichenga by wszystko zmienił? - uderzyłem ręką o blat, ponownie się rozklejając - Postaram się o to.. nie mogę patrzeć, jak się męczycie. 
- Taeyong.. 
- Jasne.. już mnie nie ma. - westchnął, idąc w kierunku drzwi. Wiem, że nie powinienem go tak traktować, ale nagromadziło się we mnie tak wiele emocji, że nie potrafiłem nad nimi zapanować. Doceniam to, że był przy mnie cały dzień, ale czuję, że muszę teraz pobyć sam ze sobą i swoimi pogmatwanymi myślami... tak chyba będzie lepiej.


*

                          Minęło kilka dni. Był już dość późny wieczór. Po kolejnej walce z krwotokiem z nosa, ruszyłem do swojego ukochanego łóżka. W momencie, w którym na nim usiadłem, usłyszałem dźwięk telefonu. Nie patrząc na to, kto dzwoni, odebrałem go, wbijając wzrok w zdjęcie uśmiechniętego 18-latka.
- Słucham.
- Cześć Yuta. - zamurowało mnie. Autentycznie zaniemówiłem. Gdy usłyszałem głos Sichenga, moje serce niemalże się roztopiło - Ja... dzwonię tylko żeby się zapytać, czy wszystko z tobą w porządku.
- T... tak.. Strasznie się cieszę, że zadzwoniłeś. - usłyszałem jego ciche westchnięcie. Przysięgam, że jest to najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie od wielu, wielu dni.
- Byłeś u lekarza? 
- Nie miałem na to czasu. 
- Yuta, proszę cię. 
- Dlaczego tak ci na tym zależy? 
- Sam nie wiem.. Powinieneś być mi całkowicie obojętny. - przełknąłem z trudem narastającą w gardle gulę, sięgając po moje ulubione zdjęcie.
- Sicheng..
- Zadzwoniłem tylko, żeby ci przypomnieć o badaniach..
- Posłuchaj mnie..
- Na razie. - rozłączył się. Zacisnąłem wargi, czując cisnące się do oczu łzy. Chciałem go przeprosić.. powiedzieć, że bardzo za nim tęsknię i że go kocham, ale Sicheng nie dał mi nawet dojść do słowa. Jedno jest pewne.. nie poddam się tak łatwo i będę o niego walczyć, choćby nie wiem co. Muszę tylko odpowiednio to rozegrać. Fakt, że Sicheng sam do mnie zadzwonił, okazując mi przy tym odrobinę uwagi i zainteresowania moją osobą sprawił, że znów nabrałem chęci do działania.


*

                         Piłem dziś cały dzień. Czuję, że staję się osobą, którą nigdy dotąd nie byłem. To Taeyong pił zawsze na umór, nie umiejąc się kontrolować, a ja byłem tym "porządnym" chłopakiem, który go pilnował. A teraz? Teraz role całkowicie się odwróciły. Piję już nie tylko na imprezach i z moim przyjacielem. Piję, kiedy jestem sam w domu, a to jest bardzo niepokojące. 
Wsiadłem do samochodu, sięgając po leżącą na podłodze butelkę wody. Po wypiciu kilku solidnych łyków, zapiąłem pasy odpalając auto.
- No to jazda.. - czknąłem, ruszając w kierunku willi mojego przyjaciela i jego młodszego brata. Czułem, że jeśli nie porozmawiam z Sichengiem, to oszaleję. Tęsknota za nim zabija mnie z każdym, kolejnym dniem. Nigdy nie byłem zakochany, a już na pewno nie w chłopaku. Nie sądziłem, że tak mocno przywiążę się do tego dzieciaka i że będę w stanie zrobić dla niego absolutnie wszystko. Po przejechaniu dość sporej odległości, która była dla mnie niezłym wyzwaniem, dotarłem pod dom Taeyonga i Sichenga. Mój plan nie był zbyt mądry, ale jestem już tak zdesperowany, by go odzyskać, że jestem w stanie zrobić każdą, nawet najgłupszą rzecz. Wszedłem do ogrodu, po czym poszedłem za dom, gdzie znajdował się pokój nastolatka. Wiedziałem, że mi nie wybaczy, ale chciałem spróbować, by mieć choć na moment czyste sumienie. Włączyłem na przenośnym głośniku piosenkę, przy której Sicheng pocałował mnie po raz pierwszy. Zawsze gdy jej słucham, myślę o tym gnojku. W końcu jakby nie patrzeć, mówi samą prawdę. Gdy Freddie Mercury zaczął śpiewać fragment "Love of my life...", zacząłem mu wtórować, czując, że robię z siebie kompletne pośmiewisko. 
- Sicheng, kocham cię! - wtedy też ujrzałem w ogromnym oknie, smukłą sylwetkę chłopaka. Wpatrywał się we mnie przez chwilę wielkimi oczyma, jednak zaraz po tym zasłonił ciemne zasłony, całkowicie się ode mnie odcinając. Nie poddawałem się. Darłem się w niebo głosy, starając się pokazać mu, jak ważną jest dla mnie osobą. W pewnym momencie drzwi wychodzące na ogród otworzyły się, a z nich wybiegł zaskoczony nastolatek. 
- Co ty wyprawiasz? - zapytał, ściszając muzykę - Oszalałeś?
- Poznajesz tą piosenkę? 
- Poznaję.. - chłopak owinął się dużym, puchatym swetrem, uważnie mi się przyglądając - Jesteś pijany. 
- Sichengie. - upadłem przed nim na kolana, łapiąc go za drobne dłonie - Wybacz mi, błagam cię. Strasznie cię kocham i tęsknię za tobą.
- Przestań. - owinąłem ręce wokół jego bioder, wtulając tym samym twarz w jego płaski brzuch - Yuta..
- Sicheng, przepraszam. Ten zakład to był błąd... błąd, rozumiesz? Kocham cię, uwierz mi.
- Yuta, okłamałeś mnie i strasznie skrzywdziłeś.. 
- I zrobię wszystko, żeby to naprawić. Daj mi szansę. 
- Co.. Yuta, co ty tu robisz? - oderwałem się od 18-latka, widząc wybiegającego z domu Taeyonga.
- Zajmij się nim.. - burknął Sicheng, robiąc gwałtowny krok w tył.
- Ale co tu się dzieje? - przyjaciel chwycił mnie w pasie, pomagając mi wstać - Wstań chłopie... Śmierdzi od ciebie alkoholem.
- Znowu się upił. - szepnął nastolatek, wycierając mokry policzek.
- Sichengie.. - chciałem dotknąć jego twarzy, jednak ten odtrącił moją rękę, wybuchając przy tym płaczem.
- Mówiłem ci, że nie chcę cię nigdy więcej widzieć. 
- Młody..
- Dajcie mi święty spokój. - po tych słowach ruszył pędem do domu, trzaskając ostentacyjnie drzwiami. 
- Sicheng..
- Chodź.. chodź do środka, ja z nim pogadam. 
- Co ja mam robić? 
- Weź się w końcu w garść, do cholery. Walisz jak menel z dworca. 
- Ja chcę tylko go odzyskać. 
- Raczej mało kto będzie chciał być z chłopakiem-alkoholikiem, wiesz? Musisz się w końcu za siebie wziąć. - Tae wprowadził mnie do domu, po czym zaczął prowadzić mnie do swojego pokoju - Jak się tu dostałeś w tym stanie?
- Samochodem. 
- Chyba sobie żartujesz.
- Nie.
- Kurwa... jesteś największym idiotą jakiego znam. 
- Wiem. - chłopak położył mnie na swoim łóżku, zdejmując ze mnie kurtkę i buty.
- Zostaniesz na noc u mnie, a jutro rano osobiście zawiozę cię do lekarza... dalej tak nie będzie. 
- Ale..
- Nie dyskutuj, bo oberwiesz w pysk. Ten alkohol całkowicie wyżarł ci mózg. 
- Ale Sicheng..
- Zostaw to mi, okej? Pokazując mu się w takim stanie, ranisz go jeszcze bardziej. - pewnie ma rację, ale ja nie potrafię zapanować nad tęsknotą za nim. Przez to robię masę głupich rzeczy, robiąc z siebie kompletnego debila. Może to, że go nachodzę i ciągle o sobie przypominam, rzeczywiście go rani? Ale jak z drugiej strony mam o niego zawalczyć? Pierwszy raz w życiu czuję się tak pogubiony...





~c.d.n.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 komentarz:

  1. nie rozumiem jednak zachowania Winwina... myślę, że Yuta już wystarczająco pokazał, że faktycznie mu zależy no jeju:((

    OdpowiedzUsuń