10 grudnia 2018

Zakład~cz.5 [Yuta&WinWin]




- Dzień dobry. - uśmiechnąłem się szeroko, widząc stojącego w drzwiach Sichenga. Zgodnie z wcześniejszą umową, zadzwonił do mnie, gdy jego rodzice i Taeyong wyszli na bankiet.
- Cześć. - zaśmiał się, wskakując na mnie. Podtrzymałem jego pośladki, witając go czułym całusem. Sicheng owinął ręce wokół mojej szyi, odwzajemniając moje czułości. Nie widzieliśmy się ze sobą zaledwie jeden dzień, a zdążyłem się bardzo za nim stęsknić.
- Daj mi wejść do środka. - uśmiechnąłem się, słysząc jego chichot. Nastolatek za nic w świecie nie chciał się ode mnie odkleić. Przekroczyłem z nim próg domu, zamykając solidnym kopnięciem drzwi - Jakie mamy plany na dzisiaj?
- Zaraz coś wymyślę. - chłopak stanął na podłodze, dając mi buziaka w policzek - Rozbieraj się i chodź. 
- O której wrócą rodzice?
- Nie wiem.. pewnie w nocy, jak zwykle. 
- A jak mnie tutaj przyłapią?
- Nie robimy przecież nic złego. - nastolatek złapał mnie za rękę, ciągnąc mnie w kierunku pokoju. Dziwnie się czułem. Miałem wrażenie, że robię coś naprawdę złego i fakt, że się zakochałem, to coś na wzór zbrodni. Szedłem teraz w towarzystwie Sichenga, do jego sypialni. A nie tak jak zwykle, do Taeyonga. Bałem się, choć z tyłu głowy doskonale wiedziałem, że to przecież nic złego. Dlaczego więc żyję w takim strachu i poczuciu winy?
- Wow.. nie wierzę, że wkraczam w końcu do groty smoka. - zaśmiałem się, dostając porządnie w ramie - Auć!
- Dobrze ci tak. 
- No ale za co to?
- Nie zapraszałem cię tu wcześniej, bo... no nie mieliśmy ze sobą jakiegoś super kontaktu. 
- Nie da się ukryć. - położyłem się na wygodnym łóżku, biorąc przy tym głęboki oddech. Panikowałem, że za moment do pokoju wparuje Tae, choć wiem, że był masę kilometrów stąd. Sicheng miał rację... Taeyong potrafi wywołać w człowieku bezpodstawny lęk. W pewnym momencie poczułem, jak nastolatek siada na mnie okrakiem - Co tam? - chłopak nachylił się do mnie, przyglądając mi się z uśmiechem.
- A nic. 
- Nic? Co kombinujesz? 
- Od razu kombinuję. Chcę na ciebie popatrzeć. - uśmiechnąłem się, pieszcząc palcem jego nieskazitelny policzek.
- I co takiego widzisz?
- Hm.. starego durnia.
- O ty...
- Żartuję. - zaśmiał się, wtulając się we mnie - Widzę kogoś, kogo bardzo lubię i komu ufam. - szepnął, całując mnie w szyję. Objąłem go jedynie, drapiąc go delikatnie po plecach. Jestem beznadziejny.. Jak cała ta sprawa wyjdzie na jaw, to Sicheng na pewno prędko nikomu już nie zaufa - A ty?
- Ja?
- Lubisz mnie? - zapytał, unosząc na mnie wzrok.
- Nie... ja cię uwielbiam, nie lubię. 
- Naprawdę?
- Naprawdę. - szepnąłem, głaszcząc go po coraz to cieplejszym policzku. Sicheng przywarł do mnie wargami, nieśmiało mnie całując. Chciałem w tym momencie dać sobie porządnie w twarz i wykląć swoje zachowanie. Z drugiej jednak strony byłem tak podekscytowany jego bliskością i tak szczęśliwy, że mam przy sobie kogoś takiego, że jedyne czego pragnąłem, to cieszyć się tą chwilą jak najdłużej.
- Wiesz co? - spojrzałem w jego radosne oczy, oblizując przy tym wargi.
- Słucham.
- Nigdy bym nie powiedział, że to wszystko się tak potoczy... Że lepiej cię poznam, że.. że chyba z tobą będę.. i to tak szybko. - uśmiechnąłem się pod nosem, zaczesując za jego ucho, lekko już przydługie włosy.
- Też bym nigdy o tym nie pomyślał. 
- Nie wiedziałem, że jesteś taki fajny.
- A widzisz. Stare pryki też potrafią być fajne. - zaśmialiśmy się, po czym Sicheng obdarował mnie słodkim buziakiem w czoło. Był to niesamowity gest... poczułem się wtedy rzeczywiście dla niego ważny, czując jednocześnie, że ten dzieciak chce zapewnić mi bezpieczeństwo. Że jest gotów na coś większego... poważniejszego. Pytanie tylko, czy ja jestem na to gotowy.
- Przytul mnie. - chłopak zsunął się ze mnie, odwracając się do mnie plecami. Położyłem się za nim, mocno go przytulając. Nasze dłonie splotły się, umiejscawiając się przy klatce piersiowej 18-latka. Czułem jego mocno bijące serce i ciężki oddech... denerwował się. Czułem, że mimo wszystko moja obecność go stresuje.. podobnie jak mnie, jego. Pocałowałem go w rozgrzany kark, czując jak ten się spina.
- Co jest?
- To mój czuły punkt. - szepnął, chichocząc.
- Szybko go znalazłem. 
- Ale nie wykorzystuj tego przeciwko mnie.
- Przeciwko tobie? 
- Mhm.. to mnie stresuje. 
- No co ty. - wzmocniłem uścisk, dając mu buziaka w tył głowy - Nie denerwuj się tak.
- Yuta..
- Tak?
- Powiem ci coś.. tylko się nie śmiej.
- Obiecuję, że nie będę. 
- No bo nigdy nie byłem z nikim tak blisko. Dlatego nie potrafię się zachować w pewnych sytuacjach. - uśmiechnąłem się, przekręcając nastolatka na plecy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ułożyłem dłoń na jego policzku, uważnie obserwując jego błyszczące oczka.
- Potrafisz się zachować w absolutnie każdej sytuacji... i to w idealny sposób, wiesz?
- No coś ty..
- A jeśli czegoś nie chcesz, albo nie masz na coś ochoty... alboooo masz ochotę na coś więcej.. - zaśmiałem się, widząc szeroki uśmiech na jego buzi w towarzystwie uroczego rumieńca - To masz mi o tym wszystkim mówić, rozumiesz? 
- Jasne. - przytaknął, zaczesując moje włosy - A ty z kimś już byłeś, Yuta?
- Za dużo powiedziane.
- Jak to?
- Miałem.. miałem kilka przelotnych dziewczyn..
- Ach... na raz do łóżka i do widzenia? 
- Sicheng, to nie tak..
- Spokojnie. - zaśmiał się, dając mi buziaka w kącik ust - Jestem po prostu ciekawy. - wziąłem głęboki oddech, odwracając przy tym nieco zmieszany wzrok. Z perspektywy czasu widzę, że moje zachowanie było naprawdę szczeniackie i niesamowicie się teraz tego wstydzę. Nie chcę być postrzegany przez Sichenga w taki sposób - To jak? Mam rację?
- Niestety. 
- No tak... studia robią swoje.
- Sichengie, ja naprawdę...
- Przestań mi się tłumaczyć. - chłopak wskoczył na mnie ponownie, chichocząc - Ufam ci, wiesz? Wiem, że teraz byś tak nie robił. - mówiąc to, mocno mnie przytulił, wzdychając. Nie zasługuję na niego... zdecydowanie nie jest to chłopak dla mnie. Jest za dobry, a ja cały czas robię go w konia.. - Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
- Jaka?
- Dlaczego tak nagle zwróciłeś uwagę na mnie, skoro do tej pory kręciły cię tylko dziewczyny? - przełknąłem z trudem ślinę, chcąc powiedzieć mu całą prawdę. Mam dość okłamywania go i mydlenia mu oczu.. Chcę żeby był wszystkiego świadom, a to, co postanowi... cóż. Pogodzę się z jego każdą decyzją.
- Ja..
- Bardzo mi to schlebia, wiesz? 
- Jesteś cholernie inteligentnym, wrażliwym i kochanym chłopakiem... dlatego zwróciłem na ciebie uwagę. - wiem, jestem zasranym tchórzem, ale nie potrafię go tak skrzywdzić. Sicheng uniósł jedynie na mnie wzrok, przytakując.
- Jesteś najlepszy. - szepnął, wtulając się we mnie jak rzep. Nienawidzę siebie i mówię to z pełną świadomością.


*

- Cześć Yuta. - westchnąłem, słysząc w słuchawce głos Taeyonga. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka dni. Wiem, że to ja powinienem wykonać pierwszy krok, ale nie umiałem. Przez ostatnie dni boję się robić cokolwiek, by nie wygadać się przed którymś z braci. Żyjemy w jakimś pieprzonym trójkącie, gdzie każdy z każdym ma jakąś tajemnicę.
- Cześć.
- Słuchaj... dobra, powiem krótko. Nienawidzę się z tobą kłócić i mam już dość tego, że nie mam do kogo gęby otworzyć.. - uśmiechnąłem się lekko, kładąc się wygodnie na kanapie - Jest piątek, chodź na imprezę.
- Sam nie wiem.
- Wiem, że się poprztykaliśmy, ale..
- Dobraaa... niech ci będzie. 
- O... czyli między nami okej?
- Okej, okej. - odchrząknąłem, włączając telewizor - Gdzie chcesz iść?
- Może tradycyjnie obchód po klubach?
- Spoko, możemy iść. 
- Wezmę Sichenga. - poderwałem się na równe nogi, czując mocniej bijące serce.
- Co? Po co?
- Bo coś słabo ci idzie.
- Ale..
- Ostatnio zaczął się nawet do mnie odzywać.. ma jakiś dobry humor. Może się zgodzi.
- Em.. ja.. ja myślałem, że to będzie takie wiesz.. nasze wyjście.
- Bo będzie, ale z młodym na doczepkę. 
- Tae, no nie dzisiaj..
- Będziemy po ciebie za godzinę. Zbieraj się. 
- Ale.. Taeyong! - rozłączył się. Niech to szlag! Mam nadzieję, że Sicheng się nie zgodzi. Nie mam pojęcia, jak miałbym się zachować w takiej sytuacji. Rozmawiać z Tae i udawać, że Sicheng jest dla mnie obcą osobą? Widujemy się codziennie i jesteśmy ze sobą coraz bliżej, a teraz miałbym się zamknąć i udawać, że dopiero się poznajemy? Że do niczego między nami nie doszło? Przecież oboje zwariujemy, jak będziemy to dalej ciągnąć w taki sposób. Jeśli jednak pójdzie, będę musiał wziąć go w jednym z klubów na stronę i omówić sposób, w jaki będziemy działać... przecież to chore. 
                          Po ustalonej godzinie, zszedłem pod blok wypatrując samochodu przyjaciela. Przyznam szczerze, że nigdy w życiu nie denerwowałem się tak, jak teraz. Ta sytuacja jest tak absurdalna, że już sam nie wiem, czy powinienem się śmiać czy płakać. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk silnika charakterystycznego dla auta Taeyonga. Zacisnąłem powieki, modląc się w duszy, by w środku siedział tylko on. Oczywiście moje życie nie byłoby sobą, gdyby coś poszło po mojej myśli. Zauważyłem siedzącego na tylnym siedzeniu Sichenga, od którego bił taki sam strach, jak ode mnie. 
- Wskakuj stary! - przywitał mnie Taeyong, machając do mnie przez okno. Z mocno bijącym sercem, usiadłem obok niego, przybijając sobie z nim piątkę.
- Cześć.
- Patrz kogo udało mi się wyciągnąć z domu. - zaśmiał się, wskazując na tylne siedzenia. 18-latek aż podskoczył. Gdy spotkał się z moim spojrzeniem, odwrócił pospiesznie wzrok, bawiąc się nerwowo palcami. 
- Cześć młody. - wymamrotałem, widząc jak ten wita mnie skinieniem głowy. 
- A ty co? Języka w gębie nie masz? - westchnął Taeyong, jednak zaraz po tym dostał ode mnie w ramię.
- Przestań. 
- Auć.. Widzisz Sicheng? Będziesz miał przynajmniej ochroniarza na imprezie. 
- Tae, daj spokój. - włączyłem radio, wygodnie się rozsiadając - Gdzie jedziemy?
- Zaparkujemy w Gangnam i zrobimy obchód. Zobaczymy, gdzie jest najlepiej. - ruszył. Wykorzystując to, że był skupiony na drodze, spojrzałem na twarz 18-latka odbijającą się w przednim lusterku. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, puściłem mu oczko, widząc uśmiech na jego buzi, który z trudem powstrzymywał. 
- Robiliście jakiś before? - zapytałem, chcąc zagadać mojego przyjaciela, by jego brat mógł się w spokoju wyśmiać. 
- Z nim? Coś ty. Poza tym, co ty chciałeś, żebym jechał po pijaku?
- Zawsze jeździsz, debilu.
- Cicho, bo jeszcze mnie gnojek rodzicom podpierdzieli.
- Kusi.. ale nie zrobię tego. - burknął Sicheng, wywołując uśmiech na moich ustach. Ciekaw jestem, który z nas pierwszy pęknie i wygada się przed Taeyongiem.
- Jaki ty jesteś dobroduszny... nie poznaję cię ostatnio. 
- Doceń to, a nie jeszcze się czepiasz.
- Widzisz, jaki on jest pyskaty? - westchnął Tae, wjeżdżając na jakiś parking - Normalnie momentami nie idzie z nim wytrzymać. 
- To chyba u was rodzinne. - spojrzałem na niego, unosząc przy tym brew - Też momentami mam ochotę cię zatłuc.
- Wysiadaj z mojego samochodu... Muszę skopać ci dupę. - tradycyjnie obchód klubów zaczęliśmy od ulubionego miejsca Taeyonga. Klubu, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. Wszyscy piją, palą, ćpają, kochają się ze sobą po kątach, jak króliki. Kiedyś sam uwielbiałem to miejsce, bo było najlepszą opcją na dobrą zabawę bez żadnych konsekwencji. Znam ten klub na wylot i wiem, że Sicheng za nic w świecie się tu nie odnajdzie. Głośna muzyka, smród papierosów, lejący się litrami alkohol i tutejsi dilerzy czekający na takie sierotki, jak on. Muszę go mieć jakoś na oku - Ooo patrz kto tam siedzi! - spojrzałem na jedną z loży, widząc siedzącą tam grupę znajomych Tae. Sami idioci i degeneraci... nigdy za nimi nie przepadałem - Chodź się przywitać! 
- Idź sam! Ja z Sichengiem poszukamy jakiegoś miejsca!
- Na pewno?!
- Idź! - gdy Tae zniknął mi z pola widzenia, przeniosłem wzrok na przestraszonego, lekko zagubionego 18-latka. Bez chwili namysłu złapałem go za nadgarstek, ciągnąc go w kierunku łazienki, w której z reguły jest nieco ciszej. 
- To klub? - zapytał, gdy zamknąłem za nami drzwi - Co tu się dzieje? 
- Sicheng, posłuchaj mnie. - złapałem jego twarz w obie dłonie, uważnie mu się przyglądając - Błagam cię, uważaj... Musimy uważać, żeby to wszystko nie wyszło na jaw.
- Mówisz.. mówisz o nas? - skinąłem głową, widząc jak ten marszczy brwi - Wstydzisz się mnie?
- Co? Zwariowałeś? 
- Żartuję. - uśmiechnął się, dając mi buziaka - Wiem Yuta. Staram się pilnować. 
- Mądry z ciebie chłopak. - pocałowałem go w czoło, uśmiechając się - I proszę cię, trzymaj się blisko mnie. Ten klub to.. no..
- Ta... pozwól, że to przemilczę. - zaśmiałem się, drapiąc go po głowie.
- Cieszę się, że z nami przyjechałeś.
- Naprawdę?
- Mhm. - przywarłem do niego wargami, czując bijącą od niego słodycz - Mmm.. trochę się tego bałem, ale damy radę. 
- Oczywiście, że damy. - szepnął, dając mi szybkiego buziaka - Chodź, bo Taeyong może nas szukać. 
                                     Nigdy w życiu nie stresowałem się tak podczas imprezy. Nie chodzi już nawet o to, że moja relacja z Sichengiem może wyjść na jaw. Bardziej bałem się o atmosferę panującą w klubie i o to, że coś może mu się stać. Tae go nie oszczędzał. Co chwilę donosił mu piwo czy soju, a ten bez żadnego zawahania wszystko wypijał. Nie znałem go od tej strony. Odkąd go poznałem, myślałem, że to grzeczny, spokojny nastolatek. 
- Yuta! - spojrzałem na siedzącego obok mnie 18-latka. Jego starszy, durny jak but brat, zajmował się w tym czasie jakąś laską, którą poznał chwilę temu, więc nie zwracał na nas większej uwagi.
- Co tam?!
- Idę do łazienki!
- Pójść z tobą?! 
- Trafię, nie martw się! - uśmiechnął się, idąc w jej kierunku. Patrzyłem na niego dopóki nie zniknął za jedną za ścian korytarzy, które prowadziły w tamto miejsce. Już mnie skręcało na wszystkie możliwe strony. Mimo to postanowiłem wyluzować i mu zaufać. Przecież to bystry dzieciak. Nie da się wciągnąć w jakieś bagno. W międzyczasie sięgnąłem po jednego szota, drugiego... piątego, a jego wciąż nie było. 
- Taeyong! - spojrzałem na przyjaciela, który pożerany był niemalże przez nowo poznaną dziewczynę. Siedziała na nim okrakiem, dobierając się do niego jak ostatnie ścierwo. Nie cierpię takich lasek... zero szacunku do samej siebie.. - Hej! - olał mnie... jakie to typowe. Kiedy ma obok siebie jakąś dziewczynę, nic innego się dla niego nie liczy. Poderwałem się więc z kanapy, idąc w kierunku łazienek. Miałem nadzieję, że zastanę go stojącego w bardzo długiej kolejce, co było typowe dla tego miejsca, ale tak nie było... Łazienka była kompletnie pusta - Co jest.. - ruszyłem pospiesznie w kierunku baru. Może coś kupował.. w końcu alkohol wchodzi mu wyjątkowo gładko, a nasz stolik był już niemalże pusty - Hej! - zaczepiłem barmana, rozglądając się przy tym nerwowo po klubie. 
- Co podać?!
- Widziałeś może wysokiego, szczupłego blondyna?! Czarne spodnie, koszulka z nadrukiem!
- Sorry, ale nie! Za dużo ludzi się tu kręci! 
- To 18-letni gnojek! Chcecie mieć problemy?!
- Stary, nie pomogę ci! Naprawdę go nie widziałem! - z całej tej frustracji uderzyłem ręką w ladę baru, po czym ruszyłem w kierunku dworu. Na wylocie z klubu znajdowała się palarnia i szatnia, a przed klubem był niewielki ogródek. Wprawdzie o tej porze roku nieczynny, ale jednak. 
- Sicheng! - szatnia pusta, palarnia także.. cholera jasna, przysięgam, że za moment oszaleję. Wybiegłem na dwór... zimny, wietrzny dwór. Ujrzałem stojącego przy jednym z drzew Sichenga w towarzystwie mężczyzny, którego bardzo dobrze już znam. Dupek sprzedaje po klubach różnego rodzaju dziadostwo i jestem pewien, że Sichengowi też chciał coś wcisnąć. W pewnym momencie zobaczyłem, jak jego wielka łapa spoczywa na policzku nastolatka, przez co ten jedynie zachichotał, czerwieniąc się. Zagotowałem się. Widok Sichenga zaczepianego przez potencjalną konkurencję, doprowadzał mnie do szału. Nie wiedziałem, że jestem o niego aż tak zazdrosny - Łapy przy sobie. - warknąłem, odpychając go bardzo gwałtownie. 
- Yuta, ja.. - chłopak próbował się wytłumaczyć, jednak szybko mu to przerwałem.
- Dałeś mu coś? 
- Odwal się dzieciaku.
- Dałeś mu czy nie?!
- Niczego mu nie dałem gnoju! Odpieprz się! 
- Masz szczęście. 
- Grozisz mi? - parsknął śmiechem, wyciągając z kurtki papierosa.
- Owszem.. jeszcze raz cię przy nim zobaczę, to cię zgłoszę na policję.
- Co?
- Powiem, że dobierasz się do nieletnich i że handlujesz prochami.
- Ty..
- Nigdy więcej się do niego nie zbliżaj! To mój jedyny warunek.. - szarpnąłem Sichenga za koszulę, prowadząc go w kierunku klubu. Byłem wściekły... dawał podrywać się staremu dupkowi. Dobrze, że przyszedłem w porę. Wolę nie myśleć jaki bym zastał widok po trzech następnych minutach. 
- Yuta, zaczekaj. - nastolatek wyrwał rękę z mojego uścisku, zatrzymując się - On mi niczego nie dał, przysięgam. 
- Po jaką cholerę z nim wychodziłeś? Szukałem cię po całym klubie, jak idiota.. 
- Zaczepił mnie, jak wychodziłem z łazienki. Poprosił mnie żebym wyszedł z nim na papierosa. 
- Paliłeś?
- Nie.. zaczęliśmy rozmawiać i..
- I byś dał mu się pocałować, gdybym nie przyszedł w porę, co? 
- Nie. Dlaczego miałby to niby robić?
- Jesteś taki naiwny czy kompletnie ślepy?
- Co? Yuta, dlaczego tak się zachowujesz? 
- Bo mi na tobie zależy. Cholernie mi na tobie zależy Sicheng. - chłopak otworzył szerzej oczy, robiąc krok w moją stronę - I jestem o ciebie coraz bardziej zazdrosny. - widziałem po nastolatku, że chce mnie pocałować, ale kompletnie nie miałem na to teraz ochoty - Nie teraz, okej? 
- Yuta.. 
- Idź do środka.. nie mam zamiaru cię znowu szukać. - burknąłem, wracając do klubu. Wbrew pozorom nie byłem zły na niego. Może rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie zamiary miał ten facet. Byłem wściekły na siebie i to, że nie byłem w stanie go upilnować i zapewnić bezpieczeństwa. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś mu się stało.
                             Przez resztę imprezy nie zamieniłem praktycznie słowa z Sichengiem. Chłopak zamawiał co chwilę kolejną porcję szotów, ku uciesze jego starszego brata. Gdy dochodziła trzecia w nocy, 18-latek był niemalże nieprzytomny przez ten przeklęty alkohol. Wielokrotnie prosiłem go, by już skończył, ale kierowała nim tak ogromna złość, że w ogóle nie chciał mnie słuchać.
- Yut... Yuta.. - spojrzałem w kierunku nastolatka, widząc jak ten pokłada się bezwładnie na kanapie, na której siedzieliśmy.
- Co? Domówić ci soju?
- Mmm.. - chłopak zaprzeczył skinieniem głowy, łapiąc mnie za rękę - Zwym.. niedobrze mi.
- Będziesz wymiotować?
- Mhm.
- Cholera jasna. - kopnąłem nogę pochłoniętego obecnością dziewczyn Taeyonga, chcąc zwrócić w końcu jego uwagę.
- Aishh.. co ty wyprawiasz?
- Zbieraj się. - warknąłem, podnosząc z trudem bezwładne ciało Sichenga.
- Co? Dlaczego?
- Widzisz jak wygląda twój brat? 
- Co mu jest?
- Spił się do nieprzytomności, nie widzisz?
- Cholera..
- Idź po jego rzeczy... ja z nim idę do łazienki. - chwyciłem chłopaka w talii, prowadząc go w kierunku łazienek - Sicheng, halo. 
- Umrę..
- Nie umrzesz kretynie. - usadziłem nastolatka nad jedną z toalet, klepiąc go lekko w plecy - Dawaj. - zwracał jak kot, ale to dobrze.. Przynajmniej pozbywał się z organizmu tego dziadostwa. Nawet Taeyonga nie widziałem nigdy w takim stanie, a on też lubi się porządnie zabawić.
- Yuta!
- Ostatnia kabina! - krzyknąłem, słysząc głos Taeyonga.
- I co z nim? - Tae kucnął przy swoim bracie, klepiąc go po ramieniu - Hej, młody.. 
- Nie trzęś nim. 
- Ja pieprzę... Co ja teraz zrobię? 
- Tae, trzeba było o tym myśleć wcześniej. Patrzyłeś na niego, jak leje w siebie litry alkoholu.
- Dobra, nie pouczaj mnie. Co ja mam z nim teraz zrobić? Rodzice mnie zabiją..
- Wezmę go do siebie.. rano go odwiozę. 
- Serio?
- Ta.. - westchnąłem, unosząc twarz Sichenga - Już?
- Mhm. - wytarłem mu usta, unosząc wzrok na przyjaciela.
- Ubierz go i wychodzimy. - gdy w końcu udało nam się opuścić to przeklęte miejsce, położyliśmy Sichenga na tylnych siedzeniach samochodu, wymieniając się spojrzeniami - Nie piłeś dużo, co?
- No nie.. będę prowadził, luz. 
- Okej. - Tae złapał mnie za rękę, uważnie mi się przyglądając - Co jest?
- Dzięki, że się nim zająłeś.. Nie cierpię gnoja, ale serio.. dziękuję.
- Przecież to twój brat.. nie ma o czym mówić. - wymusiłem uśmiech, klepiąc go po ramieniu - Jedziemy? Późno już. 
- Tak, wskakuj. 


*

                             Taeyong odwiózł mnie i Sichenga do mojego mieszkania, w którym od razu położyłem nastolatka do łóżka. Przebrałem go jedynie w swoje rzeczy, umyłem twarz i siedziałem przy łóżku trzymając go za rękę, aż do rana. 18-latek wymiotował co jakiś czas i bałem się, że coś może mu się stać, gdy pójdę spać. Zasnąłem dopiero gdy miałem pewność, że z chłopakiem jest już wszystko dobrze. Obudziło mnie lekkie drapanie po dłoni. Uniosłem głowę, widząc wpatrującego się we mnie, wpół żywego Sichenga. Jego twarz była sina, a oczy okropnie podkrążone.. wyglądał bardzo niepokojąco. Sięgnąłem od razu po przygotowaną wcześniej aspirynę, zalewając ją wodą.
- Yuta.. 
- Trzymaj. - pomogłem mu usiąść, wręczając mu leki - Jak się czujesz? 
- Dziwnie. - 18-latek rozejrzał się po pokoju, biorąc przy tym głęboki oddech - A.. co ja tutaj robię?
- Niczego nie pamiętasz?
- Pokłóciliśmy się, a... a później urwał mi się film. - wymamrotał, wypijając całą aspirynę - O fu.. 
- Hm... piłeś jak głupi. W ogóle mnie nie słuchałeś. Taeyong bał się zabierać cię do domu w takim stanie, więc wziąłem cię do siebie. 
- Dziękuję. - szepnął, jeżdżąc nerwowo palcami po krawędziach szklanki - A.. a to wszystko? - zapytał, wskazując na miski, ręcznik i tony ręczników papierowych.
- Cóż... trochę cierpiałeś w nocy. - wstałem z ziemi, po czym podszedłem do szafy, wyjmując z niej ręcznik, który położyłem przed nastolatkiem - Idź się wykąpać.. ja tu trochę posprzątam. - nie powinienem go tak chłodno traktować, ale to wszystko przez nerwy. Cały czas myślę o tym, co mogło mu się wczoraj stać. Jestem starszy i teoretycznie powinienem być mądrzejszy, a mimo to, doprowadziłem go do takiego stanu. Poza tym cały czas mam przed oczami go w towarzystwie tego pieprzonego dilera. Mam nadzieję, że mówi prawdę i że nie nabrał się jakiegoś gówna. 
                          Przygotowałem lekkie śniadanie, w towarzystwie dużej ilości herbaty. Gdy postawiłem wszystko na stole, ujrzałem stojącego w drzwiach Sichenga, wycierającego niezdarnie mokre włosy.
- Siadaj i bierz się za jedzenie.
- Yuta.. proszę, posłuchaj mnie. - oparłem się o blat, wbijając w niego wzrok.
- Słucham.
- Strasznie cię przepraszam. Ja... po tym, jak się pokłóciliśmy byłem strasznie na siebie zły i.. i dlatego się napiłem..
- Dlaczego byłeś na siebie zły?
- No bo.. no bo dałem się dotknąć temu facetowi i.. ale przysięgam, że niczego od niego nie wziąłem. Przysięgam Yuta.
- Wierzę ci. 
- Przepraszam. - odstawiłem kubek z kawą na ladę, wyciągając rękę w jego kierunku.
- Chodź. 
- Mogę się przytulić?
- Musisz. - Sicheng uśmiechnął się lekko, niepewnie się we mnie wtulając. Objąłem go jak największy skarb, całując go przy tym w głowę - Teraz ty mnie posłuchaj.
- Wiem, zrobiłem źle..
- Nie. Sam do tego doprowadziłem, bo się bardzo o ciebie bałem.. Nie potrafiłem zapanować nad emocjami. - nastolatek uniósł głowę, wpatrując się we mnie nieco już żywszym spojrzeniem.
- Nie obwiniaj się. Sam mogłem o tym pomyśleć. - ująłem jego twarz w obie dłonie, dając mu przy tym delikatnego całusa - Nie powiedziałem przy Tae niczego głupiego?
- Nie.
- To dobrze.
- Zjedz coś Sicheng i się jeszcze położysz. - chłopak owinął ręce wokół mojej szyi, wpatrując się we mnie z zaciekawieniem - Co tam?
- To co wczoraj powiedziałeś.. to prawda?
- A co wczoraj powiedziałem?
- Wiesz.. że ci na mnie zależy i.. i że jesteś o mnie zazdrosny. - wydawało mi się, że słowo "tak" byłoby w tamtym momencie zbyt oklepane. Chwyciłem go za pośladki, sadzając go na blacie, po czym wbiłem się w jego wargi, całując go tak namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd.
- Taka odpowiedź wystarczy? 
- Nie.. nie. Chyba jeszcze nie. - zaśmiałem się, smakując ponownie jego ust. To już nie jest zwykłe zauroczenie. Zakochałem się w nim. Nie wierzę, że to mówię, ale kocham tego gnojka i jestem przy nim cholernie szczęśliwy. Chciałbym mu o tym powiedzieć... chciałbym mu to powtarzać cały czas i wiem, że jest to coś, co on chciałby słyszeć, ale nie mogę tego zrobić. Ta sytuacja jest tak pogmatwana, że chyba lepiej będzie jeśli póki co zatrzymam to dla siebie...




~c.d.n.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


2 komentarze:

  1. jezuuu ja czuje że jeszcze trochę i się coś zjebie qxoasksk

    OdpowiedzUsuń
  2. niech ten debil przerwie ten zakład no bozeee

    OdpowiedzUsuń