- Możesz w końcu przestać rozrzucać swoje brudne gacie gdzie popadnie?! - wrzasnąłem zaraz po wejściu do łazienki. Krew mnie zalewa, jak widzę ten bałagan, ale z Markiem tak jest. Można go prosić o coś setki razy, a on i tak zrobi swoje... dupek.
- Daj mi spokój! Potem to posprzątam! - krzyknął ze swojego pokoju.
- Masz to zrobić teraz! Nie będę się kąpać w towarzystwie twoich brudów! - strasznie mnie irytuje odkąd zerwaliśmy. Wcześniej byłem w nim strasznie zakochany, przez co te rzeczy kompletnie mi nie przeszkadzały, ale teraz momentami nie mogę na niego patrzeć... niego i jakąkolwiek jego rzecz.
- Boże, nigdy się nie zmienisz. - westchnął, wchodząc do łazienki - To zerwanie niczego cię nie nauczyło.
- A przepraszam, czego miało mnie nauczyć? Życia w syfie?
- Nie dzieciaku... dystansu i odrobiny luzu. Masz wiecznie spiętą dupę, ile można..
- Po prostu nie toleruję takich rzeczy.
- Wcześniej ci to zbytnio nie przeszkadzało. - powiedział, wymachując mi swoimi skarpetkami przed oczami. Odtrąciłem jedynie jego rękę, czując jak się we mnie coraz bardziej gotuje.
- Bo wcześniej cię kochałem. Przymykałem oczy na pewne rzeczy.
- Mmm... jak ten czas przeszły czasami boli.
- Przypominam ci Mark, że to przez ciebie zerwaliśmy. - złapałem go za bluzę, wypychając go tym samym z łazienki - A teraz won... chcę się wykąpać. - to ja może zacznę od początku. Mam na imię Haechan, mam 19 lat i tak... mieszkam ze swoim byłym chłopakiem. Znamy się od szkoły podstawowej. Mark był w klasie wyżej, jednak nasze drogi zeszły się podczas wspólnej lekcji wf'u. Złapaliśmy wspólny język. Dogadywaliśmy się w absolutnie każdej sprawie, umieliśmy się śmiać i płakać nad tymi samymi rzeczami. W drugiej klasie gimnazjum zostaliśmy parą. Wtedy jednak tak się na to nie zapatrywaliśmy. Traktowaliśmy to bardziej jak zabawę, wiecie... śmiech podczas pocałunków, nieśmiałe łapanie się za dłonie. W sumie jak tak teraz o tym myślę, to miało to swój urok. Dopiero w liceum zaczęliśmy traktować naszą znajomość niesamowicie poważnie. Obiecaliśmy sobie, że po egzaminach pisanych na koniec liceum, wynajmiemy razem mieszkanie i będziemy studiować i pracować. Tak też się stało. Rodzice Marka znaleźli nam przyjemne, niewielkie mieszkanko w dzielnicy Gwangjin-gu. Piąte piętro, widok na Han.. cudo. Z początku, przez rok, Mark mieszkał tam sam, ale byłem u niego codziennie. Po rozpoczęciu studiów byłem święcie przekonany, że złapałem pana Boga za nogi. Studiowałem, mieszkałem bez rodziców, miałem przy sobie osobę, którą bardzo kocham... do czasu. Po kilku miesiącach takiej sielanki poszliśmy na imprezę do znajomych z uczelni. Wiem, że Mark wtedy dużo wypił, ale to go nie tłumaczyło. Wylądował w pokoju z jakąś dziewczyną i zaczął się z nią całować. Nasz wspólny przyjaciel, z roku mojego byłego mnie o tym powiadomił. W życiu nie widziałem tak okropnego widoku. Nigdy nic tak bardzo mnie nie zabolało. Płakałem, krzyczałem, nawet uderzyłem go w twarz, czego później cholernie żałowałem, mimo że w pełni na to zasłużył. Powiedziałem, że to koniec... że nie chcę z nim być i że nigdy w życiu nie pogodzę się z jego zdradą. Problem polega na tym, że mamy grudzień, a umowa na mieszkanie obowiązuje aż do sierpnia przyszłego roku. Także jestem z nim uwięziony w jednym mieszkaniu przez kolejne osiem miesięcy. Jest to niesamowicie niekomfortowe i kłopotliwe. Mimo że mamy dwa pokoje, do których się teraz rozdzieliliśmy, to i tak spotykamy się w kuchni, łazience, przedpokoju... dramat. Najgorsze jest to, że nadal go kocham, ale jednocześnie pałam do niego tak ogromnym żalem i nienawiścią, że to się w głowie nie mieści. Żeby znać się 12 lat, być razem prawie 6 i tak dostać po dupie...
Wyszedłem spod prysznica, czując unoszący się z kuchni, cudowny zapach smażonego mięsa. Z ciekawości poszedłem w tamto miejsce, widząc stojącego przy płycie grzewczej Marka.
- Co robisz? - burknąłem, opierając się o blat.
- Bulgogi... masz ochotę?
- Nie.
- Daj spokój.. przecież wiem, że lubisz.
- Lubię, ale nie mam ochoty. Jak będę chciał jeść, to sobie sam zrobię.
- I tak ci dam. - westchnął, wracając do gotowania. Obserwowałem go bardzo uważnie. Gotował niesamowicie spokojnie.. tak jak zawsze. Nic nie było w stanie go rozproszyć - Bardzo ci przeszkadzały moje brudy podczas kąpieli?
- Nie.. w końcu je zebrałeś.
- Sorry... taki już mam nawyk.
- Wiem. Znam cię 12 lat, a nie dwa dni. - chłopak skinął głową, dodając do mięsa pokrojone wcześniej warzywa - 12 lat i zrobić coś takiego..
- Nie zaczynaj. Po cholerę jątrzysz?
- W sumie to nie wiem.. i tak to nic nie da.
- A co chcesz tym uzyskać? Chcesz żebym znowu przepraszał cię na kolanach i błagał o wybaczenie? Mogę to robić, ale wiem, że to nic nie da.
- Właśnie.. oszczędź sobie upokorzeń.
- Upokorzeń? Chciałem o ciebie walczyć idioto.
- Trzeba było się nie oddawać pierwszej, lepszej panience. Mało ci było wrażeń? Wystarczyło ze mną pogadać.
- Ile razy mam ci tłumaczyć tamtą sytuację?! - krzyknął, rzucając drewnianą łyżką o blat - Haechan, jesteś uparty jak baba.
- Nie, nie uparty... nienawidzę kłamstwa i zdrady, rozumiesz? Nie zasłużyłem na to.
- Nie, nie zasłużyłeś i jest mi cholernie głupio..
- Dobra, daj spokój. - westchnąłem, podchodząc do lodówki - Tylko soju? Nie ma nic normalnego do picia?
- Każdy miał robić sobie sam zakupy.
- Wiesz, że miałem ciężki tydzień. Nie miałem kiedy iść na zakupy.
- Wiem.. W szafce masz sok. - burknął, wracając do gotowania. Wiecie co jest najgorsze? Że przez kilka dni po naszym rozstaniu, spaliśmy wciąż w jednym łóżku. Boże, to był koszmar. Wstydziłem się przy nim nawet oddychać. Dopiero potem doszliśmy do wniosku, że pokój, w którym trzymaliśmy ubrania, odkurzacz, jakieś graty, przerobimy na pokój dla mnie. Nie byłem w stanie znieść jego obecności w łóżku. Poza tym, jak to wygląda... zerwać z kimś i spać obok siebie. Paranoja - Masz. - Mark podał mi miskę pełną jedzenia, uważnie mi się przyglądając.
- Dzięki. - wziąłem swoją porcję, idąc z nią do pokoju. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Czuję się przy nim bardzo źle. Czasami mam ochotę go uderzyć i zwyzywać, a za moment przytulić się do niego i obejrzeć nasz ulubiony film. Kocham go i bardzo mi na nim zależy. Może właśnie dlatego nie potrafię się przy nim normalnie zachować?
*
- Cześć.
- Hej. - burknąłem, idąc w stronę przedpokoju. Było wcześnie rano i szedłem na zajęcia. Całe szczęście, bo nie wysiedziałbym z nim w mieszkaniu.
- Idziesz na uczelnię?
- Mhm.
- Ja też.. podrzucę cię.
- Nie trzeba. Zaraz mam autobus.
- Ale po co masz jechać autobusem, jak mogę cię podwieźć pod same drzwi? - westchnąłem jedynie, łapiąc za klamkę - Wyglądałeś przez okno?
- Co to ma do rzeczy?
- Ulice są zasypane po kolana... autobus na bank się spóźni. - wywinąłem oczami, czując jak ponownie się we mnie gotuje - Możemy nie gadać całą drogę.
- Możemy? My w ogóle nie powinniśmy ze sobą gadać w tej sytuacji, wiesz?
- Haechan... ze zwykłego, pieprzonego szacunku do siebie, zachowujmy się jak ludzie.
- Ty chcesz mnie pouczać w kwestii szacunku?
- Dobra... jedziesz czy nie?
- Chyba nie mam innego wyjścia. - nie odezwaliśmy się do siebie słowem przez całą drogę. Dziesiątki razy korciło mnie, by złapać go za rękę, uśmiechnąć się do niego, pożartować tak, jak kiedyś, ale duma mi na to nie pozwoliła - Dzięki za podwózkę. - burknąłem, wychodząc z auta.
- O której kończysz? - zapytał, idąc w moje ślady.
- Co za różnica? Mam klucze, spokojnie.
- Może cię zabiorę.
- Po południu drogi będą już przejezdne.
- Ale..
- Na razie. - gdy ruszyłem w kierunku uczelni, poczułem cisnące się do moich oczu łzy. Strasznie za nim tęsknię, mimo że jest na wyciągnięcie ręki. Właśnie dlatego to wszystko jest takie ciężkie. Gdybym od razu się od niego uwolnił, może inaczej bym to wszystko przeżywał, a tak, siedząc z nim pod jednym dachem czuję, że powoli wariuję.
- Ooo Haechan! - nie zatrzymałem się. Wszedłem do środka, idąc pod salę wykładową. Rozmowa z naszym wspólnym znajomym jest ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę - Heeej, młody.
- Co jest? - odwróciłem się gwałtownie, widząc przed sobą zdziwionego Doyounga.
- Oh.. jechałeś z Markiem, ale widzę, że humorek nie dopisuje.
- Ty tak serio?
- Ej, co jest? Myślałem, że..
- Że co? Że mu wybaczyłem? Że się pogodziliśmy i żyjemy jak w bajeczce? Nie, nie jest tak.
- Przepraszam... nadal ze sobą nie gadacie?
- Hyung, nie mam siły.. - odwróciłem głowę, poprawiając wiszącą na ramieniu torbę - Nie chcę ciągle o nim gadać.
- Jasne.. w ogóle idziemy dzisiaj wszyscy pić i..
- Mark też? - Doyoung skinął jedynie głową - Super..
- Chodź z nami.. Tak, jak kiedyś.
- Już nie jest tak, jak kiedyś Hyung i... pójdę już.. za moment mam zajęcia. - przynajmniej nie straciłem kontaktu z naszymi znajomymi. Wszyscy wciąż nam kibicują i mają nadzieję, że do siebie wrócimy. Gdyby wybaczenie zdrady i zapomnienie o niej było takie proste, już dawno bylibyśmy razem..
*
Dochodziła pierwsza w nocy. Siedziałem do późna nad notatkami, przygotowując się do kolokwium, które miałem mieć na drugi dzień. W momencie, w którym zgasiłem światło i położyłem się do łóżka, usłyszałem donośne pukanie do drzwi. Wiedziałem, że to Mark... dureń poszedł do baru ze znajomymi, a ten jak zacznie imprezować to nie zna umiaru. Jeszcze jak chodziłem z nimi, to zawsze go pilnowałem, a ten posłusznie się mnie słuchał, ale odkąd zerwaliśmy, robi już co chce.
- Haechan! Słońce, otwórz!
- Jezu, co za pajac.. - zerwałem się pospiesznie, biegnąc w kierunku drzwi.
- Ooo nie śpisz.
- Właź, nie rób wstydu. - wciągnąłem chłopaka do środka, słysząc jak leci z hukiem na ziemię - No idiota.. - zamknąłem drzwi, kucając obok pijanego Marka. Gdy go odwróciłem, zauważyłem, że całkowicie rozkwasił sobie nos podczas upadku. Dobrze, że jest pijany... przynajmniej nie czuł, że coś mu się stało - Wstawaj.
- Hmm?
- Wstań, dasz radę?
- A pewnie.. ja nie dam? - widząc jak nieudolnie stara się podnieść z ziemi, stwierdziłem, że mimo ogromnej złości i nienawiści jaką do niego pałam, jednak mu pomogę. Posadziłem go pod ścianą, pozbawiając go butów i kurtki - Czekaj.. Haechanie..
- Nie ruszaj się stąd.
- Nie ruszam. Jak Haechan coś mówi.. to jest słowo święte..
- Ta.. - pobiegłem do łazienki po najpotrzebniejsze rzeczy, by opatrzyć mu nos. To śmieszne, żebym pomagał mu w takich rzeczach. Żebym w ogóle w czymkolwiek mu pomagał. Nie cierpię go.. nie znoszę go dotykać. Nie mam z tego już żadnej przyjemności. Wręcz przeciwnie... zaczęło mnie to brzydzić. Mam w sobie tyle sprzecznych emocji, których za nic w świecie nie potrafię wyrazić.. Z jednej strony go kocham i chcę żeby wszystko było jak dawniej. Z drugiej natomiast na myśl o spędzeniu czasu w jego towarzystwie czy dotknięciu go, zbiera mi się na wymioty - Boli? - zapytałem, przykładając mokry ręcznik do jego nosa.
- Ale co?
- Nic.. siedź.
- Ale było..
- Na piciu?
- Mmm... chłopaki.. chłopaki pytali o ciebie.
- I co im powiedziałeś?
- Co powiedziałem?
- Mhm.
- A komu?
- Boże.. - westchnąłem, opatrując jego nos - No chłopakom. Że dlaczego mnie nie ma?
- Aaa.. bo się uczy moje słońce. - zacisnąłem jedynie zęby, starając się wyprzeć z głowy to, co właśnie usłyszałem - Daj buzi.
- Zerwaliśmy.
- Co? - podniosłem go z trudem, prowadząc go powoli w stronę pokoju - Ale dlaczego?
- Wytrzeźwiej. Rano sobie przypomnisz.
- Ale ja chcę wiedzieć teraz. - położyłem go na łóżku, narzucając na niego kołdrę.
- Dobranoc.
- Powiedz mi. - czknął, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
- Niedobrze ci?
- N.. nie.. nie, jest okej.
- To śpij już. - zamknąłem drzwi od naszej byłej sypialni, czując jak znów się rozklejam. Po wejściu do swojego pokoju trzasnąłem drzwiami, czując spływające po policzkach łzy. Nie potrafię panować nad emocjami.. nigdy nie potrafiłem. Jak coś mnie bolało, za każdym razem wybuchałem, by dać upust emocjom. Miałem w swoim życiu wiele nieprzyjemnych sytuacji, ale to, co dzieje się obecnie między mną a Markiem, uderzyło mnie najbardziej. Boję się tego, co stanie się w sierpniu. Boję się, że wtedy całkowicie zerwiemy ze sobą kontakt, a jakby nie patrzeć, Mark był dla mnie chłopakiem, przyjacielem, psychologiem... każdym po trochu. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo że jego zdrada tak cholernie boli. Do sierpnia została jeszcze masa czasu.. tyle może się jeszcze wydarzyć. Mam tylko nadzieję, że już nic gorszego do tego czasu mnie nie spotka. Z resztą sami zobaczymy..
~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ooo nie śpisz.
- Właź, nie rób wstydu. - wciągnąłem chłopaka do środka, słysząc jak leci z hukiem na ziemię - No idiota.. - zamknąłem drzwi, kucając obok pijanego Marka. Gdy go odwróciłem, zauważyłem, że całkowicie rozkwasił sobie nos podczas upadku. Dobrze, że jest pijany... przynajmniej nie czuł, że coś mu się stało - Wstawaj.
- Hmm?
- Wstań, dasz radę?
- A pewnie.. ja nie dam? - widząc jak nieudolnie stara się podnieść z ziemi, stwierdziłem, że mimo ogromnej złości i nienawiści jaką do niego pałam, jednak mu pomogę. Posadziłem go pod ścianą, pozbawiając go butów i kurtki - Czekaj.. Haechanie..
- Nie ruszaj się stąd.
- Nie ruszam. Jak Haechan coś mówi.. to jest słowo święte..
- Ta.. - pobiegłem do łazienki po najpotrzebniejsze rzeczy, by opatrzyć mu nos. To śmieszne, żebym pomagał mu w takich rzeczach. Żebym w ogóle w czymkolwiek mu pomagał. Nie cierpię go.. nie znoszę go dotykać. Nie mam z tego już żadnej przyjemności. Wręcz przeciwnie... zaczęło mnie to brzydzić. Mam w sobie tyle sprzecznych emocji, których za nic w świecie nie potrafię wyrazić.. Z jednej strony go kocham i chcę żeby wszystko było jak dawniej. Z drugiej natomiast na myśl o spędzeniu czasu w jego towarzystwie czy dotknięciu go, zbiera mi się na wymioty - Boli? - zapytałem, przykładając mokry ręcznik do jego nosa.
- Ale co?
- Nic.. siedź.
- Ale było..
- Na piciu?
- Mmm... chłopaki.. chłopaki pytali o ciebie.
- I co im powiedziałeś?
- Co powiedziałem?
- Mhm.
- A komu?
- Boże.. - westchnąłem, opatrując jego nos - No chłopakom. Że dlaczego mnie nie ma?
- Aaa.. bo się uczy moje słońce. - zacisnąłem jedynie zęby, starając się wyprzeć z głowy to, co właśnie usłyszałem - Daj buzi.
- Zerwaliśmy.
- Co? - podniosłem go z trudem, prowadząc go powoli w stronę pokoju - Ale dlaczego?
- Wytrzeźwiej. Rano sobie przypomnisz.
- Ale ja chcę wiedzieć teraz. - położyłem go na łóżku, narzucając na niego kołdrę.
- Dobranoc.
- Powiedz mi. - czknął, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
- Niedobrze ci?
- N.. nie.. nie, jest okej.
- To śpij już. - zamknąłem drzwi od naszej byłej sypialni, czując jak znów się rozklejam. Po wejściu do swojego pokoju trzasnąłem drzwiami, czując spływające po policzkach łzy. Nie potrafię panować nad emocjami.. nigdy nie potrafiłem. Jak coś mnie bolało, za każdym razem wybuchałem, by dać upust emocjom. Miałem w swoim życiu wiele nieprzyjemnych sytuacji, ale to, co dzieje się obecnie między mną a Markiem, uderzyło mnie najbardziej. Boję się tego, co stanie się w sierpniu. Boję się, że wtedy całkowicie zerwiemy ze sobą kontakt, a jakby nie patrzeć, Mark był dla mnie chłopakiem, przyjacielem, psychologiem... każdym po trochu. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo że jego zdrada tak cholernie boli. Do sierpnia została jeszcze masa czasu.. tyle może się jeszcze wydarzyć. Mam tylko nadzieję, że już nic gorszego do tego czasu mnie nie spotka. Z resztą sami zobaczymy..
~c.d.n.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
kocham cie za to skjskdkjsk
OdpowiedzUsuń